n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

środa, października 27, 2010

D u m a, i niewiadoma polska

Quo vadis?

Ciagle myślę o tym biednym , bogu ducha człowieku, Marku Rosiaku, o tym drugim, z poderżniętym gardłem w szpitalu, a także o tym zalewie nikczemności, zwyrodnieniu zalewającym polskie media i polskie życie, piekielnej, nieubłaganej nienawiści, która każe obwiniać mordowanych o morderstwo, w wersji soft jedynie zrównującej winę ofiar i katów.
Szczerze mówiąc, tyle gorzkich słow sie zbiera na to wszystko, ale co tu jeszcze napisać, zeby sie nie powtarzać, co tu pisać, cztery teksty juz o tym morderstwie napisałem, wszystkie i tak wywalone do smieci przez Admina ( pięć pod rząd, to chyba warto by uczcić kieliszkiem dobrego wina, jako rekord!).
Ale oto Leszek Makowiecki , mój sąsiad, kolega i krewny ( przez wspólnego teścia) przysłał mi znowu swój wiersz- balladę, częśc płyty „Katyń 1940 ballady” więc już lepiej wkleję tą balladę, może komus zagra w duszy, tak, jak mnie.
QUO VADIS, POLONIA?
 Pamiętasz, stary? Orkiestry grały,
Wszystkie się panny w Tobie kochały...
Gdy was żegnano z wódką i Bogiem
W tamtą wrześniową najdłuższą drogę...
                  Potem pod Mławą dzielnie stawałeś
                  Czołgi nie przeszły... Medal dostałeś...
                  Los Cię wystawiał nieraz na próbę;
                  Z Monte Cassino – prosto na UB! (Prosto z Pawiaka wzięli na UB)
                     
Sanitariuszka... Prawdziwy anioł...
Tak ranni chłopcy wołali za nią
Gdy kanałami (tak było trzeba)
Wiodła ich z Chmielnej prosto do nieba

                   Nie odebrała nigdy Virtuti
                   Poznała, co to śniegi Workuty
                  A dzisiaj wnuczek dowód jej chowa...
                  Wszyscy się śmieją... I jest czadowo...

Było ich wielu... Ludzi ze stali...
Nie mógł ich złamać Hitler ni Stalin... 
Została garstka... Zresztą – sam zobacz;
Śmieszne berety... Znicze na grobach...

                 Czasami grzebią w śmietnikach nocą...
                 Żyć jakoś trzeba, a nie ma za co...
                 Za słabi, żeby światu urągać...
                 Za dumni, żeby rękę wyciągać...
                 
                Ojczyzna... Honor... Frazesy puste...
                Świat się odbija w krzywym lustrze.
                Spocony raper klepie pacierze...               
                Jest zajebiście! Ja tam mu nie wierzę!!!
      
                           (solo)
                Historia uczy... Lecz nie każdego...
                Bawmy się! Pijmy! Do upadłego!
                Wszystko już było, świat się nie zmienia
                Zegar odlicza czas do spełnienia...

                Zaskoczy kiedyś mózgi wyprane
               Grzyb ponad miastem... Salwa nad ranem...
               Oni walczyli za kraj w potrzebie...
               Kto ich zastąpi?... Nie wiem... Ja nie wiem...

Ja też nie wiem, kto ich zastąpi...
Płyta Leszka właśnie wyszła, jest już w Empiku:

wtorek, października 26, 2010

Różańcowy Październik.

U Matki Bożej na Apelu Jasnogórskim (różańcowy październik)

 
Ołtarz Jasnogórski z otwartym - pustym - tabernakulum [foto: Drapikowski Studio]


W godzinie Apelu
[-- Czesław Ryszka]

Codziennie po Apelu Jasnogórskim słychać charakterystyczne pobrzękiwanie wiązką ważących około dwóch kilogramów kluczy i nieśmiałą prośbę o opuszczenie przez wiernych Komnaty Królowej. Potem następuje dokładne sprawdzenie, czy nie pozostał"ktoś" niepożądany, planujący jakieś niecne dzieło, co niejednokrotnie w historii Sanktuarium się zdarzyło. Zarządzenia władzy klasztornej w sprawie kontroli kaplicy były jednoznaczne. Przy zamykaniu świątyni powinny być obecne trzy osoby. Każdy sprawdzający miał wyznaczony swój teren. Nawą główną szedł najstarszy, doświadczony zakrystian, a dwie boczne nawy kontrolowali młodsi: kapliczny i bazylikowy. Taka była procedura, praktykowana od niepamiętnych czasów, choć nieraz okoliczności zmuszały do pewnej modyfikacji.

W kwietniu 1970 roku, o godz. 21.40, normalny tok pracy sprawdzających został zakłócony. Kiedy po skończonym Apelu wierni opuszczali kaplicę, jeden z nich zwrócił uwagę na siedzącą w ławce staruszkę, która wyglądała jak święta z ołtarza. Siedziała prosto, z białą, zamyśloną twarzą. Jej postać wzbudzała szacunek, ale i jakiś niepokój. po chwili okazało się, że staruszka stawiła się już na Apelu Niebieskim...

Nastąpiły czynności związane z przejściem człowieka do wieczności. Powiadomiono kustosza bazyliki jasnogórskiej, pogotowie ratunkowe, milicję, prokuratora, zakład pogrzebowy. Na szczęście staruszka miała przy sobie dowód tożsamości, co ułatwiło milicji zawiadomienie bliskich... Przyjechała córka, której wygląd i zachowanie świadczyły o przynależności do ówczesnej elity. Zaskoczona opowiedziała, że kilkanaście godzin temu odbyli rodzinną rozmowę, w trakcie której oznajmiono matce, że ponieważ wnuki są już odchowane, załatwiono dla niej Dom Spokojnej Starości. Następnego dnia miano ją tam zawieźć. Gdy usłyszała, jak dzieci zatroszczyły się o jej przyszłość, wolała wybrać inny dom, niebiański. Miała szczęście, prawda?

Zostać powołanym do Boga podczas Apelu Jasnogórskiego - to wielka łaska. Ta wieczorna modlitwa, kierowana do Królowej Polski i matki Kościoła jest szczególnie ulubiona przez wiernych. Nie znamy autora słów Apelu: "Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam", ale sięgają one do historii, mają charakter rycerski, żołnierski, harcerski i zarazem bardzo ewangeliczny. Apel śpiewa się czy odmawia stojąc na baczność, meldując się Maryi i oświadczając: jestem cały Twój i do Twojej dyspozycji. Każdego dnia o godz. 21.00 wierni - pielgrzymi z kraju i z zagranicy oraz mieszkańcy Częstochowy gromadzą się licznie przed Cudownym Obrazem na tę wieczorna modlitwę, transmitowaną od 1995 roku przez Radio Jasna Góra, a za jego pośrednictwem - od 1996 roku - przez Radio Maryja. Dzięki falom eteru miliony wiernych na świecie łączą się duchowo z tymi, którzy trwają bezpośrednio przed Obliczem Jasnogórskiej Bogarodzicy. Rozlega się dźwięk dzwonka, rozpoczyna się ostatnia liturgia dnia.

Czy Pan wie, jaki był początek tego nabożeństwa? Zanim stało się tak znane i powszechne, poprzedziły go różne wydarzenia. Między innymi, interesujące świadectwo złożył kapitan lotnictwa Władysław Polesiński, zmarły w 1934 roku, trochę w młodości "wadzący się z Bogiem". Oto, podczas próbnego lotu nowym samolotem, usłyszał niespodziewanie wewnętrzny rozkaz: "Zniż lot, ląduj". Wylądował. Gdy opuścił samolot, nastąpiła jego eksplozja. Była godzina 21.00. Kiedy opowiedział o tym zdarzeniu swojej żonie, okazało się, że dokładnie o tej porze poleciła go Matce Bożej Jasnogórskiej. Kapitan przybył do Częstochowy, stanął na baczność przed Cudownym Wizerunkiem, zasalutował i zwracając się do Matki Bożej, meldował swoje przybycie, jak to czyni się w wojsku wobec dowódcy. Kapitan W. Polesiński założył potem wśród polskich oficerów katolicką organizację "Krzyż i Miecz". Jej członkowie przyjęli zwyczaj codziennego stawiania się na apel o godz. 21.00 - przed Matką Bożą Częstochowską.

Inne świadectwo łączy się z ks. Leonem Cieślakiem, pallotynem, który podczas okupacji hitlerowskiej szerzył podobną praktykę w Warszawie, wśród młodzieży akademickiej - na tajnych kompletach i w kołach Sodalicji Mariańskiej. O godz. 21.00 młodzież modliła się do Matki Bożej Jasnogórskiej i odmawiała akt zawierzenia się Maryi. W tym samym czasie na Jasnej Górze, o. Polikarp Sawicki, paulin, gromadził liczne grupy akademickie, najczęściej członków Sodalicji Mariańskiej, na wieczorną modlitwę przed Cudownym Obrazem.

Na ostateczne ukształtowanie się Apelu Jasnogórskiego miało wpływ uwięzienie kard. Stefana Wyszyńskiego. po otrzymaniu tej bolesnej wiadomości w późnych godzinach nocnych, 25 września 1953 roku, Paulini na Jasnej Górze podjęli z pielgrzymami specjalne modlitwy o jego rychłe uwolnienie. Kiedy Prymas Polski, uwięziony w Stoczku Warmińskim, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi, 8 grudnia 1953 roku, postanowił dokonać osobistego aktu oddania się w niewolę miłości Matce Bożej, tego dnia na Jasnej Górze bp Zdzisław Goliński, ordynariusz częstochowski, celebrował Mszę św., podczas której o. przeor Jerzy Tomziński w płomiennym kazaniu ogłaszał:"Staniemy dziś wszyscy na Jasnogórski Apel. Co to jest? Nic trudnego! Codziennie o godz. 9:00 wieczorem przeniesiemy się myślą i modlitwą na Jasną Górę, przed Cudowny Obraz. Są rodziny, które o tej porze przerywają rozmowę, pracę i stają w milczeniu albo na czele ze swoim ojcem odmawiają dziesiątkę Różańca. Są całe zastępy polskiej młodzieży akademickiej, które to czynią. Odtąd w tej godzinie Apelu będziemy się jednoczyć z polskim narodowym Sanktuarium, z kaplicą Cudownego Obrazu, aby polecić opiece Maryi Prymasa Polski". Od tego dnia w codziennym Apelu Jasna Góra jednoczyła się duchowo z uwięzionym Prymasem. Gdy powiedziano o tym kard. S. Wyszyńskiemu, postanowił błogosławić w godzinie Apelu całej Polsce, a także Polonii rozsianej po wszystkich kontynentach. Dziś, z perspektywy czasu można powiedzieć, że było to oficjalne zapoczątkowanie Jasnogórskiego Apelu. Na owoce tej modlitwy nie trzeba było długo czekać. Ksiądz Prymas odzyskał wolność po trzech latach.

Nowe impulsy dla tego wieczornego nabożeństwa maryjnego dały Jasnogórskie Śluby Narodu, złożone 26 sierpnia 1956 roku, zawierające program religijno-moralnej odnowy życia narodowego. Odtąd Apel Jasnogórski stał się modlitwą wieczorną w intencji narodu. Już nie tylko Ksiądz Prymas, ale za jego przykładem wszyscy biskupi błogosławili Polsce. Przez lata czynił to z Jasnej Góry bp Lucjan Bernacki z prymasowskiej archidiecezji gnieźnieńskiej, usunięty przez władze komunistyczne z Gniezna za wierność kard. S. Wyszyńskiemu. Tu, na Jasnej Górze, przebywał na wygnaniu. W czasie Wielkiej Nowenny, a przede wszystkim podczas obchodów Milenium Chrztu Polski, idea Apelu Jasnogórskiego związała się na stałe z uroczystościami maryjnymi w całej Polsce. Biskupi polscy, w swoich pasterskich listach z okazji różnych doniosłych uroczystości i wydarzeń, zachęcali wielokrotnie wiernych do praktyki Apelu Jasnogórskiego zarówno w świątyniach, jak i w domach rodzinnych - w intencji aktualnych spraw Kościoła i ojczyzny.

Do upowszechnienia praktyki Apelu Jasnogórskiego przyczyniła się także peregrynacja kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. We wszystkich parafiach, podczas Nawiedzenia, ważnym punktem stał się właśnie Apel Jasnogórski o godz. 21:00, apel w intencji osobistego pojednania z Bogiem a także swoich najbliższych i całego narodu. kiedy od 1978 roku Paulini na stałe przejęli opiekę nad Obrazem Nawiedzenia, utrwalił się zwyczaj, że opiekun Obrazu przeprowadzał Apel w każdej parafii.

I jeszcze jeden moment godny podkreślenia: kiedy od 1 października 1962 roku na Jasnej Górze rozpoczęły się specjalne czuwania w intencji Soboru, gromadzące przez kolejne cztery lata delegacje ze wszystkich polskich parafii, nocne czuwanie modlitewne rozpoczynano zawsze uroczystym Apelem - modlitwą do Królowej Polski za Polskę i modlitwą do Jasnogórskiej Matki Kościoła za Sobór. Odtąd Apel Jasnogórski, oprócz charakteru narodowego zyskał nowy wymiar - modlitwy za cały Kościół i jego duchową odnowę. Kardynał Stefan Wyszyński z auli soborowej błogosławił tym radosnym czuwaniom modlitewnym właśnie w czasie Apelu.

Z okazji rozpoczęcia Czuwań soborowych, w 1962 roku, ówczesny przeor Jasnej Góry - o. Anzelm Radwański podjął decyzję, aby tę praktykę wieczornego spotkania z Królową Polski jeszcze bardziej ożywić i pogłębić. Postanowiono więc na tę szczególną chwilę spotkania z Maryją odsłaniać Cudowny Obraz i nadać temu nabożeństwu bogatszą oprawę. Od 1975 roku, przeor o. Józef Płatek wprowadził zwyczaj krótkiego rozważania modlitewnego, spontanicznej modlitwy do Królowej i Matki Polaków, nawiązującej do aktualnych potrzeb ojczyzny. Następnie, od 28 marca 1978 roku, jako generał zakonu przez kolejne 12 lat osobiście prowadził Apel, utrwalając już na stałe styl jego prowadzenia. Apelem, odpowiednio rozbudowanym, przeor Jasnej Góry - o. Konstancjusz Kunz, 1 stycznia 1982 roku, zainicjował uroczystości jubileuszowe 600-lecia Jasnej Góry.

Największym promotorem i animatorem Apelu Jasnogórskiego stał się Ojciec Święty Jan Paweł II, starający się ukazać istotę tego nabożeństwa jako chwili szczerego spotkania dzieci ze swoją Matką. To wszystko, co należy do rzeczywistości naszego życia, nasze problemy, niepokoje, nadzieje i dziękczynienie - powierzamy Jej zwykle w tym spotkaniu, otwierając również swoje serca i umysły na Jej zalecenia i prośby.

W specjalnej księdze, którą nazwano "Księgą modlitwy apelowej", są zapisywane prośby i podziękowania. Księga ta jest też po części obrazem religijności Polaków, którzy bezgraniczną ufność pokładają w przemożnym wstawiennictwie Maryi i pragną się łączyć w modlitwie Apelu, stając duchowo przed obliczem Jasnogórskiej Królowej Polski. Tę "Księgę" kładzie się w czasie Apelu na Jasnogórskim Ołtarzu Ojczyzny. Z pewnością będzie ona dla potomnych świadectwem miłości naszych rodaków z Polski i zagranicy do Matki i Orędowniczki. Do 2000 roku wpisało się do tej "Księgi" blisko 25 tys. osób, przedkładając różne intencje, prośby i podziękowania.

Prosi Pan, bym zakończył moją opowieść modlitwą apelową - dobrze. Wyrażę w niej wdzięczność za jasnogórskie doświadczenie Polaków, w którym od wielu lat mogę uczestniczyć.

Jasnogórska Matko! Pragnę w słowach dziękczynienia ogarnąć siłę czerpaną od Ciebie przez pokolenia Polaków w historii, przez państwo polskie tyle razy uratowane dzięki Twojej pomocy i obronie. O tym mówią wielcy świadkowie naszych dziejów, a Twoi czciciele - święci i błogosławieni, zakonodawcy, społecznicy, obrońcy Polski, twórcy kultury. W ich gronie znajdują się: św. Jadwiga i św. Kazimierz, Jan Długosz i św. Jan Kanty, św. Brat Albert i bł. Szczęsny Feliński, św. Maksymilian Kolbe, bł. Honorat Kuźmiński i bł. Edmund Bojanowski; słudzy Boży: Bronisław Markiewicz, August Hlond, Stefan Wyszyński i Jerzy Popiełuszko; wodzowie: Karol Chodkiewicz, Stefan Żółkiewski, Tadeusz Kościuszko, Kazimierz Pułaski, Romuald Traugutt, Józef Haller, Władysław Sikorski; pisarze i artyści: Adam Mickiewicz, Cyprian Kamil Norwid, Zygmunt Krasiński, Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Ignacy Kraszewski, Stanisław Wyspiański, Jan Matejko, Józef Chełmoński, Jan Lechoń, Krzysztof Kamil Baczyński - niemal wszyscy najwierniejsi kulturze i duchowości polskiej. Towarzyszyli im zawsze wybitni ojcowie Paulini - Oporowski, Kordecki, Pokorski, Moszyński, Rejman, Przeździecki, Markiewicz, Wrzalik...

Bogarodzico! Od wieków przychodzą do Ciebie Polacy i co widzą? Obraz, skarby, zabytki, dzieła sztuki... Wśród malowideł na sklepieniu Twojej Komnaty, jedno z nich przedstawia "Ucieczkę Szwedów spod twierdzy Jasnogórskiej". Nieznany artysta napisał na nim w 1689 roku: "Przybyszu, oto Jasna Góra w ręku Matki Dziewicy w 1655 roku przez wojska szwedzkie 40 dni oblegana, lecz nie zdobyta. Władcom polskim podobało się nazywać ją Górą Zwycięstwa. Ty jednak nazywaj ją raczej Krzakiem Gorejącym, a niespalonym przez ogień i nietkniętym wśród płomieni ognistych pocisków. Złóż dziękczynienie Bogu, który dał nam zwycięstwo przez Pana Jezusa Chrystusa i Jego Matkę. Pamiętaj też, aby potomności przekazać, jak wielkimi dobrami Bóg uwieńczył Polskę".

W podobnych słowach o. Augustyn Kordecki przedstawił obronę Polski rozpoczętą przez wydarzenia jasnogórskie - nie pisząc o "cudzie", lecz o "podziwu godnym dobrodziejstwie Boga". Czyż to nie zastanawiające, że ten bohaterski przeor w "Nowej Gigantomachii", opisie oblężenia Twojego Sanktuarium, napisał: "Przypatrz się Polsko, jak wielki pożytek przyniosła ci cześć Bogarodzicy". I dodał: "Niech wszystkich nieprzyjaciół, którzy sprzysięgli się na wykorzenienie w Polsce czci Królowej Aniołów, rozproszy Bóg potężną swą mocą".

Matko Polaków! Los Twojego Cudownego Wizerunku jest bardzo podobny do losu Polski. Kardynał Karol Wojtyła, na krótko przed wyborem na Stolicę Piotrową, mówił na Jasnej Górze: "Patrzy naród z jakimś nieustannym zachwytem na ten Obraz, ponieważ On wyraża tajemnice tych zaślubin Boga z człowieczeństwem, z jego historyczną, konkretną formą, któremu na imię Polska, polskość. Ażeby zrozumieć człowieka, trzeba sięgnąć w głąb tajemnicy. Ażeby zrozumieć naród, trzeba przyjść do tego Sanktuarium" (23 I 1977).

Spoglądając na Twoją Ikonę z perspektywy naszych dziejów, słyszymy Twoją pieśń dochodzącą z głębi naszej przeszłości, pieśń uwielbienia za Boże dzieła na polskiej ziemi. Dostrzegamy Twoją nieustanną i niezmordowaną służbę. Pomagasz nam z całą mocą, jaką obdarzył Cię Bóg. Zachowujesz w swoim sercu wielką przeszłość swojego ludu, pamiętasz cuda, których doświadczyli nasi ojcowie, znasz także nadzieje współczesnych, nasze oczekiwanie wielkiej przyszłości. Jesteś świadoma spraw przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, solidarna z nami, ukazujesz Bożą ocenę wydarzeń, postaw i zamierzeń. Wśród współczesnego zamętu i biedy, wskazujesz cud Bożego odkupienia, Boże miłosierdzie, wierność i bliskość Boga.

Ty, Maryjo, interweniujesz i dzisiaj, by ocalić tych, którzy zginęliby bez Twojej pomocy. Ale Twoja pomoc przychodzi często innymi drogami niż zamysły ludzkie. Dopiero wówczas, gdy ktoś otworzy się na działanie Boga, widzi jak spełnia się Jego wola w obecnej chwili.

Jasnogórska Matko! Pomagaj nam dostrzec w naszym "dzisiaj" Bożą rzeczywistość, odkryć oczyma wiary nasze jutro w świetle Bożej nadziei. Wyzwalaj nadzieję i bądź nadal jej światłem. Niech nasza nadzieja będzie tak wielka, aby zdołała rozproszyć mroczne zwątpienia i przemóc niegodne postępowanie. Niech dzięki Tobie, Jasnogórska Gwiazdo przewodnia, nigdy w naszej ojczyźnie nie zgaśnie światło Bożej nadziei.
[-- Czesław Ryszka, "Jasnogórska opowieść", Paulinianum Jasna Góra, Częstochowa 2003, str. 331-339]



Apel Jasnogórski przed Najświętszym Sakramentem
[-- Kardynał Stefan Wyszyński]

W godzinie Apelu Jasnogórskiego pragniemy podziękować Tobie, Zbawicielu świata, obecny w Sakramencie Eucharystii za to, że na Kalwarii dałeś nam swoją Matkę, mówiąc do ucznia, a przez niego do nas wszystkich: "Oto Matka twoja" (J 19, 27).

Wiemy, Dobry Jezu, że Maryja była Ci potrzebna w dziele Odkupienia. Przez Jej posługiwanie otrzymałeś Człowieczeństwo. Ona wykarmiła i wypielęgnowała Twoje Ciało, które było Ci potrzebne na Kalwarii i w Eucharystii. Ona jest Matką Twojego Ciała, które jest prawzorem Mistycznego Twego Ciała - Kościoła.

Miałeś przecież, Panie Jezu, Kościół swój zbudować na wzór ciała - jak to pięknie opisał święty Paweł: "...jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, jedno stanowią ciało..." (1 Kor 12, 12). Chciałeś oswoić się z działaniem swego ludzkiego Ciała, aby na jego wzór ustanowić Kościół. Dlatego i my dziś Matkę Twoją wiążemy jak najściślej z tajemnicą Odkupienia i uświęcenia Kościoła - Twego Mistycznego Ciała - bo wiemy, że z woli Twojej Maryja jest również Matką Kościoła.

Dziękując Tobie za Matkę, którą nam dałeś, dziękujemy najpierw za to, że Ją w ogóle przyjąłeś, że chciałeś Ją mieć w dziele Odkupienia. I że chcesz Ją mieć i dzisiaj, w przedziwnym Misterium Twoim i Twojego Kościoła.

Patrząc na Twoje Ciało Eucharystyczne, dziękujemy Ci za to, Jezu, że podzieliłeś się z nami swoim Ciałem, że nam je okazałeś w czasie Ostatniej Wieczerzy, mówiąc: "...to jest moje Ciało... to jest moja Krew, nowego Przymierza, która za wielu będzie wylana..." (Mt 26, 26-28). Odtąd widzimy Ciebie, gdy jako Bóg-Człowiek, w otoczeniu Apostołów, trzymasz w ręku Ciało swoje i mówisz do nas: "Bierzcie i jedzcie..." (Mt 26, 26).

Pragniemy Ci za to specjalnie podziękować. Chcemy utrzymać jeszcze ściślejszy związek z Tobą, żyjącym w Kościele. Tak nam się wszystko wiąże w całość! Takie to dla nas jasne, że Ty, Bóg-Człowiek, ze swoim Bóstwem i Człowieczeństwem, z ludzką Duszą i Ciałem, jesteś i żyjesz w Kościele.

W Kościele jest również Matka Twojego Człowieczeństwa, Matka Twojego Ciała. Ty sam w Kościele żywisz nas nieustannie Sobą, w ciągu naszej ziemskiej wędrówki, dając nam przez to gwarancję życia wiecznego: "Kto pożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" (J 6, 54). Jest to radosna gwarancja i za nią również jesteśmy Tobie wdzięczni.

Dziękujemy Ci, że nieustannie przygotowujesz nas przez Ofiarę Mszy świętej i Sakrament Eucharystii na zmartwychwstanie, składając w nasze życie energie swego wiecznego życia. Ubezpieczasz nas na zmartwychwstanie i żywot wieczny. Mówiłeś przecież: Potrzeba, byście i wy zmartwychwstali, jako Ja zmartwychwstałem... Trzymając w dłoni swoje Ciało, ukazujesz nam drogę do zmartwychwstania.

Pod krzyżem, na którym wisi Chrystusowe Ciało, stoisz Ty, Najlepsza Matko, wybrana na Piastunkę Człowieczeństwa Bożego. Jak nas to raduje, że jesteś w misterium Chrystusa i Kościoła! Jesteś zawsze obok Twojego Syna. Jesteś Matką Jego Eucharystycznego Ciała, którym się nieustannie żywimy. Oto jedność, źródło naszej pociechy! Oto oczywista nasza pewność! Zbędny jest niemal akt wiary, bo łatwo możemy przyjąć rzeczywistość tak wspaniałą i tak cudowny plan Boży, przedziwnie pomyślany.

Najlepsza Matko Pana naszego Jezusa Chrystusa, który żywi nas swoim Ciałem, ukształtowanym w Tobie! Oddajemy się Tobie, pragnąc jedynie Ciebie uważać za Matkę naszą, dającą nam zawsze najlepszy Dar - Syna swojego, którego przygotowałaś, aby był dla nas Ofiarą i Sakramentem.

Klękamy przed Najświętszym Sakramentem i zobowiązujemy się do jak najczęstszej łączności z Jezusem w świątyniach naszych i we wszystkich świątyniach na całym świecie. Niekiedy mijamy je, przechodząc obok. Będziemy odtąd pamiętać, Najlepsza Matko, że są to mieszkania Boga żywego. "W tej Hostyi jest Bóg żywy, choć ukryty, lecz prawdziwy". Każda świątynia będzie odtąd dla nas okazją do uwielbienia Twojego Syna, który dał nam swoje Ciało w Tobie ukształtowane. Będzie to również przedmiot naszego apostolstwa. Mijając świątynię, zachęcajmy się wzajemnie: Wstąpmy na chwilę. Na moment klęknijmy, choćby na progu, aby powiedzieć Chrystusowi: Dziękujemy, że jesteś, że trwasz, żyjesz, czuwasz i miłujesz.

Pozdrawiamy Ciebie, Maryjo Jasnogórska, wraz z Twoim Synem, w godzinie Apelu Jasnogórskiego, gdy klękamy przed Najświętszym Sakramentem - Eucharystycznym Ciałem Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

[-- Stefan Kardynał Wyszyński, "Miłość na co dzień", Rozważania, Wydawnictwo "Soli Deo", Warszawa-Ząbki 2001, str. 275-277]


 
Jasnogórska monstrancja "Rosarium Virginis Mariae" ("Różaniec Matki Bożej") - wotum rodziny Drapikowskich, 2003 [foto: Drapikowski Studio].


Jasnogórskie tabernakulum - zamknięte (na zdjęciach poniżej: otwarte) - wykonanie Drapikowski Studio, 2006.


Jasnogórskie tabernakulum - wewnątrz.  [foto: Drapikowski Studio]


Jasnogórskie tabernakulum - wewnątrz (wykonanie Drapikowski Studio, 2006).




Filmy:
"Tabernakulum" - 2007 - ok. 14 minut
"15 sierpnia" - 2007 - ok. 15 minut
"Szata Niebiańska" - 2010 - ok. 18 minut
"Nałożenie szaty na Cudowny Obraz" - 2010 - ok. 10 minut


Inne publikacje:
"Mówią, że jestem krawcem Matki Bożej"Nasz Dziennik, 11/13-04-2009
"Niebiańska szata"Lidia Dudkiewicz, Niedziela Nr 36, 5-09-2010

www.drapikowski.pl/  ["Drapikowski Studio", Gdańsk] 


sobota, października 23, 2010

ZDRADZENI * "PULL UP! PULL UP!"

Katastrofa Smoleńska-Mój Raport Wstępny

Portret użytkownika malyy5

Awaria silnika środkowego" korpusowego"-w konsekwencji uszkodzenie przewodów hydraulicznych (sterowania samolotem )oraz awaria silnika lewego-w ostatniej fazie lotu .
Zniżenie lotu w związku z zaprogramowaniem autopilota -wszystko gra, z pozoru samolot schodzi,piloci decydują się na zejście na 100m żeby upewnić się
czy jest możliwość podejścia do lądowania czynią to na autopilocie, dodatkowo nawigator i drugi pilot podają wysokość na bieżąco dla pełnej kontroli
(wysokościomierz ciśnieniowy i radiowysokościomierz),w momencie gdy samolot nie odchodzi z wysokości 100m
(zaprogramowany autopilot na tą wysokość) drugi pilot przy 80m daje komendę"odchodzimy" Protasiuk "daje pełną moc"a tutaj plusk i leci lewy silnik a samolot nie reaguje na sterowanie(awaria hydrauliki) i dodanie mocy samolot spada zaczepiając o brzozę traci skrzydło,siłą bezwładności robi tzw "cyrkiel" dochodzi do eksplozji przed uderzeniem w ziemię -szczątki samolotu spadają.
Uszkodzenie silnika środkowego stanowi tutaj zasadniczy element początkujący katastrofę, jego uszkodzenie może być nie zauważone w pierwszej fazie przez załogę -
zaczyna się rozpadać w wyniku czego następuje uszkodzenie hydrauliki sterowania -przypomnijmy oni schodzą na autopilocie więc jeszcze nie wiedzą o awarii.
Cofnijmy się do stenogramów i sytuacji poprzedzającej katastrofę
- A jeśli nie wylądujemy, to co? - pyta niezidentyfikowany rozmówca
- Odejdziemy - odpowiada Protasiuk
O 8:17 i 43 sek.
Kontrola lotów w Smoleńsku informuje, że reflektory "są z prawej i lewej" i samolot ma się udawać na początek pasa.
O 8.39 i 7 sek. stenogram odnotowuje głos, zidentyfikowany jako należący do gen. Błasika. Po słowach technika pokładowego "Kabina. Sterowanie przednim podwoziem mamy włączone. Mechanizacja skrzydeł", Błasik mówi: "Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do (niezr.)".Ten fragment jednoznacznie potwierdza że Błasik z mechanikiem pokładowym rozmawiają przez interkom-stąd wyrażenie"Kabina"To jeden z kluczowych momentów Kabina łączy się z Błasikiem jest problem najprawdopodobniej z mechanizacją skrzydła...
Wszystko przebiega bez problemów. O godz. 8:39 i 31 sek. wieża mówi: "8 na kursie i ścieżce". - Pas wolny - mówią kontrolerzy po 7 sekundach. Potem - o godz. 8:39 i 59 sek. - wieża informuje, że samolot jest na wysokości 400 metrów. Po trzech sekundach słychać niezidentyfikowany głos.
O godzinie 8:39 i 51 sek. w kokpicie rozlega się dźwięk. To system GPWS, którzy ma za zadanie ostrzegać o odległości ich samolotu w stosunku do gruntu. Wtedy samolot przelatuje nad dalszą radiolatarnią NDB, w tym czasie słychać też podawaną przez nawigatora wysokość: 400 metrów.
Wkrótce, o godz. 8.40 i 6 sek, włącza się ostrzeżenie systemu TAWS (system ostrzegania przed przeszkodami). Automatyczny głos mówi: "TERRAIN AHEAD" (ziemia przed tobą). 9 sekund wcześniej załoga komunikuje, że jest 400 metrów nad ziemią. Ostrzeżenie TAWS powtarza się po 25 sekundach. Piloci informują, że są 200 i 100 metrów nad ziemią.
Między wysokością 150 a 100 metrów, załoga dostaje od kontrolera ruchu lotniczego informację "2 na kursie i ścieżce" (było to o godz. 8:40 i 39 sek.). Niecałą sekundę później znów pojawia się komunikat "TERRAIN AHEAD". Niezidentyfikowany głos mówi wtedy: "100 metrów". Nawigator (w dokumencie określa się go pisanym cyrylicą słowem "SZT"), odpowiada: "100". O godz. 8.40 i 42 sekundy system TAWS podaje kilkakrotnie: PULL UP (do góry).
O godz. 8:40 i 50 sek. nawigator melduje, że samolot jest 90 metrów nad ziemią, osoba oznaczona jako drugi mówi "odchodzimy". Samolot jednak zmierza w dół. O godz. 8.40 i 53 sek. załoga podaje, że jest na wysokości 50 metrów od ziemi. To wówczas kontroler wieży mówi: "Horyzont 101", który jest nakazem zakończenia procedury zniżania (powinien to zrobić na wysokości 100 metrów). Było to 11 sekund przed katastrofą. Dalej słychać ponowne ostrzeżenie: "PULL UP! PULL UP!", odczytaną wysokość: 30 metrów, ponowne ostrzeżenie kontrolera: "Kontrola wysokości, horyzont!" i odczytaną wysokość: 20 metrów.
Wracamy do tezy uszkodzeń silnika środkowego"korpusowego" jego uszkodzenie nie wiadomo kiedy nastąpiło bezsprzecznie musiało spowodować uszkodzenie hydrauliki-hydraulika umożliwia pilotowi sterowanie
samolotem wszelkie czynności wykonywane przez pilota,wznoszenie,skręcanie itd.Hydraulika uszkodziła się w wyniku rozsypania się silnika środkowego co skutkowało rozerwaniem przewodów hydraulicznych(
brakiem sterowności samolotu)wyciekiem płynu hydraulicznego, jak również w kontynuacji uszkodził się silnik lewy(elementy silnika środkowego rozpruły poszycie i dotarły do silnika lewego)dodatkowo wysoce prawdopodobne jest ,iż nastąpił wyciek paliwa które następnie eksploduje przed zbliżeniem do ziemi.
8.39 i 7 sek :Po słowach mechanika pokładowego "Kabina. Sterowanie przednim podwoziem mamy włączone. Mechanizacja skrzydeł", Błasik mówi: "Mechanizacja skrzydła przeznaczona jest do (niezr.)".W tym momencie lub chwile wcześniej bo jak wiadomo stenogram jest niekompletny,mechanik pyta Błasika o mechanizację skrzydeł(prawdopodobnie trochę wcześniej pyta)-to świadczy o tym że hydraulika siada -mamy początek "COŚ NIE TAK".
Podsumowanie :
1.uszkodzenie silnika środkowego
2.uszkodzenie hydrauliki
3.brak sterowności
4.uszkodzenie silnika lewego
Długo drążyłem temat katastrofy,ciągle mi nie dawało spokoju
1:dlaczego schodzili tak gwałtownie,pod niewłaściwym lub tez ekstremalnym kontem?
2:autopilot ich oszukał?
3:odliczanie wysokości do ziemi brzmiało wręcz niewiarygodnie (brak reakcji?)
4:manewr w lewo dla uzyskania wysokości?
5:dlaczego paliwo nie eksplodowało?
Wydaje mi się że ta teza daje odpowiedź na te pytania
Pytania pozostają jednak np:
1.co spowodowało uszkodzenie silnika środkowego?
2:co "naprawiali"w kwietniu w Warszawie mechanicy z Samary?
3.co tak naprawdę eksplodowało?
4.Czy APM-y były we właściwym miejscu?
5:dlaczego kontrolerzy kłamali ?
6.czy byli ranni?
Pewne jest że:
- to nie był w żadnym wypadku błąd pilotów
- nie było nacisków na lądowanie
- kontrolerzy nie zakazali lądowania a mieli taki obowiązek(lotnisko wojskowe) i nawigowali dodatkowo kłamiąc naszą załogę.
- szybko po katastrofie zacierano wszystkie ślady
- nie było BOR na lotnisku
temat jak widać mało rozwinięty przeze mnie ,ale warto zastanowić się i pójść ścieżką takiego scenariusza wydarzeń,który wg mnie jest jak najbardziej prawdopodobny.
Ile jeszcze było elementów które spowodowały katastrofę? na pewno bardzo wiele...

Portret użytkownika Pluszak

Budowanie raportów w oparciu

Budowanie raportów w oparciu o upubliczniony stenogram rozmów pilotów rządowego Tupolewa mija się z celem gdyż stenogram został sfałszowany.
Poniżej 2 przykłady świadczące o fałszerstwie, oraz fragment wpisów i obliczeń które w całości są dostępne na blogpress oraz na moich www
- brak podpisu ppłk Bartosz Stroiński, ppłk twierdzi że podpisywał stenogram
- według MAK TAWS odezwał się pierwszy raz 18 sekund przed katastrofą, wg stenogramów TAWS po raz pierwszy odzywa się na około minutę przed katastrofą TU-154M.
b. Pierwsze ostrzeżenie systemu TAWS typu PULL UP (CIĄGNIJ DO GÓRY) pojawiło się na 18 sekund przed zderzeniem z przeszkodą, które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu. Przedtem dwukrotnie formułowano komunikaty typu TERRAIN AHEAD (ZIEMIA PRZED TOBĄ).
Prędkość zniżania TU-154M według stenogramów
Spadek z wysokości 400 na 300 m. z prędkością 4,44 m/s - odrobinę za dużą, ale w normie. O 10:40:16,7 dowódca potwierdził, że jest na kursie i na ścieżce.
Spadek z wysokości z 300m do 250m to 50 metrów w 3,2 sekundy.
To musiało być przykre przeżycie dla pasażerów, 50m to 15 pięter wielopiętrowego budynku pokonane w 3,2 sekundy!
Spadek wysokości 200 na 100 to 100m pokonane w 8,4 sekundy (100 metrów to 30 pięter - w 8,4 sekundy).
To musiało być bardzo przykre. I o dziwo - w trakcie tego zniżania o 10:40:34 dowódca stwierdza spokojnie, że "włączone" - i to jest ostatnie, co dowódca powiedział w ciągu tego lotu.
Spadek ze 100 do 90 metrów trwał 0.9 sekundy, czyli 11,1 m/s, czyli prawie cztery piętra na sekundę. To tak, jakby pod nogami urwała się winda, albo szybciej. Sekunda takiego spadku wystarczy żeby się porządnie przestraszyć - spadli 3 piętra w dół.
Prędkość zniżania TU-154M waha się od 6,67 m/s do 20 m/s. Przy czym obniżenie o 6,67m to dwa piętra wielopiętrowego budynku w dół na sekundę, a 20 m/s to obniżenie w dół o ponad 6 pięter wielopiętrowego budynku na sekundę!
Czy można spadać z taką prędkością i nie reagować?
Przy takich wahaniach prędkości zniżania prezydenckim Tupolewem musiało mocno rzucać, więc wiele przedmiotów znajdujących się na pokładzie musiało się przemieszczać.
W czasie zniżania samolotu czego trzymał się dodatkowy pasażer który odwiedził kabinę pilotów?
Jeśli nie był przypięty pasami do fotela to powinien być cały czas rozpłaszczony na suficie kokpitu.
Przy lądowaniu samolot zniża się szybko, ale czy ma aż takie wahania tej prędkości zniżania?
Maksymalna prędkość pionowa lądowania wynosi 3 m/s. Oni spadali z prędkością wielokrotnie większą!
Następny spadek ( rys. 3 ) z 90 do 80 jest dwa razy szybszy - 25 m/s; trwało to 0,4s, ale spadli znowu 10 metrów, czyli trzy piętra. Zaokrąglając – w pół sekundy
Kolejny spadek o 20 metrów z 80m na 60m w ciągu niecałych dwóch sekund (1,8 s); to ponad sześć pięter w dwie sekundy.
W takim przypadku na pokładzie TU-154M musiało być kilka zawałów - tak, zawałów. Wielu samobójców rzucających się z wysokich budynków umiera w locie na zawał.
Nie można nic powiedzieć o tym, co się działo w ostatniej fazie (poniżej 20 metrów) - bo nie wiadomo, na jaką wysokość wzniósł się samolot (o ile się wzniósł - w świetle powyższego zniżania TU-154M jest to raczej wątpliwe) zanim runął na ziemię.
Czy załoga mogła nie zdawać sobie sprawy z tego, że spada? Twierdzenie, że wszystko przebiegało spokojnie zarówno w kokpicie, jak w kabinie pasażerskiej, jest absurdem!
„W normie”
A teraz ciekawostka - pierwszy spadek ze 100 do 90 metrów z prędkością 11,1 m/sekundę, czyli w ciągu sekundy spadają trzy piętra w dół!
Czy lecąc windą na łeb na szyję trzy piętra w dół drugi pilot TU-154M mógł powiedzieć do mikrofonu „w normie” ?
Nie miał czasu nawet pomyśleć, a co dopiero powiedzieć. Według czasu podanego na stenogramach „w normie” trwało 0,4 sekundy

piątek, października 22, 2010

POst analfabetyzm: Vincent z P.O.

Minister finansów nie zna podstaw arytmetyki

October 8th, 2010 by rybinski


Minister finansów, Jacek Rostowski w wywiadzie dla Faktu zarzucił mi niewiarygodność w porównaniu Tuska do Gierka i stwierdził, że Tusk zadłuża Polskę w 1/12 tak szybko jak Gierek.



Policzmy. Podczas dekady Gierka dług w ówczesnych dolarach wzrósł o 23 mld dolarów (źródło: Narodowy Bank Polski: Zadłużenie zagraniczne Polski, NBPortal.pl, z dnia 9 grudnia 2008, cytowane w wikipedii: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zadłużenie_zagraniczne_PRL), a PKB w 1980 roku według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynosiło 56.6 mld dolarów (źródło www.imf.org, w cenach bieżących z 1980 roku). Zatem w relacji do PKB z końca okresu przyrost długu za Gierka wyniósł 40% PKB. Gierek rządził dekadę, więc podczas sześciu lat Gierka (porównywalnie do Tuska, lata 2008-2013) przyrost długu wyniósł 24% PKB.



Teraz sześć lat Tuska, od 2008 do 2013 roku, w porównywalnych warunkach. Według oficjalnych danych i prognoz rządu zawartych w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa (które zaniżają dług) przyrost długu wyniesie 330 mld złotych, do tego jeszcze 30 mld złotych długów Krajowego Funduszu Drogowego, które Jacek Rostowski schował pod dywan, to razem 360 mld. Do tego 67 mld euro transferów z UE, czyli jakieś 250 mld złotych i 70 mld złotych z prywatyzacji. Jednych i drugich Gierek nie miał, czyli kolejne 320 mld złotych. Gdyby nie prywatyzacja i transfery z UE, obecne wydatki musiano by finansować w całości przyrostem długu. Razem 680 mld złotych (360+320). W 2013 roku nominalne PKB według prognoz rządu zawartych w Wieloletnim Planie Finansowym ma wynosić 1716 mld złotych. Zatem przyrost zadłużenia podczas sześciu lat rządów Tuska wyniesie 21% PKB (360/1716) z końca okresu (licząc bez środków unijnych i prywatyzacji) lub 40% PKB (680/1716) licząc w warunkach porównywalnych (zakładając że Tusk nie ma funduszy UE i prywatyzacji i musi wszystko finansować długiem).



To jest prosta arytmetyka, dodawanie, mnożenie, dzielenie, dzieci mają to w podstawówce w klasach 1-3, żeby to policzyć nie jest potrzebne wykształcenie ekonomiczne. Licząc sam przyrost długu w relacji do PKB, Tusk zadłuża Polskę tak samo szybko jak Gierek (Tusk 21% – zaniżone, Gierek 24%), a licząc w warunkach porównywalnych (środki unijne i prywatyzacja) Tusk zadłuża Polskę prawie dwa razy szybciej niż Gierek w relacji do PKB (Tusk 40% – zaniżone, Gierek 24%).



Na podstawie powyższych wyliczeń stwierdzam, że Tusk zadłuża Polskę szybciej niż Gierek w relacji do dochodu narodowego w porównywalnych warunkach, oraz stwierdzam że minister finansów powinien wrócić do szkoły podstawowej i nauczyć się arytmetyki, albo może wziąć korki u mojego syna, który jest w pierwszej klasie gimnazjum i jest dobry z matmy. Minister finansów który nie zna podstaw arytmetyki jest zupełnie niewiarygodny. Nic dziwnego że nie jest w stanie policzyć jaki jest rzeczywisty deficyt finansów publicznych, bo nie umie.



Do wszystkich liczb podałem źródła danych, więc każdy może sobie sam zweryfikować te obliczenia. Używam wyłącznie oficjalnych danych ze stron internetowych NBP, rządu i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.



Oczekuję przeprosin od ministra finansów.



W Expressie Bydgoskim ukazał się wywiad ze mną, w którym pytam młodych posłów w Sejmie, siedzących w dalszych ławach, ja długo jeszcze będą bezmyślnie podnosili ręce popierając groźną dla kraju politykę którą realizuje Tusk, Rostowski przy poparciu jeszcze kilku osób. Bo nie dość, że zadłużamy się bardziej niż za Gierka, to jeszcze mechanizm podejmowania tych decyzji jest taki jak w socjalizmie: kilka osób, nie licząc się ze zdaniem specjalistów, prowadzi kraj w objęcia kryzysu, a reszta “towarzyszy” biernie się temu przygląda.



W piątkowej Rzeczpospolitej ukazał się mój tekst pt. Politycy na dopalaczach, w którym pokazuję w jaki sposób tworzy się tematy zastępcze, żeby nie mówić w mediach o sprawach ważnych, ale niepopularnych.
http://www.rybinski.eu/?p=1748&lang=pl

środa, września 29, 2010

Ż o ł n i e r z Polski -



Józef Biss - historia jednego z wrześniowych żołnierzy J







JÓZEF BISS - FOTOJózef Biss - historia jednego z wrześniowych żołnierzy.
Jest kolejna rocznica września 1939 i wydawało by się że wszystkie sprawy tych odległych wydarzeń zostały przebadane, opisane. Polscy bohaterowie tych wydarzen uwieńczeni chwałą, a Biss to jeden licznych żołnierzy tego okresu, który przeszedł już do historii.
Tymczasem polskie media obiegła początkiem 2006 roku informacja, że Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa przygotowała w podkarpackiej wsi Pawłokoma uroczystość z okazji postawienia tam obelisku upamiętniającego mord dokonany 3 marca 1945r na miejscowej ludności pochodzenia ukraińskiego. Na pomniku wymieniono 366 ofiar ponieważ tak obecnie życzyli sobie przedstawiciele istniejących na Ukrainie kombatanckich organizacji UPA. Komunikat podawał, że mordu tego dokonał oddział AK dowodzony przez Józefa Bissa ps. Wacław. Mimo licznych i szeroko rozsyłanych sprostowań nikt w Polskich mediach nie kwapił się do wyjaśnienia rzeczywistej roli oddziału i jego dowódcy w tej do dzisiaj nie wyjaśnionej do końca i mocno rozdmuchanej podkarpackiej tragedii. Jedynie ostatnie komunikaty podawane w niektórych mediach (TVP) po interwencjach przed samym 13 maja 2006r zaczęły podawać, że sprawcy wydarzeń w Pawłokomie są dotychczas nieznani. Warto zatem przypomnieć kim był Józef Biss zarówno w walkach wrześniowych jak i późniejszych okresach by chociaż częściowo oddać cześć jego wojennemu bohaterstwu i przywrócić należny honor i chwałę oddziałom AK, które faktycznie w dniu 3 marca 1945r już nie istniały. Honor spotwarzany w intencji jakichś ciemnych racji politycznych.
Urodził się 24 lipca 1913 r we Lwowie, po ukończeniu szkół rozpoczął krótki okres pracy jako nauczyciel. Po odbyciu przeszkolenia wojskowego i kursu Szkoły Podchorążych Piechoty 11 KDP w stopniu ppor. rozpoczął służbę jako jeden z dowódców 49 Pułku Strzelców Huculskich.
PATENT OFICERSKI JÓZEFA BISSA - DOKUMENT
Pułk ten rozkazem Naczelnego Dowództwa z dnia 12.IV.1937r otrzymał prawo tradycji Legionów Polskich. Od 1 września 1939r został detaszowany do 53 Pułku Strzelców Kresowych, gdzie oba pułki w składzie 11 Karpackiej Dywizji Piechoty walczyły w Armii Karpaty. Pułki te składające się ze zmobilizowanych na Kresach polsko-ukraińskich obywateli II Rzeczypospolitej szczególnie zasłużyły się w obronie rzeszowszczyzny. Ich bojowy szlak biegł na południe od granic miasta Rzeszowa.
MAPA 09.09.1939R.  - DOK.
11 KDP na rzeszowszczyźnie 09.09.1939r
Oddziały 11 Karpackiej Dywizji Piechoty w których jednym z dowódców był por. Józef Biss naciskane przez armie niemieckie opuszczały powoli swoje linie obronne nad rzekami Wisłoka i Wisłok jako ostatnie polskie oddziały na tych terenach. W dniu 10 września zajęły pozycję na rozległym paśmie wzgórz obok miejscowości Błażowa i Barycz. Dowództwo dywizji chcąc wykorzystać mocno dominujące nad terenem położenie oddziałów Dywizji zwróciło się do dowództwa Armii Karpaty o pozwolenie na rozpoczęcie kontrofensywy do której czuło się w pełni przygotowane. Niestety ogólnie zła sytuacja na frontach września sprawiła, że zgody takiej nie udało się otrzymać. Jednak kontratak i bojowa zasadzka przeciwko oddziałom nieprzyjaciela poprowadzony w nocy przyniósł sukces zlikwidowano w czasie uderzenia sztab niemieckiej 4 LDZmot i zdobyto plany niemieckich sił prowadzących natarcie. / Melchiora Mankowicza pt. Dywizja Jeż/ Zgrupowanie 11KDP atakowało 7 dywizji nieprzyjaciela. W dniu 11 września zajęto pozycje wzdłuż doliny Sanu z tyłu za rzeką rozciągały się tereny wsi Pawłokoma. By trwać w bezpośrednim starciu bojowym z siłami niemieckich armii zajęto pozycje, mając za plecami szeroką w tym miejscu rzekę San i żadnych mostów do dyspozycji. Można było bezpieczniej zająć pozycje wewnątrz wsi Pawłokoma, Bartkówka czy Dylągowa osłaniając się od nieprzyjaciela rozlewiskami Sanu ale wtedy ogień nieprzyjacielskich artylerii zniszczyłby wsie, a w kampanii wrześniowej polskie dywizje zawsze unikały takich sytuacji. Trwano w bezustannym boju utrzymując na sobie ciężar natarcia niemieckich: 45DP, 44DP, 11DP, 4LDZmot, 7DP, 2DG, Pułku SS "Germania". /mapy zamieszczone w książce pt. " Armia Karpaty"/
Niestety nocą siły 2 DG atakujące broniące odcinka południowego słabe oddziały wchodzącej w skład Armii Karpaty Obrony Narodowej zdołały się przebić i 11 KDP zaczęło grozić okrążenie. Rozpoczęto zatem wycofywanie w rejon Przemyśla.

15-16 września pod Mułowiczami
W nocy z 15 na 16 września przyszło wziąć krwawy rewanż na nieprzyjacielu. Rozpoznanie doniosło, gdy oddziału 49 Huculskiego Pułku Piechoty wraz z towarzyszącym 53 Pułkiem Strzelców Kresowych w którym wtedy służył Józef Biss, zajęły pozycje pod Mużyłowiczami za Sądową Wisznią, że w pobliskich lasach znowu przygotowuje się do ataku Pułk SS Germania. Były to niemieckie odziały walczące z niebywałą brawurą na którą zanosili skargi nawet towarzyszący na skrzydłach pułku SS dowódcy oddziałów Wehrmahtu. Była noc gdy polskie pułki otrzymały rozkaz dowództwa, nakazujący rozładowanie broni /by nie zdradzić się wczesnym strzałem/ i nocny atak na pozycje pułku SS wykonany jedynie przy pomocy bagnetów i broni białej.
Tak wspomina klęskę SS-Standarte "Germania" dowódca 11 KDP płk. dypl. Bronisław Prugar-Ketling:
"Gdy zbliżyliśmy się na odległość 1 km od Mużyłowic, usłyszeliśmy przed sobą odgłosy gwałtownej walki. Padło kilka strzałów artyleryjskich czy moździerzowych i odezwały się ciężkie karabiny maszynowe, które grały całymi taśmami. Wiedziałem, że to niemieckie, bo nasi idąc do nocnego natarcia rozładowali z mojego rozkazu broń. Na pewien czas zatrzymałem kolumnę, a sam z ppłk. Popielem podjechałem bliżej wsi. Walka trwała dalej, ale ogień słabł. Strzelcy 49. pp i 53 ps ["Strzelców Kresowych"] wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto się im pod rękę nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały pistoletów maszynowych urywały się nagle, w połowie magazynków. Czuło się, że ręka która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezwładnie opada, paraliżowana uderzeniem kolby lub pchnięciem bagnetu. Nie słychać było żadnych okrzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt już nim nie kierował - nikt o pardon nie prosił. Wrażenie było niesamowite. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie dotychczasowe ich przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się na pewno nigdy. Trupy, które oglądaliśmy później, miały wyraz straszny. Trwoga, wśród której ginęli, nie znikła z ich twarzy. Wysiedliśmy z samochodu i pieszo podążaliśmy za cichnącym i dogorywającym odgłosem nocnego szturmu. W coraz jaśniejszym brzasku porannym odróżnialiśmy domy, drzewa, opłotki, a później... działa, jaszcze, ciągniki, samochody - najpierw pojedyncze, potem grupy, całe parki. Przecieraliśmy oczy, by się upewnić, czy to nie złudzenie, tak nieprawdopodobnie zdobycz ta wyglądała. Duża i bogata wieś... zawalona była po brzegi sprzętem i materiałem wojennym... Mużyłowice atakowane były przez dwa bataliony /pułki-wyjaśnienie własne/ od strony zachodniej i od południa. Zaskoczenie było kompletne, więc walka trwała nie dłużej niż pół godziny." Pułk SS przestał istnieć. Takiego uderzenia na formacje SS nie udało się zrobić żadnej z armii walczących w pierwszej połowie II wojny światowej. Po tym boju por Józef Biss został awansowany, otrzymał dowództwo kompanii w 53 PSK.
W dalszych bojach o Lwów dostał się do niemieckiej niewoli z której wkrótce uciekł podejmując od listopada 1940 walkę w szeregach ZWZ. W początkach 1944r. był komendantem VI rejonu Janów Lubelski. Po walkach w lasach janowskich objął dowództwo 1 kompanii 26ppAK w Siemianówce pod Lwowem. Wsławił się tam skuteczną obroną tej miejscowości przed atakami UPA. Gdy oddziały jego znalazły się w roku 1944 na terenach opanowanych przez Armię Czerwoną nakazał znacznej części swoich żołnierzy rozbrojenie się, a sam zaś dowodząc 150 osobowym oddziałem żołnierzy usiłował iść na pomoc walczącej w powstaniu Warszawie. 18 sierpnia 1944 grupa operacyjna "SMIERSZ" 13 Armii /Czerwonej/ pułkownika Szlepienki wzmocniona oddziałami 8 Gwardyjskiej Dywizji Kawalerii z 6 Gwardyjskiego Korpusu Kawalerii próbowała złapać oddziały AK /ok. 300 osób/ w pułapkę pomiędzy Rudnikiem n/Sanem, a Sarzyną. Ujęto tylko połowę oddziałów AK ponieważ Józef Biss wyprowadził swoich żołnierzy bezpiecznie z zasadzki oddalając się w kierunku Lublina. W październiku 1944r w wyniku braku możliwości dotarcia do walczącej stolicy powrócił na rzeszowszczyznę podejmując się obrony jej mieszkańców jako dowódca kompanii
OP-26 Zgrupowania "Warta". Osłaniał swoimi oddziałami miejscowości województwa rzeszowskiego takie jak: Żołynia, Kraczkowa, Dylągowa, Sielnica, Dynów, Tarnawka, Borowica. 19.01.1945 rozkazem komendanta Armii Krajowej gen.Leopolda Okulickiego nastąpiło rozwiązanie i tym samym likwidacja AK. 3 marca 1945r na prośbę likwidowanej przez oddziały UPA ludności Pawłokomy zapewnił resztką swojego poakowskiego oddziału /40 ludzi/ militarną osłonę tej wsi zapobiegając skutecznie pogromowi jej polskich mieszkańców przez stacjonujące w pobliżu oddziały UPA podczas gdy miejscowi ludzie dokonywali osądu działań ukraińskich na swoim terenie. Miał pecha, gdy 29 V 1945r zakładał oficerskie buty po wieczornym myciu nóg został w leśniczówce w rejonie Zmysłówki pod Żołynią na wskutek donosu zaskoczony i aresztowany przez oddziały NKWD. Był więziony w Rzeszowie przy ul Jagiellońskiej 17 i przesłuchiwany w ciężkim śledztwie. Skazany 4 września 1945r, przez Wojskowy Sąd Rejonowy wyrokiem syg.G 405/45 na karę 2 lat więzienia i 3 lat pozbawienia praw publicznych. Po ponownym śledztwie Sąd Najwyższy w Warszawie w dniu 2.października 1945r podwyższył wyrok skazując go na karę 7 lat więzienia za czyny : "że jako dowódca terrorystycznej bandy posiadał nielegalnie pistolet, uchylał się od służby wojskowej, posługiwał się fałszywymi dokumentami i składał fałszywe zeznania". W wyniku amnestii wyrok skrócono potem do 3 lat. Po odbyciu wyroku i wyjściu z więzienia ponownie aresztowany /akta Sr161/51 za przynależność "do bandy Edwarda Cieśli" na terenie Opola, pobity w śledztwie otrzymał wyrok kolejnych 8 lat, przebywał od 25.01 1951 do 26.04.1955r w ciężkim więzieniu w Strzelcach Opolskich. W 1992 roku wyrok Sądu Wojewódzkiego w Rzeszowie stwierdził nieważność powyższych orzeczeń. Nigdy w żadnym śledztwie nie wykazano dokonywania przez Józefa Bissa jakichkolwiek mordów czy to na Ukraińcach, milicjantach, działaczach komunistycznych lub wojsku. Po wyjściu z więzienia w roku 1955 pracował w Opolu nad odbudową polskich ziem zachodnich. Opolskie losy Józefa Bissa obrazują częściowo fragmenty listu napisanego przez jego najbliższą rodzinę: "Po odbyciu wyroku miał świadomość, że jest stale śledzony, dlatego z domu wychodził zawsze w towarzystwie żony. W dniu, kiedy miał zamiar zapytać się o możliwość pracy w PKS-ie mieszczącym się wówczas przy ul. Ozimskiej róg Katowickiej - teść nie zjadł śniadania {co prawdopodobnie uratowało mu życie}. Przed wejściem do biurowca była portiernia, gdzie przed wejściem do budynku trzeba było okazać dokument tożsamości. Teść pochylił się lekko do przodu chcąc prawą ręką wyjąć z lewej kieszeni marynarki (na wysokości piersi) portfel z dokumentami, jednocześnie wykonując lekki obrót. Zdążył jeszcze zobaczyć swojego prześladowcę, wycelowany {z bardzo bliskiej odległości} w swoją stronę pistolet {prawdopodobnie odrzucił też ręką broń uniemożliwiając drugi strzał}. Został postrzelony w brzuch {postrzelenie "zaczynało się w płucach - bok, przechodziło obok serca a wylot kuli był na wysokości żołądka - bok po prawej stronie. Później cały incydent został przedstawiony jako próba aresztowania i "samoobrona" funkcjonariusza (prawdopodobnie Ukraińca w służbie UB) w rzeczywistości strzelano bez ostrzeżenia do bezbronnego człowieka}. Nieopodal przy ul. Katowickiej jest Szpital Chirurgiczny. Dr Chołejko wykonał operację bez ewidencjonowania {prawdopodobnie - nie była prowadzona "normalna" dokumentacja leczenia} pacjenta. {Dziadek był leczony w szpitalu pod nadzorem - bez możliwości odwiedzin osób bliskich i bez poinformowania rodziny } - piszą współcześni.
Po jakimś czasie (liczonym raczej w miesiącach) został przewieziony do aresztu, gdzie był torturowany, ostatecznie został osądzony (Wojskowy Sąd Rejonowy w Opolu) i skazany na 8 lat więzienia za przynależność do "bandy Edwarda Cieśli".(rozkazy W i N polecały odtwarzanie struktur AK na Ziemiach Zachodnich - przyp. JLW) Postanowieniem SW w Opolu z roku 1991r. wyrok unieważniono, w roku 1992 przyznano synom odszkodowanie. Teść nie powiedział kim był zamachowiec, po prostu zrelacjonował wydarzenie. Mimo moich nalegań i pytań czy było to UB czy inne zbrodnicze elementy - milczał. Znając Jego osobowość, przypuszczam, że nie chciał powiedzieć, by w bliskich nie wzbudzać nienawiści, która przecież zawsze jest obosieczna. Wiem, że matka Teściowej była Ukrainką, że Teść uczył w szkole ukraińskie dzieci, mam też świadomość, że jako polski żołnierz, oficer czuł się zobowiązany, był zobowiązany przysięgą chronić polską ludność przed tym co jej groziło. Był zawsze człowiekiem honoru. Po "odwilży" w 1956 roku proponowano Mu wysokie stanowisko w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Warunkiem było zapisanie się do partii. Odmówił. Zmarł w Opolu 30 września 1977r.
Na koniec tej opowieści warto dodać, że w IPN istnieją dowody, co potwierdza sejmowa korespondencja w tej sprawie, że
J. Biss podpisywał przepustki na opuszczenie Pawłokomy, mieszkającym tam 3 marca 1945r Ukraińcom. Niestety nikt nie zamierza odznaczyć tego dzielnego polskiego żołnierza za jego czyny ale uprawia się jego kosztem brudną politykę. Wg śledztwa na pomniku w Pawłokomie jest autentyczne jedynie 65 nazwisk tamtejszych ofiar.
Jan Lucjan Wyciślak
03. 08. 2006r.
RODAKpress