n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

sobota, maja 17, 2014

POpolsza * socjudEU * Kwintesencja


.
Prof. Witold Kieżun: Polska Afryką Europy. Transformacja była klasyczną neokolonizacją
Cały, obszerny wywiad czytaj TUTAJ
 
 
ZAMIAST  WSTĘPU.
  • Dlaczego to robicie?

    To że przeciętni ludzie - jak ów łódzki morderca Ryszard Cyba - stają się niebezpiecznymi ofiarami przemysłu pogardy - to zrozumiałe, gdyż zwykły człowiek jest bezradny wobec intelektualnej przemocy mediów opanowujących łatwo wyobraźnię.
    Ale trudno się pogodzić z tym, że polscy intelektualiści tak nisko mogą upaść, że będą obmyślać niewybredne seanse pogardy - jak pamiętna (sprzed roku) ankieta na temat "jak skończy Jarosław Kaczyński." Zademonstrowano bezmiar samoupodlenia w wykonaniu kwiatu establishmentowej elity, co wówczas p. J. Jankowska określiła jako "lincz medialny".
    Skomentowałem tamtą ankietę z niedowierzaniem: W sytuacji gdy ktoś bez wahania i siląc się na dowcip wypowiada w medialnej ankiecie myśli, które osoba nie dotknięta zbydlęceniem zdradziłaby po wielogodzinnych torturach, jedynym wytłumaczeniem jest to, że on tak musi, że nie może inaczej. Tak jak żołnierz na wojnie.
    A toczy się wojna psychologiczna, na tej wojnie zaś do zadań wyznaczanych żołnierzom należy dokonanie mordu psychicznego na wrogu publicznym nr 1, czyli liderze opozycji.
    I to nie jest w sumie żadna przenośnia, polityczna wojna to jest wojna. Udział w takim ankietowym linczu to był wkład celebrytów do wojny, którą prowadzą także rządowi "dziennikarze", w tym niektórzy szczycący się tym, że są och ach, kumplami pana Premiera, tego co publicznie tak ją ogłosił: zostały dokonane przegrupowania w rządzie, by móc odpowiednio uzbroić się na wojnę z PiS-em. - Do tej wojny potrzebuję ludzi najlepszych, twardych - podkreślił premier.
    Skoro jednak ta dywersyjna wojna psychologiczna toczy się nie z wrogiem zewnętrznym, ale z własnym społeczeństwem, mamy do czynienia ze zorganizowanym przestępstwem organów państwa przeciw opinii publicznej. Tej, którą się oszukuje i zwodzi matactwami w sprawie Smoleńska, nie wynikającymi z żadnej konieczności, jedynie będącymi kontynuacją przemysłu pogardy sprzed katastrofy.

_________________________________________________

BOBOLOWISKO   Monday, May 12, 2014


Co nam mowi ekonomia polityczna

   Ostatnio poswiecilem troche uwagi problemowi rozwoju Naszej Umeczonej Ojczyzny pod katem zmian jakie zaszly w niej po rozpadzie Imperium Radzieckiego. Interesowal mnie szczegolnie okres post-anchlussowy (2003- ), ktory przedstawiany jest jako szczegolnie owocny przez aktualna polska elite polityczna. Jak sie dowiaduje z Wiadomosci polskiej telewizji ale takze z nielicznych niestety wypowiedzi Moich Wiernych Czytelnikow okres ten jest odbierany takze bardzo pozytywnie przez moich wspolobywateli. Przypomina mi to nieco wczesniejszy entuzjazm a takze pozniejsza teskote za okresem PRL-gierkowszczyzny. Jesli jestem mniej entuzjastyczny to dlatego, ze moja analiza wskaznikow ekonomiczo-polityczych Polski nie wskazuje na to, ze ow entuzjazm dla uczestnictwa w Unii ma szczegolnie silne podstawy racjonalne. Ukrainska wojna domowa otrzezwila troche umysly ale jak sie wydaje niedostatecznie. Stalo sie bowiem jasne, ze kraje wiodace Unii a takze USA nie maja woli walki o Ukraine jako panstwo, ktorego granice zagwarantowali w zamian za oddanie przez nia po-sowieckiej broni jadrowej. Ani USA ani Niemcy, Francja czy Anglia nie zamierzaja "umierac za Krym" a zapewne takze i za terytoria Ukrainy zadnieprzanskiej i poludniowej jesli Rosjanom uda sie je oderwac od Ukrainy. Ze wzgledu na to, ze tam wlasnie leza centra przemyslowe tego panstwa Kadlubowa Ukraina Zachodnia stanie sie bez nich rezerwatem agresywnego chlopstwa, ktory ma rownie male szanse pomyslnego rozwoju gospodarczego jak indianskie rezerwaty w USA. W takiej sytuacji radzilbym zaproponowac nowo powstalemu rajowi banderowcow federacje z Polska, ktora ta ziemia wladala zreszta od stuleci. Dziela nas oczywiscie liczne "rachunki krzywd" od mordow wolynskich poprzez pacyfikacje Powstania Warszawskiego przez bandy ukrainskiego SS a takze pozniejsze walki z UPA i pacyfikacje ludnosci ukrainskiej w pozostalej resztowce wschodnich ostepow Polski Ludowej ale byc moze przyszedl czas na to aby przejsc nad zaszlosciami do porzadku dziennego.

    Ale nie o tym chce mowic.  Zainteresowalo mnie bowiem to w jaki sposob wydarzenia ostatniego dwudziestolecie (czyli okres czasu rowny czasowi istnienia II RP) odbijaja sie na ekonomii krajow z nami sasiadujacych. W tym celu sporzadzilem zestawienie zmian jakie zaszly w tym czasie w krajach z nami sasiadujacych: Rosji, Ukrainy i  Niemiec. Dla porownania podaje takze stosowne dane dla USA.
Posluguje sie w zasadzie PKB (czyli GNP)  przeliczonym w zlocie (dla unikniecia efektu dewaluacji) i wyrazonym na glowe obywatela.  Dlaczego w zlocie i dlaczego na glowe?  Odpowiedz jest prosta. PKB jest miara "obrotu "  tego co mozna nazwac panstwowa firma narodowa. Jak obrot kazdej firmy - prywatnej czy panstwowej - wskaznik ten nie mowi nam czy firma jest dochodowa czy nie. Jest on tylko miara wielkosci ekonomii panstwa i do pewnego stopnia pokazuje takze czy jest to ekonomia zdrowa i stabilna czy tez nie.
Jesli chcemy sie dowiedziec czy nasza firma narodowa jest dochodowa  czy tez "goni bokami" to musimy spojrzec na zbilansowanie budzetu panstwowego - czyli skad sie biora fundusze na operacje calego interesu oraz na to czy firma ta jest zadluzona zagranicznie w sposob niezbilansowany czy nie. Co to znaczy niezbilansowany?  Jak juz kiedys pokazalem wiekszosc jesli nie wszystkie kraje Unii a takze USA pozyczaja pieniadze od sasiadow sprzedajac im wlasne obligacje pieniezne. Jesli suma pozyczona od panstwa X  przez panstwo Y jest rowna sumie pozyczonej przez panstwo Y  od panstwa X to zadluzenie jest zbilansowane.  Jesli nie to jeden z kontrahentow ma niezrownowazony dlug. Dlaczego wystepuje takie wzajemne pozyczanie z zerowym (lub nie ) bilansem  to inna sprawa. Ale istnienie niezbilansowanego dlugu zagranicznego jest zawsze niepokojace zwlaszcza gdy przekracza on posiadane rezerwy finansowe. Dlug taki firma narodowa moze splacic tylko wtedy gdy ma dodatni bilans handlu zagranicznego czyli gdy sprzedaje towary za wieksza sume niz ta za ktora kupuje.  Na przyklad w Polsce bilans handlu zagranicznego  byl negatywny od samego poczatku Polski Ludowej przez PRL (z dwoma bodaj latami ekonomii gierkowskiej bedacymi wyjatkiem od reguly) i stan ten utrzymuje sie przez caly okres III RP.
Rys.1

   Ekonomie narodowe podaja swoj obrot (PKB = GNP) w jakis jednostkach. Najczesciej sa to waluty narodowe. Aby jednak porownywac ekonomie roznych krajow musimy je przeliczyc na identyczne jednostki. Najczesciej taka wspolna jednostka jest dolar amerykanski (USD). Byla to dobra miara wartosci tak dlugo jak dlugo "dolar byl tak dobry jak zloto" i w pelni na nie wymienialny po stalej relacji ustalonej przez banki rezerwy federalnej. To jednak skonczylo sie w roku 1970 i od tego czasu USD ma kurs wzgledem zlota ustalony na gieldzie metali kolorowych.  Inaczej mowiac USD przestal byc standartem wartosci i dewaluowal sie stopniowo z krotkimi okresami rewaloryzacji. Jak to wygladalo w aspekcie historycznym pokazuje rys. 1. Jesli chcemy zobaczyc ile faktycznie warta jest ekonomia jakiegos panstwa to musimy pozbyc sie nierealnych wzrostow czy spadkow PKB wywolanych manipulacjami politykow na walucie krajowej. W Polsce w latach 90-tych kazda emerytka byla milionerka co nie ozaczalo, ze mogla zwiazac koniec z kocncem. Stad moje wykresy stosuja zloto jako miare wartosci walut i PKB krajow. Mozna tez powiedziec, ze stosuje jako miare dolary sprzed roku 1970.
Rys.2

Spojrzmy teraz na PKB Stanow Zjednoczonych przedstawiony na rys.2 . Skala czasowa jest tu wieksza niz na wykresach odnoszacych sie do innych krajow z tego wzgledu, ze wiekszoscc z nich ulegla powaznym zmianom granic w ciagu ostatnich dwudziestu lat. USA jest panstwem od dluzszego czasu ustabilizowanym i z tego wzgledu wygodnym jako ilustracja przemian gospodarczych w dlugiej skali czasowej. Dzieki temu latwo obserwujemy, przy zastosowaniu miary wartosci w postaci zlota , wzloty i upadki gospodarki amerykanskiej w ciagu ostatnich osiemdziesieciu paru lat. Calkiem jakosciowo inny obraz GNP USA daje nam wykres historyczny uzywajacy dollar amerykanski za jednostke wartosci (http://research.stlouisfed.org/fred2/series/GNP )  Amerykanska gospodarka jest raczej niestabilna a okresy prosperity - liczace na ogol kilkadziesiat lat- wywolane sa bodzcami nienaturalnymi. Sa to najczesciej wojny albo wyscig zbrojen prowadzony w skali swiatowej. PKB USA ma wyglad funkcji quasi-periodycznej o postaci "zebow pily" . Wzrastajaca czesc kazdego "zeba", trwajaca na ogol 10 do 20 lat,  odpowiada okresowi latwego kredytu i pieniadza produkowanego w zasadzie bez koniecznego odniesienia do wielkosci posiadanych rezerw zlota. Wielki wzrost lat 1935-1970 byl wywolany kredytowaniem II Wojny Swiatowej  oraz pozniejsza budowa bariery sanitarnej wokol swiezo powstalego Imperium Sowieckiego. Do nastepnego wielkiego wzrostu przyczynily sie zbrojenia "gwiezdnych wojen prez. Reagana" , pare drobnych wojen lokalnych oraz kryzys roku tysiecznego, ktory wymusil zainteresowanie rozwojem komputeryzaci kraju. Okresy pokoju : lata 1970-1980 oraz 2000-2014 byly niedobre dla amerykanskiej gospodarki. Czesciowo stalo sie tak dlatego, ze powolny spadek koniunktury wojennej wywolal zwrot uwagi finansistow na spekulacje o bardzo ryzykownym charakterze. Te zas, po ich upadku,  wywolaly ogolnoswiatowy kryzys bankowy. Zapasci bankowe byly glowna przyczyna depresji w latach 1970-1980 oraz 2000-2014. Ta ostatnia zreszta trwa w najlepsze i wybawieniem moze byc dopiero nadchodzaca wojna swiatowa o wymiarze globalnym.
Rys.3

Zauwazmy tez, ze wskaznik gospodarczy jakim jest PKB jest ekstensywna funkcja (pierwszego rzedu) liczebnosci populacji systemu. Wystarczy tu zapamietac, ze PKB kraju zalezy od wielkosci jego populacji i  ze wzrost populacji moze zarowno sluzyc powiekszeniu PKB jak i jego zmniejszeniu. Wszystko zalezy od tego czy uda nam sie zagospodarowac kapital ludzki dla zwiekszenia produkcji czy tez stanie sie on tylko obciazeniem dla gospodarki. Pisze to dlatego, ze czesto pojawiaja sie w prasie glosy  mowiace o koniecznosci imigracji na teren kraju "gdyz za pare lat nie bedzie komu pracowac na emerytury jakie maja byc wyplacane w przyszlosci". Jest to nonsens zarowno w USA jak i w Polsce. W obecnej chwili, dzieki globalizacji i polityce gospodarczej obu rzadow, mamy do czynienia z nadmiarem rak do pracy. Stad wysokie bezrobocie (czesciowo utajone) oraz emigracja zarobkowa z Polski. Z Ameryki emigruja tylko nieliczni (jak dotad) ale nadmiar rak do pracy owocuje pogarszajacymi sie warunkami wynagrodzenia oraz obnizeniem stopy zyciowej populacji. W przypadku USA widzimy to na historycznym wykresie PKB na glowe (rys. 3) Jak latwo zauwazyc, widzimy malejace wielkosci maksimow PKB (w latach 1970 i 2001) oraz wolniejszy wzrost w czasie ostatnim.  Na wykresie krajowego PKB  dla USA (rys. 2) jego wartosc wzrosla (koncowka 2009-2014) ale PKB/ glowe jest ciagle wolno malejaca funkcja czasu. Bezrobotni i imigranci przejadaja niewielki wzrost produkcji, ktory idzie na koszty socjalne. USA jest krajem powierzchniowo duzym (9 372 610 km^2 ) ale tylko 17.5% tej powierzchni nadaje sie do produkcji rolniczej. Aktualna wielkosc populacji to 313.1 mln obywateli. Z danych demograficznych mozemy okreslic aktualne wspolczynniki kinetyczne rozplodu (r= 4.38x10^(-11)  i smiertelnosci (k= 0.0083).
Przy takiej kinetyce demograficzej liczba mieszkancow USA w stanie stacjonarnym powinna wyniesc okolo 190 mln ludzi.
Rys.4

Aktualna liczebnosc populacji jest  niemal dwa razy wieksza (patrz rys. 4) co oznacza, ze bez modyfikacji wspolczynikow kinetycznych, czyli bez zwiekszenia smiertelnosci albo zmniejszenia urodzin Stanom Zjedoczonym grozi katastrofa demograficzna. Wskazuja na to tez obliczenia ekologow (patrz www.footprintnetwork.org)- odcisk stopy ekologicznej wynosi bowiem 7 a  pojemnosc biologiczna terytorium to 3.5. Jak z tego wynika USA jest dwukrotnie przeludnione co oznacza, ze z biegiem czasu populacja zdewastuje w sposob nieodwracale swoj habitat. Najwiekszym  zagrozeniem jest obecnie imigracja z Meksyku. Jest to jednak temat politycznie drazliwy. Co prawda wzmacnia sie nieprzepuszczalnosc poludniowej granicy budujac plot podobny do tego jakim Zydzi Izraela oddzielili sie od Palestynczykow ale administracja jest bardzo ostrozna w gloszeniu tego faktu. Meksykanie i Latynosi sa bowiem znaczna grupa wyborcow, ktorzy oczywiscie sa zwolennikami swobodnego przeplywu latynoskich glodomorow na utrzymanie socjalne w USA.

   Wrocmy jednak do Naszej Umeczonej Ojczyzny. Jest to kraj o powierzchni 312 683 km^2, z ktorej az 35.9% jest ziemia uprawna. Aktualna populacja wynosi 38.3 mln. Wspolczynniki rozplodu i smiertelnosci wynosza odpowiednio r= 2.6x 10^-10 i k= 0.0105. Obliczona na tej podstawie liczebnosc populacji stacjonarnej wynosi 40.2 mln. Jestesmy wiec ponizej stanu stacjonarnego czyli na etapie wymierania. Jest to w zasadzie wiadomosc pomyslna gdyz odcisk stopy ekologicznej dla Polski wynosi obecnie 4 przy pojemnosci biologicznej wynoszacej polowe tej wielkosci (czyli 2). Polska jest wiec dwukrotnie przeludniona co latwo zauwazyc w popularnych miejscowosciach wypoczynkowych. Co wiecej powinnismy starac sie powiekszyc smiertelnosc i zmniejszyc przyrost naturalny aby w mozliwie krotkim czasie osiagnac demograficznie uzasadniony  poziom stacjonarny wynoszacy okolo 20 mln obywateli. Jak widac na rys.5


Rys.5

 populacja Polski rosla monotonicznie przez caly okres Polski Ludowej i PRLu az do roku 2000. Pozniej nastapil gwaltowny spadek liczebnosci populacji, ktorego przyczyny sa  mi nieznane. Byc moze rozpoczela sie wtedy szybka emigracja mlodego pokolenia do krajow Unii. W kazdym razie byla to przyczyna wysoce nienaturalna -cos w rodzaju smiertelnej epidemii. W roku 2009 trend sie odwrocil - czyzby depresja ekonomiczna na Zachodzie wplynela na powrot emigrantow? Przez ostatnie trzy lata populacja ustabilizowala sie na poziomie okolo 38.5 mln. Nie mniej jest to ciagle poziom zbyt wysoki i jesli nie chcemy kompletnie zniszczyc naszego kawalka biosfery to musimy obnizyc liczebnosc Polakow do rozsadnego poziomu badz pomyslec o odzyskaniu przestrzeni zyciowej na Wschodzie.
Rys.6

    Na rys. 6 widzimy realny PKB Polski w latach 1980-2013 obliczony na glowe mieszkanca (w uncjach zlota) . Jest to wykres pouczajacy z tego wzgledu, ze obejmuje stosunkowo dlugi okres naszej najnowszej historii gospodarczej. Widzimy wiec, ze po upadku gospodarki okresu gierkowskiego mamy pewna restauracje wywolana stanem wojennym. Ten "lepszy" okres konczy sie w roku 1985 kiedy blokada ekonomiczna sabotuje rozwoj i w koncowym efekcie decyduje o upadku jaruzelszczyzny. Lata nastepne czyli okres 1990-2003 byly dla kraju dobre - PKB na glowe wzrosl niemal cztery razy. Rozwoj polskiej gospodarki zostal zsabotowany przez post-komunistow w roku przystapienia do Unii. Widzimy na wykresie "smiertelne drgawki" ekonomii w latach 2003-2007 po czym nastapil tragiczny spadek do poziomu tylko nieznacznie wiekszego niz maksimum krajowego obrotu za czasow stanu wojennego. Jak dalej rozwinie sie sytuacja to trudno powiedziec. Ostatni punkt pomiarowy wskazuje na wzrost PKB/glowe ale moze to byc takze efekt manipulacji statystyka gospodarcza.

    Spojrzmy teraz na naszego zachodniego sasiada czyli na "szkopskie niebezpieczenstwo". Niemcy sa krajem od nas tylko nieznacznie wiekszym powierzchniowo (357 868 km^2) o podobnym wymiarze ziemi uprawnej (34%) ale znacznie wiekszej (niemal dwa razy) liczebnosci - 82.2 mln. Wspolczynniki rozrodu i umieralnosci sa zblizone  : r= 9.7x10^-11,  k=0.012 ale Niemcy mnoza sie wolniej niz Polacy. Przy tych wspolczynnikach stacjonarna wielkosc populacji wynosi 122.3 mln. Obecne Niemcy maja populacje mniejsza od stacjonarnej wiec sa na etapie wymierania. Ich odcisk stopy ekologicznej wynosi 4.5 przy pojemnosci ekologicznej wynoszacej 1.8. Inaczej mowiac Niemcy sa przeludnione 2.5 raza zapewne dzieki ich nadmiernej industrializacji, ktora zdewastowala ich srodowisko naturalne. Ten stan jest zreszta glownym powodem olbrzymiej diaspory niemieckiej na swiecie oraz wojen jakie prowadzi ten narod w celu zdobycia koniecznej przestrzeni zyciowej (lebensraum).
Rys.7

   Na rys. 7 podaje PKB Niemiec  w latach 1980-2013 mierzonej w 10 ^9 (czyli mld lub amerykanski billion) uncji zlota. Lata 1980- 1998 byly dobre dla Niemiec. Koniec Imperium Sowieckiego przyniosl im terytorialny zysk w postaci NRD wraz z calym dorobkiem tego kraju. Ujawnil sie takze endemiczny w Niemczech "syndrom golebia" - czyli polityczna choroba przejawiajaca sie w tym, ze gdy Niemcy jako panstwo i narod dostana solidnie po tylku to wtedy jedza sasiadom z reki. Ale gdy tylko sie wzmocnia to robia im na glowe. Od roku 2000 sa oni na tym drugim etapie i buduja pogodnie IV Rzesze - chwilowo droga Anschlussow  ale to wkrotce sie skonczy. Skonczy sie zas z tego powodu, ze przekupywanie elit i populacji  krajow bylego sowieckiego dominium w Europie wschodniej jest niszczace dla niemieckiego dobrobytu -co widzimy na wykresie w latach 2000-2013.  W dodatku zas wojna otwarta pozwala takze na skuteczna redukcje liczebnosci populacji krajow podbijanych. Jesli podboj prowadzony jest droga "przylaczen" to wraz z uzyteczna nieruchomoscia i majatkiem podbijajacy dostaje takze malo-wartosciowa ludnosc tubylcza, ktora zajmuje miejsce potrzebne dla rodzimego osadnictwa.
Rys.8

 Na rys.8 widzimy wyraznie, ze PKB na glowe niemieckiego obywatela bardzo powaznie zmalalo po rozszerzeniu Unii o kraje Europy wschodniej. To wszystko dzieje sie przy niemal stalej wielkosci populacji (rys.9) czyli nie jest to "rozwodnienie" wywolane wzrostem ludnosci.

Rys.9
   Zajmijmy sie teraz naszym sasiadem ze wschodu.  Rosja czy Federacja Rosyjska jest krajem duzym - niemal dwa razy wiekszym powierzchniowa niz USA (17 075 400 km^2). Jednak tylko 7.3 % tego arealu jest ziemia uprawna.  Federacja posiada 142.8 mln obywateli (a wiec prawie dwukrotnie mniej niz USA).
Przy wspolczynniku rozrodu r= 8.26x10^-11 (mniej niz Niemcy) i wspolczynniku smiertelnosci k=0.014 (wiekszym niz Niemcy) populacja stacjonarna wynosi 169.4 mln. Rosja ma mniej obywateli a wiec stopniowo wymiera. Jej odcisk stopy ekologicznej wynosi 4 a pojemnosc ekologiczna wynosi 6.5.  Rosja jest wiec niedoludniona (okolo 2 razy) a tym samym stanowi interesujacy obiekt do zasiedlenia dla przeludnionych spoleczenstw polozonych na zachod od niej a byc moze takze dla Chin.
Polacy tyle razy dostawali w tylek od Rosjan, ze sa oni sklonni uwazac ten kraj za potege. Tak bylo moze za cara, kiedy liczebnosc zolnierzy byla czynnikiem decydujacycm,  ale obecna Rosja to kolos na glinianych nogach.


Rys.10
 Spojrzmy na wykres 10, na ktorym widzimy PKB Rosji w zlocie, w latach 1995-2013. To co zwraca uwage to niezwykla amplituda fluktuacji PKB w tym okresie obejmujacym czas likwidacji ZSRR, prezydenture Jelcyna (podczas ktorej PKB wzrosl do czasow sowieckich) , pozniej gwaltowny spadek w roku 2000 oraz rownie gwaltowny wzrost w okresie "dwuch cezarow" takze zreszta obarczony kilku depresjami. Takie gwaltowne skoki realnego PKB wskazuja na bardzo mala "pojemnosc" ekonomii tego kraju wywolana zapewne tym, ze jej gospodarka polega na rynku surowcow- glownie paliwowych. Ekonomia Rosji jest tylko dwa razy wieksza niz ekonomia Polski- kraju od niej znacznie mniejszego powierzchniowo i ludnosciowo. Trzeba jednak przyznac , ze PKB na glowe tego kraju rosnie - chociaz bardzo nierownomiernie (rys.11)
Rys.11

mimo tego, ze ponosi on straty ludnosciowe od roku 1990 wynikajace zapewne z odlaczenia sie czesci terytoriow, ktore staly sie panstwami niepodleglymi (rys. 12).
Rys.12

 Moze sie to wydawac nieprwadopodobne ale PKB/ na glowe Rosji dopiero teraz osiaga poziom PKB/na glowe Polski aktualnie a jest znacznie mniejszy od tego jaki byl udzialem Polaka w roku 2000. Nie ma najmniejszegom porownania pomiedzy wielkoscia ekonomii Rosji a ekonomia USA.

Rys.15
    Na koniec zajmijmy sie popularnym obecnie tematem Ukrainy. Jest to kraj dwukrotnie wiekszy od Polski (603 700 km^2) i od nas ludniejszy (45.2 mln). Jest to tez kraj rolniczy 56.1% powierzchni to ziemia uprawna. Jest to tez kraj wymierajacy. Wspolczynnik rozrodu r= 2.43x10^-10 a wspolczynnik smiertelnosci k= 0.016. Sa to parametry demograficzne zblizone do polskich. Przy takich parametrach stacjonarna populacja powinna wynosic 67 mln - czyli wiecej niz aktualna. Odcisk stopy ekologicznej dla Ukrainy wynosi 2.5 i taka tez jest jej pojemnosc ekologiczna.  Nie jest to wiec kraj przeludniony. Ekonomia Ukrainy od roku 1990 - kiedy to powstala jako odrebne panstwo z republiki zwiazkowej ZSRR- systwematycznie sie pogarsza. Widzimy to na rys. 13.
Rys.13

Rys.14

Ukraina zyje z jalmuzny, ktory to fakt przejawia sie raptownymi ale krotkotrwalymi skokami PKB. Po wyczerpaniu pozyczki kraj ten osiaga kolejne coraz nizsze minima PKB.
Widac to takze wyrazniej na rys. 14, na ktorym pokazany jest PKB na glowe obywatela. Poziom zycia Ukrainca spadl znacznie (okolo 2 razy) w stosunku do czasow radzieckich a impulsowe pozyczki powoduja, ze obnizenie sie poziomu zycia po ich wyczerpaniu jest jeszcze bardziej dotkliwe. Nic wiec dziwnego, ze populacja wolalaby powrocic na lono Rosji tam gdzie jest to mozliwe. Poziom zycia w Rosji jest bowiem przecietnie szesc razy wiekszy niz poziom zycia na Ukrainie. Podobnie i Polska wydaje sie Ukraincom krajem znacznie (okolo 5 razy ) bogatszym.

   Jak wynika z tego zestawienia, mimo panujacej opinii o bogactwie Rosji i Ukrainy i mieszkajacych tam miliarderach przecietny poziom zycia w tych krajach jest niski w porownaniu z Polska. W Polsce zreszta takze mamy elite finansowa, ktora upasla sie na na pracy i majatku narodowym. Jest zreszta calkiem naturalne aby ci z obywateli, ktorzy maja najwiekszy wklad kapitalowy w funkcjonowanie gospodarki decydowali takze o jego polityce wewnetrznej i zagranicznej. W koncu to wlasnie oni maja do stracenia najwiecej w wypadku katastrofy calego przedsiewziecia. Jak to ma miejsce zawsze, celem obecnej "demokracji" jest wytworzenie elity finansowej z grona urzednikow systemu wladzy. To wlasnie zle rokuje na przyszlosc.  W przypadku systemow nie-egalitarnych do wladzy dochodza na ogol ludzie, ktorzy albo wyrozniaja sie zdolnosciami wojskowymi w nabyciu terytorium kraju (np Buonaparte czy Pilsudski) albo tez wywodza sie z rodow juz zamoznych, ktore z uplywem czasu nabraly praktyki w zarzadzie majatkiem wlasnym i jego obronie oraz powiekszaniu w srodowisku innych, konkurencyjnych administracji. Ta "walka o byt" eliminowala w sposob naturalny osoby nie posiadajace odpowiednich talentow.
W przypadku "demokracji ludowej" ellite urzednicza stanowia ludzie na ogol nie odznaczajacy sie umiejetnoscia gospodarowania wytestowana na ich wlasnym majatku. Co wiecej mentalnosc urzednicza polega na tym aby dbac o to by konsekwencje decyzji w sprawach panstwowych nie odbijaly sie niekorzystnie na karierze "decydenta". Stad nieuchronna karuzela personalna jaka obserwujemy nieustannie od czasow Polski Ludowej do chwili obecnej.

http://bobolowisko.blogspot.com/2014/05/co-nam-mowi-ekonomia-polityczna.html

WLK TAJEMNICA PO-wodzenia PiS







Obrazek użytkownika smieciu



Wszystko co powiesz może zostać użyte przeciw tobie :)
W przypadku Jarosława wszystko co zrobi zostaje użyte przeciw niemu. To prawda.
Jednak co innego tak naprawdę jest denerwujące w PiS a czego chyba nikt tak naprawdę wyraźnie nie sformułował. Mianowicie to że (przynajmniej w moim mniemaniu) PiS uparcie zwraca się do lemingów, używa retoryki i chwytów podsuwanych przez jakąś agencję reklamową.

Być grzecznym. Nie używac brzydkich słów. Iść z nurtem itp.

To jest dla mnie najgorsze właśnie. Ja jako człowiek idei uważam że nie powinno się kryć ze swoimi ideami. Że nie ma nic gorszego niż ściemnianie, nie bycie sobą bo niby dzięki takim drobnym kłamstwom jest szansa że przekona się tłum i będzie można zrobić coś dobrego.
Nieprawda!

To się nie uda bo twoje manipulacje zostaną błyskawicznie obśmiane z obu stron no i przede wszyskim nie ma nic głupszego niż próby posługiwania się idiotycznymi chwytami w celu zdobycia poparcia idiotów!

Leming jest lemingiem, głupkiem, leniwym trybikiem systemu i w tej sytuacji są tylko dwie drogi w stosunku do takiego tępego tłumu. Totalna pogarda z jednoczesnymi kłamstwami mu schlebiającymi (czyli Tusk) albo prawda, brutalne uderzenie w tępy łeb. Ta druga metoda może pozornie wydawać się samobójcza ale jest tak naprawdę jedynie sensowna.
 Bo ostatecznie tylko autentyczne poparcie może pozwolić na autentyczne zmiany.
 Potrzebna jest wiara tłumu w twoją szczerość. Jakieś jego uświadomienie.

PiS nie jest zdolny do takiej brutalnej polityki bo do niej potrzeba autentycznych liderów wierzących i nie bojących się swoich idei. Liderów, którzy wierzą w swoje racje i nie boją się przedstawiania trudnych spraw za pomocą brutalnych słów i czynów.
W Polsce jest taki syf że potrzebni są wojownicy a nie politycy krygujący się na poprawne politycznie panienki.

Bo ktoś kto oczekuje zmian nie uwierzy że dokona ich panienka.
Potrzebne są twarde idee, twarde słowa, twarde czyny i twardzi ludzie, którzy będą wiedzieć czego chcą i jak się posługiwać ludźmi z agencji rekalmowych  a nie ludzie, którzy powiedzą agentom czego chcą i każą im wymyslić taktykę.
PiS nie jest i już nie będzie do tego zdolny.


piątek, maja 09, 2014

Panu Janowi Pietrzakowi.


                                                                                                                 
 Jan Stefan Pietrzak (ur. 26 kwietnia 1937 w Warszawie) – polski satyryk, aktor, monologista, autor i wykonawca licznych piosenek. Twórca „Kabaretu Hybrydy” oraz „Kabaretu Pod Egidą”. Felietonista „Tygodnika Solidarność” oraz prowadzący w TVP Historia program Po co nam to było…?

W bardzo młodym wieku został posłany przez matkę do wojska. W latach 1948–1957 był kolejno słuchaczem Korpusu Kadetów im. gen. Karola Świerczewskiego oraz Oficerskiej Szkoły Radiotechnicznej w Jeleniej Górze. Po odejściu z wojska pracował w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych przy produkcji telewizorów. Studiował również na kursie wieczorowo-zaocznym na Wydziale Socjologii Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, którą ukończył w roku 1968. Był członkiem Związku Młodzieży Polskiej, a także Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Po latach przyznał w wywiadzie dla Rzeczpospolitej (1994): Nie miałem nic przeciwko zastanej rzeczywistości. Nie walczyłem z nią, ja z niej wyrastałem – byłem w ZMP, w partii. Socjalizm brałem wprost (…). Dlatego w radzie robotniczej uchodziłem za krzykacza” Od 1960 roku związał się z Estradą Poetycką klubu studenckiego „Hybrydy” w Warszawie. Kierował studenckim Teatrem Hybrydy, prowadzącym trzy sceny: dramatyczną, kabaretową, i pantomimę. W latach 1961-67 Teatr przedstawił kilkanaście premier, w tym sztukę Janusza Krasińskiego Czapa, czyli śmierć na raty oraz sztuki Włodzimierza Odojewskiego, Jerzego Krzysztonia i Jerzego Górzańskiego. W tym okresie Kabaret umożliwił rozpoczęcie kariery wielu osobom, takim jak m.in. Jonasz Kofta, Adam Kreczmar, Stefan Friedmann, Maciej Damięcki, Wojciech Młynarski, Piotr Fronczewski. W 1967 roku Kabaret rozwiązano w efekcie zarzutów o wrogość wobec władz i deprawację młodzieży. Jan Pietrzak odszedł z „Hybryd”, planując założenie autorskiej sceny, z czego ostatecznie wykrystalizował się „Kabaret Pod Egidą”.”Kabaret Pod Egidą” rozpoczął działalność w 1967 roku. Warszawska premiera odbyła się 10 lutego 1968. Kabaret ten istnieje do dziś bez stałego lokalu Jako kabareciarz zasłynął satyrą polityczną komentującą ówczesną sytuację społeczno-polityczną i wymierzoną w ustrój PRL. W tych czasach jego twórczość była utożsamiana z etosem „Solidarności” i była głosem antykomunistycznej opozycji. Jest twórcą do dziś bardzo znanych spontanicznych hymnów opozycji w czasach PRL-u (Taki Kraj, Żeby Polska była Polską)

W latach 70. wraz z Krystyną Jandą i Piotrem Fronczewskim był inwigilowany przez SB w ramach akcji wymierzonej przeciwko twórcom „Kabaretu Pod Egidą. Po roku ’89 w Polsce popularnością cieszyły się organizowane przez niego Kabaretowe Kursy Śmiechoterapii.

Angażuje się w życie społeczne i polityczne m.in. biorąc udział w różnych inicjatywach, pisząc np. do „Tygodnika Solidarność” czy „Dziennika Polskiego” (wcześniej także do „Gazety Polskiej”). Ubiegał się w wyborach w 1995 roku o urząd Prezydenta RP, głosząc m.in. postulaty przywrócenia kary śmierci i liberalizacji gospodarki.. Wspiera również działania zmierzające do przeprowadzenia w Polsce lustracji – stąd wyraz poparcia dla Bronisława Wildsteina w lutym 2005 roku. W 2005 członek Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a w 2007 oficjalnie poparł Prawo i Sprawiedliwość w wyborach parlamentarnych, a także zasiadł w komitecie honorowego poparcia PiS-u. W 2010 był członkiem Warszawskiego Społecznego Komitetu Poparcia Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.

Postanowieniem Prezydenta RP z dnia 21 kwietnia 2009 za wybitne zasługi dla kultury polskiej, za działalność na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w pracy artystycznej został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
_ ________________________________________________________________ Ryszard Poślada                                                                                        15 lutego 2008
Jelenia Góra. BYŁEM PODCHORĄŻYM OSR
                                                                                                                          
Moja droga do OSR
O jeleniogórskiej uczelni po raz pierwszy usłyszałem, gdy zaraz po maturze podjąłem pracę w Warszawskich Zakładach Telewizyjnych, od mojego brygadzisty, byłego podchorążego OSR. Z wielkim sentymentem wspominał on naukę w tej uczelni, najpierw w Beniaminowie, a potem w Jeleniej Górze. Opowiadał też, o nieznanych mi dotąd stacjach radarowych, czym wzbudził moją ciekawość. W tym czasie w WZT pracował również inny były podchorąży OSR, późniejszy artysta kabaretowy, Jan Pietrzak. Wówczas, stałem przed koniecznością pójścia do wojska, bo byłem rocznikiem poborowym. W tej sytuacji podjąłem męską decyzję, aby zamiast do służby zasadniczej, wstąpić do szkoły oficerskiej o kierunku zgodnym z moimi zainteresowaniami, a więc do OSR. Złożyłem stosowne dokumenty w swojej WKR i po zaliczeniu komisji lekarskiej, otrzymałem skierowanie na egzaminy do Jeleniej Góry. W wyznaczonym terminie stawiłem się przed bramą uczelni, skąd skierowano mnie do hali sportowej, zwanej w gwarze żołnierskiej, nie wiem, czemu „ogiernią”. Zaskoczyła mnie wtedy wielka liczba kandydatów, zakwaterowanych w hali- około 600. Spaliśmy na łóżkach spiętrowanych do trzech kondygnacji, było tłoczno i gwarno. Egzaminy trwały ponad tydzień i były, dla nas, kandydatów z cywila, bardzo emocjonujące. Podczas przerw pomiędzy kolejnymi egzaminami, pojawiali się pośród nas, jacyś mundurowi, którzy próbowali zniechęcić nas do służby w radiolokacji. W zamian proponowali wstępowanie do innych szkół oficerskich, zwłaszcza piechoty, we Wrocławiu, bez egzaminów. Niekiedy udawało im się kogoś zwerbować.
Po pomyślnie zdanych egzaminach, powróciłem na miesiąc czasu do domu, aby 28 września 1959r. ponownie zjawić się w Jeleniej Górze, już jako kandydat na podchorążego OSR. Zostałem przydzielony organizacyjnie do 1-szej drużyny, 22 plutonu, 2 kompanii batalionu podchorążych. Na pierwszym roczniku zostały utworzone dwie kompanie; dowódcą 1-szej kompanii był por. Berowski natomiast 2-gą kompanią dowodził por. Grabski (awansowany za dwa tyg. na stop. kapitana),. Kompanie były duże, liczyły po ok. 150 ludzi ( pięć plut., po 30 w każdym). W owym czasie batalion podchorążych składał się tylko z kompanii pierwszego i drugiego rocznika, brakowało w nim trzeciego rocznika, ze względu na redukcję w wojsku, jaka miała miejsce przed dwoma laty. Dowódcą batalionu podchorążych był mjr Kazimierz Byrski, przełożony wymagający, odznaczający się wielką charyzmą i umiłowaniem wojska, o którym krążyły wśród podchorążych i absolwentów, różne legendy i humorystyczne opowieści.

Pierwszy rok nauki
Początki były trudne. Od pierwszych dni „docierano” nas niemiłosiernie, a nazywało się to wypędzaniem z nas „ducha cywilnego”. Robiono nam ciągle zbiórki, często z siennikami na korytarzu, a za jakiekolwiek uchybienia, przeganiano biegiem lub czołgano po korytarzu i schodach. Mogło to być np: złe założenie owijaczy na buty ( „pod wiatr”) lub nierówno posłane łóżko, żle ułożona „kostka” z ubrania, złe zameldowanie się, itp. Najbardziej dokuczano nam poprzez wizyty tzw. „lotnika”, po których cała izba żołnierska wyglądała przerażająco, sienniki były powywracane, a wyposażenie i przedmioty osobiste powyrzucane na podłogę. Chwile wytchnienia mieliśmy tylko podczas kilku wyjazdów do PGR Wojanowo, gdzie uczestniczyliśmy w zbieraniu ziemniaków.
 Po dwóch tygodniach rozpoczęliśmy właściwe szkolenie, a także intensywne przygotowania do uroczystej przysięgi. Wraz z rozpoczęciem szkolenia nasz rytm życia bardziej ustabilizował się: dzień rozpoczynał się o 6-tej rano od pobudki, potem zaprawa poranna, toaleta, śniadanie, apel poranny i wymarsz na zajęcia, które trwały do obiadu. Po obiedzie odbywało się czyszczenie broni, po którym mieliśmy godzinę czasu wolnego, a następnie do 18.30 odbywała się obowiązkowa nauka własna, potem kolacja i czas wolny do apelu wieczornego tzn. do 21.30, a o godz. 22.00 ogłaszany był capstrzyk, czyli obowiązkowe spanie. W soboty nie było nauki własnej, a czas po obiedzie przeznaczony był na łaźnię, wymianę bielizny i pościeli oraz sprzątnie rejonów. Raz w tygodniu, w każdy czwartek, przed zajęciami, odbywał się apel całej szkoły, z udziałem komendanta płk Kazimierskiego, a potem defilada i wymarsz na zajęcia przy dźwiękach orkiestry. Było to imponujące widowisko, jako że uczestniczyło w nim ok.2 tys. stanu osobowego szkoły, w tym: cała kadra, bataliony podchorążych i elewów, kompanie obsługi oraz orkiestra wraz ze szkołą muzyczną. Wypada dodać, że w tamtych latach „koszary pod jeleniami” tętniły pełnią życia, plac alarmowy zapełniony był zawsze ćwiczącymi pododdziałami, a komendy i piosenka marszowa rozlegały się daleko po okolicy.
Powoli, dzień po dniu przyzwyczajaliśmy się do rygorów dyscypliny i zwyczajów życia żołnierskiego.
Uroczystą przysięgę składaliśmy 29 listopada w Dniu Podchorążego. Poprzedzały ją intensywne przygotowania, na które zabierano nam cały wolny czas. Polegały one na ustawicznych ćwiczeniach z musztry paradnej, którymi kierował osobiście dowódca batalionu mjr Byrski. Nasz i jego trud opłaciły się jednak, bo w dniu przysięgi zaprezentowaliśmy się imponująco. Było to wielkie przeżycie dla nas i dla naszych rodzin, które przyjechały, często z daleka, aby zobaczyć swoich synów, braci i kuzynów. Nie przypuszczałem wtedy, że po 33 latach będę ponownie składał przysięgę, ale już w Polsce niezależnej. Od dnia przysięgi mogliśmy już używać tytułu: „podchorąży” i pełnić służbę wartowniczą.
Po przysiędze, wbrew naszym oczekiwaniom, wymagania i dyscyplina jeszcze bardziej wzrosły, a wymarzone przepustki istniały tylko w teorii. Warunkiem uzyskania przepustki były dobre wyniki w nauce i zdyscyplinowanie. Przed wyjściem na przepustkę trzeba było najpierw posprzątać rejony, potem pobrać umundurowanie wyjściowe, przebrać się i zaliczyć przegląd, który nie zawsze był dla wszystkich pomyślny. Ponieważ przepustki udzielane były tylko do godz. 21.30, czyli apelu wieczornego, nie zawsze opłaciło się na nie wychodzić, zwłaszcza w soboty. Podchorążym ustawowo przysługiwały trzy urlopy, w łącznym wymiarze 30 dni; pierwszy - 10 dniowy na Boże Narodzenie i Nowy Rok, drugi 5-cio dniowy na Wielkanoc i trzeci 2-tgodniowy we wrześniu. Wyjeżdżali na nie wszyscy, którzy nie mieli ocen niedostatecznych. „Dwójarze” pozostawali w koszarach i dopiero po poprawieniu ocen, otrzymywali dokumenty podróży. Przypadków takich było niewiele, ale miały one jednak miejsce. Przed wyjazdem na urlop, zarządzano zbiórkę całego batalionu na placu alarmowym, gdzie osobiście jego dowódca mjr Byrski, dokonywał przeglądu, sprawdzając wygląd i umundurowanie podchorążych. Wszelkie usterki i niedociągnięcia usuwane były niezwłocznie w warsztatach: krawieckim i szewskim, które czekały w gotowości do pracy. Po przeglądzie odbywała się inscenizacja zachowań podchorążych, w różnych sytuacjach: na dworcu, w pociągu, na ulicy, w kawiarni, itp. Dopiero po tym, wręczano nam dokumenty podróży i życzono dobrego urlopu. Po pierwszym urlopie wracaliśmy już do koszar, jak do swojego drugiego domu. Od tego momentu poczuliśmy się już prawdziwymi żołnierzami. Czekała nas teraz intensywna nauka przedmiotów technicznych, humanistycznych i wojskowych. Większość zajęć odbywała się w zespole budynków, oddzielonym od koszar torami kolejowymi, w którym najważniejszy nosił nazwę Dyrekcji Nauk. Mieliśmy tam bardzo dobre warunki oraz wspaniałych, profesjonalnych wykładowców takich jak oficerowie: Głodek, Baran, Cudo, Domagalik, Florkowski, Pydyn, i inni. Szczególnie pozostały mi w pamięci doskonałe wykłady z radiotechniki prowadzone przez kpt. Florkowskiego oraz z techniki impulsów prowadzone przez kpt. Rogalę. Na wykładach i zajęciach laboratoryjnych spędzaliśmy po 6 godz. dziennie i był to czas przyjemny dla nas, bo byliśmy traktowani inaczej niż w koszarach. Dla wykładowców liczyła się tylko nasza wiedza, a nie sprawowana funkcja, czy liczba pasków na pagonach. Zupełnie inne życie zaczynało się, gdy po przejściu przez tory kolejowe wracaliśmy do koszar. Tam czekali już na nas dowódcy plutonów i 7-ma godz. zajęć, przeznaczona na treningi ogólnowojskowe. Oni tez byli profesjonalistami, ale w zupełnie innym zakresie. Znużeni kilkugodzinną bezczynnością w koszarach, tylko czekali, aby „dać nam w kość”, i… dawali, właśnie na tej ostatniej godzinie zajęć. Najgorzej było w okresie letnim, kiedy objuczeni pełnym oporządzeniem, musieliśmy ćwiczyć na pobliskim wzgórzu, zwanym przez nas „Monte Cassino”. Po kilkunastu minutach byliśmy mokrzy od potu. Powtarzano nam wtedy zasadę, że im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju. W myśl tej zasady odbywały się też ćwiczenia taktyczne w polu pod Jeżowem Sudeckim, które trwały o wiele dłużej, bo po 6-7 godzin. Dosyć często robiono nam również alarmy połączone z marszami po okolicznych drogach i miejscowościach w pościgu za „przeciwnikiem”. Kilka razy forsowaliśmy też, w pełnym oporządzeniu rzekę Bóbr, która wtedy była jeszcze cuchnącym siarkowodorem ściekiem.Nie wszyscy mogli znosić taki wysiłek fizyczny, zdarzały się kontuzje i problemy zdrowotne. W kilku przypadkach kończyły się one zwolnieniami z dalszego pobytu w szkole. Były też zwolnienia spowodowane słabymi wynikami w nauce z przedmiotów technicznych. Niektórzy rezygnowali sami, po stwierdzeniu, że nie nadają się do wojska. Podchorążowie zwolnieni ze szkoły, wcielani byli do służby zasadniczej, przy czym nie zaliczano im do tej służby okresu spędzonego w szkole oficerskiej. Było to wielce krzywdzące dla nich. W ten sposób odeszło czterech moich kolegów z drużyny, pchor.: Samoraj, Fingas, Bombil, Mogilnicki.
Pierwszy rok nauki był, więc sprawdzianem naszych decyzji, możliwości i wytrwałości psychofizycznych.
 W połowie roku, kompania nasza stanowiła już w miarę jednolity i zwarty kolektyw, w którym nawet nasi dowódcy drużyn i pomocnicy dowódców plutonów (wywodzący się ze służby zasadniczej bądź nadterminowej) stawali się kolegami. Poznaliśmy charaktery, zwyczaje i upodobania naszych przełożonych i umieliśmy teraz dostosowywać się do nich. Wśród podchorążych zaczęto rozwijać działalność kulturalno-oświatową i sportową, powstawały koła zainteresowań, dyskusyjny klub filmowy, zespół artystyczny, nauka gry na instrumentach muzycznych, itp. Osobiście zaangażowałem się w działalność radio i fotoamatorską. Coraz częściej wychodziliśmy też na przepustki, które spędzaliśmy na zapoznawaniu się z urokami Kotliny Jeleniogórskiej. Wtedy funkcjonowała jeszcze linia tramwajowa od dworca kolejowego aż do Podgórzyna, która jeździliśmy do Przesieki. Często odwiedzanym przez nas miejscem był pobliski klub „Kongo” oraz kawiarnia „U Turka”, gdzie można było wypić dobrą kawę i przyjemnie spędzić czas. W okresie letnim chętnie udawaliśmy się do schroniska „Perła Zachodu”, podziwiając po drodze piękno doliny Bobru, a także dalej, aż do zapory Pilichowickiej. Były to najczęściej wypady poza systemem przepustkowym, bez pozwolenia, po prostu przez dziurę w płocie.
Na początku lata rozpoczęliśmy przygotowania do centralnej defilady, która miała się odbyć w Warszawie w święto 22 lipca. I znowu cały czas wolny, a także zaprawy poranne przeznaczone były na treningi z musztry. Uczyliśmy się maszerowania w szyku, dwunastkowym i szesnastkowym, co było dość trudne. Przygotowaniami kierował osobiście mjr Byrski, który był ekspertem w tej dziedzinie. Po miesiącu uciążliwych ćwiczeń, gdy byliśmy już zgrani, przyszła wiadomość, że defilada została odwołana. W związku z tym, zaplanowana na czas defilady przerwa w nauce, została wykorzystana na przeprowadzenie kilkudniowego ćwiczenia taktycznego. Ćwiczenie rozpoczęło się z zaskoczenia nocnym alarmem, po którym wykonaliśmy forsowny marsz, aż za Gryfów Śląski. Po drodze musieliśmy odpierać pozorowane ataki „przeciwnika”. Podczas jednego z takich „ataków”, wybuchła petarda w pobliżu „gazika” dowódcy batalionu, powodując jego „uszkodzenie”. Od tego momentu mjr Byrski, kontynuował marsz pieszo, a było to na samym jego początku. Taki już był: wymagający od innych, ale i od siebie, odporny na trudy, ale też trochę szalony i dający ponosić się żołnierskiej fantazji.
Pierwszy rok nauki zakończyłem dość dobrymi wynikami, z co otrzymałem awans do stopnia st. szeregowego. W tamtych latach awanse nie zdarzały się często.

Drugi rok nauki
W kolejnym roku szkoleniowym czekały nas duże zmiany. Przede wszystkim zaczęto wprowadzać w wojsku pojęcie świadomej dyscypliny, co objawiło się powolnym zanikaniem tzw. pruskiej dyscypliny oraz poniżania godności żołnierza jako człowieka, co do tej pory było powszechnie tolerowane. Odszedł od nas dowódca kompanii kpt. Grabski, przełożony nieprzystępny, o skłonnościach despotycznych. Na jego miejsce przybył por. Witold Gralewicz, oficer o dużej kulturze osobistej, dobry wychowawca. Wprowadzone zostały przepustki 24-godz., czego do tej pory nie było. Były to zmiany dla nas pozytywne.
 Jesienią, przybyła do naszej szkoły grupa podchorążych- Indonezyjczyków, około 100 słuchaczy, którzy rozpoczęli szkolenie z zakresu znajomości polskiej stacji radiolokacyjnej „Nysa”. Przeznaczono dla nich oddzielny budynek, w którym byli zakwaterowani i szkolili się. Stworzono im tam specjalne, cieplarniane warunki. Nosili nasze umundurowanie, ze swoimi oznakowaniami stopni wojskowych. W koszarach nie utrzymywaliśmy z nimi kontaktów, bo było to zabronione. Czasami jednak nawiązywaliśmy z nimi przelotne znajomości w mieście, gdzie spotykaliśmy się na przepustkach. Szkolono ich do połowy lata, po czym wyjechali.
Na początku drugiego roku zmieniono nam uzbrojenie. Swój stary, wysłużony kbk nr AB 1831, z którego trafiałem w pudełko zapałek na 100m, zmieniłem na nowego, oblepionego jeszcze gęstym smarem, „kałasznikowa”. Musztra z nowym karabinem była teraz łatwiejsza, ale już nie tak już paradna i widowiskowa jak z kbk.
Przed pierwszym urlopem zmieniono nam też umundurowanie wyjściowe na koloru wojsk lotniczych. Było ono wygodniejsze w noszeniu, ale już nie tak efektowne w wyglądzie jak stare, składające się z sukiennej kurtki koloru khaki i granatowych spodni z niebieskimi lampasami. Równocześnie wycofano z użytku umundurowanie polowe i wprowadzono nowy jego wzór typu „moro” oraz nowe obuwie w miejsce dotychczasowych kamaszy, podkutych i nabitych gwoździami, a zamiast uciążliwych w noszeniu onuc, skarpety wełniane. Dużym udogodnieniem było też wprowadzenie materacy, zamiast wypychanych słomą sienników. Zmiany te przyjęliśmy z dużym zadowoleniem.
Coraz więcej czasu musieliśmy poświęcać nauce, bo przybyło wiele nowych, trudnych przedmiotów specjalistycznych związanych z techniką radiolokacyjną, takich jak: anteny, linie przesyłowe, nadajniki, odbiorniki, wskaźniki, układy sterowania i automatyki, i inne. Wiedzę teoretyczną potwierdzaliśmy i ugruntowywaliśmy na zajęciach praktycznych, w dobrze urządzonych i wyposażonych gabinetach laboratoryjnych Dopiero po opanowaniu wiedzy z poszczególnych przedmiotów, mogliśmy przystąpić do nauki konkretnych układów stacji, co było planowane w trzecim roku nauki.
Tymczasem, pod koniec drugiego roku niektórzy z nas, zwłaszcza z mojego profilu artyleryjskiego, byli wzywani do sztabu, na rozmowy z oficerem kontrwywiadu wojskowego. Później okazało się, że zostaliśmy zakwalifikowani na przeszkolenie w zakresie nowego rodzaju uzbrojenia. Jedna grupa podchorążych z trzeciego rocznika odbywała już takie przeszkolenie, wiedzieliśmy tylko z listów od nich, że jest to gdzieś na Mazurach.
Na zakończenie drugiego roku nauki awansowałem do stopnia kaprala. Po powrocie z urlopu zostałem włączony do grupy 80 podchorążych, których wydzielono do dalszego szkolenia w nowym miejscu, którym było, jak się później okazało, Ośrodek Szkolenia Artylerii i Radiotechniki w Bemowie Piskim (oficjalna nazwa – J.W. 4488). Z żalem opuszczaliśmy naszą uczelnię i Jelenią Górę. Pocieszaliśmy się tylko, że jeszcze tu wrócimy, po zakończeniu nauki, na uroczystą promocję.

Trzeci rok – nauka w nowym miejscu
Do nowego miejsca szkolenia przybyliśmy 2 października 1961 roku. Położone było ono w samym centrum Puszczy Piskiej, w dużym kompleksie budynków koszarowych, w sąsiedztwie poligonu wojskowego w Orzyszu. Do najbliższej miejscowości było 9 km. Komendantem Ośrodka był płk Aleksander Grabowski – późniejszy komendant WAT. Na samym początku poddano nas badaniom psychotechnicznym, mającym na celu ustalenie cech przydatnych do szkolenia w określonych specjalnościach. Były to specjalności związane z obsługą radiolokacyjnej stacji wykrywania i naprowadzania (RSWN) zestawu p/lot. „Dwina”. Szkolono nas w kilku grupach odpowiadających przydzielonym specjalnościom. Ja zostałem przydzielony do specjalności – technik układu wypracowania współrzędnych. Pozostałe specjalności to były: układ wskaźnikowy i naprowadzania, układ radionadajnika komend, układ antenowo – przesyłowy, układ wypracowania komend, grupa kontrolno- pomiarowa parametrów rakiety. Szkolenie było trudne, jako że większość schematów i dokumentacji była jeszcze w języku rosyjskim. Poza tym wszystko było supertajne, a do budynków szkoleniowych i poligonu ze sprzętem, obowiązywał podwójny system przepustkowy. Nasi wykładowcy wywodzili się z młodych absolwentów WAT, przeszkolonych na specjalnym kursie w ZSRR i nie wszyscy posiadali zdolności do przekazywania wiedzy. Zdarzało się nie raz, że lepiej znaliśmy teorię od naszych wykładowców i instruktorów, a to dzięki dobrym podstawom wyniesionym z Jeleniej Góry. Dużo było jednak nowej wiedzy, związanej z techniką analogowych układów kierowania rakietą, na opanowanie, której musieliśmy poświęcać dużo czasu i wysiłku. Warunki bytowe mieliśmy bardzo dobre, spaliśmy w wygodnych łóżkach i puchowej pościeli, a posiłki jadaliśmy w kasynie oficerskim. Mało mieliśmy zajęć ogólnowojskowych, nie posiadaliśmy też przydzielonej broni. Traktowano nas dobrze, prawie tak jak kadrę zawodową. Mimo tego czuliśmy się jak na wygnaniu i z rozrzewnieniem wspominaliśmy okres czasu spędzony w Jeleniej Górze. Na przepustki nie było gdzie pójść, bo wokół był las, a do najbliższego Piszu czy też Orzysza, nie było, czym dojechać. Czas wolny spędzaliśmy, więc w kinie, bibliotece, przy brydżu, lub na spacerach po okolicznych bezdrożach. W połowie zimy, zostaliśmy rozesłani po jednostkach bojowych, na krótkie praktyki. Ja trafiłem do 3 dywizjonu ogniowego w Nadarzynie koło Warszawy. Pod względem pogłębienia znajomości sprzętu, praktyka niewiele nam dała, ponieważ etatowi technicy nie dopuszczali nas do pracy na poszczególnych urządzeniach. Po prostu obawiali się, że spowodujemy rozregulowanie skomplikowanych układów zestawu. Poznaliśmy jednak trudne warunki służby w jednostkach bojowych, co to są dyżury bojowe i jak wygląda praca bojowa. Z praktyki powróciliśmy w nienajlepszych nastrojach. Na wiosnę, przybyła do Ośrodka grupa podchorążych ze szkoły oficerskiej w Koszalinie, aby szkolić się z zakresu obsługi wyrzutni rakiet p/lot. Był to już końcowy okres naszego szkolenia, więc nie zdążyliśmy nawet nawiązać z nimi bliższych kontaktów. Egzaminy końcowe zdawaliśmy w pierwszej połowie kwietnia. Z pozytywnym wynikiem zakończyło szkolenie 78 podchorążych, pozostali dwaj, którzy nie zaliczyli egzaminów zostali odesłani do Jeleniej Góry. Po egzaminach wysłano nas na urlop świąteczny, po którym też powróciliśmy wszyscy do Jeleniej Góry, aby przygotować się do uroczystej promocji.


Promocja
Do Jeleniej Góry przybyliśmy na 10 dni przed promocją, której termin wyznaczono na 1-go maja. Zastaliśmy w szkole duże zmiany, polegające na zwiększeniu stanu batalionu podchorążych o kompanie z dwuletnim, a nawet jednorocznym cyklem szkolenia. Rekrutowano do nich kandydatów po technikach o kierunkach radiowych, elektrycznych bądź pokrewnych. Koszary były zapełnione do granic możliwości, w związku z czym zakwaterowano nas w hali sportowej „ ogiernia”, podobnie jak podczas egzaminów wstępnych. Czas do promocji przeznaczony był na treningi z musztry rano i po południu oraz na załatwianie spraw zawiązanych z odebraniem dokumentów, pobraniem i dopasowaniem umundurowania, a także należnego wyposażenia osobistego. Byliśmy wtedy rozczarowani, ponieważ wydano nam mundury wojsk lądowych, bo takie przysługiwały w artylerii. W tym czasie krawcy i fryzjerzy w Jeleniej Górze mieli okres zwiększonej pracy i dobrych zarobków. Treningi z musztry początkowo organizował mjr Budzowski, zastępca dowódcy batalionu podchorążych ds. politycznych. Były one prowadzone ślamazarnie i bez wyraźnych efektów. Dopiero po powrocie mjr Byrskiego i przejęciu przez niego całości przygotowań do promocji, nabrały one właściwego rozmachu. Pogoda wtedy była piękna i ciepła, co sprzyjało przygotowaniom. Jednak w przeddzień promocji nastąpił powrót zimna i zaczął padać śnieg. W takiej też zimowej scenerii odbyła się na placu alarmowym nasza promocja. Dokonał jej ówczesny Szef Artylerii DWLot. I OPL OK.- gen. bryg. A. Szczepucha. Po promocji odbyło się, w miejscowym kasynie oficerskim, uroczyste przyjęcie dla rodzin i zaproszonych gości. Podczas przyjęcia, mjr Byrski z mjr Cedlerem obchodzili wszystkie stoliki i dziękowali rodzicom za wychowanie syna, zapewniając ich przy tym, że był to najlepszy podchorąży w szkole. W ten sposób wszyscy otrzymali najwyższe pochwały. Zaraz po przyjęciu większość z nas, jeszcze tego samego dnia, wyjechała do domów, na 30 dniowy urlop, po który każdy miał zameldować się w macierzystej jednostce. Ja dostałem skierowanie do 3 Dywizji Artylerii DWLot.i OPLOK w Warszawie. W ten sposób rozpocząłem swoją zawodową służbę wojskową, która trwała przez kolejne 35 lat.

Refleksje po latach
Mija prawie 50 lat od czasu, kiedy przekroczyłem bramę jeleniogórskiej uczelni. Z tej perspektywy uważam, że była to dobra szkoła, nie tylko zawodu, ale i życia. Nauczyliśmy się  w niej nie obok nowoczesnej techniki, także racjonalnego myślenia i działania oraz odporności na trudy, co skutkowało potem w toku dalszej służby wojskowej. W rezultacie tego, wielu absolwentów tej uczelni, dosłużyło się wysokich stopni i stanowisk wojskowych, do generałów włącznie. Można ich spotkać było we wszystkich rodzajach sił zbrojnych. Zawsze byli dumni ze swojej pierwszej wojskowej uczelni. Z mojej promocji generałem został Tadeusz Jemioło, późniejszy wieloletni komendant Akademii Obrony Narodowej. W ostatnich latach pojawiają się niekiedy wypowiedzi, że w szkołach oficerskich tamtego okresu, wychowywano janczarów komunizmu, a przynależność do partii, była standardem. Jest to błędny, złośliwy, a nawet szkodliwy pogląd. Będąc podchorążym OSR, przez cały okres nauki, nie należałem do PZPR, a nawet Koła Młodzieży Wojskowej (KMW) i nikt tego ode mnie nie żądał. Nie byliśmy też upolityczniani bardziej, niż studenci na uczelniach cywilnych tamtego okresu. O awansach, na wyższe stopnie wojskowe, czy też stanowiska, decydowały: wykształcenie, profesjonalizm, doświadczenie i osiągnięcia w służbie. Nie mogę tego powiedzieć o obecnych czasach, w których awanse na wyższe stanowiska i stopnie wojskowe wynikają często z woli polityków. Znam przypadki awansowania na stopnie generalskie pułkowników, którzy nigdy nie dowodzili nawet plutonem, nie mówiąc już o brakach w profesjonalnym wykształceniu wojskowym. Tymczasem wielu absolwentów renomowanych uczelni wojskowych na Zachodzie odstawianych jest na boczny tor. Czyż można to nazwać inaczej, niż upolitycznianiem wojska?
______________________________________________________________________

APPENDIX.

Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów 
 
Nie chcę z nauką popadać w sprzeczność 
Wobec docentów mięknę jak wosk 
Lecz mam receptę na długowieczność 
Na długie życie wolne od trosk 
 
Nie trzeba łykać tony witamin 
Ni pić litrami z buraków sok 
Nie trzeba jogi ćwiczyć jak bramin 
By odwlec chwilę sekcji zwłok 
 
Wystarczy rano 
Otworzyć oczy 
Świat jest wspaniały 
Świat jest uroczy 
Każdy dzień 
Budzi mnie do czynu 
Pobudką ulicznego gwaru 
Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów 
Muszę przeżyć skurwysynów jeszcze paru 
 
To prosty sposób a lepszego nie ma 
Bez zbędnych kosztów, medycznych grand 
Dożyjesz wieku Matuzalema 
Nim śmierć uśmiechnie się z trupia frant 
 
Sił ci dodaje święta nienawiść 
Rozsądek radzi: ciepło się noś! 
Dosyć numery swoje obstawić 
Żeby cię czasem nie ubiegł ktoś 
 
Budząc się rano 
Cel masz wytknięty 
Kwitujesz rano 
Odcinek renty 
Każdy dzień 
Budzi cię do czynu 
Olśniewającą gamą przeżyć 
Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów 
Jeszcze paru skurwysynów muszę przeżyć


http://www.kontestacja.com/?p=episode&e=2114

wtorek, maja 06, 2014

„Dziś nie Polacy decydują o Polsce ( )"

Męczeństwo ks. Piotra Natanka

Uwaga: Ksiądz dr Natanek nie przyjmuje suspensy od kardynała Dziwisza, wypowiada mu NIEPOSŁUSZEŃSTWO za współpracę z masonerią
Gloria TV    http://www.piotrnatanek.pl/
„Pozwólcie, że dziś powiem mocniejsze słowa. Jestem świadom co mi za to grozi, ale nie mogę sobie pozwolić na to, aby Święty Kościół Katolicki na moich oczach był wybity. NAJPIERW MUSZĄ MNIE ZABIĆ. Nie pozwolę na to, aby Matka nasza ojczysta, Polska, była tak poniżana, tak upokarzana.”    Kanały z nagraniami ks. Piotra Natanka:
UWAGA: W niedawnym czasie na pierwszy z tych kanałów dokonano włamania i usunięto nagrania z ks. Natankiem – te najważniejsze – o masonerii, odcinki 7 oraz 8 – Rekolekcje w Kutnie. Zostały one ponownie umieszczone, ale zaleca się je ściągać do własnego archiwum i dystrybucję na DVD. Najlepiej zainstaluj RealPlayer – zawiera wtyczkę do Firefoxa do ściągania filmików z YouTube. Inną wtyczką jest Best Video Downloader.

Następca bł. ks. J. Popiełuszki?
Ksiądz dr Piotr Natanek został dziś zawieszony w czynnościach kapłańskich przez kardynała Stanisława Dziwisza. Wcześniej, setki tysięcy internautów wysłuchało kazania patriotycznego, drugiego z cyklu „Katechezy czasów ostatecznych” – na miarę bł. ks. Jerzego Popiełuszki, które wygłosił 17 lipca. Kazanie to na pewno przejdzie do historii, miejmy nadzieję, że jako przełomowe w obudzeniu ducha narodu w przededniu jego możliwej anihilacji. Treści te nie powinny spowodować jednak zawieszenia księdza w czynnościach, można przypuścić, że przyczyną była ostra krytyka Krakowskiej Kurii:
„Pozwólcie, że dziś powiem mocniejsze słowa. Jestem świadom co mi za to grozi, ale nie mogę sobie pozwolić na to, aby Święty Kościół Katolicki na moich oczach był wybity. NAJPIERW MUSZĄ MNIE ZABIĆ. Nie pozwolę na to, aby Matka nasza ojczysta, Polska, była tak poniżana, tak upokarzana.”
Ksiądz Natanek odczytał Orędzie Matki Bożej z 16 lipca do Polski i Polaków. Komentował to swoimi słowami:

„Na naszej polskiej ziemi szerzy się zuchwalstwo świadomych arcypasterzy, kapłanów owiec katolików, którzy wiedzą, że jedyny ratunek jest w Bogu, a oni wszyscy wołają dzisiaj na głos, na ziemi polskiej: Nie tego ale Barabasza! Nie uwolnię Jezusa, ale Barabasza. Dlatego dla mieszkańców Przysuchy, łódzkiego, Opoczna, gdzie dwa dni temu przeszła niesamowita trąba, kilka tysięcy domów zniszczonych, dachy powyrywane. Mam ofertę – piszcie do Kurii Krakowskiej o odszkodowanie. (…) Przestrzegam wam, że Bóg będzie zuchwalców karał! Że przyjdzie pomsta z nieba! A oni mówią te śmieszności – niech wyciągają kasę i płacą. Pisać o odszkodowania do Kurii Krakowskiej, bo albo wybiorą Boga, albo dadzą wam kasę. Premier obiecuje kasę, Bruksela obiecuje kasę, dlaczego Kuria Krakowska ma wam nie dać kasy?”.

Ks. Natanek nie ograniczył się do czystej krytyki niektórych kapłanów, poszedł znacznie dalej. Posądził ich o współpracę z masonerią, której jak wiadomo głównym celem jest zniszczenie Kościoła Katolickiego!
„Oni wszyscy mogą wrócić, ale oni mówią, że są niewinni! Należy do masonerii i on mówi, że jest niewinny. Współpracował z esbecją, NKWD, z wszystkimi możliwymi siłami, dziś jest ubrany w największe purpury i on mówi, że jest niewinny! My się mamy nawracać kiedy mówimy o oczyszczeniu sumień? „.
Ksiądz w swoim kazaniu idzie dalej. Okazuje się, że to nie Polacy rządzą naszym krajem, że to nie Polacy zarządzają nawet Kościołem w Polsce:
„Dziś nie Polacy decydują o Polsce. Po drugiej wojnie światowej w pakiecie miłości i uścisku proletariackiego Stalin dał nam 100,000 Chazarów, tzw. Żydów z państwa żydowskiego na Krymie. To nie są Żydzi, to są Mongołowie dani na ziemię polską w darze, o których mówi Apokalipsa ‚Posyłam ci ludzi z Synagogi Szatana!’
 To nie są Żydzi! I dziś oni nami rządzą! Dziś weszli do Kościoła, wszystko schazarowali!
To są ostatnie godziny oddechu narodu polskiego. To kazanie proszę kopiować, przekazywać z rąk do rąk. Każdemu kazać, niech posłucha w jakim kraju żyje!
Ksiądz nawiązał też do satanistycznej polityki globalnej, o które dużo piszemy na tym blogu:
„Moi drodzy, w Stanach Zjednoczonych jaki jest wrzątek, jaki jest ferment społeczny. Wczoraj czytam – Amerykanie ogłosili, że pieniędzy budżetowych wystarczy im do 2-go sierpnia. Czy wiecie, że na dniach może być bankructwo USA? Oficjalnie ogłosili, nie mają pieniędzy na renty, Obama, nie mają pieniędzy na szpitale, nie mają na nic. Czujecie co jest przygotowane?!”
No to dla satanistów ks. dr Piotr Natanek będzie ciężkim orzechem do zgryzienia… Najwyraźniej jest inspirowany przez Ducha Świętego.
Oto nagranie z 17 lipca w całości – wysoka jakość:


sobota, maja 03, 2014

Klęska - zagłada polskiej kultury - technicznej


 
Klęska Kanału Augustowskiego


Nad pięknym miastem Augustów zawisło chyba jakieś fatum. Mieszkańcy Augustowa zajęci ratowaniem od zniszczenia doliny Rospudy, nie zauważyli, że w tym czasie - chyba już bezpowrotnie - został unicestwiony historyczny wygląd Kanału Augustowskiego na odcinku granicznym z Białorusią tzn. od śluzy Kudrynki do granicznego przejścia rzecznego na śluzie Kurzyniec.

 Kanał Augustowski w swoim prawie niezmienionym kształcie i wyglądzie przetrwał dwa powstania narodowe w XIX w., dwie wojny światowe i jedną bolszewicką, ale nie był w stanie oprzeć się współczesnej "rekonstrukcji". Śluzy zostały zrekonstruowane z zachowaniem historycznych gabarytów tzn. około 40 m długości i 6 m szerokości i sam ten fakt określa wielkość jednostek pływających, tymczasem Kanał został poszerzony do tego stopnia jak by tam miały pływać jednostki pełnomorskie - miejscami do prawie 30 m szerokości, a szerokość przewidziana projektem i istniejąca do czasu "rekonstrukcji" to zaledwie 40 stóp w dnie czyli 11,52 m.
Stało się to kosztem przepięknych skarp, na których rosną jeszcze sosny pamiętające chyba budowę Kanału (średnica pni około 1 metra), ale też są systematycznie i w barbarzyński sposób likwidowane, oraz drogi holowniczej zastąpionej w ramach "rekonstrukcji" czterorzędowym, kolczastym żywopłotem składającym się w dużej części z róży pomarszczonej (rosa rugosa), która jest obca i szkodliwa dla naszego środowiska naturalnego. Woda, wypływająca w niektórych miejscach ze skarpy, zatrzymywała sie w płytkich rozlewiskach znajdujących się między drogą holowniczą, a skarpą i przepustem pod drogą holowniczą odpływała do Kanału. W ten sposób droga holownicza była zawsze sucha i przejezdna.

Droga holownicza była nieodłącznym elementem Kanału, jako że w okresie budowy jednostki pływające nie miały własnego napędu i były holowane przeważnie przez konie. Jeszcze po drugiej wojnie światowej drzewa wycinane w lasach były łączone w tratwy i holowane przez konie do tartaku w Augustowie ( przed wojną w odwrotnym kierunku tzn. do Niemna).

Powyższe fakty, zilustrowane załączonymi zdjęciami, w sposób ewidentny przekreślają zabytkowy charakter tego odcinka Kanału i mogą być jednym z głównych powodów odrzucenia naszego wniosku do UNESCO o wpisanie Kanału na Listę Dziedzictwa Kulturowego.

(imię i nazwisko do wiadomości Redakcji)

…………………
Od Redakcji: z najwyższym niepokojem wręcz przerażeniem zamieszczamy powyższą korespondencję dotyczącą próby niszczenia Kanału Augustowskiego. Niewielu rodaków w Polsce wie, że kanał ten to imponujące dzieło polskich inżynierów i hydrologów, którzy wybudowali prawdziwy pomnik przyrody. Był to wielki sukces inżynierów i hydrologów, którzy dwieście lat temu w rekordowo krótkim czasie wybudowali inwestycję wodną o wielorakim znaczeniu przyrodniczym, ekologicznym, transportowym i turystycznym. Współcześnie wiemy dobrze, jak długo trwają różne inwestycje w Polsce. Np. metro, zapory wodne, itp. Ich czas budowy liczy się w dziesiątkach lat. Przyjmuje się powszechnie w Europie, że Kanał Augustowski obok pochylni kanałowej kanału Elbląsko-Ostródzkiego wraz z mechanicznymi pochylniami dla statków, stanowią niezwykłe zabytki europejskiej i światowej myśli technicznej. Przez cały czas istnienia PRL-u z Niemiec przyjeżdżały wycieczki turystów pragnących oglądać wspaniałą inwestycję wodną wymyśloną i zrealizowaną przez Niemców. Turyści niemieccy starali się dotrzeć również do Kanału Augustowskiego. Wiele dokumentacji niemieckich podkreśla, że właśnie oba te kanały są dla całej Europy historycznymi sukcesami światowego budownictwa wodnego. Okazuje się, że nagle ktoś wpadł na pomysł demontażu i zniszczenia polskiego Kanału Augustowskiego! Bijemy na alarm i zachęcamy do działania, a sukces Rospudy powinien zachęcać nas do pośpiechu!

otrzymaliśmy informację od Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie, którego dyrektor ustosunkował się do powyższego artykułu - pismo.pdf (1,43MB)

Informacje o Kanale Augustowskim wzbudziły duże zainteresowanie, otrzymaliśmy pierwsze wyjaśnienia ze strony RZGW w Warszawie. Wyjaśnienia te niewiele wyjaśniają... W najbliższych dniach oczywiście zamieścimy na naszej stronie dalsze informacje o tej niepokojącej sprawie. Prosimy naszych sympatyków, szczególnie tych, którzy w dniach wielkiej majówki będą w okolicach Kanału na pograniczu Białorusi, aby przesyłali do nas własne obserwacje o tym co tam się dzieje. Sprawa ważna, bowiem Kanał jest historycznym zabytkiem w Europie.

Poniżej jeden z wielu głosów w tej sprawie naszych Słuchaczy:


Panie Andrzeju!
Korzystając z okazji kilkudniowego pobytu w Warszawie zajrzałem do internetu na stronę "Polskie Niezapominajki" i z dużym zainteresowaniem przeczytałem wątek dotyczący Kanału Augustowskiego. W Kudrynkach, nad Kanałem Augustowskim, gdzie mieszkam przez większą część roku, takiego luksusu jak dostęp do internetu nie mam, ale miałem za to możliwość bezpośredniego przyglądania się pracom renowacyjnym. Po przeczytaniu pisma RZGW Warszawa nasuwają mi się w niektórych wątkach następujące pytania:

Pytanie pierwsze dotyczy następującego cytatu:
"nadmieniam, że nasadzenie krzewów wykonane w bezpośrednim sąsiedztwie ubezpieczenia w postaci palisady i kiszek faszynowych pasem szerokości 2,40 m spełniają wymogi § 117 ust.3 Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 20 kwietnia 2007 roku w sprawie warunków technicznych jakim powinny odpowiadać budowle hydrotechniczne i ich usytuowanie tj. zabezpieczają dostęp osób niepowołanych do krawędzi kanału."

Kim - wg RZGW - są te "osoby niepowołane"? My, mieszkańcy pobliskich wiosek, wędkarze, turyści, funkcjonariusze Straży Granicznej, a może lekarz spieszący do potrzebującego pomocy kajakarza? Ponadto, rozpatrując tę sprawę ściśle wg w/w przepisu, to w pierwszym rzędzie w/w Rozporządzenie nakazuje wykonać, w wymaganej odległości 200 m naprzemianlegle drabinki. Cztery metalowe klamry, wbite w palisadę, z powodzeniem spełniałyby rolę drabinki i z pewnością kosztowały by mniej jak zakup i posadzenie ponad 50.000 krzewów i drzewek. Tylko w braku możliwości wykonania takich drabinek, Rozporządzenie zaleca ogrodzenie.

W/w argument świadczy ponadto o tym, że RZGW już na etapie projektowania świadomie łamał Art. 27 Prawa wodnego, mówiący o prawie powszechnego dostępu do wód publicznych.

Fakt nazwania przez RZGW Kanału "urządzeniem wodnym" wcale nie oznacza iż przez to przestał on być "wodą publiczną". Art. 10 ust. 2 stanowi jednoznacznie "Wody stanowiące własność Skarbu Państwa lub jednostek samorządu terytorialnego są wodami publicznymi.", a zatem ich grodzenie jest dopuszczalne tylko i wyłącznie w dwóch przypadkach, kiedy dotyczy to strefy ochronnej ustanowionej na podstawie ustawy oraz obrębu hodowlanego ustanowionego na podstawie przepisów ustawy o rybactwie śródlądowym. Żaden z tych przypadków nie ma tu miejsca.

Ponadto w tej kwestii, czyli budowania różnego rodzaju ogrodzeń ograniczających prawo do powszechnego korzystania z wód publicznych, zupełnie odmienne zdanie zawarte jest na stronie internetowej http://www.kzgw.gov.pl/index.php?id=362 "Dostęp do wód publicznych".

Pytanie drugie dotyczy:
"szlak żeglowny na łuku poszerza się w zależności od długości statku lub zestawu pchanego i promienia łuku."

Czyżby gen. Prądzyński źle to wszystko wyliczył? Przecież wymiary statku lub zestawu pchanego jaki może pływać po Kanale jednoznacznie określają wymiary śluz i funkcjonowało to bez zarzutu przez blisko 180 lat. Poza tym Kanał został poszerzony na całym odcinku od śluzy Kudrynki do śluzy Kurzyniec, a nie tylko na łukach.

Z poważaniem i pozdrowieniami Tadeusz Kurek Kudrynki

PS. Zapomniałem dodać, że w sprawie w/w kolczastego żywopłotu, który powstał ZAMIAST historycznej drogi holowniczej, została wysłana już miesiąc temu zbiorowa skarga mieszkańców okolicznych wiosek do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Więcej w tym temacie: Polskie Niezapominajki
http://www.kworum.com.pl/art2784,kleska_kanalu_augustowskiego.html