Jak Paweł trafił do TVP
Kamila Baranowska 10-03-2011, ostatnia aktualizacja 10-03-2011 01:55
25-latek dostał kontrakt na 39 tys. zł i program. Wystarczył fałszywy e-mail z Kancelarii Prezydenta
autor: Bartek Sadowski
źródło: Fotorzepa
Paweł Miter miał w TVP poprowadzić program publicystyczny skierowany do ludzi w wieku 25 – 35 lat
autor: Danuta Matloch
źródło: Fotorzepa
W telewizji przyznają: daliśmy się podejść
27 listopada 2010 r. Nowa wiadomość w skrzynce pocztowej ówczesnego prezesa TVP Włodzimierza Ławniczaka. Jako nadawca wpisany jest: Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego.
„Wielce Szanowny Panie Prezesie, Powyższego maila kieruję do Pana na prośbę Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nietypowa forma, ale jakże nietypowa jest też prośba". Zaczyna się e-mail, w którym mowa jest o potrzebie stworzenia programu, gdzie „forum do wypowiedzi miałoby w całości młode pokolenie (od 25- do 35-latków), które w Polsce interesuje się sytuacją społeczną, polityczną itp.". Jest też wyraźna sugestia, kto miałby taki program stworzyć. „Pan Prezydent chciałby zwrócić Pana uwagę i Telewizji Publicznej na osobę młodego dziennikarza z Wrocławia Pawła Mitera, który ma pomysł na tego typu program. Pan Prezydent chciałby, by ktoś z kierownictwa TVP spotkał się z tym młodym człowiekiem i poczynił z nim ustalenia co do możliwości powstania tego typu programu".
Nadawca nalega, żeby „jeszcze przed końcem tego roku zaszła możliwość podpisania z Panem Pawłem Miterem intratnej umowy na stworzenie programu będącego jego autorskim pomysłem wypracowanym razem z Telewizją Polską". Na koniec „Kancelaria prosi też o całościową dyskrecję w sprawie podjęcia współpracy Pana Pawła z Telewizją Polską". E-mail zawiera błędy ortograficzne.
Paweł Miter ma 25 lat. To absolwent politologii Uniwersytetu Wrocławskiego. W 2006 r. krótko współpracował z TV 4. Potem pracował w firmie windykacyjnej.
Nikt w TVP nie wie jeszcze, że nie jest dziennikarzem, a e-maila w jego sprawie nie napisał żaden pracownik Kancelarii Prezydenta. To sam Miter zarekomendował się do pracy, podszywając się w Internecie pod Jacka Michałowskiego. Z jakim skutkiem?
Żeby program był fajny
Jeszcze tego samego dnia Ławniczak odpowiedział na wiadomość. Stwierdził, że „jest zainteresowany projektem", ale z uwagi na jego nieobecność w najbliższych dniach (właśnie wybierał się do szpitala) prosił, aby całą sprawę pilotował Marian Kubalica, dyrektor biura zarządu TVP, „który został ze sprawą zaznajomiony".
Trzy dni później Paweł Miter prowadzi korespondencję już z Kubalicą.
W e-mailu dyrektor zapewniał go: „Skontaktuje się z Panem mój sekretariat i zaproponuje termin spotkania". Pierwsze odbyło się szybko – 1 grudnia 2010 r.
Marian Kubalica: – O załatwienie sprawy Pawła Mitera, jednej z wielu przekazanych mi przed jego udaniem się do szpitala, z którego już nie wrócił, poprosił mnie śp. prezes Ławniczak. Spotkałem się z Miterem, opowiadał o pomyśle na program. Rozmawialiśmy również o umowie, która obowiązywałaby na czas ewentualnego przygotowywania programu. To standardowa procedura. Przekazałem sprawę do załatwienia przedstawicielom Jedynki i agencji producenckiej.
Paweł Miter: – Na pierwszym spotkaniu z Kubalicą padły słowa, że tutaj można wszystko załatwić. Przestrzegał mnie, żeby program był fajny, jeśli chciałbym, aby ukazywał się dłużej niż jeden sezon. W tym czasie dowiedziałem się, że prezes Ławniczak jest w szpitalu, ale o wszystkim jest informowany na bieżąco. Na drugim spotkaniu pan Kubalica przedstawił mi Andrzeja Jeziorka, szefa Agencji Produkcji Telewizyjnej TVP. Zawsze jeśli mnie komuś przedstawiał, to używał jednego i tego samego sformułowania: „to jest człowiek z Kancelarii Prezydenta". To zdanie prawie zawsze padało. Strasznie mnie to bawiło i jednocześnie trochę przerażało.
17 tys. zł. Miesięcznie?
Od 10 grudnia 2010 r. w związku z poważną chorobą Ławniczaka obowiązki prezesa TVP pełnił Bogusław Piwowar, kojarzony z lewicą członek rady nadzorczej telewizji.
Kubalica, tak jak prezes TVP, otrzymał wiadomość e-mailem przysłaną rzekomo z adresu Michałowskiego. W czasie gdy Miter przychodzi na kolejne spotkania w TVP, Kubalica koresponduje z nadawcą z Kancelarii Prezydenta. 14 grudnia odbiera wiadomość z sugestią, by „TVP podpisała z panem Miterem jakąś umowę początkową, zawartą na czas tworzenia programu" i dalej, że „w ustaleniach Pana Prezydenta z p. Pawłem nakreślono okres umowy od grudnia tego roku (jeszcze przed świętami) do marca nowego roku za wynagrodzeniem nie mniejszym jak na warunki medialne ok. 17 tys. zł (brutto)".
W odpowiedzi na tę propozycję Kubalica pyta: „Czy kwota 17 tys. to ma być wynagrodzenie za cały okres od grudnia do marca, czy też ma to być wynagrodzenie miesięczne?". Zastrzega, że w tym drugim przypadku byłaby to kwota „daleko odbiegająca od praktyk płacowych obowiązujących w TVP SA przy tego typu współpracy".
Ostatecznie stanęło na kwocie 13 tys. zł brutto miesięcznie.
– Panowie Kubalica i Jeziorek zapewnili mnie, że jak program ruszy, to za każdy odcinek programu dostanę dodatkowo ok. 5 – 7,5 tys. zł – opowiada Miter.
Auto z kierowcą
4 stycznia 2011 r. Andrzej Jeziorek podpisuje z Miterem umowę o dzieło na okres trzech miesięcy. Opiewa na 39 tys. zł. „Rz" dysponuje jej kopią.
– Podczas podpisywania umowy byli obecni Marian Kubalica, Andrzej Jeziorek, na chwilę wpadł też Jacek Snopkiewicz (dyrektor biura koordynacji programowej TVP – red.) – mówi Miter.
– Rozmawiałem o panu Miterze z prezesem Ławniczakiem tuż przed odejściem prezesa do szpitala. Nie było czasu na szczegóły, więc powiedział mi, że przekazuje sprawę Marianowi Kubalicy. Z panem Miterem spotkaliśmy się kilka razy, skierowałem go do redakcji publicystyki TVP 1 do Przemysława Wojciechowskiego, od którego dostałem sygnał, że możemy spróbować przygotować propozycję programu i wtedy doszło do podpisania umowy – tłumaczy „Rz" Jeziorek.
Według relacji Mitera w dniu podpisania umowy miał zapytać, czy ktoś może go podrzucić, bo spieszy się na spotkanie do Kancelarii Prezydenta, a musiałby długo czekać na taksówkę. – Dostałem samochód z kierowcą. Biały ford mondeo z napisem TVP. Potem kilkakrotnie dostawałem do dyspozycji auto z kierowcą – twierdzi Miter. – Pamiętam, że raz poprosiłem o podrzucenie na zakupy do Galerii Mokotów. Ciągle sprawdzałem, na ile mogę sobie pozwolić, gdzie jest granica. Czasem było to dość zabawne, że grono poważnych panów w garniturach nadskakuje gówniarzowi w trampkach i bluzie z kapturem.
Paweł Miter wysłał do TVP e-mail z serwisu, w którym można się podszyć pod dowolnego nadawcę
Miter opowiada też, że samochód z kierowcą nie był jedynym przywilejem.
– Niemal od razu dostałem VIP-owską przepustkę – mówi. – Nawet pani, która mi ją wyrabiała, była zdziwiona, że mam tak szeroki dostęp. Dzwoniła przy mnie, żeby się upewnić, że to nie pomyłka, bo standardowe wejściówki są inne.
W jednym z e-maili Jeziorek instruuje Mitera, żeby zaznaczył w rozmowie z jego asystentką w sprawie przepustki, że „musi mieć wejście w strefy studia, montażu i Placu Powstańców, a także na piętro biura zarządu, TVP1, TVP2, w budynku B".
Jeziorek twierdzi, że przepustka była standardowa: – Miał dostęp tam, gdzie musiał się móc poruszać, pracując przy programie. Nic w tym nadzwyczajnego. Nie miał żadnego samochodu z kierowcą. Może ktoś go kiedyś grzecznościowo gdzieś podwiózł.
Miter dodaje, że nikt w TVP nigdy, także podczas podpisywania umowy, ani razu go nie wylegitymował. – Wszystkie dane podawałem z pamięci. PESEL i NIP miałem zapisane w telefonie – relacjonuje. – Efekt tego jest taki, że mój adres w dowodzie jest inny niż ten na podpisanej z TVP umowie. Ale nikt tego nie wyłapał, bo nikt na oczy nie widział żadnego mojego dokumentu. Mogłem im podać całkowicie fikcyjne nazwisko.
Poprosić pana prezydenta
Na jednym ze spotkań, jak relacjonuje Miter, pojawił się także wątek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Od grudnia trwał tam decyzyjny pat w związku z wyborem nowych władz telewizji publicznej. Wynikał on ze sporu pomiędzy SLD i PO. – Pamiętam, że miałem już wychodzić i pan Kubalica poprosił, żebym jeszcze na chwilę usiadł. Powiedział mi, że jest problem, bo Jan Dworak (szef KRRiT – red.) strasznie sarka na zarząd, nie wyraża zgody, nie chce się dogadać i czy ja mógłbym poprosić pana prezydenta, żeby może coś z tym zrobił. Powiedziałem, że jak będę się z nim widział, to mu o tym napomknę. Podziękował i kazał mi życzyć od niego prezydentowi wesołych świąt, bo to było tuż przed Bożym Narodzeniem.
W e-mailu do Kubalicy z 30 grudnia Miter pisze, że przekazał prezydentowi sugestię dotyczącą Dworaka.
Młody wrocławianin w TVP spotykał się nie tylko z Kubalicą i Jeziorkiem.
Kształt programu o roboczej nazwie „Rozmowa na krawędzi" omawiał też z Przemysławem Wojciechowskim z redakcji publicystyki TVP 1. – Miałem się też spotkać z panią Iwoną Schymallą, ale do takiego spotkania nie doszło – opowiada Miter. – Początkowo były też sugestie, żeby program dać może do TVP Info. Była próba umówienia mnie na rozmowę z dyrektorem Info Łukaszem Kardasem, ale w końcu powiedziałem, że wolę w Jedynce, i żeby się na tym skupić. I tak było.
Program miał wejść na antenę TVP 1 z końcem marca. Na początku marca, jak relacjonuje Miter, miały się zacząć próby kamerowe. – Mieliśmy też nagrać dwa próbne odcinki, żeby odbyło się coś na kształt kolaudacji – mówi „Rz".
Miesiąc temu okazało się, że programu nie będzie. Przemysław Wojciechowski, któremu Miter wysłał projekt, negatywnie go zaopiniował. TVP 8 lutego 2011 r. wypowiedziała Pawłowi Miterowi umowę.
Iwona Schymalla, szefowa TVP 1, mówi „Rz", że o sprawie programu Mitera nie słyszała.
– Najpierw nad projektem programu toczą się rozmowy w redakcji publicystyki i potem dopiero trafiają do konsultacji ze mną. Ta propozycja nie trafiła nawet do mnie. Widać Przemek (Wojciechowski – red.) uznał, że nie jest tego warta – mówi „Rz".
– Po pierwsze, okazało się, że ten człowiek jest nierzetelny, nie stawiał się na umówione spotkania, nie odpowiadał na telefony – mówi „Rz" Kubalica. – Po drugie, była negatywna opinia projektu programu ze strony redakcji publicystyki TVP 1, wreszcie po trzecie, dotarła do nas informacja, że pan Miter ma wyrok w zawieszeniu, został skazany właśnie za tworzenie fałszywych adresów e-mailowych i wyłudzanie w ten sposób pieniędzy. Nie mógł więc być dziennikarzem, bo to zawód zaufania publicznego.
Nie znam, nie pisałem
Włodzimierz Ławniczak zmarł 7 stycznia.
Jacek Michałowski, szef Kancelarii Prezydenta RP: – Nigdy nie wysyłałem żadnego e-maila polecającego Pawła Mitera ani jakąkolwiek inną osobę do prezesa TVP. Nie prowadziłem żadnej korespondencji z członkami biura zarządu TVP odnośnie zatrudnienia pana Mitera w telewizji publicznej. Nie wiem, kim jest Paweł Miter. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek poznał osobiście prezesa Ławniczaka. Nikt z TVP nie dzwonił do mnie z jakimkolwiek pytaniem o Pawła Mitera i moją ewentualną rekomendację dla niego. Gdyby tak było, od razu powiedziałbym, że tego pana nie znam. To niesłychane, że sprawa zaszła aż tak daleko. I aż strach pomyśleć, że tak łatwo można się podszyć pod kogoś w Internecie.
Andrzej Jeziorek: – Nie wiem, skąd pan Miter wziął się w TVP. Mnie rekomendował go prezes Ławniczak, a skąd on go znał, przyznaję, że nie wiem. Jak nadmieniłem, nie zdążyłem z nim o tym porozmawiać. Ale to, co mówił o pomyśle programu, wydawało się ciekawe i sensowne. Później okazało się, że jednak pomysł jest niewypałem. A pan Miter nierzetelną osobą z wyrokiem sądowym.
Marian Kubalica twierdzi dziś, że sam rozpracował Mitera.
– Sprawdziłem, że jest to osoba w Kancelarii nikomu nieznana. I szybko się zorientowałem, że pisząc do Jacka Michałowskiego, koresponduję naprawdę z Miterem – mówi.
Dlaczego nie złożył doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa? Albo przynajmniej nie zaniechał współpracy z Miterem? – Jego pomysł na program był interesujący – odpowiada. – Myślałem, że telewizja może na tym zyskać, jeśliby taki program publicystyczny dla młodych się pojawił. Ale ocena tego pomysłu należała wyłącznie do Jedynki, nie do mnie. Co do jego dziwnego zachowania, wiem, że z niektórymi twórcami różnie bywa, mają różne stany ducha, różne czasem dziwne pomysły. Nie pierwszy raz dostawałem esemesy, telefony, e-maile, w których ktoś kogoś niby popiera, ktoś się pod kogoś podszywa, a czasami ktoś mnie wręcz straszy, szantażuje. Nie przykładałem więc do tego należytej wagi.
Miała być prowokacja?
Paweł Miter, z którym się spotkaliśmy, sprawia wrażenie pewnego siebie, ale i trochę przestraszonego. – To od początku do końca była z mojej strony prowokacja – mówi.
– Udało mi się pokazać, że całe kierownictwo TVP przez kilka miesięcy nadskakiwało mi tylko dlatego, że myślało, że mam polityczne plecy.
Wyjaśnia też, że skorzystał z internetowej strony, za pomocą której można wysyłać e-maile, wpisując jako nadawcę, kogo się chce. Gdy ktoś na taką wiadomość odpowie, a nie napisze nowej z adresem nadawcy, można ją też na tej stronie odczytać.
I dalej prowadzić korespondencję. – Założyłem sobie e-maila „jacek.michalowski@prezydent.pl" i przedstawiając się jako szef Kancelarii Prezydenta Bronisława Komorowskiego, napisałem do ówczesnego prezesa telewizji Włodzimierza Ławniczaka – przyznaje Miter.
Opowiada, że na pomysł wpadł, gdy doszło do politycznego przewrotu w TVP. 27 sierpnia 2010 r. rada nadzorcza na skutek porozumienia pomiędzy PO i SLD zawiesiła w obowiązkach kojarzonych z PiS prezesa telewizji Romualda Orła i wiceprezesa Przemysława Tejkowskiego. Tuż po uszczupleniu zarządu prezes Ławniczak na spotkaniu z dziennikarzami mówił „o niezależności mediów publicznych". – Usłyszałem to i pomyślałem, że łatwo można te deklaracje sprawdzić – mówi Miter. – Początkowo nie wiedziałem, co z tego wyniknie. Brałem pod uwagę nawet to, że następnego dnia zapuka do domu policja albo jakieś służby.
Za podrobienie adresu e-mail grozi do pięciu lat więzienia.
A Miter miał już konflikt z prawem. – Chodziło o wprowadzenie w błąd spółki finansowej odnośnie niekorzystnego rozporządzenia kwotą ponad 100 tys. zł, dostałem tylko grzywnę, zostałem wciągnięty w tę sprawę ze względu na to, że byłem pracownikiem tej spółki – odpowiada Miter. – Już od jakiegoś czasu dochodziły do mnie sygnały, że TVP węszy wokół tej sprawy i chce ją wykorzystać przeciwko mnie.
Marian Kubalica: – Jako telewizyjni menedżerowie daliśmy się niewątpliwie podejść. Mieliśmy podwójnego pecha, że w trakcie załatwiania tej sprawy zmarł śp. Ławniczak. Nie mogliśmy odpowiednio wcześnie rozpoznać ryzyka kontaktów z Miterem, nie znaliśmy bowiem okoliczności, w jakich prezes zapoznał się z jego pomysłami programowymi. Telewizja nie wypłaciła panu Miterowi żadnego wynagrodzenia, pomimo ewidentnych prób szantażu z jego strony. Umowa została rozwiązana. W wymiarze materialnym spółka więc nic nie straciła. Oczywiście poza utratą jakiejś części prestiżu zawodowego kilku jej menedżerów, w tym i mojego.
Rzeczpospolita