J.R. Nyquist
Geneza IV wojny światowej. Uzupełnienie i errata. | |
Nigdy nie myślałem, że Ameryka zdobędzie się na obalenie rosyjskiego satelity (jak w przypadku Iraku). Nigdy nie myślałem, że usłyszę amerykańskiego prezydenta, dającego totalitarnemu dyktatorowi 48 godzin na opuszczenie kraju. A jednak prezydent George Bush tak właśnie zrobił. Zgniótł skorumpowany iracki reżim, wprowadzając w osłupienie Rosję i Francję. Tak znaczące poczynania oznaczają odejście od zasad amerykańskiej polityki, obowiązujących od 50 lat. Od czasu, gdy Chińczycy przekroczyli Jalu-Ciang w 1950 Stany Zjednoczone pozostawały w odwrocie. Pomijając malutką wyspę Grenadę, powstrzymywaliśmy się przed wkroczeniem na terytorium wroga i obalaniem dyktatorów. Zamiast tego woleliśmy negocjować traktaty, których nasi wrogowie nie przestrzegali, jak w przypadku traktatu, kończącego wojnę wietnamską albo porozumienia, które kończyło wojnę w Zatoce w 1991 roku. Zazwyczaj przekupywaliśmy dyktatorów. Jeśli nas oszukiwali, szukaliśmy innych rozwiązań. Teraz mamy do czynienia z innym gatunkiem amerykańskiej polityki. To rodzaj polityki, którego nie przewidziałem w swojej książce. To polityka silna i agresywna. Polityka braku tolerancji wobec wrogów, dążących do zdobycia broni masowego rażenia. W świetle tych wydarzeń, zastanawiam się teraz, czy dynamika poczynań strategicznych zmieniła się? Czy możemy uniknąć losu opisanego w mojej książce?
Dla moich nowych czytelników konieczne jest wyjaśnienie. W 1987 podczas studiów na wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Kalifornia rozpocząłem zapisywanie notatek, wykorzystanych później przy pisaniu "Genezy IV wojny światowej". Większa część książki powstała przed "upadkiem Związku Sowieckiego". Pisałem, spodziewając się takiego upadku. W tej chwili muszę wyjść poza logikę mojej książki i skorygować zawartą w niej analizę zgodnie z ostatnimi wydarzeniami.
W 1987 doszedłem do wniosku, że Anatolij Golicyn miał rację na temat istnienia długofalowej sowieckiej strategii, obejmującej przyszły kontrolowany rozpad sowieckiego imperium. Golicyn sugerował, że taki podstęp może doprowadzić do rozbrojenia Stanów Zjednoczonych, czego następstwem będzie gwałtowne przezbrojenie bloku komunistycznego. W efekcie może nastąpić dramatyczne zachwianie równowagi sił. Będą miały miejsce poważne konsekwencje polityczne, głównie w Europie i w Trzecim Świecie. Antykomunizm przestanie być potrzebny, ponieważ w powszechnej ocenie komunizm przestanie istnieć.
Przynajmniej jeszcze jeden dezerter z bloku komunistycznego (Jan Sejna) potwierdził, że Moskwa rozważała rozpad Układu Warszawskiego w celu podkopania stabilności NATO. To skłoniło mnie do zastanowienia. Jak wielkie znaczenie ma kłamstwo wobec sytuacji, gdy tysiące atomowych głowic jest skierowanych w Stany Zjednoczone. Kłamstwo jest blisko spokrewnione z zabijaniem. Często jest dowodem wrogości. Podkopuje pokój i niszczy stosunki międzynarodowe. W końcu prowadzi do zniszczenia. Rozumiałem, że moskiewska strategia podstępu może przynieść sukces. A to będzie oznaczać osłabienie Zachodu i polityczną dezorientację. W ten sposób przygotowany zostanie atak wojskowy poprzedzony okresem dywersji, sabotażu gospodarczego i aktów terrorystycznych. Nasuwał się tylko jeden wniosek - Kreml nieodwołalnie zmierza do wojny atomowej. Skoro puszczono już całą machinę w ruch, konsekwencje wydawały się nieodwołalne. Krok po kroku, z determinacją Rosja będzie zmierzać do pierwszego uderzenia. W rzeczywistości, rosyjscy generałowie od dawna dysponowali odpowiednim planem. W 1987, jeszcze przed rozpadem Związku Sowieckiego, było to dla mnie oczywiste.
Teraz mamy rok 2003. Możemy spojrzeć w przeszłość i zobaczyć jak te sprawy zostały rozegrane. Możemy zobaczyć pułkownika KGB, Putina, zabiegającego o przyjaźń z prezydentem Bushem a także, ledwie tylko ukryte, militarne przymierze z czerwonymi Chinami. Dla badacza nie powinno być żadnych wątpliwości. Czas potwierdził kierunek prognozowany przez Golicyna, kierunek wskrzeszenia bloku komunistycznego.
Ci, którzy wierzą w moskiewskie kłamstwa będą polemizować z taką analizą. Będą dowodzić, że Ameryka wygrała zimną wojnę. Będą twierdzić, że współzawodnictwo między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim zostało zakończone. Czy nie jest to oczywiste? Ale oczywistości potrafią być podstępne. To prawda, że Ronald Reagan był oklaskiwany za jego twarde stanowisko wobec Związku Sowieckiego, za Inicjatywę Obrony Strategicznej, za odbudowanie armii oraz za odważne słowa pod adresem "imperium zła". Z drugiej strony, każdy kto z uwagą obserwował kolejne poczynania Reagana powinien się raczej powstrzymać przed dalszym komplementowaniem prezydenta, którego wydatki wojenne uległy nagłemu zahamowaniu już w 1985 roku, który nigdy nie zbudował systemu obrony rakietowej, który utrzymał w mocy traktat ABM, podpisał traktat INF ze Związkiem Sowieckim, zaufał Gorbaczowowi. Reagan mówił twardo, ale poszedł tą samą drogą co jego poprzednicy, drogą ustępstw i negocjacji. Stało się tak dlatego, ponieważ
Reagan, podobnie jak poprzednicy, był "burżua". To znaczy, był podatny na pewnego rodzaju iluzje. Komuniści wykiwali Ronalda Reagana, tak jak wykiwali Cartera, Forda, Nixona. "Ufaj ale sprawdzaj" - to był slogan Reagana w jego stosunkach ze Związkiem Sowieckim. Ale nikt nie powinien wierzyć w coś, czego w żaden sposób nie można zweryfikować. Nigdy nie powinno się ufać totalitarnej oligarchii zamieszanej w oszustwo i w potajemne magazynowanie broni masowego rażenia, nawet jeśli przekonują do tego tysiące rozbrojeniowych inspektorów z doktorem Hansem Blixem na czele.
Ofiarą podstępu padł nie tylko Reagan, ale także "konserwatyści" wiodących krajów Zachodu. Oszukani zostali eksperci i politycy. Stało się tak ponieważ konserwatyści (w swojej masie) byli podatni na korupcję. Nie mieli nawet złych intencji. Ale po ludzku nie mogli oprzeć się pokusie ogłoszenia zwycięstwa, do którego nie mieli żadnego prawa - od Helmuta Kohla w Niemczech po Margaret Thatcher i Johna Majora w Wielkiej Brytanii. Połknęli trujący kąsek w postaci Wschodnich Niemiec i sami wyeliminowali się z gry. Wszelkie znaki ostrzegawcze zostały zignorowane. Amerykańska broń atomowa została wycofana z kontynentu europejskiego. Niemal wszyscy uznali zmiany w komunistycznym imperium za prawdziwe i pozytywne. Ale te zmiany były wielostronne i zdradzieckie. Triumf Zachodu nad Związkiem Sowieckim otworzył drogę dla bezpodstawnego gospodarczego optymizmu i politycznej choroby opartej na rzekomym zwycięstwie. Nawet pośród konserwatystów antykomunizm przestał odgrywać jakąkolwiek istotną rolę. Przestał stanowić przeszkodę na drodze Chin i Rosji.
Tym, którzy argumentują, że Związek Sowiecki był rozpadającym się imperium, z upadającą gospodarką i zdemoralizowanym społeczeństwem, chciałbym wskazać na jedną okoliczność, o której w 1989 roku wszyscy zapomnieli: w kategoriach ambicji światowych Związek Sowiecki miał tylko jedną znaczącą przeszkodę do pokonania, którą była amerykańska obrona atomowa. Usunięcie albo osłabienie tej obrony czyni świat bezbronnym wobec rosyjskiego przeważającego, niszczącego potencjału.
Znaczenie broni atomowej nie powinno być pomniejszane. Pierwszy naród w historii, który ucierpiał w wyniku nuklearnego ataku, który okazał się bezbronny wobec broni atomowej, był gotów raczej popełnić "narodowe samobójstwo" aniżeli poddać się przeważającej sile wroga. To było imperium Japonii. Ale wkrótce po wybuchach, które zniszczyły Hiroszimę i Nagasaki, przywódcy kraju uznali, że poddanie się jest opcją możliwą do zaakceptowania (przy zachowaniu władzy imperatora). Atomowe zniszczenie jest zbyt straszną perspektywą nawet dla najbardziej nieprzejednanych. Wojna atomowa nie daje żadnych szans stronie, która tej broni nie posiada. Jedynym efektem takiej konfrontacji może być tylko rzeź, której nic nie może zrekompensować, nawet heroiczna śmierć (ponieważ heroizm nie polega na beznadziejnym oczekiwaniu na spalenie).
Kraj, który może uderzyć w dowolny rejon świata z siłą tysiąca atomowych rakiet, może także rządzić światem. Ludzie w tym kraju mogą żyć w ubóstwie. Jego kultura może być pogrążona w stagnacji. Jego przywódcy mogą być grupą zgrzybiałych starców. To wszystko nic nie znaczy wobec potencjału głowic termonuklearnych. Kraj uzbrojony w tysiące bomb atomowych może decydować o losie narodów. Może zadecydować, że miasta X, Y i Z powinny przestać istnieć w ciągu godziny. To prawdziwy balsam dla przywódców skądinąd zbankrutowanego państwa.
Gra, która się rozpoczęła na początku zimnej wojny, która wzmagała się wraz z rozwojem atomowych arsenałów Związku Sowieckiego i USA dawała tylko dwa możliwe rozwiązania: wojnę atomową albo atomowe rozbrojenie. Inne rozwiązanie jest niemożliwe. Niemożliwe aby dwie strony pozostawały w stanie permanentnego napięcia, z tysiącami pocisków, gotowych do odpalenia. Dlatego, żeby uniknąć wzajemnie wyniszczającej wojny, jedna lub druga strona musi zakończyć rywalizację i rozbroić się. Czyli zrobić dokładnie to, co, zdaniem większości ludzi, miało miejsce pomiędzy listopadem 1989 a grudniem 1991.
Ale są też inne opinie, całkowicie ignorowane przez ekspertów i polityków. To zresztą widomy znak czasu. Paradoksalnie, droga atomowego rozbrojenia może służyć jako autostrada wiodąca prosto do wojny atomowej. Atomowy wyścig zbrojeń wywołuje równowagę, która zapobiega otwartemu konfliktowi, ale rozbrojenie likwiduje stan równowagi i otwiera drogę tym, którzy chcieliby osiągnąć atomową przewagę dzięki tajnym arsenałom atomowym i niemożliwym do wyśledzenia wyrzutniom rakiet balistycznych (jak na przykład ruchome wyrzutnie SS-27).
W następstwie "oczywistego" rozpadu totalitaryzmu w Europie Wschodniej dążenia do rozbrojenia, szczególnie rozbrojenia atomowego okazały się nieodparte. Dla całego zachodniego świata zgon Związku Sowieckiego był usprawiedliwieniem dla zwiększenia wydatków socjalnych w miejsce wydatków na zbrojenia. Taka jest psychologia urynkowionego hedonizmu, systemu do jakiego wyewoluował liberalny kapitalizm. Dlatego zmiany w Europie Wschodniej były akceptowane bezdyskusyjnie. Do upadłego wroga popłynęła pomoc gospodarcza, pożyczki, transfery technologii. Ale pomoc ta nie była wcale użyta dla polepszenia losu rosyjskiego społeczeństwa. Została wykorzystana dla zmodernizowania rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego, z myślą o przyszłym konflikcie.
Wiele z poczynań Kremla, szczególnie dotyczących łamania porozumień rozbrojeniowych, zostało udokumentowane w wydanej w 1997 roku książce emerytowanego agenta wywiadu, Williama Lee, "The ABM Treaty Charade". Nie chodzi tylko o to, że Związek Sowiecki złamał postanowienia traktatu ABM, SALT I i II, Protokołu Genewskiego o Broni Chemicznej, helsińskiego Aktu Końcowego, konwencji o Broni Biologicznej, traktatu o ograniczeniu testów atomowych, traktatu o Broni Atomowej Średniego Zasięgu, ale o to, że sukcesor po Związku Sowieckim (Federacja Rosyjska) kontynuuje ten sam styl łamania wszelkich postanowień aż do dnia dzisiejszego. Według Lee, traktat START II "może zapewnić Rosji zdecydowanie korzystniejszą pozycję w nuklearnej rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi, aniżeli pozycję, jaką osiągnął Związek Sowieckim w szczytowym okresie zimnej wojny." Ale dzisiaj znacznie wyprzedziliśmy postanowienia START II. Obecne porozumienie pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem na temat strategicznego rozbrojenia nuklearnego zapowiada redukcję amerykańskich sił obronnych do mniej niż 2000 strategicznych głowic.
Prognoza Lee wypada nader ponuro: "Zgodnie z postanowieniami START II, w razie ataku jedynie znikoma ilość głowic rakietowych i bombowych przetrwa wyprzedzające rosyjskie uderzenie, Rosjanie będą mogli zachować swój potencjał ofensywny i defensywny, staną się dominującą atomową potęgą. W przeciwieństwie do swoich amerykańskich kolegów, przedstawiciele rosyjskiego rządu i sfer wojskowych rozumieją to doskonale."
W jaki sposób Rosja mogła przegrać zimną wojnę i jednocześnie stać się dominującym supermocarstwem atomowym?
Wyjaśnienie jest oczywiste. Liberalizacja w Rosji, w niektórych obszarach autentyczna, zasadniczo nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Ci sami starzy komuniści zachowali kontrolę nad surowcami, bronią i rządami w Europie Wschodniej i byłym Związku Sowieckim. W krajach takich jak Polska i Czechy do władzy doszli fałszywi opozycjoniści, jak Waclaw Havel i Lech Wałęsa, których tajne policyjne teczki nigdy nie zostały ujawnione. W ten sposób zaufaniem obdarzono zjawisko, które nigdy na to nie zasługiwało.
Oczywiście w kraju zdominowanym przez sztywną ideologię i brutalną siłę każdy przejaw prawdziwej wolności musi wywrzeć wrażenie. Ale
wschodni "mafijny kapitalizm" daje tylko pozory wolności.
Należy pamiętać, że totalitaryzm, według definicji Orwella, to system oparty na bezprawiu. W ramach takiego systemu prowadzenie działalności wymaga współpracy z rządzącymi gangsterami. Dlatego, w tym konkretnym znaczeniu, system totalitarny wcale nie zniknął. Bezprawie i gangsterzy pozostali. Wykorzystanie przez KGB przestępczości zorganizowanej dało Moskwie pełną kontrolę nad "byłymi" satelitami i ich gospodarkami. Tajne struktury komunistyczne i mafijne, wzajemnie przemieszane na terenie całej Europy,
zostały wykorzystane dla politycznej manipulacji i podstępu w niewyobrażalnej skali.
W ten sposób komuniści ograniczyli wolność i stłumili wolny rynek w Europie Wschodniej. Nic dziwnego, że wytworem nieustannej biedy w "byłych" państwach komunistycznych jest coraz więcej cynizmu. Cynizm wobec Zachodu, szczególnie wobec demokracji, wolnemu rynkowi i Ameryce. Niektórzy Wschodnioeuropejczycy, wciąż przywiązani do komunistycznej percepcji, wierzą, że to Ameryka jest odpowiedzialna za ich biedę. Niewątpliwie Kreml właśnie takie przekonanie stara się podtrzymywać.
Tak jak przewidział Golicyn, nastąpił, zainicjowany z góry, rozpad komunizmu. Nie było to powstanie kierowane przez autentycznych przywódców. Stąd, "pokonany" komunizm nie został ukarany za swoje zbrodnie. Mieszkańcy Europy Wschodniej nie dostali pełnej ekonomicznej wolności. To co świat obserwował w "byłym" bloku komunistycznym było pułapką. Było to przedstawienie, żeby rozbroić Zachód, pogrzebać antykomunizm i zdezorientować amerykańską politykę.
Początkową fazą owej pułapki, która o wiele miesięcy wyprzedziła zburzenie berlińskiego muru, obejmowała zjawisko nazywane "destalinizacją". "Destalinizacja" była znaczącym elementem kremlowskiej polityki "głasnosti" i "pierestrojki". Zagadnienie "sądu nad stalinizmem" było publicznie dyskutowane w rosyjskich mediach. Walerij M. Sawitskij, szef departamentu w Instytucie Państwa i Prawa, wyjaśniał, że publiczny sąd nad stalinizmem powinien dostarczyć "publiczny werdykt, który napiętnowałby Stalina.... jako największego wroga sowieckiego państwa."
Autorem być może najbardziej inspirującego artykułu na temat głasnosti i pierestrojki, opublikowanego w Literaturnej Gaziecie 1 marca 1989 był czołowy sowiecki teoretyk, Nikołaj Popow. Według Popowa, zimna wojna stała się niebezpiecznym atomowym patem. Każda ze stron ma możliwość zniszczenia drugiej strony. Wojna atomowa, pisał Popow, "będzie oznaczała wzajemne zniszczenie; dlatego możliwość konfrontacji musi zostać ograniczona...".
Nie oznacza to jednak, z komunistycznego punktu widzenia, że Rosja i Stany Zjednoczone muszą stać się przyjaciółmi. "Nie trzeba dodawać", pisał Popow, "że zasadniczo wciąż jesteśmy dla siebie wrogami i jeżeli tylko sprawa nie będzie dotyczyć zagrożenia atomową apokalipsą, będziemy unikać wszelkich kontaktów i robić wszystko, aby utrudnić życie drugiej stronie". Innymi słowy, chodzi o to, jak uniknąć atomowej wymiany, a nie o to, czy przyjmować system kapitalistyczny, czy też nie. Popow postawił swoim rosyjskim czytelnikom następujące pytanie: "Jaka jest główna przyczyna albo przyczyny naszego konfliktu z Ameryką, który wyssał z nas ostatnie soki, a cały świat doprowadził na krawędź zniszczenia...?" Przyczyna konfliktu jest prosta. Według Popowa "nasz postępowy system musi zastąpić system kapitalistyczny, który się przeżył." A w jaki sposób system kapitalistyczny może zostać wyeliminowany bez obustronnie wyniszczającej wojny? "Musimy spojrzeć na nasz kraj oczami reszty świata", pisał, "zarówno z perspektywy półwiecza jak i perspektywy współczesnej, w celu zrozumienia polityki Zachodu w stosunku do nas." Innymi słowy, należy cofnąć się do początków zimnej wojny. Do Stalina. "Dla Europy i dla Stanów Zjednoczonych nasz kraj był... przede wszystkim krajem krwawej przymusowej kolektywizacji, masowych prześladowań i obozów, krajem terroru i dyktatury, krajem Stalina," napisał Popow.
W celu zdobycia zaufania Zachodu, w celu przerwania atomowego impasu i wyeliminowania systemu kapitalistycznego na całym świecie, Popow zaproponował następującą formułę: "Dzisiaj naszym głównym zadaniem... jest oddzielenie stalinizmu od komunizmu w oczach świata". Tylko w ten sposób Zachód może opuścić gardę i pozbyć się broni atomowej. "W tym znaczeniu", wyjaśniał Popow, "głasnost jest naszą jednością, przebudowa jest naszą bronią, a destalinizacja naszą amunicją."
W marcu 1989 roku profesor Popow był optymistą. "Mamy obecnie do czynienia z wyjątkową sytuacją, że ludzie są gotowi nam wierzyć, jeżeli nadal będziemy postępować drogą przebudowy naszego kraju i naszego myślenia" pisał. Jeżeli Amerykanie uwierzą w rosyjską wiarygodność, wówczas podpiszą traktaty rozbrojeniowe z Rosją. Sami osłabią swój potencjał i otworzą drogę dla rosyjskiej atomowej dominacji.
Biorąc pod uwagę wyjaśnienia Popowa, wnikliwy psycholog z łatwością odkryje motywy komunistów leżące u podstaw transformacji ustrojowych w Polsce, na Węgrzech i w Republice Czeskiej. Prawda, która umknęła uwadze, jest taka, że rosyjscy przywódcy nadal pracują przeciwko Ameryce. Jak powiedział Fidel Castro podczas swojego pobytu w Iranie w 2001 roku "razem rzucimy Stany Zjednoczone na kolana".
Kim Ir Sen, poprzedni dyktator Korei Północnej i ojciec obecnego, wyjaśnił pewnego razu: "Imperializm Stanów Zjednoczonych jest celem numer 1 w światowej walce. Pierwszym zadaniem krajów socjalistycznych, komunistycznych i robotniczych partii jest werbowanie i gromadzenie możliwie szerokich sił antyimperialistycznych w walce przeciwko amerykańskiemu imperializmowi. Tylko dzięki przemyślanej walce przeciwko niemu światowy pokój może zostać zachowany, a rewolucyjna walka ludu może zostać nagrodzona zwycięstwem."
Pomiędzy 1987 a 1991 analizowałem kolejne sowieckie reformy pod rządami Gorbaczowa. Zastanawiałem się nad strategicznymi konsekwencjami "upadku komunizmu" i nieuchronnego rozbrojenia Zachodu. Próbowałem wyobrazić sobie, jak to wszystko potoczy się dalej. Przewidziałem Traktat Moskiewski. Przewidziałem dalsze komunistyczne podboje. Angola została podbita, Savimbi nie żyje, Kongo zostało opanowane, Wenezuela jest zagrożona dyktaturą, Brazylia została przejęta. Południowa Afryka została opanowana przez komunistów z Afrykańskiego Kongresu Narodowego, NATO w Europie obumiera. Niemcy i Francja skłaniają się w kierunku Rosji. Antyamerykanizm osiągnął szczyty rozgorączkowania w Ameryce Łacińskiej i w Kanadzie.
W zeszłym tygodniu odebrałem telefon od producenta radiowego z Toronto. Rozmawialiśmy na temat mojego wywiadu z pilotem prezydenta Hugo Chaveza, który twierdził, że Chavez jest komunistą dążącym do przekształcenia Ameryki Południowej w ośrodek ataków na Stany Zjednoczone. Kanadyjski producent nie chciał się z tym zgodzić. Nie, to kłamstwo, powiedział. To amerykańska propaganda. "Oczywiście słyszałeś, że przeciwnicy Chaveza są popierani przez CIA?" Zapewniłem go, że pilot jest uczciwym człowiekiem, który przez wiele lat pracował blisko Chaveza. Wspomniałem o powiązaniach Chaveza z terroryzmem, o jego uznaniu dla Carlosa "Szakala". Kanadyjczyk nie dał się przekonać. "To Ameryka jest liderem państwowego terroryzmu na świecie" stwierdził.
Totalitarna lewica nie została pokonana. Zdobyła mocne podstawy w Europie, Ameryce Łacińskiej, w Kanadzie. Rosja i Chiny mają nadzieję, że ta lewica pomoże im znieść Amerykę na proch. Wszystko wskazuje na to, że mogą osiągnąć swój cel. Próbowałem znaleźć jakieś fakty, jakieś argumenty, które pomogłyby odeprzeć tak ponurą prognozę, które mogłyby dowieść ponad wszelką wątpliwość, że moje wnioski są wynikiem klinicznej paranoi. Ale fakty mówią same za siebie. Prawda o rosyjskiej wrogości wychodzi na jaw nawet teraz, na wojennym rumowisku w Bagdadzie. Według raportów Kreml proponował Saddamowi dostęp do sieci płatnych morderców, działających na Zachodzie. Dysponował także zapisem prywatnych rozmów prowadzonych przez zachodnich przywódców.
Dlaczego Moskwa miałaby coś takiego zrobić?
Dlaczego Niemcy i Francja opuściły Amerykę podczas kryzysu irackiego? Przywódcy tych krajów udali się do Petersburga aby spotkać się z pułkownikiem KGB, Włodzimierzem Putinem i skrytykować amerykańską politykę. To kieruje naszą uwagę w kierunku amerykańskiego zwycięstwa w Iraku. Czy ono zmieni rosyjską strategię? Czy tak bardzo ich dotknie, aby mieli zejść z obranej drogi?
Rozłam pomiędzy Ameryką i dwiema największymi potęgami Europy Zachodniej - Francją i Niemcami - kompensuje Rosji straty z nadwyżką. W szachach dopuszczalne jest poświęcenie jednej figury po to, aby za chwilę zdobyć dwie. Nie możemy powiedzieć, z całkowitą pewnością, że zachodni sojusz uległ ostatecznemu rozbiciu. Ale wygląda na to, że dwie znaczące figury zostały stracone. Animozje pomiędzy Ameryką i Francją stale się pogłębiają. Kiedy wzajemne stosunki są tak dalece nadszarpnięte, trudno o naprawienie wszystkich szkód. Jeśli chodzi o Niemcy, to nie przypadek, że kolektywne przywództwo w Moskwie wyznaczyło na stanowisko prezydenta człowieka mówiącego biegle po niemiecku. Teraz Niemcy są związani z Rosją niczym stalową obręczą.
A jak przedstawia się sytuacja na Dalekim Wschodzie, w Korei Północnej, w Chinach?
Tutaj Stany Zjednoczone są straszone przez nowo powstałą atomową potęgę. Komunistyczna gra działa w następujący sposób: albo wspomożemy Koreę Północną gospodarczo albo Korea Północna będzie eksportować broń atomową do krajów Trzeciego Świata. Innymi słowy, "Poddajcie się"! Zresztą subsydiowanie Korei Północnej to jedyna rzecz jaką Stany Zjednoczone mogą robić. Atak na Koreę Północna jest nie do zaakceptowania w Japonii i Korei Południowej. Nie można także pozwolić, aby broń atomowa dostała się w ręce terrorystów z Trzeciego Świata. Komuniści, sprytni jak zwykle, po raz kolejny zwyciężyli w ważnej sprawie.
Trzeba w końcu przyznać, że zimna wojna nigdy się nie skończyła. Przyznać, że dezerter z KGB Anatolij Golicyn miał rację na temat rozpadu Związku Sowieckiego. Trzeba, ale nikt tego nie robi. W całym establishmencie nie ma nikogo, kto skłonny byłby przyjąć Golicynowskie tezy, podziękować mu za ostrzeżenie. Nikt nie ma zamiaru posunąć się o krok dalej i ogłosić, że Rosja wciąż jest naszym wrogiem, że handel z Chinami powinien zostać wstrzymany, że Korea Północna w dalszym ciągu powinna być izolowana, a Kuba wyzwolona. Okazuje się, że po tym wszystkim co się wydarzyło od 1991 roku niczego się nie nauczyliśmy. To oszustwo trwa już dziesięć lat, ale nadal pozostaje skuteczne, przynajmniej na tyle, aby nie znalazł się nikt, kto miałby odwagę powiedzieć "król jest nagi". Stany Zjednoczone nadal zamierzają redukować swoje zasoby atomowe i nic nie potrafi tego zmienić. Inny słowy, Stany Zjednoczone są w poważnych tarapatach.
Jeszcze jedna kwestia powinna zostać poruszona. Chodzi o nasze przewlekłe problemy gospodarcze. Mamy w tej chwili do czynienia z największą inflacją kredytową w historii. Po inflacji kredytowej zawsze następuje kryzys finansowy. Radykalna lewica wiąże z tym wielkie nadzieje. Powiedzą, że rynek przestał funkcjonować i zażądają wprowadzenia socjalizmu. Ideologia, która została pochowana, odżyje na nowo.
Czytelnicy często pytają kiedy, moim zdaniem, nastąpi moment, gdy Rosja i Chiny połączą siły, żeby otwarcie wystąpić przeciwko Stanom Zjednoczonym. Są trzy rzeczy, które trzeba wziąć pod uwagę: 1) powstanie nowego anty-amerykańskiego bloku krajów w Południowej Ameryce; 2) koniec NATO i wycofanie amerykańskich sił z Europy; 3) kryzys ekonomiczny albo serię aktów terrorystycznych, które rozerwą Stany Zjednoczone i podkopią ich siłę.
Rosyjscy stratedzy będą oczekiwać na spełnienie wszystkich tych czynników, zanim przystąpią do realizacji strategii otwartej konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Jest prawdopodobne, że Stany Zjednoczone zostaną osłabione w ciągu kolejnych czterech lat przez wydarzenia o charakterze gospodarczym i dyplomatycznym. Chińczycy i Rosjanie nie zaatakują Stanów Zjednoczonych, dopóki będą się one mogły skutecznie bronić. Zaatakują tylko wtedy, gdy Stany Zjednoczone zostaną osłabione poprzez sabotaż gospodarczy, propagandę, dyplomację, działania wywrotowe i terroryzm.
W kwestii terroryzmu jest kilka ciekawych punktów. Rosja wykorzystała wydarzenia z 11 września na kilka sposobów. Przede wszystkim, wykorzystała okazję aby wydostać od nas pieniądze. 6 marca Josef Herbert z agencji AP napisał na temat słabości rosyjskich instalacji atomowych. Według niego Waszyngton chce mieć dostęp do rosyjskiej broni, aby mieć pewność, że nie dostanie się ona w ręce terrorystów. Herbert napisał także, że Ameryka "w ciągu ostatniej dekady wydała przeszło 1,8 mld dolarów, aby pomóc Rosjanom w poprawie bezpieczeństwa ich instalacji atomowych." Wynika z tego, że Ameryka płaci za bezpieczeństwo rosyjskiej broni atomowej.
Prawie 2 miliardy dolarów przepadły. Jak zostały użyte? Rosjanie nie mają zamiaru tego zdradzić. Grają za to umiejętnie na amerykańskiej naiwności. W sprawozdaniu na temat bezpieczeństwa rosyjskich zasobów atomowych można przeczytać: "Mimo kilku lat negocjacji, Rosja w dalszym ciągu odmawia dostępu Amerykańskiemu Departamentowi Energetycznemu do kompleksów zbrojeniowych."
W chwili gdy to piszę Ameryka nie rozumie niebezpieczeństwa płynącego z Rosji. Patrzymy w złym kierunku, kierujemy swoją uwagę na niewłaściwego wroga, jesteśmy przygotowani na niewłaściwy rodzaj konfliktu. Rozprzestrzenianie broni masowego rażenia nie zostanie powstrzymane, ponieważ to Rosja i Chiny są głównymi dystrybutorami tej broni. Poszukujemy arabskich terrorystów, gdy powinniśmy raczej zbadać obecność komandosów specnazu w Meksyku.
To prawda, że nigdy nie spodziewałem się takiego prezydenta jak George Bush. Nigdy nie spodziewałem się tak wielkiego zwycięstwa jak w Iraku.
Niemniej ten sam prezydent spogląda w oczy Putina i widzi rosyjskiego przywódcę godnego zaufania. Nie sądzę aby jakiś dodatkowy komentarz był jeszcze potrzebny.
--------------------------------------------------------------------------------
Jeffrey Richard Nyquist jest absolwentem Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. W latach
1988-1992 był pracownikiem amerykańskiej Agencji Wywiadu Wojskowego, zajmując się zagadnieniami Związku Sowieckiego i Rosji. Publikował między innymi w Conservative Review i The New American oraz dzienniku internetowym WorldNetDaily. Obecnie jest redaktorem The Final Phase newsletter oraz własnej witryny internetowej JRNyquist.com. Jest również autorem wydanej w 1998 roku książki Origin of the Fourth World War.
http://www.fatalnafikcja.pl/geneza.htm