n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, maja 03, 2014

Pszenica w żywności - źródło chorób

Pszenica i gluten: książka „Pszeniczny brzuch”

Cytuję:

Czytelnicy Nowej Debaty zdążyli już przywyknąć do tego, że zawsze kiedy aparat państwowo-medyczno-dietetyczno-farmaceutyczny formułuje i nagłaśnia jakieś zalecenia, bezpieczniej jest postępować dokładnie na odwrót – przynajmniej do czasu, aż można je zweryfikować na podstawie co najmniej kilku niezależnych źródeł. Niedawno opublikowana książka zatytułowana Wheat Belly (Pszeniczny Brzuch) jest kolejnym dowodem na roztropność takiej postawy. Jej autor, William Davis, na co dzień praktykujący kardiolog i bloger, obala wypromowany przez urzędową dietetykę mit, że pełnoziarniste pokarmy są zdrowe i dlatego powinny być podstawą codziennej diety. Zdaniem Davisa, zarówna praktyka lekarska, jak i współczesna wiedza naukowa, dostarcza niezbitych dowodów na to, że zboża, a zwłaszcza pszenica, mogą być dla wielu osób źródłem „nieuleczalnych” schorzeń przewlekłych (np. nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, migreny, bóle stawów, artretyzm, alergie itp.), wobec których „zfarmaceutyzowana” medycyna jest bezradna. Wheat Belly to kolejne potwierdzenie tego, że niskotłuszczowa dieta oparta na zbożach wpędza ludzi w chorobę, a chorym nie pozwala wyzdrowieć, zwiększając jedynie ich zależność od lekarstw.
pszenica glutenWheat Belly to bardzo ważna książka, ponieważ mówi o tym, czego trudno dowiedzieć się od swojego lekarza – nie dlatego, że nie chce powiedzieć, ale dlatego, że nie wie. Mało kto wie tak dużo o wpływie pszenicy na zdrowie człowieka co dr William Davis. Autor zebrał wiedzę na ten temat nie tylko z literatury medycznej, sięgnął również do genetyki rolniczej, która w ciągu ostatnich 50 lat tradycyjną pszenicę zamieniła w produkt hybrydowy – opłacalny, odporny i wydajny, ale praktycznie bez związku z pierwowzorem.
 Przypomnijmy tylko, że za biologiczno-genetyczną modyfikacją pszenicy stały szlachetne intencje. W latach 60-tych zapanował za Zachodzie strach przed przeludnieniem i głodem na świecie. Zwiększoną uprawę zbóż zaczęto przedstawiać jako jedyny ratunek ludzkości, przeciwstawiając ją „szkodliwej” hodowli bydła i produkcji mięsa. W atmosferze tamtej histerii rząd USA oraz inne wysoko rozwinięte państwa zaczęły inwestować olbrzymie kwoty w badania naukowe mające na celu ulepszanie roślin i zwiększanie plonów. I to się udało – np. średni plon z hektara jest dziś dziesięciokrotnie wyższy niż jeszcze 100 lat temu. Jednak za sprawą genetyki i biotechnologii pszenicę zmodyfikowano do tego stopnia, że ta nowa roślina tylko dla niepoznaki wciąż nosi nazwę „pszenicy”.

Za sprawą gwałtownej ekspansji rolnictwa, współczesny świat, oprócz kukurydzy i ryżu, „stoi dziś pszenicą”. Jej uprawy objęte są wielkimi dotacjami finansowymi, a producenci pszenicy to jedno z najbardziej wpływowych lobby producenckich oddziałujących na świat polityki, gospodarki oraz nauki. Według strony internetowej „pszenica.uprawy.info”:
Na świecie zbiera się ogółem 2180-2200 milionów ton zbóż, z tego około 650 milionów ton ziaren pszenicy, co daje jej trzecie miejsce po ryżu i kukurydzy. W strukturze zasiewów na świecie pszenica zdecydowanie zajmuje pierwsze miejsce z powierzchnią 220 milionów hektarów.
gluten pszenicaKtoś te wszystkie zboża musi jeść; żeby produkcja i dystrybucja się opłacały, potrzebny jest popyt. I w tej potrzebie należy upatrywać rzeczywistych przyczyn, dla których „pełnoziarniste produkty zbożowe” zostały rozpropagowane przez aparat państwowo-medyczny na całym świecie jako „zdrowa żywność” i stały się podstawą piramidy żywieniowej opracowanej przez amerykańskie ministerstwo rolnictwa (ang. USDA) na początku lat 80-tych. Trzeba pamiętać, że zadaniem USDA, podobnie jak każdego innego ministerstwa rolnictwa na świecie, jest przede wszystkim promocja wyrobów rodzimego rolnictwa, z których dominująca część to właśnie zboża, kukurydza i ryż. Nic dziwnego, że piramida „zdrowego odżywiania” opracowywana przez ministerialnych urzędników zaleca spożywanie głównie tych produktów.

Przypomnijmy, że po raz pierwszy publiczne rekomendacje dotyczące zwiększonego spożycia zbóż sformułowała w 1977 roku komisja Senatu USA pod przewodnictwemsenatora Georga McGoverna, który uchodził za przedstawiciela lobby producentów zbóż w amerykańskim senacie. Po przyjęciu przez senatorów dokumentu pt. „Cele żywieniowe dla Stanów Zjednoczonych” w propagowanie zbóż jako „zdrowej żywności” automatycznie zaangażowały się wszystkie instytucje rządowe, związane z państwem ośrodki naukowo-medyczne oraz niektóre uniwersytety, zwłaszcza te zainteresowane promocją „hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej”. Zaangażowanie środowisk naukowych okazało się bardzo skutecznym zabiegiem, ponieważ nadało polityczno-ekonomiczno-ideologicznym działaniom rządu USA naukowo-medyczną podbudowę. Dzięki temu zboża można było teraz propagować pod pretekstem „troski o zdrowie”, a konkretnie „wojny z tłuszczem i cholesterolem”. Od strony marketingowej strategia ta okazała się niezwykle efektywna – ludzie chętniej wierzą naukowcom niż urzędnikom czy politykom. I nie ma przy tym znaczenia, że w dzisiejszym świecie role te uległy głębokiemu przemieszaniu.

gluten piramida zywieniaEfekt końcowy jest taki, że zgodnie z informacjami we wspomnianym wyżej portalu „pszenica.info.pl”, spożycie globalne pszenicy na osobę wynosi dziś ok.70 kg rocznie. Dr Micheal Eades, lekarz i autor książek o zaletach żywienia niskowęglowodanowego, który na swoim blogu napisał pozytywną recenzję Wheat Belly, przytacza dane, według których przeciętny Amerykanin zjada dziś ok. 360 bochenków pszenicznego chleba rocznie. Półki sklepów uginają się od rozmaitych produktów zawierających pszenicę. I nie chodzi tylko o mąkę oraz jej wypieki (chleb, bułki, bagietki itp.), o rozmaite ciastka, ciasta i ciasteczka, a również o przeróżne rodzaje płatków śniadaniowych. Pszenica jest dziś składnikiem wielu rodzajów żywności przetworzonej, nawet sosów do mięs. Jeśli dodamy do tego piwo, okaże się, że tylko ułamek powierzchni w sklepach spożywczych zajmują pokarmy wolne od zbóż, w tym pszenicy.

Mamy zatem sytuację, w której, niemal codziennie – czy to robiąc zakupy w lokalnym sklepie, czy odwiedzając ulubioną restaurację – chcąc nie chcąc buszujemy w zbożach, często nawet o tym nie wiedząc. Tym bardziej może zainteresować naszych czytelników wywiad (część 1 i część 2), jakiego dr William Davis, autor książki Wheat Belly, udzielił Tomowi Naughtonowi, autorowi znanego filmu Fat Head (w polskiej wersji Grubi, nie głupsi). Przytaczamy poniżej obszerne fragmenty tej rozmowy, która dotyczy zdrowia, diety, nauki, medycyny i polityki – czyli zagadnień, które są w dzisiejszym świecie ze sobą nierozerwalnie związane.

Tom Naughton: Jest Pan kardiologiem, a mimo to napisał Pan książkę na temat szkodliwości spożywania pszenicy. Jak zainteresował się Pan właśnie pszenicą? Na jakiej podstawie zaczął Pan podejrzewać, że pszenica może być przyczyną wielu współczesnych problemów zdrowotnych?
William Davis: Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu. Zalecałem wtedy swoim pacjentom całkowite wyeliminowanie z diety pszenicy. Robiłem to zgodnie z prostą logiką: skoro pokarmy z pszenicą podnoszą poziom cukru we krwi bardziej niż każda inna żywność, w tym biały cukier, to zaprzestanie spożywania pszenicy powinno stężenie cukru we krwi obniżać. Poziom glukozy we krwi uznawałem za podstawowy problem, ponieważ ok. 80% osób odwiedzających mój gabinet miało cukrzycę, albo „przedcukrzycę”, albo stan, który ja nazywam „przed-przed-cukrzycą” [w oryg. pre-pre-diabetes]. Mówiąc krótko, większość moich pacjentów miała zaburzone parametry metaboliczne.

gluten zbozaRozdawałem moim pacjentom prostą, dwustronicową ulotkę ze wskazówkami mówiącymi, w jaki sposób mają wyeliminować z diety pszenicę i jak uzupełnić utracone w ten sposób kalorie jedząc więcej zdrowych pokarmów takich jak warzywa, orzechy, mięso, jaja, awokado, oliwki, oliwa z oliwek itp. Po trzech miesiącach wracali do mnie z niższym poziomem glukozy we krwi na czczo oraz niższym stężeniem hemoglobiny A1c, która odzwierciedla poziom cukru z ostatnich 60 dni. Niektórzy „cukrzycy” stawali się „nie-cukrzykami”. Podobnie działo się u „przedcukrzyków”. Zwykle wracali też ważąc ok. 15 kg mniej.

Ale nie tylko to. Ci, którzy zrezygnowali z pszenicy, opowiadali mi o innych zmianach na lepsze: ustępowały u nich bóle stawów, cofał się artretyzm, znikały przewlekłe wysypki; astma cofała się na tyle, że niektórzy mogli odstawić inhalatory; znikały przewlekłe infekcje zatok przynosowych; ustępowała opuchlizna nóg; znikały ciągnące się latami migreny i bóle głowy; dochodziło do złagodzenia objawów choroby refluksowej przełyku oraz zespołu jelita drażliwego. Na początku tłumaczyłem pacjentom, że to tylko zbieg okoliczności. Ale to samo powtarzało się tyle razy, że nie mogło być dziełem przypadku. Było to ewidentnie powtarzalne zjawisko.
Zacząłem wtedy wszystkim swoim pacjentom zalecać, aby zrezygnowali ze spożywania pszenicy. Zawsze kiedy tak się działo, obserwowałem poprawę stanu zdrowia dotyczącą bardzo różnych schorzeń. Jak dotąd nie było nawrotów.

TN: W swojej książce przytacza Pan sporo badań naukowych, ale również powołuje się na przypadki z własnej praktyki lekarskiej. Nasuwa się zatem pytanie z gatunku, co było pierwsze –jajo czy kura? Czy najpierw zaobserwował Pan, że pacjenci, którzy jedzą dużo pszenicy, mają więcej kłopotów ze zdrowiem i dopiero wtedy zaczął Pan wertować literaturę naukową pod kątem weryfikacji swojej hipotezy? Czy było na odwrót i znane Panu badania naukowe sprawiły, że zaczął Pan zwracać uwagę na skład diety swoich pacjentów?
WD: Doświadczenie praktyczne było pierwsze. Jednak uderzyło mnie to, że chociaż moje przypuszczenia były tak dobrze udokumentowane w literaturze medycznej, to były w większości ignorowane i nie przebijały się ani do opinii publicznej, ani do świadomości przeważającej części moich kolegów-lekarzy. Znaczna część tych źródeł pochodzi z badań genetycznych prowadzonych w rolnictwie, a mogę Pana zapewnić, że moi koledzy nie studiują tej dziedziny. Ja nie tylko się w nią wgłębiłem, lecz rozmawiałem również z badaczami z ministerstwa rolnictwa [ang. USDA] oraz naukowcami z wydziałów rolnictwa na różnych uniwersytetach. Dzięki temu udało mi się dogłębnie poznać tę problematykę.

Jeden z powodów, dla którego te informacje nie zostały dotychczas upublicznione, polega na tym, że genetycy zajmujący się produkcją rolniczą pracują na roślinach, a nie na ludziach. W środowisku tym panuje powszechny i głęboko zakorzeniony pogląd, że bez względu na to jakich technik używa się przy genetycznych modyfikacjach takich roślin jak pszenica, i tak nadają się one do spożycia przez ludzi. Pewnych pytań się tam po prostu nie zadaje. Moim zdaniem to fundamentalny błąd, który leży u źródeł cierpienia wielu ludzi, którzy w dobrej wierze spożywają produkty inżynierii genetycznej, błędnie nazywane „pszenicą”.

TN: Zatem po zidentyfikowaniu pszenicy jako źródła różnych dolegliwości , zaczął Pan doradzać swoim pacjentom rezygnację ze spożywania pszenicy. Ale co skłoniło Pana do zrobienia kolejnego kroku tj. napisania książki na ten temat?
WD: To, co zaobserwowałem u ludzi, którzy wyeliminowali pszenicę ze swojej diety, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W ciągu 6 miesięcy zrzucali ok. 30 kg wagi, poprawiał się u nich nastrój, wracała chęć do życia, ustępowały schorzenia związane ze stanami zapalnymi np. wrzodziejące zapalenie jelita grubego lub reumatoidalne zapalenie stawów, znikały przewlekłe wysypki. Efekty te powtarzały się raz po raz. Uznałem wtedy, że nie mogę przemilczeć tej kwestii i ukryć jej w zaciszu swojego gabinetu.
Rzecz jasna wciąż potrzebujemy więcej dowodów na szkodliwość pszenicy, zanim zdecydujemy się zrezygnować z jej spożycia, a zwłaszcza jej genetycznie modyfikowanej odmiany, którą się nam wciska jako „pokarm”. Jednak moim zdaniem dane, które już dziś są dostępne, dostatecznie uzasadniają rozpoczęcie publicznej debaty na ten temat. Na jej podstawie ludzie mogliby podejmować świadome decyzje. Obecną sytuację można porównać do tej, w której mieszkańcy jednej wioski piją wodę z tej samej studni i 9 na 10 osób wskutek tego choruje. Kiedy przestają pić, wszyscy zdrowieją, a kiedy ponownie zaczynają pić wodę z tej studni, znowu chorują. Czy mając takie powtarzalne obserwacje co do przyczyny i skutku, wciąż potrzebujemy badań klinicznych, aby tę relację udowodnić ? Moim zdaniem, nie potrzebujemy.

gluten zboza pszenicaPrzed nami długa i trudna batalia, która rozegra się w tzw. sferze publicznej. Pszenica zaspokaja dziś ok. 20 % wszystkich spożywanych przez człowieka kalorii. Do jej uprawy, zbierania, nawożenia, ochrony, przetwarzania i dystrybucji potrzebna jest rozbudowana infrastruktura. Z tego powodu to, o czym mówię, stanowi potencjalne zagrożenia dla sytuacji zawodowej setek tysięcy, a nawet milionów ludzi będących częścią tej infrastruktury. Podobną batalię stoczyliśmy (i wciąż ją prowadzimy), kiedy okazało się, że palenie jest szkodliwe dla zdrowia. Wówczas, kiedy pytano ludzi związanych z przemysłem tytoniowym o to, jak mogą pracować dla firm niszczących ludzkie zdrowie, odpowiadali: „Miałem rodzinę na utrzymaniu i kredyt hipoteczny do spłacenia”. Hipoteza o szkodliwości pszenicy uderza wielu ludzi tam, gdzie jest to bardzo bolesne tj. w ich portfel. Jednak osobiście nie mam ochoty z tego powodu poświęcać swojego zdrowia, a także zdrowia mojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów i pacjentów, i nie chcę pozwolić, aby to niekorzystne status quo trwało.

TN: Czytając Pańską książkę, z każdą stroną coraz mocniej nasuwała mi się następująca myśl: „Wiedziałem, że chleb nie jest dla nas zdrowy, ale jest gorzej niż myślałem”. Czy miał Pan podobne przemyślenia zbierając materiały do książki? Czy zdziwiło Pana, jak wiele problemów fizycznych i psychicznych wywołuje pszenica?
WD: Tak. Od samego początku wiedziałem, że pszenica jest niezdrowa. Czasem wydawało mi się nawet, że popełniam jakiś błąd, skoro jest ona tak popularna wśród przedstawicieli agrobiznesu, rolników, naukowców zajmujących się rolnictwem, urzędników USDA, ekspertów FDA [Urząd ds. Żywności i Leków – przyp. tłum.], członków Amerykańskiego Towarzystwa Dietetycznego itp. Jednak im bardziej zagłębiałem się w temat, tym gorsza była moja opinia na temat tego produktu, który się nam sprzedaje pod nazwą „pszenica”.
Jestem świadomy niebezpieczeństwa stronniczości wyrażonego w powiedzeniu : „dla człowieka z młotkiem, wszystko wygląda jak gwóźdź”. Jednak kiedy widzi się, jak schorzenie za schorzeniem ustępuję po wyeliminowaniu z diety pszenicy, trudno nie wyrobić w sobie przekonania, że ogrywa ona kluczową rolę w powstawaniu dziesiątek powszechnych dolegliwości zdrowotnych.

TN: W swojej książce opisuje Pan współczesną pszenicę jako produkt krzyżowania międzygatunkowego [ang. cross-breeding]. Czy krzyżowanie jest z definicji złe? Czy nie odbywa się w naturze na co dzień?
WD: To prawda, Ludzie, rośliny i zwierzęta to produkty krzyżówek lub hybrydyzacji. Miłość, seks i krzyżowanie się napędzają świat, czynią życie ciekawym. Problem polega na tym, że genetycy stosują ten termin bardzo swobodnie.
Na przykład, poddając nasiona pszenicy i embriony działaniu przemysłowej trucizny o nazwie azydek sodu, wywołuje się w jej kodzie genetycznym mutacje. Ale czym jest azydek sodu? Zgodnie z zaleceniami specjalistów z Centrum Kontroli Chorób [ang. Centers for Disease Control] osoby, która połknęła tę substancję i przestała wskutek tego oddychać, nie wolno ratować za pomocą sztucznego oddychania, ponieważ grozi to śmiertelnym zatruciem ratownika. Należy pozostawić ją samej sobie, aż umrze. A jeśli ofiara wymiotuje, nie wolno spłukiwać wymiocin w zlewie, ponieważ może dojśc do eksplozji , co się zdarzało. Tak więc kiedy poddamy pszenicę działaniu azydeku sodu , otrzymujemy mutacje, do której dochodzi w procesie tzw. mutagenezy. Ziarna i embriony pszenicy poddaje się również działaniu promieniowania gamma oraz wysokich dawek promieniowania rentgenowskiego. Wszytkie te metody klasyfikowane są dziś jako „hybrydyzacja” lub, co jeszcze bardziej mylące, jako „tradycyjne metody hodowli roślin” [ang. traditional breeding techniques]. Nie wiem jak u Pana, ale krzyżowanie się między ludźmi, których ja znam, nie polega na wzajemnym traktowaniu się truciznami, ani na spędzaniu romantycznej nocy w cyklotronie dla wywołania mutacji w potomstwie.
Nawiasem mówiąc, te „tradycyjne techniki hodowli roślin” są bardziej inwazyjne, jeśli chodzi o skład genetyczny roślin, niż inżynieria genetyczna. Jak na ironię Amerykanie protestują przeciw żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) tj. dodawaniu bądź usuwaniu pojedynczego genu, podczas gdy inżynieria genetyczna to wielki postęp w stosunku do „tradycyjnych metod hodowlanych”, które stosowane są od dziesięcioleci.

TN: Poznaliśmy się osobiście ponad 1 rok temu. Jest Pan szczupłym mężczyzną, aż dziw bierze, że nosił Pan kiedyś ze sobą swój własny „pszeniczny brzuch”. Proszę opisać jak zmieniła się Pańska kondycja fizyczna i zdrowie od czasu, kiedy przestał Pan jadać pszenicę.
gluten pieczywoWD: 14 kg temu, kiedy jeszcze byłem entuzjastą „zdrowych pełnoziarnistych pokarmów zbożowych”, stale zmagałem się z trudnościami z koncentracją i brakiem energii. Kawa, spacery i ćwiczenia fizyczne były moim sposobem na walkę z powracającą otępiałością. Wyniki badań stężenia cholesterolu odzwierciedlały moje zamiłowanie do produktów pszenicznych: HDL 27 mg/dl (bardzo mało), trójglicerydy 350 mg/dl (BARDZO dużo), a poziom cukru w granicach cukrzycy (161 mg/dl). Miałem wysokie ciśnienie krwi ok. 150/90, a wszystkie dodatkowe kilogramy nosiłem wokół pasa. Był to mój własny, typowy pszeniczny brzuch.
Rozstanie z pszenicą umożliwiło mi zrzucenie niechcianych kilogramów wokół pasa, poziom cholesterolu we krwi zmienił się na lepsze (HDL 63 mg/dl, trójglicerydy 50 mg/dl, LDL 70 mg/dl), poziom cukru spadł do 84 mg/dl, a ciśnienie krwi ustabilizowało się na poziomie 114/74 – wszystko bez lekarstw. Innymi słowy, to, co wymagało naprawy, naprawiło się samo. Odzyskałem też zdolność koncentracji. Potrafię się teraz skupić na czymś tak długo, że moja żona krzyczy na mnie, żebym przestał. Koniec końców, w wieku 54 lat czuję się lepiej niż wtedy, kiedy miałem lat 30.

TN: Jak zmienił się sposób, w jaki Pan leczy ludzi, na podstawie tego, co Pan dziś wie o pszenicy i innych zbożach.
WD: Dużo skuteczniej pomagam teraz swoim pacjentom odzyskać zdrowie. U ludzi, którzy eliminują z diety pszenicę, ograniczają spożycie innych węglowodanów oraz stosują się do innych zdrowych dla serca zaleceń (m.in. suplementacja kwasami omega 3 i tłuszczami rybimi, suplementacja witaminą D do uzyskania w teście 25-Hydroxy poziomu 60-70 ng/ml, suplementacja jodem i normalizacja funkcji tarczycy) nie obserwuję ataków serca. Z zawałami spotykam się jedynie u tych osób, które dopiero co spotkałem, lub u tych, którzy z jakiś powodów (zwykle z braku przekonania) nie przestrzegają diety. Na przykład jeden ksiądz, którego leczę, cudowny i dobry człowiek, nie potrafił odmówić sobie tych wszystkich pączków, ciastek i chleba, które codziennie przynosili mu jego parafianie. Niestety, mimo że wszystko inne robił jak trzeba, miał zawał.
Mimo że taki sposób odżywiania może się wydawać dziwny, w rzeczywistości ma przemożny wpływ na organizm człowieka. Jaka inna dieta jednocześnie prowadzi do spadku wagi, likwiduje przyczyny chorób serca, np. małe, gęste cząsteczki LDL, leczy cukrzycę i przed-cukrzycę i pomaga w tak wielu innych schorzeniach?

TN: Wielu Pana pacjentów wyzdrowiało z rzekomo nieuleczalnych chorób dzięki rezygnacji ze spożywania z pszenicy. Proszę opisać jeden lub dwa najbardziej dramatyczne przypadki.
WD: Do głowy przychodzą mi dwie osoby, głównie z uwagi na sposób, w jaki zareagowały na dietę, a także dlatego, że wciąż przeszywa mnie dreszcz na samą myśl o tym, jak wyglądałoby dziś ich życie, gdyby nie dokonały zmiany żywieniowych nawyków.
W książce opisałem historię Wendy, 36 letniej matki i nauczycielki, która chorowała na ciężkie wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Było z nią tak źle, że będąc na trzech lekach, miała ciągłe skurcze, biegunki i krwotoki tak obfite, że wymagała transfuzji. Kiedy ją poznałem, powiedziała mi, że jej gastrolog i chirurg zaplanowali już dla niej operację usunięcia jelita grubego oraz ileostomię. Wskutek tego zabiegu jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie. Do końca życia musiałaby chodzić ze specjalną torbą na stolec. Zaleciłem jej natychmiast, aby zrezygnowała z pszenicy w diecie. Na początku nie chciała tego zrobić, gdyż wykonana u niej biopsja jelit oraz badania krwi wykazały, że nie choruje na celiakię. Mimo to więdząc, jakie niezwykłe rzeczy dzieją się po odstawieniu pszenicy, udało mi się ją przekonać – nie miała nic do stracenia. Po trzech miesiącach nie tylko schudła 12 kg, ale ustąpiły też wszystkie skurcze, biegunki i krwawienia. Minęło już dwa lata, a Wendy odstawiła wszystkie leki, a po chorobie nie ma śladu. Jej okrężnica pozostała nienaruszona i nie ma potrzeby korzystania ze specjalnych toreb. Można powiedzieć, że jest wyleczona.
gluten chlebDrugi przypadek, również opisany w książce, to Jason, 26-letni programista komputerowy, chorujący na bolesne zapalenia stawów. Żaden z trzech badających go reumatologów nie potrafił postawić diagnozy. Mimo to każdy przepisywał leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, które nie pomagały. Jason cały czas zmagał się z chodzeniem i nie był zdolny do poważniejszej aktywności fizycznej niż krótki spacer. Po pięciu dniach od wyeliminowania z diety pszenicy, ustały u niego wszystkie bóle stawów. Na początku nie chciał uwierzyć, że chodzi o pszenicę. Uważał to za niedorzeczne. Postanowił zjeść kanapkę i bóle powróciły. Dziś w ogóle nie je pszenicy i nie wie, co to ból.

TN: Pana pacjenci mają szczęście, bo tam gdzie to możliwe zmienia Pan dietę chorego, zamiast wypisywać im lekarstwa. Niestety lekarze tacy jak Pan stanowią mniejszość. Na swoim blogu opisywałem niedawno sytuację, w której koleżance mojej żony przeszły nieznośne bóle głowy dopiero po tym, jak przestała jeść zboża. Przedtem odwiedziła kilku lekarzy, którzy przepisywali jej tylko kolejne medykamenty. Dlaczego tak niewielu lekarzy ma świadomość tego, w jaki sposób zboża mogą wpływać na nasze zdrowie?
WD: Moim zdaniem cała współczesna medycyna podąża dziś drogą wysokich technologii, drogich i zyskownych procedur medycznych, leków oraz fatalnej opieki. Zbyt wiele osób w systemie straciło z oczu wizję pomagania innym, zapomniało, że naszą misją jest leczenie ludzi. Może to brzmi staroświecko, ale uważam, że opieka zdrowotna podlega dziś bardzo niedobrym tendencjom, które redukują jej znaczenie do transakcji finansowych obwarowanych przepisami prawa. Medycynie należy przywrócić jej związek z leczeniem ludzi.
Widzę również, że wielu lekarzy i ekspertów całkowicie rozczarowało się nieskutecznością porad żywieniowych. Jako że tzw. „wiedza” dietetyczna, upowszechniana od 50 lat, okazała się w tak wielu aspektach błędna, ludzie stracili wiarę, że odżywianie i metody naturalne mogą poprawić zdrowie człowieka. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że dieta i metody naturalne mają potężną moc uzdrawiania, pod warunkiem, że dobieramy je właściwie.
TN: Czy ma Pan nadzieję, że Pańska książka zmieni opinię lekarzy na temat diety, czy raczej opinia publiczna będzie musiała nauczyć się ignorować to, co mówią lekarze, i sama edukować się w zakresie zdrowia?
WD: Niestety, zapewne wiele osób przeczyta moją książkę, ich zdrowie ulegnie radykalnej poprawie, stracą na wadze, po czym opowiedzą o tym swojemu lekarzowi, a ten uzna te zmiany za zbieg okoliczności, urojenia lub efekt placebo. Wielu moich kolegów-lekarzy nie chce uznać potęgi diety nawet wtedy, kiedy na własne oczy widzą jej efekty. Zmiana tego nastawienia wymagać będzie bardzo dużo czasu.
Jednak muszę dodać, że coraz więcej lekarzy zaczyna otwierać się na metody leczenia niezwiązane ze standardowymi procedurami i lekarstwami. To oni będą, moim zdaniem, najbardziej pomocni dla swoich pacjentów, chcących poprawić swój stan zdrowia w zakresie, jaki opisałem w książce Wheat Belly.
TN: Gdyby więcej lekarzy znało problematykę, którą Pan opisuje, to czy myśli Pan, że zmieniliby swoje zalecenia dietetyczne? Czy raczej mantra, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, jest już zbyt głęboko zakorzeniona w mentalności lekarzy?
WD: Nie ulega wątpliwości, że dogmat o tym, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, będzie jeszcze długo dominował wśród lekarzy. Jednak każdy, kto zapozna się z wyczerpującą argumentacją, którą przedstawiłem w swojej książce, dojdzie do przekonania, że tzw. pszenica nie jest już pszenicą, tylko całkowicie zmienionym wytworem badań genetycznych. Mając tę wiedzę, lekarze zrozumieliby, że wiele powszechnych schorzeń można wytłumaczyć spożyciem tej nowoczesnej „pszenicy” i jej wpływem na organizm człowieka.
TN: Prof. Robert Lustig uważa, że insulinooporność oraz inne problemy metaboliczne wywołuje niemal wyłącznie nadmiar fruktozy. Z kolei Pan obwinia za to pszenicę. Kiedy byłem po trzydziestce, również u mnie zaczęły pojawiać się pierwsze objawy przed-cukrzycy, a prawie w ogóle nie jadłem cukru. Wiedziałem, że cukier jest niezdrowy, ale jadłem dużo makaronów, płatków i chleba. Proszę opisać, w jaki sposób spożycie pszenicy może wywołać cukrzycę typu 2 nawet u tych osób, które nie piją słodzonych napojów i nie zajadają się słodkimi batonami?
WD: Zgadzam się, że fruktoza to duży problem, jeśli chodzi o współczesną dietę Amerykanów. Podobnie jak pszenica, fruktoza znajdująca się w sukrozie [cukier trzcinowy lub buraczany – przyp.tłum], wysokofruktozowym syropie kukurydzianym [ang. HFCS], miodzie oraz syropie z agawy, sprzyja powstawaniu otyłości brzusznej [ang. visceral fat], podnosi poziom cukru we krwi, opóźnia usuwanie z krwi tzw. remnantów (pozostałości) chylomikronu [ang. chylomicron remnants], które przyczyniają się do arteriosklerozy. Z tego powodu w książce Wheat Belly nie twierdzę, że pszenica jest jedynym problemem w amerykańskiej diecie.
Jak wielu z nas przekonało się na własnej skórze, wyeliminowanie z diety cukru i fruktozy to bardzo dobry pomysł, ale nie rozwiązuje całego problemu, a jedynie jeden jego aspekt. Pszenica stanowi problem u ludzi, którzy wierzą, że jedzenie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest zdrowsze od jedzenia cukru.
gluten pszenica zbozaDwie kromki pełnoziarnistego chleba pszenicznego podnosi cukier bardziej niż biały cukier, bardziej niż wiele czekoladowych batonów. Aż dziw bierze, że mimo tego dietetycy wciąż zalecają zwiększone spożycie pełnoziarnistego pieczywa. Im więcej pszenicy jesz, tym wyżej i częściej rośnie u ciebie poziom cukru we krwi. To prowadzi do większych i częstszych wyrzutów insuliny do krwi, co z czasem wywołuje oporność na insulinę. A taki stan prowadzi wprost do cukrzycy.
Co ważne, te wysokie skoki stężenia cukru we krwi są szczególnie szkodliwe dla komórek beta trzustki, które odpowiadają za produkcję insuliny. Zjawisko to nazywa się glukotoksycznością. Komórki beta mają niewielką zdolność do regeneracji. Powtarzające się ataki glukotoksyczności zmniejszają liczbę zdrowych, produkujących insulinę komórek. Na skutek tego poziom cukru pozostaje na stałym, coraz wyższym poziomie, nawet na pusty żołądek. W ten sposób powstaje przedcukrzyca, prowadząca do cukrzycy.
Tak więc zwiększone spożycie pszenicy, które nam się zaleca, nie jest dobrą odpowiedzią na epidemię cukrzycy, która niebawem dotknie połowę Amerykanów, a na całym świecie 346 milionów ludzi. Moim zdaniem, spożywanie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest w dużej mierze przyczyną tej epidemii. Wyeliminowanie ich z diety pozwoli nam zapanować nad tą sytuacją, a nawet ją odwrócić.
TN: W swojej książce pisze Pan, że współczesna pszenica karłowata [ang. dwarf wheat] zawiera coraz więcej glutenu i wywołuje większe skoki glukozy we krwi w porównaniu z pszenicą, jaką jedli nasi pradziadkowie. Dr Jared Diamond i inni stawiają przekonującą tezę, że przyjęcie diety opartej na zbożach spowodowało, że ludzie stali się niżsi, grubsi i bardziej chorowici już w czasach przedbiblijnych, czyli wtedy kiedy współczesna, zmodyfikowana pszenica jeszcze nie istniała. Czy zatem pszenica zmieniła się z dobrej żywności na złą, czy raczej ze złej żywności na jeszcze gorszą?
WD. Wybrałbym raczej tę drugą odpowiedź. Pszenica nigdy nie była dobrą żywnością dla człowieka i jej spożycie zawsze wywoływało wiele negatywnych skutków u części populacji. Jednak dzisiejsza pszenica to już pokarm fatalny, szkodliwy dla zdrowia niemal u wszystkich.
Rzecz jasna, gdybyśmy głodowali, i jedyną dostępną żywnością byłby chleb, powinniśmy jeść chleb. Nie ulega wątpliwości, że pszenica, na wczesnym etapie rolnictwa, służyła do tego, aby przetrwać okresy, w których brakowało pokarmów upolowanych lub zebranych. Jak zauważa dr Diamond, pszenica, jako wypełniacz kaloryczny pozwalający przeżyć bez polowania, jest żywnością wygodną. Jednak od samego początku jej spożycie miało negatywne dla zdrowia skutki. Nawet wczesne odmiany takie jak pszenica samopsza [ w oryg. einkorn – przyp tłum.] i płaskurka [w oryg. emmer] nie były dla człowieka zdrowe. Znane są doniesienia już z roku 100 n.e. dotyczące występowania celiakii.
Jednak dopiero zmiany genetyczne, dokonane w ostatnich 40-50 latach, w połączeniu z globalnymi zaleceniami spożywania coraz większej ilości pszenicy, doprowadziły do dzisiejszej tragicznej sytuacji. Te okoliczności zmieniły pszenicę z niezdrowego składnika naszej diety w dietetyczną zmorę całej ludzkości.
TN: Porozmawiajmy o konkretnych schorzeniach, które pszenica wywołuje lub pogarsza. Jeden z czytelników mojego bloga pisał o swojej siostrze, która wyzdrowiała ze stwardznienia rozsianego po odstawieniu pszenicy. Inni opowiadali mi o wyzdrowieniu z fibromialgii , ADD oraz depresji. Czy wszyscy oni to „świry”, czy może „zdrowe produkty pełnoziarniste” mają związek z tymi schorzeniami?
WD: Mimo że w ostatnich kilkunastu latach osobiście widziałem niewiarygodną poprawę zdrowia po odstawieniu pszenicy u tysięcy pacjentów, to wciąż  dowiaduję się o coraz to nowych korzyściach. Niemal co tydzień ktoś do mnie pisze o tym, jak poprawiło się jego zdrowie po rezygnacji z pszenicy.
Słyszałem również o wielu przypadkach poprawy, a czasami wręcz wyleczeniu z fibromialgii , ADD lub depresji. Jeśli chodzi o MS, widziałem poprawę tylko w dwóch przypadkach. Jest to stosunkowo rzadka choroba i nie spotykam się z nią często jako kardiolog. Niemniej biorąc pod uwagę siłę oddziaływania pszenicy na różne aspekty zdrowia człowieka, nie zdziwiłbym się, widząc remisję również i tej choroby, zwłaszcza że składniki pszenicy wywołują stany zapalne w obrębie centralnego układu nerwowego.
Niestety większość moim kolegów-lekarzy ignoruje ten związek i postrzega go jako czysty zbieg okoliczność. Dzieje się tak pomimo tego, że u wielu osób stany zapalne można w sposób powtarzalny „włączać” i „wyłączać” poprzez włączenie lub eliminację pszenicy z diety. Pogląd, że pełnoziarniste pokarmy zbożowe są zdrowe, jest dziś tak głęboko zakorzeniony w sposobie myślenia pracowników służby zdrowia, że są oni bardzo niechętni jakimkolwiek zmianom.
Nie sądzę, żeby moja książka wywoływała masową histerię, wskutek której każdy wyrzuci do śmieci wszystkie pokarmy z pszenicą tylko dlatego, że ja tak mówię. Pacjenci sami opowiadają o wielu korzyściach zdrowotnych związanych z eliminacją pszenicy z diety: tracą na wadze bez ograniczania liczby spożywanych kalorii, czują ulgę w przypadku wielu schorzeń, doświadczają subiektywnej poprawy samopoczucia i przypływu energii. Mogę powiedzieć, że wyeliminowanie z diety pszenicy jest najbardziej zadziwiającym i najskuteczniejszym sposobem na poprawę zdrowia, z jakim się spotkałem w swojej 25-letniej praktyce lekarskiej.
TN: Osobiście zrezygnowałem z pszenicy i innych zbóż głównie po to, aby schudnąć. Jednak miło się zdziwiłem, kiedy kilka innych dolegliwości również w krótkim czasie ustąpiło, m.in. łuszczyca, lekka astma, choroba refluksowa przełyku, zapalenie stawów. Jak często widział Pan rezultaty podobne do moich i dlaczego pszenica miałaby w ogóle wywoływać te schorzenia?
gluten celiakiaWD: Zmiany, które Pan opisał, to reguła, a nie wyjątek. Tylko czasami zdarza się osoba, która zrezygnowała z pszenicy i powie: „Straciłam na wadze 1,5 kg w ciągu miesiąca i nic innego się nie stało”.
Ostrożnie szacuję, że u 70% globalnej populacji oprócz utraty wagi, eliminacja z diety pszenicy poprawia stan zdrowia. … Różnorodność chorób spowodowanych spożyciem pszenicy, lub tych, które się po jej spożyciu nasilają, jest doprawdy zdumiewająca.
Nie ma jednego składnika pszenicy, który odpowiada za wszystkie negatywne skutki zdrowotne związane z spożywaniem tego zboża. Gliadyna bezpośrednio wywołuje stany zapalne, ale również pobudza apetyt. Gluten odpowiada za występowanie stanów zapalnych w jelitach oraz centralnym układzie nerwowym. Lektyny sprawiają, że jelita stają się bardziej przepuszczalne dla obcych białek, które wywołują schorzenia związane z zapaleniem bądź reakcją autoimmunologiczną (np. reumatoidalne zapalenie stawów i toczeń rumieniowaty). Amylopektyna A odpowiedzialna jest za powstawanie otyłości brzusznej, tj. „pszenicznego brzucha”, która jest przyczyną stanów zapalnych, insulinooporności, cukrzycy, zapalenia stawów oraz chorób serca.
TN: Więc jeśli chodzi o dolegliwości w układzie pokarmowym, głównym winowajcą jest zawarty w pszenicy gluten oraz lektyny? Czy jeszcze inne czynniki odgrywają jakąś rolę?
WD: Dziwne jest to, że choć pszenica negatywnie wpływa na niemal wszystkie aspekty funkcjonowania układu pokarmowego, i nie chodzi jedynie o celiakię, przyczyny tego zjawiska pozostają w dużej mierze poza zainteresowaniem badaczy. Zatem mogę jedynie spekulować, dlaczego pszenica tak mocno oddziałuje na ten aspekt zdrowia człowieka. Prawdopodobnie ma to związek z gliadyną, glutenem i lektynami działającymi pojedynczo lub w połączeniu. Jestem przekonany, że oprócz tych trzech składników są w pszenicy jeszcze inne szkodliwe dla człowieka substancje, działaniem których można by wyjaśnić, dlaczego efekt końcowy jest czymś więcej niż sumą składowych. Mam na myśli to, że eliminacja pszenicy z diety daje rezultaty, które wykraczają poza to, co wiemy o działaniu każdego składnika z osobna.
TN:Czy każdy rodzaj glutenu jest równie szkodliwy, czy gluten dzieli się na lepszy i gorszy? I jeśli niektóre rodzaje glutenu są gorsze, to czy gluten zawarty we współczesnej pszenicy jest szczególnie niekorzystny dla człowieka?
gluten nietolerancjaWD: Struktura aminokwasów glutenu może być różna, ale wszystkie jego odmiany mają jedną i tę samą cechę, pożądaną przez piekarzy i konsumentów – lepkosprężystość [ang. viscoelasticity]. Dzięki niej można modelować ciasto podrzucając je w powietrze, można formować kawałki pizzy, można nadawać mu dowolne kształty – od pity po ciabattę.
Najgorszym i najbardziej szkodliwym rodzajem glutenu są jego nowe odmiany będące owocem pracy genetyków. Zmiany wprowadzone w zakresie zbioru genów „D” („genomu”), które są charakterystyczne dla dzisiejszej pszenicy półkarłowatej [ang. semi-dwarf wheat] najprawdopodobniej doprowadziły do czterokrotnego wzrostu zachorowań na celiakię. Tylko w ostatnich 20 latach zapadalność na tę chorobę podwoiła się. Mniej szkodliwy gluten występował w starych odmianach pszenicy takich jak samopsza i płaskurka – mniej szkodliwy, ale nie nieszkodliwy.
Moim zdaniem gluten w każdej formie, a już szczególnie ten dzisiejszy, jest dla człowieka tak szkodliwy, że najlepiej byłoby się z nim całkowicie rozstać.
TN: Czy swoim pacjentom zaleca Pan dietę beglutenową, czy zarówno bezglutenową jak i bezcukrową? Pytam o to, ponieważ kiedy ludzie rezygnują z obu produktów, nabierają przekonania, że ich dolegliwości powodował cukier, a nie zboża.
WD: Tak, cukier jest również na liście pokarmów niedozwolonych. Nie ulega wątpliwości, że przynajmniej dla niektórych ludzi, zwłaszcza młodych, dużym problemem jest spożycie cukru w napojach, fast-foodach i rozmaitych przekąskach.
Jednak u większości ludzi samo wyeliminowanie z diety cukru połączone ze spożywaniem zwiększonej ilości “zdrowych pokarmów pełnoziarnistych” zamiast do chudnięcia, prowadzi do tycia. Często doświadczają tego osoby, które w dobrej wierze stosują się do zaleceń tzw. zdrowego odżywiania, ograniczają spożycie słodkich przekąsek, zwiększają spożycie „zdrowych produktów pełnoziarnistych” i w efekcie kończą z 10 -, 20 – , a nawet 40-kilogramową nadwagą.
Tymczasem należy odwrócić kolejność, czyli w pierwszym rzędzie zrezygnować z pszenicy, a ochota na słodycze niemal zawsze znacząco maleje, ponieważ eliminuje się z diety pobudzającą apetyt gliadynę. Dużo łatwiej jest najpierw zrezygnować z pszenicy niż z cukrów.
Rzecz jasna w całej sprawie nie chodzi tylko o to, ile ważymy. Liczą się również inne aspekty zdrowia, na które nawet cukier nie ma wpływu, takie jak zapalenia stawów, choroba refluksowa przełyku, zespół drażliwego jelita, wysypki, negatywny wpływ na mózg, zatrzymywanie wody w organizmie itp.
TN: W znanej książce pt. Nutrition and Physical Degeneration dr Weston A. Price opisywał, jak tradycyjne populacje namaczały i fermentowały ziarna zbóż przed ich spożyciem. Czy uważa Pan, że w ten sposób zboża stają się mniej szkodliwe dla zdrowia? Czy raczej dzisiejsze zmutowane odmiany pszenicy są tak bardzo przepełnione niebezpiecznymi białkami, że te tradycyjnie metody niewiele zmieniają?
WD: Namaczanie i fermentacja sprawia, że w pszenicy, pokarmie szkodliwym, zmniejsza się, poza innymi rzeczami, zawartość lektyn i glutenu. Innymi słowy pszenica staje się wskutek tego pokarmem mniej szkodliwym. Ale trzeba uważać, aby nie wpaść w tę samą pułapkę, w jaką wpadli dietetycy i instytucje zajmujące się tzw. zdrowiem publicznym. Zalecają one, aby pokarm szkodliwy (białą mąkę) zastępować pokarmami mniej szkodliwymi (produktami pełnoziarnistymi), tak jakby spożycie mnóstwa pokarmów mniej szkodliwych było dla nas zdrowe. To właśnie taka błędna logika spowodowała cały ten żywieniowy bałagan.
Na przykład namaczanie ziaren zmniejsza zawartość lektyn o ok. 35 %. Robi się więc lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. Pozostajemy narażeni na negatywne skutki spożywania pszenicy, w tym pobudzony apetyty od glidyny, wysokie stężenie cukru we krwi od amylopektyny A, stany zapalne od glutenu i gluteniny, zwiększona przepuszczalność jelit dla obcych białek od lektyn.
Podobnie fermentacja na zakwasie chlebowym zmniejsza zawartość węglowodanów, ale nie zmienia innych aspektów negatywnego wpływu pszenicy na zdrowie. I znowu – robi się lepiej, ale nie jest dobrze.
Nawet genetycy pracują dziś nad tym, żeby zmodyfikować pszenicę w taki sposób, aby była mniej szkodliwa. Jeden z obszarów badań dotyczy prób usunięcia wszystkich szkodliwych sekwencji glutenu. Jak zwykle badacze znają budowę genetyczną tego zboża, ale nie rozumieją jak na człowieka wpływa jego spożycie.
Zatem bez względu na to co piekarze lub genetycy robią, aby zmienić pszenicę, zasadniczo pozostaje ona tym samym pokarmem, ze wszystkimi niekorzystnymi właściwościami: pobudza apetyt, działa negatywnie na funkcjonowanie mózgu, wywołuje stany zapalne, inicjuje procesy autoimmunologiczne i wywołuje otyłość.
TN: A jak wpływają na nas inne ziarna, np. kamut, orkisz, owies, szarłat, gryka. Czy są dla nas zdrowe, czy nie?
Patrząc ewolucyjnie, kamut i orkisz to starsze formy pszenicy. Zatem nie doszło u nich do szkodliwych modyfikacji genomu „D” jakie miały miejsce w przypadku nowoczesnej pszenicy. Ale to wciąż pszenica. Oznacza to, że będzie tam gliadyna (choć jej działanie w zakresie pobudzania apetytu będzi mniejsze niż jej współczesnego odpowiednika), będą też lektyny zwiększające przepuszczalność jelit. Oba składniki podnoszą dodatkowo stężenie cukru we krwi.
gluten szkodliwyJeśli chodzi o oddziaływanie na układ odpornościowy, owies rzeczywiście różni się znacząco od pszenicy. Jednak problem z owsem polega na tym, że niezwykle mocno podnosi poziom cukru we krwi. Miska gotowanej, ekologicznej, grubo mielonej owsianki bez dodatku cukru u osoby zdrowej zwiększy poziom cukru do 150 mg/dl, 200 mg/dl, czasami nawet więcej. U cukrzyka lub przedcukrzyka nawet 300 mg/dl po zjedzeniu owsianki nie jest rzadkością.
Szarłat i gryka to ziarna, które nie mają związku z pszenicą i zasadniczo są czystymi węglowodanami. W przeciwieństwie do pszenicy nie wywołują skutków immunologicznych, neurologicznych, ani nie pobudzają apetytu. Jednak podobnie jak owies podnoszą stężenie cukru we krwi i wywołują wszystkie efekty z tym związane (zwiększona oporność na insulinę oraz glikacja – w oku, w tkankach chrzęstnych, w tętnicach, oraz glikacja cząstek LDL). Z tego powodu doradzam pacjentom, aby te wszystkie ziarna spożywali w niewielkich ilościach tj. nie więcej niż niż pół filiżanki po ugotowaniu, i tylko w ramach diety ubogiej w węglowodany (np. średnio 40-50 gramów dziennie)
TN: Z jaką reakcją spotkała się Pana książka, czy może jest jeszcze za wcześnie, żeby to oceniać?
WD: Reakcja jest znakomita. W ciągu pierwszych 9 dni od opublikowania, Wheat Belly trafiła na listę bestselerów „New York Times”.
Jednak najważniejsze dla mnie jest to, że niemal codziennie dostaję od ludzi sygnały, że moja książka zmieniła jakość ich życia. Piszą o gwałtownym spadku wagi ciała w sytuacji, w której wszystko inne dotychczas zawodziło; o uldze w przewlekłych bólach; o spadającym poziomie cukru we krwi etc. Szczególnie cieszy mnie to, że dzięki mediom społęcznościowym o tych zmianach dowiaduję się zaledwie po kilku dniach od zmiany diety. Nawet w swojej praktyce lekarskiej informacje o poprawie zdrowia docierały do mnie zywkle po kilku miesiącach. Teraz dowiaduje się o nich po kilku-, kilkunastu dniach od przejścia na dietę bezpszeniczną.
TN: Czy była jakaś reakcja ze strony tzw. ekspertów, dla których pełnoziarniste produkty zbożowe to nieodzowny element zdrowej diety? Podejrzewam, że nie jest Pan zbytnio popularny w tych kręgach.
WD: Odżywianie to niezwykle ważne zagadnienie, które budzi wiele emocji. Dietetycy i inni „eskperci” ds. żywienia zostali mocno zindoktrynowani w zakresie pozytywnego wpływu na człowieka „zdrowych pokarmów pełnoziarnistych”. W związku z tym ich pierwszą reakcją na poglądy, takie jak moje, jest zwykle złość. Utrzymują, że musi to być jakaś chwilowa moda na odchudzanie, która szybko minie. Jednak każdy, kto przeczyta Wheat Belly zrozumie, że jest dokładnie na odwrót. Książka omawia to wszystko, czego się publicznie nie mówi na temat zbóż zmienionych genetycznie nie tylko w celu zwiększenia plonów, ale również pobudzenia apetytu konsumenta.
Grupa producentów pszenicy o nazwie „Grain Foods Foundation” zdążyła już wydać publiczne oświadczenie, że zamierza przeprowadzić kampanię PR mającą na celu zdyskredytowanie mnie i moich argumentów. W odpowiedzi na to opublikowałem „List otwarty do Grain Foods Foundation”, który również rozesłałem do rozmaitych mediów, zapraszający moich adwersarzy do publicznej debaty na ten temat w świetle kamer. Jak dotąd nie otrzymałem odpowiedzi i sądzę, że nigdy nie otrzymam. Biorąc pod uwagę badania i wiedzę, jaką zgromadziłem w swojej książce, wątpię, by ktokolwiek z branży chciał pozwolić na publiczne nagłaśnienie tej problematyki.
TN: Ostatnie pytanie. Teraz kiedy książka jest już na rynku, czy kiedykolwiek leży Pan w nocy nie mogąc zasnąć, i zastanawia się, czy dobrzy ludzie z Monsanto lub Pillsbury planują Pana koniec? Gdybym był na Pana miejscu, unikałbym przez jakiś czas ciemnych uliczek.
WD: Dzięki za ostrzeżenie! Prowadząc kampanię przeciw pszenicy z pewnością narobiłem sobie wpływowych wrogów. Mam na myśli wielki przemysł spożywczy, wielomiliardowy agrobiznes, grupy producenckie zbóż, oraz – ku mojemu zdziwieniu – przemysł farmaceutyczny. Byłem wstrząśnięty (choć pewnie nie powinienem być wiedząc, do czego ci ludzie są zdolni), kiedy dowiedziałem się, że przynajmniej jedna grupa producencka pszenicy jest opłacana przez przemysł farmaceutyczny. To naprawdę niepokojące.
Mimo wszystko, skupiam się na upowszechnianiu wiedzy na ten temat i bardzo pomagają mi w tym historie z życia osób, które dzięki niej na nowo odzyskały zdrowie, pozbyły się bólów itd. Można to wszystko osiągnąć postępując odwrotnie do tego, co zalecają nam instytucje publiczne. Trzeba tylko porzucić ślepą wiarę w „zdrowe pełnoziarniste pokarmy”.
TN: Bardzo dziękuję, że znalazł Pan czas, aby odpowiedzieć na nasze pytania. Mam nadzieję, że Pańska książka sprzeda się w milionach egzemplarzy.
Za Michealem Eadesem wypada też odnotować, że dr Davis pozbył się również pokutujących w środowisku kardiologów lęków przed tłuszczami diecie, zwłaszcza tłuszczami nasyconymi. Oto co pisze na ten temat w swojej książce:
 Antytłuszczowa fobia, jaka panuje od ponad 40 lat, zniechęciła nas do spożywania takich pokarmów jak jaja, wołowina i wieprzowina z uwagi na zawartość w nich tłuszczów nasyconych. Jednak tłuszcz nasycony nigdy nie stanowił problemu. To węglowodany, w połączeniu z tłuszczem nasyconym powodują gwałtowny przyrost cząsteczek LDL we krwi. Problemem były zawsze bardziej węglowodany niż tłuszcze nasycone. W rzeczywistości nowe badania oczyściły tłuszcze nasycone z zarzutów o to, że zwiększają ryzyko wystąpienia ataku serca lub udaru.
Ze swojej strony wyrażamy nadzieję, że książką Wheat Belly niebawem znajdzie polskiego wydawcę. Jej opublikowanie w naszym kraju stanowiłoby przeciwwagę dla wszechobecnej i nachalnej promocji zbóż zachwalanych jako zdrowa żywność. Momentami można odnieść wrażenie, iż bez kilku kromek chleba dziennie, bez płatków śniadaniowych i bez owsianki, wyginiemy jako gatunek. Prawda jest natomiast taka, że o ile rozwój rolnictwa i uprawa zbóż umożliwiły gwałtowny przyrost naturalny oraz ukształtowanie się nowoczesnych społeczeństw, opartych na specjalizacji i podziale pracy, o tyle pod względem zdrowotnym okazały się dla nas katastrofą. Dobrze ujął to prof. Jared Diamond pisząc w swojej nagrodzonej nagrodą Pulitzera książce pt. Guns, Germs, and Steel:
Chociaż zaakceptowanie rolnictwa miało najpewniej decydujące znaczenie dla lepszego życia, to pod wieloma względami okazało się tragedią, z której nigdy się nie podnieśliśmy.
Autor: Mateusz Rolik

Janusz i Piotr Walentynowiczowie.Gehenna zza grobu.

.

 https://www.youtube.com/watch?v=b_ddc0nrVAw

piątek, maja 02, 2014

ł ż e PŁACE: Neo"polak" w neo"polsce"- 3 tys. 897 zł

Szokujące dane. Polacy zarabiają jak w trzecim świecie


ZOBACZ ZDJĘCIA
Jacek Herok / newspix.​pl



Dość ko­lo­nia­li­zmu – wołał na Wę­grzech Wik­tor Orban. Czas, by i u nas wła­dza za­czę­ła tak samo dzia­łać. Wy­li­cze­nia, jakie po­ka­zy­wał ostat­nio ame­ry­kań­ski Blo­om­berg nie po­zo­sta­wia­ją złu­dzeń – po 20 la­tach "ka­pi­ta­li­zmu" - pol­ski pra­cow­nik za­ra­bia jak w trze­cim świe­cie. W tym ze­sta­wie­niu tylko cięż­ko pra­cu­ją­cy Fi­li­piń­czyk za­ra­bia dzien­nie mniej niż Polak.

Ame­ry­kań­ski ser­wis fi­nan­so­wy Blo­om­berg przy­go­to­wał ze­sta­wie­nie go­dzi­no­wej staw­ki za pracę na pod­sta­wie śred­nich mie­sięcz­nych za­rob­ków. Zna­la­zła się w nim także Pol­ska. Jak wy­pa­dli­śmy? We­dług wy­li­czeń, pol­skich za­rob­ków mo­gli­by po­zaz­dro­ścić je­dy­nie Fi­li­piń­czy­cy, któ­rzy za­mknę­li ran­king tuż za Pol­ską na ostat­nim, 30. miej­scu. 

Nasze za­rob­ki wy­da­ją się być że­nu­ją­co ni­skie, gdy po­rów­nu­je­my je z in­ny­mi kra­ja­mi. Śred­nia staw­ka go­dzi­no­wa w Pol­sce, to ok. 25 zł. Dla po­rów­na­nia li­de­rzy ran­kin­gu – Szwaj­ca­rzy za­ra­bia­ją śred­nio ponad 180 zł na go­dzi­nę. Niem­cy – 144 zł., a Fran­cu­zi – 125 zł. Nie­ste­ty blado wy­pa­da­my także na tle mniej roz­wi­nię­tych kra­jów. Wię­cej od nas za­ra­bia­ją Wę­grzy, Sło­wa­cy czy Czesi – ko­lej­no 28, 35,5 i 37,5 zł. na go­dzi­nę.
Nasza staw­ka wzbu­dza za­zdrość tylko jed­ne­go pań­stwa wy­mie­nio­ne­go w ran­kin­gu – Fi­li­pin. Tam pra­cow­nik otrzy­mu­je śred­nio 7 zł za go­dzi­nę pracy. Jed­nak aspi­ru­jąc do jed­ne­go z naj­waż­niej­szych państw w Eu­ro­pie wo­le­li­by­śmy po­rów­ny­wać nasze za­rob­ki z Niem­ca­mi, czy Szwaj­ca­ra­mi, a nie azja­tyc­kim pań­stwem wy­spiar­skim.

Ze­sta­wie­nie za­rob­ków/ godz.  we­dług ser­wi­su Blo­om­berg:
  • 1. Szwaj­ca­ria 181 zł
  • 2. Bel­gia 163 zł 
  • 3. Szwe­cja 156 zł
  • 4. Dania 152 zł
  • 5. Au­stra­lia 150 zł
  • 6. Niem­cy 144 zł
  • 7. Fin­lan­dia 133 zł
  • 8. Au­stria 130 zł
  • 9. Fran­cja 125 zł
  • 10. Ho­lan­dia 124 zł
  • 11. Ir­lan­dia 120 zł
  • 12. Ka­na­da 115 zł
  • 13. USA 112 zł
  • 14. Ja­po­nia 111 zł
  • 15. Wło­chy 107 zł
  • 16. Wiel­ka Bryt­nia 98 zł
  • 17. Hisz­pa­nia 84 zł
  • 18. Nowa Ze­lan­dia 77 zł
  • 19. Sin­ga­pur 76 zł
  • 20. Izra­el 63 zł
  • 21. Gre­cja 61 zł
  • 22. Ar­gen­ty­na 59 zł
  • 23. Por­tu­ga­lia 38 zł
  • 24. Cze­chy 37 zł
  • 25. Sło­wa­cja 36 zł
  • 26. Bra­zy­lia 35 zł
  • 27. Es­to­nia 32 zł
  • 28. Węgry 28 zł
  • 29. Pol­ska 25 zł
  • 30. Fi­li­pi­ny 7 zł


[ AKA ]

czwartek, maja 01, 2014

Dedykowane "kobietonom"

ZAMIAST  WSTĘPU.

 Kobiety,  ok. 1937
.

.
k o b i e t o n y, ok 1967

________________________________________________________________________

Kobieta w literaturze IV

Czwartek   SEE
"Ten Portugalczyk, narzeczony Dedé, zapytał w pewnej chwili, skąd bierze się we mnie tyle pogardy dla kobiet i zaraz wszyscy go poparli. 
  Pogarda? Ależ skąd! Uwielbiam raczej... Choć co prawda dotychczas nie umiałem odkryć czym jest ona dla mnie w porządku duchowym, wrogiem czy sprzymierzeńcem? A to oznacza, że połowa ludzkości mi się wymyka.
  Ta łatwość pomijania kobiety! One jak gdyby nie istniały! Widzę naokoło mnóstwo ludzi w spódnicach, z długimi włosami, o cienkim głosie, a mimo to używam słowa "człowiek" jak gdyby ono nie było rozłamane na mężczyznę i kobietę, a także w innych słowach nie dostrzegam rozdwojenia, które wprowadza w nie płeć.
  Odpowiedziałem Portugalczykowi, iż jeśli w ogóle może być mowa o mojej pogardzie, to tylko na gruncie artystycznym... tak, jeśli zdarza mi się nimi gardzić - to
  • ponieważ są złe, fatalne jako kapłanki piękności, objawicielki młodości. Tutaj złość moja wzbiera, w tym nie tylko drażnią ale i oburzają mnie te złe artystki.
  • Artystki, tak, bo czar jest ich powołaniem, estetyka ich zawodem, urodziły się aby zachwycać, są niejako sztuką. Ale cóż za partactwo! Cóż za oszustwo!Biedna piękności! I biedna młodości! Wy znalazłyście się w kobiecie po to aby sczeznąć, ona w gruncie rzeczy jest pośpieszną waszą niszczycielką, patrz, ta dziewczyna jest młoda i piękna w tym celu jedynie aby stać się matką!
  • Czyż piękność, czyż młodość nie powinny być czymś bezinteresownym, nie służącym niczemu, wspaniałym darem natury, ukoronowaniem?...
  • Ale w kobiecie ten czar słuzy do płodzenia, on podszyty jest ciążą, pieluszkami i to oznacza koniec poematu.
Chłopiec zaledwie dotknie się dziewczyny, oczarowany nią i sobą z nią, już staje się ojcem, ona - matką - a więc dziewczyna to twór, który niby to praktykuje młodość a właściwie służy do likwidowania młodości.
    My, śmiertelni, którzy nie możemy pogodzić się ze śmiercią i z tym aby młodość i piękność miały być tylko pochodnią przekazywaną z ręki do ręki, nie przestaniemy buntować się przeciw tej brutalnej perfidii natury. Lecz tu nie idzie o jałowe protesty. Idzie o to, iż ten morderczy stosunek kobiety do własnego dziewczęcego wdzięku ujawnia się co chwila i stąd pochodzi ta jej właściwość, iż ona nie czuje naprawdę młodości i piękności - czuje je mniej od mężczyzny. Patrzcie na to dziewczę! Jakże romantyczne... ale ten romantyzm skończy się kontraktem przy ołtarzu z tym oto grubawym adwokatem, ta poezja musi zostać zalegalizowana, ta miłość zacznie funkcjonować za pozwoleniem władzy duchownej i świeckiej. Jakże estetyczna... ale nie ma łyska, ani brzuchacza, ani suchotnika, który by był dla niej dość odrażający, ona bez trudności odda swoją piękność brzydocie i oto widzimy ją triumfującą u boku potwora, lub co gorsza u boku jednego z tych mężczyzn, będących wcieleniem drobnej obrzydliwości. To piękność, która się nie brzydzi! Piękna, ale nie posiadająca wyczucia piękności.
I łatwość, z jaką myli się smak kobiety i jej intuicja w wyborze mężczyzny, sprawia wrażenie jakiejś niepojętej ślepoty i, zarazem głupoty - ona zakocha się w mężczyźnie dlatego, że taki dystyngowany, albo taki "subtelny", drugorzędne wartości socjalne, towarzyskie będą dla niej ważniejsze od apolińskich kształtów ciała, ducha, tak, ona skarpetkę kocha a nie łydkę, wąsik a nie twarz, krój marynarki nie zaś klatkę piersiową. Odurzy ją brudny liryzm grafomana, zachwyci tani patos głupca, uwiedzie szyk wykwintnisia, nie umie demaskować,
daje się nabierać ponieważ sama nabiera.
I zakocha się tylko w mężczyźnie ze swojej "sfery", albowiem nie wyczuwa naturalnej piękności rodzaju ludzkiego a tylko tę wtórną, będącą tworem środowiska - ach, te wielbicielki majorów, służebnice generałów, wyznawczynie kupców, hrabiów, doktorów. 
Kobieto! Jesteś antypoezją wcieloną!

  Ale ona na własnej poezji zna się tyleż, co na męskiej - i w tym jest równie, a może bardziej jeszcze nieudolna.
Gdyby te grafomanki, te złe malarki własnej krasy, nieudolne rzeźbiarki swojego kształtu, wiedziały coś niecoś o prawidłach rządzących pięknością, przenigdy nie wyrabiałyby ze sobą tego co wyrabiają. 
Prawa, o których mówię, znane każdemu artyście, głoszą:
  1. Artysta nie powinien pchać ludziom swego dzieła przed nos, krzycząc: - To jest piękne! Zachwycajcie się tym, bo jest zachwycające. Piękność w dziele sztuki winna objawiać się jakby od niechcenia, na marginesie innego dążenia - dyskretna i nienachalna.
  (Ale ona natrętnie częstuje swoją urodą, godzinami udoskonalaną przed lustrem. Nie wie, co to dyskrecja. Zdradza się co chwila w swojej żądzy podobania się - więc nie jest królową, ale niewolnicą. I zamiast objawiać się jak bogini, godna pożądania, objawia się jak straszliwa niezdarność usiłująca zdobyć niedostępną urodę. Gdy młodzieniec gra w piłkę dla przyjemności, zdarza mu się, że jest piękny; ona gra w piłkę ażeby być piękna; więc gra źle ale, poza tym, ta piękność zalatuje siódmym potem, jest wymęczona! Ale nie koniec na tym, bo ona, mizdrząc się do szaleństwa, zawsze, wszędzie, przybiera jednocześnie minę jakby mężczyzna nic ją nie obchodził. I mówi: ach, ja tylko tak dla estetyki! Któż uwierzy kłamstwu zbyt jawnemu?)
  2. Piękność nie może opierać się na oszustwie.
  (Pragnie abyśmy zapomnieli o jej brzydotach. Usiłuje nam wmówić że nie jest kobietą, to jest ciałem, które, jak wszystkie ciała, nigdy nie może być tylko piękne - które jest mieszaniną piękności z brzydotą, grą wieczystą tych dwóch elementów (i w tym piękność innego, wyższego rodzaju). Nikt nie sprawi aby pewne funkcje cielesne nie były nieczystością. Nikt też nie wyzwoli całkowice ducha z nieczystości. Ale ona chce abyśmy uwierzyli, że jest kwiatem. Stylizuje się na bóstwo, na "czystość", na niewiniątko. W tym absurdalnym wysiłku nie jestże komiczna? Z góry skazana na niepowodzenie? Cóż za maskarada! Mamże uwierzyć że jest bukietem jaśminu dlatego, że się uperfumowała? Lub, widząc ją na obcasach półmetrowej wysokości, że jest smukła? Jedyne co widzę, to iż obcasy nie pozwalają jej ruszać się swobodnie. Tak to piękność ją krępuje, staje się dla niej paraliżem - to straszne skrępowanie kobiety, które objawia się w każdym ruchu, w każdym słowie, ta zmora, że ona nigdy nie może być swobodna z sobą...)
  (I w tym szale samiczym zupełnie traci poczucie efektu, oszukuje jawnie, sądząc, że zdoła zarazić nas swoją tchórzliwą i kłamliwą koncepcją ciała (i ducha). 
Moda! Jakaż potworność! To co w Paryżu nazywa się elegancją, te wszystkie linie, sylwetki, profile nie sąż najbardziej niesmaczną z mistyfikacji, polegającą na przestylizowaniu ciała?

Ta przyozdobiła swój przesadny kuper szarfą i myśli, że stała się majestatyczna; tamta udaje panterę, a ta znów usiłuje swoją zwiędłą cerę przerobić na Melancholię przy pomocy skomplikowanego kapelusza. Lecz ten kto ukrywa (nadaremnie) defekt, poddaje się defektowi. Defekt musi być przezwyciężony - przezwyciężony prawdziwą wartością w sensie moralnym lub fizycznym. Potwory, którymi częstują nas paryskie tygodniki mód, owe kreacje Diora, Fatha, z biodrem wystającym, z linią opływową, z zagiętym paluszkiem, zastygłe w idiotycznej "dystynkcji" - toż to z punktu widzenia sztuki szczyt obrzydliwosci, tandeta pobudzająca do mdłości, to głupio naiwne i niezdarnie pretensjonalne, to niesmak bardziej wyzywający i ordynarny niż wszysko na co mógłby się zdobyć pijany dorożkarz).
  3. Piękność ma być suwerenna.
  (Dziewko, zwykła dziewko od krów, witaj - królowo! Dlaczego, powiedz, nie ma w tobie śmiertlenego drżenia, że nie zostaniesz zaakceptowana? Nie boisz się odepchnięcia. Wiesz, że nie uroda czyni cię pożądaną, ale płeć - wiesz, że mężczyzna będzie zawsze pożądał twojej kobiecości, choćby ona nie była wcale estetyczna. Więc twoja uroda nie jest na usługach twojej płci; nie lęka się, nie drży, nie wysila się i jest spokojna, naturalna, triumfalna... O! Nienatrętna, nienachalna! O, dystyngowana!)
Środa
Śmiertlene są grzechy kobiety "z towarzystwa" w tej jej świątyni - estetyce - tam właśnie, gdzie ona powinna być u siebie w domu. Pomyśleć, że to jest natchnienie mężczyzny, że to są nasze dostarczycielki liryzmu, że winem z tej beczki musimy się upijać.
Bezkonkurencyjna jest pierwotna piękność kobiety, ta którą przyozdobiła ją natura - nic wspanialszego  ani bardziej podniecającego i upajającego, że mężczyzna uzyskałmłodszą towarzyszkę, która zarazem jest sługą i panią; i nic cudowniejszego nad tonację, którą wnosi kobieta, ten śpiew wtórny, będący tajemniczym uzupełnieniem męskości, ujęciem świata w innej skali, osobną niedostępną nam interpretacją...
Dlaczego cudowność ta uległa tak okropnej wulgaryzacji?
Lecz trzeba tutaj wprowadzić pewne ważne rozróżnienie: okropna jest kobiecość dzisiejsza, nie kobieta. Nie jest okropna pojedyncza kobieta, ale ten styl, który między nimi się wytworzył i któremu każda z nich jest poddana. Kto jednak stwarza kobiecość? Mężczyzna? Zapewne, mężczyzna jest inicjatorem, lecz potem one już same zaczynają doskonalić się w tym między sobą i ta sztuka uwodzenia i czarowania, podobnie jak wszystkie inne, rośnie i rozwija się mechanicznie - już automatyczna, już tracąca poczucie rzeczywistości i poczucie miary.
Dziś kobieta jest bardziej kobietą, niż być powinna; jest naładowana kobiecością, która jest silniejsza od niej; jest tworem pewnego konwenansu społecznego, wynikiem pewnej gry, która w pewien sposób zestraja mężczyznę i kobietę - aż wreszcie taniec ten, bez przerwy narastając, staje się zabójczy.
  Cóż ja mam z tym robić? Jak się zachować? Z łatwością odnajduję kierunek przy pomocy zawsze tej samej busoli. Dystans do formy! Podobnie jak dążę do "rozładowania" mężczyzny, muszę postarać się o "rozładowanie" kobiety. "Rozładowanie" mężczyzny cóż oznacza? Wydobyć go spod jarzma tego stylu męskiego który powstaje wśród mężczyzn jako wzmocnienie męskości, osiągnąć, że poczuje tę męskość jako coś sztucznego, a swoją wobec niej uległość jako słabość, sprawić że będzie swobodniejszy w stosunku do Mężczyzny w sobie. Więc tak samotrzeba wydobyć kobietę z kobiety. 
I tutaj, jak zawsze w całym pisaniu moim, cel mój - jeden z mych celów - polega na popsuciu gry; albowiem tylko gdy milknie muzyka i rozłamują się pary możliwa jest inwazja rzeczywistości, tylko wówczas staje się nam jawne, że gra nie jest rzeczywistością, lecz grą. Wprowadzić na ten wasz bal gości nie zaproszonych; związać was inaczej z sobą; zmusić abyście inaczej siebie wzajem określali; popsuć wam taniec.
  Być może, a nawet jest pewne, moja literatura jest bardziej krańcowa i szalona niż ja. Nie sądzę aby to wynikało z jakiegoś braku kontroli - jest to raczej doprowadzenie do ostatecznych konsekwencji formalnych pewnych oczarowań, które wówczas, w książkach, wyolbrzymiają się - ale we mnie pozostają one czym były, to jest tylko nieznacznym odchyleniem wyobraźni, jakąś lekką "inklinacją". Dlatego, mówiąc bardziej konkretnie, nigdy nie zdobyłem się ani nie zdobędę na odmalowanie w sztuce zwyczajnej miłości. zwyczajnego czaru, dlatego ta miłość, ten czar są u mnie strącone w podziemia, zduszone, zdławione, dlatego w tej rzeczy nie jestem zwyczajny tylko demoniczny (groteskowy demonizm!). Ukazując groźne spięcia niecenzuralnych uroków, wywlekając na światło dzienne liryzm kompromitujący, pragnę was wykoleić - to kamień, który kładę na szynach waszego pociągu. Wydobyć was z układu, w którym się znajdujecie, abyście znów doznali młodości i piękności, ale doznali inaczej..." 
   
Tytuł: Dziennik 1953-1956, str. 182-187
Autor: Witold Gombrowicz
Wydawnictwo Literackie, 1989
[interpunkcja - oryginalna, pogrubienia - E.]

środa, kwietnia 30, 2014

zdrojewski pół/światek "ministra" "kultury"


 Żeliszów, opuszczony kościół
Foto: Shutterstock
Żeliszów, opuszczony kościół

SEE
W ma­low­ni­czej wsi Że­li­szów po­ło­żo­nej w wo­je­wódz­twie dol­no­ślą­skim i usy­tu­owa­nej na Po­gó­rzu Ka­czaw­skim w Su­de­tach znaj­du­ją się ruiny prze­pięk­ne­go ko­ścio­ła ewan­ge­lic­kie­go, obok, któ­re­go nie da przejść się obo­jęt­nie... Z ze­wnątrz bu­dy­nek wy­da­je się być nie­po­zor­ny, jed­nak po wej­ściu do środ­ka po­czuć można praw­dzi­wą magię.
Ko­ściół w Że­li­szo­wie wy­bu­do­wa­no w la­tach 1796-1797 wg pro­jek­tu Carla Lan­ghan­sa, au­to­ra m.​in. Bramy Bran­den­bur­skiej. Jest on jedną z naj­cie­kaw­szych świą­tyń kla­sy­cy­stycz­nych w re­gio­nie. W 1872 roku do­bu­do­wa­no neo­go­tyc­ką wieżę. Świą­ty­nia zo­sta­ła opusz­czo­na i zde­wa­sto­wa­na w 1945 roku.
Od tego czasu jej stan stale się po­gar­sza co jest wy­ni­kiem dzia­ła­nia czyn­ni­ków at­mos­fe­rycz­nych a także dzia­łań ludzi, któ­rzy praw­do­po­dob­nie nie­świa­do­mi war­to­ści hi­sto­rycz­nej miej­sca suk­ce­syw­nie je nisz­czy­li.
Ko­ściół choć bar­dzo znisz­czo­ny i nad­gry­zio­ny zębem czasu wy­wo­łu­je pio­ru­nu­ją­ce wra­że­nie na każ­dym kto tylko znaj­dzie się w środ­ku. Świą­ty­nia sta­no­wi in­spi­ra­cję dla wielu fo­to­gra­fów a także fil­mow­ców. Drew­nia­ne em­po­ry i mo­nu­men­tal­ność sa­me­go miej­sca spra­wia, że za­my­ka­jąc nasze oczy w łatwy spo­sób mo­że­my wy­obra­zić sobie miej­sce jesz­cze za lat świet­no­ści.
Dach choć pięk­ny wy­ma­ga szyb­kiej na­pra­wy, od któ­rej tak na­praw­dę na­le­ży za­cząć ewen­tu­al­ną re­no­wa­cję ko­ścio­ła. Fun­da­cja "Twoje Dzie­dzic­two" pro­wa­dzi zbiór­kę fun­du­szy na od­bu­do­wę obiek­tu. Miej­my na­dzie­ję, że od­po­wied­nie środ­ki zo­sta­ną szyb­ko ze­bra­ne i ten wy­jąt­ko­wy obiekt nie znik­nie z lo­kal­ne­go kra­jo­bra­zu, a przy­szłe po­ko­le­nia będą mogły roz­ko­szo­wać się jego pięk­nem.

 Pokaż miniaturki ▼
Żeliszów - niezwykły opuszczony kościół (slajd 1 z 15)

niedziela, kwietnia 27, 2014

Bunt Ukrainy - przyczyny



Dlaczego Ukraińcy się buntują?


Dlaczego Ukraińcy się buntują? Być może po to, by  m o ż n a  było zadać to pytanie. Dla większości świata to pytanie jest zaskakujące, gdyż ciągnie za sobą szereg innych pytań. Na przykład takich: "A kto to są Ukraińcy? To jakieś żywe istoty? A może to kosmici? O co w ogóle chodzi?"
Wiem, wiem że przesadzam. Ale chyba tylko trochę. 




Pamiętam dawno  temu przez trzy lata mieszkałem w Rosji na północ od Sankt Petersburga przy granicy z Finlandią. Na początku byłem zaskoczony cenami artykułów spożywczych, a przede wszystkim mięsa. Bo na Ukrainie wieprzowina kosztowała wtedy około 7 rubli za kilogram, a do tego nie można było jej dostać, a w Sankt Petersburgu tylko 1,9 rubla. Przy tym większa część tego mięsa pochodziła z Ukrainy,  a mieszkańcy Sankt Petersburga otrzymywali wyższą wypłatę. Kiedy mój ojciec przyjechał do mnie z Ukrainy, zobaczywszy sklepy pełne produktów w bardzo niskich cenach, powiedział: "Synu, trafiłeś do raju".
Pierwszym zaskoczeniem miejscowych ludzi było to, że ja znam język ukraiński. Oni byli nauczeni, że język ukraiński nie istnieje, i że Ukraina to taka miejscowość na południu Rosji. Myśleli, że ukraiński to trochę  zmieniony rosyjski, taki sobie dialekt. Ale ku ich wielkiemu zdziwieniu, nic nie rozumieli kiedy zaczynałem mówić po ukraińsku. W mniemaniu wielu Rosjan Ukraina to taka działka na południu Rosji gdzie mogą latem odpocząć. Kojarzą ją z "dużą ilością słońca, bardzo gościnnymi babami z wielkimi (za przeproszeniem) cyckami, mlekiem, miodem,  borszczem ukraińskim, słoniną i samogonem (wódką domowej produkcji)".
Dalej to ja byłem zaskoczony, bo kiedy mówiłem, że na Ukrainie mieszkają pięćdziesiąt dwa miliony ludzi, słyszałem że jestem kłamcą i oszustem. Widać było, że Rosjan bardzo bolało to co mówiłem. To było burzenie ich stereotypów, burzenie ich światopoglądu, rujnowanie ich wizerunku świata. W ich głowach i duszach mocno siedziała radziecko-rosyjska szowinistyczna propaganda.  Oni omal nie wykrzyczeli mi w twarz, że nie ma takiego narodu jak Ukraińcy, takiego języka ani takiego kraj jak Ukraina. Że Ukraina to tylko część Rosji, gdzie Rosjanie odpoczywają i skąd biorą jedzenie...

Mieszkałem w Rosji akurat podczas rozpadu ZSRR. Pamiętam jak oddzieliła się Litwa i jak do Wilna weszli żołnierze radzieccy i wjechały czołgi, zabijając jego mieszkańców. Następnie odseparowały się Łotwa i Estonia. W tym czasie w Rosji w sklepach nie stało produktów rybnych. Potem cicho, pokojowo oddzieliła się Ukraina.  Rosjanie mówili wtedy: "Tak być nie może, Ukraina jest nasza, gdzie nam teraz jechać odpoczywać?” W tym czasie z rosyjskich sklepów zniknęły słodycze, pieczywo i wszystkie produkty mączne oraz mięsne. W 1991 jedzenie w Sankt Petersburgu można było kupić tylko na kartki. Pracowałem wówczas jako wykładowca w szkole zawodowej. Pracowałem na dwa etaty. Ale mej wypłaty miesięcznej wystarczało zaledwie na dziesięć chlebów. Mieszkaliśmy z żoną i dwuletnim dzieckiem. Z Ukrainy oddalonej o półtora tysiąca kilometrów dostawaliśmy paczki z jedzeniem. Wtedy zdecydowaliśmy się wrócić na Ukrainę. Było to trochę dziwne, no jechaliśmy już do innego państwa...

Kiedy przyjechaliśmy na Ukrainę zrozumieliśmy, że znów trafiliśmy do raju. Sklepy były pełne towarów. Jak się okazało wiele produktów produkowano na Ukrainie, ale wcześniej nie mieliśmy o tym pojęcia wiedzieliśmy  większość była wywożona do Rosji. Gdy przyjechaliśmy na Ukrainę, dla mnie od razu znalazła się praca dyrektora w szkole średniej. A potem i mieszkanie otrzymałem. Ukraina wyszła ze Związku Radzieckiego w dobrym stanie ekonomicznym. W tym czasie prezydentem Rosji był Borys Jelcyn. Niektórzy rosyjscy politycy już wtedy naciskali na Jelcyna i otwarcie mówili do niego: "Boris, zmuś Ukraińców żeby karmili Rosję". To hasło od czasu do czasu pojawiało się w rosyjskich mediach. Ale dzięki Bogu Jelcyn był na tyle mądry, że nie reagował na to. Niestety, kadencja Jelcyna dobiegła końca i prezydentem Rosji został Władimir Putin. Putin i jego otoczenie już inaczej reagowali na te hasła.... Widać było że bez Ukrainy Rosja nie może żyć. 

Ukraina ma ogromny potencjał, żeby zapewnić sobie dostatnie życie. Oddzielenie się Ukrainy od Związku Radzieckiego zainicjował Narodowy Ruch Ukrainy. Narodowy Ruch był nową  partią, którą stworzyli głównie byli więźniowie polityczni, którzy podczas istnienia Związku Radzieckiego walczyli o wolność Ukrainy. To byli ci najlepsi, to był kwiat narodu. Na początku Ukraina zrobiła duży krok do przodu. A potem... główny organizator i kierownik Narodowego Ruchu Wiaczesław Czornowił zginął w wypadku samochodowym. Ruch podzielił się na dwie części. Jedną częścią zaczęli rządzić byli kierownicy KGB. Druga część powoli zniknęła...Stopniowo na wszystkie stanowiska wrócili dawni komuniści. Ukraina była z jednej strony niepodległa, a z drugiej powróciły duchy ZSRR. Reformy istniały głównie na papierze, bo miejscowe władze je wstrzymywały. 

Przykładowo państwo oddało ludziom ziemie rolną. Lokalne władze robiły jednak wszystko, żeby ziemia została „w  kołchozach", a ludzie byli właścicielami tylko formalnie. Moja rodzina otrzymała około 12 hektarów dobrej ziemi. Próbowaliśmy oddać ziemię w arendę bo sami nie mieliśmy możliwości jej zagospodarować. Ale władze gminy oszukały 1500 mieszkańców wioski i cała ziemia, około 1500 hektarów, została „w kołchozie". Dlatego pojechałem porozmawiać z przedstawicielem władz gminy i powiedziałem mu, że jego pracownicy, łamiąc prawo, oszukali ludzi. Na co on odpowiedział: "Bydło prawdy wiedzieć nie powinno. Bydłu nie można dawać swobody". Wszystkim mieszkańcom wioski udało się ostatecznie odebrać naszą ziemię. Zrobiliśmy to zgodnie z literą prawa.
Tak było wtedy na całej Ukrainie. Ludzie mieli już dość. Podczas następnych wyborów prezydenckich, kiedy naród ukraiński był kolejny raz "gwałcony" , wybuchła Pomarańczowa Rewolucja. Naród przejął władzę i wybrał Wiktora Juszczenkę na prezydenta. Pamiętam jak Polska bardzo wspierała Ukraińców i prezydenta Juszczenkę. Wsparcie Polski była olbrzymie. Nowe władze Ukrainy szybko zrobili ogromny postęp w rozwoju demokracji. Ukraińcy po raz pierwszy w historii poczuli się nie "bydłem" ale wolnymi ludźmi na swej własnej ziemi.

Kadencja Juszczenki  się skończyła. Kolejne wybory wygrał Janukowycz mocno popierany przez  Rosję. Niestety sporą rolę w rujnowaniu władzy Juszczenki odegrała Julja Tymoszenko. Nowa władza zniszczyła osiągnięcia Pomarańczowej Rewolucji i ponownie zaczęła poniewierać ludźmi.

Teraz obserwujemy na Ukrainie nowy wybuch, nową rewolucję. Naród stracił cierpliwość. Za dużo znęcania ze strony władzy wycierpiał naród Ukrainy, dalej już nie chce cierpieć. Ukraińcy chcą żyć dostojnie w wolności razem z innymi narodami Europy. Bo Ukraina znajduje się nie w kosmosie i nie na obrzeżach ale w samym środku Europy.

Modlę się do Pana Boga za wolność Ukrainy. Modlę się także za Polskę żeby mocno trzymała się demokracji. 
Niech Pan Bóg wspiera nasze narody.

Anatoliy Pudlo



Źródło informacji:
www.kontynent.waw.pl



MANE  TEKEL  FARES





Był sobie kRaj

piątek, 20 września 2013   SEE


Jedz ryby z Pasymia

Olsztyn (niem. Allenstein), dworzec główny w sobotni rześki poranek. Odjazd autobusu szynowego do Szczytna (niem.Ortelsburg) , godzina 8:30. Plan podróży ułożony na poczekaniu, kierunek Pasym (niem. Passenheim), urocze miasteczko położone między jeziorami Kalwa, Leskim i Gromem. Miasto z 1386 roku, lokowane na  prawie chełmińskim. Już sama data założenia miasta stanowi swego rodzaju zachętę do odwiedzenia tego miejsca.
Punktualnie po pół godziny podróży, zgodnie z rozkładem, pociąg dotarł do stacji Pasym. Spalinowy silnik autobusu szynowego pracował rytmicznie. Po sygnale odjazdu pociąg ruszył do Szczytna.

Budynek dworca od strony torowiska
Stojąc na peronie patrzyłem w krańcowe światła oddalalającego się pociągu. Zanim postanowiłem przejść się stacyjną alejką, po drugiej stronie ulicy Olsztyńskiej zauważyłem budynek - ruinkę z odpadającym tynkiem spod którego ukazywały się już mało czytelne napisy. Lubię takie niespodzianki, można powiedzieć smaczki historyczne.


Budynek z napisem
Pamiątka z przeszłości
Kierując się drogą do centrum Pasymia, minąłem opuszczony cmentarz ewangelicki. Zawsze zastanawiałem się dlaczego dworce mazurskich miejscowości są zwykle sporo oddalone od zwartej zabudowy? Odpowiedź znalazłem w książce Leszka Adamczewskiego, Łuny nad jeziorami. Agonia Prus Wschodnich. Otóż budując budynki stacji poza zwartą zabudową, budowniczy chcieli uniknąć ewentualnego zapruszenia ognia przez przejeżdżające lokomotywy.
Po jakimś czasie dotarłem do właściwego Pasymia. Zatrzymałem się na chwilę przy budynku poczty (ulica Mikołaja Reja). Sam budynek nie wzbudził we mnie zainteresowania lecz umiejscowione na nim dwa ciekawe elementy: żeliwny otwór podtynkowej skrzynki  na listy i sympatyczny listonosz w formie "płaskorzeźby" nad drzwiami frontowymi.





Ulica Mikołaja Reja ciągnie się aż do parceli gdzie znajduje się piękna świątynia ewangelicka z końca XV wieku. Kościół był okazały i widoczny z daleka. Skręciłem w prawo i po chwili znalazłem się w centrum. Już pierwsze spojrzenie na rynek, do którego się udawałem, zadowoliło mnie. Uwielbiam mazurskie miasteczka! Pasym wydawał się miejscem spokojnym, rozleniwionym porannym słońcem. Jedynie ratusz miejski dominował nad nie wysoką zabudową rynku.
Lubię obserwować życie w małych miastach. Mieszkańców którzy podążali do znanych sobie miejsc. Usiadłem tuż przy sklepie Fokus. Otworzyłem termos. Czarny płyn ostrą wonią przesycił poranne powietrze. Powoli wlałem w siebie gorącą kawę. Delektowałem się widokiem kamienic i mieszkańców Pasymia. Wspominałem słowa Johanna Leberechta: "Tutaj jesteśmy szczęśliwi (...) Żyjemy na uboczu dróg i daleko od miast. We własnym świecie. I żyjemy dobrze. Tak też ma to pozostać".



Późno gotycki kościół ewangelicki z końca XV w.




Zabudowa ulicy Ogrodowej


Sklep&apteka Fokus



Jedz ryby z Pasymia

Jezioro Kalwa