n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

wtorek, listopada 16, 2010

wspomnienia * * *

Wspomnienia fotografa z Dywizjonu 309

 
Autor: Marian Cieśliński10.11.2010
nr 57 (5/2010)
6 września 1939 r.
Dostałem papiery mobilizacyjne z instrukcją poszukania swojej jednostki. Już na miejscu dowiedziałem się, że moja jednostka wyruszyła ku granicy rumuńskiej, więc trzeba było ją gonić.
Przesiedziałem na stacji kolejowej cały dzień i wieczorem ruszyłem pieszo w kierunku Kołomyji. Po drodze spotkałem młodego kaprala zawodowego i tak razem podróżowaliśmy, trochę wozem chłopskim, raz nas ktoś podwiózł samochodem, i trochę pieszo.
Już nawet nie pamiętam, ile czasu nam zabrało dostanie się do Kołomyji – taki człowiek był otumaniony tym wszystkim. Pamiętam tylko, że parę razy przespaliśmy się w lesie.
W Kołomyji dostaliśmy coś cztery różne zastrzyki. Mnie specjalnie nie wzięło, ale niektórzy ciężko gorączkowali. Po kilku dniach wsadzili nas na ciężarówki i ruszyliśmy w kierunku granicy, ale Ukraińcy napadali na niektóre oddziały i trzeba było czasem po kilka godzin czekać, żeby się z jakąś bandą nie spotkać. Dopiero jak na każdy samochód wsadzili karabin maszynowy, można było pewniej się poruszać.

14 września 1939 r.
Przekroczyliśmy granicę w Serafincach. Z początku ulokowali nas po różnych wioskach, ale Niemcy naciskali Rumunów, żeby nas internować.
Naszą grupę internowali w koszarach w Calafat. Warunki były niezłe, jak na Rumunię, ale wyżywienie pod psem. Ludzie zaczęli z obozu uciekać.
Jeszcze bym czekał, ale zapowiedzieli przeniesienie obozu do Targoju (nie jestem pewny pisowni). Było to centrum malaryczne. Już w Calafat chorowało kilku na malarię i napatrzyłem się, jak się męczą. Trzeba było uciekać. Gorzej, że nie było z kim, a zawsze w towarzystwie raźniej. Z najbliższych kolegów nikt nie mógł się jeszcze zdecydować, a inni już przedtem zwiali.
Akurat dzień przed zapowiedzianym przeniesieniem obozu, spakowałem w teczkę trochę bielizny i czekam aż się ściemni.
Metoda była zawsze ta sama: trzeba było namówić paru, żeby odciągnęli i zabawili żołnierzy, którzy obchodzili obóz przy ogrodzeniu. Te rumuńskie wojaki, z karabinem na sznurku, bez butów, a najwyżej w łapciach, byli trochę jak dzieci. Wystarczyło, że kilku naszych się zebrało i zaczęli jakąś komedię odstawiać, a Rumuni już się zlatywali, zaciekawieni, co się dzieje.
Kiedy powiedziałem, że jestem gotów  – dwu wyskoczyło na drugi koniec placu i zaczęli się bić. Inni się zlecieli, larum podnieśli, a kiedy widziałem, że Rumuni lecą w tamtym kierunku,  – ja do płotu. Paru mnie odprowadziło, bo płot wysoki. Wskoczyłem jednemu na plecy, drugiemu na ramiona i – hyc przez płot i w kierunku ulicy.
Wiedziałem od innych, że kilku naszych cywili kręci się zawsze pod obozem, że gdzieś jest jakiś dom, w którym można się na jakiś czas schronić. Miałem szczęście, bo nie zrobiłem nawet kilku kroków, kiedy podszedł do mnie jakiś cywil i pyta po polsku, czy z obozu. Kiedy przytaknąłem, powiada, żeby iść kilka kroków za nim. Wąską uliczką doszliśmy do jakiegoś domu, a kiedy nikogo nie było na ulicy, wpadliśmy do bramy.
Był to stary, opuszczony dom, prawie rudera. „Urzędował” tu ktoś z naszej ambasady w Bukareszcie i przygotowywał fałszywe dokumenty i ubrania.
Dosyć to dobrze było zorganizowane. Chodziło o to, żeby jak najwięcej ludzi, zwłaszcza lotników, wyciągnąć z obozów. Zebrało się nas szesnastu, wszyscy z tej samej nocy, ale większości nie znałem. Ten dom miał nazwę „Punkt C” Wnioskowaliśmy z tego, że takich punktów musiało być więcej.
Jedzenie składało się z jednej miseczki zupy dziennie i czasem kawałek chleba. Przywoził w bańkach na mleko jeden Bułgar, który miał w okolicy małe gospodarstwo (musieli go dobrze opłacać, bo ryzykował więzienie, gdyby go złapali).
Okna były pozalepiane gazetami i przez dziurkę patrzyliśmy, jak jeździł z tym swoim wózkiem tam i spowrotem, aż trafił na moment, kiedy nie było nikogo na ulicy. Całe szczęście, że papierosów dostarczali pod dostatkiem, a papieros doskonale maskuje głód. Nawet ci, którzy nie palili, nauczyli się tam palić.
Dom był przy ulicy, więc trzeba było zachowywać się cicho. Kiedy ktoś podniósł trochę głos, od razu wszyscy upominali: „cicho, cicho!” Po kilku dniach to „cicho, cicho” tak działało na nerwy, że niektórzy zaczęli dostawać małego szału. Mieli nas wysyłać w takiej kolejności, jak tam przybywaliśmy, ale potem zdecydowano wysyłać wpierw tych ze słabymi nerwami.
Przesiedziałem na tym „Punkcie C” od 6 do 17 grudnia 1939. Wreszcie dostałem dokumenty na nazwisko Marian Lisiecki i 2.000 lei na wydatki. Poza tym ubranie i taką nieszczęśliwą burkę. Wszyscy dostawali taką burkę i to  niestety szybko zdradzało, że właściciel burki z obozu.
Ten sam młody cywil, który mnie przyprowadził, odprowadził mnie w okolicę dworca, podał rękę, życzył powodzenia i odszedł. Byłem już przed samym dworcem, kiedy stanęło przede mną dwóch cywilów; jeden pokazał jakąś legitymację i tylko zrozumiałem, że policja. Odprowadzili mnie na komisariat, niedaleko dworca, a tam już czterech na korytarzu  – w tych nieszczęsnych burkach.
Ten oficer policji, który mnie indagował, zresztą bardzo grzeczny, twierdzi przez tłumacza (tłumacz, Rumun, ale dosyć dobrze mówił po polsku), że jestem z obozu. Mówię, że nie, że przyjechałem na jeden dzień do Calafat sprawdzić, czy mój kuzyn tu się znajduje. Okazuje się, że go tu nie ma i wracam do Bukaresztu. Uśmiechnął się tylko, bo wszyscy tak samo się tłumaczyli  – a wszyscy w identycznych burkach, jak bliźniacy. Powiada, że nas zatrzymuje, aż sprawdzą w obozie.
Tych czterech krajanów zrezygnowanych siedzi na ławkach, a mnie ponosi, że tyle ambarasu na nic – a tu pociąg mój za niecałe dwadzieścia minut. Chodzę po korytarzu tam i nazad, bo usiedzieć nie mogę, i wreszcie dochodzę do policjanta, który stał w drzwiach, i pytam się, gdzie tu ustęp. Pokazuje na koniec korytarza, a tam, trochę w głębi, ustęp i  – okno. Od razu próbuję okno i  – aż mi się wierzyć nie chce  – otwiera się lekko. Wyrzuciłem teczkę, przecisnąłem się przez okno i  – na ulicę! Okno cichutko przymknąłem, otrzepałem się i ostrym krokiem walę w kierunku dworca, tylko ze strachem oglądam się, czy mnie kto nie goni.
Zziajany wpadłem na dworzec i  – znowu problem. Dwa długie ogonki do kasy i widzę, że każdy, zanim kupi bilet, pokazuje jakiś dokument.
Stoję chwilę niepewny, co robić, a tu dochodzi do mnie jakiś elegancki pan, w pięknym futrze i pyta się „Buccuresti?” Przytakuję, że tak. Pokazał mi na migi, żeby mu dać pieniądze, podszedł do okienka poza kolejką, kupił bilet, dał mi resztę drobnych, zaprowadził na peron i wsadził do pociągu.” Uśmiechnął się  – i poszedł.
Jeszcze dzisiaj się zastanawiam, kto to mógł być, ale pewno mój Anioł Stróż. Bo czy Anioł Stróż nie mógłby sobie pozwolić na takie piękne futro?
Ale to jeszcze nie miał być koniec całej afery. Po kilku przystankach przychodzi konduktor sprawdzać bilety. Pokazuję mu swój bilet, ale to mu nie wystarcza, żąda jakiegoś papierka. Domyślam się, że to pewno chodzi o ten, który zabrała mi policja w Calafat. Widzę, że nie ma rady i trzeba mu wsadzić coś w łapę. Wyciągnąłem go na korytarz i daję mu 200 lei. Widzę, że trochę zmiękł, więc daję mu jeszcze 200 lei. Tym razem wziął i już myślałem, że będę miał spokój, Tymczasem na następnym przystanku wchodzi żandarmeria wojskowa i znowu żądają papierka. Ale przyleciał konduktor i zaczyna się z nimi kłócić  – wziął pieniądze, więc honor kazał mu stanąć w mojej obronie. Jakoś wyciągnął ich na peron, ale widzę, że dalej się kłócą, więc już nie czekam na wynik. Przeciwnymi drzwiami wyskoczyłem na nasyp i za poczekalnią schowałem się w krzakach.
Przesiedziałem pewnie ze dwie godziny, aż zauważyłem, że parę osób weszło do poczekalni. Ostrożnie, czy ktoś nie widzi, wskrobałem się na nasyp, przeszedłem tor i wchodzę do poczekalni. Usiadłem koło takiej starszej pary i pytam się „Bucuresti?” Przytakują, że tak, oni jadą do Bucuresti. Pociąg nadjechał i już bez dalszych perypetii dojechałem do Bukaresztu. Przed dworcem stał rząd taksówek i z jednej taksiarz kiwa ręką. Podchodzę, a on „Polska Ambasada?” Po tej nieszczęsnej burce poznał, że Polak. – „A to pan Polak?” – pytam. Zaczął coś szwargotać po rumuńsku. Widocznie nauczył się tylko tych paru słów.
W Ambasadzie woźny robił mi trudności, że późno i czy mogę przyjść rano. Mówię:
– Panie, coś pan z byka spadł, gdzie będę się do rana włóczył, żeby mnie znowu gdzie przymknęli!
 – Ale nie mam pana gdzie przenocować.
 – Nie martw się pan  – mówię, tu sobie usiądę na krześle i do rana się przekiwam.
Była to poczekalnia, więc zestawiłem trzy krzesła i próbowałem zasnąć, ale nerwy tak mi grały, że nic ze spania nie było.
Rano okazało się, że tam już kupa ludzi się gnieździła. Poprzeglądali dokumenty, nazwisko Lisiecki miałem nadal zatrzymać, wyznaczyli kwatery w prywatnych mieszkaniach w mieście, wypłacili z góry na tydzień po 100 lei dziennie i zapowiedzieli, żeby być gotowym, bo statek może być każdej chwili.
W Ambasadzie spotkałem znajomego, z którym, podróżowaliśmy w jednym wozie od granicy. Nazywał się Otto Nowosielski  – i z nim dostaliśmy mieszkanie u bardzo sympatycznej rodziny. Mieli dwie dziewczynki, trzy i pięć lat. On był piekarzem. Wypiekał ciastka i rozwoził na wózku do różnych kawiarń. Nie musiał to być bardzo dobry interes, bo bieda była u nich.
W Ambasadzie powiedzieli nam, ile trzeba płacić za mieszkanie, ale myśmy starali się płacić trochę więcej.
Wyżywienie w mieście było tanie i dobre, a nasza gosposia zawsze nam rano przynosiła całą blachę doskonałych ciastek i mieliśmy płacić tylko za te, które zjemy. Oczywiście do wieczora nic nie zostawało, ku zadowoleniu naszej gosposi.
Pierwsza wojenna Gwiazdka
Świeta nadchodziły i chcieliśmy tym dziewczynkom kupić jakieś prezenty, bo domyślaliśmy się, że rodzice na prezenty nie mogą sobie pozwolić.
Mój Otto zapalił się do tego projektu i nie trzeba było go namawiać. Poszliśmy do dużego sklepu w Centrum i po pewno dwugodzinnych deliberacjach zdecydowaliśmy się na lalkę dla tej starszej i dużą kolorową piłkę w siatce  – dla młodszej.
Piłka była ładna i stosunkowo niedroga, ale lalki były bardzo drogie.
Wybraliśmy jedną małą, taką na naszą kieszeń. Po zapłaceniu przy kasie, trzeba było pójść do drugiego stołu, gdzie pakowali.
Już w drodze do wyjścia zaczęliśmy się zastanawiać, dlaczego ta paczka jest taka duża. Weszliśmy do pierwszej napotkanej bramy i delikatnie odpakowuję jeden koniec paczki, a tu  – lala, chyba najdroższa, jaka była w sklepie. Mówię do Ottona: – Co teraz zrobimy? A Otto:  – Jak to co, wiejmy do chałupy zanim się zorientują, co się stało.
Po odpakowaniu okazało się, że poza piłką i lalą, było jeszcze kilka kompletów różnych sukienek do przebierania lalki.
 W Wigilię kupiliśmy trochę ryby, w Ambasadzie dali nam opłatki, kupiliśmy dwie butelki wina i po wieczerzy zaprosiliśmy gospodarzy na kieliszek. Kiedy odpakowaliśmy prezenty, gospodarze zaniemówili, a o dzieciaki zacząłem się, niepokoić, bo myśleliśmy; że dostaną spazmów, tak się cieszyły i skakały. Matka się popłakała z tego wszystkiego, a ojciec wyskoczył na chwilę i przyniósł butelkę koniaku.
Otto, kiedy byliśmy już we Francji, jeszcze wspominał tę Gwiazdkę.  – Gwiazdka bez dzieci  – nie jest kompletna. Dopiero dzieciaki dodają jej uroku.                                     
 CDN
 Wspomnienia drukujemy dzięki uprzejmości p. Teresy Cwaliny.

*******************

Wspomnienia żołnierza polskiego, „gente Ruthenus”, spod Lenino

 
Autor: Piotr Zahajko15.11.2010
nr 57 (5/2010)
Walki nad Miereją
Drużynami, w tyralierze biegniemy bliżej rzeki. Minęliśmy mokradła Mierei. Pod naszymi nogami ziemia zryta od bomb i pocisków. Doszliśmy już do brzegów rzeki. Próby przedostania się na drugą stronę z ciężkimi moździerzami i amunicją spełzły na niczym. Okazało się, że Miereja była niewielką rzeką, ale za to głęboką. W niektórych miejscach jej głębokość dochodziła nawet do 4 m. Przeprawa na drugą stronę bez mostu czy pontonu, nie była możliwa.
W tej sytuacji d-ca kompanii, wydał rozkaz prowadzenia ognia z miejsca, w którym się znaleźliśmy.
W niedługim czasie do rzeki zbliżył się oddział naszej piechoty i dźwigał na plecach drewnianą tratwę, po której żołnierze przekroczyli Miereję. Późnym popołudniem saperzy zbudowali prowizoryczny most i w ten sposób czołgi i artyleria wraz z piechotą ruszyły szturmem na okopy niemieckie.
Sytuacja w naszym plutonie, stawała się tragiczna. Brak amunicji do moździerzy uniemożliwiło nam prowadzenie dalszej walki, szczególnie w tym momencie, kiedy polska piechota poszła szturmem na okopy niemieckie.
Niemcy wykorzystali ten moment, i rozpoczęli huraganowy ostrzał z karabinów maszynowych w naszym kierunku. Na domiar złego, samoloty nieustannie zrzucały bomby na nasze pozycje. Dla zwiększenia strachu i wywołania paniki w naszych szeregach lotnictwo niemieckie zrzucało puste beczki, które spadając na ziemię wydawały przeraźliwe wycie.
Dziwnych sytuacji na froncie mieliśmy wystarczająco dużo, jak np. ta, która zaskoczyła nas bardzo: kiedy oddziały radzieckie, okopane, stały przy naszych pozycjach i nie ruszyły się z pomocą. Oni patrzyli na nasze zmagania ze śmiertelnym wrogiem ze stoickim spokojem jak widzowie w teatrze. Żaden rozkaz ze strony dowództwa radzieckiego nie padł do przystąpienia udzielenia nam wsparcia. Żaden radziecki samolot nie pojawił się na horyzoncie podczas bombardowań naszych pozycji.
Do dziwnych zjawisk, muszę zaliczyć i ten fakt, kiedy nagle zniknął z pola walki d-ca drużyny plutonowy Szarpański. D-ca plutonu chorąży Halicki wydał mi rozkaz natychmiast objąć stanowisko d-cy drużyny.
Tu mała dygresja: Kiedy cała nasza Dywizja Piechoty wycofywała się z pola walki spod Lenino, nagle pojawił się były d-ca drużyny Szarpański. Dowództwo nasze za dezercję z pola walki chciało postawić go przed plutonem egzekucyjnym. Ale przyszło tajne polecenie, aby Szarpańskiego odesłać do d-cy frontu. A wiosną 1946 roku w Warszawie spotkałem go w Ministerstwie Obrony Narodowej w Departamencie Personalnym w stopniu majora z wieloma orderami na piersiach. Widocznie otrzymał je „zasłużenie” za „wybitne bojowe zasługi na polu walki pod Lenino”. Dowiedziałem się później, że wyjechał on z Polski do Izraela.
Wracając do walki nad rzeką Miereją. Z braku amunicji, d-ca batalionu wydał rozkaz wycofania się do pozycji wyjściowej, z której ruszyliśmy do ataku. Zapadał już zmierzch, robiło się chłodno i ciemno. Tylko w rejonie wsi Trygubowo i Połzuchy trwały zacięte walki. Raz po raz rozbłyskiwały ognie spowodowane wybuchami pocisków i ręcznych granatów.
Ranni żołnierze byli transportowani  z pola walki do punktów sanitarnych. W milczeniu mijali nas z zamkniętymi oczami. Kilku z nich miało jeszcze odrobiny siły aby opowiedzieć nam o strasznych walkach na przedpolach palących się wsi. Dowiedzieliśmy się również o śmierci naszego pierwszego d-cy kompanii por. Wysockiego.
Ostry wiatr wiał w naszą stronę od rzeki. Niósł ze sobą zapach dymów i dokuczliwy smród spalonego prochu z pocisków. Ciężko oddychaliśmy, a kilku z nas zaczęło kaszleć. Na ziemi obok siedzących żołnierzy leżały trupy zabitych naszych kolegów i kilku ciężko rannych.
Jesteśmy bardzo zmęczeni i głodni. Od zeszłej doby nie otrzymaliśmy żadnego pożywienia ani wody. Ktoś, przyniósł ze spalonego domu upieczone, na wpół zwęglone kartofle. Rzuciliśmy się do tych ziemniaków jak do najdroższych skarbów świata. Kilku żołnierzy z naszego batalionu chyłkiem podeszło do leżących zabitych koni i wykroili z nich parę kawałków mięsa z tylnych nóg. W okopach zaczęli w menażkach gotować koninę. Na ten moment nadszedł d-ca kompanii ppor. Krasiński. Podbiegł do ogniska i w jednej sekundzie nogami zdusił palenisko, wyzywając przy tym siedzących przy rozgrzanych jeszcze ochłapach niefortunnych „kucharzy”. Kilka przekleństw poleciało przy okazji i w naszym kierunku.
W tych nietypowych chwilach na froncie wśród żołnierzy wciąż zdarzały się różne zjawiska, często nie do wyjaśnienia, po prostu – cuda. Tak jak ten fakt, którego byłem świadkiem: Za ścianą spalonego budynku, wybuchł pocisk moździerzowy, dokładnie w środku pokoju w którym siedziało czterech naszych kolegów. Trzech z nich po prostu zostało zmasakrowanych, nawet trudno było rozpoznać ich twarze. Czwarty nie był nawet ranny. Tym szczęściarzem był Rosjanin Piotrowski, polskiego pochodzenia. Jak to można wytłumaczyć?
Nastała noc. Ucichły odgłosy walki. Strach i przerażenie zmieniły się teraz w okropne zmęczenie. Oczy nasze same się zamykały i każdy zapadał w głęboki sen. Nie jestem w stanie odtworzyć teraz, jak długo spaliśmy. Pamiętam tylko potężny wybuch. Ziemia uniosła się wysoko nad nami i spadające błoto i piach zasypało nasze okopy. Na oko oszacowaliśmy, że musiał to być potężny pocisk artyleryjski lub bomba lotnicza o dużej sile rażenia. Natychmiast poderwaliśmy się i pospiesznie zajęliśmy inne stanowisko bojowe, bliżej wsi Mojsiejewo.
Dzień, jak na tę porę roku zapowiadał się słoneczny i bardzo ciepły. Jest 13 października 1943 roku. O godzinie 6.00-tej nad ranem rozpoczęliśmy jak poprzedniego dnia przygotowaniem artyleryjskim z wszystkich dział, jakie posiadaliśmy jeszcze w Dywizji. Niemcy, odpowiedzieli niemalże w tym samym czasie również ostrzałem z armat. Ziemia pod naszymi nogami drżała od wystrzałów i wybuchów pocisków. Na horyzoncie pojawiły się niemieckie „Sztukasy”. Tym widokiem byliśmy załamani. Rozglądaliśmy się rozpaczliwie po niebie, gdzie są te słynne „łastoczki”, radzieckie myśliwce. Niemcy bezkarnie fruwali nad naszymi głowami i zrzucali na nas grad bomb.
W rejonie wsi Trygubowa i Połzuch, trwały już ciężkie boje. Od rannych żołnierzy, którzy resztkami sił wycofywali się z miejsca walki, dowiadywaliśmy się o potężnych stratach w ludziach. Opowiadali nam, choć nięchętnie, drżącym głosem, o tym, jak nasi, nie mając już amunicji poddawali się Niemcom do niewoli. Mówili również o chaosie, jaki wkradł się w dowodzeniu naszymi jednostkami. Dowiedzieliśmy się też o d-cy pułku ppłk. Derksie, który „nagle” znikł z pola walki.
Nastroje w wojsku polskim
Te przykre dla nas relacje i wiadomości przekazywane na żywo, nie nastrajały optymizmem.
Pamiętałem jeszcze, kiedy byliśmy w Sielcach nad Oką, nasze nocne rozmowy wśród żołnierzy. Dyskusje były prowadzone na jeden dla nas ważny temat: status i położenie polityczne naszej armii w ZSRR. Były różne dywagacje i stwierdzenia na temat polityki rosyjskiej wobec Polaków i Polski. Ale jeden był wówczas wspólny wniosek, że nikt tak naprawdę nie wierzy w dobre i uczciwe intencje Rosjan. W tej rozmowie były i takie wypowiedzi, że nie zgodzimy się, aby Związek Radziecki traktował nas jak armatnie mięso w walce o komunizm w Europie i na świecie. Nie będziemy walczyć za bolszewików... najlepiej postąpimy jak poddamy się Niemcom.
Takie skrajne nastroje, wywoływały jeszcze niedawne przeżycia, wygnania nas z własnych domów rodzinnych przez czerwonoarmiejców. Głód, choroby, terror i okrucieństwo oddziałów NKWD wobec Polaków robiły swoje.
Łagodzili nastroje wśród żołnierzy nasi i rosyjscy „politrucy”, którzy głosili propagandę o wspólnym wrogu, o rychłym zakończeniu wojny i o drodze, najkrótszej i najprostszej, po której idziemy wraz z Armią Czerwoną do wolnej Polski. Reforma rolna, która zostanie wprowadzona w Polsce Ludowej, obdzieli każdego rolnika ziemią, a domy i pałace panów i kułaków zostaną oddane we władanie całemu ludowi pracującemu miast i wsi. Polska poszerzy swoje granice aż do Odry i Nysy Łużyckiej. Wreszcie staniemy się krajem ludzi szczęśliwych i bogatych, miłującym pokój narodem. Ta propaganda w pewnym sensie zrobiła jednak swoje. Nastroje wśród żołnierzy polskich pomału łagodniały. Te słowa dla niektórych były motorem do działania i mobilizowały do dalszej walki z wrogiem.
Wróćmy jeszcze do dnia 13 października 1943 roku. Ta noc była znacznie zimniejsza od poprzedniej. Byliśmy już na wyczerpaniu sił. Nagle usłyszeliśmy rozkaz d-cy Dywizji gen. Berlinga o wycofaniu się wszystkich żołnierzy z linii frontu. Ten rozkaż natychmiast dodał nam sił i bez zatrzymania poszliśmy na wschód w kierunku Smoleńska.
Nie pamiętam, kto rozsiewał fałszywe plotki wśród żołnierzy, że Niemcy przerwali front i posuwają się za nami w pościgu. Ta plotka nie wytrzymała próby czasu, ponieważ oddalając się od miejsca walk, odgłosy wojny stawały się coraz słabsze i słabsze aż wreszcie całkiem ucichły.
Nad ranem 14 października, znaleźliśmy się w terenie porośniętym zagajnikami w rejonie wsi Słon, czy Słom  – nie pamiętam dzisiaj dokładnej nazwy.
Po krótkim odpoczynku, stanęliśmy wszyscy w szeregu do apelu. D-ca batalionu kpt. Pluto pożegnał się z nami, dziękując za wspólną bohaterską walkę i odszedł do d-ctwa dywizji. Po tym poinformowano nas o reorganizacji niektórych kompanii i drużyn i rozdzielono pracę na najbliższy czas poszczególnym grupom żołnierzy.
W niedługim czasie na teren naszego obozu, wjechał potężny samochód w którym była zamontowana polowa łaźnia zwana „woszobajka”. Drużynami podchodziliśmy nago do środka łaźni, a nasze mundury i bielizna zostały poddane dezynfekcji bardzo gorącym powietrzem. Taki zabieg musiał nastąpić, ponieważ całymi tygodniami nie rozbieraliśmy się i nie myliśmy się. Przemoknięci deszczem i własnym potem rozsiewaliśmy zapach, powiedzmy, „swojski”. Śmialiśmy się z tego, że jedna nasza onuca swoim zapachem potrułaby pół tuzina Niemców.
Własne refleksje
i przemyślenia
Kiedy już po wojnie wróciliśmy do naszych domów, kiedy odnaleźliśmy nasze rodziny i naszych bliskich, a czasy wojenne stały się tylko wspomnieniami, rozpoczynaliśmy życie na nowo. Ciekawy byłem tylko, jak historia oceni okres wojny a szczególnie l DP im. Tadeusza Kościuszki w ZSRR.
Czytałem wydane już po wojnie różnego rodzaju, wspomnienia wojenne, pamiętniki, dokumenty, artykuły, byłem zapraszany na spotkania z uczestnikami wojny w środowiskach młodzieżowych, redaktorami, historykami, naukowcami. Wszyscy mówili na temat II-ej Wojny Światowej z wielką znajomością faktów historycznych, mówili prawdę lub opowiadali mity przez siebie wymyślone i wygłaszali je w zależności od potrzeb propagandy politycznej. W ten sposób usłyszałem kilka wersji bitwy pod Lenino. A ja znam tylko jedną, tę, w której brałem udział osobiście.
 Skład narodowościowy
 żołnierzy l Dywizji Piechoty
Interesuje mnie jeszcze jedna sprawa, a mianowicie: nikt do tej pory nie podał pełnej informacji o składzie narodowościowym żołnierzy w l D.P. im. Tadeusza Kościuszki. Po wielu latach małą wzmiankę na ten temat zamieścił w swoim wydawnictwie Główny Zarząd Związku Sybiraków w Polsce.
Statystyka sporządzona po wojnie przez Związek Sybiraków wykazuje, że 1.5 mln osób została wysiedlona przymusowo z rodzinnych domów w odległe strony ZSRR W tym, aż 30% Polaków pochodzenia ukraińskiego. Około 10% – pochodzenia białoruskiego i żydowskiego.
Na „spec posiołku” Andrejewskiej w Krasnouralsku, gdzie przebywałem z rodziną, praktycznie około 30% stanowili Ukraińcy. Spory między naszymi narodami o prawdę historyczną, Podola, Wołynia, Lwowa, Przemyśla, zniknęła z życia tych ludzi. Cierpienia i fizyczna zagłada, która zawisła nad głowami Polaków i Ukraińców, zjednoczyła ich ze sobą i pomogła im w przetrwaniu w sytuacjach tragicznych.
Przykładem prawdziwej przyjaźni i wzajemnego zaufania może być fakt, że od sierpnia 1941 roku, NKWD namawiało wszystkich Ukraińców do przyjęcia obywatelstwa radzieckiego i wstąpienia do Armii Czerwonej. Na około sto rodzin, które zostały wywiezione wraz z naszymi sąsiadami Polakami, tylko jedna rodzina przyjęła obywatelstwo ZSRR. Ten fakt mówi sam za siebie.
Później na moim szlaku frontowym spotykałem mnóstwo swoich ziomków – Ukraińców w polskim wojsku. Walczyli razem pod Lenino, nad Wisłą, Odrą i Nysą Łużycką, na Wale Pomorskim i na ulicach Berlina.
Dzieje historii Polski i Ukrainy, są bardzo skomplikowane. Przelało się dużo bratniej krwi z obu stron, w wyniku czego w moim odczuciu oba narody po II-ej Wojnie Światowej przegrały swoje sprawy narodowe.
Mam nadzieję, że czas zagoi rany. Młode pokolenia Polaków i Ukraińców zbudują przyjazne relacje sąsiedzkie i będą sobie wzajemnie pomagali w każdej niebezpiecznej sytuacji politycznej i życiowej, tak jak my to robiliśmy w obliczu śmierci i cierpienia na Syberii. Byliśmy sobie bliscy i potrzebni: Polacy i Ukraińcy.
Jestem Ukraińcem, albo jak kto woli – Polakiem pochodzenia ukraińskiego. Zawsze podawałem w dokumentach: narodowość – ukraińska. Należę do dużej rodziny Sybiraków. Jestem majorem Wojska Polskiego w stanie spoczynku, odznaczony wieloma orderami i odznaczeniami.
– Krzyżem Walecznych – 2 krotnie;
– Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski;
– Srebrnym i Brązowym medalem Zasłużonym na Polu Chwały;
– Czechosłowackim Krzyżem Walecznych;
– Dyplomem Weterana Walki o wyzwolenie Polski
oraz szeregiem innych medali i odznaczeń.
KONIEC
PIOTR ZAHAJKO
mjr Wojska Polskiego

fatalna fikcja, RPrl 2010

(   )  http://www.fatalnafikcja.pl/wielkipodstep.htm    Wielki podstęp: wywiad z Petrem Cibulką
Wywiad przeprowadził Jan Malina

Chciałbym zapytać o generała czechosłowackiej komunistycznej armii i członka czechosłowackiej Rady Obrony, Jana Sejnę, który zbiegł do Stanów Zjednoczonych w 1968 roku. Sejna uciekł zanim ludzie Breżniewa w Czechosłowacji zdołali go aresztować za ostrzeżenie Sekretarza Generalnego czeskiej partii, Aleksandra Dubczeka, o kierowanej przez Rosjan inwazji. Sejna napisał w swojej książce "We will Bury You", że posiada informacje z pierwszej ręki na temat długofalowego sowieckiego planu zaaranżowania fałszywego rozpadu komunistycznego Układu Warszawskiego, planu mającego na celu rozbrojenie Stanów Zjednoczonych i NATO. Czy zgadza się Pan, że taki właśnie plan został zrealizowany w byłych krajach bloku?

Nie wiem jak z amerykańskiej perspektywy oceniany jest rozpad komunizmu, wiem natomiast że bolesne doświadczenia obywateli krajów postkomunistycznych wskazują jednoznacznie, że rozpad komunizmu był czystą fikcją. Komuniści i komunistyczne struktury władzy pozostali nietknięci. Z samozwańczych posiadaczy państwowego majątku, szeroko pojęte komunistyczne kadry przedzierzgnęły się w pełnoprawnych właścicieli wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość w "byłych" komunistycznych krajach - stało się tak na drodze nieuczciwego procesu prywatyzacji.
Komuniści robią wszystko aby rozbroić Zachód, a jednocześnie starają się o to, aby ich własna militarna siła pozostała nietknięta. Z takiej pozycji mogą dyktować Zachodowi swoją złowrogą koncepcję komunistycznego porządku świata. Zachód tak czy inaczej będzie zmuszony zaakceptować ten stan rzeczy.


Jakie w takim razie są szanse Ameryki na powstrzymanie tego procesu i obronę?
W krótkiej perspektywie niezbędna jest masowa produkcja broni a także pomoc w urzeczywistnianiu politycznego i informacyjnego pluralizmu na całym świecie, przede wszystkim w tak zwanych krajach postkomunistycznych. Jeżeli rządzący w tych krajach nie zapewnią politycznej i intelektualnej wolnej rywalizacji, nie powinni być postrzegani jako godni zaufania, strategiczni partnerzy. W ciągu ostatnich piętnastu lat Stany Zjednoczone popełniły w tej dziedzinie poważne błędy. W długoletniej perspektywie niezbędne wydaje się powstrzymanie inwazji materialistycznej ideologii w społeczeństwie. Bez spełnienia tych warunków zwycięstwo nad siłami zła będzie niemożliwe.


Czy możemy być pewni, że to właśnie komuniści sterują wydarzeniami spoza sceny? Co to oznacza (dla Ameryki), że ci ludzie są komunistami?
Komuniści reprezentują największe zło w historii ludzkości. Nie wolno ani na moment zawierzyć komunistycznej i postkomunistycznej propagandzie, że ta największa w historii negatywna siła przestała istnieć i zniknęła bez śladu w 1989 roku. Blok komunistyczny rządził i nadal rządzi na obszarze 1/4 naszej planety i nad 1/3 całej populacji.
Międzynarodówka komunistyczna, powiązana z KGB, działała na obszarze wszystkich krajów świata. Poziom moralnego upadku cywilizacji doskonale koresponduje z realnymi osiągnięciami międzynarodówki komunistycznej. Twierdzili zawsze, że ich system jest niezmienny i niezniszczalny. Komunistyczne państwa to w istocie wielkie zbrodnicze przedsięwzięcia. Z łatwością można udowodnić to samo w odniesieniu do państw postkomunistycznych. Jeśli komunizm rzeczywiście został pokonany, a najwyższe moralne wartości ponownie wróciły do łask, dlaczego w takim razie komunistyczni mordercy (mający na swoich rękach krew milionów niewinnych ofiar) nigdy nie zostali postawieni przed sądem? W rzeczywistości wszystkie te postkomunistyczne państwa, bez wyjątku, zajmują się tuszowaniem ogromnych zbrodni. Co więcej, komuniści nie tylko nie zostali ukarani, ale nadal zajmują najwyższe stanowiska. W dodatku podzielili między siebie wszystko to co wcześniej należało do komunistycznej partii i państwa. Fikcyjny rozpad komunizmu pozwolił komunistycznym strukturom na oszukanie całego świata i zaprezentowanie swoich kadr jako godnych zaufania polityków, biznesmenów, naukowców, artystów, studentów itd. Jest to po dziś dzień największe zwycięstwo komunizmu.


Wkrótce po upadku Związku Sowieckiego, Kreml i służby specjalne odkryły, że komunistyczna ideologia całkowicie zawiodła w Rosji. Nigdy nie miała szans na zatriumfowanie wśród mas. Co Pan sądzi o upadku Związku Sowieckiego i rozpadzie komunistycznej ideologii?
Jeśli nie wymienimy starych struktur, które reprezentują największe zło znane ludzkości, nie nastąpią żadne zmiany. Nie ma prawdziwej demokracji bez pluralizmu, szczególnie pluralizmu idei. Do tego niezbędne jest rozbicie komunistycznego i postkomunistycznego monolitu. Póki co pluralizm jest jedynie niezrealizowanym postulatem w obrębie państw "byłego" bloku. To samo dotyczy "demokracji" i "wolności". Gdy w 1993 roku wysokiej rangi oficer KGB wyjaśniał amerykańskim dziennikarzom przyczyny, dla których "komunizm wyszedł z obiegu", wskazał na fakt, że komunizm okazał się niezdolny do zagwarantowania Rosji statusu mocarstwowego w XXI wieku. Wynika stąd, że przyczyną "rozpadu komunizmu" nie była nagła awersja do potwornych zbrodni i niehumanitarnych metod komunizmu, ale niewydolność komunizmu jako systemu społecznego. Najgorsze elementy komunistycznego reżimu pozostały nietknięte w procesie transformacji, i tym samym stanowi on obecnie to samo dokładnie zagrożenie dla świata jak przedtem.


Jakie są plany komunistów wobec krajów satelickich i Zachodniej Europy?
W razie zwycięstwa komunizm uczyni to samo co zwykle. Zniewoli nas politycznie, ekonomicznie, kulturowo, ideologicznie i moralnie. Ktokolwiek mu się przeciwstawi zostanie zlikwidowany. Komuniści mają cztery dziesięciolecia doświadczeń w dziedzinie infiltracji i prowokacji, jak na przykład Operacja Klin i operacja mająca na celu likwidację opozycji o kryptonimie Norbert.


Jakie są cele Operacji Klin i Norbert, i jak one działają?
W przypadku czeskich służb specjalnych (STB) Operacja Klin, tak zresztą jak sugeruje jej nazwa, jest oparta na infiltracji obozu przeciwnika w celu wywołania podziałów, braku zaufania, podejrzeń i konfliktów. Operacja Klin ma na celu dywersję i sparaliżowanie grup ludzi, których wspólną cechą jest wyznawanie niekomunistycznych idei. Może to dotyczyć na przykład ludzi wierzących, ale nie aktywnych politycznie. Operacja Klin jest szeroko stosowana w postkomunistycznych krajach przeciwko wszystkim rzeczywistym przeciwnikom komunizmu. Także nasza partia, Blok Prawicowy, partia która domaga się przyjęcia zasad bezpośredniej demokracji i systemu zapewniającego możliwość odwołania polityków - także redakcja naszej gazety Wiadomości Niecenzurowane są stałym obiektem akcji wywrotowych. Dla przykładu, były wiceprzewodniczący Bloku Prawicowego zaoferował 40 000 dolarów za usunięcie mnie ze stanowiska przewodniczącego. Agenci tajnych służb infiltrowali Wiadomości Niecenzurowane i Blok Prawicowy, dążąc do sparaliżowania naszej działalności. W przypadku Wiadomości Niecenzurowanych agenci ci doprowadzili do likwidacji drukowanej wersji gazety. Działania zmierzające do przejęcia Bloku Prawicowego okazały się nieskuteczne.
Innym celem Operacji Klin jest zbieranie informacji na temat niezależnych środowisk, które mają być w przyszłości wykorzystane w ramach Operacji Norbert, której celem jest ostateczne rozwiązanie problemu z niezależnymi środowiskami. To system obozów koncentracyjnych przeznaczonych do izolowania politycznej opozycji. Najbardziej niebezpieczni przeciwnicy komunizmu będą fizycznie likwidowani w tych obozach, pozostali będą tak długo izolowani aż ich sposób myślenia zostanie odpowiednio zmodyfikowany. Podobne metody są stosowane w Wietnamie od roku 1975, gdzie oficerowie pokonanej armii Południowego Wietnamu są po dziś dzień przetrzymywani w komunistycznych obozach koncentracyjnych.
Dokumenty dotyczące Operacji Norbert zostały ujawnione w Czechosłowacji na początku lat 90. Od tego czasu nie przeprowadzono na ten temat żadnej dyskusji. Jest cechą charakterystyczną postkomunistycznych reżimów Europy Wschodniej, że najtajniejsze sekrety komunistycznej dyktatury nie przedostają się na światło dzienne. Teczki tych przedstawicieli opozycji, którzy zostali przeznaczeni do likwidacji nie są także ujawniane. To kolejny dowód na to, że komuniści przewidują kolejne ofiary, kiedy przyjdzie na to odpowiedni moment. Także obcokrajowcy, którzy naiwnie wierzą w rozpad komunizmu i pracują albo studiują w postkomunistycznych krajach, zgodnie z ujawnionymi szczegółami Operacji Norbert, będą aresztowani i uwięzieni w obozach. Niektórzy z nich zostaną zlikwidowani. Zapłacą w ten sposób za naiwną wiarę, że komunizm to sprawa przeszłości.


Jaka jest obecna sytuacja Republiki Czech, z punktu widzenia strategii komunistycznej?
Czeski rząd postkomunistyczny nie funkcjonuje tak jak normalny rząd. W zeszłym roku czeska armia została niemal całkowicie rozwiązana a pobór rekrutów został wstrzymany. Według oficjalnych komentarzy sytuacja na świecie stabilizuje się i czeski rząd nie dostrzega żadnego niebezpieczeństwa w długoterminowej perspektywie. Ostatnio w oficjalnej prasie prowadzona była dyskusja, w jaki sposób zapewnić czeskiej armii dostateczną ilość profesjonalnych żołnierzy. Pojawiły się głosy, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie najemników zwerbowanych w Rosji i na Ukrainie. W zamian za służbę, żołnierze ci otrzymaliby czeskie obywatelstwo. Taki plan może zostać wprowadzony w życie w bliskiej przyszłości.
Czeska armia, jako siła wojskowa, jest praktycznie bezużyteczna. Przy jej obecnej sile, a bez rosyjskich najemników, czeska armia może być wykorzystana wyłącznie do działań policyjnych. Ostatnio w gazecie Mlada Fronta ["były" organ czeskiej komunistycznej młodzieży SSM] pojawił się ważny artykuł, w którym napisano, że "powinniśmy być przygotowani na wojnę" ponieważ im dłużej trwa pokój, tym przyszła wojna staje się bardziej nieunikniona.


Jakie były, Pana zdaniem, przyczyny opublikowania tego artykułu?
Być może chodzi tutaj o psychologiczne przygotowanie społeczeństwa do wojny. Biorąc pod uwagę, że Mloda Fronta i inne czeskie gazety zajmują antyamerykańską pozycję, przyszła wojna nie będzie wojną przeciwko Rosji. Jeśli Rosja rozpocznie swój marsz na Zachód wówczas, obawiam się, Europa nie będzie w stanie przygotować skutecznej obrony. Czesi, po 42. latach komunizmu i 15. latach postkomunizmu, są tak zdemoralizowani i podzieleni, że nie są zdolni wypełniać wszystkich naturalnych funkcji narodu. Mamy drugi od końca poziom narodzin w Europie. Jesteśmy najszybciej wymierającym narodem. Tkwimy w rosyjskojęzycznej przestrzeni geopolitycznej. Wszystkie te, w najwyższym stopniu negatywne, zjawiska są w pełni popierane przez kolejne postkomunistyczne rządy. Ilustracją czeskiej postawy obywatelskiej niech będzie fakt, że w ostatnich wyborach do parlamentu europejskiego głosy oddało zaledwie 25% uprawnionych. Wojna jeszcze się nie zaczęła, a my już jesteśmy pokonanym narodem. Garstka Czechów usiłująca walczyć przeciwko komunizmowi jest całkowicie osamotniona i izolowana. Stany Zjednoczone, zamiast podać tym ludziom pomocną dłoń, wspierają komunistyczną mafię, która rządzi naszym krajem od dziesięcioleci bez żadnej przeszkody.


W ostatnim czasie, w związku z przystąpieniem Czech do UE, miały miejsce wybory. Jakie były ich wyniki i w jaki sposób wpłynęły one na ogólną sytuację?
Wyniki wyborów były przesądzone z góry. Po jednej stronie wystąpiły partie reprezentujące postkomunistyczny reżim; po drugiej stronie, jako jedyna prawdziwa alternatywa, wystąpiła nasza proamerykańska konserwatywna partia polityczna, Prawicowy Blok. Podczas gdy oficjalnie uznawane partie mają, z tytułu swojej działalności, wiele milionów koron wypłacanych z pieniędzy podatników i nieograniczony dostęp do mediów, nasza uboga finansowo za to bogata w idee partia polityczna miała możliwość zorganizowania jedynie symbolicznej kampanii wyborczej, ponieważ nasz budżet wynosił zaledwie kilka tysięcy koron. Mimo to, zdobyliśmy 27,506 głosów, co stanowi 1.17% wszystkich oddanych głosów. W dodatku, "wyniki" tych wyborów nie zasługują na zaufanie. Cała polityczna rywalizacja, we wszystkich jej aspektach, charakteryzuje się zdecydowaną dyskryminacją rzeczywistej opozycji; co więcej nie istnieje także odpowiedni system monitorowania wyborów. Wniosek taki został sformułowany, jeszcze przed ostatnimi wyborami, we wspólnej deklaracji wszystkich 19. pozaparlamentarnych partii.
Niestety, nie ma takiej siły, ani w Czechach ani za granicą, która byłaby w stanie zmienić tę sytuację. Do parlamentu europejskiego, dzięki odpowiedniemu systemowi selekcji, weszły wyłącznie dobrze sprawdzone kadry komunistyczne. W niektórych przypadkach kadry te są bezpośrednio związane ze Związkiem Sowieckim (przepraszam, z Rosją). W istocie dzięki temu Moskwa zdobyła 24 miejsca w parlamencie UE oraz jedno miejsce zajmowane przez Milana Horacka, byłego obywatela Czechosłowacji, a obecnie kandydata niemieckiej partii zielonych (choć w istocie partia ta jest czerwona, nie zielona). Przewodniczącym niemieckiej partii zielonych jest lewacki ekstremista, minister spraw zagranicznych Joschka Fisher. Istnieje uzasadnione podejrzenia, że Milan Horacek nie uciekł do Niemiec Zachodnich w okresie komunistycznym w charakterze uchodźcy politycznego, ale został tam oddelegowany przez komunistyczne tajne służby. Na listach tajnych komunistycznych współpracowników opublikowanych na początku lat 90. znajdujemy nazwisko Milan Horacek - zwerbowany przez służbę bezpieczeństwa, urodzony 29 października 1948 roku, pseudonim Essex, teczka nr 38234. Prokomunistyczna postawa Horacka, zdecydowany sprzeciw wobec karania komunistycznych kryminalistów sugeruje, że dane podane w teczce są prawdziwe. Innym komunistycznym przywódcą, do niedawna przewodniczącym czeskiej komunistycznej partii jest Miroslav Ransdorf, były członek Instytutu Prognoz Czechosłowackiej [komunistycznej] Akademii Nauk, który w rzeczywistości był ośrodkiem naukowym służby bezpieczeństwa przeznaczonym do walki z krajami Zachodu. Ransdorf także został "wybrany" to parlamentu europejskiego. Poza tym mamy jeszcze dwóch byłych obywateli Związku Sowieckiego wybranych do tego samego gremium. Jeden z nich to Władimir "Vovka" Zelezny, obecnie przewodniczący senackiego klubu partii komunistycznej. Drugi to Jozef Zieleniec, którego rodzice należeli do ścisłego moskiewskiego kierownictwa międzynarodówki komunistycznej. Brat Józefa Zielenca, Władimir Zieleniec, został zdemaskowany kilka lat temu jako rezydent KGB w Polsce.


Jakie mogą być efekty tak znaczącej komunistycznej infiltracji w Parlamencie Europejskim?
Jak najgorsze. Mamy do czynienia z najlepszymi kadrami komunistycznych służb specjalnych, wyposażonymi w długoletnie doświadczenia w dziedzinie podstępu i manipulacji, możemy zatem oczekiwać, że ich wybór do Parlamentu Europejskiego zaowocuje, jak zwykle, sukcesem. W kontekście rosnącej presji Moskwy na Europę, ludzie ci zagwarantują, że Europa nie będzie przysparzać Moskwie problemów, będzie natomiast dostosowywać swoje działania do oczekiwań Moskwy. Może to doprowadzić do sowietyzacji Europy bez potrzeby otwartej zbrojnej konfrontacji. Operacja może przebiegać na tyle dyskretnie, że zdezorientowana opinia publiczna Europy nie zauważy nawet w jakim kierunku zmierza. Już dziś antyamerykańskie stanowisko Europy staje się coraz bardziej wyraźne. Wkrótce okaże się, że nie ma praktycznych różnic między Brukselą i Moskwą. W przypadku zwycięstwa socjalizmu w Ameryce, różnice pomiędzy systemami politycznymi Rosji i Chin z jednej strony i systemami politycznymi Zachodu po prostu ulegną zatarciu. Widzę w tym wielkie niebezpieczeństwo dla wolności i niepodległości Ameryki. Moralnie przeżarty system może w końcu pokonać moralne i duchowe wartości.


Według London Times, Doradca do spraw Bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, Condoleezza Rice studiowała w Związku Sowieckim w roku 1978. Jak Pan interpretuje fakt, że obywatel Stanów Zjednoczonych podejmuje studia w Związku Sowieckim w erze komunistycznej? Jak to wyglądało w praktyce i jakie działania mogły podjąć KGB i GRU?
Jestem przekonany, że podobne rozwiązanie (amerykański obywatel "niewinnie" studiujący w Związku Sowieckim) nie było możliwe. W 1970 roku, w okupowanej przez sowietów Czechosłowacji miałem okazję obserwować kampanię na komunistycznych uniwersytetach, której zadaniem była rekrutacja studentów, chcących kontynuować studia w Związku Sowieckim. Mimo że zainteresowanie było ogromne, większość kandydatur została odrzucona ze względu na nie dość ugruntowane komunistyczne poglądy. Wiem także, że w tamtym okresie podobna zasada obowiązywała przy rekrutacji na czechosłowackie uczelnie. Dzieci rodziców, którzy mieli w przeszłości problemy z komunistami, lub z rosyjskimi okupantami, miały zablokowany dostęp do wyższych uczelni. Tym bardziej zatem, kandydat pochodzący z kraju, będącego głównym wrogiem Związku Sowieckiego, nie mógł uzyskać zgody na studiowanie w sowieckiej uczelni. Mogło się tak stać wyłącznie na podstawie oficjalnej umowy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Sowieckim, lub też było to związane z działaniami sowieckich służb specjalnych.


Ale w oficjalnej biografii Condoleezzy Rice nie ma nawet wzmianki o jej studiach w Związku Sowieckim w czasach komunistycznego reżimu. Wyjaśnienia wymaga także jej zdecydowanie przychylne stanowisko wobec polityki rosyjskiej, prowadzonej pod rządami pułkownika KGB, Władimira Putina. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?
Jeśli istotnie Condoleezza Rice ukrywa fragment swoje życiorysu związany ze studiami w Moskwie w latach 70., może to sugerować jej przynależność do najściślejszych kręgów KGB lub GRU. Biorąc pod uwagę, że jej mentorem politycznym był Josef Korbel, teza taka wydaje się niemal pewna. Josef Korbel był architektem prosowieckiej polityki zagranicznej czechosłowackiego rządu na uchodźstwie prezydenta Edwarda Benesza w okresie II wojny światowej, kiedy to w 1943 roku, wspólnie z Pawłem Kavanem, ojcem byłego ministra Spraw Zagranicznych Czech i przewodniczącego Zgromadzenia Ogólnego ONZ Jana Kavana [agent komunistyczny o pseudonimie KATO], przygotował traktat pomiędzy Czechosłowacją i Związkiem Sowieckim o przyjaźni i kooperacji. Traktat ten okazał się kamieniem węgielnym powojennej sowietyzacji i bolszewizacji Czechosłowacji. Jestem pewien, że Josef Korbel opuścił Europę i wyruszył do Ameryki, wiedząc dobrze co przygotował. Jego działalność antysowiecka i antykomunistyczna nigdy nie miała istotnego znaczenia. Ważna kwestia w kontekście wychowanicy Korbela, Rice. Podobnie zresztą jak w przypadku córki Korbela, Madeleine Albright, animatorki amerykańskiej polityki zagranicznej formułowanej pod czujnym okiem Billa Clintona. Znaczący jest również fakt, że Jan Kavan jest czołowym przeciwnikiem instalacji amerykańskiego systemu antyrakietowego w Czechach. Choć taka instalacja mogłaby zapewnić ochronę, zarówno Europie jak i Ameryce, przed atakiem rosyjskich rakiet balistycznych. Jan Kavan jest zarejestrowany w archiwach służby bezpieczeństwa jako agent komunistyczny i aktywny współpracownik. Inną taką osobą jest przewodniczący parlamentarnej komisji spraw zagranicznych Czech, socjaldemokrata Vladimir Lastuvka (pseudonim Vladimir, nr 14509), fizyk nuklearny, zarejestrowany jako agent służb bezpieczeństwa z zadaniem walki z "wrogiem wewnętrznym".
Zatem tacy właśnie ludzie, jako najwyżsi urzędnicy Republiki Czech - członka NATO i tzw. sojusznika Ameryki - są w tej chwili zaangażowani w żywotne dla interesów Zachodniej Europy i Ameryki sprawy obrony antynuklearnej. Mówiąc jasno, ludzie ci nie chronią wolności ani strategicznych interesów Zachodu. Przeciwnie, dbają o interesy Moskwy i Pekinu.


Czy nazwisko Jana Masaryka należy wiązać z Korbelem i, być może, nawet dzisiaj, z Condoleezzą Rice?
Jan Masaryk był ostatnim niekomunistycznym ministrem Spraw Zagranicznych Czechosłowacji i podczas lotu Korbeli do Ameryki został zamordowany przez komunistów w Pradze. Przez wiele lat jego śmierć przedstawiana była jako samobójstwo. Dopiero ostatnio okazało się, że było to morderstwo popełnione z zimną krwią. Komuniści nie chcieli ryzykować ucieczki Masaryka do Anglii, w obawie że ujawni on długofalowe operacje komunistyczne przeciwko Zachodowi. Dlatego został siłą wyrzucony przez okno. Według ostatnich doniesień, morderstwo Masaryka nie może zostać w pełni wyjaśnione, ponieważ pułkownik KGB, Władimir Putin, odmawia dostępu do archiwów KGB i GRU obejmujących okres po 1948 roku. Oto dowód na rosyjskie "umiłowanie pokoju i demokracji".


Czytałem książkę o morderstwie Jana Masaryka, według której próbował on uciec do Wielkiej Brytanii dokładnie tej samej nocy, podczas której został zamordowany. Tak samo zeznawał lokaj Masaryka. Czy możemy pozwolić sobie na spekulację, że operacja ta była prowadzona bezpośrednio przez Moskwę z pomocą osobistego przyjaciela Stalina, Klementa Gottwalda?
W moim przekonaniu Jan Masaryk był ofiarą prowokacji. Nawet po pół wieku komunistyczne służby specjalne nie opublikowały niczego na temat przygotowań Masaryka do ucieczki. Sugeruje to, że służby specjalne były zaangażowane w przygotowanie jego ucieczki. Wiedzieli zatem w jakiej chwili udaremnić te plany. Może to być jeden z powodów, dla którego Rosjanie odmawiają współpracy przy śledztwie dotyczącym tego mordu. [Takie śledztwo mogłoby ujawnić zbyt wiele na temat rosyjskich służb specjalnych i stosowanych przez nich metod.]


Według opublikowanego przez Washington Post artykułu Michaela Dobbsa, Josef Korbel był orędownikiem polityki "detente" w stosunku do Związku Sowieckiego. Jak można wyjaśnić jego stanowisko w kontekście napaści Związku Sowieckiego na Czechosłowację w roku 1968 oraz mordów dokonywanych na współpracownikach Korbeli? [JM: Moja matka opowiadała mi, że w mieście Prostejov, w Czechosłowacji, w 1968 roku, mieszkańcy usunęli z ulic i szos wszystkie znaki i opisy, po to aby utrudnić czerwonej armii orientację w przestrzeni. Kiedy Rosjanie nie mogli znaleźć drogi wyjazdowej z miasta, a nikt z mieszkańców nie chciał im w tym pomóc, rozpoczęli strzelać z karabinów maszynowych zainstalowanych na czołgach zabijając, między innymi, dwudzieścioro dzieci z jednej szkolnej klasy i dwie nauczycielki.]
Gdyby Jósef Korbel był prawdziwym przeciwnikiem komunizmu, jego zachowanie rzeczywiści byłoby trudne do wytłumaczenia. Jeśli natomiast był, jak niektórzy podejrzewają, oficerem KGB wysokiej rangi, wówczas postępowanie Korbeli okazuje się całkowicie logiczne. Osoby, które znały Korbela począwszy od 1948 aż do jego śmierci w 1977 w Stanach Zjednoczonych powinny, w świetle tych faktów, dokonać własnej analizy po której stronie zimnej wojny Korbel rzeczywiście stał. Osobiście, jako pięciokrotny więzień polityczny w erze komunizmu, mogę powiedzieć, że Josef Korbel nie zrobił absolutnie niczego na rzecz antykomunistów i więźniów politycznych w swojej rodzinnej Czechosłowacji.


Stanisław Gross, jako minister Spraw Wewnętrznych Czech i przewodniczący socjaldemokracji czeskiej, zostanie najprawdopodobniej premierem Czech. Według ostatnich doniesień Gross wybrał na swojego następcę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych człowieka, który jest w najwyższym stopniu skompromitowany udziałem w komunistycznych aktach terroru. Jakie są najświeższe informacje na temat tego skandalu?
Stanisław Gross należy do najmłodszych kadr komunistycznej dyktatury. Podczas "przemian" 1989 roku miał zaledwie 20 lat. W tym czasie p. Gross zajmował wysoką pozycję w młodzieżowej organizacji komunistycznej SMM, która przygotowywała swoich członków do wstąpienia do partii komunistycznej. Jako godny zaufania i sprawny urzędnik, Gross wziął udział w realizacji "antykomunistycznego zamachu z roku 1989", zorganizowanego przez komunistyczne struktury w Czechosłowacji. Gross okazał się godny zaufania i kompetentny. Nigdy nie zamierzał postawić przed sądem komunistycznych kryminalistów, nie poczynił też żadnych kroków aby uniemożliwić im udział w procesie prywatyzacji (majątku narodowego). Nigdy nie występował o zwrot majątku zagarniętego przez komunistów podczas i po przewrocie z roku 1948. Za wszystkie swoje grzechy zaniechania Gross został nagrodzony. Jest najmłodszym premierem w świecie postkomunistycznym. Jednym z ludzi, którzy wprowadzili Grossa w najwyższe kręgi polityczne był Milo Marousek, rzekomy uchodźca polityczny. Brat Milo, Jiri Malousek wziął udział, po 1989 roku, w prywatyzacji największego zakładu przemysłowego w komunistycznej Czechosłowacji, praskiej CKD. Jiri otrzymał kredyty z komunistycznego państwowego banku na kupno i modernizację tych zakładów, których nigdy nie spłacił, a jego firma zbankrutowała. Głównym celem tego oszustwa było zmuszenie czeskiego podatnika do spłaty długów Marouska. Wyłącznym beneficjentem procesu prywatyzacji i tzw. "antykomunistycznej rewolucji" były komunistyczne kadry i kadry służb specjalnych. Skorzystał nie tylko Jiri Marousek ale także jego brat, Milo Marousek, chwalący się często, że wrócił do domu pierwszym samolotem ze Stanów Zjednoczonych w listopadzie 1989 roku. Twierdził, że należał do kierownictwa czechosłowackiej partii socjaldemokratycznej na wygnaniu w Stanach Zjednoczonych, i że wrócił dopomóc w budowie partii - odzyskania majątku, spoczywającego uprzednio w komunistycznych rękach. Komuniści jednakże nigdy nie zwracają żadnego majątku bez jednoznacznej dyrektywy z Moskwy. Milo Marousek, jako "polityczny uchodźca spod komunizmu" dorobił się w Ameryce na sprzedaży sowieckich diamentów, które sprowadzał bezpośrednio z kołymskiego GUŁagu. Właśnie temu człowiekowi przekazano majątek partii socjaldemokratycznej bez najmniejszego problemu.
Marousek ma zwyczaj opowiadać o dwóch najbardziej wpływowych osobach w Republice Czech - Gross i Buzkova - i że swojego czasu oboje pracowali w jego biurze, otwierając listy i faksując dokumenty. Doskonale koreluje to z faktem, że najważniejszą osobą w socjalistycznym rządzie był były komunistyczny strażnik więzienny, Petr Ibl, dobrze zapamiętany przez czechosłowackich więźniów politycznych ery komunizmu.
Ibl był nadzorcą podczas mojego uwięzienia w 1985 roku w praskim więzieniu Ruzyne. A teraz człowiek ten został mianowany przez Grossa na stanowisko ministra Spraw Wewnętrznych Czech. W ostatniej jednak chwili Ibl został zastąpiony osobą jeszcze bardziej odpowiednią i godną zaufania, Frantiska Bublana, w przeszłości szefa czeskich służb wywiadowczych. Z tą osobą związana jest szczególna legenda. Panuje opinia, że Bublan był "bojownikiem przeciwko komunizmowi", księdzem katolickim i sygnatariuszem Karty 77. Najprawdopodobniej jednak, podczas swojego pobytu w katolickim seminarium, zamiast studiować doktrynę Kościoła, interesował się głównie strukturą Kościoła Katolickiego. Po otrzymaniu święceń wystąpił z Kościoła i zajął się sprawami świeckimi. Jako sygnatariusz Karty 77 Bublan był mocno zaangażowany w działalność antykomunistyczną. Są jednak powody aby sądzić, że zajmował się infiltracją Kościoła Katolickiego i Karty 77 z ramienia służb specjalnych. Co więcej, był oficjalnie związany ze służbami specjalnymi po 1990 roku. Należał do najwyższego kierownictwa tych służb. Podczas ostatniego piętnastolecia służby specjalne pod rządami Bublana nie odkryły ani jednego szpiega KGB czy GRU w kraju. I to jest człowiek mianowany na stanowisko ministra Spraw Wewnętrznych Republiki Czech!
Nowo mianowanym ministrem Obrony jest Karel Kuhnl, junior. Jego ojciec, Karel Kuhnl, został zwerbowany jako tajny współpracownik i działał pod pseudonimem Encykloped (nr 6013). Ojczymem Karela Kuhnla juniora jest dr Vladimir Kusin, który kilka razy był zarejestrowany jako tajny współpracownik (nr 1327 i 8353), i który został zwerbowany bezpośrednio przez centralę służb specjalnych. Agenci rekrutowani w takim trybie należeli do elity. Dr Kusin jest być może "nielegalnym" agentem sowieckiego KGB ponieważ po II wojnie światowej [w jeszcze demokratycznej Czechosłowacji] wystąpił o wydanie nowych dokumentów, twierdząc że jego wioska została zniszczona w czasie wojny. Nie można zatem udowodnić, że jest tą osobą, za którą się podaje. Po wojnie były setki i tysiące podobnych przypadków, dzięki czemu KGB i GRU miały możliwość wysłania na Zachód tysiące agentów z nową tożsamością. Dr Kusin pracował w szkole partyjnej czeskiej partii komunistycznej, gdzie wykładał marksizm-leninizm przyszłym najwyższym kadrom komunistycznym. Został następnie zatrudniony w brytyjskiej ambasadzie w Pradze w charakterze tłumacza, dopiero jednak po zdecydowanych naciskach ze strony Departamentu Służb Dyplomatycznych [powiązanego ściśle ze służbami specjalnymi]. Kusin zbiegł [został wysłany jako "uchodźca" po sowieckiej inwazji Czechosłowacji] w 1968 roku do Stanów Zjednoczonych, następnie wrócił do Europy i rozpoczął pracę w Radio Wolna Europa w Monachium. Nominacja Kusina na wiceprezesa RWE została wstrzymana po tym, gdy został zdemaskowany jako agent KGB. Do tego czasu zdołał oczywiście skutecznie infiltrować środowisko tej instytucji. Dopiero po zdecydowanej interwencji CIA Kusin został usunięty z RWE. Już po jego zwolnieniu stwierdzono zniknięcie pewnych dokumentów, obejmujących szczegółową analizę nowej "antykomunistycznej opozycji", a ujawniających związki tej opozycji z komunizmem. Zatem to nie przypadek, że pasierb Kusina, Karel Kuhnl junior, został mianowany czeskim ambasadorem w Wielkiej Brytanii w latach 90. Karel Kuhnl junior zrezygnował z przywództwa nad Koalicją Czterech (koalicja w czeskim parlamencie złożona z 4 partii politycznych) w 2001, krótko przed niemal pewnym wyborczym zwycięstwem, ponieważ pojawiły się poważne zarzuty, że Kuhnl był oficerem komunistycznego wywiadu, co oczywiście mogło zagrozić przyszłemu zwycięstwu wyborczemu. A obecnie człowiek ten jest nominowany na ministra Obrony Republiki Czech, członka NATO.
W oparciu o tych kilka przykładów widzimy, że komunistyczne służby specjalne przygotowywały swoje kadry na lata i dekady wstecz, umieszczając swoich ludzi na kluczowych pozycjach, na których mogą wypełniać powierzone im zadania oraz obowiązki zlecane im w przyszłości. Widzimy także, że sowieccy agenci wpływu potrafią być aktywni w Stanach Zjednoczonych przez całe dekady, a nawet przekazywać obowiązki swoim potomnym czy wychowankom. Niestety amerykański kontrwywiad nie jest w stanie przeciwdziałać tej powolnej, ale systematycznej infiltracji, prowadzonej zresztą z wielką ostrożnością.


Czy długofalowe działania związane z infiltracją RWE, zachodnich służb kontrwywiadowczych, rządów i całej sfery politycznej miały na celu przygotowanie gruntu pod "oszustwo pierestrojki"?
Rozwój wypadków w bloku sowieckim po 1989 roku pokazuje, że praktycznie cały zachodni wywiad, także media nie potrafią właściwie ocenić sytuacji. Według mojej wiedzy Zachód nigdy nie opracował wnikliwej analizy błędów wywiadowczych i politycznych, jakie zostały zrobione. Zaledwie kilku analityków, jak na przykład Anatolij Golicyn, właściwie oceniło rozwój wypadków w bloku sowieckim. Ponieważ Zachód nigdy nie dostrzegł popełnionych przez siebie błędów, dzisiaj powtarza te same błędy w swoich kontaktach z Rosją.
Infiltracja wroga i manipulacja wrogiem należą do najważniejszych strategii komunizmu. Ponieważ siły komunistyczne przeprowadziły antykomunistyczne rewolucje w oparciu o sztucznie stworzoną opozycję, jest oczywiste, że musiały użyć w tych działaniach takie instytucje jak Radio Wolna Europa, Radio Liberty, BBC, Głos Ameryki, Deutsche Welle i inne. Aby to osiągnąć komuniści mieli do dyspozycji dwie metody: albo wynegocjować porozumienie z zachodnimi rządami, albo zinfiltrować obóz przeciwnika. Proszę pamiętać, że po dziś dzień zapis rozmów pomiędzy Ronaldem Reaganem a Michaiłem Gorbaczowem z drugiej połowy lat 80. nie został opublikowany.
W mojej ocenie Zachód został tak dalece sparaliżowany poprzez te działania, że obecnie nie jest w stanie przeciwstawić się rosyjskim działaniom. Dla przykładu, czeski minister Obrony, Karel Kuhnl junior pracował w RWE od 1987 roku. Kuhnl ma i swoją legendę i swoją obronę... przygotowaną i wyuczoną bardzo dobrze. Brakuje mu odpowiedzi na zaledwie kilka pytań: skoro jest tak konsekwentnym bojownikiem z komunizmem dlaczego zbrodnie komunizmu nigdy nie zostały osądzone? Dlaczego komuniści i tajni współpracownicy zostali dopuszczeni do nieuczciwej prywatyzacji? Powinien także odpowiedzieć na kilka zasadniczych pytań związanych z jego biografią:
1.Dlaczego w oficjalnej biografii Kunhla, opublikowanej w czeskim Who is Who w roku 2002, nie znajdziemy informacji na temat jego studiów w erze komunistycznej, na temat prześladowań politycznych, jakim był poddany, usunięciu z uczelni "za jego pryncypialną postawę polityczną". Czy Kuhnl wstydzi się swojej antykomunistycznej postawy z przeszłości, czy może nigdy takiej postawy nie reprezentował? Dlaczego nie możemy zlokalizować nawet skrawka papieru na temat jego rzekomej ucieczki na Zachód? Dlaczego z biografii Kunhla zostały usunięte fakty związane z jego studiami w Austrii, na uniwersytecie wiedeńskim? Jakie były jego wyniki? Czy może obawia się, aby ktoś tego nie sprawdził? Dlaczego Kunhl nigdy nie wymienił publicznie listy gazet i periodyków, dla których pisał w Austrii? Jak wyglądały jego antykomunistyczne artykuły, które pisał o zbrodniach popełnianych przez komunistyczną dyktaturę i o horrorze sowieckiej okupacji Czechosłowacji? Jako pryncypialny przeciwnik komunizmu musiał publikować coś w Austrii, ale gdzie to robił? To samo pytanie można skierować do euro-reprezentanta partii socjalistycznej, Libora Roucka i wielu innych "uciekinierów spod komunizmu"!
2.W jaki sposób Karel Kuhnl junior, laik w dziedzinie ekonomii, bez żadnego przygotowania praktycznego otrzymał w 1987 roku posadę w RWE w charakterze analityka do spraw gospodarki, a w latach 1991-1992 objął posadę doradcy ekonomicznego premiera Republiki Czech, którym był wówczas "były" komunista Petr Pithart? Czy to znaczy, że komunistyczny wywiad wojskowy nie miał nikogo lepszego pod ręką?
3.W jaki sposób Karel Kuhnl junior mógł studiować na najbardziej renomowanym komunistycznym uniwersytecie Króla Karola w Pradze - podczas najgorszych lat komunistycznej dyktatury, kiedy w tym samym czasie jego ojczym odgrywał rolę "politycznego uchodźcy" w Stanach Zjednoczonych i później zajmował wysokie stanowisko w kierownictwie RWE? Każdy inny na jego miejscu zostałby natychmiast wyrzucony ze szkoły i zmuszony do służby wojskowej. Karel Kuhnl junior nigdy oficjalnie nie służył w wojsku.
W tym szczególnym przypadku, jak i w wielu innych wysoki poziom infiltracji zachodnich struktur nie podlega wątpliwości.


Jakie są zadania komunistycznych szpiegów i agentów wpływu, którzy przeniknęli do zachodniego świata?
Podstawowym zadaniem, przed jakim stoi komunistyczny agent jest zdobycie absolutnego zaufania w obozie wroga. (Agenci, którzy sobie z tym zadaniem nie radzą, są bezwartościowi dla centrali). To dlatego, większość tych ludzi została wysłana na Zachód w charakterze uchodźców politycznych spod komunizmu, bojowników przeciwko komunizmowi lub nawet więźniów politycznych. W celu zdobycia zaufania kapitalistycznego wroga owi "więźniowie polityczni" często byli więzieni tylko po to, aby osiągnąć odpowiedni poziom zaufania, opierając się na przykład na zeznaniach innych więźniów, prawdziwych antykomunistach. Nawet jeśli któryś z nich zmuszony był zmywać naczynia w restauracji przez jakiś tydzień po ucieczce, to także był fragment planu. Tymczasem prawdziwy polityczni emigranci zmuszeni byli do ciężkiej pracy przez wiele lat albo nawet dziesięcioleci aby osiągnąć przeciętny zachodni poziom życia.
Jedyne co musimy zrobić to porównać styl życia rzeczywistych uciekinierów spod komunizmu ze stylem życia komunistycznych agentów, którzy pozostają dzisiaj nadal aktywni na różnych zachodnich uniwersytetach, w instytutach i w polityce. Mniej eksponowani agenci komunistycznego wywiadu zajmowali się werbowaniem ludzie z kręgów lewackich i po prostu ludzi rozczarowanych. Jestem pewien, że odnotowali niewyobrażalne sukcesy w swojej działalności. Dobrym przykładem może być Jan Kavan (pseudonim Kato), przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, który odniósł szczególne sukcesy w tej dziedzinie w Wielkiej Brytanii. Obecnie jego "przyjaciele" są członkami rządu Toniego Blair`a i współtworzą rządową politykę.


Jaką rolę odgrywają muzułmanie w komunistycznej strategii opanowania Europy i czy należy oczekiwać, że w przypadku europejskiego oporu muzułmańscy imigranci zostaną wykorzystani do akcji terrorystycznych?
Rosja i świat islamu mają tego samego wroga - zachodnią cywilizację. To oczywiste, że antyzachodnia islamska ludność w Europie reprezentuje czynnik destabilizujący w odniesieniu do bezpieczeństwa europejskiego. Islamskie grupy zbrojne i zagrożenie jakie stwarzają stanowią łakomy kąsek dla GRU i KGB w kontekście operacji przeciwko europejskim interesom. Bardziej pokojowo nastawiona część islamskiej społeczności w Europie także stwarza pewne zagrożenie, nie tylko jako potencjalna baza rekrutacyjna dla pozostających w mniejszości grup zbrojnych, ale również w przypadku zbrojnej konfrontacji w Europie, ponieważ nie będzie można na tej społeczności w pełni polegać. Europa jest wmanipulowywana w wspieranie otwartej imigracji ze wszystkich zakątków świata, co będzie miało w przyszłości poważne konsekwencje dla europejskiej tożsamości jako cywilizowanego społeczeństwa. Europa ma przed sobą śmiertelne niebezpieczeństwo, nacierające z dwóch kierunków:
1. Problem globalnej biedy nie może zostać rozwiązany poprzez przesiedlenie milionów biednych ludzi z biednych rejonów do najbogatszych. Nie ma skuteczniejszej formuły na zniszczenie najlepiej prosperującego kraju na świecie.
2. Każda ludzka społeczność jest oparta na wyznawanych powszechnie wartościach moralnych. Społeczność taka próbuje chronić swoje wartości przeciwko każdemu kto stwarza potencjalne niebezpieczeństwo. Masowa imigracja z obszarów mniej rozwiniętych pod względem kulturowym, za to bardziej ekstremalnych pod względem religijnym zagraża każdemu lepiej rozwiniętemu społeczeństwu. W jaki sposób wartości mają być chronione skoro poszczególni członkowie społeczności wyznają przeciwstawne idee?


Podczas naszego ostatniego spotkania w zeszłym roku, z udziałem oficera czeskich służb specjalnych kapitana Vladimira Hucina padło pytanie, czy Mohammad Atta, zamachowiec z 11 września był szkolony w czechosłowackim obozie szkoleniowym dla terrorystów, Zastavka, w latach 1988-89. Jaka była odpowiedź Hucina i jak Pan ocenia jej wiarygodność?
Kapitan Hucin potwierdził, że Mohammad Atta był rzeczywiście szkolony przez czeskich komunistów w latach 1988-89. Hucin pracował w wydziale kontrwywiadowczym w sekcji przeznaczonej do zwalczania terroryzmu i politycznego ekstremizmu czeskich służb specjalnych.


Zatem należy sądzić, że kapitan Hucin dysponuje faktyczną wiedzą na ten temat?
Absolutnie tak. Jeśli ktokolwiek chce twierdzić inaczej, powinien w pierwszej kolejności zmusić czeski rząd i rządy innych krajów bloku sowieckiego, rzekomych sprzymierzeńców Stanów Zjednoczonych, do dostarczenia materiałów archiwalnych na temat terroryzmu, wywiadu, kontrwywiadu, działań policji, wojskowych kursów treningowych z okresu 1948-1989, oraz nazwisk wszystkich uczestników tych kursów. Oczywiście, kraje te nigdy czegoś podobnego nie zrobiły.


Jak Pan sądzi, dlaczego materiały te nie zostały upublicznione?
Z tych samych powodów, z jakich nigdy nie ujawniono największych tajemnic związanych z komunistyczną dyktaturą. Tajne struktury starego komunistycznego bloku są dziś kamieniem węgielnym dla nowego europejskiego porządku politycznego. Wojskowe służby specjalne pracują obecnie w oparciu o te same komunistyczne kadry i te same metody, dokładnie tak jak gdyby od roku 1989 w Europie Wschodniej nie nastąpiły żadne zmiany. Gdy dwa lata temu czeski mister obrony próbował usunąć ze służby 100 skompromitowanych oficerów z komunistycznego aparatu szpiegowskiego, w ciągu kilku tygodni został zmuszony do odejścia ze stanowiska. W "post"komunistycznym świecie nieprzypadkowo panuje milczenie na temat leninowsko-marksistowskich kadr, które przeszły przez terrorystyczne obozy szkoleniowe. Milczenie obowiązuje mimo członkostwa Czech w NATO. Komunistyczne plany wobec demokratycznego Zachodu są nadal pilnie strzeżoną tajemnicą we wszystkich "byłych" krajach komunistycznych. To kolejny dowód na promoskiewskie sympatie obowiązujące we wszystkich postkomunistycznych krajach włączonych do NATO. W istocie, w ciągu ostatnich piętnastu lat żaden rosyjski agent albo ważniejsza rosyjska organizacja mafijna nie zostali ujęci w tych krajach - zupełnie jakby rosyjscy agenci i przestępcy przestali nagle istnieć.


Ion Mihai Pacepa, były szef rumuńskiej komunistycznej służby bezpieczeństwa, powiedział w wywiadzie dla Front Page Magazine, że przewodniczący KGB Jurij Andropow wyznał w rozmowie z nim, że rosyjskie służby bezpieczeństwa kontrolowały i kierowały wszystkimi zaprzyjaźnionymi służbami bezpieczeństwa państw muzułmańskich, dzięki czemu rosyjskie służby mogły prowadzić swoje działania szpiegowskie przy użyciu świata arabskiego. Jak bardzo Moskwa jest zaangażowana w organizowanie islamskiego terroru?
Pacepa ma rację. Komunistyczne służby stosują taktykę mówienia swoim sojusznikom tego co chcą usłyszeć. Często nie mają pojęcia o ostatecznych celach Moskwy. Dzięki temu rosyjskie służby potrafią wykorzystać entuzjazm amerykańskich środowisk lewackich, podobnie jak antyamerykanizm środowisk muzułmańskich i antykapitalistycznych w Trzecim Świecie. Rosyjskie służby nie starają się z nich zrobić sowieckich obywateli, oferują im natomiast każdą możliwą pomoc. Wykorzystują tych ludzi, w oparciu o dowolną legendę, aby podkopać amerykańską siłę i pozycję. Podczas gdy grupy te często walczą ze sobą nawzajem, czynnikiem który ich łączy i zbliża do Moskwy jest wspólnie wyznawany antyamerykanizm. Wydarzenia po 1989 roku wskazują, że Moskwa odnosi na tym polu wielkie sukcesy.


Według informacji zapisanych w książce The New Jackals autorstwa brytyjskiego eksperta do spraw terroryzmu, Simona Reeve`a, al Qaeda próbuje werbować oficerów "byłego" sowieckiego wywiadu wojskowego GRU i oficerów Specnazu w celu przeprowadzenia atomowego ataku na Stany Zjednoczone. Jak Pan ocenia te informacje w świetle wiedzy, że to właśnie KGB i GRU organizowały rozpad komunizmu?
Nie ulega wątpliwości, że rosyjski oficer mógłby wziąć udział w takiej operacji tylko za zgodą Moskwy. Rozsiewanie podobnych pogłosek przez al Qaedę pozwala zamaskować przyszły udział Moskwy w tego typu operacjach. Rosja chce uchodzić za ofiarę islamskiego terroru i dba o to, aby nie powstały podejrzenia o zaangażowaniu Moskwy w akcje terrorystyczne. Warto zacytować w tym miejscu słowa wybitnej francuskiej sowietolog i profesora historii na Sorbonie, Francoise Thomm:
We wszystkich przypadkach Rosja stara się, aby jej inspirująca rola w antyamerykańskiej kampanii nie została ujawniona. W tym samym czasie Rosja, jako amerykański partner, potrafi zabiegać o coraz to nowe amerykańskie kredyty dla "walczącej Rosji". W rzeczywistości kredyty te są wykorzystywane na rozwój potencjały militarnego i akcje wywrotowe przeciwko Zachodowi.
Aby osiągnąć sukces na tej płaszczyźnie, Rosja musi dysponować dobrze umiejscowionymi kadrami wewnątrz amerykańskiego systemu politycznego. Jestem przekonany, że przypadki zdrady takie jak Roberta Hannsena czy Aldricha Amesa to zaledwie wierzchołek góry lodowej.


W jednym ze swoich wywiadów dla Global Viewpoint Magazine, były sowiecki przywódca Michaił Gorbaczow stwierdził, że bezpieczeństwo rosyjskich zasobów nuklearnych jest na najwyższym poziomie. Zapewnił, że nie ma takiej możliwości, aby ta broń wpadła w ręce terrorystów. Jak Pan ocenia to stanowisko?
Nie ulega wątpliwości, że przedstawiciele sowieckiego rządu zawsze mówią to, co w danej sytuacji jest dla nich najbardziej korzystne. Prawda nic dla nich nie znaczy. Mimo to sądzę, że w danym przypadku Gorbaczow nie kłamał. Jestem przekonany, że Moskwa, poprzez różnego rodzaju organizacje terrorystyczne, przetransportowała spore zasoby broni atomowej na Zachód, w tym również na terytorium Ameryki. Priorytetowym celem Moskwy jest zniszczenie Stanów Zjednoczonych Ameryki w taki sposób, aby jednocześnie uniknąć akcji odwetowej. Aby uchronić Rosję i Chiny przed konsekwencjami ataku, wojna przeciwko kapitalistycznej Ameryce musi być prowadzona przez siły, których nie można powiązać z Moskwą czy Pekinem.


Wielu ludzi w Ameryce i na Zachodzie jest przekonana, że wojskowe wyposażenie Rosji jest przestarzałe i niewłaściwie przechowywane, że rosyjski potencjał wojskowy jest w stanie rozkładu. Czy sądzi Pan, że takie przekonanie jest słuszne?
Zgodnie z rosyjską i komunistyczną tradycją obowiązuje następująca zasada: ludzie mogą umierać z głodu, ale armia musi mieć wszystko co potrzebne do zwycięstwa. Byłem rekrutem komunistycznej czechosłowackiej armii w okresie poważnych kłopotów gospodarczych i mogę potwierdzić, że zasada ta niezmiennie obowiązywała. Obecnie mamy do czynienia z podobną sytuacją. Bezpośrednio po tym jak Władimir Putin został rosyjskim prezydentem pod koniec 1999 roku, rosyjski budżet wojskowy został podwojony. To są fakty. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, po prostu kłamie.
Dlaczego Rosja oszukuje świat na temat swojego potencjału wojskowego? Ktoś mógłby zapytać, a dlaczego Ameryka osłabia swoje siły? Dlaczego Zachód przeprowadza jednostronne rozbrojenie? Stany Zjednoczone muszą ostrzec Rosję, że może zostać uznana za odpowiedzialną za atak atomowy sił islamskich na amerykańskie miasta. Ameryka musi niedwuznacznie dać Rosji do zrozumienia, że w takiej sytuacji mogą spodziewać się kontrnatarcia. To jedyny sposób aby uniknąć III wojny światowej. Jeśli Ameryka nie zajmie tak wyraźnego stanowiska, stanie się w przyszłości ofiarą rosyjskiej tajnej strategii.


Mówi się nam, że rosyjscy oficerowie są źle opłacani i że dlatego mogą pokusić się o sprzedaż broni atomowej lub biologicznej terrorystom w zamian za "twardą walutę". W jaki sposób mogłoby być to możliwe, skoro komuniści nieustannie kontrolują swoją kadrę i dbają o to, aby komunistyczna sprawa nie ucierpiała?
Tego rodzaju opowieści, prokurowane przez rosyjskie tajne służby i rosyjską machinę propagandową, można włożyć między bajki. W każdym przypadku osoba podejrzana byłaby natychmiast aresztowana, przesłuchana w najbrutalniejszym stylu, a nawet stracona. W tej atmosferze utrata choćby jednej bomby atomowej poskutkowałaby egzekucją całej ochrony i odpowiedzialnych oficerów. Nic takiego nie miało miejsca w Rosji w ciągu ostatnich 15 lat. Stąd wniosek, że cała broń atomowa, która obecnie znajduje się w rękach terrorystów, została im rozmyślnie przekazane przez rosyjskie służby specjalne. Nie ma powodu aby sądzić inaczej.
W jaki sposób i kiedy Moskwa i Pekin zamierzają zniszczyć Stany Zjednoczone?
Jestem pewien, że strategia zaatakowania Stanów Zjednoczonych została wypracowana dawno temu, choć istnieje zapewne kilka wariantów takiego ataku. Pierwsze rozwiązanie wydaje się dla Kremla idealne: doprowadzić do wojny domowej w Stanach Zjednoczonych. Drugi wariant opiera się na ataku nuklearnym pod przykrywką islamskiego terroryzmu. W obu przypadkach zasadnicze cele strategiczne Moskwy zostaną osiągnięte. Istnieje także możliwość ataku atomowego na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych ze strony Korei Północnej. Przyszłość pokaże, która z tych opcji zostanie wykorzystana. Przewidując taki rozwój wypadków, należy także oczekiwać, że Moskwa postara się o zneutralizowanie Europy. W ten sposób Europa zostanie wykluczona z konfliktu z Ameryką. W przypadku kiedy Bush przegra w nadchodzących wyborach, Ameryka może utracić swoje podstawowe wartości bez konfrontacji z Moskwą i Pekinem. W przypadku reelekcji Busha, wzrośnie niebezpieczeństwo ataku na Amerykę. Najlepszą obroną dla Ameryki byłoby odnowienie duchowych i moralnych wartości - szczególnie wartości wyznawanych przez Ojców Założycieli.


Jaka jest definicja komunizmu?
Komunizm to system oparty na przymusowym podporządkowaniu człowieka władzy systemu. Komuniści są materialistami i nie wierzą w duchowe i moralne wartości. Komuniści starają się osiągnąć każdy cel przy pomocy kija i marchewki - poprzez zaspokojenie ludzkich potrzeb albo za pomocą strachu, czyli przy użyciu najniższych ludzkich instynktów. Kiedy człowiek zostaje zredukowany do swojego ciała, wówczas przestaje różnić się czymkolwiek od zwierzęcia. Po przeciwnej stronie mamy system, który przedkłada wartości duchowe ponad wartości materialne. Komunizm dąży do jego zniszczenia ponieważ, w dłuższej perspektywie, nie może skutecznie rywalizować z takim systemem. Jeśli Ameryka zawierzy Bogu, postawi na moralne wartości, wówczas zachowa wszystkie swoje wolności. Wytrzyma rywalizację z komunizmem i ostatecznie wygra. Jeśli natomiast zapomni o najwyższych wartościach, stoczy się w kierunku materializmu, który zasadniczo niczym nie różni się od materializmu komunistycznego.










Fatalna Fikcja 2005

historia jednego niemieckiego myśliwca




 Messerschmitt Bf-109
Historia renowacji niemieckiego myśliwca typu Messerschmitt Bf-109 G6
Przez pięćdziesiąt pięć lat jezioro Trzebuń (woj. zachodniopomorskie) kryło na swoim dnie wrak niemieckiego myśliwca typu Messerschmitt  Bf-109 G6. Samolot, który znalazł się tam zaledwie 18 dni po opuszczeniu fabryki, przeżywa dzieki Fundacji Polskie Orły „drugą młodość”.

11 maja 1944 roku wytwórnię Messerschmitt Werke w Regensburgu opuszcza Messerschmitt Bf 109 G6 nr 163306 z silnikiem Daimler-Benz DB 605 A-1 TP. Maszynę otrzymuje jednostka operacyjna treningu myśliwskiego Jagdgruppe West z bazą przy granicy francusko -hiszpańskiej. Kilka dni później baza zostaje przeniesiona w okolice Kalisza Pomorskiego (teren obecnego poligonu drawskiego). Samolot lata z numerem taktycznym 3 i kodem radiowym RQ + DS.

Feralnego 28 maja 1944 roku za sterami myśliwca zasiadł młody, zaledwie dwudziestoczteroletni sierżant Ernst Pleines. Ernst, powołany do służby w Luftwaffe w listopadzie 1938 roku, miał właśnie odbyć loty treningowe z lądowiska w Jaworze. Z listu kapitana Hansa Boscha, dowódcy eskadry do ojca Ernsta: „Wczoraj przed południem, 28.5. 1944 roku Pański syn Ernst wykonywał ćwiczebne starty i lądowania na myśliwcu Me 109. Podczas jednego ze startów, o godz. 8.31, z powodu jakiegoś nieszczęśliwego błędu, krótko po tarcie samolot skręcił w lewo o 90º (...) sierżant Ernst Pleines latał zawsze bardzo dobrze. On jak i wszyscy uczniowie, byli szkoleni stale i dokładnie. Musiał jednak błędnie posłużyć się sterem.” Aby ratować siebie i maszynę pilot postanowił wodować na pobliskim jeziorze Trzebuń. Jego ciało, wydobyte po dwóch dniach z jeziora, pochowano we wsi Jaworze (wtedy Gabbert) Kapitan pisał o błędzie pilota, natomiast istnieje również teoria o sabotażu, na który wskazywałyby rozkręcone śruby w silniku. Niezależnie od przyczyny wypadku wrak samolotu miał czekać na wydobycie jeszcze 55 lat.

Założona w 1997 roku Fundacja „Polskie Orły” za jeden głównych celów stawia sobie popularyzację lotnictwa. Od początku naszej działalności za punkt honoru postawiliśmy sobie znalezienie i restaurację jakieś polskiej konstrukcji. W zabiegach tych dotarliśmy także do grona poszukiwaczy. Spływały do nas sygnały o bardzo wielu różnych znaleziskach. Pojawiały się takie nazwy jak Łoś, Karaś i PZL 11C, słynny polski myśliwiec – najczęściej jednak były to sygnały fałszywe. Traf chciał, że prawdziwa okazała się informacja o myśliwcu, niemieckim – Messerschmittcie. Było to na tyle sensacyjne znalezisko, że po uzyskaniu wszelkich zezwoleń, zdecydowano się na podniesienie wraku z dna jeziora.

Do współpracy w eksploracji znaleziska zaproszono Gdański Klub Płetwonurków "Rekin". To jego przewodniczący, doświadczony nurek Jerzy Janczukowicz, po wstępnych oględzinach stwierdził, że samolot leżący w jeziorze Trzebuń to rzeczywiście Messerschmitt w naprawdę w dobrym stanie. Jerzy Janczukowicz: "Technika wydobycia jest stosunkowo prosta: chodziło o jakiekolwiek naczynia, które po napompowaniu powietrzem uzyskały taką siłę nośną, że poszczególne elementy tego samolotu wyciągnęły do góry. Upadek do wody spowodował, że samolot przełamał się w dwóch miejscach – jednym standardowym, w którym wszystkie spadające Me-109 przełamywały się tzn. tuż za tylną częścią kabiny pilota. Ciężar silnika uderzającego o wodę przy prędkości 150-180 km/h spowodował wyłamanie się ram mocujących silnik i to było drugie miejsce pęknięcia. W wyniku uderzenia część drobnych elementów została odrzucona na pewną odległość. Tych detali szukaliśmy podczas następnych dwóch wypraw poszukiwawczych."

Wszystkie elementy zostały przewiezione na lotnisko w Góraszce, gdzie dwóch mechaników: - Zbigniew Korneluk i Marek Głusiec  - rozpoczęło pracę nad rekonstrukcją samolotu. Później dołączył do nich Henryk Wicki. Prezes Fundacji Polskie Orły Zbigniew Niemczycki mówił o nich, że mają "nie złote a brylantowe ręce". To w dużej mierze ich zaangażowaniu przypisuje się końcowy efekt restauracji myśliwca. Nieżyjący już Zbigniew Korneluk opisywał pracę nad restauracją myśliwca, jako żmudną, ale dającą ogromną satysfakcję: "Części samolotu, pomijając ich ogromną wartość historyczną, przedstawiały się dosyć żałośnie. Jak na ponad pięćdziesięcioletni pobyt na dnie jeziora były bardzo dobrze zachowane ale konieczne było ich oczyszczenie i zabezpieczenie przed błyskawicznym w tym przypadku działaniem rdzy, dalej posortowanie i zewidencjonowanie. Brakujące fragmenty dorabialiśmy sami lub zamawialiśmy w zaprzyjaźnionym podlubelskim warsztacie. Maski silnika były niekompletne, łopaty śmigła pod wpływem uderzenia o powierzchnię wody podczas katastrofy wykrzywiły się pod kątem 45º. Ze względu na brak planów, najwięcej pracy wymagała odbudowa kabiny pilota i rekonstrukcja złamanego skrzydła."

Niespodzianką dla wszystkich, którzy mieli do czynienia z tym samolotem było uzbrojenie, sprawne po ponad pięćdziesięcioletnim leżakowaniu na dnie jeziora: 2 karabiny maszynowe kalibru 13.1 mm i działko pokładowe 20 mm. Także lampka w celowniku po podłączeniu jej do akumulatora zaświeciła się!

Oryginalne fragmenty stanowią prawie 80% samolotu co sprawia, że ten egzemplarz jest jednym z najbardziej oryginalnych Me-109 na świecie, a na pewno najbardziej oryginalnym egzemplarzem w Polsce. Dlatego też nigdy nie będzie latał, wymagałoby to wymienienia zbyt dużej ilości elementów na nowe.

Fachową pomoc przy odbudowie myśliwca w postaci części, rysunków, schematów i narzędzi, Fundacja otrzymała od niemieckiej Fundacji Messerschmitta i firmy EADS.


Prace nad samolotem Messerschmitt Bf109 rozpoczęto w 1934 roku, a jego konstruktorami byli Willy Messerschmitt i Walter Retchel, którzy stanęli do konkursu na jednopłatowy myśliwiec, mający zastąpić przestarzałe dwupłatowce Heinkel He 51 oraz Arado Ar 68. Wybrany przez Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy stał się najsłynniejszym myśliwcem Luftwaffe. W latach 1936 – 1945 zbudowano niemal 35 tysięcy samolotów tego typu, żaden inny myśliwiec w historii światowego lotnictwa nie był produkowany na tak masowa skalę. Licencyjne Bf 109 powstawały na terenie III Rzeszy ale także w Szwajcarii, Rumunii i na Węgrzech.




Samolot po wydobyciu z jeziora, fot. arch.


Jeszcze pod wodą - masa wyważeniowa lotki, fot. arch.


Lufa karabinu, fot. arch.


Stan maszyny po wydobyciu z jeziora, fot. arch.

Ocalałe przyrządy pokładowe, fot. arch

Zawartość apteczki, fot. P. Buchman

Elementy awioniki po oczyszczeniu, fot. P. Buchman


W toku prac, fot. arch.


Zbigniew Korneluk w trakcie renowacji, fot. arch.


Przed malowaniem, fot. arch.


Efekt końcowy rekostrukcji, fot. arch.


Pierwszy występ publiczny, fot. arch.
fot. Z. Kubicz

fot. K. Tracz



fot. P. Arnold

++++++++++++++++++++++++++
http://fundacjapolskieorly.pl/index/doc/Messerschmitt_Bf-109

niedziela, listopada 14, 2010

V I S z Radomia.

 W pierwszych latach niepodległości  Wojsko Polskie dysponowało bardzo zróżnicowanym uzbrojeniem, pochodzącym głównie z doraźnych zakupów lub odziedziczonych po zaborcach.
W końcu lat dwudziestych Departament Uzbrojenia Ministerstwa Spraw Wojskowych rozpoczął działania mające na celu ujednolicenie uzbrojenia indywidualnego i wyposażenia polskich dowódców w nowoczesny pistolet wojskowy. Początkowo rozważano zakup licencji na czechosłowacki 9 mm pistolet CZ wz.1928.  Z uwagi na wysoki koszt zakupu licencji (ok. 250 000 dolarów) i negatywne opinie polskich specjalistów, nie doszło do sfinalizowania transakcji. Zaakceptowano ofertę przedstawioną przez Piotra Wilniewczyca z Państwowych Wytwórni Uzbrojenia. Oferta zawierała rysunek zestawieniowy i opis pistoletu wojskowego 
PW wz.1928 oraz zobowiązanie do wykonania prototypu i przeprowadzenia badań w bardzo krótkim terminie. Projekt techniczny pistoletu powstał na przełomie 1930 i 1931r. przy współudziale Piotra Wilniewczyca (konstrukcja) i Jana Skrzypińskiego (technologia).
Opis, rysunek i zastrzeżenia patentowe zgłoszono do Urzędu Patentowego w Warszawie 15 stycznia 1931 roku. Patent nr. 155567 na pistolet samoczynny został przyznany 08.02.1932 roku. Prototypowy egzemplarz wykonano w 1931 roku w Fabryce Karabinów w Warszawie. Składał się on z 48 elementów i otrzymał oznaczenie WiS wz.1931 (od pierwszych liter nazwisk twórców).
Próby techniczne przeprowadzono w Centrum Badań Balistycznych w Zielince k. Warszawy. Oddano ponad 6 000 strzałów, które potwierdziły wysoką celność i niezawodność pistoletu. W ramach doskonalenia broni wykonano dalsze  egzemplarze prototypowe, w których wprowadzono szereg poprawek konstrukcyjnych. Zmieniono kształt tylnej i dolnej części zamka, wykonano otwór w główce kurka, ząb wyrzutnika przesunięto na środek górnej ścianki szkieletu, zmieniono kształt przerywacza. W tylnej części chwytu wykonano gniazdo zaczepowe do mocowania dostawnej kolby-futerału, kształt wycięcia muszki i szczerbinki zmieniono z prostokątnego na trójkątny. Na zamkach egzemplarzy prototypowych byt umieszczany napis: 
,,PAŃSTWOWE WYTWÓRNIE UZBROJENIA, FABRYKA KARABINÓW 1930". Departament Kawalerii postulował ponadto wprowadzenie dodatkowego bezpiecznika w postaci zwalniacza kurkowego, a Departament Uzbrojenia — zmianę nazwy pistoletu na VIS (z łac. siła). Proponowane zmiany wprowadzono w serii próbnej pistoletów, której produkcję uruchomiono na przełomie 1932 i 1933 r. w Fabryce Broni w Radomiu. Po kilka pistoletów z serii próbnej przekazano do dalszych badań 4, 21 i 72 pułkom piechoty, 6 pułkowi ułanów, 3 i 10 pułkom strzelców konnych oraz 5, 21 i 27 pułkom artylerii lekkiej.
Na zamkach egzemplarzy serii próbnej umieszczano napisy: 
,,PAŃSTWOWE WYTWORNIE UZBROJENIA, FABRYKA BRONI W RADOMIU", a po drugiej stronie: ,,VIS cal. 9 mm Pat. Nr 155567".
Na szkielecie w pobliżu kabłąka były wybijane numery serii, a na kabłąku — znak kontroli jakości. Po zapoznaniu się z opiniami użytkowników, pistolet oznaczony ostatecznie 
VIS wz. 35 skierowano w 1936 r. do produkcji seryjnej w Fabryce Broni w Radomiu. Od 1936 r. VIS zaczął być wprowadzany do uzbrojenia jako broń osobista kadry zawodowej WP. Potrzeby armii określono na około 90000 pistoletów. W 1936 r. wykonano około 5000 egzemplarzy, a do wybuchu wojny -49 400 sztuk (dwa ostatnie tysiące mogą mieć nie pasujące numery).
Na zamku broni produkowanej seryjnie był umieszczony napis: 
,,F.B.Radom", poniżej rok produkcji, dalej godło Polski (orzeł w koronie) i napis: „VIS wz. 35 pat. Nr 155567", a na szkielecie - znaki przystrzeliwania i kontroli jakości oraz pięciocyfrowy numer broni. Pistolety miały bardzo staranne wykończenie i były noszone w skórzanych futerałach, wyposażonych w dwie kieszonki na zapasowe magazynki. Egzemplarze do nr. 3000 wykonano ze stali stopowej, następne serie, ze stali węglowej. W Biurze Studiów Fabryki Karabinów w Warszawie, pod kierunkiem Jerzego Podsędkowskiego opracowano także wersję VIS-a, przystosowaną do 11,43x23 mm (0,45-calowego) naboju pistoletowego Colt. Uzyskała ona wysokie ceny na pokazie broni w Argentynie w 1937 r, lecz do produkcji seryjnej nie weszła. Znana jest również odmiana pistoletu VIS, dostosowa na do 5,6x15 mm (0,22 calowego) naboju sportowego bocznego zapłonu. Prowadzono także próby nad wykorzystaniem pistoletu jako broni maszynowej, przystosowanej do ognia seryjnego (z magazynkiem o zwiększonej pojemności i dostawną kolbą drewnianą, spełniającą jednocześnie funkcję futerału). Z uwagi na podjęcie prac nad pistoletem maszynowym Mors zamierzeń tych nie zrealizowano. Gdy w końcu 1938 r. okazało się, że ostateczny wariant Morsa jest dla broni pancernej mało przydatny, wrócono do idei wyposażenia VIS-a w drewnianą kolbę-futerał, powstało kilka projektów futerału-kolby, lecz wybuch wojny przerwał rozpoczęte prace.
9 mm pistolet VIS wz.35, egz. nr. 27722, widok z prawej strony
Po zajęciu Polski, Niemcy w połowie 1940 r. wznowili produkcję VIS-ów w Radomiu (we współpracy z firmą Steyr-Daimler -Puch).W pierwszej kolejności niemcy zużyli wszystkie części tam znalezione. Pierwsze 12 tysięcy pistoletów nie miało litery alfabetu w numerze broni, potem dodano literę A itd. co 10 tysięcy sztuk nowa litera. Nie było liter I, O, Q, V, X, Y. W sumie na potrzeby niemieckie wykonano  312 000 sztuk. Wycięcie na futrał - kolbę miały VIS-y okupacyjne do numeru E-8000. Niemieckie VIS - były wytwarzane w kilku wersjach, rożniących się wykończeniem, szczegółami konstrukcyjnymi, napisami na zamku i znakowaniem. We wszystkich wersjach broni z zamka usunięto godło Polski i rok produkcji. Pistolety niemieckie nie miały także gniazda zaczepowego do przytaczania futerału-kolbyKażda seria była oznaczona literą alfabetu (od A do Z) i czterema cytrami (od 0001 do 9999). Pistolety I wersji produkowano do końca 1940 roku. Poszczególne serie oznaczano literami od A do D. Na zamku by umieszczony napis: ,,FB RADOM VIS Mod 35 Pat. Nr 15567", pod napisem stempel ,,P-35p" (niemieckie oznaczenie broni), poniżej zamka napis: ,,WaA 77. (Radom)" oraz znaki przystrzeliwania i odbioru broni: ,,625 (Steyr)"
VIS wz. 35 produkcji niemieckiej, egz. nr. H 6993, widok z prawej strony

Pistolety I wersji miały bardzo staranne wykończenie, były polerowane i oksydowane na kolor ciemnogranatowy. Zmieniono kształt futerału, wyposażając go w pojedynczą kieszonkę na zapasowy magazynek.

Pistolety II wersji produkowano od 1941 do 1943 roku. Miały one oznaczenie literowe od E do W, napisy na zamku jak w wersji l, z tą różnicą, że od litery M nie umieszczano napisu ,,P-35p". Były mniej starannie wykonane, miały niepolerowane powierzchnie, cienką warstwę oksydy oraz niewielkie luzy w prowadnicach szkieletu i zamka. 
VIS wz. 35 produkcji niemieckiej, egz. nr. H 6993, z lat 1941-1943, widok z lewej strony
Pistolety III wersji wytwarzano w 1944 r. i oznaczano literami Z oraz od A do J. W odróżnieniu od poprzednich wersji nie mają one zaczepu zamkowego, a kołki utrzymywane w szkielecie przez ten zaczep były zanitowane. Okładki były wykonywane z czarnego względnie czerwonego ebonitu, a także z drewna. Z uwagi na zbliżający się front, w końcu 1944 r. produkcję wstrzymano, a park maszynowy radomskiej fabryki zainstalowano w firmie Steyr w Austrii.

Pistolety IV wersji produkowano w Austrii do kwietnia 1945 r. i oznaczano literą K. Początkowe partie miały jeszcze na zamku napis 
„FB RADOM VIS Mod 35 Pat Nr 155567", końcowe - napis: ,,bnz", okładki z tworzywa sztucznego o innym kształcie, bez napisu: "VIS", uproszczony mechanizm powrotny i donośnik magazynka z pistoletu Walther P-38. Pistolety IV wersji nie miały także zaczepu zamkowego, a poszczególne elementy byty luźno pasowane i nie numerowane. 
Podczas okupacji, Niemcy wyprodukowali dla własnych potrzeb 312 000 VIS-ów.
Niewielką liczbę pistoletów zdołano zmontować w Polsce, w warunkach konspiracyjnych, z części wynoszonych z fabryki,
przy czym lufy były dorabiane w warsztatach Armii Krajowej w Warszawie.
Po 53 latach przerwy, Zakłady Metalowe "Łucznik" w Radomiu (dawne F.B. Radom), z myślą o kolekcjonerach i prywatnych użytkownikach , ponownie uruchomiły produkcję VIS-ów. Na podstawie oryginalnej dokumentacji przedwojennej, w sierpniu 1992r. wykonano dwie wierne repliki pistoletu (oznaczone numerami A00001 i A00002), przystosowane do 9x9 mm naboju Parabellum. Pistolet zaprezentowano po raz pierwszy we wrześniu 1992r. na II Międzynarodowych Targach Techniki Wojskowej w Sopocie. Na lewej stronie zamka umieszczono napis: "F.B.RADOM, 1992, VIS-wz.35, pat.Nr.15567", na prawej stronie zamka i chwytu - numer broni.