Committee for Commemoration of the Victims of Stalinism
Instytut Badań Stalinizmu I Patologii Władzy
The Institute for The Research on Stalinism and Pathology of Power Poland, 5O-046 Wrocław, ul Sądowa 10/7 mail:
stalinism@wp.pl ,tel. (48 +71)7809081; 0691830350
BEZ NIENAWIŚCI
TEKST NA PODSTAWIE WSPOMNIEŃ LUDZI SKRZYWDZONYCH PRZEZ STALINIZM
Przygotował Leszek Skonka
WSTĘP
I. Wojna i okupacja sowiecka
II. W drodze na Sybir
III. Na zesłaniu
IV. Stalinowskie represje w PRL
V. Powojenne ofiary KGB
Wrocław - wrzesień 1989
COPYRIGHT BY LESZEK SKONKA WROCLAW POLAND
WSTĘP
Scenariusz
„Bez Nienawiści „ składa się z fragmentów wspomnień nadesłanych na
konkurs ogłoszony w maju 1989 roku przez Komitet Pamięci Ofiar
Stalinizmu w Polsce, we Wrocławiu. Jest to zbiorowy głos ludzi
skrzywdzonych, którzy przez wiele lat milczeli z konieczności, z nakazu,
obawiali się mówić ze strachu, albo nie wierzyli, że może i chce ich
jeszcze ktoś wysłuchać. Niestety nie wszyscy pokrzywdzeni mogli dożyć
tej chwili. Wielu odeszło na zawsze zabierając do grobu gorycz klęski,
żal, poczucie niesprawiedliwości i doznanych krzywd, nie tylko od obcych
ale także od swoich.
Scenariusz, po reżyserskim przygotowaniu
zrealizowany został po raz pierwszy dla oddania hołdu ofiarom stalinizmu
w czasie uroczystości 17 września 1989 roku we Wrocławiu, w 50-tą
rocznicę agresji Związku Radzieckiego na Polskę. W tekście dominują
wspomnienia ludzi, którzy zetknęli się z okrucieństwem stalinizmu
najwcześniej, bo już 17 września 1939 roku. Wspomnień skrzywdzonych
przez stalinizm w Polsce nadesłano znacznie więcej ale wykorzystano
wystarczająco dużo by oddać wiernie tamtą ponurą przeszłość.
Treści
zawarte w scenariuszu mogą i powinny spełnić zarówno funkcję poznawczą,
stanowić źródło faktów, dowodów, ukazać przyczyny i mechanizmy zła, ale
także odegrać rolę patriotyczno - wychowawczą i przez przypomnienie
przeszłości ostrzec przed możliwością powtórzenia się podobnych
wynaturzeń w przyszłości, jeśli społeczeństwo będzie bierne wobec tego
rodzaju potencjalnych zagrożeń.
Toteż dla dobra publicznego
scenariusz ten powinien być szeroko wykorzystany w kraju i za granicą.
Nie powinien jednak być narzędziem nienawiści, politycznych rozgrywek
ale formą dydaktyki obywatelskiej. Fragmenty wypowiedzi są cytowane in
extenso , więc niekiedy brzmią chropowato pod względem stylistycznym i
gramatycznym, ale są za to zgodne z tekstem oryginałów. Komitet Pamięci
Ofiar Stalinizmu – Instytut Badań Stalinizmu i Patologii Władzy posiada
bogate archiwum zawierające olbrzymią ilość tego rodzaju dokumentów ale
nie może ich wydać drukiem z powodu braku najskromniejszych środków
finansowych. Wciąż jednak ma nadzieję znaleźć wrażliwych patriotycznie
sponsorów , którzy pomogą wydać te cenne wspomnienia i wypełnić
testament Ofiar Stalinizmu.
Będzie też, mimo trudności, próbować udostępniać te dokumenty przez Internet .
Nie
podajemy nazwisk autorów cytowanych wypowiedzi, bo było ich bardzo
wielu, ale dwa dla przykładu postanowiliśmy wymienić, bo byli to poeci i
swoje krzywdy, ból, cierpienie wyrazili sercem: Leokadia Ogrodnik -
Sybiraczka i Świętosław Małysz – więzień polityczny.
W hołdzie ofiarom stalinizmu Leszek Skonka
CZĘŚĆ I - WOJNA I OKUPACJA RADZIECKA
xxxxx
Wypoczęci,
opaleni, z głowami wypełnionymi jeszcze wakacyjnymi pomysłami psot i
figli udaliśmy się rano, 1 września 1939 roku, do szkoły. Niestety,
okazało się, że w tym roku nauki nie rozpoczęliśmy. Dyrektor szkoły
ogłosił nam, że wybuchła wojna i zajęcia szkolne są odwołane.
Powiało
grozą, chociaż my, psotne wyrostki, nie mieliśmy wówczas pojęcia o
dramacie powstałej sytuacji. Słowo wojna było dla nas jedynie pojęciem,
hasłem z chłopięcych zabaw, w czasie których ginęło się szeregowcem, po
to, by na drugi dzień odrodzić się kapitanem, co najmniej, jeśli nie
pułkownikiem lub generałem.
xxxxx
Równe. Piątek. 1 września. Pogoda ładna.
Ja z matką i bratem poszliśmy do kościoła.
Matka klęcząc w kościele na kolanach modli się gorąco zakrywając twarz rękoma, a my obok niej też klęczymy - modlimy się.
Wtem
podchodzi ojciec, klęka obok mamy szepcąc jej coś do ucha. Mama zaczyna
płakać. Spojrzałem na ojca. Smutny. Z boku wisi maska i broń. Ubrany
nie tak jak zawsze. A słowa, które powiedział mamie brzmiały - Niemcy
przekroczyli granicę - wojna.
Właśnie wyjeżdżał na front. Był oficerem.
xxxxx
Urodziłem
się w 1921 roku w Kryszkach, w powiecie grodzieńskim. W roku 1939 po
zajęciu tych terenów przez wojska sowieckie zostaliśmy wraz z ojcem
aresztowani i osadzeni w więzieniu w Białymstoku.
W pierwszych
miesiącach 1941 roku ojciec mój został wywieziony z więzienia w głąb
Rosji Sowieckiej, gdzie wszelki ślad po nim zaginął i pomimo moich
długich i uciążliwych starań do dnia dzisiejszego nie znam dalszych
losów mojego ojca.
xxxxx
Na
trzy dni przed wybuchem wojny między Związkiem Radzieckim a
hitlerowskimi Niemcami - 19 czerwca, do naszego domu wkroczyła
niespodziewanie NKWD. Mnie, jako że byłem zwinnym, szczupłym chłopcem po
raz któryś z rzędu udało się uciec w pole i dalej do lasu.
Niestety,
mamusię i dwie młodsze siostry Lodzie i Wandzie aresztowano. Dali im
dwie godziny na spakowanie podręcznego bagażu, a następnie wiejskimi
wozami przewieźli do stacji kolejowej Niemen. Następnie bydlęcymi
wagonami, tzw. ciepłuszkami, NKWD wywiozło moją rodzinę, wraz z innymi
aresztowanymi, na Sybir, w głąb Rosji.
xxxxx
Mimo,
iż miałam już 31 lat, gdy wybuchła wojna, nie byłam zupełnie
przygotowana na to, że przyjdzie mi brać w niej udział. Dziś wstydzę się
swojej naiwności i głupoty. Nawet nie wyobrażałam sobie, że możemy
stracić niepodległość, a przecież słyszałam niemieckie i polskie
szyderstwa z naszej nieudolności politycznej... To było straszne. Ludzie
płakali na widok sowieckich czołgów i po cichu opowiadali sobie, jak
robotnicy - komuniści, ubrani na czarno, z bukietami kwiatów witali
władzę radziecką, a ta była zdumiona, że witają ją panowie i pytała,
gdzie są robotnicy?
Bardzo szybko nasi chłopi i robotnicy przekonali się, jak wygląda system, o którym marzyli...
NKWD
zaczęła swoje panowanie. Dowcipni, a na szczęście humor Polaków nie
opuszczał, przetłumaczyli skrót: NKWD - Nie wiesz Kiedy Wrócisz do Domu,
co znalazło swój wyraz w bezustannych aresztowaniach i grabieży mienia
aresztowanych oraz w tym, co dzisiaj elegancko nazywa się deportacją.
Dowiedzieliśmy się między innymi, że nie jest obywatelem Związku Radzieckiego ten, który nie siedział w kryminale...
Pretekstem do aresztowania lub zsyłki był jakikolwiek donos, ale najczęściej wystarczyło być po prostu Polakiem...
xxxxx
Moja
rodzina czekała na zsyłkę, gdyż mój brat Władysław był zawodowym
oficerem w Tarnopolu. Zabrany do niewoli przysłał do nas kartkę z
zawiadomieniem, że jest w Starobielsku...
Oficerowie polscy, którzy oddali się w niewolę sowietom wierzyli, że konwencja Haska zapewni im godziwe warunki.
xxxxx
Około
czwartej rano 10 lutego w całym województwie tarnopolskiem, w setkach
domów jednocześnie, zapłakał świt, wypadły szyby z okien, drzwi
ustępowały pod uderzeniami kolb,
butów, pięści.
Do mieszkania wpadli żołnierze, milicjanci, cywile.
Rozległy się wrzaski, przekleństwa, uderzenia. Wymierzyli w nas karabiny.
Ojciec i matka z rękoma do tyłu, stali pod ścianą.
Budzące się dzieci płakały. Złorzeczyli w odpowiedzi na każde pytanie.
Niszczyli wszystko, co było w domu. Żądali oddania broni, noży i ostrych narzędzi.
Było nas siedmioro. Najmłodszy brat liczył rok i dwa miesiące.
Rozkazali ; w piętnaście minut przygotować się do drogi.
Zobaczyłam wśród nich ojca mojej przyjaciółki...
Uśmiechnęłam się do niego, podeszłam, dzień dobry - powiedziałam.
Wykrzywił wściekle twarz, zaklął, splunął, odepchnął, aż upadłam pod stół.
Jakby się bał lub wstydził, że go poznałam.
xxxxx
Gdy
20 września 1939 roku, trzy dni po wkroczeniu Armii Czerwonej , do
naszego Barszczewa przyszło do domu NKWD i aresztowało mojego ojca ,
zawalił się nie tylko nasz WIELKI DOM -POLSKA, ale i nasz mały dom
rodzinny. Ojciec mój był bardzo dobrym Polakiem i bardzo dobrym
człowiekiem . Wiele wycierpiał od Sanacji , bo widział człowieka nie
tylko w Polaku , ale i w chłopie ukraińskim i rzemieślniku czy w kupcu
żydowskim. NKWD zabrało go jednak . (...) Wywieziono go i wszelki ślad
po nim zaginął. 13 kwietnia 1941 roku wywieziono i nas.
xxxxx
Wracamy do Równego - to nasze rodzinne miasto...
Tylko
zdążyliśmy zsiąść z wozu , zebrało się wokół nas dużo sąsiadów. Jeden z
nich z czerwoną opaską na rękawie. Mówili uspokajając nas ;- byli
Sowieci i chcieli ojca z mamusią aresztować... Cały czas słyszałam
tylko: "ty dobry człowiek, pójdziemy wszyscy poświadczyć za ciebie,
ciebie nie aresztują"
xxxxx
10 lutego 1940 roku zatrzęsła się ziemia podolska
rozwarły się okna i drzwi
a ja zapamiętałam twarz
żołnierza, który podkutymi butami
walił w moje serce
Przecież
to ojciec mojej przyjaciółki
Wyciągnęłam ku niemu ręce
uśmiechnęłam się
błagałam
chciałam uścisnąć mu dłoń
życzyć szczęśliwego
dzieciństwa jego córce
szukać obrony i serca
uderzył
odepchnął
krzyknął
Pozostały kolce
obolała twarz
usta ściśnięte.
xxxxx
Na
szosie korzeckiej pracowali jeńcy polscy obstawieni ”aniołami
stróżami”. Pracowali od rana do późnych godzin. Kobiety, wielkie
patriotki zaczęły wykradać tych jeńców. Na dno kosza kładły cywilne
ubrania z adresem, do kogo ma się zgłosić, gdyby udało mu się uciec. Na
ubrania kładły kanapki, których było bardzo dużo. Mamusia zawsze z
koleżanką podchodziły do tego anioła, kokietowały i prosiły, aby ta
dziewczynka, czyli ja, dała kanapki... Żołnierz sowiecki uśmiechając się
mówił, że mogę iść .
xxxxx
Zimowy ranek świąteczny
Słyszę głosy dzieci wystraszonych
Waleniem do drzwi
Butami, kolbami
Drgają wszystkie zranione struny
jęk i płacz
opuszczonych domów
Żałosne miauczenie kota
Świergot wróbli
Skowyt psa
Nie umiem cieszyć się
w obcych gniazdach
i innych wodach
na innych drogach
Czuję jakbym coś zgubiła
jakby mnie z czegoś obrabowano
We śnie dzieci
leżą półprzytomne
umierające
umarłe
z przerywanym oddechem
skowytem, świergotem
Już nie płaczą
I ja już nie płaczę
tylko
zapisuję wspomnienia.
xxxxx
Przyszli
nocą. Byliśmy przekonani, że przyszli aresztować naszego ojca za to ,że
przed dziewiętnastu laty walczył jako żołnierz na froncie wschodnim .
Przeprowadzili rewizję. Kazali nawet wyjąć dziecko z kołyski żeby mogli
ją dokładnie przeszukać. Po rewizji rozsiedli się i siedzieli przez dwie
godziny nie odzywając się do nas. Nie pozwolili nikomu wyjść z domu dla
nakarmienia inwentarza i wydojenia krów. O świcie przyjechało saniami
na nasze podwórze dwóch gospodarzy z sąsiedniej wsi. Wtedy milicjanci
oznajmili , że zostaniemy przesiedleni całą rodziną do drugiej obłości .
Było to równoznaczne z przepadkiem całego mienia, ale przypuszczam, że
rodzice przyjęli tę wiadomość z radością ,bo oznaczało to , że nasz
ojciec nie będzie aresztowany , nie zginie w więzieniu, że przesiedlą
naszą rodzinę gdzieś niedaleko , gdzie życie będzie znośne (...)Nikt nie
przypuszczał, że ogłoszono nam wyrok śmierci. Powolnej śmierci z głodu i
zimna i , że właśnie dzieci będą pierwszymi ofiarami.
xxxxx
Wtedy
zobaczyliśmy, że z sąsiedniej ulicy wyszedł około 30-osobowy uzbrojony
oddział NKWD i kieruje się w naszą stronę. Podeszli do dziadka. Jeden z
NKWD-owców krzyknął: "ręce do góry" i "okrążyć dom". Kilku z nich
pochwyciło dziadka i brutalnie wepchnięto go do domu. Następnie wyrwali
z pościeli mojego ojca w nocnej bieliźnie. W tym czasie, gdy weszłam do
domu (miałam wówczas 10 lat), zobaczyłam, że cały dom był
przeszukiwany, powyrzucano wszystko z szaf, szuflad. Zachowywali się
przy tym okropnie, obrzucając mego ojca i dziadka najgorszymi obelgami.
Gdy chcieli już wyprowadzić ich z domu, ja widząc swego ojca w okropnym
stanie zaczęłam strasznie krzyczeć. Padłam do nóg dowódcy i prosiłam,
żeby nie robili ojcu krzywdy. Wtedy mój tato powiedział: "Wandziu,
dziecko, nie płacz. Ja jestem niewinny, w życiu nikomu krzywdy nie
zrobiłem". W tym czasie jeden z oprawców chwycił karabin i uderzył kolbą
ojca w twarz. A mnie, gdy padłam mu do nóg, z całej siły, z rozmachem
pchnął na ścianę, że straciłam przytomność. Gdy mnie ocucono, ojca i
dziadka nie było już w domu.
xxxxx
...
Jacyś mężczyźni kręcili się wokół naszego domu... widzę jak ci sami
mężczyźni podchodzą do ojca. Ojciec podnosi ręce do góry. Cywil
oklepując go czegoś szuka. Ten z czubem na czapce, z karabinem, na końcu
którego umieszczony był długi bagnet, trzyma wprost wymierzony na ojca.
Po chwili ojciec opuszcza ręce... i ruszają.
Cywil na przedzie, tatuś za nim, a żołnierz z bagnetem wymierzonym w plecy ojca.
Było to ostatnie spojrzenie na mojego ukochanego ojca, którego już nigdy nie zobaczyłam.
xxxxx
Nikt
nikogo nie chronił, nie bronił, nie oszczędzał. Ta noc pozostawiła w
mojej pamięci głębokie rany. Do dziś widzę rozpacz rodziców, słyszę
krzyki, strzały, płacz. Pamiętam każde słowo, twarze milicjantów,
żołnierzy, ofiar. Nie zabliźnię tamtego cierpienia, mimo upływu 50 lat.
...Jest
trzecia w nocy, ojciec, matka i nas troje rodzeństwa. Nagle wśród
ciemnej nocy usłyszeliśmy straszny łomot do drzwi i okien. Tak straszny,
że wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi. Wielkim łomem wywalono drzwi i
trzech milicjantów wtargnęło do mieszkania, a na zewnątrz zostało
jeszcze kilku.
Rzucili się do ojca i zaczęli wykręcać mu ręce i
okropnie bić. Pociągnęli go za sobą, jak stał, w bieliźnie, a był już
mróz. mama chciała mu dać płaszcz, to jeden z nich kopnął ją tak w nogę,
że potem długo była opuchnięta i bolała.
Zostaliśmy już z matką i
tak się zaczęła nasza bieda. Bo na drugi dzień przyszło paru ludzi
partyjnych i zabrali wszystko, co mieliśmy z żywności: mąkę, kaszę,
ziarno kukurydzy, ziemniaki i co mogli.
Przymieraliśmy głodem. Po
trzech miesiącach ojca puścili. Był cały opuchnięty, zbity, a robactwo
tak go zgryzło, że na ciele nie było miejsca bez strupów.
Męczyli go
strasznie, głowę wsadzali do kubła z kałem, pod paznokcie pchali igły,
palce drzwiami przytrzaskiwali i jeść raz na trzy dni , malutką
kromeczkę suchara dawali.
A cela taka, że ani ręką, ani nogą poruszyć, i na głowę w dzień i w nocy kapała woda.
I tak go zamęczyli, że po trzech tygodniach po powrocie, zmarł.
xxxxx
Pozabierali
wszystko. Ojciec oddał pieniądze ile miał , a po śmierci ojca , to nam
zabrali dosłownie wszystko: materiał na budowę , rozebrali stodołę i
chlewy, zabrali ogród , a matkę zapędzili do pracy w kołchozie. My
jedliśmy liście z drzew , malutkie buraczki rwaliśmy ... Byliśmy
opuchnięci z głodu . Bóg raczy wiedzieć, jak my przeżyliśmy.
xxxxx
Nastąpił czarny niezapomniany ranek . Wyrzucono wszystko z szaf na
podłogę , rozrzucono pościel , moje łóżeczko zostało puste z pościelą
na podłodze . My z bratem ... w nocnej bieliźnie , przytuleni do
płaczącej matki patrzyliśmy w milczeniu na to co się działo . Na widok
zrzuconych książek z etażerki na podłogę i widząc jak enkawudysta trzyma
w ręku dzieło Mickiewicza , przewraca kartki jakby coś w nich szukał -
nie wytrzymałam ; podbiegłam , chwyciłam tę książkę i przytuliłam się z
powrotem do mamusi. A była to ulubiona książka tatusia. (...)
xxxxx
Enkawudysta
podchodzi do mamusi i mówi w imię Stalina przesiedlamy was w inną
„obłość” ... Weźcie ze sobą , to co wam będzie najbardziej potrzebne ;
bagaże tylko do ręki ...Kiedy toboły były już spakowane , mamusia
stanęła , błędnym wzrokiem spojrzała na mieszkanie , na dorobek życia
jej i ojca, spokojnie podeszła do figury Matki Boskiej ,która stała w
sypialni , uklękła , a my obok niej. Mamusia modliła się cicho z zakrytą
dłońmi twarzą . Ja również płacząc cicho odmawiałam „ Pod Twoją obronę
uciekamy się Boża Rodzicielko „. Enkawudysta, i ci dwaj, stali
spokojnie i nie przeszkadzali nam w modlitwie (...) enkawudysta bardzo
spokojnie powiedział , jakby ta modlitwa również na niego spłynęła , by
mamusia więcej wybrała rzeczy ,które mogą się jej przydać .
xxxxx
Była
polska szkoła , zamknęli. Powalili kościoły, dwie synagogi, cerkiew i
wszystkie kapliczki jakie były ... Kto miał krowę to musiał oddać im
mleko za darmo. Kto kury , to jajka za darmo. Czy miał świnie czy nie ,
to musiał płacić podatek, jak to mówili za mięso. Za każde owocowe
drzewo płacić podatek , tak , że ludzie wycieli prawie wszystkie
owocowe drzewa.
... żeby kupić mi buciki to, mama stała całą noc w
kolejce w sklepie i nic nie dostała. Chodziliśmy boso, a zimą w łóżkach,
żeby nie zmarznąć.
xxxxx
I
tak, kto był Polak, to na Sybir pozabierali; wszystkich mężczyzn i mego
szwagra. Siostra została z trójką córeczek , miała 23 lata. A szwagier
Julian Pacan nigdy już nie wrócił . I wujka i mego męża stryja i w ogóle
całą rodzinę.
xxxxx
Pytają
kim jestem
odpowiadam
Polką
i chrześcijanką
Wyprzeć się narodu
to umierać
Wyprzeć się Boga
to zmienić twarz
i nieść ciężar winy
na tamten brzeg
Na moją odpowiedź
nauczycielka - Rosjanka
ścisnęła kości w dłoniach
jeszcze czuję ich ból
jeszcze widzę
źrenicę oka
na szarej ścianie...
Władza zabijała na zimno
ściskała w pięści moje nagie serce
nie rozumiejące
dlaczego miało się ugiąć
i zaprzeczyć sobie
Przecież pragnęło wrócić do tamtego Serce
i dalej bić
w nim
Część II - W drodze na SYBIR
Saniami
dowieźli nas do najbliższej stacji Giermakowskij. Zamknięto nas w
bydlęcych wagonach, z oknami zabitymi , w szerokotorowym pociągu.
W
wagonie panował zaduch, mróz, płacz dzieci i żon od których oddzielono
mężów. Nikomu nie przyszło do głowy , że jedzie aż na Syberię . Worki,
tobołki, ścisk , piecyk nic nie znaczący. Szron pokrywał nasze twarze,
pościel, ściany. Niewiedzący, niewiadomi, wywożeni w głąb białej
równiny, w bezkres, w lęk.
Dziś to wygnanie wydaje się niewiarygodne;
po prostu trudno uwierzyć . Przez dwadzieścia siedem dni bez
gotowanego , bez kąpieli, bez mycia , śpiąc i oddychając na mrozie.
Co stanie się z nami ? Co będzie jutro ? Rodzice nie wierzyli Rosjanom, lecz nie wiedzieli do czego są zdolni.
xxxxx
W towarowym wagonie
przez pola, stepy, tajgę
dalej i dalej na wschód
Zapach łajna i bydlęcego moczu
wypełniał nasze oddechy
Dzieci świeciły płomykami
jak ognikami błędnymi
Oddechy zamarzały
łzy spadały bezradnie
Woń spalenizny
Zgrzytanie kół
przez trzy miesiące
W wagonie bez okien
szron pokrył deski jak grób
tylko głód nas budził
i płacz
Szukaliśmy szczeliny żeby zobaczyć niebo
zakryte przez zawieje
Lęk i krzyk
poruszały ciemnością
w której klęczeli na słomie
Aniołowie Stróże
xxxxx
Siostra
w czasie tej podróży zmarła z głodu. Starsza siostra zmuszona była do
przyjęcia propozycji jakiegoś czerwonego kocyka i w ten sposób ratowała
od śmierci głodowej pozostałych członków rodziny . Była najładniejsza z
nas. Chciała być aktorką i byłaby nią, gdyby nie podróż na wschód.
xxxxx
Zawieziono
nas na stację Werby, gdzie zgromadzono dużą ilość wagonów towarowych.
Nas wsadzono do jednego wagonu, a większość rzeczy zabrano do innego. W
wagonie spotkaliśmy trzy znajome rodziny osadników wojskowych, a
później dowieziono jeszcze kilkanaście rodzin leśniczych i gajowych.
Było nas razem około 100 osób ... Kobiety modliły się głośno. Niektóre
płakały. Sąsiedzi, którzy zajęli górne prycze wyglądali przez maleńkie
okienka umieszczone pod dachem i informowali nas jakie stacje mijamy.
Tak dowiedzieliśmy się, że pociąg przejechał granicę i skierował się na
północ.
Dorośli zaczęli domyślać się strasznej prawdy - wywożą nas na Sybir.
xxxxx
W
tamtym dniu mroźniejszym i ciemniejszym, wśród zatłoczonych, leżała
babcia podrzucana skrzypieniem i pędem kół. Dookoła pachniało krowim
łajnem . Skazańcy przewracali się z boku na bok ; nawet patrzeć nie
mogli z żalu i samotności. W rozkołysanym pociągu krzyczeli, wołali
babciu obudź się , nieporadni, zamknięci, nie mogliśmy pomóc ani wyjść.
Trzeciego dnia odsunięto drzwi , babcię zawinięto w stary worek i
wyrzucili , jak kawałek lodu. Każdy poranek zostawiał ślady krwi. Każdy
zmierzch mógł być ostatni. W tym dniu cierpienie było wspólne jak głód.
xxxxx
W
pobliżu Uralu umarła z wycieńczenia szesnastoletnia siostra.
Zanieśliśmy ją do kostnicy przy cmentarzu w mieście , którego nazwy nie
pamiętam . Jakiś człowiek obiecał ojcu, że ją pochowa.
My musieliśmy szybko wracać na stację kolejową , bo kierownik pociągu zapowiedział , że nie będzie mógł długo na nas czekać.
xxxxx
Im
bliżej byliśmy Uzbekistanu, tym więcej spotykaliśmy Polaków. Łączyliśmy
się w duże grupy. Wszyscy byli w stanie skrajnego wyczerpania.
Niektórzy umierali pod płotem, w obcym mieście, wśród obcych ludzi.
Widziałam ludzi siedzących pod ścianami budynków stacji kolejowych i nie
mających siły, aby podnieść się i wepchnąć do przepełnionego pociągu,
którym inni jechali do Taszkientu - miasta chleba.
xxxxx
Jechaliśmy
bez żadnego zbrojnego konwoju. Uważano, że nikt nie odważy się próbować
ucieczki. Nocowaliśmy na leśnych polach, przy ogniskach lub w
napotkanych wioskach. Miejscowa ludność przyjmowała nas życzliwie.
Ludzie dzielili się z nami żywnością, chociaż sami mieli jej niewiele. W
jakiejś wiosce bezdzietna kobieta namawiała mamę, aby oddała jej na
wychowanie naszą najmłodszą siostrę. Ta kobieta twierdziła, że dziecko
nie przeżyje dalszej drogi...
Razem z gromadką polskich dzieci próbowałam żebrać o jedzenie narażając się na to, że pociąg odjedzie z moją rodziną.
Ludzie
nie mieli czym się z nami podzielić. Cały kraj głodował, a miasta na
wschodzie były przepełnione kobietami i dziećmi ewakuowanymi z terenów
objętych działaniami wojennymi.
Doprowadzeni do rozpaczy głodem ludzie stawali się niebezpieczni: kradli i grabili.
xxxxx
Zdarzało
się, że kolejarze zatrzymywali pociąg w głuchym stepie i oznajmiali, że
dalej nie jadą i, że mamy z pociągu wynosić się. Wtedy ktoś zaczynał
wśród pasażerów zbiórkę pieniędzy i rzeczy. Za kilka rubli i jakieś
łachy (bo mieliśmy już tylko łachy, a nie ubranie) podróż była
wznawiana.
xxxxx
Poza
granicą Polski, na terenach sowieckich, traktowano nas jeszcze gorzej.
Tam pędzono nas bez przerwy, dzień i noc, bez posiłków. Przechodziliśmy
przez wioski i kołchozy. Kobiety wychodziły nam na przeciw, chcąc coś
podać do jedzenia, jak placki, mleko, ziemniaki czy wodę. Co kto miał.
Żołdacy nie pozwalali zbliżyć się do nas. Bijąc kolbami, odpychali tę
ludność, krzycząc: wroga będziecie żywić? Mimo tego zakazu kobiety
rzucały nam z daleka to co przyniosły wołając przy tym: "Myśmy myśleli,
że wy idziecie nas oswobodzić, a wy dostali się w ruski plen". Następnie
zatrzymano nas na chwilę w jakimś kołchozie. Dano nam po garnuszku
śmieci. Były to okruchy po chlebie, zmiecione z posadzki w magazynie,
gdzie był składany chleb dla wojska. Następnie wypędzono nas na
podwórze, gdzie znajdował się staw, czyli zbiornik na wodę, do którego
kołchoźnicy wjeżdżali wozami z końmi, aby obmyć końskie kopyta i koła
wozów. Wpędzono nas do tego stawu, nakazując pić tę wodę. Przepraszam,
ale to nie była woda, raczej śmierdząca gnojówka, gęsta ciecz, w której
roiło się od różnego robactwa, a na powierzchni roje komarów. Ponieważ
dzień był upalny, nie było wyboru. Z ogromnym wstrętem trzeba było się
napić, nie posiadając żadnego kubka, naczynia. Jedni czerpali dłońmi,
inni klękali w wodzie i pili wprost ze stawu, tak jak bydło. Ja chciałem
się napić przez chustkę, ale to nie wyszło, bo woda była aż gęsta,
chusteczka od miesięcy nie prana, brudna i tłusta, że wody nie
przepuszczała.
xxxxx
Ojciec
mój Krawiec Ignacy ... pracował kamieniołomie bazaltu w Świętosławiu.
Był ochotnikiem Legionów Piłsudskiego , należał do PPS, brał udział w
wojnie w 1939 roku jako ochrona wojsk polskich w Senowucku Wyżnym i
Niżnym. (...) W końcu września 1939 roku wkraczają wojska radzieckie do
Świętosławia. (...)Ojciec mój ... zostaje aresztowany przez NKWD.
Przebywa w więzieniu w Skole ... a następnie w Stryju ... Potem nas
wywieziono na Sybir i ślad po nim zaginął. Przyczyna aresztowania przez
NKWD to: to piłsudczyk, udział w wojnie, walka z Ukraińcami .
W
połowie kwietnia 1940 roku zostałem deportowany i wywieziony na Nizinę
Syberyjską do miejscowości Białorajowka , powiat Borowoje, woj.
Kustanaj, kraj Kazachstan wraz z matką trzema braćmi i siostrą.
Pracowałem w kołchozie III Internacionał...
xxxxx
W
drugiej połowie czerwca 1941 roku zostałem także włączony do transportu
kierowanego w głąb Rosji Bolszewickiej . Transport ten zastał wybuch
wojny niemiecko-sowieckiej w okolicach Mińska.(...) Celem uniknięcia
śmierci zbiegłem i po kilkunastu dniach znalazłem się pod okupacją
niemiecką. Przedostałem się na ziemię nowogródzką , a następnie w
okolice Grodna, gdzie przeżyłem okupację działając czynnie w AK.
Część III - Na zesłaniu
Dziadek
mój Antoni Gryzan trzyletniego synka swego musiał nieść na plecach za
Ural do Bajkału goniony za kibitką przez carskich kozaków i tam umarł
przykuty do taczki, ale syn wrócił do Polski. To samo spotkało moją
rodzinę. Zostaliśmy aresztowani w nocy 10.02. 1940 r. przez żołnierzy
Armii Czerwonej i wywiezieni do Wołogodzkiej obłaści , do stacji
nieznanej na kolei Wołogda -Workuta. (...) w nocy zaczęli wyładowywać
wszystkich do sań, a mróz był taki, że jak splunął to ślina zdążyła
zamarznąć póki na śnieg upadła ... wieźli ze dwa tygodnie (...) po
drodze krzyk i rozpacz dzieci, starzy, chorzy wszystko to, zamarzało:
chować trupów nie było gdzie, to wyrzucali w śnieg. W końcu nikt nie
płakał tylko czekał kiedy zamarznie.( ...)
xxxxx
W
połowie grudnia, po trzech miesiącach podróży dojechaliśmy do
Taszkientu. Tam wydzielono nam trochę żywności i skierowano do pracy w
uzbeckim kołchozie. Zatrudniono nas przy różnych pracach, ale nie
dostawaliśmy żadnego wynagrodzenia i żadnej żywności.
W ostatnich
dniach podróży mój braciszek osłabł tak bardzo, że rodzice musieli go
nieść. Kilka dni po zamieszkaniu w kołchozie - zmarł.
Desek na trumnę
nie można było nigdzie dostać, więc został pochowany po uzbecku -
zawinięty w płachtę. Po złożeniu do grobu został przykryty gałęziami,
kolczastymi krzewami i zasypany ziemią.
Uzbecy nie pozwolili pochować
go na swoim cmentarzu wśród muzułmanów, ale kobiety uzbeckie wzięły
udział w pogrzebie i płakały tak, jakby żegnały swojego krewnego.
Przypuszczam, że również do grobu naszego brata dobrały się szakale, bo cały uzbecki cmentarz zryty był przez te zwierzęta.
xxxxx
W
styczniu 1943 roku wezwano wszystkich Polaków do NKWD do Kara-Gugi i
kazano przyjąć obywatelstwo rosyjskie. Żaden Polak nie chciał tego
uczynić. Wszyscy zaprotestowali.
Mamusia jak zwykle, poszła tego dnia do pracy, ale nie wróciła na wieczór, ani na noc.
Mamusia
wciąż nie wracała. Trzeciego dnia przyszła do nas Pituchowa, jedna z
kołchoźnic, u której mieszkaliśmy. Ona widząc nas głodnych, bezradnych,
powiedziała do mnie: "chaditie do nas". Nakarmiła nas i tak pocieszając
mówiła: "ty będziesz bawiła mi dziecko, jak ja pójdę doić krowy w
kołchozie, dostaniesz jeszcze trochę robiąc na drutach, a na wiosnę brat
pójdzie paść owce w kołchozie, aż mama wróci z tiurmy".
Zrozumiałam, że kto nie przyjmie obywatelstwa rosyjskiego, zostanie aresztowany i osadzony w więzieniu.
xxxx
Słychać
grubiańskie słowa ruskie i nieco cichsze słowa polskie... okropny
widok. Dwóch mężczyzn na koniach z gwintówkami wyprowadzają z
kołchozowego siel-sowieta małą grupkę Polaków mieszkających w naszym
kołchozie. Między nimi była nasza dobra znajoma pani Laskowska z córką
Jadwigą. Każdy z nich w ręku trzymał mały tobołek... Strasznie to
wyglądało. Śnieg dmie, mróz silny, oni ze spuszczonymi głowami,
opatuleni...
xxxxx
Nauczyciel
Tęgi komunista
z bruzdami na twarzy
uczył
nie ma Boga
jest tylko wielki wódz
nauczyciel ludzkości
kto nie pracuje ten nie je
żyjemy dla przyszłych czasów ...
xxxxx
Bardzo
ciężka noc w Kazachstanie... przyśnił mi się ojciec, nie ojciec, ni to
on, ni to kościotrup. Ogarnął mnie niesamowity strach. Zrozumiałam, że
ojciec albo już nie żyje, albo jest bliski śmierci i że już nigdy do nas
nie wróci - był w obozie w Ostaszkowie.
xxxxx
Ostatnia
kartka ze Starobielska przyszła ze skreślonym adresem, brat napisał -
to może moja ostatnia kartka do was. Wyjeżdżamy w nieznane. Pisał w niej
do brata Romka, który wtenczas był jeszcze dzieckiem: pamiętaj Romku o
tym, co ja nosiłem na czapce.
Z kartką tą związany jest sen, dziwnie
proroczy (który zapewne miałam, gdy tych biedaków likwidowano). W
jakiejś kapliczce w Drohobyczu, na rogu ulicy Borysławskiej i Świętego
Jura odbywa się nabożeństwo żałobne za mego brata, po czym ksiądz
wchodzi na ambonę i zwracając się do płaczącej matki i siostry mówi: nie
płaczcie, albowiem ci , którzy ginęli wołali: nie zginęła !
Obudziłam się na mokrej poduszce od płaczu i mimo upływu lat zawsze na wspomnienie tego snu jestem gotowa do płaczu.
xxxxx
Księżyc wśród ośnieżonych drzew
oświetlał wnętrze ziemianki
nasycone żywicznym dymem
Na piecu spały dzieci
przytulone, skulone
a matka okrywała płaczące niemowlę
Niedługo pójdzie do najbliższej wioski
oddalonej o piętnaście kilometrów
wymienić sznur korali na chleb
Wicher jak zgłodniały wilk
nogi zapadały w śnieg
mróz zamykał oczy
łzy zamarzały
Zaplątana w zaspach
zachwiała się bezgłośnie
wokół szumiały srebrzyste skrzydła
Prosiła Boga by zaniósł to echo
jej dzieciom jak obietnicę powrotu
Szeptem wymawiała nasze imiona
zapatrzona
w beztroskie płynące obłoki
dzieci płakały we śnie
zamienione w zapach chleba
xxxxx
Mama
podjęła desperacką decyzję - oddała mnie i moją siostrę do polskiego
sierocińca, w którym już nam nie groziła śmierć z głodu. W sierocińcu
nie dostawaliśmy jedzenia do syta. Na co dzień dostawaliśmy skąpe porcje
czarnego chleba i jakąś zupę. W niedzielę dostawaliśmy trochę białego
chleba, który w czasie jedzenia kładliśmy na czarnym chlebie, zamiast
wędliny.
xxxxx
Rozpoczął
się trzeci etap naszej tułaczki. Sierociniec przeniesiono do
Krasnowodzka nad Morzem Kaspijskim i załadowano na statek. Na statku
było żywności pod dostatkiem, ale karmiono nas ostrożnie, bo byliśmy
zbyt wycieńczeni. Jeszcze na statku umierały dzieci. Zaszywano je w
prześcieradła i zsuwano po desce do wody. Pierwszego dnia przeraziłyśmy
się z siostrą, bo obydwie przestałyśmy widzieć. Lekarz pocieszył nas, że
już rano będziemy widziały normalnie, a ataki ślepoty będą się
powtarzały tylko przez kilka najbliższych wieczorów.
xxxxx
Nauczycielka Stanisława Z. Zmarła na Syberii
Jej włosy posiwiały
od mrozu i trwogi
a jednak szła do pracy
razem z nami
Mówiła - nauczcie się tak pisać
by każdy uwierzył
że rozumie wszystko
Pomagajcie sobie wzajemnie
Nie bijcie braw pochopnie
gdy nie rozumiecie myśli
Nic się nie udaje
jeżeli się nie zrozumie ...
Człowiek tyle jest wart ...
ile pokona ...
Zbliżyła nas
połączyła
i uwierzyliśmy jej
słowom, oczom i uszom
xxxxx
Pośrodku duży piec, wokół prycze, jedna przy drugiej, z przybitą do desek listą wygnańców.
Nocą
i dniem sprawdzano, liczono dokładnie wszystkich. Skreślano zmarłych
lub przeniesionych do innych baraków. Trzeciego dnia po przybyciu Polacy
musieli iść do roboty, ścinać potężne sosny, pracować w tartaku. Kto
pracował otrzymywał walonki, fufajkę, 50 deka chleba i raz dziennie zupę
- liście kapusty w czystej wodzie.
xxxxx
... wiedzieliśmy,
że to co kochamy
przyjdzie do nas do ziemlanki
ucałuje główki dzieci
uściska nasze kosteczki
i szerokie ręce starcom
Razem pomaszerowaliśmy
do baraku.
po zimnej zmarzniętej ziemi
pod twardym stalowym niebem
smagani syberyjskim wiatrem .
xxxxx
11
listopada kilka Polek przemaszerowało przez obóz niosąc biało-czerwone
chorągiewki i śpiewając polskie piosenki. Zostały ukarane kilkoma dniami
"izolatora".
xxxxx
Wszyscy
kto zdolny musiał pracować przy wyrębie lasów ; dostawał chleba 60 dkg ,
a dzieci 20 dkg i kipiatok. Dzieci też pracowały... Powoli zaczynała
działać śmierć głodowa. Dzieciom i dorosłym zaczynały puchnąć nogi ,
ręce ...przed śmiercią wstawali i szli donikąd i tam umierali, nikt ich
nie chował i tak trupy walały się po lesie. A kto chciał pochować i
krzyż postawić , to był "prociwnik Sowieckiej właści " i więcej do obozu
nie wracał. (...)
... dzieci latały w poszukiwaniu pożywienia ;
jadły wszystko: robaki, myszy, łajno końskie, korę z drzew ; za dziećmi
chodziła śmierć (...) moje dwie siostry umarły z głodu. (...) w 1942 r.
w obozie Kamczuga wymordowali głodem wszystkich. (...) A teraz , gdy
jestem stary i chory rozmyślam sobie za co nas, dzieci polskie władza
sowiecka tak męczyła ? Co my komu złego zrobiłyśmy. Chyba gołąbek pokoju
nie latał nad tajgą syberyjską ...
cdn