95. rocznica przewrotu bolszewickiego w Rosji
Włodzimierz Lenin. Fot. PAP/CAF SEE
JAK CAR KOZAKÓW PRZECHYTRZYŁ
[Władysław W. Serczyk]
Jak odbyła się naprawdę "Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa" ?
Skutki były katastrofalne. Bolszewicy grzecznie zaproszeni przez Kiereńskiego, wrócili na tarczy do legalnego życia politycznego. Lenin był wniebowzięty - pisał jego biograf Robert Service. W traktatach pisanych w zaciszu wiejskiej kryjówki i na spotkaniach parł do wywołania natychmiastowego zbrojnego przewrotu, by zdruzgotać biurokratyczno-militarystyczną machinę, czyli dyktaturę Kiereńskiego albo Korniłowa. Od tego miało się zacząć bolszewickie "urządzanie świata na nowo". Nieszczęsny Kiereński niewiele już o tym wiedział, gdyż 18 września skasował Departament Kontrwywiadu Politycznego, co odcięło go skutecznie nawet od wiedzy o planach bolszewików.
Nie wiemy dokładnie, kiedy Lenin przekradł się do Piotrogrodu, chyba gdzieś w pierwszej połowie października. Żył nadal w ukryciu, w dzielnicy Wyborskiej. Ujawnił się na dwa dni przed przewrotem. Sytuacja jest jasna: albo dyktatura Korniłowa, albo dyktatura proletariatu i najuboższych warstw chłopstwa - dowodził gniewnie 26 października na zebraniu KC, zrywając ze złości z głowy maskującą go perukę.
Przybycie Lenina do Piotrogrodu. Wg nieznanego artysty rosyjskiego
W tych dniach ogłoszono zwołanie II Zjazdu Rad, ale Lenina już nie interesowało, czy bolszewicy będą mieć na tym zjeździe przewagę. Trzeba zagarnąć władzę - powtarzał, a o zjeździe pogadamy potem - cytuje jego słowa Pipes. Wielu nadal było przeciw puczowi: Mojsiej Uricki twierdził, że 40 tys. karabinów w rękach Czerwonej Gwardii nie wystarczy. Nadal przeciwni rewolcie byli też Kamieniew i Zinowjew.
Taktyka Lenina polegała na sprowokowaniu rządu, oskarżeniu go o wywołanie ruchu mas i tym wiarygodniejszego przejęcia władzy. I to mu się udało, przy udziale niezwykłej inercji, pecha i fatalizmu, ciążącemu nad postacią Kiereńskiego.
Słynny szturm z 6 na 7 listopada 1917 r. na Pałac Zimowy według późniejszej legendy bolszewickiej był datą rozpoczęcia "Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej". W rzeczywistości pucz zaczął się pięć dni wcześniej i przybrał rzeczywiście charakter zorganizowanego powstania czy rewolucji. Przewrotu dokonano z chirurgiczną precyzją: najpierw czerwoni poprzecinali łącza telegraficzne i telefoniczne rządu ze sztabem wojskowym. Następnie utworzony Komitet Wojskowo-Rewolucyjny, zdominowany przez bolszewików, podporządkował sobie znaczną część wojska garnizonu piotrogrodzkiego.
Bolszewickie oddziały zajmowały strategiczne punkty bez jednego wystrzału. Nie było to trudne: 15 tys. oficerów rosyjskich w Piotrogrodzie tarzało się w pijackich orgiach, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, co się dzieje, a siły junkierskie, chroniące rząd, okazały się dalece niewystarczające. Nie ściągnięto nawet karabinów maszynowych.
Z błędów Kiereńskiego można by utkać cały dywan nonsensów. Skutkiem dziwacznych zaniedbań, pomyłek, podejrzliwości naprzeciw wielotysięcznej masy marynarzy kronsztadzkich i czerwonych gwardzistów do obrony siedziby rządu - Pałacu Zimowego - stanęła garstka. 140 ochotniczek Batalionu Śmierci, 40 inwalidów dowodzonych przez oficera poruszającego się na protezach oraz junkrzy i kilkunastoletni elewi.
A i tak był to wyczyn administracji Kiereńskiego. Inne ośrodki władzy nie miały nawet ochrony i straży: do Sztabu Armii w Pałacu Inżynierskim bolszewicy po prostu weszli i zajęli miejsca, natomiast ci, co siedzieli, wstali i wyszli - jak pisze Pipes. Sztab nie miał nawet warty, z ulicy wchodził kto chciał.
6 listopada w rękach rządu pozostał tylko Pałac Zimowy. Kiereński z półprzymkniętymi z napięcia i strachu powiekami dopiero wtedy zaczął prosić telefonicznie (bolszewicy nie zauważyli dwóch linii) dowódców frontowych o pomoc. Wreszcie sam ruszył do Pskowa, do dowództwa 3. Korpusu Kawalerii, który niedawno oskarżał o zdradę w "puczu Korniłowa". Udało mu się ich przekonać: Kozacy z korpusu dotarli do Carskiego Sioła, dwie godziny od stolicy Rosji.
Było już jednak za późno. Lenin z obandażowaną dla niepoznaki twarzą, w peruce i okularach zjawił się w siedzibie bolszewików, Smolnym. Przemykał przez miasto, gdzie działały biura, sklepy, bawiono się i pito do upadłego w lokalach. Nikt w Piotrogrodzie nie wiedział, że Rosja w tych dniach listopadowych (w datacji rosyjskiej, czyli juliańskiej, był to październik) została pochwycona w żelazny uścisk komunizmu! Lenin powiedział nawet Trockiemu po niemiecku, że w głowie mu się kręci: przejście z konspiracji do władzy było zdecydowanie za szybkie.
Tymczasem 5000 marynarzy kronsztadzkich usiłowało zdobyć Pałac Zimowy. Szturm od razu załamał się, gdy napotkali na ogień junkrów i Kobiecego Batalionu Śmierci. O 18.30 Komitet Wojskowo-Rewolucyjny dał więc rządowi ultimatum: albo Pałac Zimowy zostanie ostrzelany przez krążownik "Aurora" i z Twierdzy Pietropawłowskiej, albo się podda. Ministrowie nie chcieli się poddać: spodziewali się odsieczy Kozaków i Kiereńskiego.
W rzeczywistości "Aurora" nie miała ostrej amunicji. Oddała jednak salwę - ślepymi nabojami i zamilkła. Mimo to doskonale pasowała do legendy początków rewolucji, którą stworzyli potem bolszewicy. W legendzie tej nie znalazło się jednak miejsce na to, że z 30 wystrzałów armatnich, oddanych z twierdzy, tylko dwa trafiły, niegroźnie, w Pałac Zimowy. Nikt w tych godzinach nie chciał umierać za władzę Lenina i jego partii. Natarcie było rachityczne: wprawdzie oddziały czerwonych gwardzistów usiłowały wedrzeć się do pałacu, ale natrafiając na uzbrojonych junkrów, zaraz się poddawały.
Zapadał zmrok, a odsiecz dla rządu nadal nie nadciągała. Zniechęceni Kozacy odeszli spod Carskiego Sioła, a junkrzy w pałacu opuścili stanowiska dział. Kobiety, zaciekłe jak już się biją, walczyły do końca: Kobiecy Batalion Śmierci z garstką kilkunastoletnich elewów strzelał i trwał.
Jednakże wcale nie było szturmu na Pałac Zimowy, jak przedstawiała propaganda bolszewicka i film Sergiusza Eisensteina. Tuż po północy 7 listopada gwardziści i marynarze po prostu wchodzili oknami i przez otwarte drzwi. Mało kto strzelał. Zdaje się, że doszło do gwałtów kobiet.
Cena przewrotu październikowego była niewygórowana: 5 zabitych i kilku rannych. Lenin powie niebawem, że rozpoczęcie rewolucji światowej znaczyło tyle, co podnieść piórko.
Straszliwe było to piórko. Skutkiem puczu przypominającego farsę, Rosja, a potem inne państwa znalazły się w zbrodniczym uścisku totalitarnego systemu. Zainicjowanego przez byłego prymusa z Symbirska ze złotym medalem gimnazjalisty, który, idąc za słowami Gorkiego, traktował lud jak metalurg rudę.
Rozpoczęło się bowiem w zgodzie z naukami Lenina przetapianie nowego społeczeństwa. Towarzyszyły temu nieopisane okrucieństwo, zbrodnie przeciw ludzkości i grzebanie elementarnych zasad człowieczeństwa. Niebawem zaczęto stawiać pomniki ludobójcom, jakby świat oszalał. Objęło to również Polskę.
Niekiedy jednak i dotąd słyszy się opinie, że rewolucja bolszewicka była koniecznością dziejową, wynikiem dialektycznych procesów zakończonych, było nie było, awansem Rosji w wyścigu mocarstw. Jednak czyim kosztem: dziesiątków milionów ofiar? Utratą godziwego życia przez niemal cztery pokolenia Rosjan i innych narodów?
W 1913 r. przed wybuchem wojny gospodarka rosyjska była jedną z najszybciej rozwijających się na świecie. Oczywiście istniały tam obszary straszliwej nędzy, ale i prężnego kapitału. Iluż rentierów francuskich straci niebawem pieniądze właśnie w Rosji, gdyż bolszewicy nie będą spłacać długów carskich. Tymczasem w przededniu puczu Lenina Rosja się demokratyzowała, nawet za ostatniego cara. Prawdopodobnie ewolucja kapitalistyczna powoli przemieniłaby ten wielki kraj bez krwawych ofiar.
Przewrót październikowy nie był więc zapewne dziejową koniecznością. Istniało wiele scenariuszy i dróg rozwoju sytuacji w Rosji. "Zwycięstwo światowej rewolucji" było raczej wymysłem kolejnego intelektualisty, dawnego prymusa i samouka zadufanego w swą dialektyczną wiedzę, który chciał zbawić świat bez Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz