n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, lipca 12, 2008

* R.I.P.* KRESY - HOLOCAUST POLSKI



„...jeśli Ukraina chce być niepodległa, nie może wyrzec się pamięci o UPA. UPA była powstańczą armią walczącą o niepodległość." - słowa te wypowiedział Jacek Kuroń i tak myśli wielu Polaków. Ja natomiast wierzę, że kiedyś Ukraina wyrzeknie się dziedzictwa OUN-UPA. Nie potrafię sobie wyobrazić, że bratni kraj obierze sobie za założycielski mit o zbrodniczej organizacji, której 90% ofiar to niewinni cywile. Sama walka z okupantami - Niemcami i Sowietami, czasem zaledwie deklaratywna - nie rozgrzesza OUN-UPA, tak jak mordercy z Jedwabnego nie odkupili swych win udziałem w polskim ruchu oporu. Ukraina nie zasługuje na tak podły mit.Mamy obowiązek przypominać ofiary nacjonalistów ukraińskich. Wszyscy, którzy uważają, że taktowne milczenie jest rozwiązaniem, są w wielkim błędzie. Nie wyobrażam sobie prawdziwego pojednania polsko-ukraińskiego, gdy dochodzi do takich sytuacji, jak opisana na blogu ks. Zaleskiego (relacja z wycieczki do Lwowa): "Już od rana na Wałach Hetmańskich rozstawione były wielkie bilboardy z zdjęciami band UPA oraz banderowskimi flagami. Jeden z uczestników wycieczki rozpoznał bandę operującą w powiecie brzeżańskim, która wymordowała kilkunastu członków jego rodziny."
DB
398.
Podróżując podkarpacką drogą z Dynowa do Przemyśla i przejeżdżając kolejno przez miejscowości Bachórz i Bachórzec dostrzeżemy zapewne wijącą się za nimi wstęgę rzeki San a za nią właśnie w oddali tereny wsi Pawłokoma. W okresie międzywojennym lokalne statystyki wykazywały, że zamieszkiwały ją 1.253 osoby, w tym 898 deklarowało zdecydowanie narodowość ukraińską a 273 zdecydowanie polską. Wieś położona za linią Sanu, w zamysłach lokalnych nacjonalistów uważaną za tzw. "Linię Curzona", miała w przyszłości być wsią wyłącznie ukraińską i nie przebierano w środkach, by tego dokonać. Gdy we wrześniu 1939 r. wieś zajęły wojska niemieckie, miejscowi donosiciele zaczęli informować okupanta, kto z polskich mieszkańców może zostać potencjalnym partyzantem. Aresztowano przez to pięciu Polaków, a siedmiu w porę zdołało uciec. Polacy ginęli tu znacznie wcześniejPo wkroczeniu na te tereny w ramach układu Ribentrop-Mołotow wojsk sowieckich, na podstawie doniesienia zrobionego przez Ukraińców z Pawłokomy NKWD 10 lutego 1940 roku zesłało na Sybir 7 polskich rodzin - 40 osób:Piotr Banaś z żoną Józefą i pięciorgiem dzieci, Wincenty Banaś z żoną i trójką dzieci, Jakub Chrapek z żoną Anielą i dwójką dzieci, Mikołaj Łach z żoną Karoliną i czwórką dzieci, Wawrzyniec Pyrda z żoną Apolonią i dwójką dzieci, Andrzej Radon z żoną Antoniną i pięciorgiem dzieci, Henryk Wrotniak z żoną Wiktorią i pięciorgiem dzieci. Z całej grupy zesłanych na Sybir, ocalało tylko 10 osób. Miejscowy nauczyciel Ukrainiec Lewicki z początkiem 1942 r. złożył oskarżenie, ze Polacy w Pawłokomie posiadają ukrytą broń. Policja ukraińska aresztowała trzech mężczyzn i dwie kobiety pod zarzutem posiadania broni. Policjanci na miejscu dokonywali przesłuchań przy zastosowaniu różnych tortur, aby wymusić przyznanie się i wskazanie miejsca ukrytej broni. Aresztowanym połamano ręce i nogi, broni nie znaleziono. W tym stanie zabrano aresztowanych - którzy zaginęli bez wieści w lutym 1942 roku.Młodzi Ukraińcy mieszkańcy wsi zaczęli wstępować ochotniczo do dywizji ukraińskiej SS "Galizien". Z Pawłokomy byli to m.in.: Jan Nestorowski, Mikołaj Szaruga i Władysław Szpak.W marcu 1943 roku policja ukraińska złożyła donos do gestapo na czterech mieszkańców wsi. Zostali aresztowani i osadzeni w Oświęcimiu, gdzie zginęli: Franciszek Guc, Jan Kosztowski, Andrzej Łach, Anna Szpak - Ukrainka, sympatyzująca z Polakami. W kwietniu 1944 roku policja ukraińska z Jawornika Ruskiego zabrała pięciu mieszkańców Pawłokomy pod zarzutem przynależności do AK i posiadanie broni. Aresztowanymi byli: Jan Kuś, Jan Radon, Jan Ulanowski, Maria Ulanowska,Katarzyna Kocyło oraz jeden mieszkaniec z Dylągowej. Próby odbicia aresztowanych dokonał oddział AK dowodzony przez ppor. Aleksandra Grubę ps. "Sęp". 25 kwietnia podczas ataku na posterunek w Jaworniku Ruskim, budynek został spalony. Spłonęło też kilka sąsiednich budynków, zabito jednego i raniono dwu policjantów oraz zabito kilku Ukraińców -mieszkańców wsi, w tym sołtysa. Aresztowanych jednak nie uwolniono, ponieważ na posterunku już ich nie było. Zaginęli bez wieści. Terenowe kierownictwo AK podjęło decyzję o ukaraniu nacjonalistów ukraińskich współpracujących z okupantem niemieckim i podejrzanych o donosy do gestapo. Wydano i wykonano w latach 1943 -1944 wyroki śmierci na Ukraińcach: Mikołaju Lewickim, Iwanie Karpie, Iwanie Szpaku i Eugeniuszu Trojanie. Fragment "Kroniki" parafii Dylągowa."25 kwietnia 1944 roku w południe w rewanżu za Pawłokomę ... Wieś Dylągową otoczono, policja ukraińska i cywile z bronią zganiali ludność z pól do domów ... Zabili jednego z Górnej Dylągowej, leżał nad stawem plebańskim na dole, drugi był raniony ... Mężczyzn wszystkich gromadzili na Karasiówce - 150 ludzi. Policja zabrała szwagra i mojego parobka i pognali ich do Jawornika Ruskiego. Powstał jeden lament na wsi. Byliśmy przekonani, że nikt nie wróci... Wieczór ... Od Kościalnówki pokazały się światełka. Takie same na górnej wsi nad Karasiówką ... Za chwilę usłyszeliśmy ostre pukanie i głos po niemiecku. Zeszliśmy na dół. Niemcy otoczyli całą wieś i poszukiwali broni ... Drżeliśmy, by jakiejś broni nie znaleziono, a we wsi ludzie mieli broń. Wreszcie major Rosenberg przyszedł na górę. Zwróciłem się do niego: Panie majorze, mam wielką prośbę, proszę o łaskę. Tam na posterunku w Jaworniku Ruskim jest ponad 150 mężczyzn, a wśród nich mój szwagier i służący. Ukraińcy rozstrzelają co najmniej połowę z nich. My błagamy i prosimy, niech nas sądzą Niemcy, a nie Ukraińcy. Nie wiem, jaką drogą major dał rozkaz, by wszystkich dostawić do Dylągowej. Około południa 26 kwietnia długi wąż furmanek i chłopów zdążał przez wieś ku plebani! Pilnowała ich policja ukraińska, by nikt nie uciekł. Ci z Jawornika Ruskiego, biedaki wrócili".Efektem tej akcji było zastrzelenie jednego mieszkańca Dylągowej i jednego uprowadzonego przez Ukraińców, który zaginął bez wieści oraz jednego rannego. Proboszczem w tym czasie był x. Franciszek PaściakW Pawłokomie wszyscy Ukraińcy należeli do OUN.Już w Polsce LudowejW ściśle tajnej instrukcji KC PPR nr 1/26/45-Z z 1945 r. zalecono: "Broń Ukraińców jest skierowana wyłącznie przeciw faszystom z AK. W porozumieniu z NKWD nie dopuszczać, aby wojsko lub milicja interweniowały w tym kierunku. Działać przy tym bardzo OSTROŻNIE".W 1945 roku zginęli polscy księża w Tarnawce i Borownicy. W styczniu 1945 roku oddział UPA w sile około 60 ludzi i uprowadził ze wsi mieszkańców Pawłokomy, a byli to:Stanisław Banaś, Marek Diablik, Edmund Dzióbczyński, Andrzej Łańczak, Jan Marszałek, Kacper Radon (sołtys), Antoni Trojan, Ignacy Wilk (delegat do Gminnej Rady Narodowej), Katarzyna Kosztowska, 29 lat, Ukrainka sprzyjająca Polakom, Dwaj NN milicjanci, pełniący służbę w Dynowie, NN kobieta, ok. 45 lat (przebywała w tym czasie u Antoniego Trojana). Z Dynowa: Jan Gąsecki, Dwaj bracia o nazwisku Gierul. Wszystkich zastrzelono.Polscy mieszkańcy Pawłokomy widzieli, że ani wojsko ani milicja nie stara się zapewnić im bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo próbowały zapewnić oddziały AK, przybyłe po akcji Burza w drugiej połowie 1944 roku z terenów wschodnich. Stacjonowały w tym rejonie: oddział Kotwickiego PS. "Ślepy", liczący około 80 ludzi w rejonie Bojownicy; Józefa Bissa ps. "Wacław", mający około 100 ludzi w rejonie wsi Dylągowa, Sielnica i Dynów; Ryszarda Kraski ps. "Pirat", mający około 70 ludzi w rejonie Birczy, Huty Brzuskiej i Jasienicy; Franciszka Dorosza ps. "Dąb" (z BCh), mający 150 ludzi w rejonie Drohobyczki, Krzywczy, Nienadowej, Dubiecka; Onufrego Kuźniera ps. "Popiel" - około 60 ludzi w rejonie powiatów Brzozów - Łańcut i Rzeszów; Aleksandra Łaby ps. "Groźny", w południowej części powiatu przemyskiego.Polacy tworzyli podczas wojny oddział samoobrony, na początku 1944 roku pluton AK w Pawłokomie liczył 12 osób. Polski odwetBy przeciwstawić się ukraińskiej przewadze militarnej, wezwano pomoc i w nocy z 1 na 2 marca 1945 roku w rejonie plebani w Dylągowej dokonano koncentracji oddziału "Wacława" oraz członków polskiej samoobrony z Dynowa, Bartkówki i innych miejscowości.3 marca 1945 r. oddział Armii Krajowej pod dowództwem por. Józefa Bissa "Wacława", wraz z polskimi mieszkańcami sąsiednich wsi, starał się uzyskać wiadomość, gdzie są zwłoki Polaków, rozstrzelanych w styczniu 1945 roku. Podczas okrążenia wsi oddział "Wacława" osłaniał jedynie stronę wschodnią, na wypadek, gdyby Ukraińcom z Pawłokomy przyszła odsiecz UPA, ponadto mieli za zadanie blokować ewentualną ucieczkę upowców ze wsi. Było kilka takich pojedynczych prób przerwania się przez pas okrążenia ze strony banderowców. Jednego uciekającego z bronią na pewno zastrzelono a drugiego prawdopodobnie oraz kilku złapano z bronią. Byli to dawni policjanci ukraińscy w służbie niemieckiej, a obecnie w służbie UPA. Kilkuosobowa grupa z oddziału AK dokonała rewizji na wieży cerkiewnej, gdzie znaleziono łuski od naboi i metalową taśmę od CKM. Przypadkowe podpalenie dwu domów ukraińskich w pobliżu cerkwi pozwoliło stwierdzić, że broń, a szczególnie amunicję i granaty, Ukraińcy ukryli w swoich domach. Podczas pożaru tych dwu domów kanonada rozrywających się pocisków karabinowych i granatów wskazywała, że było ich tam sporo. Podczas rozmów z Ukrainkami dowiedziano się, że UPA posiada bunkry gdzieś na wzgórzach niedaleko Pawłokomy. Tam mają się ukrywać upowcy, tam mają magazyny żywności, broni i amunicji. Tę informację potwierdził również zatrzymany w Dylągowej Ukrainiec z dokumentami na nazwisko Teofil Szpak, że takie bunkry są gdzieś na wzgórzach niedaleko Pawłokomy. Ale nie potrafił określić, gdzie one są.Po tym oddzielono wszystkich mężczyzn, którzy byli lokalnymi członkami UPA w wieku od 17 do 75 lat. Natomiast wszystkie kobiety z dziećmi pod eskortą wyprowadzono ze wsi w kierunku Piątkowej, tam zwolniono i kazano im iść na Ukrainę. Zatrzymanych mężczyzn poddano przesłuchaniu, które sprowadzało się do dwu pytań: "Kto uprowadził Polaków - mieszkańców Pawłokomy? Gdzie są zakopane ich zwłoki?"Brak pozytywnej odpowiedzi na zadane pytania i próby pogróżek ze strony zatrzymanych sprawiły, że dowództwo akcji odwetowej podjęło decyzję rozstrzelania wszystkich zatrzymanych mężczyzn - Ukraińców. Wydzielona grupa samoobrony wyprowadziła ich na cmentarz, gdzie wykopano dwa doły i nad nimi rozstrzelano od 120 do 150 Ukraińców i tam ich zasypano ziemią. Obie mogiły istnieją po dziś dzień.Ukraińskie fałszeOddział "Wacława" nie uczestniczył w rozstrzeliwaniach. Porucznik "Wacław" był sądzony przez sąd PRL jedynie za próbę obalenia władzy ludowej i działania antyradzieckie.Ukraińcy od pewnego czasu podają liczbę 365 ofiar i że wśród nich były również kobiety i dzieci. Wykorzystują tu podaną na wyrost w meldunku poakowskim liczbę około 300 rozstrzelanych banderowców, do tego dodali liczbę 65, aby to brzmiało bardziej wiarygodnie. Sprawa jest bardzo prosta do wyjaśnienia. Wystarczyło tylko dokonać ekshumacji z dwu zbiorowych mogił, aby ustalić rzeczywistą liczbę ofiar. W mogile na pewno nie ma zwłok kobiet i dzieci. Nikt tego jednak nie dokonał, ani ówczesne władze polskie ani też Ukraińcy. Wypędzone ukraińskie kobiety z dziećmi udały się ze skargą do sowieckiego komendanta wojennego w Sanoku. Ten wysłał oddział NKWD, który dokonał w połowie kwietnia 1945 roku w Dynowie i jego rejonie aresztowania 282 Polaków podejrzanych o udział w akcji odwetowej w Pawłokomie. Z tej grupy 82 skazano na więzienia i łagry i zesłano w głąb ZSSR. Władze Polski Ludowej również dokonały aresztowań kilkunastu Polaków podejrzanych o udział w akcji odwetowej w Pawłokomie. Część z nich skazały na więzienia do 6 lat. Kolejne zbrodnie UPA21 kwietnia 1945 r. za udział mieszkańców w napadzie na Pawłokomę została spalona przez oddziały ukraińskie w odwecie wieś Borownica. Zabito co najmniej 27 osób. Za to samo sotnie UPA "Hromenki" i "Buriaki" 3 października spaliły wsie: Dylągowa, Bartkówka, Jączki, Sielnicę oraz Pawłokomę, zasiedloną po likwidacji Ukraińców Polakami. 18 maja oddziały UPA napadły na wsie Radków, Jachowce, Rzeplin i Posadów, w których spalono większość zabudowań i zabito około 60 osób. 5 października 1945 roku odziały UPA ponownie wkroczyły do Pawłokomy, paląc polskie i puste poukraińskie gospodarstwa i rozstrzeliwując około 6 mieszkańców wsi. 7 lipca 1945 roku została zamordowana przez miejscowych "Striłciw" z SKW "Micha" i "Jastruba" Polka, powracająca z przymusowych robót z Niemiec, Karolina Kaszycka.W nocy z 4 na 5 października 1945 roku bojówki UPA dokonały napadu na Pawłokomę. Spaliły większość budynków polskich i poukraińskich oraz zamordowały 5 napotkanych Polaków (NN).W dniu 12 lutego 1946 roku w nocy banda UPA uprowadziła z Pawłokomy 13 osób. Z grupy tej zwolniła z nieustalonych przyczyn czteroosobową rodzinę Fedzugów, a jednej osobie Emilowi Michalikowi udało się uciec i dzięki temu ocalał. Pozostałych 8 osób zostało zamordowanych w rejonie Woli Wołodzkiej. Byli to: Jan Marszałek, 37 lat, Józef Pantol, 25 lat, Władysław Ulanowski, 24 lata, Andrzej Żańczak, 45 lat oraz cztery osoby NN.W marcu 1946 roku zostało zamordowanych trzech mieszkańców Pawłokomy, którzy wybrali się po ziemniaki do swoich gospodarstw (mieszkali czasowo po zachodniej stronie Sanu).W dniu 23 października 1946 roku podczas napadu bojówki UPA został zastrzelony w czasie ucieczki Ludwik Potoczny, a Józefa Łach, 12 lat, Zbigniew Biela około 11 lat - utopili się w Sanie podczas ucieczki.W wyniku akcji "Wisła" ze wsi Pawłokoma wysiedlono pięć rodzin ukraińskich (13 osób), które spokojnie mieszkały i sympatyzowały z ludnością polską. Po wojnie wieś została odbudowana i liczy obecnie 500 mieszkańców.Niedawno bez zgody Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa postawione tam zostały przez Związek Ukraińców w Polsce: dwa nowe groby, symboliczne upamiętniające dwie rodziny ukraińskie. Na środku cmentarza postawiono trzy żelazne krzyże, poświęcone zastrzelonym w czasie akcji odwetowej ukraińskim nacjonalistom - upowcom i ounowcom.Obecnie ROPWiM postawiła jeszcze jeden wielki pomnik Ukraińcom i nieduży, który w ogóle nie oddaje ogromu polskiej martyrologii ani nie wymienia wszystkich pomordowanych ofiar polskich. Nikt nigdzie nie postawił choćby krzyża wdzięczności obrońcom tych terenów z oddziału AK por. Józefa Bissa. Obecnie, działając pod naciskiem gremiów ukraińskich, zaczyna się używać terminu, że oddział AK mordował w ludność ukraińską, co stawia legalny oddział Armii Krajowej działający wyłącznie w oparciu o wyroki wydane przez sądy Polski Podziemnej na równi z notorycznie zbrodniczymi działaniami formacji UPA i OUN. Jak długo będzie się uprawiać taką zoopolitykę?(W tekście wykorzystano publikacje: Zdzisław Konieczny. "BYŁ TAKI CZAS. U źródeł akcji odwetowej w Pawłokomie", Przemyśl 2000; Tadeusz Hayduk, żołnierz oddziału por."Wacława" - relacja; Tadeusz Kowal, żołnierz oddziału por."Wacława" - relacja.)Jan Lucjan Wyciślak
JLW
397.
Zamieszczam ponownie obszerne fragmenty znanej Uchwały OUN z 22VI1990r. którą kilkanaście lat temu po przesłaniu przez z Konsulat we Lwowie do kraju opublikowano w prasie i okrzyknięto "fałszywką", ale z dystansu kilkunastu lat od r. 1990r. warto zastanawiać się: kto lub jaki samospełniający się mechanizm dziejowy realizuje punkt po punkcie ten domniemany program OUN w Polsce i na Ukrainie, jeśli tekst jest fałszywą propagandą antyukraińską?>>FRAGMENTY UCHWAŁY KRAJOWEGO PROWIDU ORGANIZACJI UKRAIŃSKICH NACJONALISTÓW (OUN) podjętej 22.VI.1990r.[W.Poliszczuk "Gorzka prawda - zbrodniczość OUN-UPA"- Toronto 1995 - str. 372-379]Uchwała zawiera 60 stron maszynopisu. Obejmuje różne sprawy współczesne, w tym stosunek OUN jako awangardy narodu ukraińskiego - do Polski i Polaków. Nakazuje szerzenie kultu Stepana Bandery i Romana Szuchewycza - "Czuprynki" oraz metropolity Andrzeja Szeptyckiego przez upamiętnianie w miastach i wsiach pomnikami, jak i nadawaniem ich imienia szkołom, ulicom i placom... ...Zgodnie zwczesniejszymi postanowieniami Krajowego Prowidu każda ukraińska rodzina w diasporze wpłaca po 1 000 $ USA na fundusz "Wyzwolenia Ukrainy"...Sprawy polskie: 1...Z postkomunistyczną Polską należy utrzymywać stosunki przjaznes i na z sadach wzajemności. Aby nie drażnić Polaków i rządu należy przyznać im na Ukrainie pewne uprawnienia w zakresie wiary, kultury i szkolnictwa, bacząc równocześnie, aby te koncesje nie poszły zbyt daleko. Wykluczyć organizowanie się Polaków pod względem politycznym. Przede wszystkim należy narzucić Polakom nasz punkt widzenia na historię i na stosunki ukraińsko-polskie. Nie dopuścić do głoszenia, że Lwów, Tarnopol, Stanislawów, Krzemieniec i in. kiedykolwiek odgrywały rolę polskich ośrodków kultury. Zawsze były to ośrodki kultury ukraińskiej. Polacy nie odgrywali w nich najmniejszej roli, a to, co o nich głosi się dzisiaj, zaliczyć należy do polskiej szowinistycznej propagandy. Młodzież polską wciągać do patriotycznych akcji związanych z rocznicami patriotycznymi - w tym związanymi ze sławnymi dziejami UPA. Pozwoli to nie tylko zachwiać wiarę w polską propagandę państwową, ale także doprowadzić do rychłej ukrainizacji polskiej młodzieży zrażonej kłamstwami polskiej propagandy odnośnie UPA.Koncesje w sprawie szkolnictwa polskiego i kultury uzależnić od podobnych koncesji udzielonych Ukraińcom w Polsce. Głosić, że w Polsce mieszka jeden milion Ukraińców, utrudniać Polakom odbudowę cmentarza Orląt, ale niezbyt nachalnie, aby nie dać im do rąk międzynarodowego atutu propagandowego, że nasze starania o wejście do Europy nie są szczere (chodzi o to, że cmentarz Orląt jest cmentarzem wojskowym, tedy zgodnie z konwencją międzynarodową jest pod ochroną prawa międzynarodowego). Oddawanie Polakom kościołów uzależniać od oddawania Ukraińcom w Polsce obiektów cerkiewnych a przede wszystkim oddanie przez Polaków Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi katedry greckokatolickiej w książęcym grodzie Przemyślu. Nie zaszkodzi tego faktu łączyć ze zwróceniem Polakom kościoła Sw. Elżbiety we Lwowie a także obiektów kościelnych w Tarnopolu Stanisławowie. Nie można pod żadnym pozorem dopuścić do reaktywowana polskiej hierarchii, czyli powrotu na nasze ziemie polskich biskupów. ...Nie utrudniać Polakom wyjazdów do Polski na pobyt stały, lecz je ułatwiać. ....Młodym, którzy odwiedzają krewnych w Polsce lub znajomych, utrudniać wstęp na wyższe uczelnie. W ogóle ograniczyć studia Polakom i nie dopuszczać do powstania silnej warstwy inteligencji. Przeciwstawiać się wszelkiemu zbliżeniu Polaków i Rosjan zarówno na Ukrainie jak i w Polsce, podsycać wrogość Polaków do Rosjan i odwrotnie, pamiętając, że ścisły sojusz rosyjsko-polski jest poważnym zagrożeniem dla Ukrainy i jej całości terytorialnej...2. ...Eliminować wszelkie polskie próby zmierzające do potępienia UPA za rzekome znęcania się jej na Polakach. Wykazywać, że UPA nie tylko nie znęcała się nad Polakami, ale przeciwnie, brała ich w obronę przed hitlerowcami i bolszewikami. Polacy byli też w UPA. Mordy, którym zaprzeczać nie można, były dziełem sowieckiej partyzantki lub luźnych band, z którymi UPA nie miała nic wspólnego, pomniejszanie roli wyzwoleńczej UPA w skali europejskiej jest niedopuszczalne. Wszelkimi siłami dążyć do tego, żeby w różnych naszych kontaktach z Polakami strona polska przyznawała iż były to przykłady palenia wsi ukraińskich i mordowania Ukraińców przez AK, wykazywać podobieństwo między UPA i AK, podkreślając wyższość pod każdym względem UPA nad AK. Wymuszać na Polakach przyznawanie się do antyukraińskich akcji, potępienia przez nich samych pacyfikacji i rewindykacji przed wojną i haniebnej operacji Wisła po wojnie. Wszystkie te akcje przyniosły wiele cierpień i krwi narodowi ukraińskiemu. Podkreślać to w komunikatach, które koniecznie muszą być publikowane w językach obcych, zwłaszcza w angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim i rosyjskim. ...Zmierzać do tego, aby miarodajne czynniki polskie na emigracji zrzekły się wszelkich zamiarów i myśli rewindykacji względem Ukrainy, a sprawę Ukrainy Zacurzońskiej (Zasanie, Chełmszczyzna, Podlasie i Łemkowszczyzna) pozostawić otwartą, sugerując, że zostanie ona załatwiona z korzyścią dla obu stron przez narodowe rządy w pełni suwerennych państw samostijnej Ukrainy i postkomunistycznej Polski. ... W takim też duchu należy urabiać polską opinię publiczną na obczyźnie, za pośrednictwem polskich organizacji i będących w polskich rękach środków informacji. W tym celu należy przenikać do polskich organizacji tam, gdzie jest to możliwe i lansować nasz punkt widzenia cierpliwie ale uparcie, zyskiwać zwolenników wśród Polaków, a tam, gdzie to najbardziej celowe, nie żałować środków z Funduszu Wyzwolenia Ukrainy. Kupować audycje w polskim radiu oraz miejsca w polskich gazetach. Wchodzić do polskich zespołów redakcyjnych. Dyskusje prowadzić w duchu heroizmu UPA i nie kwestionowanej ukraińskości Ukrainy Zacurzońskiej ze stolicą w książęcym grodzie Przemyślu.3. ...Stosunek zdrowych sił ukraińskich do obecnej polskiej rzeczywistości powinien być zróżnicowany i uzależniony od naszych interesów. Polska jest Ukrainie potrzebna jako sojusznik do rozbicia ZSRR. W tym celu należy popierać w Polsce wszystkimi siłami wszystko co ma posmak antyrosyjski. Katyń, wywózki na Sybir, zbrodnie NKWD i UB. Taki stan rzeczy odwraca uwagę Polaków od UPA, która polscy komuniści przedstawili narodowi polskiemu kłamliwie nie jako zbrojny ruch narodowo-wyzwoleńczy, lecz jako bandy. Podkreślać z całą mocą, ze pełne wyzwolenie Polski nie jest możliwe bez samostijnej Ukrainy (vide Michnik). Oznacza to pełne zaufanie Polaków do antymoskiewskiej polityki Ukraińców, pozwoli na ich zupełny bezkrytycyzm i na pełne ich zaangażowanie po naszej stronie...Najpilniejsze zadanie na najbliższą przyszłość: doprowadzić do tego, żeby władze polskie jednostronnie przyznały (złożyły deklarację), że względem samodzielnej Ukrainy nie wysuwają i nie będą wysuwać w przyszłości żadnych roszczeń terytorialnych, a tym wyrzekają się wszelkich pretensji do ziem utraconych na wschodzie w wyniku sowieckiej inwazji dokonanej na okupowane przez Polskę terytoria ukraińskie 17 września 1939 r. Takie oświadczenie jeżeli będzie, należy silnie rozpropagować w różnych językach obcych. To bardzo ważne dla naszych posunięć przyszłościowych. My ze swej strony przyznamy słuszność takiemu stanowisku oświadczając, że kwestia granic, które wytyczył bez naszego udziału (tj. Polski i Ukrainy) krzywdzący układ jałtański (nie mówić o czyją krzywdę chodzi) powinna być załatwiona w przyszłości przez rządy suwerennych państw Ukrainy i Polski. Gdy zaś do tego już dojdzie, to my odczytamy owo jednostronne oświadczenie: tak, wy nie macie roszczeń terytorialnych i mieć nie możecie, ale my je mamy. Polacy bowiem zdają sobie sprawę, iż dotąd okupują część historycznych i etnograficznych ziem ukraińskich a nie odwrotnie. Zatem będzie rzeczą sprawiedliwą dla ukraińsko-polskiego pojednania zwrócenie Ukraińcom ziem, które są przez nas nazywane Ukrainą Zacurzońską. Wtedy, gdy się te dwa fakty zestawi, to świat nam a nie Polsce przyzna rację. Ważne jest także w obecnej chwili postawienie na porządku dziennym tzw. akcji Wisła. Dążyć aby stanęła ona na forum polskiego parlamentu i żeby sami Polacy ją potępili jako ludobójcza. Inicjatorem sprawy nie może być Mokry, lecz ktoś z Polaków. Przeznaczyć na to 15-20 tys. USD. Gdy to już się stanie to wieść o tym z odpowiednim naszym komentarzem w jęz.obcych powinna obejść cały Świat. Zainicjować wiece potępiające polskie zbrodnie popełnione na narodzie ukraińskim przez różne cudzoziemskie organizacje. Nasz komentarz do tego powinien nawiązywać do ucisku polskiego przed wojną na obszarze polskiej okupacji ziem ukraińskich (Zamojszczyzna, pacyfikacje, likwidacja szkolnicywa i. kultury, ucisk narodowy), sławne działania UPA w walce z Niemcami i komuną w Bolszewii i w Polsce. Podnieść, że sami Polacy oddają hołd bohaterskiej UPA, prekursorki Solidarności, potępiają komunistyczną akcję Wisła znęcania się nad ukraińską ludnością. Wykazywać ukraińskość Zacurzonii zgodnie z granicą nakreśloną przez OUN-UPA. W tym duchu prowadzić propagandę na rzecz historycznosci i etnograficzności ziem ukraińskich okupowanych obecnie przez Polskę, a o które z taką determinacją z komunistyczną władzą polską walczyła UPA - razem z patriotycznymi siłami polskimi WIN. Wynika z tego, że patriotyczne siły polskie uznawały rolę UPA i jej prawo do ziemi Zacurzonii. Mocno podkreślać, że takie jest stanowisko patriotycznych sił Polski obecnie. Wyciszać wszystko to co nas dzieli, w tym także negatywne patrzenie na UPA. Podkreślać także, iż takie same jest również stanowisko papieża i udowodnić, że gdyby było inaczej to nie przyznałby Mokremu nagordy im. Jana Pawła II za krzewienie przyjaźni między narodami polskim i ukraińskim. Podnosić przyznanie nagrody Ukraińcowi za artykuły zamieszczone na łamach "Tygodnika Powszechnego" oraz "Znak", a w propagandzie światowej głosić, że reprezentują one najzdrowsze siły narodu polskiego, na które tylko Europa może się orientować. Problematyka rewolucyjnej OUN - awangardy narodu ukraińskiego - powinna być tam zawsze obecna. Głosić prawdę bardziej znanych wydarzeń dziejowych (Grunwald, Wiedeń, Warszawa 1920, Monte Cassino) podkreślając, że odniesione tam zwycięstwa były głównie dziełem Ukraińców, a nie Polaków. ...Stanowczo rozprawiać się z antyukraińskimi poglądami na historię działaności UPA - E. Prusa, W. Hraniewskiegp, J. Sobiesiaka, H. Cybulskiego, kś.Kuczyńskiego, J. Jastrzębowskiego, W. Romanowskiego, J. Popiela, M. Fijałki, kś.Szetelnickiego, J.Gietrycha, Z.Alberta, A. Oliwy, W. Kalabińskiego, J. Węgierskiego, S. Myślińskiego, M. Juchniewicza, W. Szoty, J. Turowskiego, Siemaszki i j. Sereta. Najlepiej to robić piórem samych Polaków, wśród których znajdą się osoby sprzedajne (obiecać wysokie honoraria i stypednia zagraniczne)... Wejść do władz Archiwum wschodniego, infiltrować Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (GKBZHwP), przeszkadać w zbieraniu obciążających Ukraińców materiałów z wydarzeń drugiej wojny światowej, nie dopuszczać do publikowania materiałów obciążających ukraiński nacjonalizm rewolucyjny OUN. Zestawić ściśle poufne listy osób (nazwiska i adresy) nieprzychylnych ruchowi rewolucyjnemu. Zestawić także listę Polaków, którzy są przychylni rewolucyjnej OUN. Listy, jako dokumenty ważnej wagi państwowej dostarczyć Prowidowi Krajowemu. Dążyć wszelkimi środkami i sposobami do odbudowania ukraińskiego charakteru Zacurzonii podkreślając, że samostijna Ukraina nigdy z tych ziem nie zrezygnuje i w odpowiednim momencie o nie się upomni. Jeśli Polacy będą się upierać, to Ukraina względem nich bez najmniejszego wahania użyje siły zbrojnej. Doprowadzić do zwrotu przez Kościół Polski katedry ukraińskiej w książęcym grodzie Przemyślu. Tu powinno znaleźć się biskupstwo Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi oraz powinny osiedlić się ukraińskie zakony. Poprzeć politycznie, moralnie i finansowo fundację im. sw. Włodzimierza Chrzciciela założoną w Krakowie przez Mokrego. Roli Mokrego nie eksponować, aby nie utrudniać mu działalności parlamentarnej. Nas interesuje punkt programu fundacji, który mówi o gromadzeniu dowodów o zbrodniach Polaków popełnionych na ukraińskim narodzie w okresie ostatniej wojny i w pierwszych latach powojennych (Akcja Wisła). W naszej propagandzie wykazywać, ze podstawę Fundacji stanowi dar Watykanu przekazany przez Ojca sw. na działalność duszpasterską greckokatolicką. Jeżeli będą sprzeciwy ze strony pewnych środowisk ukraińskich czy polskich, to wówczas głosić na cały świat, ze Polacy to pseudokatolicy i działają wbrew życzeniom papieża. ...Zależy nam na tym, żeby w Polsce istniała słaba służba wewnętrzna (i kierowana przez ludzi nam życzyliwych) i słaba, nieliczna armia. Zależy nam także na rozbiciu narodu polskiego i osłabieniu Solidarności. Należy zatem podsycać w łonie narodu polskiego seperatyzmy regionalne: Górnoślązaków, Kaszubów, Górali. Robić to należy w sposób jak to czynili Polacy żebraczej Polski przedwojennej z Ukraińcami, Poleszukami, Hucułami i Łemkami. Podsycać aktywność narodową Ukraińców, Białorusinów, Żydów, Czechów, Słowaków, a przede wszystkim Niemców. Próby hamowania ich dynamizmu określać jako ucisk, brak demokracji i polską nieszczerość w głoszeniu haseł równości i wolności. Nie dopuszczać do zbliżenia polsko-niemieckiego. Podkreślać aktualność hasła "Jak świat światem, Niemiec Polakowi nie będzie bratem".Jak pisze W.Poliszczuk: "Po przeanalizowaniu tekstu fragmentów "uchwały", po skonfrontowaniu ich z innymi publikacjami, doszedłem do wniosku, że ,,uchwała,, a raczej jej fragmenty, jest oryginalną uchwałą OUN-b. Wskazuje na to treść uchwały, która jest adekwatna do strategii, polityki i ideologii OUN-b. Tekst "Uchwały" jest odzwierciedleniem mentalności kierowniczych kół OUN-b ."

wtorek, maja 20, 2008

* R. I. P. *

POLSKI
ENGLISH

* Strona początkowa

* Lwowska gwara
* Lwowskie melodie
* Lwowska Fala
* UPA - Polemika
* Kresy w ciemności
* Koś. Św. M. Magd.
* W. Poliszczuk
* Co z tą Polską ?
* Szkoła im. MM - Lwów
* Kresy dzisiaj - galeria
* Obrona Lwowa 1918
* Pamiętamy ...
* Białoruś- Dni swobody
* Krwawa Wigilia
* Fala nienawiści

* Poszukuję rodziny
* Informacje
* Czytelnicy piszą ...
* Ważne Adresy
* Kontakt
* Linki

* Netreba
* Wywiad S. Srokowski
* Krwawe zapusty
* Lwów, Ural, Komi
* Sąsiedzi z Marcelówki
* Pierwsze wspomnienia
* W Mogilnie



* woj. tarnopolskie A - J
* woj. tarnopolskie K - P
* woj. tarnopolskie R - Ż
* woj. tarnopolskie dod.

* woj. lwowskie A - J
* woj. lwowskie K - P
* woj. lwowskie R - Ż

* woj. stanisław. A - J
* woj. stanisław. K - P
* woj. stanisław. R - Ż

* woj. wołyńskie

* Polegli w walce z UPA

* Kołdyczewo (Litwa)
* pow. nowogródzki
* Baranowicze

* woj. tarnopolskie

* woj. wołyńskie A - J
* woj. wołyńskie K - M
* woj. wołyńskie N - R
* woj. wołyńskie S - Ż


* Galicja wschodnia

* woj. lwowskie
** pow. Bóbrka
** pow. Brzozów
** pow. Dobromil
** pow. Drohobycz
** pow. Gródek Jag.
** pow. Jarosław
** pow. Jaworów
** pow. Lesko
** pow. Lubaczów
** pow. Lwów
** pow. Mościska
** pow. Przemyśl
** pow. Rawa Ruska
** pow. Rudki
** pow. Sambor
** pow. Sanok
** pow. Sokal
** pow. Żółkiew

* woj. stanisławowskie
** pow. Dolina
** pow. Horodeńka
** pow. Kałusz
** pow. Kołomyja
** pow. Kosów Huculski
** pow. Nadworna
** pow. Rohatyń
** pow. Śniatyń
** pow. Stanisławów
** pow. Stryj
** pow. Tłumacz
** pow. Turka
** pow. Żydaczów

* woj. tarnopolskie
** pow. Borszczów
** pow. Brody
** pow. Brzeżany
** pow. Buczacz
** pow. Czortków
** pow. Kamionka S.
** pow. Kopiczyńce
** pow. Podhajce
** pow. Przemyśl
** pow. Radziechów
** pow. Skałat
** pow. Tarnopol
** pow. Trembowla
** pow. Zaleszczyki
** pow. Zbaraż
** pow. Złoczów

* woj. wołyńskie




* Historia Kresów
* Widoki Polski N. Orda
* Drohobycz 1919-29
* Kaźń Prof. lwowskich
* Cm. Obrońców Lwowa
* Cm.Obr.Lwowa-galeria
* Cm. Łyczakowski
* Cm. Łyczak.-galeria
* Kamien. Pod. -galeria
* XIII Zjazd Kresowian

* Genealogia
* Więźniowie Pawiaka
* Więźniowie Dachau
* Virtuti Militari



* Katalog stron
* Top Lista
* Top List


KRESY

W Mogilnie był tylko jeden Sprawiedliwy

Wspomnienia Jadwigi Kozioł z d. Mroziuk
Urodziłam się 13 października 1926 roku w Mogilnie. Wieś ta znana jest także pod nazwą Mohylno, dawna gmina Werba, powiat Włodzimierz Wołyński. W zasadzie była to wieś ukraińska, w której tylko około 15 % gospodarstw było polskich. Mieszkały tam rodziny Szewczuków (5 rodzin), Mroziuków (5 rodzin), Gaczyńscy (3 rodziny), Szczurowscy, Siateccy, Buczkowie, Juszczakowie, Bernaccy, Konstantynowicze i Roratowie. Roratowie przed wojną wyprowadzili się do Włodzimierza. Rodzina Konstantynowiczów mieszkała tu krótko. Pozostałe rodziny polskie były tu zasiedziałe od kilku pokoleń i tylko w ustnych rodzinnych przekazach zachowały się informacje, że nasi przodkowie przybyli tu z piaszczystych ziem w okolicach Bełżca. Kupili tu ziemię, bo wtedy była tu najtańsza. A ponieważ było to w czasie zaboru rosyjskiego, aby ominąć ograniczenia w zakupie ziemi stosowane dla Polaków, podobno nasi przodkowie zmienili nazwiska. I tak Sobolewscy stali się Szewczukami a Wiśniewscy - Mroziukami. Tak więc przybyliśmy tu nie jako zdobywcy, najeźdźcy i okupanci, lecz zmieniliśmy miejsce zamieszkania w granicach państwa carów rosyjskich i swoją ziemię kupiliśmy. Stosunki z sąsiadami ukraińskimi układały się poprawnie. Szanowaliśmy prawosławne Święta religijne przez powstrzymywanie się od pracy w polu. Mój Tatuś powiadał, że w te dni orać po prostu nie wypada. A cepowanie ( młócenie cepem) lub rżnięcie sieczki w ten czas było po prostu nie do pomyślenia. Czy Ukraińcy w ten sam sposób traktowali nasze Święta - nie wiem.Wieś Mogilno była duża, w użyciu były nazwy miejscowe poszczególnych jej części. Pamiętam, że były to: Za Cerkiew, Symerynka, Wola, Kopanica, Krokówka, Brzegi, Zwierzyniec. W Krokówce mieszkali Roratowie, Szewczuki w Brzegach pod lasem, a moja rodzina Mroziuków w Kopanicy.Mieszkałam z rodzicami, Franciszkiem i Heleną Mroziuk, Dziadziem Piotrem Mroziukiem, Babcią Marianną Mroziuk i siostrą Dionizą.W bliskim sąsiedztwie mieszkał stryj Adam Mroziuk z żoną Anielą ( z domu Buczek), córkami Antoniną i Reginą i synem Bolesławem. W Mogilnie mieszkał także stryj Adolf Mroziuk z żoną Sabiną, z synem Stanisławem i córką Kazimierą. Trzeci stryj - Leon Mroziuk był kawalerem. Pamiętam także stryjecznych braci Tatusia: Józefa Mroziuka z żoną Anielą, córkami Józefą i Genowefą, Feliksa Mroziuka - kawalera oraz stryjecznego brata Dziadzia - Antoniego Mroziuka i jego syna Kazimierza Mroziuka.W Mogilnie mieszkały trzy rodziny żydowskie. Pierwsza - Herszki, matka z trzema córkami, miała sklep, mówiliśmy na nią Herszczycha, zapamiętałam dwa imiona córek - Maria i Mimka.Druga rodzina znana była jako Motie - nie wiem, czy to nazwisko, czy przydomek. Byli to bardzo biedni ludzie, przy życiu utrzymywały ich kozy, mieli dużo dzieci, z trzech synów zapamiętałam imię (lub przydomek) Sanie, z trzech lub czterech córek tylko jedno imię - Ruchla. Natomiast nazwiska trzeciej rodziny żydowskiej nie pamiętam.Ja osobiście miałam mało kontaktów pozaszkolnych z ukraińskimi dziećmi, ponieważ mieszkaliśmy w pewnym oddaleniu. Pamiętam, że w święta katolickie po domach polskich chodził Ukrainiec grający na skrzypcach, zwany Awderko lub Adwerko. Gdy słyszeliśmy jego granie, Tatuś otwierał drzwi i dawał mu pierogi.W szkole wszystkie dzieci uczyły się po polsku lecz dzieci ukraińskie miały dodatkowe lekcje języka ukraińskiego, na które ja nie chodziłam. Szkoła mieściła się w dwóch domach prywatnych - braci Szewczuków Adolfa i Feliksa. Początkowo była tylko jedna nauczycielka - Stanisława Rapa z Włodzimierza Wołyńskiego. Wtedy z powodów organizacyjnych w święta państwowe wszystkie dzieci razem były prowadzone na nabożeństwo do cerkwi, skąd szły na uroczystą akademię w szkole - na akademię zawsze zapraszany był duchowny prawosławny. W Mogilnie nie było kościoła, była tylko kaplica. Gdy już były dwie nauczycielki (druga to Wanda Wójtowicz, później wywieziona na roboty do Niemiec), możliwe stało się rozdzielenie dzieci ukraińskich i polskich na nabożeństwa osobno w cerkwi i w kaplicy. W szkole było nauczanie religii - dwa razy w tygodniu prowadził je pop dla dzieci ukraińskich, a jedna z nauczycielek - dla dzieci polskich.
Zasadniczo nie było konfliktów miedzy Polakami i Ukraińcami przed 1939 rokiem. Zdarzały się incydenty polegające na przezywaniu się przez dzieci - przy czym na ukraińskie "wy Lachy" polskie dzieci odpowiadały "wy hady". Raz, gdy śpiewałam z koleżanką polską wojskową piosenkę marszową, dorosły Ukrainiec przedrzeźniał nas wulgarnymi słowami.Zmianę, jaka dokonała się przez wojnę i pierwszą okupację sowiecką, odczułam dotkliwie dopiero po wznowieniu nauki w szkole. Tam dopiero zrozumiałam, jak boli utrata niepodległości i zatęskniłam za Polską. Już nie mogłam uczyć się po polsku. Nowych zeszytów nigdzie nie można było kupić, stare zostały skradzione przez dzieci ukraińskie. Książki polskie stały się zbyteczne, wręcz zakazane, nowych rosyjskich nie było, pozostały do dyspozycji tylko przedwojenne ukraińskie. Nie umiałam mówić po ukraińsku, przekręcałam słowa, wywoływało to śmiech nauczyciela (polskie nauczycielki straciły pracę).Mój Tatuś nie bardzo mógł mi pomóc, chociaż bardzo się starał, on bowiem (rocznik 1901) uczył się w szkole po rosyjsku i w tym języku miał opanowaną np tabliczkę mnożenia. Z tego języka wynik tłumaczył sobie i mnie na polski.W odruchu buntu przeciwko tej sytuacji przestałam chodzić do szkoły za cichym przyzwoleniem Tatusia. Gdy nauczyciel przychodził pytać, dlaczego nie przychodzę do szkoły, Tatuś dawał odpowiedzi wymijające.Z opowieści Tatusia znam jeden incydent z okresu wkraczania sowietów w 1939 roku. Jeden z Ukraińców wskazując na Adama Mroziuka powiedział do sowieckiego lotnika: "To Polaczok, Lachów treba wyryzaty". Sowiecki żołnierz na to odpowiedział, że w ZSRR wszystkie nacje - w tym polska i żydowska - mają prawo żyć i pracować.W lata sowieckiej okupacji żyliśmy w ogromnym strachu przed wywiezieniem na sybir. Jednak zdążono wywieźć tylko dwie rodziny ukraińskie - miejscowego popa i rodzinę o nazwisku Kula. Była to represja za ucieczkę syna Kuli i syna popa za Bug na teren okupacji niemieckiej. Strach przed sybirem sprawił, że nadejście okupacji niemieckiej przyjęliśmy z uczuciem wielkiej ulgi - zmora wywózki została oddalona. Do szkoły nadal nie chodziłam.Nowe porządki zaczęły się od rządów służącej Niemcom ukraińskiej policji. Nasi żydowscy współmieszkańcy zaczęli się przed nią ukrywać. Znajdowali czasowe schronienie w budynkach gospodarczych Polaków, często zmieniali miejsce pobytu. Między innymi Tatuś udzielał schronienia dla chłopca Motio Sonie i córek Herszczychy, Mimki i Marii. Czy również Ukraińcy udzielali schronienia Żydom, nie potrafię powiedzieć. Zaczęło się bowiem pewnego rodzaju izolowanie Ukraińców od Polaków. Na pewno miały na to wpływ poczynania ukraińskiej policji. Pewnego dnia, w zimie, Tatuś jadł posiłek, gdy wtem zauważył, że przez lotnisko biegnie żydowski chłopiec Motio Sonie. Po chwili padł strzał. Do leżącego chłopca podeszli ukraińscy policjanci, zdjęli mu buty a potem zepchnęli ciało do okopu zrobionego przez sowietów w czasie wojny w 1941 roku i zasypali. Tatuś odsunął jedzenie, gdyż nic nie mógł już przełknąć. W kwietniu załamały się siostry Herszki, zmęczone ukrywaniem się, wbrew namowom stryja Adama Mroziuka , Mimka i jej dwie siostry poszły zameldować się na policję. Policjanci pognali je do lasu i tam zastrzelili. Od tej chwili już Żydów we wsi nie widziałam i nie wiem, co stało się z pozostałymi. W kwietniu 1943 roku zewsząd zaczęły napływać sygnały zwiastujące zagładę dla Polaków. Policja ukraińska w straszliwy sposób pobiła Adolfa Szewczuka, podobno za posiadanie broni. Adolf uratował się w ten sposób, że pozorując szukanie rzekomo ukrytej broni zwiódł swych oprawców i uciekł do Włodzimierza. Co raz dowiadywaliśmy się o morderstwach dokonywanych na pojedynczych Polakach lub rodzinach. W Chobołtowie zamordowano 7 osób. Groźnym sygnałem dla Polaków stało się usypanie przez Ukraińców kopca przy cerkwi. Ziemię wozili sami Ukraińcy, Polaków nie angażowano. Mówiono, że tam zakopano polski mundur, na kopcu postawiono krzyż. Miał to być "pogrzeb" państwa polskiego. W kwietniu 1943 roku zebrali się tam Ukraińcy na poświęcenie, którego dokonał przybyły specjalnie archirej. Adolf Szewczuk miał swoje zabudowania tuż przy cerkwi. Maria, żona Adolfa, skrycie podeszła przy stodole jak najbliżej zgromadzonych i starała się posłuchać, o czym mówiono. Usłyszała, zapamiętała i nam powtórzyła jedno zdanie z przemowy prawosławnego archireja: " jednej nacji już nie ma (żydowskiej), jeszcze pozostała druga !"Gdy wracaliśmy z nabożeństwa wielkanocnego w 1943 roku z kościoła parafialnego w Swojczowie ( osiem kilometrów od Mogilna), furmanki z Polakami zostały ostrzelane z zabudowań Polaka Sokala w pobliżu Swojczowa. Prawdopodobnie ta rodzina już wtedy została zamordowana. Raniono dwie osoby, jedna nosiła nazwisko Sienkiewicz. Od maja 1943 roku swobodne poruszanie Polaków stało się wręcz niemożliwe. Na drogach wylotowych z wsi i na skrzyżowaniach stały straże banderowców. Polacy, którzy odważyli się wyruszyć w podróż ginęli bez śladu. W nocy z 11 na 12 lipca banderowcy z UPA przyszli i zabrali z domu mojego Tatusia Franciszka Mroziuka, to samo spotkało Stanisława Juszczaka i gajowego o nazwisku Tronow. Wszyscy trzej zostali uprowadzeni do lasu i tam zamordowani. Dlaczego właśnie oni zostali zamordowani w pierwszej kolejności, pozostanie sekretem "wodzów" UPA. Prawdopodobnie zostali wytypowani jako osoby zdolne do zorganizowania samoobrony. Tej nocy padał deszcz, dlatego stryjowi, Adamowi Mroziukowi i Szewczukowi udało się odszukać miejsce zakopania ciał w lesie. Dziadzio Piotr Mroziuk poszedł do sztabu UPA w Mogilnie i prosił na zgodę na przeniesienie ciał na cmentarz katolicki w Swojczowie. Upowcy nie zgodzili się, zapowiedzieli natomiast, że "już niedługo damy wam znać". To była złowieszcza zapowiedź. Kiedy mordowano i palono Dominopol, nie wiedzieliśmy, co się tam działo. Widząc łuny pożarów pytaliśmy sąsiadów Ukraińców co to i dlaczego się pali, ale odpowiedzieli, że nie wiedzą. Aż do nocy 29 sierpnia od naszych sąsiadów nie dostaliśmy żadnego ostrzeżenia, nawet w postaci groźby, nie było też żadnego wezwania do opuszczenia tej ziemi. Dopiero w ostatniej chwili sąsiad Ukrainiec o nie zapamiętanym nazwisku przybiegł do zabudowań rodziny Bernackich, z okrzykiem: "uciekajcie natychmiast, już do was idą". Nazwiska tego jedynego we wsi sprawiedliwego nie pamiętam. Z rodziną Bernackich uratowała się również rodzina Feliksa Szewczuka, która tam nocowała. Natomiast Feliks został zamordowany już wcześniej i to w sposób niezwykle okrutny - odrąbano mu ręce i genitalia. W sierpniu zaczęto niszczyć polskie nagrobki na cmentarzu w Swojczowie. W atmosferze narastającego zagrożenia pani Bernacka chcąc przypomnieć wszystkim podstawowe normy religijne i moralne chciała doprowadzić do mszy w cerkwi w intencji powstrzymania mordowania Polaków. W tym celu w całej wsi zbierała jaja kurze dla popa. według mnie do odprawienia takiej mszy nie doszło, ale nie wiem czy z powodu odmowy popa. Wszyscy Polacy w Mogilnie w miarę możliwości starali się spędzać noce poza swoimi mieszkaniami. Lato było gorące. W dzień starano się wykonywać wszystkie prace w gospodarstwie. I tak trwaliśmy, drżąc z obawy o życie a jednocześnie łudząc się nadzieją, że coś tak strasznego zdarzyć się przecież nie może !To co niewyobrażalnie straszne, wytworzone w chorych z nienawiści umysłach zapatrzonych w hitleryzm nacjonalistów ukraińskich, stało się krwawą rzeczywistością w nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 roku.Wybierając sobie miejsce do spania wieczorem 29 sierpnia nie wiedzieliśmy, że ten wybór to wybór życia lub śmierci, wybór dokonywany nieświadomie i losowo.Babcia Marianna Mroziuk i Dziadzi Piotr Mroziuk nocowali w domu ze względu na swój podeszły wiek (84 i 82 lata), dołączyła do nich wdowa Aniela Juszczuk z dziećmi, córką Stefanią i synem Dionizym (3 lata). Nocleg w domu oznaczał dla nich śmierć. Reszta rodziny miała do dyspozycji dwa brogi ze słomą, jeden nieco bardziej oddalony od zabudowań, drugi blisko stodoły. Ten pierwszy oznaczał życie, drugi śmierć.Na pierwszym spałam ja, Jadwiga Mroziuk, Antonina Mroziuk (ur. 1924 r), Bolesław Mroziuk (ur. 1929 r), Zofia Buczek (siostra Anieli Mroziuk) i Edward Bernacki.Drugi brog wybrały na nocleg - wybierając tym samym śmierć - następujące osoby:-moja Mamusia - Helena Mroziuk,-siostra Dioniza,-stryj Adam Mroziuk, -Sabina Buczek (z domu Gaczyńska), bratowa Anieli Mroziuk z domu Buczek,-syn Sabiny Henio Buczek, lat 9,-syn Sabiny, Antoś Buczek, lat 5.W nocy - o nieokreślonej godzinie - obudziły nas przeraźliwe krzyki, dobiegające z zabudowań stryja Adama oraz z zabudowań właściciela wiatraka o nazwisku Siatecki. Przerażający był krzyk Siateckiego, przeraźliwe długie "ooooojjjj", świadczył o ogromnym cierpieniu, nieludzkim cierpieniu.Opuściliśmy drabinę z brogu, pierwszy zszedł Edward Bernacki, druga schodziłam na dół ja. Instynktownie a nie logicznie szukając schronienia ruszyłam w stronę rodzinnego domu, lecz zaraz zobaczyłam kilka postaci otaczających dom. Przykucnęłam z przerażenia, chciałam się ukryć, jednocześnie ze strachu byłam jakby sparaliżowana. Lecz banderowcy już mnie zobaczyli, bo w następnej chwili posłyszałam okrzyk "wali !" Zobaczyłam Edwarda Bernackiego uciekającego co sił i widok ten wyrwał mnie z bezczynności. Pobiegłam - boso - za nim. Słyszałam za sobą tupot nóg ścigających mnie morderców, co najmniej kilku. Nie oglądając się biegłam, stanęłam do wyścigu ze śmiercią. Drogę ucieczki przegradzała droga, wzdłuż której z obu stron były rozpięte podwójne ogrodzenia z drutu kolczastego. Służyły do zapobiegania wejścia przechodzącego drogą bydła w szkodę. Widząc te druty pomyślałam, że to koniec. Ale przeczołgałam się pod drutami i tak szczęśliwie, że nie zaczepiłam o kolce ubraniem. Nie pamiętam, jak te przeszkody pokonał biegnący przodem Edward. Nasi prześladowcy przy drutach zaniechali pogoni. Nie zorientował się o tym Edward Bernacki, ponieważ słyszał za sobą moje kroki i sądził, że to pogoń. Zawołałam: "Edek, zaczekaj !"Razem przeszliśmy przez lotnisko i potem przez pola do Fiodorpola.Polacy mieszkający w Fiodorpolu naiwnie sądzili, że niebezpieczeństwo może grozić tylko mężczyznom, dlatego, gdy zastukałam do okna domu stryja Władysława Mroziuka, stryjenka była w domu, tylko stryj spał poza domem, schowany pod kopicą.Edward Bernacki poszedł do Fiodora Krawczuka, Ukraińca żonatego z Polką. Stryj Władysław natychmiast zaczął powiadamiać polskich sąsiadów, że w Mogilnie mordują Polaków i trzeba uciekać. Kto uwierzył i uciekł - przeżył, kto zwlekał z ucieczką - zginął tej nocy, gdyż niebawem wtargnęli tam mordercy z UPA.Zanim to nastąpiło Fiodor Krawczuk, który nie był w stanie uwierzyć w naszą opowieść, zwłaszcza że tylko słyszeliśmy odgłosy mordowania, wyruszył pieszo do wsi Mogilno. Gorzką prawdę o bestialstwie swoich rodaków z UPA poznał gdy podszedł do zabudowań Siateckiego. Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy - miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna - lat 36, córki - Kazimiera - lat 10, Leokadia - lat 7, Regina - lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Ich szczątkom Fiodor Krawczuk nie przyjrzał się tak dokładnie, lecz zostały potraktowane podobnie jak Siatecki. W tym momencie został zauważony przez straże banderowców. Krzyczeli za nim, widocznie rozpoznając: "Chwedor, chody siuda !" Nie reagując na wołanie odwrócił się i poszedł z powrotem do Fiodorpola.W swoim domu zastał bandę upowców rabujących jego dobytek. Zaprotestował, prosił, żeby zostawiono go w spokoju, bo jest Ukraińcem. Bandyci słysząc te argumenty rzucili zrabowane już rzeczy i odeszli do innych domów - polskich. W całym Fiodorpolu kończono rzeź i rabunek. Odgłosy mordowania słyszeliśmy ukryci w krzakach w pobliżu wioski. Były to krzyki, piski, płacz - zbiorowy jęk bólu. To ginęli męczeńską śmiercią polscy mieszkańcy Fiodorpola. Rabunek trwał jeszcze w dzień. Ci ocaleni cały dzień 30 sierpnia spędzili do zmroku w ukryciu. Grupa, w której byłam liczyła w chwili rozpoczęcia nocnego marszu do Włodzimierz Wołyńskiego 23 osoby. Wieczorem Fiodor Krawczuk przyniósł nam posiłek - biały ser konserwowany solą na zimę i bochenek chleba. Po przejściu zgrai rabusiów i morderców nic więcej nie miał. Odszukał nas przy pomocy psa. Posiłek przyjęliśmy z wdzięcznością - pierwszy od 24 godzin - ale potem przyszło nam bardzo cierpieć z pragnienia, tak długo bez wody no i na dodatek ten solony ser...Aby uratować życie, musieliśmy iść nocą. Powstał problem, co zrobić z psem , przecież w przypadku natknięcia się na morderców zdradzi naszą obecność szczekaniem. Proponowano, aby uwiązać go w krzakach. Sprzeciwiłam się mówiąc, że Bóg nas ukarze, gdyż pies zginie z głodu i pragnienia. Więc mimo grozy położenia Fiodor odprowadził psa do domu i tam uwiązał, a do nas wrócił ponownie uzbrojony w siekierę. Tak uzbrojeni ruszyliśmy w drogę. Było bardzo ciężko, szliśmy przez jakieś trzęsawiska, bagna, miejscami zapadając się w błotnistą maź po kolana, większość szła bez butów, odziana byle jak, głodni spragnieni i z rozpaczą w sercu. Bardzo ubłoceni weszliśmy do lasu, starając się nie iść drogami ani liniami leśnymi (przecinkami). Jednak zabłądziliśmy i zmuszeni byliśmy zaryzykować marsz linią leśną. Szliśmy wolno, było tylko czterech zdrowych mężczyzn, jeden kulawy inwalida, reszta kobiety i dzieci. Wysmarowani błotem z bagien marzliśmy bardzo a jednocześnie cierpieliśmy pragnienie, bo wody z bagien pić się nie dało. Po wyjściu z lasu przeszliśmy przez pola, przekroczyliśmy tory kolejowe i zatrzymaliśmy się na polu przed Włodzimierzem. Zaczekaliśmy do białego dnia w kopkach zboża, aby uniknąć ostrzelania przez wartowników niemieckich czuwających na swoich wieżyczkach strażniczych. Pobyt w mieście zajętym przez niemieckich żołnierzy oznaczał dla nas ocalenie - chwilowo.Antosia Mroziuk, Bolesław Mroziuk i Zofia Buczek mogli zejść z brogu nie zauważeni, ponieważ uwaga morderców była skupiona na ucieczce mojej i Edwarda Bernackiego. Ukryli się w gąszczu młodych wiśni. Trwali tam ogarnięci grozą. Słyszeli, jak wyprowadzono z domu Babcię i Dziadzia, który prosił o życie powołując się na swój wiek i przypominając swą pomoc w żywności dla Ukraińców, którzy uciekli zza sowieckiej granicy w czasie Wielkiego Głodu. To nie zrobiło na mordercach żadnego wrażenia. Siekiery i noże spłynęły krwią niewinnych. Zginęła cała moja rodzina i Juszczakowie, starcy, kobiety, dzieci. Z ofiar zdarto obuwie i wartościową odzież, skrwawione szczątki od razu zakopano. Gdy mordercy odeszli i zrobiło się cicho, Zosia z Antosią i Bolesławem rozpłakali się z żalu, strachu i rozpaczy. Wyszli z ukrycia i podeszli do zabudowań stryja Adama - a rodzinnego domu Antosi i Bolcia. Na podwórzu stał kierat, w jego pobliżu nadchodzący dzień odsłonił przerażonym oczom wielkie kałuże krwi. Krwawe ślady wskazywały miejsce zakopania ciał ofiar za brogiem. Antosia i Bolesław pozostali tam, nikt więcej nie widział ich, nie wiadomo kiedy i jak zostali zamordowani. Prawdopodobnie zostali znalezieni przez rabujących dobytek ofiar banderowców i ponieśli męczeńską śmierć w wieku 19 lat - Antosia i 14 lat - Bolesław. Zosia Buczek poszła sama do swojego domu rodzinnego. Jej matka, Stanisława Buczek i jej siostra, stara panna Józefa, jeszcze były całe i zdrowe. Wydawało się, że starym kobietom już nic nie grozi, że darowano im życie. Zosia Buczek ponownie ocalała, ponieważ ukryła się po raz drugi - tym razem w szopie z sianem przy zabudowaniach Buczków. Cały dzień tam siedziała. Mogła obserwować rodzinny dom przez szparę. Widziała więc morderców, mężczyzn nie mieszkających w Mogilnie, przyprowadził ich mieszkaniec wsi Siergiej Chomiak. Wyprowadzili z domu staruszki i zamordowali bez litości. Chomiak wykopał jamę i wrzucił tam ciała, jeszcze po śmierci rąbał ciało staruszki Stanisławy mówiąc przy tym: "A majesz Polszczu". Potem siedząc aż do zmroku w swojej kryjówce Zofia Buczek musiała słuchać makabrycznych w swej treści rozmów Ukraińców. Opowiadali sobie - także dzieci - jak który "Lach" krzyczał z bólu przed śmiercią, jak jęczały torturowane ofiary. Opowiadano, jak dzieci ukraińskie bawiły się odciętą głową żony Łukasza Gaczyńskiego - ci Gaczyńscy mieszkali na Zwierzyńcu. Pani Gaczyńska miała piękne grube warkocze, to z tego powodu jej głowa posłużyła do makabrycznej zabawy. Wiele wypowiedzi świadczyło o trwającym rabunku mienia pomordowanych. Odnośnie mojej rodziny powiedziano: "Do Adamka i do Franka Mroziuków pojechały cztery fury po rzeczy."Gdy zmęczone rabunkiem i zabawą potwory poszły spać, Zosia Buczek polami przekradła się do Włodzimierza Wołyńskiego.Z rodziny Szczurowskich uratowała się Jadwiga Szczurowska. Gdy mordowano jej rodziców - Antoniego i Martę Szczurowskich, siostry Genowefę i Kazimierę oraz synka sąsiadów, Stasia Konstantynowicza, ona również otrzymała cios w głowę i z rozciętą głową padła bez przytomności. Odzyskała ją, zanim mordercy dokończyli swą krwawą "pracę" z jej rodzicami i pełzając ukryła się w snopkach na polu, tzw dziesiątkach. Banderowcy szukali jej, przy pomocy wideł i szpadla, szukali uderzając w snopach. Odrąbali szpadlem dwa palce, lecz Jadwiga Szczurowska zniosła ból w milczeniu. Gdy dotarła do Włodzimierza Wolyńskiego, minęło pięć dni od krwawej nocy. Część tego czasu spędziła w zbożu na polu. Zdecydowała się wyjść, gdy przypomniała sobie opowiadanie swojego ojca o śmierci głodowej. W ranach na głowie i po odciętych palcach zalęgły się robaki. Ostatkiem sił doszła w pobliże Cegielni w Włodzimierzu. Tam upadła lecz członkowie polskiej samoobrony zauważyli ją i zanieśli do szpitala.Ocaleni od rzezi Polacy, którzy schronili się w Włodzimierzu w dalszym ciągu walczyli o życie. Oprócz czyhających na ich życie morderców z UPA zagrażał im głód, zimno i choroby spowodowane osłabieniem i niehigienicznymi warunkami życia.Ja ocalałam z dwóch napadów banderowców na Włodzimierz. Mieszkałam na ulicy Lotniczej z ciocią Marianną Szewczuk, w domu Ukraińca Kalińczuka, który uciekł do bandy UPA, uciekła cała jego rodzina. Był to murowany dom z czerwonej cegły, sąsiad obok nazywał się Ilnicki, sąsiadem z naprzeciwka był Kielecki. Pewnego dnia pod koniec zimy 1944 roku ciocia Marianna i wujek z synem Antonim poszli do centrum miasta, nie było też rodziny Mirowskich, która zajmowała jeden pokój. W domu pozostały cztery osoby: ja, dwie córki cioci Marianny Szewczuk i pani Mirowska. Ludwisia Szewczuk ujrzała nagle w biały dzień na ulicy Lotniczej uzbrojonych w karabiny morderców z Mogilna - Wasyla Chomiaka, Panasiewicza Saszkę i Panasiewicza Siergieja.Szybko uciekła do domu, krzycząc do mnie: Jadziu, Ukraińcy z naszej wioski idą po nas ! Zamknęłam drzwi wejściowe na zaszczepkę, potem jeszcze drugie do pokoju zajmowanego przez rodzinę Mirowskich,tam z przerażeniem nasłuchiwaliśmy, jak bandyci z UPA dobijali się do pierwszych drzwi i wreszcie je otworzyli. Gdy to usłyszeliśmy, razem z Ludwisią Szewczuk wyskoczyłyśmy przez okno, pobiegłyśmy za stodołę i następnie w pole. W zamkniętym pokoju pozostała pani Mirowska w zaawansowanej ciąży i druga z córek cioci Marianny, kilkuletnia dziewczynka, która schowała się za szafą. Reszta rodziny Mirowskich w tym czasie była nieobecna. Na szczęście tych drzwi bandyci już nie wyłamywali, może ocenili, że wszyscy uciekli przez okno i nikt tam nie pozostał. Powyrzucali z szafy różne rzeczy, może szukali cennych przedmiotów, potem odeszli. W ten sposób ocalałam z łapanki przeprowadzonej na ulicy Lotniczej przy przyzwoleniu Niemców.Pierwsze najście banderowców było jakiś czas wcześniej, nadeszli cicho i skrycie, znienacka obstawili domy. Starali się zachować ciszę. Weszli do naszego domu. Widząc ich wchodzących natychmiast starałam się wyjść na zewnątrz. "Wernyś", kazał bandyta, ale ja odpowiedziałam, że zaraz wrócę i wyszłam. Tam zobaczyłam następnego, który ponownie kazał mi wrócić do domu: "Wernyś w komnatu". Ponieważ mówił to cicho, zaczęłam krzyczeć rozpaczliwie "Panie Ilnicki, bandyty ! Bandyty obstawili dom !" Zadziwiające, ale banderowiec nie wiedział jak ze mną postąpić w tej sytuacji. Z jakichś powodów musiał zachować ciszę, może ich plan przewidywał skryte pozostanie w mieście do nocy i dopiero wtedy przystąpienie do rzezi. Nie uderzył mnie ani nie strzelił, wobec czego przeskoczyłam przez płot i uciekłam w kierunku Cegielni, powiadomić polską samoobronę. Udało mi się, nasi obrońcy ruszyli w kierunku ul. Lotniczej, na alarm wystrzelili trzy razy. Okazało się, że to wystarczyło, banderowcy wycofali się. Strach pomyśleć, ile byłoby ofiar, gdybym nie wykazała takiej determinacji. W każdej chwili mogli mnie uderzyć zastrzelić, zabić - jednak tego nie zrobili, bo jakiś rozkaz ich krwawych wodzów im to uniemożliwił, a moje zdecydowane postępowanie całkowicie ich zaskoczyło. Okazało się, że również dom Ilnickiego był obstawiony. Mówiono, że banderowcy Ci pochodzili ze wsi Turia.Fiodor Krawczuk, Ukrainiec który wyprowadził nas z Fiodorpola, próbował zdobyć żywność dla swojej rodziny i poszedł do swojego gospodarstwa. Liczył na to, że jako Ukrainiec może to zrobić i nie grozi mu śmierć. Niestety, również Ukraińcy padali ofiarą UPA. Fiodor już nie powrócił, jego rodzina wyjechała do Polski.Odważył się stanąć po stronie ofiar. Znam opowieść kuzynki Julii Malinowskiej, która świadczy o tym, że Ukraińcy do mordowania Polaków byli zmuszani przez bandytów z UPA. Kuzynka Julia starając się uzyskać informację o losie rodziny Malinowskich dotarła do swojej koleżanki ze szkoły Czesławy Stadnickiej.Czesława Stadnicka była świadkiem następującego zdarzenia. 30 sierpnia 1943 roku w koloni Ewin, wczesnym rankiem, polska rodzina Czesławy Stadnickiej nocująca z obawy o życie poza domem wróciła w obręb swojego gospodarstwa. Rozpoczęto poranny obrządek, matka Czesławy doiła krowy. Wtedy przyszedł Ukrainiec (nazwisko nie zostało zapamiętane), pochodzący z Chobułtowa (kolonia Ewin był kolonią niemiecką, opuszczona przez Niemców była ponownie zasiedlana), wygląd miał dziwny, wzrok błędny, ręce mu się trzęsły, cały był roztrzęsiony. Do Polaków powiedział mniej więcej tak: "Właśnie zabiłem rodzinę Malinowskich, siedem osób, tam leżą w rowie, ale już nie mogę i nie chcę zabijać, wy uciekajcie, gdzie możecie." Następnie zaczął całować ojca Czesławy Stadnickiej po rękach i płacząc prosił o przebaczenie oraz o zachowanie w tajemnicy tego, że ich uprzedził i puścił żywymi. "Uciekajcie, proszę, ale nie mówcie nikomu, że to ja was uprzedziłem." Uratował rodzinę Stadnickich, ale z jego ręki zginęli: Franciszek Malinowski, Kazimiera Malinowska, druga żona Franciszka, Anna (nazwisko nie zapamiętane, matka Kazimiery, staruszka), czworo dzieci Franciszka Malinowskiego - synowie Czesio, Franio, Boguś i córka Celinka. Ich imiona na zawsze pozostaną imionami dziecięcymi, zdrobniałymi, wymianami z czułością...Każdego roku w Zamojskiej Rotundzie w drugą niedzielę czerwca biorę udział w mszy za pomordowanych na kresach. Byłam też na pielgrzymce do miejsc zroszonych krwią niewinnych ofiar, także na poświęceniu krzyża oznaczającego symboliczny grób polskich mieszkańców Mogilna. Przybyło tam dwóch Ukraińców, w tym jeden inwalida bez nóg od urodzenia. W rozmowie z nim dowiedziałam się, że morderca Wasyl Chomiak powiesił się.

Jadwiga Kozioł, z domu Mroziuk29 stycznia 2008 rŻurawlów k. Grabowca

Copyright ©2007-2008 Janusz Stankiewicz