n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

wtorek, marca 15, 2011

Genocide -


L: H:




WSTECZ STRONA GŁÓWNA
Zarys wydarzeń \ Straty polskie


Straty polskie w wyniku terroru i ludobójstwa ukraińskiego w latach 1939-1945 - próba szacunku całości.


W latach 1939-1945 Ukraińcy dokonali 676 oraz niesprecyzowaną liczbę (+?) aktów terroru wobec Polaków, polegających na pobiciach, próbach zabójstw, rewizjach, rabunku mienia, „aresztowaniach" i przesłuchiwaniach dokonywanych przez upowców i policjantów ukraińskich, wymuszaniu świadczenia podwód, podpaleniach, niszczeniu polskiego mienia i prób napadów na osiedla polskie (Tab. 3). Ustalona liczba jest tylko "wierzchołkiem góry lodowej".
Napadów na Polaków ze skutkami śmiertelnymi, tj. na pojedyncze osoby lub rodziny, jak i na całe miejscowości, w których żyli Polacy, dokonano 3259 oraz niesprecyzowaną ich liczbę (+?). W liczbie tej znajdują się wielokrotne napady dokonywane w tej samej miejscowości w różnym czasie (Tab. 4).
Liczba osób, które zginęły w określonym, choćby w przybliżeniu, czasie i miejscu (np. na terenie powiatu), i gdzie liczba zamordowanych dla wykazanych w pracy zdarzeń jest podana, wynosi co najmniej 36 543-36 750 Polaków (Tab. 5).
Rzeczywista liczba zamordowanych jest wyższa i według naszego szacunku wynosi 50 000-60 000 osób. W rzeczywistej liczbie zamordowanych mieszczą się:
I. liczba zamordowanych Polaków ustalona dla wykazanych w pracy zdarzeń (tj. 36 543-36 750 osób);
II. liczba szacowana.
W liczbie szacowanej (II) znajdują się: 1) ofiary z miejscowości, dla których tylko częściowo ustalono liczbę zamordowanych Polaków (... +?); 2) ofiary z miejscowości, w których zginęła niewiadoma liczba Polaków (?); 3) ofiary z miejscowości, z których los Polaków jest nieznany (zob. Rys. 6).

Nacjonaliści ukraińscy dążyli do wymordowania Polaków na całym obszarze Wołynia, w miejscach, w których żyli i w miejscach, w których znaleźli się w wyniku jakichkolwiek okoliczności. Polacy byli mordowani w jednostkach administracyjnych, gdzie żyły jedna-dwie rodziny i w skupiskach, gdzie żyło kilkuset Polaków, a także we wsiach ukraińskich, przez które np. przejeżdżali. W związku z rozproszeniem ludności polskiej na Wołyniu najwięcej było jednostek administracyjnych, w których zamordowano do 10 osób - tj. co najmniej 913. W 33 jednostkach zginęło od 101-150 osób, w 16 jednostkach - od 151-200 osób, w 12 jednostkach - od 201-450 osób i w 5 jednostkach wymordowano ponad 450 osób (Tab. 9). Wymienione liczby odnoszą się do jednostek administracyjnych, co do których uzyskano informacje o liczbie ofiar, nawet niepełne.
Polacy byli mordowani przez nacjonalistów ukraińskich w co najmniej 1721 jednostkach administracyjnych najniższego szczebla przedwojennego podziału administracyjnego (Tab. 6). Dla tych jednostek liczba ofiar albo została ustalona, jak się wydaje ostatecznie, albo liczba ta jest niepełna, albo jest nieznana, choć istnieją informacje o samym fakcie mordu. Natomiast losy Polaków z 1787 jednostek administracyjnych, w których zamieszkiwali, nie są w ogóle znane (Tab. 10). Dla 252 jednostek administracyjnych liczba ofiar jest ustalona częściowo (... +?), natomiast nie udało się uzyskać informacji o liczbie ofiar w 140 jednostkach administracyjnych (?) (Tab. 10).

Liczba zamordowanych = 36 543 - 36 750 + ? = 50 000 - 60 000 Polaków.

? zamordowani z miejscowości o częściowo ustalonej liczbie ofiar
? zamordowani z miejscowości o nieznanej liczbie ofiar
? zamordowani z miejscowości o nieznanym losie Polaków

Tabela 5. Liczby Polaków zamordowanych przez OUN-UPA i policjantów ukraińskich w latach 1939-1945*.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
** "+?" oznacza liczbę niesprecyzowaną, oprócz liczby ustalonej, wynikającą z materiału źródłowego.
1 W tym 3 osoby z całkowicie wymordowanych rodzin polsko-ukraińskich.
2 W tym 277 osób z całkowicie wymordowanych rodzin polsko-ukraińskich i 2 rodziny polsko-czeskie.
3 W tym 23 osoby z całkowicie wymordowanych rodzin polsko-ukraińskich.
4 W tym 303 osoby z całkowicie wymordowanych rodzin polsko-ukraińskich.
5 W tym 221 Polaków zamordowanych przez policjantów ukraińskich.
6 W tym 131 osób zamordowanych przez policjantów ukraińskich.

Ofiarami ludobójstwa ukraińskiego na Wołyniu była głównie ludność wiejska, stanowiąca większość żyjących na Wołyniu Polaków. Oprócz rolników, którzy stanowili dziewięćdziesiąt kilka procent ofiar, udało się wyłonić 14 grup społecznych i zawodowych, odnośnie do których liczby zamordowanych są podane w Tab. 12. I tak np. zamordowanych zostało 16 duchownych katolickich, co najmniej: 80 właścicieli ziemskich z rodzinami, 643 fornali i innych fizycznych pracowników majątków z rodzinami, 123 nauczycieli, 85 pracowników leśnictwa.
Oprócz strat ludzkich UON-UPA dokonała spustoszeń materialnych, których celem było usunięcie śladów polskiej obecności 52. Palono i niszczono domy prywatne, obiekty publiczne, jak szkoły, domy ludowe, oraz obiekty sakralne 53. Wycinano sady. Pominąwszy rozgrabione mienie ruchome, wielkość strat w nieruchomościach nie była przedmiotem badań historyków i ekonomistów i nie została ani wyrażona np. w liczbie zniszczonych i utraconych gospodarstw, ani oszacowana wartościowo. Również w naszej pracy nie podjęliśmy żadnej próby określenia wielkości strat materialnych. W tym zakresie możemy tylko wymienić zniszczonych lub spalonych co najmniej: 58 kościołów, 27 kaplic oraz 163 majątki ziemskie z dworami i zabudowaniami gospodarczymi (a nawet obiektami przemysłowymi, jak np. gorzelnie), z czego część było zabytkami kultury polskiej (Tab. 14 i 15).
W materiałach konspiracyjnych znajdujemy różne liczby zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich Polaków, dotyczące jedynie ofiar 1943 roku: w materiale Delegatury Rządu (z października 1943 r.) - gdy wyraźnie nie posiadano jeszcze pełnego rozeznania w tym zakresie - liczbę zamordowanych w 1943 r. Polaków określa się na 15 000 54; w późniejszym materiale Delegatury (kwiecień 1944 r.) wymienia się liczbę 50 000 55. Natomiast w lutym 1944 r. w opracowaniu Komendy AK Lwów mówi się o 70 000 wymordowanych Polaków 56. Rzuca się wprost w oczy, że ten ogólny szacunek przedstawiany już wówczas w dokumentach przez polskie władze podziemne, jest potwierdzony obecnie olbrzymią ilością zebranych faktów, często z najdrobniejszymi szczegółami, w przeogromnym materiale źródłowym wykorzystanym w tej pracy. Tymczasem wówczas były to oczywiście jedynie prowizoryczne szacunki, gdyż według cytowanego już wyżej oświadczenia BiP-u Okręgu AK Wołyń, statystyk nikt nie prowadził, bo nie było po temu żadnych warunków. Działała grupa ludzi podziemia w morzu wrogów, ludzi działających nielegalnie w różnych kierunkach, bez wystarczających funduszy, przy braku łączności z poszczególnymi rejonami Wołynia i możliwości bezpiecznego podróżowania - ludzi, którzy pracowali w warunkach szczególnych, wojennych i specyficznie wołyńskich. Zbierane od uchodźców informacje o stratach polskich (liczbie zamordowanych osób w określonych miejscowościach) były więc fragmentaryczne. Ale mimo to materiały podziemia są bardzo wartościowe, bowiem nawet tylko na samej ich podstawie, tj. opisów dokonywanych mordów, wyłania się jednoznacznie następujący obraz działania nacjonalistów ukraińskich wobec ludności polskiej: bezwzględne i planowe dążenie do wymordowania wszystkich Polaków żyjących na Wołyniu, na całym jego obszarze - od kołyski po stojących nad grobem, w tym celu posługiwanie się różnorakimi podstępami, które miały zapewnić skuteczniejszą eksterminację, stosowanie wobec swych ofiar niezależnie od wieku i płci, czy stanu zdrowia, okrucieństw, dokonywanie mordów pod jawnie głoszonymi hasłami wyniszczenia Polaków co do jednego i "Ukrainy tylko dla Ukraińców" - a więc działania, które kwalifikuje się jako szczególnie przestępcze ludobójstwo (por. Przedmowa). Wspomniane materiały konspiracyjne (raporty, sprawozdania i opracowania analityczne AK i Delegatury Rządu) uświadamiają również najpierw powszechną bezbronność Polaków wobec eksterminacji, a potem słabość zorganizowanej obrony w stosunku do sił ukraińskich i ich działań.

Tabela 11. Napady na obiekty sakralne z wiernymi w latach 1943-1944.


1 Dotyczy napadów, podczas których zginęły osoby na terenie obiektu sakralnego (kościoła, klasztoru).
2 Dzięki skutecznej obronie. Podczas napadów na niektóre z wymienionych obiektów zginęły osoby poza nimi (np. w okolicznych domach).
3 Wykaz nie zawiera kościoła w Koniuchach (paw. Horochów), gdzie napadu na kościół nie było, lecz zamordowani zostali ludzie przed kościołem.

Tabela 12. Wybrane grupy społeczne i zawodowe-ofiary zbrodni nacjonalistów ukraińskich w latach 1939-1945.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
** "+?" oznacza liczbę niesprecyzowaną, oprócz liczby ustalonej, wynikającą z materiału źródłowego.

Tabela 13. Rodziny mieszane narodowościowo - ofiary zbrodni nacjonalistów ukraińskich w latach 1942-1945*.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
1 Liczby obejmują członków rodzin narodowości polskiej i ukraińskiej oraz wspólne dzieci.
2 Większość sprawców zbrodni spośród członków rodziny działała pod przymusem OUN-UPA.

Tabela 14. Spalone i zniszczone przez OUN-UPA kościoły i kaplice.


* Pełniące funkcję kościołów parafialnych.

Tabela 15. Spalone i zniszczone majątki przez OUN-UPA*.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
1 Niektóre były obiektami zabytkowymi.

Skomentowania wymaga stosunek ukraińskich historyków do badań zbrodni popełnionych na Polakach przez Ukraińców. Typowym przykładem będzie stanowisko zaprezentowane przez nich na polsko-ukraińskich seminariach organizowanych przez Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej i Związek Ukraińców w Polsce, gdzie ukraińscy historycy różnymi sposobami usiłują umniejszyć zbrodnie OUN-UPA przez podważanie polskich ustaleń i "wykazywaniem" nie mających miejsca utrat ukraińskich z rąk polskich. Np. Iwan Kiczyj najpierw podważa liczbę wymordowanych Polaków w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej w powiecie lubomelskim ustaloną przez stronę polską, twierdząc, że tylu Polaków w ogóle tam nie mieszkało; następnie przytacza wyniki badań "krajoznawcy" Jarosława Caruka, który - zbierając relacje od miejscowych Ukraińców - "ustalił" liczbę 836 zamordowanych przez Polaków Ukraińców w rejonie włodzimierskim i 673 w rejonie uściłuskim 57. Dla tych fabrykacji i krętactw nie ma żadnego uzasadnienia w dobrze rozpoznanych wydarzeniach. Można by się w tych warunkach wręcz domyślać, że w sytuacji, gdy niemal każda rodzina ukraińska w tym rejonie miała kogoś zaangażowanego w mordy Polaków (choćby wśród dalszych krewnych), podejmuje się obecnie rozpaczliwą próbę budowania całkowicie fałszywego obrazu dotyczącego rozmiarów własnych rzekomych ofiar z rąk Polaków, co da się wytłumaczyć psychologicznymi mechanizmami obronnymi, które u jednych występują jako zaprzeczanie zbrodniom, a u innych jako projekcja winy, tj. przenoszenie jej na tych, którzy stawiają zarzuty popełniania zbrodni.
Z kolei Mychajlo Szwahulak zarzuca Władysławowi Siemaszce twierdzenia, których ten ostatni nigdy nigdzie nie ogłosił, np. o 100 000 zamordowanych Polaków na Wołyniu, 100 Polaków zamordowanych w Ochnówce w powiecie włodzimierskim (?!), nie podając oczywiście gdzie napotkał te nie istniejące twierdzenia 58. Szwahulak podważa przy tym źródła, z których korzystają polscy badacze, zarówno archiwalne, jak i relacje świadków. Tymczasem, jeśli z tego rodzaju źródeł korzysta Ukrainiec Caruk, który „wykazuje" wyższe liczby zamordowanych rzekomo przez Polaków Ukraińców niż zamordowanych przez Ukraińców Polaków 59, to okazuje się, że są to źródła "wiarygodne". Są to tylko przykłady grubymi nićmi szytych fałszerstw, bowiem ustosunkowanie się do różnych ukraińskich kłamliwych twierdzeń, wymagałoby przygotowania oddzielnego opracowania. Obawiamy się, że jeśli takie praktyki będą zastosowane również w dalszej przyszłości w stosunku do innych rejonów Wołynia, to może dojść do tego, że pewnego dnia dowiemy się, że wcale nie było ludobójstwa ukraińskiego na Polakach, lecz odwrotnie - polskie ludobójstwo na Ukraińcach. Podobnego scenariusza nie wyklucza również autor Przedmowy w przypisie 48.

Tabela 16. Liczba rozpoznanych przez świadków sprawców zbrodni *.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
** "+?" oznacza liczbę niesprecyzowaną, oprócz liczby ustalonej, wynikającą z takich określeń, jak "moi sąsiedzi", "koledzy ze szkoły".

Tabela 17. Pomoc Ukraińców Polakom*.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
** "+?" oznacza liczbę niesprecyzowaną, oprócz liczby ustalonej, wynikającą ze stwierdzeń w rodzaju: "życzliwi Ukraińcy ostrzegli", "wskazali drogę".
1 Pomoc w formie ostrzeżeń, ukrywania ludzi, przewożenia w bezpieczniejsze miejsca, wskazywania bezpiecznej drogi ucieczki, udzielania pomocy rannym, zaopatrywania w żywność, pośredniczenia pomiędzy ukrywającymi się a ich rodzinami, opieki nad sierotami, wskazywania, gdzie znajdują się zwłoki, pomoc w grzebaniu itd.

Pomoc Ukraińców Polakom.

Pośród szalejącego terroru OUN-UPA skierowanego nie tylko wobec tzw. zajmańców, czyli tych, którzy żyją na ukraińskiej ziemi, a nie są Ukraińcami, ale również wobec Ukraińców, których niesubordynacja wobec OUN-UPA była karana śmiercią, ~ najtrudniejszych chwilach Polacy doznawali pomocy od niektórych Ukraińców pomimo zagrożenia życia i wbrew obowiązującej - zgodnie z ideologią nacjonalizmu ukraińskiego - nienawiścią.
Na podstawie wykorzystanego materiału źródłowego ustaliliśmy 242 przypadki udzielania pomocy przez 347 i nie sprecyzowaną liczbę (+?) Ukraińców (Tab. 17). Pomocy udzielali najczęściej Ukraińcy starszego pokolenia, a także członkowie związków religijnych i sekt, nazywani przez świadków przeważnie "sztundami" lub "sztundystami", baptystami, "jehowymi", badaczami Pisma św. (nie wiadomo czy kwalifikacja przynależności była prawidłowa), którym zasady wiary nakazywały miłość bliźniego ponad jakiekolwiek interesy grupy i nie pozwalały na uczestnictwo w zbrodniach. Faktów świadczenia pomocy i pomagających było znacznie więcej niż wykazaliśmy w pracy. Nie wszyscy polscy świadkowie pomoc tę opisywali w swoich relacjach, zaś niektórzy wspominali ją zbyt ogólnie, aby można ją było wyrazić w liczbach. Odnośnie jego zagadnienia należałoby jeszcze specjalnie poszukiwać informacji wśród polskich świadków ludobójstwa na Wołyniu. Próby dokumentowania pomocy Polakom przez Ukraińców podjął się Leon Karłowicz 60.
Ukraińcy udzielali pomocy w różnej formie. Wymienić tu należy: ostrzeganie przed napadem, ukrywanie Polaków po rzeziach, udzielanie rannym pomocy, przewożenie ich do szpitala lub lekarza, pośredniczenie pomiędzy ukrywającymi się a poszukującymi ich członkami rodzin, przewożenie z miejsca ukrycia do miasta, wskazywanie bezpiecznej drogi ucieczki, przebieranie w ukraińskie ubiory dla ułatwienia ucieczki, wspomaganie żywnością, wskazywanie rodzinom, gdzie znajdują się zwłoki ich bliskich i udzielanie wiadomości o okolicznościach ich śmierci, pomoc w grzebaniu zamordowanych, opiekowanie się zagubionymi dziećmi lub sierotami, dostarczanie zagubionych dzieci ich rodzinom itp. Trzeba podkreślić, że pomoc ta niejednokrotnie była udzielana z wielkim poświęceniem, że zawsze wiązała się z narażeniem życia i że niektórzy z udzielających jej zostali przez nacjonalistów zamordowani jako „zdrajcy narodowej sprawy". Liczba Ukraińców, którzy zostali zamordowani przez swych rodaków, „bohaterów" z OUN-UPA, za pomoc Polakom lub dezaprobatę dla ludobójstwa wynosi co najmniej 313 osób (Tab. 20), ale bez wątpienia ofiar było znacznie, znacznie więcej, o czym polscy świadkowie wiedzieć nie mogli.
W stosunku do ogromu zbrodni pomocy tej było niewiele, ale na pewno byłoby jej więcej, gdyby nie ów straszliwy terror OUN-UPA. Dlatego ci, którzy jej udzielali byli prawdziwymi bohaterami, zwłaszcza, że niektórzy z nich mieli wśród swych najbliższych członków UPA (!).
Bardzo zasmucające jest to, że na prośbę żyjących jeszcze na Ukrainie kilku pomagających Polakom w 1943 r. Ukraińców, nie wymieniliśmy w pracy ich nazwisk. Jeszcze "dziś", a może właśnie teraz, w samostijnej Ukrainie, obawiają się oni jakichś represji ze strony "bohaterów" z UPA lub postupowskich działaczy.

Materiały pochodzą z książki Władysława i Ewy Siemaszków pt. "Ludobójstwo".

 DO GÓRY   ID: 24111         

WSTECZ
   




Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego
al. Mickiewicza 22 (biuro: ul. Syrokomli 21) 30-059 Kraków, tel./fax +48 (012) 421-20-78
e-mail: Webmaster plok@poczta.fm      Odwiedź nas na: SOWINIEC.COM.PL

czwartek, marca 10, 2011

wybory 2011. t r z e b a przegrać

Co zrobić, żeby przegrać wybory 2011.

urna_wyborcza-150x150.jpg

Kraj

No ja rozumiem, że tak  zadane pytanie jest po pierwsze co najmniej prowokacyjne.
Po drugie, każdy kto ma na sercu dobro Polski ma po takim wstępie ochotę przyłożyć mi z liścia. I ja się temu nie dziwię.
Tylko zastanówmy się tu wspólnie jaka jest i jaka się może po wyborach 2011 wytworzyć sytuacja.
Ryżemu pudlowi zaczęło spadać w sondażach, wprawdzie PiS-owi zaczęło rosnąć, ale również zaczęło rosnąć SLD.
PSL celowo pomijam w rozważaniach, gdyż wbrew pozorom PSL zawsze te swoje 8-10% wyszarpie - te wszystkie OSP, to Generałowanie Pawlaka, te koła gospodyń - to wszystko zawsze daje te pewne minimum, żeby się Pawlak z Kalinowskim mogli pożywić, a przecież im o nic innego nie chodzi.
PO spadło z ponad 50 do około 42 - to znaczący spadek. Mówienie o tym, że to opóźniony odzew na raport MAK to chyba jednak przesada.

PiS jest na poziomie 38 wobec poprzednich wyników w okolicy 28 - to dla odmiany znaczący wzrost.
SLD w okolicy 16 - wzrost z około 11, niewielki, ale jednak wzrost.
Nawet biorąc pod rozwagę tradycyjne niedoszacowanie PiS, oraz przeszacowanie PO oraz SLD, to jednak samodzielnego gabinetu PiS nie jest w stanie powołać.
Ergo taki wynik jest wynikiem satysfakcjonującym dla PiS i Jarosława Kaczyńskiego. To jest wbrew pozorom wynik optymalny.

Dlaczego tak uważam?
Otóż jeszcze nie jest czas, jeszcze zbyt mało ludzi zrozumiało, że jedyną szansą dla Polski jest oddanie pełni władzy w ręce PiS, takiej pełni władzy, że z więklkszościa konstytucyjną włącznie.
Tak samo jak na Węgrzech, gdzie Wiktor Orban ustawia obecnie wszystko we właściwy sposób i na właściwych miejscach.
Zwycięstwo w 2011 jeśli by nie było na taką skalę jak na Węgrzech - nic nie daje, a może stać się wręcz końcem jakichkolwiek szans na naprawę sytuacji w Polsce.
Uzyskując wynik 38 procentowy PiS staje się opozycją mogącą blokować zbyt daleko idące zmiany (konstytucja) choć nie uniemożliwiać rządzenie.

PO wpada dla odmiany w taką samą pułapkę w jaką wpadł w swoim czasie AWS wchodząc w koalicję z UD/UW, gdzie niby silniejsze AWS nie miało tak na serio nic do gadania.
Jak wiadomo obecnie ani AWS, ani UD/UW nie występują jako liczący się rozgrywający na naszej scenie politycznej.
Po koalicji PO-SLD, która według mnie nastąpi -  system się wykrystalizuje do końca, to znaczy nie będą już pomagały żadne hocki klocki i wszyscy będą wiedzieli kto jest po której stronie. Bo do tej pory to na różnych tego typu machlojach z nazwami wygrywali głównie wrogowie Polski i Polaków.

Jest oczywiście jeszcze jedna możliwość, rozpad w PO po wyborach, gdy główny nurt pójdzie na współpracę z SLD, natomiast doły się zbuntują i przejdą na stronę PiS. Ale taki rozłam musiał by być na tyle znaczny aby PiS uzyskiwał w ten sposób możliwość odrzucania veta p.Rezydenta.
Wobec powyższych wywodów uważam tak jak w pytaniu, które jak mniemam zadaje sobie obecnie Jarosław Kaczyński czyli co zrobić, żeby tych wyborów nie wygrać?

Ceterum censeo Moskwa delendam esse.
Andrzej.A

TPółtuske pośmiewisko budy ruske

Jak Paweł trafił do TVP

Kamila Baranowska 10-03-2011, ostatnia aktualizacja 10-03-2011 01:55
25-latek dostał kontrakt na 39 tys. zł i program. Wystarczył fałszywy e-mail z Kancelarii Prezydenta
Paweł Miter miał w TVP poprowadzić program publicystyczny skierowany do ludzi w wieku 25 – 35 lat
autor: Bartek Sadowski
źródło: Fotorzepa
Paweł Miter miał w TVP poprowadzić program publicystyczny skierowany do ludzi w wieku 25 – 35 lat
W telewizji przyznają: daliśmy się podejść
autor: Danuta Matloch
źródło: Fotorzepa
W telewizji przyznają: daliśmy się podejść
27 listopada 2010 r. Nowa wiadomość w skrzynce pocztowej ówczesnego prezesa TVP Włodzimierza Ławniczaka. Jako nadawca wpisany jest: Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego.
„Wielce Szanowny Panie Prezesie, Powyższego maila kieruję do Pana na prośbę Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nietypowa forma, ale jakże nietypowa jest też prośba". Zaczyna się e-mail, w którym mowa jest o potrzebie stworzenia programu, gdzie „forum do wypowiedzi miałoby w całości młode pokolenie (od 25- do 35-latków), które w Polsce interesuje się sytuacją społeczną, polityczną itp.". Jest też wyraźna sugestia, kto miałby taki program stworzyć. „Pan Prezydent chciałby zwrócić Pana uwagę i Telewizji Publicznej na osobę młodego dziennikarza z Wrocławia Pawła Mitera, który ma pomysł na tego typu program. Pan Prezydent chciałby, by ktoś z kierownictwa TVP spotkał się z tym młodym człowiekiem i poczynił z nim ustalenia co do możliwości powstania tego typu programu".
Nadawca nalega, żeby „jeszcze przed końcem tego roku zaszła możliwość podpisania z Panem Pawłem Miterem intratnej umowy na stworzenie programu będącego jego autorskim pomysłem wypracowanym razem z Telewizją Polską". Na koniec „Kancelaria prosi też o całościową dyskrecję w sprawie podjęcia współpracy Pana Pawła z Telewizją Polską". E-mail zawiera błędy ortograficzne.
Paweł Miter ma 25 lat. To absolwent politologii Uniwersytetu Wrocławskiego. W 2006 r. krótko współpracował z TV 4. Potem pracował w firmie windykacyjnej.
Nikt w TVP nie wie jeszcze, że nie jest dziennikarzem, a e-maila w jego sprawie nie napisał żaden pracownik Kancelarii Prezydenta. To sam Miter zarekomendował się do pracy, podszywając się w Internecie pod Jacka Michałowskiego. Z jakim skutkiem?
Żeby program był fajny
Jeszcze tego samego dnia Ławniczak odpowiedział na wiadomość. Stwierdził, że „jest zainteresowany projektem", ale z uwagi na jego nieobecność w najbliższych dniach (właśnie wybierał się do szpitala) prosił, aby całą sprawę pilotował Marian Kubalica, dyrektor biura zarządu TVP, „który został ze sprawą zaznajomiony".
Trzy dni później Paweł Miter prowadzi korespondencję już z Kubalicą.
W e-mailu dyrektor zapewniał go: „Skontaktuje się z Panem mój sekretariat i zaproponuje termin spotkania". Pierwsze odbyło się szybko – 1 grudnia 2010 r.
Marian Kubalica: – O załatwienie sprawy Pawła Mitera, jednej z wielu przekazanych mi przed jego udaniem się do szpitala, z którego już nie wrócił, poprosił mnie śp. prezes Ławniczak. Spotkałem się z Miterem, opowiadał o pomyśle na program. Rozmawialiśmy również o umowie, która obowiązywałaby na czas ewentualnego przygotowywania programu. To standardowa procedura. Przekazałem sprawę do załatwienia przedstawicielom Jedynki i agencji producenckiej.


Paweł Miter: – Na pierwszym spotkaniu z Kubalicą padły słowa, że tutaj można wszystko załatwić. Przestrzegał mnie, żeby program był fajny, jeśli chciałbym, aby ukazywał się dłużej niż jeden sezon. W tym czasie dowiedziałem się, że prezes Ławniczak jest w szpitalu, ale o wszystkim jest informowany na bieżąco. Na drugim spotkaniu pan Kubalica przedstawił mi Andrzeja Jeziorka, szefa Agencji Produkcji Telewizyjnej TVP. Zawsze jeśli mnie komuś przedstawiał, to używał jednego i tego samego sformułowania: „to jest człowiek z Kancelarii Prezydenta". To zdanie prawie zawsze padało. Strasznie mnie to bawiło i jednocześnie trochę przerażało.
17 tys. zł. Miesięcznie?
Od 10 grudnia 2010 r. w związku z poważną chorobą Ławniczaka obowiązki prezesa TVP pełnił Bogusław Piwowar, kojarzony z lewicą członek rady nadzorczej telewizji.
Kubalica, tak jak prezes TVP, otrzymał wiadomość e-mailem przysłaną rzekomo z adresu Michałowskiego. W czasie gdy Miter przychodzi na kolejne spotkania w TVP, Kubalica koresponduje z nadawcą z Kancelarii Prezydenta. 14 grudnia odbiera wiadomość z sugestią, by „TVP podpisała z panem Miterem jakąś umowę początkową, zawartą na czas tworzenia programu" i dalej, że „w ustaleniach Pana Prezydenta z p. Pawłem nakreślono okres umowy od grudnia tego roku (jeszcze przed świętami) do marca nowego roku za wynagrodzeniem nie mniejszym jak na warunki medialne ok. 17 tys. zł (brutto)".
W odpowiedzi na tę propozycję Kubalica pyta: „Czy kwota 17 tys. to ma być wynagrodzenie za cały okres od grudnia do marca, czy też ma to być wynagrodzenie miesięczne?". Zastrzega, że w tym drugim przypadku byłaby to kwota „daleko odbiegająca od praktyk płacowych obowiązujących w TVP SA przy tego typu współpracy".
Ostatecznie stanęło na kwocie 13 tys. zł brutto miesięcznie.
– Panowie Kubalica i Jeziorek zapewnili mnie, że jak program ruszy, to za każdy odcinek programu dostanę dodatkowo ok. 5 – 7,5 tys. zł – opowiada Miter.
Auto z kierowcą
4 stycznia 2011 r. Andrzej Jeziorek podpisuje z Miterem umowę o dzieło na okres trzech miesięcy. Opiewa na 39 tys. zł. „Rz" dysponuje jej kopią.
– Podczas podpisywania umowy byli obecni Marian Kubalica, Andrzej Jeziorek, na chwilę wpadł też Jacek Snopkiewicz (dyrektor biura koordynacji programowej TVP – red.) – mówi Miter.
– Rozmawiałem o panu Miterze z prezesem Ławniczakiem tuż przed odejściem prezesa do szpitala. Nie było czasu na szczegóły, więc powiedział mi, że przekazuje sprawę Marianowi Kubalicy.  Z panem Miterem spotkaliśmy się kilka razy, skierowałem go do redakcji publicystyki TVP 1 do Przemysława Wojciechowskiego, od którego dostałem sygnał, że możemy spróbować przygotować propozycję programu i wtedy doszło do podpisania umowy – tłumaczy „Rz" Jeziorek.
Według relacji Mitera w dniu podpisania umowy miał zapytać, czy ktoś może go podrzucić, bo spieszy się na spotkanie do Kancelarii Prezydenta, a musiałby długo czekać na taksówkę. – Dostałem samochód z kierowcą. Biały ford mondeo z napisem TVP. Potem kilkakrotnie dostawałem do dyspozycji auto z kierowcą – twierdzi Miter. – Pamiętam, że raz poprosiłem o podrzucenie na zakupy do Galerii Mokotów. Ciągle sprawdzałem, na ile mogę sobie pozwolić, gdzie jest granica. Czasem było to dość zabawne, że grono poważnych panów w garniturach nadskakuje gówniarzowi w trampkach i bluzie z kapturem.
Paweł Miter wysłał do TVP e-mail z serwisu, w którym można się podszyć pod dowolnego nadawcę
Miter opowiada też, że samochód z kierowcą nie był jedynym przywilejem.
– Niemal od razu dostałem VIP-owską przepustkę – mówi. – Nawet pani, która mi ją wyrabiała, była zdziwiona, że mam tak szeroki dostęp. Dzwoniła przy mnie, żeby się upewnić, że to nie pomyłka, bo standardowe wejściówki są inne.
W jednym z e-maili Jeziorek instruuje Mitera, żeby zaznaczył w rozmowie z jego asystentką w sprawie przepustki, że „musi mieć wejście w strefy studia, montażu i Placu Powstańców, a także na piętro biura zarządu, TVP1, TVP2, w budynku B".
Jeziorek twierdzi, że przepustka była standardowa: – Miał dostęp tam, gdzie musiał się móc poruszać, pracując przy programie. Nic w tym nadzwyczajnego. Nie miał żadnego samochodu z kierowcą. Może ktoś go kiedyś grzecznościowo gdzieś podwiózł.
Miter dodaje, że nikt w TVP nigdy, także podczas podpisywania umowy, ani razu go nie wylegitymował. – Wszystkie dane podawałem z pamięci. PESEL i NIP miałem zapisane w telefonie – relacjonuje. – Efekt tego jest taki, że mój adres w dowodzie jest inny niż ten na podpisanej z TVP umowie. Ale nikt tego nie wyłapał, bo nikt na oczy nie widział żadnego mojego dokumentu. Mogłem im podać całkowicie fikcyjne nazwisko.
Poprosić pana prezydenta
Na jednym ze spotkań, jak relacjonuje Miter, pojawił się także wątek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Od grudnia trwał tam decyzyjny pat w związku z wyborem nowych władz telewizji publicznej. Wynikał on ze sporu pomiędzy SLD i PO. – Pamiętam, że miałem już wychodzić i pan Kubalica poprosił, żebym jeszcze na chwilę usiadł. Powiedział mi, że jest problem, bo Jan Dworak (szef KRRiT – red.) strasznie sarka na zarząd, nie wyraża zgody, nie chce się dogadać i czy ja mógłbym poprosić pana prezydenta, żeby może coś z tym zrobił. Powiedziałem, że jak będę się z nim widział, to mu o tym napomknę. Podziękował i kazał mi życzyć od niego prezydentowi wesołych świąt, bo to było tuż przed Bożym Narodzeniem.
W e-mailu do Kubalicy z 30 grudnia Miter pisze, że przekazał prezydentowi sugestię dotyczącą Dworaka.
Młody wrocławianin w TVP spotykał się nie tylko z Kubalicą i Jeziorkiem.
Kształt programu o roboczej nazwie „Rozmowa na krawędzi" omawiał też z Przemysławem Wojciechowskim z redakcji publicystyki TVP 1. – Miałem się też spotkać z panią Iwoną Schymallą, ale do takiego spotkania nie doszło – opowiada Miter. – Początkowo były też sugestie, żeby program dać może do TVP Info. Była próba umówienia mnie na rozmowę z dyrektorem Info Łukaszem Kardasem, ale w końcu powiedziałem, że wolę w Jedynce, i żeby się na tym skupić. I tak było.
Program miał wejść na antenę TVP 1 z końcem marca. Na początku marca, jak relacjonuje Miter, miały się zacząć próby kamerowe. – Mieliśmy też nagrać dwa próbne odcinki, żeby odbyło się coś na kształt kolaudacji – mówi „Rz".
Miesiąc temu okazało się, że programu nie będzie. Przemysław Wojciechowski, któremu Miter wysłał projekt, negatywnie go zaopiniował. TVP 8 lutego 2011 r. wypowiedziała Pawłowi Miterowi umowę.
Iwona Schymalla, szefowa TVP 1, mówi „Rz", że o sprawie programu Mitera nie słyszała.
– Najpierw nad projektem programu toczą się rozmowy w redakcji publicystyki i potem dopiero trafiają do konsultacji ze mną. Ta propozycja nie trafiła nawet do mnie. Widać Przemek (Wojciechowski – red.) uznał, że nie jest tego warta – mówi „Rz".
– Po pierwsze, okazało się, że ten człowiek jest nierzetelny, nie stawiał się na umówione spotkania, nie odpowiadał na telefony – mówi „Rz" Kubalica. – Po drugie, była negatywna opinia projektu programu ze strony redakcji publicystyki TVP 1, wreszcie po trzecie, dotarła do nas informacja, że pan Miter ma wyrok w zawieszeniu, został skazany właśnie za tworzenie fałszywych adresów e-mailowych i wyłudzanie w ten sposób pieniędzy. Nie mógł więc być dziennikarzem, bo to zawód zaufania publicznego.
Nie znam, nie pisałem
Włodzimierz Ławniczak zmarł 7 stycznia.
Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta RP: – Nigdy nie wysyłałem żadnego e-maila polecającego Pawła Mitera ani jakąkolwiek inną osobę do prezesa TVP. Nie prowadziłem żadnej korespondencji z członkami biura zarządu TVP odnośnie zatrudnienia pana Mitera w telewizji publicznej. Nie wiem, kim jest Paweł Miter. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek poznał osobiście prezesa Ławniczaka. Nikt z TVP nie dzwonił do mnie z jakimkolwiek pytaniem o Pawła Mitera i moją ewentualną rekomendację dla niego. Gdyby tak było, od razu powiedziałbym, że tego pana nie znam. To niesłychane, że sprawa zaszła aż tak daleko. I aż strach pomyśleć, że tak łatwo można się podszyć pod kogoś w Internecie.
Andrzej Jeziorek: – Nie wiem, skąd pan Miter wziął się w TVP. Mnie rekomendował go prezes Ławniczak, a skąd on go znał, przyznaję, że nie wiem. Jak nadmieniłem, nie zdążyłem z nim o tym porozmawiać. Ale to, co mówił o pomyśle programu, wydawało się ciekawe i sensowne. Później okazało się, że jednak pomysł jest niewypałem. A pan Miter nierzetelną osobą z wyrokiem sądowym.
Marian Kubalica twierdzi dziś, że sam rozpracował Mitera.
– Sprawdziłem, że jest to osoba w Kancelarii nikomu nieznana. I szybko się zorientowałem, że pisząc do Jacka Michałowskiego, koresponduję naprawdę z Miterem – mówi.
Dlaczego nie złożył doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa? Albo przynajmniej nie zaniechał współpracy z Miterem? – Jego pomysł na program był interesujący – odpowiada. – Myślałem, że telewizja może na tym zyskać, jeśliby taki program publicystyczny dla młodych się pojawił. Ale ocena tego pomysłu należała wyłącznie do Jedynki, nie do mnie. Co do jego dziwnego zachowania, wiem, że z niektórymi twórcami różnie bywa, mają różne stany ducha, różne czasem dziwne pomysły. Nie pierwszy raz dostawałem esemesy, telefony, e-maile, w których ktoś kogoś niby popiera, ktoś się pod kogoś podszywa, a czasami ktoś mnie wręcz straszy, szantażuje. Nie przykładałem więc do tego należytej wagi.
Miała być prowokacja?
Paweł Miter, z którym się spotkaliśmy, sprawia wrażenie pewnego siebie, ale i trochę przestraszonego. – To od początku do końca była z mojej strony prowokacja – mówi.
– Udało mi się pokazać, że całe kierownictwo TVP przez kilka miesięcy nadskakiwało mi tylko dlatego, że myślało, że mam polityczne plecy.
Wyjaśnia też, że skorzystał z internetowej strony, za pomocą której można wysyłać e-maile, wpisując jako nadawcę, kogo się chce. Gdy ktoś na taką wiadomość odpowie, a nie napisze nowej z adresem nadawcy, można ją też na tej stronie odczytać.
I dalej prowadzić korespondencję. – Założyłem sobie e-maila „jacek.michalowski@prezydent.pl" i przedstawiając się jako szef Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego, napisałem do ówczesnego prezesa telewizji Włodzimierza Ławniczaka – przyznaje Miter.

Opowiada, że na pomysł wpadł, gdy doszło do politycznego przewrotu w TVP. 27 sierpnia 2010 r. rada nadzorcza na skutek porozumienia pomiędzy PO i SLD zawiesiła w obowiązkach kojarzonych z PiS prezesa telewizji Romualda Orła i wiceprezesa Przemysława Tejkowskiego. Tuż po uszczupleniu zarządu prezes Ławniczak na spotkaniu z dziennikarzami mówił „o niezależności mediów publicznych". – Usłyszałem to i pomyślałem, że łatwo można te deklaracje sprawdzić – mówi Miter. – Początkowo nie wiedziałem, co z tego wyniknie. Brałem pod uwagę nawet to, że następnego dnia zapuka do domu policja albo jakieś służby.
Za podrobienie adresu e-mail grozi do pięciu lat więzienia.

A Miter miał już konflikt z prawem. – Chodziło o wprowadzenie w błąd spółki finansowej odnośnie niekorzystnego rozporządzenia kwotą ponad 100 tys. zł, dostałem tylko grzywnę, zostałem wciągnięty w tę sprawę ze względu na to, że byłem pracownikiem tej spółki – odpowiada Miter. – Już od jakiegoś czasu dochodziły do mnie sygnały, że TVP węszy wokół tej sprawy i chce ją wykorzystać przeciwko mnie.
Marian Kubalica: – Jako telewizyjni menedżerowie daliśmy się niewątpliwie podejść. Mieliśmy podwójnego pecha, że w trakcie załatwiania tej sprawy zmarł śp. Ławniczak. Nie mogliśmy odpowiednio wcześnie rozpoznać ryzyka kontaktów z Miterem, nie znaliśmy bowiem okoliczności, w jakich prezes zapoznał się z jego pomysłami programowymi. Telewizja nie wypłaciła panu Miterowi żadnego wynagrodzenia, pomimo ewidentnych prób szantażu z jego strony. Umowa została rozwiązana. W wymiarze materialnym spółka więc nic nie straciła. Oczywiście poza utratą jakiejś części prestiżu zawodowego kilku jej menedżerów, w tym i mojego.
Rzeczpospolita

dtv z Orwella

Telewizja, wygodne narzędzie kontroli


(Wybrany fragment dłuższego eseju pt: “Kraina ‘Murków’ – Spojrzenie od wewnątrz na ‘Murków” George’a Busha” . Całość artykułu znajdziecie Państwo w języku angielskim pod adresem: http://www.207.44.245.159/article8210.htm)
...Co więcej, pozbawienie edukacji wszelkiej treści łączy się z tępym eskapizmem i fikcją telewizji w celu stworzenia społecznego nałogu i przyzwyczajenia współczesnej cywilizacji do nowego narkotyku. Establishment i rząd, który jest na jego usługach - znalazły w telewizji najpotężniejsze narzędzie, którym dysponuje w celu kontrolowania, uwarunkowywania i manipulowania społeczeństwem pod dyktando władzy. Mówiąc prosto, telewizja stała się na przestrzeni kilku dekad, fajerwerkami wybuchającymi w sennych polucjach każdego Josepha Goebbelsa, jaki dzisiaj istnieje, manną z nieba propagandystów i wybranym narzędziem Establishmentu w celu kontrolowania umysłu i manipulacji myślami.
Telewizja stała się heroiną dla mas, potężnym narkotykiem eskapistów, kierujących zestresowane psychiki coraz to dalej od rzeczywistości. Przez długie godziny, ludzki umysł, nigdy wcześniej nie bombardowany stresami, których doświadczamy dzisiaj, może się odprężyć i zrelaksować w takt melodii fikcyjnego świata piękna, doskonałości i sztucznie stworzonego zachwytu; świata, którego naturalne ludzkie warunki nie są nigdy w stanie zduplikować lub osiągnąć. Zagubiony w fantazji i rozrywce umysł podróżuje do miejsc dalekich i nieznanych, surfując po falach kanałów w poszukiwaniu największej przyjemności i najwygodniejszej ucieczki.
Dzisiaj eksperyment telewizji odnosi coraz większy sukces, w miarę jak kolejne generacje obywateli padają ofiarą tej heroiny w naszych własnych domach. Nie będąc nigdy wcześniej częścią ludzkiej ewolucji, telewizja nagle pojawiła się bez studiów czy badań nad jej efektami wywieranymi na ludzki mózg, chwytając miliony obywateli w swe sidła już pól wieku temu. Przez ponad 50 lat całe generacje dzieci zostały poddane tym obecnie znanym, szkodliwym wpływom TV, tworząc w populacji Murków, czyli w grupie, która spędza przed telewizorem o wiele więcej godzin niż reszta świata, serie anomalii behawiorystycznych, emocjonalnych i psychologicznych, jakich żadna ludzka społeczność nie musiała nigdy konfrontować.
Dawniejsze dzieci są obecnie rodzicami i dziś ich dzieci oraz wnuki ulegają katastrofie, którą jest telewizja. Bombardowane od wczesnej młodości powtarzalnymi, szybkimi i pulsującymi obrazami fikcyjnej rozrywki, wtajemniczane w podniety nigdy wcześniej nie doświadczane przez młody, rozwijający się umysł, niemowlęta a później dzieci przechodzą proces ponownej aranżacji połączeń w mózgu oraz systematyczną manipulację zachowań i emocji, kojarzonych z wewnętrzną konfrontacją pomiędzy realiami życia i fikcyjną fantazją, którą oglądają na monitorach.
Po latach nieustannego oglądania telewizji przez młodych, dla których monitor stał się rodzicem, nauczycielem, modelem do naśladowania i zaufanym przyjacielem, świeże umysły pozostające pod zaklęciem fikcyjnego uwarunkowania i prania mózgu, jako dorośli obywatele łatwo padają ofiarą oszustwa, manipulacji i dyktatów Establishmentu. Używając w najwyższym stopniu uzależniającego i bardzo potrzebnego programowania telewizji eskapistycznej, jako haczyka i narkotyku do przyciągnięcia i uchwycenia uwagi mas, ci u władzy wypełniają fale radiowe subtelnymi a jednak potężnymi mechanizmami kontroli, sterującymi masy w kierunku, w którym pragną je poprowadzić.
Korporacyjny świat poprzez swoje reklamy indoktrynuje masy produktami, które mają być używane w naszym codziennym życiu. W ten sposób jesteśmy "wprowadzani" do przyjęcia produktów i idei co, do których nie mamy innego wyboru, jak tylko je kupować i włączać. Używając zwodniczych obrazów fantazji i doskonałości, które nam się sprzedaje, zaaranżowanych na podstawie metodycznych badań psychologicznych, których rezultaty przynoszą najlepsze plony w manipulacji ludzkim umysłem, każe nam się wierzyć, że jeśli nabędziemy produkty i usługi, które oglądamy, to niezawodnie osiągniemy doskonałość, którą tam widzimy i fantastyczne życie, którym się będziemy rozkoszować.
Używając naszych kruchych ego przeciwko nam samym, Establishment osiągnął sukces w przyzwyczajeniu nas do konieczności zakupu swych dóbr i usług. Nie ma znaczenia, że w warunkach, w jakich żyjemy, ludzie nie będą nigdy w stanie osiągnąć doskonałości ciała, umysłu i stylu życia, który oglądamy, ani też nie można mieć nadziei na przekształcenie się w charaktery oraz fikcyjne pozy czy zachowania, jakie telewizyjny monitor przeżuwa nieustannie w naszych domach.
Poprzez telewizję Establishment nie tylko kontroluje to, co chce, abyśmy kupowali i sposób, w jaki społeczeństwo ma ewoluować, ale również stopień naszego posłuszeństwa i poddania systemowi. Kiedy pragnie wojny, bombarduje on kanały propagandą z filmami i autorytetami, które najlepiej zmobilizują cały naród. Korporacyjne media będą zniekształcać, oszukiwać i manipulować tzw. wiadomościami, aby odpowiadały potrzebom rządu i korporacyjnego świata, próbując przekonać w większości obojętne społeczeństwo o znaczącej potrzebie wojny. Przybierając formy oczywistej propagandy, Establishment przyrządza koktajl kłamstw, fantazji, emocjonalnie naładowanego i psychologicznie manipulatywnego dżingoizmu przez jakiś okres czasu, naciskając właściwe guziki, które zmienia społeczeństwo w podobne do dronów i zatroskane jedynie o własne życie - w reinkarnowane manifestacje przeszłych generacji, tworzące podnieconą, wściekłą, spragnioną krwi i poszukującą kozła ofiarnego kulturę wojny pod hipnotycznym zaklęciem telewizji i potęg, które ją kontrolują.

Używając strachu i zagrożenia niepewnością aby manipulować ludzi, korporacyjne media, dzielące wspólne łoże z rządem, stają się po latach rzecznikiem rządowej kontroli, wypuszczając lawinę propagandy w obrazkach i komentarzach pro-wojennych, aby wzbudzić w społeczeństwie fałszywe poczucie bezpieczeństwa, które usprawiedliwia akcję militarną. Tym sposobem, debaty zostają uciszone i dysydenci znikają z fal eteru, jako że ponownie korporacyjne media - strażnicy informacji, pozwalają nam jedynie widzieć i słyszeć punkt widzenia, który pragną inkorporować w naszej psychice. Głosy rozumu i inteligencji bywają ignorowane, zakazane aby nie propagowały istotnych mądrych myśli, czyniąc dosłownie niemożliwym dla społeczeństwa jakakolwiek wiedzę o tym, że mogą tam istnieć inne opcje poza horrorem wojny.

Z korporacyjnymi prezenterami, dziennikarzami, reporterami, komentatorami oraz kierownictwem wypychającym na nasze monitory ekskluzywnie pro-wojenny, dzingoistyczny punkt widzenia, oszałamiając nas swymi propagandowo ozdobnymi obrazami i opiniami, po miesiącach stałych zagrożeń, strachu i niepewności, zabraniając publiczności kiedykolwiek zobaczenia lub usłyszenia prawdy i rzeczywistości - łatwo zmobilizuje do wojny naród oglądający telewizję. W warunkach unii rządu i korporacyjnej potęgi, prawda znika w takim samym stopniu, w jakim prosperuje fałsz. Jako, że ta para korzysta głównie z łupów wojny, w jej interesie leży wspołdziałanie w rozsiewaniu ziaren, które nieodmiennie spowodują rozbudzenie drzemiącej kultury wojennej.
I ponownie widzimy system w działaniu, wiedząc jak łatwo jest kontrolować umysły ogłupionej społeczności, które zostały dobrze wytrenowane, a niektórzy mówią - socjologicznie skonstruowane, aby nigdy nie kwestionować autorytetu, nigdy nie myśleć w sposób nieszablonowy, nigdy nie poszukiwać odpowiedzialnych i nigdy nie myśleć na własny rachunek. Łatwo manipulowane miliony Murków są tak uwarunkowane, aby wierzyć i to od bardzo wczesnych lat, że wszystko, co emanuje z telewizji jest świętą prawdą. Zatem wszystko, co oglądają - jest rzeczywistością i wszystko, co słyszą - jest prawdą. Prezenterzy i dziennikarze stają się zaufanymi osobistościami, wygłaszającymi lakoniczne opinie, których prawdziwość jest rzadko, jeśli kiedykolwiek,
kwestionowana.

Miliony Murków nigdy nie przystaną, aby pomyśleć o wielu ukrytych interesach po stronie korporacyjnych mediów, o zawiłościach profitu i dochodu, o potrzebie rozszerzenia dóbr udziałowców, o celowej demonizacji arabskich ludów i lukrowaniu wszystkiego, co izraelskie, a nawet o tym, dlaczego istnieje taka nierównowaga w wiadomościach i komentarzach na tematy izraelsko-palestyńskie, czy też dlaczego istnieje taka troska i propaganda na rzecz obecnej administracji. W rzeczywistości, ta bezkrytyczność społeczeństwa, które nigdy nie kwestionuje interesów własnych telewizji, zarówno tych ukrytych jak i publicznych, jest symptomem systemu w operacji, gdzie dzieciom pierze się mózgi i uwarunkowuje je wcześnie, aby jako dorośli byli łatwiejsi do manipulowania i kontrolowania.
Ktokolwiek kontroluje telewizję, kontroluje masy oraz wszelką interpretację rzeczywistości stwarzaną dla potrzeb naszej konsumpcji a to w sposób oczywisty najlepiej widoczne w Krainie Murków, gdzie system służy ukrywaniu prawdy i usuwaniu realiów z forum publicznych dyskusji, gdzie media działając w zmowie z rządem wybielają, omijają i pokrywają lukrem istotne informacje, z którymi nigdy nie pozwala się zapoznać społeczeństwu, gdzie przy użyciu formuły stałego powtarzania korporacyjne media osiągają sukces w krzewieniu takiej informacji w publicznym umyśle, jaka najlepiej będzie służyć zarówno interesom ich rodzicielskich kompanii, jak i Establishmentowi.
Murkowie stali się narodem uzależnionym od swej heroiny, którą nas karmi sprzedawca narkotyków nazywany Establishmentem, utrzymując nas permanentnie w eskapistycznym świecie telewizji. Heroina wstrzykiwana w nasze domy rozprasza nas, nie pozwalając zauważać rzeczywistości. Jest ona przeznaczona jednocześnie zarówno do manipulowania jak i kontrolowania, przeistaczając społeczeństwo w siedzące stado owiec, które nigdy nie kwestionuje tego, co im się mówi. Przez cale lata miliony obywateli używały tego najniebezpieczniejszego narkotyku aby uciec przed życiem w frustracji, nieszczęściu, rozpaczy, depresji i samotności, nigdy nie zdając sobie sprawy z tego,że z każdą godziną spędzoną na oglądaniu TV, z każdym programem, do którego lgną, z każdym kanałem, po którym surfują - ich umysły zamieniają się w miazgę, stając się nośnikami ignorancji, "mięsniakami" w desperackiej potrzebie plotek i sensacji i nie potrafiącymi myśleć samodzielnie.
Establishment udoskonalił swe machinacje propagandowe tworząc rzeczywistość, jakiej pragnie dla społeczeństwa, formując dowolną prawdę, która przyniesie największe korzyści - nie społeczeństwu, ale jemu samemu. Jaką tylko rzeczywistość pragnie on stworzyć i rozpropagować, taka bywa szybko absorbowana przez społeczeństwo chętne do karmienia się z mlecznych gruczołów telewizji. Establishment, korporacyjny świat i rząd już przez wiele lat mówią nam jak i co myśleć, jak się zachowywać, komu być posłusznym i dokąd zmierzać, skazując nasze umysły na niewolę, a nasze życie na konformizm i milczące przyjmowanie do wiadomości.
Uczyniono nas owcami, wszystkich po kolei, niektórych bardziej niż innych, owcami, stającymi się poprzez lata uwarunkowanej odbiorczości, członkami bajkowej armii, nieświadomie zaciągniętymi w szeregi od urodzenia, z umysłami przearanżowanymi narzędziami fal eteru, stworzeniami ogłupionymi przez służącą Establishmentowi edukację i telewizję, słuchającymi rozkazów naszych panów, kłaniającymi się w wiecznym poddaństwie potęgom zarówno znanym, jak i nieznanym, padającymi ofiarą ich zwodniczości i manipulacji, pozwalającymi im wyczyniać, co tylko pragną z naszymi umysłami. Jeśli chodzi o elity, nic nigdy nie było dla nich łatwiejsze, nic nie przyniosło im większego sukcesu; od kołyski do grobu nasze umysły stały się ich niewolnikami.
Manuel Valenzuela jest krytykiem społecznym i komentatorem, analitykiem spraw międzynarodowych, dziennikarzem internetowym i autorem książki " Echa na Wietrze" , obecnie publikowanej przez Autorhouse.com. Kolekcja esejów " Poza Dymnym Zwierciadłem" - Refleksje nt. Ameryki i Ludzkości - zostaną opublikowane w 2005 r. Jego artykuły pojawiają się regularnie na: http://www.informationclearinghouse.info
Jego unikatowy styl i potęga słowa pisanego dostępna jest dla międzynarodowego forum i zmierza do wyjaśniania prawd i realiów, przed którymi stoi dzisiejsza ludzkość. Mr Valenzuela chętnie wita komentarze i można do niego pisać (w j. angielskim) na adres e-mail: manuel@valenzuelas.net.
Kolekcje jego pism można znaleźć w archiwach na Internecie.
Autor: Manuel Valenzuela
Tłum. Krystyna Kruk
Oryginał: http://www.rense.com/general63/control.htm
Źródło: Alternatywa

* Murk, murky - mrok, mroczny
**Dzingoizm - Skrajny nacjonalizm charakteryzujący się wojowniczością w polityce
zagranicznej i szowinistycznym patriotyzmem

http://newworldorder.com.pl/artykul,2970,Telewizja-wygodne-narzedzie-kontroli

środa, marca 09, 2011

Debilizm: NIE BRONIENIE KOPALŃ WĘGLA

Musimy za wszelką cenę obronić polski węgiel
Wersja do druku  

Ci, którzy za wszelką cenę chcą wyeliminować węgiel, nie tylko z europejskiego, ale i ze światowego rynku, absolutnie nie są tacy proekologiczni. To jest jeden wielki biznes. Węgiel stanowi dla nich wielką konkurencję – z przewodniczącym „S” Piotrem Dudą rozmawia Beata Gajdziszewska.

– Dlaczego Komisja Krajowa postanowiła włączyć się w akcję SGiE, mającą na celu lobbowanie na rzecz przemysłu węglowego?
– Ta kampania prowęglowa jest bardzo pozytywna i należy ją wspierać. Poprzez tę akcję chcemy pokazać, że paliwo, jakim jest węgiel, może pozostawać w symbiozie z ekologią i nie musi zatruwać środowiska naturalnego. Nasze przedsięwzięcie ma bezpośredni związek z problemami spowodowanymi wprowadzeniem unijnego pakietu klimatycznego. Ci, którzy za wszelką cenę chcą wyeliminować węgiel, nie tylko z europejskiego, ale i ze światowego rynku, robią wszystko, by to zamierzenie się powiodło. Absolutnie, nie dlatego, że są tacy proekologiczni. To jest jeden wielki biznes. Węgiel stanowi dla nich wielką konkurencję. My musimy za wszelką cenę obronić węgiel, bo chcemy, by w niedługiej perspektywie ten surowiec służył nie tylko jako paliwo energetyczne, ale także ekologiczne. To jest do zrobienia, tylko Polska potrzebuje czasu na realizację tego przedsięwzięcia. Niestety, niektóre państwa unijne bardzo liczą na sprzedaż naszemu krajowi technologii budowy elektrowni atomowych i zrobią wszystko, by zdyskredytować nasz węgiel. Za wszelką cenę będziemy go bronić, bo w przeciwnym razie możemy marnie skończyć. Obecnie przemysł naftowy w krajach arabskich znalazł się w dramatycznej sytuacji i może się okazać, że węgiel będzie jedynym zbawieniem dla Europy i świata. A przecież posiadamy największe w Europie złoża i jesteśmy przygotowani do wykorzystania tego olbrzymiego potencjału. W przeciwieństwie do rządu, my, związkowcy, rozumiemy, że takie działania oznaczałyby utworzenie wielu miejsc pracy. Tymczasem teraz musimy bronić tych, które jeszcze są w przemyśle opartym na węglu. Przypomnę, że poprzez wprowadzenie pakietu klimatycznego już zlikwidowanych zostało wiele tysięcy miejsc pracy i ten proceder trwa nadal.
– Czy, jako wiceprzewodniczący Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych, zamierza Pan przekonywać europejskie organizacje związkowe do odejścia od tzw. zielonej poprawności politycznej?
– Rozumiem związkowców m.in. z Niemiec i Francji. Gdybym był na ich miejscu, też próbowałbym współdziałać z rządzącymi, by ochronić zatrudnionych i ich miejsca pracy. Ale niech też oni postarają się zrozumieć nas. Im również powtórzę, że będziemy robić wszystko, by obronić węgiel, a zarazem będziemy zmierzać do wprowadzenia takich zmian w pakiecie klimatycznym, które dadzą nam czas na wprowadzenie nowoczesnych technologii. Przecież oni, tak samo jak my, doskonale zdają sobie sprawę, że przyjęcie naszego kraju do Unii Europejskiej spowodowane było m.in. chęcią pozyskania nowych rynków zbytu przez stare kraje unijne. Teraz okazuje się, że to Polska chce więcej zbywać na unijne rynki i stąd poszukiwanie za wszelką cenę sposobów, żeby nam to utrudnić. Każdy to rozumie, tylko rządzący udają, że nie wiedzą, o co chodzi.
– Jakie działania Komisja Krajowa będzie podejmować w ramach akcji „Stop światowej kampanii antywęglowej”?
– Jesienią wspólnie z SGiE zamierzamy zorganizować dużą międzynarodową konferencję na temat pakietu klimatyczno-energetycznego. Sekretariat otrzymał też od władz związku wszelkie pełnomocnictwa dotyczące działań w ramach podjętej akcji prowęglowej.


Komisja Krajowa NSZZ Solidarność objęła patronatem zainicjowaną przez Sekretariat Górnictwa i Energetyki akcję „Stop światowej kampanii antywęglowej”. Jej celem jest uświadamianie, że pod pretekstem walki o ochronę klimatu, na całym świecie odbywa się sąd nad przemysłem opartym na węglu, który bez względu na skutki społeczne i ekonomiczne ma doprowadzić do jego upadku.
http://www.tygodniksolidarnosc.com/index1.html?http%3A%2F%2Fwww.tygodniksolidarnosc.com%2Fnumer.htm
Napisz do autora

wtorek, marca 08, 2011

W.P. * polówka wz. 37


Próbowałem podobny temat zacząć tu http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?t=4633 ale z miernymi rezultatami (może niech szanowni adm. skasują mój stary topik). Jako że tu wymiana zdań rozwija się bardziej przeklejam mój post - pochwalny felieton na temat polskiej czapki polowej autorstwa


J. Mackiewicza

„CZAPKA „POLÓWKA*

Zaleta każdej czapki, moim zdaniem, tkwi w jej daszku. Dlatego może, mimo usilnych starań, do dziś dnia nie mogę zrozumieć koncepcji mundurowania wojska w berety albo tzw. „furażerki". Na czym tu wygoda ma polegać? Bo przecież nie na tym chyba, że żołnierz musi ciągle mrużyć oczy. albo przesłaniać je od słońca wolną ręką, która właściwie ciągle jest mu potrzebna, winna być zatrudniona, a zresztą od urodzenia ma inne przeznaczenie niż służyć za „ombrelkę" na wojnie. Teraz do walki wkłada się hełm. Całe szczęście, gdyż strzelanie przy nie ocienionych oczach jest czystym absurdem. W niepodległym wojsku polskim (a takie było tylko do roku 1939) wprowadzono czapkę uniformową miękką, tzw. „połówkę". Była to czapka doskonała.

Po pierwsze, ze względu na swoją miękkość łagodziła przykry kształt rogatywki. Bo rogatywka (ośmielam się wypowiedzieć tu ściśle osobiste przekonanie) jest brzydka. Nie ma w sobie nic z czapki „rogatej", jak ją niektórzy nazywają, a robi wrażenie jakby żołnierz nosił na głowie dobrze wyrośnięty mazurek wielkanocny. Po co? Ten kwadrat na denku nie ma ani estetycznego, ani praktycznego zastosowania. Czaka ułańskie, nasze, smukłe, a nawet przyplaśnięte ułanów pruskich czy rosyjskich, miały w sobie jeszcze jakąś fantazję. Twarda, gruba, ruska, kwadratowa rogatywka jest raczej śmieszna. Toteż każdy kto wkładał połówkę, wpadał na ten sam fason, by jej miękkie rogi powpychać do środka i przez to nadać jej kształt bardziej normalny, a mniej błazeński. — Połówka była poza tym tak uszyta, że na wypadek zimnamożna było jej boki opuszczać na uszy. Nade wszystko zaś miała świetnie osadzony daszek, który znakomicie ocieniał wzrok. Była więc czapką lekką, ciepłą, praktyczną i dlatego powszechnie cenioną dla tych zalet.

Bolszewicy wkroczywszy do Polski we wrześniu 1939 roku. mimo całkowicie zmodyfikowanych form propagandowego oddziaływania, zastosowali niektóre ze starych wyświechtanych chwytów, z lamusa pierwszej rewolucji. Wiadomo, że każdy woli tkwić w domu niż w okopie, a jak leżeć, to już raczej na piecu, niż w tyralierze. Stąd propaganda antywojenna. stąd wielkie hasło: „do domu!" Było tak w pierwszych miesiącach. Co wywieźli na przymusowe roboty, to wywieźli. Trochę żołnierzy później zwolnili. Resztę rozpuścili, tak jak stali, w mundurach, z orzełkami, tylko bez broni. Litwini, gdy wkroczyli do Wilna, wyznaczyli termin, po którym wojskowe uniformy polskie miały być przerobione. Bolszewicy przeciwnie. Wyglądało tak, jakby im zależało na tym, aby jak największa ilość ludzi w mundurach wojennych oddawała się „pracy pokojowej". (Oto oni zmuszali was walczyć, a my przynosimy spokój, twórczą pracę.) Intencja była wyczuwalna i chociaż b. żołnierz nie miał posiadać żadnych specjalnych prerogatyw. to wszakże czuł się pewnie, coś w rodzaju jak „fronto-wik" w okresie „raboczich i sołdatskich dieputatow". Masa też ludzi nosiła i znaszała uniformy w pracy codziennej, aż się wyszargały. podziurawiły na łokciach i kolanach, zatraciły pierwotny kształt. Natomiast połówki na głowie zachowały się lepiej, noszone też w zimie, przy kożuchu. Darły się mniej i widziało sieje wszędzie wmieście, a zwłaszcza na wsi.

Ale intencja propagandowa sowiecka tym razem chybiła, odniosła raczej skutek odwrotny od zamierzonego. W odróżnieniu od zastrachanej inteligencji, robotnicy i chłopi więcej okazali odporności, niźli oni, bolszewicy, i my sami, spodziewać się mogliśmy. Czas miniony, jak zawsze i wszędzie, tracił chropowatość, wydawał się lepszy: wojna z jej przerażeniem przeinaczać się poczęła we wspomnienia, pogaduszki, anegdoty. wreszcie w dumę. że się w niej brało udział i można bajać o niej w rozdziawione gęby sąsiadów. Ale ponad wszystko, przeszłość ta z każdym dniem stawała się jaśniejsza, im bardziej teraźniejszość bolszewicka robiła się ponura, bezbarwna. nękająca. I oto element żołnierski, ten, który był, i ten, który wrócił z wojny, przeistaczał się w warstwę, która

wprawdzie nie różniła się ani w poglądach, ani w reakcjach od reszty, ale ponad tą resztą wytwarzała wzajemną spójnię. Było to jakby stowarzyszenie, czy korporacja bez programu i bez statutów, ale tylko z czapką połówką na głowie. Rzecz, jak wiadomo, najbardziej dla bolszewików niebezpieczna: jakakolwiek wspólnota pozostająca poza zasięgiem ich władzy i kontroli.

Jeżeli ogrom niebezpieczeństwa najazdu sowieckiego tkwi w tym, że rozsadza on właśnie wszelką wspólnotę od wewnątrz, że od pewnej niemożliwej do określenia daty przestaje być wiadome, kto „swój", a kto wróg, to połówka była, raczej bywała, wyjątkiem z zasady i czyniła niejaki wyłom.

Zdarzała się rzecz tak rzadka nawet przed wojną, żeby gdzieś w opłotkach wsi, za lasem, za polem, pomiędzy Dźwiną i Prypecią, ściągnąć lejce i zawołać z wozu:

— E! Kolega!

Podchodził wtedy tamten, w połówce na głowie, z twarzą. której chłodne wiatry naszego kraju wysuszają skórę, opierał ręce na drabince furmanki i można było (bywało) pogadać:

— Nu, jak tam u was?

— A ot, jak widzisz.

— Była rejestracja?

— Była. choroba ich weźmie. — Najczęściej patrzył wtedy w dół, na piastę przedniego koła, albo coś poprawił u wozu, albo wyciągnął koniczynkę z siana i żuł gorzko. — A jak tam, o naszych nic? Może czasem, przez radio przyszło się słyszeć?

To już wiadomo, że „swój".

Kiedyś w Słobódce, na przykład, proszę o wiadro, konia napoić.

— Tak-żeż przy studni koryta jest; tamże i wiadro u żurawia.

— Aha.

— A ot, powiedz pan, bo widza z daleka Jedziesz (a miałem połówka na głowic), cl piauda co ludzie każuć, że Niemiec jakby to na Sowieta zbiera się?

— Cóż to ojciec, widzę, wojował? Stary poprawił na głowie połówkę:

— To nie moja, to syna. w czwartym ułanów służył. Ot, tam, poza brzeźniaczkiem bronui pod mieszanka. Siać będziem, ale czy dla siebie, czy dla jakiego kołchozu. Pan Bóg święty wie.

Raz znowuż potrzebowałem na gwałt owsa i znikąd dostać. Zajeżdżam do Wiktora Kuczki. Odstawił widły, połówko trącił na tył głowy i powiada, że „nie ma. bracie, nie mogą przędąc; a zresztą, co za te rubli ichnie, za to g... kupisz teraz". — Pogadaliśmy jeszcze, zgadało się o wojnie i Kuczko zaczął opowiadać jak to było na Narwi. Widzę, że słońce coraz niżej nad sosnami, więc przerywam, bo jeszcze może przed wieczorem u kogoś znajdę. Ale Kuczce chciało się dopowiedzieć epizod do końca... Spojrzał niechętnie w niebo i machnął ręką:

— Ach, no cóż robić. Moża jaki pudzik-dwa odstąpią wreszcie.

Tak oto połówka stała się dobrym znakiem rozpoznawczym wśród najgorszego bagna sowieckiej niewoli. Niewątpliwie zawdzięcza to swym zaletom krawieckim i doskonale wszytemu daszkowi. Nie wiem, kto personalnie planował kształt tej czapki, ale chciałbym mu w tym miejscu złożyć hołd.

Lwów i Wilno 1948 nr 69”
http://www.dws.org.pl/viewtopic.php?f=50&t=7920

poniedziałek, marca 07, 2011

m o r d e c z k i

Management


Matthias WarnigManaging Director

Paul CorcoranFinancial Director

Henning KotheProject Director

Sergey G. SerdyukovTechnical Director

Ulrich LissekCommunications Director

Dr. Werner RottDeputy Project Director Engineering

Dr. Dirk von AmelnPermitting Director

Vladimir Borovik
Vladimir Borovik
Deputy Technical Director Operations/Dispatching

Vladimir Borovik
Ruurd Hoekstra
Deputy Director Construction

Vladimir Borovik
Jens D. MüllerDeputy Communications Director

Shareholders’ Committee



Alexei MillerDeputy Chairman of the Board of Directors and Chairman of the
Management Committee of OAO Gazprom

Alexander MedvedevDeputy Chairman of the Management Committee of OAO Gazprom and Director-General of OOO Gazexport

Vlada RusakovaMember of the Board and Head of Strategic Development at OAO Gazprom

Nikolay DubikMember of the Management Committee and Head of Legal Department of OAO Gazprom

Gerhard Schröder
Chairman of the Shareholders’ Committee and former Chancellor
of the Federal Republic of Germany

Dr. Hans-Ulrich Engel
Member of the Board of Executive Directors of BASF SE

Dr. Rainer SeeleChairman of the Board of Executive Directors of Wintershall Holding GmbH

Dr. Bernhard Reutersberg
Chairman of the Executive Board of E.ON Ruhrgas AG

Dr. Burckhard BergmannMember of the Board of Directors of OAO Gazprom; former Chairman of the Executive Board of E.ON Ruhrgas AG

Paul van Gelder
Chairman of the Executive Board and CEO of N.V. Nederlandse Gasunie

Gérard Mestrallet
Chairman of the Management Committee and CEO of GDF SUEZ

Gazociąg Północny, czyli igranie polskimi interesami narodowymi


Kaczynski
Jarosław Kaczyński - polski polityk,Prezes Prawa i Sprawiedliwości, były premier RP

Budowa gazociągu Nord Stream to ciąg karygodnych zaniedbań ze strony rządu Donalda Tuska. I nie jest to niestety moje subiektywne wrażenie, lecz twarde, a nawet hipertwarde fakty. Efektem jest zagrożenie podstawowych interesów gospodarczych Polski. Najnowszy etap tej sekwencji zaniechań polega na tym, że w miejscu, w którym gazociąg przecina trasę podchodzenia statków do portu w Świnoujściu, rurę ułożono na głębokości 17,5 metra. Uniemożliwi to zawijanie do portów w Szczecinie i Świnoujściu jednostek o zanurzeniu powyżej 13,5 metra. Tym samym mocno ograniczone zostaną możliwości rozwojowe tych portów. A co ważniejsze, zagraża to powstającemu terminalowi gazu ciekłego (LNG), kluczowemu przedsięwzięciu dla dywersyfikacji źródeł dostaw energii tak dla Polski, jak i dla UE. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Polska powinna wymusić to, by budujące gazociąg konsorcjum wkopało go na tym odcinku w dno morza. Mam jednak wątpliwości, czy rząd Donalda Tuska chce i może to zrobić.
Solidarność niemiecko-rosyjska zamiast europejskiej
Gazociąg Północny powstał z przesłanek politycznych i tylko ktoś naiwny albo mający złą wolę może twierdzić, że to przedsięwzięcia czysto biznesowe. Przecież ułożenie rury na dnie morza, zamiast poprowadzić ją o wiele bezpieczniejszą, głównie ze względów ekologicznych, drogą lądową, oznaczało kilkakrotne zwiększenie kosztów. A to mogą uzasadnić jedynie ważne cele polityczne. Analitycy wielokrotnie wskazywali też na to, że inwestycje w siatkę rosyjskich linii przesyłowych gazu (oprócz Nord Streamu Rosja chce oddać do użytku również jego południowy odpowiednik, czyli South Stream) będą miały dalekosiężne polityczne skutki.
Dzięki podmorskim instalacjom omija się Polskę, co w oczywisty sposób osłabia naszą pozycję. Rosja dostaje do ręki silniejsze i skuteczniejsze niż dotąd narzędzia wywierania nacisków na nasz kraj. Trzeba się nawet liczyć z bezkarnym manipulowaniem dostawami surowca do naszego kraju, bowiem ich zmniejszanie bądź wstrzymywanie nie będzie oznaczać ograniczania dostaw do państw trzecich. Ta inwestycja jest zatem zaprzeczeniem fundamentalnej dla funkcjonowania Unii Europejskiej zasady sprawiedliwości i solidarności oraz jej podporządkowaniem partykularnym interesom Niemiec i Rosji. Wielokrotnie o tym mówiłem, lecz ci, którzy powinni te argumenty bardzo poważnie brać pod uwagę, ograniczali się do wmawiania mi jakichś uprzedzeń. Rządzący obecnie Polską bardzo się przejmowali moją osobą, szkoda, że równie odważni nie byli wobec tych, którzy niszczą europejską solidarność.
Jest oczywiste, że współpraca w ramach Unii powinna polegać na wzajemnym uwzględnianiu elementarnych interesów jej członków. Tymczasem nasze interesy zostały po raz pierwszy bardzo dotkliwie i wyraźnie zignorowane w momencie podejmowania decyzji o budowie gazociągu, a po raz drugi, gdy zdecydowano o położeniu rurociągu na dnie morza, zamiast jego wkopania w morskie dno. Zakwestionowana została tym samym nie tylko zasada solidarności w sferze bezpieczeństwa energetycznego, ale także tak podkreślane przez Unię zasady wolnej konkurencji i swobodnego przepływu towarów, bez których poszanowania trudno mówić o dalszym rozwoju UE. Co gorsza, w ostatnim czasie bardzo widoczne jest dążenie najsilniejszych państw Unii do hegemonii i narzucania swej woli mniejszym państwom, zwłaszcza nowym członkom wspólnoty europejskiej. Oczekiwałbym, że polski premier temu stanowczo przeciwdziała, ale na razie nie widzę ani stanowczości ani nawet zrozumienia niebezpieczeństw.
Rozwój Rostoku, marginalizacja Szczecina
Polityczny wymiar budowy Gazociągu Północnego to także gra przyszłością polskich portów. Jeśli rura zablokuje dostęp do nich wielkich statków, głównym portem regionu nie będzie Szczecin i współpracujące z nim Świnoujście, lecz wschodnioniemiecki Rostok. Już teraz ten port przygotowuje się do przyjmowania największych statków mogących pływać po Bałtyku, czyli jednostek o zanurzeniu 15 metrów.
Jeśli porty w Szczecinie i Świnoujściu nie będą mogły się rozwijać, Rostok zyska wielką konkurencyjną przewagę. Konsekwencje będą jeszcze poważniejsze w wymiarze europejskim: transeuropejski korytarz transportowy łączący południe kontynentu ze Skandynawią będzie przebiegał przez Niemcy, a nie przez Polskę. Nie trzeba chyba dowodzić, że oznaczałoby to dla naszego kraju dalszą marginalizację. I znowu mam nieodparte wrażenie, że rząd Donalda Tuska nie bardzo sobie to uświadamia, nie mówiąc o tym, że nie potrafi temu zaradzić.
Polityczna korupcja
Projekt Gazociągu Północnego ujawnił niezdrowe związki między gospodarką a polityką. Oto były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, który podpisał umowę z Rosją o budowie gazociągu na kilka zaledwie tygodni przed wyborami parlamentarnymi, kiedy było już pewne, że jego partia straci władzę, wkrótce został przewodniczącym rady nadzorczej Nord Staremu. Z kolei były premier Finlandii Paavo Lipponen, który jako szef rządu popierał ideę budowy gazociągu, także został zatrudniony przez to konsorcjum. To stworzyło nową, jakże niedobrą jakość w europejskiej polityce.
Sprawa była swego czasu głośna, otaczała ją aura skandalu, ale – o ile się orientuję – Unia, która ma nieodpartą chęć regulowania wszystkiego, w tym kanonicznego kształtu banana, nie zdobyła się na działania mające zapobiegać tego typu praktykom, a przynajmniej je utrudniać. Bo te praktyki naruszają porządek moralny i fundamenty demokratycznej polityki, bez których Unia nie może sprawnie funkcjonować.
Broń energetyczna
Ktoś mógłby pomyśleć, że straszę, że z premedytacją jako polityk opozycji epatuję niekorzystnym rozwojem wydarzeń. Obawiam się jednak, że rzeczywistość jest nawet gorsza. Będąc premierem wielokrotnie się przekonywałem, że pokój czy bezpieczeństwo nie są nam dane raz na zawsze. Dlatego trzeba dmuchać na zimne. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu nikt się nie spodziewał wielkiego wybuchu społecznego niezadowolenia w Tunezji, Egipcie, Libii i w innych krajach.
Istotą polityki bezpieczeństwa, tak w dziedzinie militarnej, jak energetycznej, jest przewidywanie różnych scenariuszy, w tym także tych czarnych. Polityk, który nie uwzględnia potencjalnych zagrożeń po prostu grzeszy, bo w przyszłości skutki jego zaniedbań mogą być katastrofalne. Dlatego też przestrzeganie przed powstaniem sytuacji, w której bylibyśmy narażeni na bardzo silne naciski wywierane przy pomocy broni energetycznej, jest moim obowiązkiem. A jako były premier wiem o tym znacznie więcej niż dobrze zorientowani eksperci.
Czuję się tym bardziej zobowiązany do ostrzegania przed niebezpieczeństwami, im rząd PO robi mniej, by Polskę przed takim ryzykiem uchronić. A chyba nie jestem odosobniony w przekonaniu, że gabinet premiera Tuska zamiast rozwiązywać konkretne problemy, prowadzi politykę uspokajania obywateli, zapewniania ich, że wszystko jest w najlepszym porządku. Ja jednak powtarzam, że nic nie jest w porządku, skoro rząd Tuska praktycznie nie przeciwstawił się planom budowy Nord Streamu i wciąż wykazuje karygodną bierność w tej sprawie. A już kompletnie zdumiewa mnie to, że Polska była jedynym państwem basenu Morza Bałtyckiego, które nie zabiegało o zorganizowanie wysłuchania publicznego z udziałem przedstawicieli konsorcjum budującego Gazociąg Północny. Natomiast nie tylko mnie zdumiewa, lecz oburza to, że Polska nie wystąpiła o odszkodowania dla rybaków, którzy nie będą mogli łowić na obszarze, gdzie położono gazociąg. W innych państwach z konsorcjum negocjowały rządy, u nas pozostawiono rybaków samym sobie.
Nowa, genialna inicjatywa Nord Streamu
Niedawno uczestniczyłem w konferencji w Szczecinie w sprawie Nord Staremu i o mało nie spadłem z krzesła, gdy się dowiedziałem o nowej, „genialnej” inicjatywie władz konsorcjum. Otóż zaproponowały nam one, abyśmy zmienili przebieg toru wodnego, „rozwiązując” w ten sposób problem ograniczenia dostępności zespołu portowego Szczecin-Świnoujście dla największych statków. To tak, jakby sąsiad zablokował nam jedno skrzydło bramy wiodącej na posesję, po czym łaskawie pozwolił, byśmy przenieśli bramę w inne miejsce - własnym staraniem i na nasz koszt.
Z tego co mi wiadomo, zmiana przebiegu toru wodnego byłaby od strony biurokratycznej – załatwiania niezbędnych po temu formalności – o wiele bardziej skomplikowana, a więc i czasochłonna, od uzyskania przez Nord Stream od stosownych władz niemieckich zezwolenia na zakopanie gazociągu na wywołującym spór odcinku. Nie byłaby także tania. W tym miejscu muszę też przypomnieć, że dotychczas konsorcjum wyrażało gotowość (w sposób faktycznie niezobowiązujący) umieszczenia rury pod morskim dnem dopiero wtedy, gdy nasze porty będą przystosowane do przyjmowania największych jednostek. To wyraźna gra na zwłokę, by nie powiedzieć – próba odłożenia sprawy ad calendas graecas, bo przecież wciąż jeszcze istnieją techniczne możliwości wkopania gazociągu w dno Bałtyku, a koszty przeprowadzenia teraz takiego przedsięwzięcia byłyby o wiele mniejsze niż podobnej operacji w przyszłości, bo to musiałoby się wiązać z czasowym wstrzymaniem przesyłu gazu. Wydawałoby się, że rząd powinien temu pomysłowi powiedzieć stanowcze „nie”. Tymczasem widzę, że gabinet premiera Tuska, który przyzwyczaił nas do nieustannego uśmiechania się i robienia dobrej miny do złej gry, może tę fatalną propozycję przyjąć.
Polska asertywność i determinacja
Nawet jeśli rząd Donalda Tuska jest bierny i bezwolny, nie wolno przyjąć fatalistycznego punktu widzenia. Mam prawo, a nawet obowiązek, podobnie jak polscy obywatele, domagać się od rządu twardej i aktywnej polityki, byśmy mogli minimalizować negatywne skutki powstania Nord Streamu. Na miejscu Donalda Tuska bardzo mocno naciskałbym na Niemcy, by rura została zakopana. Jeśli to by się nie udało, rząd musi wynegocjować - czego zresztą domagają się od gabinetu Donalda Tuska wywodzący się z PO prezydenci Szczecina i Świnoujścia - umowę zobowiązującą stronę niemiecką do pogłębiania w przyszłości toru wodnego prowadzącego do naszych portów.
Wszystko jest możliwe pod jednym warunkiem: rząd musi wykazać się asertywnością, mieć odwagę jasno powiedzieć Niemcom, że będziemy bronić naszych podstawowych interesów, bo mamy do tego prawo, jak każde państwo członkowskie UE. Sam demonstrowałbym taką determinację, że ostrzegałbym przed sięgnięciem po prawo unijnego weta.
Niejednokrotnie mówiłem i pisałem, że najbliższe lata będą kluczowe dla rozwoju Polski, że stoi przed nami ogromna, wręcz niepowtarzalna szansa na dogonienie bardziej rozwiniętych państw UE, i że szansy tej nie wolno nam zmarnować. Nie osiągniemy tego jednak drogą ciągłych ustępstw i rezygnowania z naszych elementarnych gospodarczych interesów, czego dobitnym, ale nie jedynym przykładem jest sprawa Gazociągu Północnego. Premier Tusk zdaje właśnie egzamin z suwerenności i determinacji w bronieniu polskich interesów. Zapewniam, że w tej tak istotnej dla Polski sprawie będę bardzo surowym egzaminatorem.

http://mypis.pl/opinie/296-gazociag-polnocny-czyli-igranie-polskimi-interesami-narodowymi