n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

piątek, października 14, 2011

W Ę G R Y 2011

Zmiany - Węgry, Islandia... jaki kraj następny?

Węgry 2011

W dzisiejszych czasach nie armia i czołgi podbijają kraje. Taką rolę przejęły międzynarodowe koncerny, a okupowane narody, miast się buntować, są wdzięczne, że mają w ogóle jakąkolwiek pracę
i przysłowiową miskę ryżu.

Węgry, jako pierwsze rozpoczęły narodowy zryw wyzwoleńczy z ekonomicznych kajdan. Węgierski rząd nie zgodził się obłożyć dodatkowymi podatkami obywateli i wpędzić ich w skrajną nędzę, a zamiast tego opodatkował międzynarodowe koncerny, przez co pozbawił je tzw. renty monopolistycznej.

Reżimowe media polskue prawie w całości przemilczały węgierski bunt przeciw współczesnemu neoimperializmowi. Węgry wprowadziły podatek liniowy PIT 16%, CIT 10% oraz podatek bankowy 0,45% od aktywów netto oraz specjalną daninę od firm energetycznych, telekomów i dużych sieci sprzedaży detalicznej. Rodzime, węgierskie firmy nie spełniają kryteriów dochodowych, więc nie podpadają pod tę daninę. Spowodowało to wręcz amok zagranicznych koncernów. Rzeczpospolita napisała: „Szefowie 13 koncernów z Niemiec, Austrii, Holandii, Czech i Francji (m.in. ING, RWE, CEZ, AXA i Allianz) zaapelowali do Komisji Europejskiej, by wytłumaczyła rządowi węgierskiemu, jak ważne dla biznesu są stabilne warunki jego prowadzenia, oraz skłoniła Węgry do wycofania się
z niesprawiedliwych, zdaniem koncernów, dodatkowych obciążeń podatkowych”.

Monopolizacja lokalnego rynku i renta monopolistyczna
Wielkie koncerny zmonopolizowały lokalny, węgierski rynek, przez co osiągały tzw. „rentę monopolistyczną”. Zysk tych koncernów miał się nijak do deklarowanych zysków, na podstawie, których wylicza się CIT. W Polsce również zaobserwowano, iż np. hipermarkety prawie nie wykazują zysku.
W taki sam sposób hipermarkety funkcjonują na Węgrzech.

Każdy ekonomista praktyk wie, że w dobrze zarządzanej firmie zysk brutto, a więc zależny od niego CIT jest kategorią tzw. polityczną, którą można wykazać, lub nie. To tłumaczy, dlaczego Węgry obniżyły stawkę podatku CIT. Rodzime, węgierskie firmy nie miały możliwości ukrycia zysku, więc płaciły wysokie podatki, natomiast koncerny zagraniczne płaciły mało lub prawie wcale. Powodowało to dyskryminację podatkową rodzimych firm. Do tego niska stawka CIT powoduje, że zachodnie koncerny będą miały niską motywację, by te zyski ukrywać przed lokalnym fiskusem.

Miast tego, rząd Orbana wprowadził specjalną daninę zależną od obrotów, a więc niemożliwą
do ukrycia, czym uszczuplił tzw. „rentę monopolistyczną” zachodnich koncernów.

Czego oczekiwały zachodnie koncerny od Węgrów?
Koncerny oczekiwały, że węgierski rząd zgotuje piekło dla obywateli i węgierskich firm. Miało to polegać na radykalnym cięciu wydatków socjalnych, podniesieniu PIT, CIT oraz VAT. Orban miał do wyboru,
albo uczynić Węgrów nędzarzami, albo opodatkowanie monopolistycznych koncernów na Węgrach – wybrał to drugie.

Podwyżka PIT oraz VAT uderza bezpośrednio w obywateli, więc Orban wybrał wyjście pośrednie, neutralne. Zachodnie koncerny nie mogą obejść i ukryć podstawy podatku VAT, więc podwyżka tego podatku do 25% mogła być neutralna dla Węgrów jedynie przy równoczesnej obniżce PIT, co też zrobiono.

Większość europejskich ministrów finansów oraz zachodnie koncerny nawoływały Węgry
do ograniczenia wydatków socjalnych. Tymczasem rząd węgierski wprowadził m.in. udogodnienia społeczne dla matek, wydłużył okres wypłacania zasiłków po urodzeniu dziecka z 2 do 3 lat oraz zagwarantował im ubezpieczenia społeczne w tym okresie.

Rząd Orbana zapowiedział redukcję rozbudowanej biurokracji oraz płac w administracji publicznej. Węgierska biurokracja, podobnie jak polska, terroryzowała małe i średnie firmy, często poprzez nadużywanie prawa. Niskie podatki dla węgierskich firm mają, według Orbana i Fidesz służyć Węgrom, którzy będą mogli rozwijać swoje firmy w sprzyjających warunkach, bez dyskryminacji podatkowej,
co przyczyni się do wzrostu zatrudnienia i wynagrodzeń. Przyjazne prawo podatkowe ma być podstawą wzrostu zamożności Węgrów.

Dla porównania, w Polsce biurokracja od 1990r. uległa prawie potrojeniu, a jej koszt w 2009r. wyniósł 77,6 mld. zł . Redukcja biurokracji tylko o połowę dałaby Polsce w ciągu 20 lat oszczędności równe obecnemu zadłużeniu Polski. Chyba rozumiecie w tej chwili zamiar Orbana odnośnie węgierskiej biurokracji?

Cechy charakterystyczne neokolonii
Neokolonia, to kraj formalnie niepodległy, obywatele mają swobody demokratyczne i wybierają
w demokratycznych wyborach władzę. Własna konstytucja, wojsko, urzędy itd., typowy, niepodległy kraj? Znak zapytania jest nieprzypadkowy, bo w takim kraju własnością obywateli nie jest znacząca część gospodarki! Własność kapitału zagranicznego nie jest równoważona własnością obywateli za granicą. Wskutek tego znacząca część dorobku obywateli nie jest wykazywana w kraju macierzystym, lecz w kraju właściciela lub w raju podatkowym.

Mało tego, w neokolonii posiadanie stałej pracy przez oboje rodziców nie zapewnia wystarczających środków na utrzymanie rodziny. Dotyczy to więcej, niż 50% pracujących. Wyciek owoców pracy obywateli powoduje niedobory w budżecie państwa, jak i w budżetach samorządów. Z czasem takie kraje bankrutują, jak np. Grecja.

Czy Polska jest neokolonią?
Istotna część polskiej gospodarki jest w rękach zachodnich koncernów. Sieci hipermarketów coraz skuteczniej niszczą małe, rodzime sklepy. Dla hipermarketów małe i średnie polskie firmy produkcyjne nie są partnerem, a więc upadek małych sklepów odcina te małe i średnie firmy od rynku zbytu. Rząd wyprzedaje właśnie resztki gospodarki. Dla większości polskich rodzin nawet posiadanie stałej pracy przez oboje rodziców nie wystarcza na utrzymanie rodziny. Jest to ewenement na skalę światową.
Co czwarte dziecko w Polsce jest niedożywione. Pani prof. Staniskisz w jednym z wywiadów w TV powiedziała, że budżet ma większe wpływy z tytułu hazardu, niż ze wszystkich firm z kapitałem zagranicznym razem wziętych. Wynika to z faktu, że zyski wypracowane przez Polaków nie są wykazywane w kraju, lecz poza jego granicami.

Kto wygra – Węgrzy czy neoimperialiści?
Niemieckie i inne koncerny przeciw prawom człowieka i wolnościom obywatelskim? Do podstawowych praw człowieka, m.in. należy prawo do swobodnego podejmowania pracy, także na własny rachunek, inaczej mówiąc prawo do działalności gospodarczej. Wysokie podatki, dyskryminacja podatkowa własnych obywateli oraz nadużycia administracji skarbowej łamią prawa człowieka.

Państwo musi szczególnie patrzeć na ręce wielkiemu kapitałowi. W Polsce powoli wyłania się nagonka na Węgry, na jego świadomych obywateli, którzy dokonali zrywu politycznego i odsunęli od władzy oszustów wyborczych. Węgrzy i Orban są przykładem pierwszego w naszej części Europy narodowego, ekonomicznego zrywu wolnościowego. To pierwsze społeczeństwo w tej części świata, które przeciwstawiło się eksploatującej je oligarchii, kaście urzędniczej, europejskiemu neokolonializmowi.

Węgrzy zasługują na uznanie i są wzorem do naśladowania dla Polaków
Jeśli wygrają koncerny, głównie niemieckie, ziści się ostrzeżenie A. Applebaum. Niemcy są w fazie hegemonistycznej, dokonują jawnej, ekonomicznej kolonizacji słabszych, w tym Polski oraz Węgier. Premier Orban jest porównywany przez jego przeciwników na Węgrzech do Jarosława Kaczyńskiego. Czy Polacy są już gotowi do podobnej, jak na Węgrzech rewolucji, do ekonomicznego zrywu wolnościowego? Czy może będziemy szli, jak barany na rzeź i będziemy potulnie patrzeć, jak co czwarte polskie dziecko żyje w biedzie? Tak naprawdę, w dzisiejszych czasach nikt nie wymaga walki zbrojnej. Nie trzeba karabinów i armat, lecz zwykła karta do głosowania. Tak właśnie zrobili Węgrzy.
A co zrobimy my Polacy?
 


Węgierski rząd jest przykładem, że liberalizm pro państwowy jest ustrojem, którego boją się wszyscy
od komunistów do pseudo liberałów. Rząd obniżył podatki osobiste PIT oraz firmowe CIT. Są to chyba obecnie najniższe stawki w Europie, co powoduje takie nie zadowolenie i protesty europejskich socjalistów obawiających się, że konkurencji ze strony Węgier i korporacji obawiających się utraty zysków i "efektu domina" na innych rynkach kolonialnych.

Jednocześnie rząd nałożył podatki na międzynarodowe koncerny, które podobnie jak i u nas nie płaciły należnych podatków CIT, lub korzystały z przyznanych im potężnych zwolnień podatkowych. Węgierski rząd wie, że każde miejsce pracy w międzynarodowej korporacji, które trzeba dotować z budżetu pieniędzmi podatnika, jest kilka razy kosztowniejsze niż miejsca pracy tworzone przez mały i średni lokalny biznes. Jednocześnie te subwencje na rzecz międzynarodowych korporacji sprawiają, że od razu na starcie drobny i średni lokalny biznes (nie otrzymujący sponsoringu z pieniędzy podatnika) jest
w gorszej sytuacji niż dotowana pieniędzmi podatnika międzynarodowa korporacja.

Dlatego dodatkowe opodatkowanie międzynarodowych korporacji jest tylko próbą urealnienia opodatkowania dla wielkiego biznesu, który dotychczas unikał płacenia podatków i wyrównania szans
z lokalnymi przedsiębiorcami.
Korporacje zapłacą, bo jeśli się zbuntują to na ich miejsce przyjdą nowe, gotowe zając ich miejsce
na nowych warunkach. Mogą też próbować walczyć próbując nacisków narząd przez Brukselę, albo próbując zdestabilizować rząd lub go usunąć (w ostatnich czasach coraz więcej rządów jest usuwanych w wyniku różnego rodzaju "spontanicznie" organizowanych rewolucji).

Pozostaje tylko wierzyć że węgierski rząd ocaleje i dopnie swego. Jeśli mu się uda już nie długo będziemy jeździć do pracy na Węgry czy prowadzić tam biznesy.


Aktualizacja z dnia 03.05.2011
Nowe władze węgierskie mające ogromne poparcie w społeczeństwie - konsekwentnie doprowadziły
do uchwalenia nowej konstytucji. Zgromadzenie Narodowe Węgier uchwaliło ją w drugi dzień Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Poniżej preambuła nowej konstytucji Węgier:
„Boże, pobłogosław Węgrów"
Narodowe wyznanie wiary

My, członkowie narodu węgierskiego, na początku nowego tysiąclecia, z odpowiedzialnością za każdego Węgra, wyznajemy co następuje:

Jesteśmy dumni, że nasz pierwszy król, święty Stefan przed tysiącem lat osadził węgierskie państwo
na trwałych fundamentach, a naszą ojczyznę uczynił częścią chrześcijańskiej Europy.

Jesteśmy dumni z naszych przodków, którzy walczyli o przetrwanie naszego kraju, jego wolność
i niepodległość.

Jesteśmy dumni z powodu wielkich dzieł duchowych Węgrów.

Jesteśmy dumni, że nasz naród przez stulecia bronił w walkach Europę, a swoimi talentami
i pracowitością pomnażał jej wspólne wartości.

Uznajemy kluczową dla podtrzymania naszego narodu rolę chrześcijaństwa. Szanujemy różne tradycje religijne naszego kraju.

Obiecujemy, że zachowamy jedność duchową narodu, która w wichrach minionego stulecia rozerwana została na części. Narodowości i grupy etniczne żyjące na Węgrzech uważamy za część narodu węgierskiego.

Zobowiązujemy się, że będziemy chronić i pielęgnować nasze dziedzictwo, węgierską kulturę, niepowtarzalny język oraz wytwory natury i dzieła człowieka w rejonie Basenu Karpackiego.

Czujemy odpowiedzialność wobec naszych potomków, dlatego rozumnie korzystając ze źródeł materialnych, duchowych i naturalnych, chcemy dla tych, którzy przyjdą po nas, zachować godne warunki życia.
Wierzymy, że nasza kultura narodowa jest wkładem do różnorodnej jedności europejskiej.

Szanujemy wolność i kulturę innych ludów, staramy się o współdziałanie z każdym narodem świata.
Wyznajemy, że podstawą ludzkiego istnienia jest godność człowieka. Wyznajemy, że wolność człowieka może urzeczywistnić się tylko we współdziałaniu z innymi.
Wyznajemy, że najważniejszymi ramami naszego współistnienia są rodzina i naród, a podstawowymi wartościami naszej jedności pozostają wierność, wiara i miłość.

Wyznajemy, że podstawą siły wspólnoty i poszanowania każdego człowieka jest praca, dzieło ludzkiego ducha.

Wyznajemy obowiązek niesienia pomocy pokrzywdzonym i ubogim.
Wyznajemy, że wspólnym celem obywatela i państwa jest dobre życie, bezpieczeństwo, ład, sprawiedliwość, pełnia wolności.
Wyznajemy, że prawdziwe rządy ludu są tam, gdzie państwo służy swoim obywatelom
i rozwiązuje ich problemy sprawiedliwie, bez nadużyć i stronniczości.

Szanujemy osiągnięcia naszej historycznej konstytucji oraz Świętą Koronę, która ucieleśnia konstytucyjną ciągłość państwową Węgier i jedność narodu.

Nie uznajemy czasowego zawieszenia naszej historycznej konstytucji spowodowanego obcymi najazdami.

Odrzucamy przedawnienie nieludzkich zbrodni dokonanych przeciwko narodowi węgierskiemu i jego obywatelom przez rządzące dyktatury: narodowych socjalistów i komunistów.

Nie uznajemy prawnej ciągłości komunistycznej „konstytucji" z 1949 roku, która była podstawą reżimu, dlatego ogłaszamy jej nieważność.

Zgadzamy się z posłami pierwszego wolnego Zgromadzenia Narodowego, którzy w swojej pierwszej uchwale stwierdzili, że nasza dzisiejsza wolność wyrasta z Powstania 1956 roku.

Uznajemy, że powrót samostanowienia państwowego naszej ojczyzny, utraconego 19 marca 1944 roku, nastąpił 2 maja 1990 roku – w dniu zawiązania się pierwszego Zgromadzenia Narodowego pochodzącego z wolnych wyborów. Ten dzień uznajemy za początek nowej demokracji i konstytucyjnego porządku naszej ojczyzny.
Uznajemy, że po dziesięcioleciach XX wieku, prowadzących do moralnej zapaści, istnieje niezbędna potrzeba duchowej odnowy.
Pokładamy ufność we wspólnie tworzonej przyszłości i w świadomości powołania młodych pokoleń. Wierzymy, że nasze dzieci i wnuki swymi talentami, wytrwałością i duchowymi wysiłkami na nowo uczynią Węgry wielkimi.

Nasza konstytucja jest podstawą naszego porządku prawnego – to umowa między Węgrami, tymi
z przeszłości, z teraźniejszości i z przyszłości.
Jest ona żywą ramą, która wyraża wolę narodu i określa formę, w jakiej chcemy żyć.

My, obywatele Węgier, jesteśmy gotowi budować ład naszego kraju na współpracy całego narodu."

(podkreślenia - Harmonica)
 


Aktualizacja z dnia 28.06.2011
To co się dzieje na Węgrzech, dziwnym zbiegiem okoliczności, nie jest zbyt często omawiane w mediach w Polsce. Węgry, po zdecydowanym zwycięstwie wyborczym Fideszu Viktora Orbana, w kwietniu 2010 roku, stały się nagle passe, mimo tego, że teraz kierują pracami Unii Europejskiej i od tego kraju będziemy przejmowali przewodnictwo.

Orban, tak jak obiecał Węgrom w kampanii wyborczej, konsekwentnie realizuje narodowe interesy
i to mimo tego, że po 8 latach rządów lewicowych, przejął kraj z ujemnym wzrostem PKB, ogromnym deficytem sektora finansów publicznych i programem drastycznego ograniczania wydatków, które zaordynował temu krajowi Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Zdecydował się wbrew podpowiedziom MFW i Komisji Europejskiej na wprowadzenie reform, o których „niezależne media” w Polsce nawet nie chcą wspominać:

1. Zaproponował Węgrom wybór w zakresie ubezpieczeń społecznych - albo zostają w II filarze (nasze OFE) i jednocześnie rezygnują z emerytury państwowej, albo przenoszą zgromadzone tam kapitały do specjalnego państwowego funduszu, który będzie nimi zarządzał. Większość Węgrów wybrała to pierwsze rozwiązanie i w związku z tym wyraźnie zmalały wydatki budżetowe na dofinansowanie systemu emerytalnego.

2. Wprowadził dodatkowe kryzysowe opodatkowanie banków na okres 3 lat, od 2010 do 2012 roku,
w wysokości od 0,15 do 0,5% ich sumy bilansowej. Podobnie na 3 lata podatkiem kryzysowym
od przychodów (czyli swoistym podatkiem obrotowym) zostały opodatkowane: handel wielkopowierzchniowy od 0,1 do 2,5%, telekomunikacja od 2,5 do 6,5% i energetyka 1,05%.

Jednocześnie od 2013 roku stawka podatku dochodowego od firm będzie wynosiła tylko 10% (najniższa w UE, podobną ma tylko Cypr), a w podatku dochodowym od osób fizycznych, którego stawka wynosi 16%, wprowadził ulgę prorodzinną, która pozwala rodzinie z trojgiem dzieci, odliczyć od podatku około 17 tys. zł rocznie (dla porównania ulga na troje dzieci w Polsce wynosi około 3400 zł), co oznacza, że otrzymujący średnie wynagrodzenia rodzice na Węgrzech nie płacą wcale podatku dochodowego od osób fizycznych.

Oczywiście były i decyzje mniej popularne, wydłużenie wieku emerytalnego z 62 do 65 lat czy ograniczenia niektórych wydatków na politykę społeczną, nie uległa również obniżeniu podstawowa stawka podatku VAT, którą do 25% podniósł rok wcześniej rząd lewicowy.

Wszystkie te posunięcia zostały ostro skrytykowane i zarówno przez MFW, KE i wielkie korporacje, zarówno te finansowe, telekomunikacyjne jak i handlowe (te ostanie złożyły nawet skargę w KE),
ale Orban się nie złamał. W rezultacie MFW wycofało się z pomocy finansowej dla Węgier, nie przekazując drugiej transzy pomocy finansowej, w wysokości 10 mld euro, a agencje ratingowe obniżyły poziom ratingu papierów węgierskich do śmieciowego, co spowodowało spadki na węgierskiej giełdzie
i spadek wartości forinta.

Jednak po upływie kilku miesięcy, wtedy kiedy rynki zaobserwowały wyraźną poprawę w węgierskiej gospodarce i finansach publicznych, na giełdę wrócił spokój, forint z powrotem zaczął się umacniać,
a deficyt sektora finansów publicznych na koniec 2010 roku został zmniejszony do 3,8%PKB (w Polsce wzrósł do 7,9% PKB).

3. W tym roku zmieniono konstytucję (zawarto w niej odwołanie do Boga), wprowadzono nową ustawę o obywatelstwie (w wyniku której w ambasadach węgierskich głównie w Europie czeka 2,5 mln kandydatów na nowych obywateli Węgier), a także rozpoczęły się procesy karne ludzi poprzedniego układu władzy, którzy doprowadzili Węgry do tak głębokiego kryzysu.

To wszystko udało się przeprowadzić w niecały rok od objęcia rządów przez Orbana, mimo ogromnych przeciwności zarówno w UE jak i na rynkach finansowych.

4. W ostatnich dniach rząd węgierski odkupił, po blisko roku twardych negocjacji, od Rosjan ponad 20% akcji koncernu naftowego MOL, za blisko 2 mld euro i w ten sposób udało się ich wypchnąć z tego narodowego koncernu energetycznego.

Okazuje się, że nawet będąc członkiem UE, która zdaniem naszych „europejczyków” na nic nie pozwala, można realizować narodowe interesy i to w takim tempie o jakim nam się nie śniło.
Węgry za miesiąc kończą przewodnictwo w UE, na które wydali 1/10 tego co zamierza wydać Polska,
nie wybudowali też „inteligentnego budynku” na siedzibę swojego przedstawicielstwa w Brukseli, za 100 mln zł, gościom z UE, którzy ich odwiedzali w związku z przewodnictwem, wręczali butelkę węgierskiego wina i odpowiednio - albo krawat, albo apaszkę, a nie biżuterię oprawianą w srebro, skórzane teczki
i bączki.
Dzięki temu w procedurze budżetowej na lata 2014-2020, jako niezamożny kraj, będą mogli się ubiegać o większe niż do tej pory pieniądze na politykę wyrównywania poziomu rozwoju, niż taki kraj jak Polska, który jest równie niezamożny, ale szasta pieniędzmi, jakby był arabskim szejkanatem.
Źródło: forum DI




Aktualizacja z dnia 30.09.2011
Wywiad z Miklósem Soltészem, sekretarzem stanu ds. socjalnych, rodzinnych i młodzieży
w Ministerstwie Zasobów Narodowych Węgier (fragmenty)
Rząd Viktora Orbána utrzymuje wysokie poparcie społeczne mimo trudnych reform, które wprowadza od początku swoich rządów. Co decyduje o zaufaniu Węgrów do prawicy?
- Po ośmiu latach rządów socjalistów Węgry zostały dramatycznie zadłużone, rodziny pogrążały się w ubóstwie, a korupcja szerzyła się w bardzo szybkim tempie. Węgrzy zaczęli zaciągać kredyty w innych walutach, aby zapewnić swoim rodzinom mieszkania i domy, ponieważ wcześniejszy program wspierania rodzin, wprowadzony podczas poprzedniej kadencji rządu Viktora Orbána (1998-2002), został zlikwidowany przez socjalistów. Po ośmiu latach ich rządów większość ludzi zrozumiała, że Węgry potrzebują fundamentalnej zmiany. W przeciwieństwie do socjalistów, których polityka obciążała przede wszystkim rodziny, obecny rząd stabilizuje deficyt budżetowy poprzez nałożenie specjalnych podatków na banki i koncerny międzynarodowe. Sięgnęliśmy po ekonomiczne rozwiązania, których wykorzystanie stanowiło do niedawna temat tabu, choć w ślad za nami poszły także inne kraje.

Jakie zmiany cieszą się największym poparciem obywateli?
- Rząd i sekretariat stanu odpowiedzialny za sprawy socjalne, rodziny i młodzieży w perspektywie długoterminowej dążą do kilku najważniejszych celów. Chodzi, po pierwsze, o stworzenie warunków i możliwości do rodzenia i wychowywania dzieci. Dlatego ważne jest dla nas bezpieczeństwo socjalne rodzin, do którego dążymy m.in. poprzez poprawę warunków pracy i stworzenie warunków do godzenia jej z życiem rodzinnym, oraz uelastycznienie przepisów prawa pracy. Wśród przedsięwzięć podjętych przez obecny rząd jest ponowne wydłużenie okresu płatnego urlopu wychowawczego dla matek do trzech lat. Przyznaliśmy też fundusze na zwiększanie opieki pielęgniarskiej. Ponadto rząd wprowadził możliwość przejścia na emeryturę dla kobiet, które mają 40 lat pracy. Zostały też poprawione warunki uzyskiwania pomocy dla obywateli na utrzymanie mieszkań.

Dobra polityka prorodzinna może być zaczynem szerszych zmian?
- Poprawa sytuacji Węgier będzie możliwa tylko wówczas, gdy będziemy pracować dla dobra rodzin i jeśli podporządkujemy wszystkie nasze działania temu celowi - stosując różne rozwiązania - od ulg podatkowych po moratorium na egzekwowanie eksmisji z mieszkań. Jeżeli nadal będziemy tak służyć ludziom, nie mam wątpliwości, że będą nas popierać.

Co jest najtrudniejsze w ratowaniu finansów i gospodarki kraju?
- Najpoważniejszym problemem jest zadłużenie, zwłaszcza to zaciągane w obcych walutach, zarówno przez rodziny, władze samorządowe, jak i inne podmioty w kraju. Światowy kryzys gospodarczy jeszcze bardziej obnażył ten problem, pogłębiając zależność Węgrów od kredytów w obcej walucie. To zaś blokuje rozwój gospodarczy całego kraju. Kolejnym poważnym problemem jest bezrobocie, które poważnie wzrosło za rządów socjalistów.


Premier Węgier Viktor Orban zarzucił w poniedziałek bankierom, że doprowadzili do ruiny Europę i Węgry. Pochwalił przy tym m.in. Polskę, że obroniła mieszkańców przed negatywnymi skutkami zaciągania kredytów dewizowych.
- To era bankierów zrujnowała Europę i Węgry: przez ostatnie 15-20 lat wmawiali ludziom, że jest możliwe zadłużanie się bez żadnych konsekwencji i posiadanie zawsze dostępu do tanich kredytów - oznajmił Orban w wywiadzie dla darmowego dziennika „Metropol”.

- W takich krajach jak Polska i Rumunia rządy położyły kres tej praktyce i ograniczyły dostęp do pożyczek w obcych walutach, ale na Węgrzech rządzący postanowili wspierać banki: wraz ze zmianą rządu (po wyborach w 2010 r.) mieliśmy okazję położyć kres erze bankierów i ochronić ludzi oszukanych z powodu praktyki, która obarczała ich całym ryzykiem i stratami - podkreślił Orban.

Orban zapowiedział w zeszły poniedziałek wprowadzenie możliwości jednorazowej spłaty po preferencyjnym, stałym kursie kredytów zaciągniętych przez osoby prywatne w dewizach, m.in. frankach szwajcarskich. Kwestia kredytów dewizowych jest dla Węgier bardzo istotnym problemem. Ma je 1,2 mln mieszkańców (na ok. 10 mln ludności kraju), a ich suma wynosi 6,3 bln ft (96 mld zł).
 http://www.harmonica.pl/swiadomosc_akcje23.htm

poniedziałek, października 10, 2011

mordercy i matoły

Do nauki, matoły!

Przyszedł wrzesień i cała masa matołów ruszyła do nauki. Większość z nich musi się uczyć, bo albo podlegają obowiązkowi szkolnemu (lub też poborowemu), albo zmuszają ich do tego nadmiernie ambitni rodzice. Ale są też tacy, co koniecznie chcą się uczyć. Na przykład języków.
Wrzesień to też taka pora, kiedy cała banda znajomych matołów zwraca się do mnie - jako do domorosłego, samozwańczego lingwistycznego eksperta - z namolnym pytaniem: w jakiej szkole mam się uczyć angielskiego? Od wielu lat udzielam im tej samej odpowiedzi, ale tym razem udzielę tej odpowiedzi na łamach blogaska, żeby dotarło do większej ilości matołów. Może powinienem to ogłosić na naszej szkapie, ale jeszcze mnie oskarżą o jakieś milionowe machloje i każą oddawać. To już lepiej tu.
Moja niezmienna odpowiedź brzmi: a na cholerę Wam obce języki? Przecież i tak nigdy nigdzie nie pojedziecie, a do sprzedawania buraków na targowisku, coli w spożywczym, ciuchów w Galaksyfie i kredytów w banku w Piździszewie język angielski Wam na pewno nie będzie potrzebny. Do bardziej zaawansowanych rzeczy - typu wrzucanie fotek na naszą-szkapę - też Wam potrzebny nie będzie. Kolejni prezydenci miasta naszego, wizjonersko pływającym ogrodem zwanego, języków obcych nie posiedli, i co? I nic. Marszałkowie, wojewodowie (z pewnymi chlubnymi wyjątkami), ba, premierzy i prezydęci kraju naszego cudownie nad Wisłą i Odrą położonego też językami nie władają. I co? I nic. Dają radę. To i Wy dacie. Zajmijcie się czymś przyjemnym albo bardziej pożytecznym. Albo chociaż po polsku się najpierw porządnie nauczcie mówić, a potem jeszcze czytać i pisać.
Ale jeśli naprawdę cholernie Wam zależy na tym nieszczęsnym, trudnym i do tego kompletnie nieprzydatnym angielskim, to powiem Wam tak: droga przed Wami długa i kręta. Ja się tego języka próbuję - z przerwami - uczyć od ponad 30 lat i nadal niewiele umiem. Na dodatek wciąż wychodzą jakieś kompromitujące braki. Co prawda wiem, co to copywriter, ale nie wiem jak jest po angielsku encyklika i maneż, a ostatnio okazało się, że nie znam poprawnej wymowy słowa longitudinal. Kicha na całego. Więc skoro ja po 30 latach nauki wciąż się kompromituję, to Wy, cioły-matoły, się będziecie kompromitować jeszcze bardziej.
Ja wiem, że córka cioci Halinki mówi biegle trzema językami już po roku nauki w szkole. Syn pani z kiosku też świetnie mówi, bo od roku siedzi w Anglii. Nieważne, w którym więzieniu, ale na pewno mówi doskonale. Ja wiem, że gazety są pełne ogłoszeń szkół językowych, które gwarantują Wam zwrot pieniędzy, jeśli po 3 lekcjach nie zdacie tak zwanego Fersta, czyli FCE (First Certificate in English - to takie świadectwo, które potwierdza, że potraficie mówić na poziomie przedszkolaka, a i tak większość jego posiadaczy pisze sobie w CV, że zna język biegle). Że macie tam 1500 godzin konwersacji za darmo, a nauczyciele skończyli najlepsze wydziały językoznawstwa na kontynencie, mimo że jeszcze nie mają matury. To są wszystko kompletne bujdy. Nie idźcie, matoły, do żadnej szkoły. Szkoły są nudne, nauczyciele (przeważnie z łapanki) nieprzygotowani, nie tańczą na lodzie, nie śpiewają jak gwiazdy, nie opowiadają zajefajnych dowcipów, tylko cholera każą czytać drętwe czytanki, słuchać czerstwych audycji, odrabiać zadania domowe i w ogóle się uczyć. Kompletna strata czasu.
Najlepszą metodą nauki jest metoda praktyczna, zwana przez niektórych learning by doing. Polega ona na tym, że znajdujecie sobie partnera lub partnerkę, dla którego/której pożądany przez Was język jest językiem ojczystym. No i w trakcie codziennych interakcji z tymże partnerem/partnerką uczycie się tegoż obcego języka. Dzięki temu bardzo szybko będziecie znać takie słowa jak pępek, sutek, tyłek i dochodzić. Niekoniecznie jednak dowiecie się, jak wymawiać słowo longitudinal i co to jest copywriter.
Na dodatek w przypadku języka angielskiego jest pewien problem. Angielki są przeważnie tłuste, brzydkie i głupie. Angole - przeważnie nawaleni w trupa. Na dodatek nacja ta już dawno przestała mówić w języku Szekspira, i posługuje się jakimś zmutowanym slangiem. Jest jakaś nadzieja w Jankesach, ale oni są daleko, dolar słaby i nie stać ich na to, żeby do wypasionego kraju nad Wisłą przyjeżdżać, a - co za tym idzie - macie małe szanse, żeby jakiegoś fajnego Jankesa poznać. Albo Jankeskę. Hindusów dużo przyjeżdża, ale ich język z angielskim ma tyle wspólnego, co Bollywood z Guyem Ritchie. Więc jeśli nie macie życiowego farta i nie poznacie jakiegoś przystojnego Maltańczyka albo egzotycznej Filipinki, to ta metoda jest na dłuższą metę raczej mało przyjemna.
Możecie oczywiście znaleźć sobie jakiegoś prywatnego nauczyciela. Też nie będzie tańczył na lodzie, też każe Wam się uczyć, ale zawsze łatwiej się będzie wykręcić z przyjścia na lekcję, kiedy Wam się nie będzie chciało, no i nie będziecie się kompromitować przed całą grupą swoją nieznajomością poprawnej wymowy słowa longitudinal. Ale dobry, prywatny nauczyciel ma jedną wadę - zwykle jest drogi. Więc jeśli nie macie nadzianych starych, którzy będą chcieli wyrzucać masę kasy na Waszą bezskuteczną naukę, to nie jest to droga dla Was.
No dobra, czyli dalej upieracie się, żeby iść do szkoły. W takim razie oszczędzę Wam trudów przedzierania się przez setki ogłoszeń w lokalnych gazetach i nerwowego rozglądania się po transparentach zdobiących szczecińskie ulice. Jest taka jedna szkoła w Szczecinie, którą mogę Wam szczerze polecić. Ta szkoła InterCom się nazywa. Zgoda, tam też nie tańczą na lodzie, tylko każą czytać drętwe czytanki, do tego nazwa szkoły jakaś drętwa. Ale moja matka tam chodziła, i umie już się dogadać po angielsku z egipską recepcjonistką. A zaczęła się uczyć w wieku lat zdaje się sześćdziesięciu. To Wy też może się czegoś nauczycie, pod warunkiem, że nie będziecie czekać do sześćdziesiątki.
Jeśli ktoś podejrzewa, że ten tekst to jakaś kryptoreklama bez pokrycia w rzeczywistości, to zapewniam Was, że moja Ciotka jest naprawdę za.y.ebistą nauczycielką. I na pewno Wam, matoły, powie, jak poprawnie wymawiać słowo longitudinal. No i w ogóle co to cholerne słowo znaczy.
A jeśli ktoś zamiast angielskiego woli się uczyć hiszpańskiego (wiadomo, Hiszpanie są nieco przystojniejsi od Angoli), to może to zrobić w Salamance. Sam się tam uczę, co prawda wciąż umiem niewiele, ale powoli robię postępy. Oprócz nudnych lekcji można tam raz do roku napić się winka, zjeść paellę przygotowaną przez nauczycieli i posłuchać dobrej muzyki na żywo, a od czasu do czasu można też posłuchać nudnych, nieprofesjonalnych, pseudo-hiszpańskojęzycznych opowieści Don Lachmaniego.