|
| Opublikowany (za zgodą Autora) fragment pochodzi z książki wydanej w 2000 roku przez wydawnictwo Książka i Wiedza. Copyright 2000 by Książka i Wiedza
Klęska wrześniowa, upadek państwowości polskiej i okupacja radziecka stworzyły nowe warunki, w których przyszło żyć Polakom we Lwowie. Najistotniejszą kwestią w zmienionej sytuacji było określenie stosunku do najeźdźcy. Nie był on z pewnością jednolity. Zawierał się między wrogością i bezkompromisową walką z okupantem w szeregach organizacji konspiracyjnych a zachowaniami konformistycznymi czy wręcz kolaboracją. Wpływ nań miało wiele czynników zmieniających się wraz z upływem czasu. Ze względu na wyjątkową szczupłość materiałów źródłowych, ich często generalizujący i tendencyjny charakter, ocena postaw ludności polskiej we Lwowie w latach pierwszej okupacji radzieckiej jest niezwykle trudna. Nie sposób nawet stwierdzić, czy powstał tu i czy był bliżej znany szerszym warstwom społeczeństwa polskiego wojenny kodeks moralny, swoisty dekalog obywatelski, wyznaczający podstawowe zasady postępowania wobec okupanta. "Zasadnicze wytyczne w sprawie stosunku społeczeństwa do okupantów" zawierała przekazana do kraju Instrukcja nr 1 dla mężów zaufania. Pisano w niej m.in.:
Przyjęcie negatywnej postawy w stosunku do nowych urządzeń życia wprowadzonych przez okupantów", a także
Niejednakowo odnosiły się do okupacji poszczególne warstwy i środowiska polskie we Lwowie. Mimo propagandowego nacisku i prób pozyskiwania nieufni wobec okupanta pozostali robotnicy. Na ich stosunek do władz radzieckich oprócz zakłamania propagandy, pogorszenia warunków życia, znaczny wpływ musiało mieć także zaostrzenie dyscypliny w fabrykach i przedsiębiorstwach, powszechne wprowadzenie systemu pracy akordowej oraz zmuszanie do dodatkowego wysiłku w ramach tzw. socjalistycznego współzawodnictwa. W pierwszych miesiącach okupacji wrogie nastawienie do władz radzieckich miały warstwy mieszczańskie Lwowa, co było prostą konsekwencją nacjonalizacji. Z drugiej strony niechęć do okupanta nie zawsze równoznaczna była z zachowaniem lojalności wobec państwa polskiego, solidarności z innymi Polakami. W grudniu 1939 - styczniu 1940 oraz w maju 1940 r., gdy we Lwowie bawiły dwie niemieckie komisje przesiedleńcze, wiele osób spośród bogatego i spolonizowanego mieszczaństwa pochodzenia niemieckiego deklarowało narodowość niemiecką i starało się o wyjazd na zachód4. Był to wszakże przedsmak tego, co miało we Lwowie nastąpić w latach okupacji niemieckiej. Najwięcej problemów sprawia ocena postawy szeroko rozumianej warstwy polskiej inteligencji Lwowa. W tej właśnie grupie w najbardziej bodaj skrajnej formie można było dostrzec dużą różnorodność zachowań - od lojalnej współpracy części urzędników i otwartej kolaboracji niektórych przedstawicieli świata kultury po całkowitą absencję w oficjalnym życiu radzieckim oraz bezgraniczna ofiarność w walce podziemnej z okupantem5. Pewną specyfiką postaw odznaczały się także poszczególne grupy wiekowe. Niezłomną i ofiarną postawę zachowywało szczególnie pokolenie średnie, częściowo wychowane już w II Rzeczypospolitej, oraz młodzież gimnazjalna i akademicka. Przez podział na środowisko usiłujące normalnie funkcjonować w nowej rzeczywistości, przystosować się do warunków, i na środowiska odczuwające przede wszystkim koszmar okupacji, nieustanną presję zewnętrzną, nienormalność sytuacji zaistniały obok siebie dwa światy. W jednym były kina, kawiarnie, restauracje, teatry, szkoła, próby układania życia osobistego, plany na przyszłość, w drugim - aresztowania, deportacje, groza więzienia, działalność konspiracyjna, niecierpliwe wyczekiwanie oznak zwiastunów zmiany sytuacji 6. Światy te były prawie nieprzenikalne, stąd też zapewne dwoistość ocen postaw, zależna od tego, w jakim środowisku je ferowano, kogo dotyczyły i w jakim okresie ich dokonywano. W sprawozdaniach z pierwszych miesięcy okupacji radzieckiej odnotowywano zazwyczaj, że "postawa społeczeństwa polskiego była nie tylko zadowalająca, ale wprost imponująca, Polacy w żadnym wypadku nie starali się o łaskę zaborców, zachowali stanowisko obojętne, a nawet harde" 7. Także w meldunku ze stycznia 1941 r. pisano, że stosunek do okupantów jest "jednolicie wrogi" 8. Poczucie zagrożenia, świadomość wspólnego losu owocować miała niezwykłym wzrostem solidarności, konsolidacją narodową. Polacy, według opinii jednego z anonimowych publicystów lwowskich, "bici jednym knutem, trzebieni i maltretowani" zbili się "w jedną rodzinę", krzepili się "wzajemnie i związali się polską niedolą mocniej niż węzłem krwi" 9.
Czy owo poczucie wspólnoty, istnienie jednolitego frontu odmowy wobec okupanta nie było jednak mitem, przejawem zaklinania rzeczywistości? jak liczna i znacząca była grupa Polaków, którzy podjęli się współpracy z okupantem? Polska w latach II wojny światowej szczyciła się mianem kraju bez kolaborantów. W odniesieniu do okupacji niemieckiej była to prawda, chociaż kolaboracji polityczno-instytucjonalnej nie było przede wszystkim dlatego, że - mocno rzecz upraszczając - nic życzyły jej sobie władze Trzeciej Rzeszy. Na Kresach Wschodnich natomiast w latach 1939-1941 występowały elementy daleko posuniętej współpracy z wrogiem, choć skala i nasilenie jej były niejednakowe w różnych okresach. Miejscem, w którym zjawiska te koncentrowały się jak w soczewce, był Lwów - największy ośrodek naukowy i kulturalny, a zarazem najliczniejsze skupisko ludności polskiej pod okupacją radziecką. Zaistnienie kolaboracji zależy jednak zarówno od polityki okupanta, jak i od postawy społeczeństwa. W polityce radzieckiej wobec Polaków na Kresach Wschodnich wyróżnić można dwa etapy. Pierwszy - do połowy 1940 r. - nie sprzyjał podejmowaniu szerszej współpracy z okupantem. W drugim takie postawy były przez władze radzieckie oczekiwane i promowane. Mianem kolaboracji określa się zjawisko skomplikowane, mające nader różne oblicza. Niewątpliwie "najczystszym" jego rodzajem była kolaboracja ideowa. Współpracę z nowymi władzami od pierwszej chwili podjęli komuniści. Środowisko to, składające się zarówno z miejscowych, jak i przybyłych jesienią 1939 r. zwolenników komunizmu, było dość aktywne i od pierwszej chwili starało się włączyć w nurt "socjalistycznych przekształceń" na tzw. Ukrainie Zachodniej. Mieli oni jednak ograniczone możliwości. Władze radzieckie odnosiły się z dystansem do członków rozwiązanej w 1938 r. partii komunistycznej, a to one miały decydujące słowo w doborze współpracowników. W pierwszych miesiącach komuniści najczęściej wykorzystywani byli w działalności propagandowej. Dość liczne grono skupiło się wokół redakcji "Czerwonego Sztandaru". Silną pozycję we Lwowie, ugruntowaną dzięki kontaktom z bliżej nieokreślonymi czynnikami radzieckimi (NKWD?) miał Borejsza. Drugą postacią, wokół której zaczęli skupiać się zwolennicy nowej władzy, była Wasilewska 10. Podejście do przedwojennych komunistów zmieniło się na jesieni 1940 r. Biuro Polityczne KC KP(b)U 2 XI 1940 r. przyjęło ściśle tajną uchwałę, w której piętnowano "niewłaściwy stosunek" do byłych członków KPP w obwodzie lwowskim. Zobowiązywano miejscowe władze partyjne, by "najlepszych" i "sprawdzonych politycznie" byłych członków KPP "szerzej wykorzystywać w aktywnej pracy społecznej, wysuwać do pracy gospodarczej i radzieckiej 11. Decyzja ta nie przyniosła spektakularnych karier i awansów miejscowym komunistom w lokalnym aparacie administracyjnym i gospodarczym - obejmowali w nim podrzędne stanowiska - umożliwiała jednak ubieganie się o członkostwo w WKP(b). Znamienne było jednak, iż jako pierwsza zaszczytu tego dostąpiła w styczniu 1941 r. Wanda Wasilewska 12. Bardziej jeszcze widoczna niż komuniści była kolaborująca z okupantem grupa lewicowych pisarzy i poetów. Trudno ocenić, co skłaniało to środowisko do współpracy. Być może decydującym czynnikiem, kryjącym się za zakłamaną często motywacją ideową, była - poza konformizmem i oportunizmem - brutalna rzeczywistość, konieczność zdobycia środków utrzymania, co nie było łatwe w świecie zmonopolizowanym przez państwo jako jedynego pracodawcę. Znaczną część blisko współpracującego z okupantem środowiska literackiego stanowili "bieżeńcy" - uchodźcy z centralnej i zachodniej Polski, często pochodzenia żydowskiego. Na ich zachowania, prócz nadzwyczaj ciężkiej sytuacji materialnej, nie mogła nie wpłynąć perspektywa wysiedlenia w głąb Związku Radzieckiego lub otrzymania paszportu z paragrafem uniemożliwiającym pobyt we Lwowie. Niezwykle silnym impulsem do podejmowania współpracy był strach. O ile na obszarach okupowanych przez Trzecią Rzeszę strach miał wymuszać bierne zachowanie społeczeństwa, o tyle na terenach zajętych przez ZSRR miał on nie tylko łamać ducha oporu, ale również być bodźcem do aktywnego działania, okazywania pozytywnego stosunku do nowej władzy i jej reprezentantów. By być lojalnym obywatelem Generalnego Gubernatorstwa, wystarczyło początkowo na ogół powstrzymywać się od gestów i działań skierowanych przeciw "niemieckiemu dziełu odbudowy", pod okupacją radziecką nie wolno było być biernym, należało uczestniczyć w tworzeniu "lepszego i szczęśliwego jutra". Jednoznaczną i najdalej posuniętą formą kolaboracji był udział - choć najczęściej symboliczny - w okupacyjnym aparacie władzy. Realizował się on na różnym poziomie - od pracy w NKWD po obecność w "wybieralnych" organach władzy radzieckiej. Grono literatów skupionych w klubie pisarzy współpracowało aktywnie z prasą gadzinową, z lwowską filią Państwowego Wydawnictwa Mniejszości Narodowych oraz radiem - a więc instytucjami propagandy okupanta. Nawet artykuł o tematyce politycznie obojętnej przez samo pojawienie się np. w "Czerwonym Sztandarze" nabierał jednoznacznego wydźwięku. Tym bardziej że dysponentom pisma często nie chodziło o to co, lecz kto i gdzie publikował 13. Określone funkcje agitacyjne pełnił teatr polski, także w Teatrze Miniatur, przybytku lżejszej muzy, wystawiane były skecze i piosenki "przeniknięte szlachetną tendencją społeczną". Przypadki dyspozycyjności zdarzały się również wśród artystów plastyków 14. Postawa elit miała być wzorem do naśladowania dla szerokich warstw społeczeństwa. Wychodząc z tego założenia, władze radzieckie starały się usilnie i na różne sposoby pozyskiwać polskich uczonych, m.in. poprzez wydawanie ze specjalnego funduszu wysokich zapomóg15. Deklaracje poparcia osób oddalonych przed wojną od komunizmu były dla władz radzieckich daleko cenniejsze niż pomoc komunistów. Wiązało się to przede wszystkim z faktem, że nazwiska działaczy, a nawet literatów komunistycznych były szerszym kręgom społeczeństwa po prostu nie znane. Znacznie korzystniejsze z punktu widzenia zysków propagandowych i politycznych było wystąpienie w prasie lub firmowanie konkursu literackiego ku czci pierwszej rocznicy "wyzwolenia" tzw. Ukrainy Zachodniej przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego czy zgoda Stefana Banacha na kandydowanie do fasadowej Rady Miejskiej. Przy zastosowaniu rygorystycznych kryteriów, które zostały skodyfikowane i obowiązywały pod okupacją niemiecką, wszystkie te zachowania mieszczą się w szeroko zdefiniowanym pojęciu kolaboracji. Nasuwa się w związku z tym pytanie, czy niektóre działania nie były próbą ratowania za cenę ustępstw i kompromisów najistotniejszych wartości kultury narodowej? Czy zachowanie części środowiska kulturalnego nie miało znamion swoiście pojmowanej pracy organicznej, nie wynikało z przyjęcia zasady mniejszego zła, minimalizowania negatywnych skutków okupacji, wykorzystywania do maksimum przyznanych koncesji politycznych? Odpowiedź twierdząca prowadzi jednak do usprawiedliwienia, podniesienia do rangi czynu bez mała patriotycznego publikowania tekstów w lwowskiej gadzinówce, wystawiania na scenie "rewolucyjnych dramatów", pracy w radiu w tym samym czasie, gdy w więzieniach i łagrach przebywało kilkaset tysięcy obywateli polskich, trwały aresztowania, deportacje czy - na wiosnę 1940 r. - masowe mordy. Skala kolaboracji z władzami radzieckimi we Lwowie była wyraźnie szersza niż na terenach okupowanych przez Trzecią Rzeszę. Jej specyfika - pozyskanie do współpracy kilkudziesięciu literatów, którzy publikowali swoje utwory pod własnym nazwiskiem na łamach prasy gadzinowej - wywoływała wrażenie, że chodzi tu o grupę wyjątkowo liczną. Wystarczy jednak porównać liczbę aresztowanych przez NKWD i NKGB za przynależność do tajnych polskich organizacji z liczbą kolaborujących z okupantem, by dostrzec, że był to w istocie margines społeczeństwa, niemniej margines głośny i widoczny, wypromowany do roli elity. Ich postawa spotykała się z negatywną opinią większości Polaków, byli oni "w społeczeństwie lwowskim potępiani i izolowani". Przeważająca część inteligencji polskiej nie poszła na współpracę z okupantem i "żyła zamknięta we własnym kręgu rodzinno-towarzyskim"16.
Niezbyt budujące były wrażenia mieszkańców Lwowa z zetknięcia z żołnierzami i oficerami "niezwyciężonej" Armii Czerwonej, wkraczającej do miasta. "Pierwsze oddziały sowieckie, które zajęły Lwów, przedstawiały się niezwykle marnie - żołnierze sowieccy byli niedożywieni, drobni, marni, smutni, wynędzniali, sczerniali - zda się - z głodu, wychudzeni, odziani w liche mundury, uzbrojeni w lichą broń". Większy respekt budziła radziecka technika wojskowa - samochody i czołgi -jednak nie ich jakość, ale przede wszystkim ich ogromna ilość17. W ślad za wojskiem do Lwowa zaczęły zjeżdżać tysiące cywilów. Ich wygląd i zachowanie były jaskrawym zaprzeczeniem sloganów propagandowych o dostatnim i szczęśliwym życiu w Związku Radzieckim. Nie należąca przecież do najbogatszych Galicja Wschodnia, a zwłaszcza jej stolica Lwów, były istną "ziemią obiecaną dla bolszewików przyjeżdżających dosłownie w łachmanach"18. Podczas pobytu we Lwowie większość sowietów starała się poprawić stan swojej odzieży. Początkowo wykupywane były masowo ze sklepów niezwykle tanie jąkną warunki radzieckie ubrania oraz "manufaktura". Później głównym źródłem zaopatrzenia stał się lwowski "Paryż". Efekty nie zawsze były najlepsze19. Polaków oraz Ukraińców uderzał niski poziom wykształcenia ogólnego oraz niesłychany prymitywizm cywilizacyjny przybyszy, nie tylko prostych żołnierzy i urzędników niskiego szczebla, ale nawet wyższych rangą oficerów radzieckich. Powszechnym zjawiskiem - jak odnotowano we wspomnieniach - miało być np. wykorzystywanie muszli klozetowych jako umywalek20. W jednym ze sprawozdań polskich z 1940 r. pisano: "Poziom kulturalny sprowadzonych przez bolszewików z Rosji funkcjonariuszy różnych instytucyj niebywale niski. Np. w jednym z zarekwirowanych mieszkań oddano jeden pokój siostrom czerwonego krzyża sowieckiego. Mieszkało ich w tym pokoju 11. Pokój był nieumeblowany. Spały na podłodze, ponieważ nie chciało im się ponakładać słomy do sienników. Nie miały miednicy. Wszystkie chodziły się myć pod studnię. Nie paliły w piecu, lecz próbowały rozniecać ognisko na podłodze. Pożywienie ich stanowiła woda, chleb i ryby"21. Wrażenie obcości potęgował swoisty radziecki savoir-vivre. Do reguły należało wchodzenie w odzieniu wierzchnim i czapkach (kaszkietach) do pomieszczeń zamkniętych i mieszkań. Chustki do nosa były wynalazkiem wśród przybyszy stosunkowo słabo znanym i rozpowszechnionym. Raził lekceważący stosunek sowietów do kobiet - z reguły nie ustępowano im miejsca w tramwajach, nie przepuszczano w drzwiach przodem22. Szczególnie źle prezentowali się na tle przedwojennych oficerów wojska polskiego "komandirzy" Armii Czerwonej. Dla Polaków trudny do wyobrażenia był widok oficera, chodzącego z torbą na sprawunki czy trzymającego na ręku dziecko. Lwowian uderzało także wyjątkowo niesforne zachowanie "nieokrzesanych, dzikich, często złośliwych jak małpy" dzieci radzieckich, które napełniały kamienice, podwórza i ulice "wrzaskliwym krzykiem"23. Poczucie odmienności i inności było tak głębokie, że "Polaków lwowskich raziła nawet "aparycja" bolszewików - nieinteligentne twarze "strzelczyń" o rysach grubych, prostych, twarze komandirów - tępe - jakby z jakiejś bryły wykute, a czasami znów rozjaśnione jakąś podstępną. chłopską chytrością, twarze od siekier, bezmyślne". Potwierdzało tę opinię posługiwanie się prostackim, prymitywnym wręcz słownictwem - nagminne używanie słowa "dawaj", rozpoczynanie rozmowy od partykuły "ha", a także powszechne używanie ordynarnych przekleństw. Nic też dziwnego, że w wielu wspomnieniach okres okupacji radzieckiej i napływ przedstawicieli nowego reżimu, ich panoszenie się w mieście traktowane były jako zalew "falą chamstwa bolszewickiego, falą barbarzyństwa"24. Lekceważący, pełen wyższości stosunek do okupanta przebijał z określeń, jakimi najeźdźcy zostali obdarzeni przez mieszkańców Lwowa. Nazywano ich bolszewikami, sowietami - terminami o wyczuwalnej negatywnej emocji. Posługiwano się też ironicznymi określeniami towarzysze, wyzwoliciele, a wobec dowódców Armii Czerwonej - "komandir". Dość popularną i często spotykaną nazwą-epitetem był "czubaryk". Ze względu na dość liczny odsetek żołnierzy wschodnich narodowości, w użyciu były określenia "kałmuk" i "kacap". Okupantów nazywano też, nawiązując do niedawnej rozbiorowej przeszłości, "Moskalami". Przejawem wiary w szybką zmianę sytuacji było niewątpliwie tchnące ironią zwracanie się - choć raczej w anegdotach - do przedstawicieli nowych władz przez "panie tymczasowy"25.
Rzeczywistość radziecka budziła niechęć i odrazę. Nowe porządki wprowadzane przez okupanta natrafiały na opór. Różne były jego formy i przejawy. Jedną z najczęściej spotykanych drobnych demonstracji społeczeństwa w stosunku do władz bolszewickich było powszechne używanie "słowa "pan" w sposób ostentacyjny i głośny". Równie powszechne było, już wspomniane, posługiwanie się dawnym czasem polskim, zamiast obowiązującego moskiewskiego26. Stosunek do okupanta był manifestowany także poprzez postawę wobec innych członków zbiorowości, zwłaszcza ofiar terroru radzieckiego. Mimo narastającej atmosfery strachu, postępującej dezintegracji więzi społecznych znaczna część społeczeństwa polskiego nie pozostawała obojętna wobec potrzebujących. W pierwszych miesiącach okupacji odpowiedzialność za los doświadczonego nieszczęściem bliźniego przejawiała się w okazywaniu pomocy przybyłym do Lwowa uchodźcom. Szczególne wsparcie okazywano zagrożonym aresztowaniem oficerom, a także żołnierzom-rekonwalescentom usuwanym jesienią 1939 r. z likwidowanych lazaretów lwowskich. Przekazywano im odzież cywilną, pomagano w wyrabianiu nowych dowodów tożsamości i w przedostaniu się do miejsc rodzinnych lub do Rumunii albo na Węgry. Opieką starano się także otoczyć rodziny oficerów poległych lub wziętych do niewoli, pozbawione środków do życia. W tej rozwiniętej na terenie Lwowa akcji brali udział uczniowie starszych klas szkół średnich27. Największą próbą, przed jaką stanęli mieszkańcy Lwowa, była akcja pomocy wywiezionym w kwietniu 1940 r. do Kazachstanu. Lwowianie zareagowali natychmiast po nadejściu pierwszych listów z miejsc zesłania. Świadczyć o tym mogą notatki Danuty Pachulicz, która zapisała w swoim dzienniku: "11 VI 40 Pierwsze listy od wywiezionych [...] 13 VI 40 Wysyłamy pierwsze listy i paczki do Kazach[stanu]"28. Do akcji pomocy włączyły się, niezależnie od podziałów i wzajemnych konfliktów, struktury polskiego podziemia we Lwowie. Do zesłańców wysyłano przede wszystkim paczki żywnościowe. Znajdowały się w nich trwalsze artykuły spożywcze - mąka, kasza, tłuszcze, mięso, cebula, słodycze, oraz odzież, bielizna, pościel, świece, mydło itp.29 Akcja pomocy przybrała wkrótce takie rozmiary, że wywołała ostrą reakcję władz okupacyjnych. W sierpniu 1940 r. wprowadziły one restrykcyjne ograniczenia w wysyłaniu paczek żywnościowych. Pod pozorem troski o stan zaopatrzenia miasta zakazano nadawania paczek we Lwowie. Przesyłki przyjmowane były jedynie w nielicznych urzędach pocztowych w miejscowościach oddalonych nawet o 200 km od Lwowa. Także liczba tych urzędów pocztowych ulegała stopniowemu ograniczeniu. Do końca okupacji radzieckiej w czerwcu 1941 r. przesyłki wolno było nadawać m.in. w Zdołbunowie i Godach-Turce. Utrudnienia nie załamały jednak akcji pomocy żywnościowej dla zesłańców. Wykształciła się profesja tzw. paczkarzy (lub "frachciarzy") - którzy za zwrotem kosztów podróży oraz niewielką kwotę pieniędzy (najczęściej 10 rubli) przewozili i wysyłali paczki z oddalonych od Lwowa miejscowości. Brali oni zazwyczaj od kilku do nawet kilkudziesięciu paczek. Przesyłki nie mogły przekraczać ustalonej wagi - 8 kg, musiały być także starannie zapakowane - w drewnianej lub tekturowej skrzynce, owiniętej w płótno i związanej sznurkiem. Samo zdobycie potrzebnych do opakowania materiałów stanowiło nie lada problem. Poważne kłopoty sprawiało przewiezienie paczek do miejsca przeznaczenia. Niekiedy wykorzystywano przygodny transport samochodowy, najczęściej paczkarze podróżowali jednak koleją. W pociągach poddawani byli szczególnej kontroli kolejarzy i milicjantów, którzy żądali opłaty za dodatkowy, ponadnormatywny (powyżej 20 kg) bagaż. Zdarzały się aresztowania osób przewożących paczki. Jedna wyprawa zajmowała paczkarzowi z reguły dwa dni30. Fundusze na zakupienie artykułów żywnościowych zdobywano rozmaicie. Przeprowadzano zbiórki wśród osób prywatnych, harcerki lwowskie starały się zarabiać, np. wypiekając ciastka i sprzedając je na lwowskich targowiskach. Na kupno żywności wydawano pieniądze wypłacane przez NKWD po licytacji mienia ruchomego z mieszkań pozostawionych przez zesłańców31. Znacznie łatwiejszym technicznie sposobem pomocy było przesyłanie pieniędzy deportowanym. Ze względu na wysokie ceny artykułów spożywczych w głębi Związku Radzieckiego (m.in. w Kazachstanie) efektywniejszą formą pomocy były jednak paczki żywnościowe32. Ta spontaniczna akcja charytatywna nie ograniczała się do pomocy materialnej, równie ważne było podtrzymanie nadziei zesłańców. Przesyłano im papier do korespondencji, książki, a nawet książeczki do nabożeństwa, medaliki, obrazki i różańce. W listach słano słowa otuchy, podnoszące na duchu informacje o wydarzeniach na świecie. W 1941 r. zdarzało się nawet, że do Kazachstanu (Semipałatyńska) docierały egzemplarze konspiracyjnego pisma lwowskiego "Walka"33. Pomoc ze Lwowa pomogła przetrwać tysiącom osób pierwszy rok "na nieludzkiej ziemi". Zesłańcy doceniali wysiłek Lwowa. Wzruszającym dowodem na to był wiersz-podziękowanie "Miastu miłosierdzia" przesłany przez jedną z zesłanych do Kazachstanu Polek34. Pomoc żywnościowa trafiała również do więźniów przetrzymywanym w więzieniach lwowskich35. W niektórych środowiskach inicjowano akcję samopomocy koleżeńskiej, która miała obejmować nie tylko zesłanych czy represjonowanych kolegów z pracy, ale także osoby zwolnione ze stanowisk i pozbawione możliwości zarobkowania. Szczególnie dobrze zorganizowali ją nauczyciele akademiccy UJK. Zatrudnieni na Uniwersytecie profesorowie przekazywali 10% swoich miesięcznych zarobków na rzecz potrzebujących36. Sprzeciw wobec okupanta i jego poczynań przybierał również znacznie bardziej spektakularne formy. Miejscem otoczonym szczególną czcią był Cmentarz Obrońców Lwowa. Już w 1939 r., l i 22 XI, oddano tam hołd poległym w walce o niepodległość37. Mimo narastającej atmosfery strachu l Xl następnego roku odbyła się przy Grobie Nieznanego Żołnierza podniosła manifestacja patriotyczna młodzieży. Zebrany wieczorem tłum wznosił okrzyki ku czci "Polski niepodległej, Francji, Anglii, prezydenta Rzeczypospolitej Raczkiewicza, generała Sikorskiego, generała Hallera". Zgromadzeni odśpiewali też dwukrotnie hymn narodowy. Po wykonaniu Roty, na zakończenie "zabrzmiały wstrząsające słowa Chorału i popłynęła w ciemne, gwiazdami wyiskrzone niebiosa pieśń-modlitwa: "Boże coś Polskę"..."38. Po uroczystości NKWD dokonało aresztowań wśród uczestników manifestacji39. Starano się także czcić pamięć żołnierzy poległych w obronie Lwowa w 1939 r., zwłaszcza zamordowanych podczas obsadzania miasta przez Armię Czerwoną 21 IX tego roku. Przez cały okres okupacji radzieckiej na pojedynczych grobach na skwerach i zieleńcach pojawiały się świeże kwiaty, a usuwane przez "nieznanych sprawców" krzyże i tabliczki z nazwiskami były zawsze odnawiane40.
Okupacja radziecka tzw. Ukrainy Zachodniej przyniosła istotne zmiany w relacjach między społecznością polską i ukraińską na Kresach Wschodnich. Polacy, dotychczas naród państwowy, uprzywilejowany, zostali nagle zepchnięci na pozycję jednej z mniejszości narodowych. Owa degradacja była odczuwana szczególnie dotkliwe we Lwowie, w którym "mniejszość polska" była przed wojną najliczniejszą grupą, o najsilniejszej pozycji społecznej, gospodarczej i dominującej pozycji kulturalnej. Stosunki między Polakami i Ukraińcami stały się jeszcze bardziej napięte już we wrześniu 1939 r. Wrogość potęgowały zarówno docierające do miasta wiadomości o antypolskich wystąpieniach na prowincji, jak i nie tajona przez Ukraińców satysfakcja, wywołana upadkiem państwa polskiego. W postępowaniu Ukraińców dostrzegano elementy rewanżu "za rzekome krzywdy wyrządzone im w Polsce"41. Pogłębianie resentymentów związane było z przejmowaniem przez Ukraińców stanowisk w administracji okupanta, ukrainizacją placówek kulturalnych i oświatowych, a także z inicjowaniem akcji skierowanych przeciw ludności polskiej. Winą za wywóz "osadników" w lutym 1940 r. polska opinia w znacznej mierze obarczała właśnie Ukraińców. We wszystkich raportach i sprawozdaniach docierających do władz polskich na emigracji stanowisko Ukraińców wobec Polaków określano jako wrogie42. Nasilenie represji przeciw nacjonalistycznemu ruchowi ukraińskiemu nie poprawiło znacząco stosunków między Polakami i Ukraińcami. Wśród Ukraińców, zwłaszcza w sferach inteligenckich, antykomunizm i antyradzieckość związane były wyraźnie z nadziejami pokładanymi w Niemcach i zafascynowaniem potęgą Trzeciej Rzeszy. Pewne złagodzenie represji antypolskich i równoczesne zaostrzenie polityki wobec Ukraińców dało nawet asumpt do oskarżeń o współdziałanie Polaków z bolszewikami w dziele prześladowania Ukraińców, a także do zapowiedzi krwawej rozprawy z Polakami, po upadku reżimu radzieckiego43. Dławiący nacisk radziecki nie pozwalał w latach 1940 i 1941 zbyt otwarcie przejawiać się konfliktowi polsko-ukraińskiemu, tlił się on jednak coraz silniej pod przykrywką oficjalnego, "szczęśliwego i radosnego życia" oraz "stalinowskiej przyjaźni narodów". Niewątpliwie to także nowe rachunki win zapisane w latach 1939-1941 doprowadziły do erupcji nienawiści i antagonizmu narodowościowego w tak krwawe] formie podczas okupacji niemieckiej. Próbę scharakteryzowania polskiej opinii na temat postępowania ludności żydowskiej w latach 1939-1941 zawiera jedno ze sprawozdań skierowanych do władz RP na emigracji. Wydaje się, że przedstawiało ono typowy dla wielu środowisk polskich sposób myślenia i oceny -nader uproszczony i powierzchowny, obciążony negatywnymi stereotypami - zachodzących w latach okupacji radzieckiej zjawisk: "Te wszystkie prześladowania, które na wsi były inspirowane przez Ukraińców, w miastach prowadzili je żydzi. Trzeba przyznać, że o ile Ukraińcy prowadzili co dość otwarcie, to żydzi robili sprawniej, po cichu, oddając wszelką akcję w ręce NKWD, a sami wskazywali jedynie, w którą stronę ma pójść uderzenie. Ponieważ handel, główne ich zajęcie, upaństwowiono, musieli oni szukać sobie odpowiedniego zajęcia. Więc przede wszystkim zaczęli z urzędami, które były w większym stopniu obsadzone przez Polaków. W zasadzie nie zależało im na tym, ażeby mieć pracę ciężką więc na miejsce wyrzuconych robotników Polaków, wprowadzano także dużo Ukraińców. Natomiast wyższe stanowiska po pocztach, kolejach samorządach miejskich, milicjach, fabrykach, zajmowali sami. Polaków oskarżali, iż są kontrrewolucjonistami i oddawali w ręce N.K.W.D. [...] Pomimo iż od Ukraińców spotkały nas bardzo ciężkie ciosy, to były one przyjęte jako cos bardziej naturalnego, z czym każdy się liczył i co zresztą Ukraińcy zapowiedzieli, zaś ze strony żydów przyszły niespodziewanie, jako dowód wdzięczności za to stanowisko, jakie zajmowali w polskim życiu państwowym i za to bronienie ich i popieranie przez oficjalne czynniki sanacyjne"44. Przytaczane dokumenty jednostronnie i w sposób odległy od rzeczywistości ujmowały znacznie bardziej skomplikowane zagadnienie zarówno postawy Żydów wobec okupanta, jak i ich stosunku do społeczności polskiej. Zawierały oceny będące raczej klasyczną ilustracją spiskowej teorii historii oraz tezy o istnieniu "żydokomuny". Żydzi w istocie radośnie witali Armię Czerwoną, a "ów entuzjazm był reakcją psychologiczną w skali masowej, poszukiwaniem rekompensaty za wcześniejsze upośledzenie prawne i ekonomiczne. Odzwierciedlał uprzedzenia, niechęć, a nawet wrogość wobec Polaków i ich państwa oraz wyrażał zadowolenie z niedopuszczenia na te tereny Niemców"45. Na pozytywny stosunek Żydów do nowej rzeczywistości wpływały inne jeszcze przesłanki natury psychologicznej. Jan Tomasz Gross pisał: "Żydów poddano zabiegowi sowietyzacji tak samo jak wszystkich innych. I właśnie owo "jak wszystkich innych" było dla nich najważniejsze w pierwszym okresie okupacji. Inaczej mówiąc, Żydom, w ich subiektywnym odczuciu, poprawiło się pod okupacją sowiecką - przez to, że nie byli traktowani gorzej niż inne narodowości"46. Wiele środowisk żydowskich z dystansem odnosiło się jednak do przemian ustrojowych wprowadzanych przez okupanta. Wrogo nastawiona do nowej rzeczywistości była część inteligencji żydowskiej, "klasa posiadająca" oraz ortodoksi- Szczególnie prześladowani przez władze radzieckie byli sympatycy Bundu oraz syjoniści wszystkich odłamów. Bezwarunkowym poparciem władze radzieckie cieszyły się jedynie wśród biedoty żydowskiej. Znaczną sympatię reżim radziecki budził u młodszego pokolenia Żydów. Akces do administracji, praca w instytucjach gospodarczych i handlowych miały wśród licznej grupy uchodźców żydowskich najczęściej nie ideowe, ale czysto materialne, bytowe podłoże. O istotnych nastrojach wśród znacznej części tej grupy świadczy gremialne zapisywanie się na powrót do GG w maju i czerwcu 1940 r. oraz niechęć do przyjmowania radzieckich dokumentów tożsamości47. Opinia o powszechnym popieraniu przez Żydów reżimu okupacyjnego, a także wrażenie ich masowego uczestnictwa w oficjalnym życiu społecznym, politycznym, kulturalnym i gospodarczym było prostą konsekwencją faktu, że Żydzi w latach 1939-1941 stanowili co najmniej dorównującą Polakom, a do czerwca 1940 r., do chwili deportacji uchodźców, nawet liczniejszą grupę ludności miasta. Niewątpliwe na poczucie krzywdy wśród Polaków oraz wzmaganie się niechęci do Żydów wpływ miało faworyzowanie ludności żydowskiej przez władze okupacyjne. Polacy jako naród państwowy kraju wrogiego Związkowi Radzieckiemu stanowili - ex definitione - element niegodny zaufania. Władze radzieckie traktowały z dystansem i pewna nieufnością galicyjskich Ukraińców, wśród których żywe były sympatie nacjonalistyczne. W tym momencie Żydzi, mający wielowiekowe tradycje układania modus vivendi z każdą władzą państwową, cieszyli się stosunkowo największym zaufaniem okupanta48. Wydarzenia z lat 1939-1941 spotęgowały antagonizm polsko-żydowski i nastroje antysemickie wśród ludności polskiej. W sprawozdaniach dla władz polskich na emigracji pisano o co najmniej "głębokiej niechęci", częściej jednak wręcz o "ogromnej nienawiści społeczeństwa polskiego" do Żydów49. Do przedwojennych argumentów, wątpliwego zazwyczaj autoramentu, uzasadniających niechęć do Żydów teraz dołączały nowe: zarzut nielojalności, a nawet zdrady państwa polskiego, kolaboracji z okupantem oraz działań na szkodę Polaków. Poprzez antysemityzm wyrażała się więc także wrogość do okupanta. Smutnym paradoksem - odnotowanym w niektórych materiałach z tego okresu - stało się, że nienawiść do Żydów była praktycznie "jedynym pomostem porozumienia między Polakami a Ukraińcami. Jest ona bardzo wielka, większa nawet od tej, którą obie strony żywią do Bolszewików, i czeka jedynie na moment, kiedy będzie mogła dla siebie znaleźć ujście. [...] Przez te swoje postępowanie zapisali się oni [Żydzi] na kartę ciemiężycieli narodu polskiego w zaborze sowieckim i w przyszłości otrzymają oni za to nagrodę, jeżeli nie od Polaków, to od Ukraińców"50. Choć niewątpliwie przejaskrawione, twierdzenie to zabrzmiało jak ponura przepowiednia. Rozbudzony w latach 1939-1941 antysemityzm podczas okupacji niemieckiej miał zaowocować tragiczną obojętnością większości społeczeństwa polskiego w obliczu zagłady narodu żydowskiego.
Przy omawianiu nastrojów, reakcji psychicznych, odczuć ludności polskiej we Lwowie podczas okupacji radzieckiej pomocne może być, wykorzystane przez Tomasza Szarotę przy analizie nastrojów panujących w okupowanej Warszawie, pojęcie "psychologicznej przestrzeni życiowej". Tworzą ją dwie strefy -z jednej strony obszar strachu i lęku, z drugiej - wiary i nadziei. Wpływ na nie mają czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. Okupant radziecki zainteresowany był powiększaniem strefy strachu i lęku. Jego celem było przekształcenie całej ludności w magmę ludzką poddaną woli okupanta. Terror miał służyć wywołaniu u ludzi nie tylko "typowej reakcji towarzyszącej uczuciu strachu - [...] wycofania się z zasięgu zagrożenia, poniechania działań skierowanych przeciwko najeźdźcy", ale także określonej aktywności - wspierania poczynań nowych władz. Postawa bierna była tylko etapem przejściowym, pewnym minimum. W odróżnieniu od okupanta niemieckiego, okupant radziecki żądał, by się go nie tylko bać, ale i kochać. Nastroje ludności kształtowały również towarzyszące obawie, strachowi o życie własne i najbliższych, troski materialne oraz "stykanie się na co dzień z poniewieraniem godności ludzkiej i dumy narodowej, konieczność rewaloryzacji posiadanego systemu i skali wartości"51. Przy analizie nastrojów Polaków we Lwowie pod okupacją radziecką należy wziąć pod uwagę to, że był to okres dla ludności polskiej bodaj najtrudniejszy. Nadzieje na rychłe wyzwolenie, wzbudzone wiarą w potęgę aliantów, które złagodziły nieco wstrząs spowodowany klęską państwa polskiego we wrześniu 1939 r., zostały brutalnie rozwiane przez zwycięstwo niemieckie na froncie zachodnim w czerwcu 1940 r. Ten cios wymierzony w ową "strefę wiary i nadziei" zbiegł się w czasie ze wzmożonym terrorem radzieckim, którego kulminację stanowiły akcje wysiedleńcze - kwietniowa i czerwcowa. Zakrojone na szeroką skalę deportacje, masowe aresztowania i rozbicie wielu polskich struktur konspiracyjnych spotęgowały strach do ekstremalnych granic. Już w marcu 1940 r. w jednym ze sprawozdań pisano: "Ludzie - szczególnie Polacy - są już u granic swych sił. Ciągły strach przed wywiezieniem, ciągłe rewizje, usuwanie z domów, ciągłe zimno i głód, rejestracje i aresztowania, wszystko to doprowadziło jednych do stanu zupełnego odrętwienia i apatii - innych do stanu zezwierzęcenia"52. Owo "straszne przerażenie", "bolszewickie zaszczucie i zatratowanie człowieczeństwa" nie miało swojego odpowiednika po drugiej stronie linii demarkacyjnej. Nawet kilka miesięcy po ustąpieniu okupacji radzieckiej Lech Sadowski przybyły z Warszawy do Lwowa oceniał, że "teren Lwowa dotknięty jest zbiorową psychozą strachu"53. Klęska wojenna we wrześniu 1939 r. spowodowała głęboki wstrząs wśród ludności polskiej we Lwowie. Przygnębienie, rozpacz i apatia łączyły się z uczuciem oburzenia na przedwojenne władze państwa, które nie tylko doprowadziły do przegranej z Niemcami, ale i zachowały się haniebnie, uciekając z walczącego kraju54. Bliższe zetknięcie się z Armią Czerwoną, stosunkowo łagodna (na tle późniejszych poczynań) polityka radzieckich władz okupacyjnych w pierwszym okresie, prymitywizm cywilizacyjny przybyszy poprawił nastroje. Efektem mogły być różnego rodzaju pogłoski i przepowiednie o rychłym uwolnieniu Lwowa spod okupacji radzieckiej jeszcze w 1939 r. Przekonanie o słabości militarnej Związku Radzieckiego, tezę o "kolosie na glinianych nogach" ugruntowały pierwsze tygodnie wojny radziecko-fińskiej. "Finowie, dawniej obojętni, stali się nagle bliscy sercu Polaków", a doniesienia o ich kolejnych sukcesach przyjmowane były z niekłamaną radością55. Wojna zimowa oraz zaostrzenie stosunków ZSRR z państwami zachodnimi czyniło bardziej prawdopodobnym wybuch konfliktu aliancko-radzieckiego, a tym samym uwolnienie Lwowa spod okupacji radzieckiej. Grudzień 1939 r. przyniósł jednak dwa wydarzenia, które boleśnie dotknęły Polaków. Pierwsze masowe aresztowania wzmocniły obawy przed zaostrzeniem antypolskiego kursu władz okupacyjnych56. Drugie uderzenie zostało skierowane w podstawy bytu materialnego. Unieważnienie złotego spotkało się z bardzo negatywną reakcją wszystkich kręgów społeczeństwa polskiego, ówczesny dziennikarz "Czerwonego Sztandaru", Janusz Kowalewski, obecny był na masówce robotników fabryki Baczewskiego na Zniesieniu: "Poszedłem dnia tego na wiec [...] żeby uspokoić nastroje. Cudem wyszedłem żywy z tego wiecu. Robotnicy chcieli mnie rozszarpać. Wykrzyczeli też wszystko, co mieli na sercu, że Czerwona Armia rabuje, wywozi składy fabryki dzień i noc towar i surowce, a jednocześnie wymagają produkcji. Że to najazd i dzika okupacja, nie "wyzwolenie""57. Gdy nie sprawdziły się kolejne "pewne" terminy rozgromienia najeźdźców i zakończenia wojny, ludność polska swoje nadzieje na odzyskanie niepodległości powszechnie związała z wiosną 1940 r. i rozpoczęciem ofensywy aliantów na zachodzie. Odczuł to nawet przybyły z Kijowa Petro Pancz, zapisując w swoim notatniku: "Czekają na wiosnę. "Po wiośnie Polska będzie w swoich granicach!"58. Jeszcze dobitniej nastroje ludności polskiej we Lwowie w marcu 1940 r. zaprezentowano w sprawozdaniu jednego z uciekinierów spod okupacji radzieckiej: "Przygnębienie i strach zrobiły już bardzo duży wyłom w zahartowanych duszach Polaków. A "ostatnią deską ratunku" dla nieszczęsnych mieszkańców okupacji sowieckiej jest wymarzona przez nich wiosna. Sugerują się nią wszyscy: i wielcy, i mali - i rozczarowanie co do niej, jeśli nastąpi, będzie najstraszniejsze. Wszyscy - nawet ci, którzy się najbardziej bali bomb i granatów - niczego sobie teraz tak nie życzą jak właśnie tego, by wreszcie bomby i granaty usłyszeć, by usłyszeć sygnał alarmu lotniczego i warkot samolotów. Modlą się prawie o jak najszybszą na tych ziemiach wojnę"59. Przedłużające się oczekiwanie, zniecierpliwienie spotęgowane wyjątkowo trudnymi warunkami materialnymi rodziło zwątpienie. Próbowała się temu przeciwstawić wydawana we Lwowie prasa konspiracyjna. W pierwszym wydaniu podziemnego pisma "Pobudka" z 18 II 1940 r. apelowano do lwowian: "Nie traćcie ducha i wytrwajcie w cierpliwości! Już niebawem w najbliższych tygodniach wydarzą się fakty - których ostatecznym efektem będzie zupełne rozgromienie naszych rozbestwionych ciemiężycieli i odrodzenie naszej ojczyzny. Bóg z nami!"60. Na wieść o zawarciu pokoju fińsko-radzieckiego "ludność doznała głębokiego rozczarowania [...] spodziewano się bowiem, że konflikt na północy ulegnie rozszerzeniu, a nawet wierzono powszechnie, iż w krótkim czasie wybuchnie wojna z Rumunią. [...] Ludność polska spodziewa się obecnie, że po zakończeniu [wojny] władze sowieckie [wznowią] akcje represyjne i przystąpią na nowo do przesiedleń"61. Przewidywania te miały się sprawdzić nadspodziewanie szybko. Kwietniowa deportacja wywołała przerażenie i niemal paniczny strach wśród Polaków. Ilustracją tego mogą być zapiski Barbary Mękarskiej-Kozłowskiej z kwietnia i maja 1940 r.: "W nocy [po wywozach] spałam z Mamą w sieni. Wczoraj rano tak strasznie płakałam. Boję się, boję się. [...] Po tych wywożeniach to ludzi ogarnął taki obłędny strach, że po nocach nie śpią, na lada turkot auta zrywają się oblani potem. [30 IV 1940] [...] Chwilami otwierają się mroczne części mej duszy i myślę, że nic przetrwam, że popełnię samobójstwo, jeśli nas wywiozą. Ale ja się boję, ordynarnie się boję [7 V 1940]"62. Ten nastrój "zgrozy, lęku i czarnej żałoby" został złagodzony napływającymi od 10 IV informacjami o rozpoczęciu działań wojennych na zachodzie Europy. Choć pierwsze wiadomości o sukcesach niemieckich w Danii i Norwegii nie nastrajały optymistycznie, to jednak wierzono bezgranicznie w potęgę Francji i Anglii. Nasłuchując wiadomości radiowych -jak zapisano w jednej z relacji z maja 1940 r. - "wszyscy czekają zmian, śledzą z największym zainteresowaniem wydarzenia w świecie, oczekując, kiedy im przyniesie wybawienie"63. Przebieg kampanii na Zachodzie przyniósł tragiczne rozczarowanie. Nadchodzące z pól bitewnych Holandii, Belgii i Francji komunikaty wieściły kolejne niepowodzenia wojsk alianckich. Nie chciano dawać im wiary, wyczekiwano i odnotowywano każdą informację zdającą się potwierdzać, że karta wojny się odwraca. Ludność polska uległa też bez wątpienia psychozie wojennej, która zapanowała we Lwowie. W maju i czerwcu mnożyły się oznaki przygotowywania się ZSRR do wojny: budowa rowów przeciwlotniczych na Cytadeli, ćwiczenia lotnicze, przemarsze wojska i przejazdy kolumn czołgów64. Doniesienia najpierw o upadku Paryża, potem o podpisaniu przez Francję zawieszenia broni wstrząsnęły opinią Lwowa. Prof. Eugeniusz Rybka zapisał 14 VI 1940 r. w swoim diariuszu na wieść o poddaniu stolicy Francji: "Czy zbliżamy się do kresu wojny, do panowania niemieckiego w Europie? Hitler dokładnie dotrzymuje terminów w obecnej wojnie. Tak jestem przygnębiony, że trudno mi zebrać myśli"65. Po ogłoszeniu informacji o kapitulacji Francji wielu ludzi zareagowało zapewne tak jak prof. Hugo Steinhaus: "Tej nocy nie spałem. Płakaliśmy oboje. Dla mnie upadek Francji oznaczał odsunięcie nadziei na wydostanie się z Sowietów na długie lata"66. Bezprzykładna klęska sojusznika francuskiego, z którym wiązano tyle nadziei, skłaniała także do przewartościowania sądów. Jak zapisał Jan Rogowski: "W błyskawicy klęski Francji ujrzeliśmy nagle, że klęska nasza nie była tak haniebna, jak początkowo wielu z nas sadziło"67. Prysła jednak wiara w szybkie wyzwolenie. Strefa nadziei i wiary wydatnie skurczyła się, ustępowała miejsca strachowi i zwątpieniu68. Nim jeszcze lwowianie zdołali ochłonąć po wieści o klęsce wojennej Francji, przez miasto przetoczyła się kolejna fala wywozów. Dotknęła ona wprawdzie jedynie uchodźców, ale wśród deportowanych byli znajomi, a nawet krewni mieszkańców Lwowa. Dramatyczne sceny wywozów były jeszcze jednym brutalnym przypomnieniem, że taki los może spotkać każdego. Strach przed wywozem wzmacniały listy od zesłańców, które regularnie zaczęły docierać z Kazachstanu w czerwcu 1940 r. "Przychodziły od nich wiadomości mrożące krew w żyłach..., o ich nędzy, niedoli, głodzie, tęsknocie szarpiącej za krajem...". Największe bodaj przerażenie w mieszkańcach Lwowa budziły te "wieści [...], że zdarzały się wypadki, iż dzikie pastuchy kirgiskie rzucały się na nasze kobiety, odbierały im cześć kobiecą i spychały do rzędu jakichś niewolnic wschodnich haremów"69. W jednym ze sprawozdań przekazanych władzom polskim na emigracji tak charakteryzowano nastroje Polaków w najcięższych miesiącach letnich 1940 r.: "Przeważnie duże przygnębienie. Ludność, która czuje się polską, oczekuje upragnionej zmiany, wegetuje raczej niż żyje - w teatrach, kinach jej się nie spotka, w cukierniach rzadko zbierze się na pogawędki (spotyka się i takich między żydami). Częściowo pracują ciężko na kawałek chleba, w wielu wypadkach będąc bez pracy resztki dawnego dobrobytu zjada, a i ta, która pracuje, też częściowo się wyprzedaje. Część pracuje w organizacjach. Zdarzają się tacy, którzy w wódce, której jest w bród, szukają pocieszenia - ci przeważnie straceni. Inni, słabsi, zgodzili się ze swym losem, zapisali się do MOPR'u i jako tako zabezpieczeni, żyją sobie względnie swobodnie"70. Jesienią 1940 r. nastroje Polaków zaczęły się poprawiać. Tym razem nadzieje związane były z Wielką Brytanią oraz Stanami Zjednoczonymi. Pojawiły się po raz kolejny rachuby na starcie dwóch sojuszników -Związku Radzieckiego i Trzeciej Rzeszy, "które w konsekwencji musi przynieść Polsce wolność. Społeczeństwo czerpiące wiadomości z audycji radiowych wyczuwa zaostrzenie sytuacji międzynarodowej i oczekuje decydujących wypadków nawet jeszcze przed zimą. W każdym razie liczy, że najdalej na wiosnę musi paść rozstrzygnięcie"71. Na przełomie 1940 i 1941 r. na duchu podnosiły polską ludność Lwowa głównie informacje o klęskach ponoszonych przez niefortunnego sprzymierzeńca Niemiec ~ faszystowskie Włochy na kontynencie afrykańskim i w Grecji. Kolejnymi wydarzeniami, które dawały nadzieję na korzystne zmiany, było włączenie się Trzeciej Rzeszy do konfliktu na Bałkanach. Choć kampania bałkańska przyniosła kolejny błyskotliwy sukces Wehrmachtu, to jednak wiadomości o zajęciu Peloponezu zbiegły się niemal z informacjami o pojawieniu się oddziałów niemieckich w Finlandii. Był to wyraźny sygnał naostrzenia stosunków radziecko-niemieckich. Tysiące mieszkańców Lwowa coraz niecierpliwiej - część z nadzieją, inni ze strachem - wyczekiwało na wybuch wojny niemiecko-radzieckiej72. 22 VI 1941 r. wojna ta stała się faktem. Niebagatelną rolę w kształtowaniu nastrojów odegrała pogłoska73. Załgana propaganda radziecka, ograniczony zasięg oddziaływania nielicznej prasy podziemnej sprzyjały powstawaniu plotek. W niewielkim stopniu zaspokajał głód informacji stosunkowo łatwy dostęp do radia zagranicznego. Nie mogło ono być bowiem źródłem wiadomości o poczynaniach okupanta radzieckiego na okupowanych ziemiach Polski. Pogłoski obiegające Lwów od pierwszych dni wojny nie znikły wraz z wkroczeniem Armii Czerwonej do miasta. Jedna z takich wieści, która zelektryzowała miasto w pierwszych tygodniach okupacji, mówiła o odstąpieniu Lwowa przez władze radzieckie Niemcom. Czerwonoarmiści wykupywali wszelkie towary ze sklepów, a to dawało asumpt do podejrzeń, że władze radzieckie zechcą oddać ogołocone miasto swojemu niemieckiemu sojusznikowi. W przekonaniu tym utwierdzać mogło precedensowe przekazanie Wilna przez Związek Radziecki Litwie w październiku 1939 r.74 Znacznie dłuższy żywot miały pogłoski, które pojawiły się we Lwowie w połowie października 1939 r. Według nich na granicy rumuńsko-polskiej gromadziły się wojska rumuńskie i alianckie (francuskie), które lada dzień miały wyruszyć przeciwko radzieckiemu najeźdźcy75. Mimo że prasa gadzinowa wykpiwała tego rodzaju pogłoski, krążyły one nadal w najlepsze wśród Polaków. Na początku listopada do Lwowa dochodziły wieści "o uwolnieniu Stanisławowa i Kołomyi". W listopadzie i grudniu 1939 r. "niepoczytalne jednostki łudziły społeczeństwo polskie, że "wojsko polskie wraz z ang[ielskim], rum[uńskim] i węg[ierskim] lada chwila (w listopadzie 11, grudniu 8 lub 24 [1939], styczniu-lutym itd. a na pewno w maju [1940])od południa wkroczy na nasz teren i uwolni od zaborcy". 11 listopada 1939 r., jak opowiadano "w wielkiej tajemnicy", miało wybuchnąć powstanie w mieście Zapowiedzi powstania były zresztą częstsze i pojawiały się ustawicznie aż do wiosny 1940 r.76. Wybuch wojny radziecko-fińskiej przyniósł nową falę fantastycznych wieści. Anna Fabiańska w swoim dzienniku pod datą 28 listopada zapisała: "Ostatnie wiadomości: Finlandia wypowiedziała Rosji wojnę! Koło Rawy Ruskiej Polacy bili się z Rosjanami. Wielu Rosjan zabitych i rannych. Lwów ma być w pasie neutralnym od Przemyśla do Tarnopola. [...] Z Węgier przychodzą kartki o tym, że mają dużo makaronu, co ma znaczyć: Włochów"77. Wielkie wzburzenie i wiele nie w pełni sprawdzonych, ale poruszających wyobraźnię i budzących przerażenie pogłosek wywołała pierwsza masowa akcja deportacyjna. Miasto obiegały wiadomości o zamarzniętych zwłokach starców i dzieci wyrzucanych z wagonów prosto w śnieg oraz o pochowaniu na cmentarzu janowskim czterystu ofiar mrozu z pociągów deportacyjnych przejeżdżających przez Lwów78. Pogłoską niejako odwetowa i przejawem marzeń o odpłacie za zbrodnie była zapewne uporczywie kursująca po Lwowie wieść o zamachu w marcu 1940 r. na dwóch wysokich funkcjonariuszy NKWD. Według jednej z wersji zginąć miał sam szef lwowskiego NKWD, a jego zastępca ciężko ranny. W jakiś czas później zginąć miało dwóch oficerów Armii Czerwonej79. Nie zawsze plotki mobilizowały i krzepiły, czasami budziły zwątpienie i rozterki. Doświadczano tego we Lwowie dość często. Obawy budziła np. zapowiedź wydawania przy okazji paszportyzacji tzw. wilczych paszportów, których posiadacze zostaną wywiezieni w głąb ZSRR80. Doszło do paradoksalnej sytuacji, że jedno z pism podziemnych regularnie drukowało wiadomości "agencji JPP" (Jedna Pani Powiedziała, jak określano żartobliwie we Lwowie plotki) obiegające Lwów (biuletyn "Wytrwamy" od 4 III 1940 r.), a drugie w tym samym czasie zwalczało pogłoski. Pod koniec lutego 1940 r. tygodnik "Pobudka" przyznawał, że plotki zaczęły urastać "do potwornych rozmiarów". W mieście rozchodziły się wówczas niepokojące informacje o śmierci Paderewskiego i konflikcie Sikorskiego z władzami politycznymi i wojskowymi sojuszników"81. Jak szkodliwe były, nawet motywowane szlachetnymi pobudkami, podawane w kolportowanych wśród mieszkańców Lwowa ulotkach fałszywe informacje, świadczyć może przykład ogłoszonego pod koniec grudnia 1939 r. rozkazu Kwatery Głównej Ośrodka "Lubicz", mówiącego m.in., że przez Węgry "na terytorium Polski wkroczyła armia nasza", czy tekst rzekomego przemówienia gen. Sikorskiego wydany w najtrudniejszym dla Polaków okresie - sierpniu 1940 r., w którym zawarta była informacja, że Niemcy poprosiły o czternastodniowy rozejm, armia polska dysponuje 5 tys. samolotów i 15 tys. czołgów. Równie fantastycznie i niewiarygodnie brzmiała zapowiedź rozbicia obu okupantów w ciągu tygodnia, a najpóźniej do końca roku oraz bezlitosnego odwetu na "Sowietach, Żydach i Ukraińcach za wszystkie niecne morderstwa i czyny"82. Najdziwniejsza bodaj pogłoska, która wywołała niemało zamieszania także w kierownictwie podziemia polskiego w Paryżu i Warszawie, pojawiła się w maju i czerwcu 1940 r. Pismo "Wytrwamy" podało 20 V 1940 r., że "według agencji "JPP" wojska sowieckie zajęły dziś Warszawę i Lublin, zdążając w dalszym ciągu w kierunku Krakowa"83. Pogłoska, która zelektryzowała miasto także w czerwcu 1940 r., w połączeniu z pewnym złagodzeniem kursu wobec Polaków, zaowocowała w kolejnych miesiącach informacjami o rokowaniach prof. Bartla na temat utworzenia polskiego rządu radzieckiego, i "dziwną plotką polityczną" zanotowaną przez prof. Rybkę 5 X 1940 r.: "Podobno prez. Raczkiewicz przyjął na audiencji sowieckiego ambasadora z Anglii Majskiego"84. Kompromitujące porażki Włochów na Bałkanach powodowały, że faszystowskie państwo Mussoliniego lwowska pogłoska widziała w styczniu 1941 r. w stanie pełnego niemal rozkładu. Stanisław Łoś zapisał wówczas w swoim diariuszu informacje o "rewolucji" we Włoszech - buncie robotników w Turynie i opowiedzeniu się po ich stronie wojsk włoskich oraz o obsadzeniu przez Niemców Mediolanu. Rozruchy głodowe miały objąć także Wiedeń, Belgię i Francję. W marcu 1941 r. znowu pojawiły się "pogłoski o Polsce radzieckiej, o wydzieleniu Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi w osobny kraj, zależny bezpośrednio od Moskwy"85. Po podboju Jugosławii przez wojska niemieckie we Lwowie zaczęły się coraz częściej pojawiać wieści o nadchodzącym ataku niemieckim na Związek Radziecki. Prof. Rybka zapisał 14 VI 1941 r.: "Po mieście kursują plotki o możliwości wojny"86, a Stanisław Łoś w swoim dzienniku na kilka dni przed wybuchem konfliktu odnotował: "Czerwiec 1941 r. Pod koniec miesiąca sytuacja między Niemcami a Rosją niezwykle naprężona. Niemcy wysłały ultimatum do ZSRR z żądaniem terenów Ukr[ainy], Białor[usi], Bukow[iny], Besarabii i Karelji. [...] Podobno ultimatum niemieckie jest ważne do l lipca. Zanosi się na wojnę"87. Wojna wybuchła tydzień wcześniej niż przewidywano. Pociechy i ukojenia szukano nie tylko w informacjach podawanych przez zagraniczne radiostacje i pogłoskach. Wiarę i nadzieję znajdowano także w przepowiedniach i proroctwach. Pierwsze przepowiednie byty krzepiące i optymistyczne, zapowiadały bowiem rychły koniec niewoli. Barbara Mękarska-Kozłowska notowała l XI 1939 r.: "Wszyscy wierzymy w przepowiednię św. Andrzeja Boboli, która mówi, że Polska w 27 dniach będzie zniszczona i od tego czasu licząc będzie 100 dni w niewoli i tego dnia wypada święto i to jest na 3 Króli, więc na Trzech Króli będziemy wolni"88. Gdy rachuby na wyzwolenie "w setnym dniu niewoli" zawiodły, popularność zaczęły zyskiwać inne przepowiednie. Największe zainteresowanie budziło krążące w wielu odpisach proroctwo z Tęgoborza. Przepowiednia ta, którą podało "nieznanego nazwiska medium" na seansie spirytystycznym u hr. Wielogłowskiego w majątku Tęgobórz 23 września 1893 r., w formie wierszowanej obejmowała wydarzenia kolejnych pięćdziesięciu lat. Również w tej rymowanej przepowiedni wizja cierpień i prześladowań narodu polskiego kończyła się zapowiedzią świetlanej przyszłości:
Porażka Francji dezawuowała część krążących do tej pory proroctw. Pojawiały się wówczas nowe, bardziej dostosowane do aktualnej sytuacji politycznej. Jesienią 1940 r. Stanisław Łoś zapisał: "Dowiedziałem się, że jest przepowiednia jakiegoś historyka z XII czy XIII w., która mówi, że Hitler z pomocą Włoch zajmie Francję (co się sprawdziło), że Francja po jakimś czasie wyrzuci wrogów ze swoich granic, następnie Włochy będą pod panowaniem Francji, potem Mussolini zostanie zasztyletowany w jakimś kościele, w Niemczech będzie przewrót, Hitler zginie, a Moskale rozlecą się"91. Gdy nie sprawdziły się rachuby na szybki koniec wojny, większe znaczenie zaczęto przywiązywać np. do mickiewiczowskiej liczby "44", upatrując np. w 1944 - roku zakończenia wojny światowej92. Odpowiedzi na pytania dotyczące całego kraju oraz spraw osobistych - zwłaszcza losów najbliższych, zaginionych podczas zawieruchy wojennej czy w wyniku aresztowań - szukano we wróżbach. Jan Rogowski zanotował: "Wielkie powodzenie w okresie inwazji bolszewickiej mieli wróżbici i wszelkiego rodzaju wróżki; ciągle mówiono o przepowiedniach i wróżbach. Pewne wróżki były otaczane takim poważaniem, że ludzie w kolejce zamawiali dla siebie bilety wstępu; opłaty za wróżby z biegiem czasu wzrastały od kilku do kilkunastu, a później do kilkudziesięciu rubli"93. Wyjaśnienia owego fenomenu można szukać nie tylko we wstrząsie i zmęczeniu okrutną codziennością okupacyjną. Przepowiednie były próbą odnalezienia źródła nadziei i wiary na przyszłość, nadania sensu cierpieniom i wytłumaczenia w jakiś sposób - w imię wyższych racji, zamysłu Bożego - klęski i prześladowań. Gdy brakowało informacji pozwalających wzmocnić odporność, siłę przetrwania, podświadomie i rozpaczliwie szukano jej w mesjanistycznych przepowiedniach.
Sławiona i wychwalana bez umiaru, mająca być regulatorem całego życia społecznego konstytucja stalinowska z 1936 r. w artykule 124 głosiła: "Dla zapewnienia obywatelom swobody wyznania kościół w ZSRR jest oddzielony od państwa, a szkoła od kościoła. Swoboda kultów religijnych i swoboda propagandy antyreligijnej jest zapewniona wszystkim obywatelom"94. W rzeczywistości nacisk kładziono na część konstytucyjnej formuły, tej mówiącej o oddzieleniu Kościoła od państwa i szkoły oraz o swobodzie propagandy ateistycznej. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Kresy Wschodnie Rzeczypospolitej władze okupacyjne realizowały politykę ograniczania wpływów Kościoła na życie nowych obywateli ZSRR. Metody stosowane w latach 1939-1941 były względnie łagodne. W jednej z broszur wydanych w 1943 r. w podziemiu oceniano, że "w zasadzie progu kościoła i cerkwi nie przekraczano", propaganda religijna prowadzona była bez przekonania, akty represji były "sporadyczne", najczęściej uciekano się do szykan natury finansowej. Okupant starał się w okresie przejściowym nie tworzyć jeszcze jednego pola konfrontacji95. Władze radzieckie próbowały uderzyć przede wszystkim w podstawy materialne Kościoła rzymskokatolickiego. W grudniu 1939 r. znacjonalizowano i zajęto m.in. pałac arcybiskupi przy ul. Czarnieckiego oraz pomieszczenia seminarium duchownego. Armia Czerwona przejęła nie ukończony gmach kościoła na Persenkówce i urządziła w nim skład amunicji. Największe straty poniosły zakony. W jednym ze sprawozdań ze Lwowa z 1940 r. pisano: "Klasztory wszystkie zostały zamknięte, a zakonnicy i zakonnice rozpędzeni. Często spotyka się ich w świeckich ubraniach pracujących fizycznie. Są między nimi zakonnice, które po dwadzieścia kilka lat przeżyły w ścisłej klauzurze"96. Władze okupacyjne wprowadziły wiele innych, drobniejszych, ale dokuczliwych dla Kościoła zarządzeń, utrudniających wykonywanie jego misji. "Umilkły dzwony kościelne i milczały przez cały czas okupacji bolszewickiej; wszelkie procesje poza obrębem kościoła - względnie ogrodu kościelnego - ustały. Ksiądz idący z "Panem Bogiem" do chorego szedł sam, bez asysty ministranta, nie poprzedzony dźwiękiem dzwonka97. Księża, zakonnice i zakonnicy w większości zrezygnowali z chodzenia w strojach duchownych. Niszczone były znajdujące się poza terenem kościelnym miejsca i znaki kultu - figury i krzyże przydrożne. Jesienią 1940 r. mieszkańców Lwowa poruszyła wiadomość o profanacji "otoczonej powszechną czcią" figury Matki Boskiej w ogrodzie karmelitów98. Najdotkliwsze były jednak obciążenia finansowe. Księża jako "pracownicy kultu" obłożeni byli najwyższymi stawkami podatku od dochodów osobistych. Do tego dochodziły bardzo wysokie podatki za funkcjonowanie kościoła. Księża zmuszeni też byli płacić niezwykle wysokie (kilkunastokrotnie wyższe od zwykłych) stawki za energię elektryczną. Poszczególne parafie miały więc do uiszczenia sumy astronomiczne. W kościele Matki Boskiej Ostrobramskiej podatek dochodowy od każdego księdza ustalono na 2 tys. rubli, a podatek kościelny na 8.tys. rubli, parafia musiała więc zapłacić 20 tys. rubli. Katedrę i kościół oo. Jezuitów obłożono podatkiem w wysokości 50 tys. rubli, kościół św. Elżbiety - 25 tys., kościół św. Mikołaja - 24 tys. Z czasem presja ekonomiczna stała się tak dotkliwa, a sytuacja kościołów - na skutek zubożenia parafian - tak trudna, że brano nawet pod uwagę "zamknięcie kilku kościołów we Lwowie po wywiezieniu inwentarza, co umożliwi przetrwanie innych"99. Część księży i sióstr zakonnych szukała na wpół fikcyjnych posad w instytucjach państwowych, np. w szpitalach, dzięki czemu unikała płacenia wysokich stawek podatkowych100. Do walki z "zabobonem" religijnym wprzęgnięto także propagandę ateistyczną. W pierwszym roku okupacji była ona jednak w miejscowej prasie polskojęzycznej umiarkowana. Artykuły usiłujące zdemaskować "prawdziwe" oblicze Kościoła oraz ujawnić "klasową treść" świąt chrześcijańskich opublikowano na łamach "Czerwonego Sztandaru" dopiero w pierwszy dzień Bożego Narodzenia 1940 r. oraz na Wielkanoc 1941 r. W propagandzie antyreligijnej wykorzystywano także czasem radio101. Z punktu widzenia władz okupacyjnych znacznie efektywniejszym polem walki z "opium ludu" była szkoła i wychowanie młodego pokolenia. Tu właśnie okupant toczył zmagania o rząd dusz młodzieży. Władze okupacyjne bardzo szybko - nim jeszcze tzw. Ukraina Zachodnia stała się formalnie częścią ZSRR - wprowadziły w życie zapis stalinowskiej konstytucji o rozdzieleniu szkoły i Kościoła. W ślad za usunięciem nauki religii ze szkół wyeliminowano z budynków szkolnych wszelkie symbole religijne (krzyże, obrazy), zamknięto kaplice oraz wycofano z bibliotek książki o tematyce religijnej. Starano się uniemożliwiać chodzenie uczniom na msze oraz lekcje religii. W celu odciągnięcia od Kościoła organizowano "różne pogadanki, referaty, odczyty, wieczorki, zabawy", zwłaszcza w święta i niedziele. Posuwać się miano nawet do prymitywnych zabiegów socjotechnicznych i wykorzystywania "rozsławionego już tricku z cukierkami lub walizką żywnościową, rozdawanymi dzieciom po modlitwie do Stalina, podczas gdy prawdziwa modlitwa o chleb nie odnosiła skutku"102. Nasilenie tych działań nastąpiło od stycznia 1940 r. Po reorganizacji szkolnictwa na wzór radziecki nastąpiła indoktrynacja ateistyczna przez programy wychowawcze. Próbom odizolowania młodzieży od Kościoła w pierwszym półroczu 1940 r. sprzyjało zniesienie świąt religijnych oraz wprowadzenie sześciodniówki, która utrudniała regularne uczestnictwo w niedzielnych mszach. Nowy rok szkolny we wrześniu 1940 r. przyniósł eskalację tych działań"103. Nauka religii wygnana z sal szkolnych w październiku 1939 r. jeszcze w tym samym miesiącu znalazła sobie miejsce w nawach kościołów. Katechizacja dla uczniów szkół podstawowych prowadzona była w parafiach, nabożeństwa dla młodzieży odbywały się w niedzielę w kilku wybranych kościołach Lwowa, m.in. w kościele oo. Dominikanów. Młodzież nie tylko chętnie uczęszczała na te zajęcia, ale i tłumnie uczestniczyła w mszach niedzielnych, z okazji świąt kościelnych i narodowych. W warunkach półkonspiracyjnych działało też przez cały okres okupacji radzieckiej Wyższe Seminarium Duchowne kierowane przez ks. Stanisława Frankla104. Kościół w latach okupacji radzieckiej prowadził szeroko zakrojoną akcję charytatywną: "W zabudowaniach klasztornych - pisze Jan Rogowski - mieszkało wielu, wielu uchodźców. Nieraz i oficer polski znalazł schronienie gdzieś w jakiejś utajonej celi czy komórce na poddaszu klasztornym. Przy parafiach były zorganizowane kuchnie dla najuboższych"105. Księża i siostry zakonne brały aktywny udział w akcji pomocy Polakom deportowanym do Kazachstanu. Mimo zlikwidowania duszpasterstwa szpitalnego nadal z pociechą religijną do katolików śpieszyli zatrudnieni tam np. jako sanitariusze, księża106. Świątynie stały się przybytkiem duchowego oparcia dla większości przybitej, wylęknionej ludności polskiej. W mszach i nabożeństwach uczestniczyły tłumy wiernych. Przywiązanie do religii oraz polskości wyraźne było w dniach świąt kościelnych. Na Wielkanoc 1940 r. - jak odnotował w swoim dzienniku prof. Rybka - kościoły, w których odbywały się nabożeństwa rezurekcyjne, były "wypełnione nie tylko po brzegi, lecz tłumy ludzi [stały] jeszcze przed kościołami"107. W warunkach okupacji radzieckiej księża prócz "ducha katolicyzmu" podtrzymywali ducha polskości. Kościół stał się miejscem schronienia "Polski zgnębionej, znękanej, krwią zlanej, ośrodkiem życia polskiego", wręcz "twierdzą polskości"108. Msze i nabożeństwa dawały wiernym poczucie uczestniczenia w wielkiej zbiorowej manifestacji patriotycznej. Niejednokrotnie na ich zakończenie intonowano hymn Boże coś Polskę (oczywiście ze słowami: "ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie") czy Chorał Kornela Ujejskiego. Szczególną popularnością w okupacyjnym Lwowie cieszyła się też pieśń Żukowskiego Pobłogosław matko naszej biednej ziemi. Odważne i krzepiące społeczność polską słowa padały też często z ambony. Wielkie wrażenie robiły śmiałe kazania ks. Władysława Cieńskiego w kościele św. Marii Magdaleny oraz o. Fidelisa Kędzierskiego w kościele Bernardynów. Akcentów patriotycznych nie unikano przy urządzaniu wielkanocnych grobów Pańskich czy ołtarzy na trasie procesji w święto Bożego Ciała. Momentami szczególnego manifestowania uczuć narodowych były msze odbywane m.in. 1, 11 i 22 XI, a więc w dniach związanych najściślej z najnowszą historią Polski i miasta semper fidelis. Uczestniczyła w nich masowo młodzież, mimo obawy przed konsekwencjami uchylała się nawet od przychodzenia w te dni na zajęcia szkolne109. Przywiązanie "do wiary i polskości" manifestowane było na inne jeszcze sposoby: "Nad skarbonami kościelnymi pojawiły się ogłoszenia: "Ofiary na podatek kościelny" - i skarbony wypełniały się szybko rublami... W czasie Mszy św. - na tacę padał stos banknotów"110. Dzięki tym ofiarom aż do czerwca 1941 r. nie dopuszczano do zamknięcia żadnej ze świątyń za nieopłacenie podatków. Udało się nawet odbudować uszkodzony podczas oblężenia miasta we wrześniu 1939 r. kościół św. Elżbiety111. Uczucie religijne - jak oceniał w swoich wspomnieniach Jan Rogowski "pod wpływem wielkich wstrząsów nerwowych przybierało czasami u pewnych ludzi czy nawet grup jakieś objawy mistycyzmu. 8 maja 1941 r. - w czwartek - rozeszły się w mieście pogłoski, że na szybie okna w domu przy ulicy Łyczakowskiej nr 104 pojawił się obraz Matki Boskiej czy Serce Pana Jezusa. Zaczęły gromadzić się tłumy, aż milicjanci zaczęli ludzi rozpędzać. Pogłoski owe szerzyły się tak gwałtownie, że aż księża w kościołach, w kazaniach zaczęli przestrzegać ludzi przed zbytnią pochopnością wierzenia w rzeczy niesprawdzone"112. Podczas okupacji radzieckiej określenie Polak-katolik znalazło ponownie swoje głębokie uzasadnienie. Świątynie lwowskie były jedynymi miejscami, do których nie docierała nachalna indoktrynacja komunistyczna, były miejscem ucieczki i azylu od dławiącej atmosfery strachu i zorganizowanego odgórnie entuzjazmu.
Jednym ze sposobów odreagowania, przezwyciężenia atmosfery strachu był dowcip, żartobliwa, wykpiwająca okupanta piosenka lub wiersz. Tematów nie brakowało. Wielu dostarczały absurdy codziennego bytowania. Zresztą już pierwsze zetknięcie z nową rzeczywistością rodziło uśmiech - zrazu wyższości i politowania. Dowodzi tego np. dowcip krążący przed świętami Bożego Narodzenia 1939 r., a zapowiadający przemianowanie Lwowa na Betlejem, w związku z tym, że "na ratuszu jest gwiazdka, a po ulicach chodzą pastuchy"113. Od pierwszych miesięcy pobytu "wyzwolicieli" kpiono niemiłosiernie z prymitywizmu kulturalnego i cywilizacyjnego bolszewików, a także z ich zakłamanej, często jakże naiwnej propagandy. Wraz z bliższym zapoznawaniem się, już osobiście, z innymi stronami życia radzieckiego obywatela - mimo wzrastającej atmosfery lęku i zastraszenia - przybywało proporcjonalnie dowcipów. Część z nich trafiała - być może drogą dyfuzji - zza istniejącego nadal wewnętrznego kordonu granicznego na Zbruczu. Wyszydzeniu, ośmieszeniu i wykpieniu podlegały wszystkie niemal dziedziny życia i wszystkie instytucje radzieckie, także "niezwyciężona" Armia Czerwona: "Tońcio: powiedz mi kochany Szczepciu, dlaczego nasze dzielne wojska mają takie śmieszne czapki z gulkami na głowie? Szczepcio: To ty durny Tońku nie wiesz? A gdzie wszy będą urządzać mityngi???"114 Nie oszczędzano nawet tak ponurej instytucji jak NKWD: Na drzwiach NKWD we Lwowie widniała tabliczka: "Wejście surowo zabronione". - Jacy oni durni - mówi jeden batiar do drugiego. - Oni myślą, że jakby tego napisu nie było, to ja chciałbym tu wejść. Powszechnie znane było rozwiązanie skrótu NKWD jako "Nie wiadomo kiedy wróci do domu"115. Swój komentarz humorystyczny znalazło zjawisko masowego wykupywania towarów, zwłaszcza ubrań i tzw. manufaktury oraz zegarków przez przybyszy ze wschodu. Najlepszym podsumowaniem ekonomicznych skutków pierwszych miesięcy okupacji radzieckiej był dowcip o tym, że z kolumny na placu Mariackim miano zdjąć posąg Mickiewicza i postawić tam posąg Stalina z dedykacją "Twórcy prawdziwych dziadów" oraz dość frywolna piosenka lwowskiego batiara:
Jednym z ulubionych bohaterów dowcipów, piosenek (np. "Tango Stalina") i wierszyków humorystycznych był Stalin. Często jednak występował obok innych bohaterów muzy podziemnej satyry, zwłaszcza z drugim dyktatorem - Hitlerem, a także Mussollinim: "Przychodzi do Pana Boga Hitler i prosi, aby mu Pan Bóg pomógł w zdobyciu Europy. Pan Bóg się namyśla i radzi przyjść za dwa tygodnie, to pomówimy. Przychodzi Mussolini i prosi o pomoc na M. Śródziemnym, temu powiedział Pan Bóg, że za dwa tygodnie. Tak mówił każdemu, a ogon był bardzo duży, aż przychodzi "bat'ko", a Pan Bóg tak zdumiony powiada: "a ty, batiuszka, po coś ty przyszedł, masz tyle ziemi". "O tak, ja przyszedł, bo zobaczyłem ogonek, to stanąłem"120. Humor lwowski trafnie bez wątpienia odczytał ewolucję stosunków radziecko-niemieckich i ich stałe pogarszanie się. Już jesienią 1940 r. tak relacjonowano nieudane rozmowy polityczne Wiaczesława Mołotowa w Berlinie: "Przy stole siedzi Mołotow i jeden z generałów niemieckich. Nie mogą się dogadać. Mołotow postukuje palcami po stole i śpiewa "Jesli zawtra wojna", na to generał niemiecki "Moskwa moja, strana moja""121. Cały komizm dowcipu polegał na tym, że w tekst wpleciono fragmenty dwu najpopularniejszych wówczas pieśni śpiewanych przez oddziały Armii Czerwonej we Lwowie. W warunkach okupacji radzieckiej wyszydzający śmiech stanowił jedną z najważniejszych i obok prawdziwych, nie zniekształconych pogłoską informacji oraz biernego oporu, najskuteczniejszych form walki z najeźdźcą, dostępną każdemu i nie przynoszącą tak bolesnych strat jak sprzeciw czynny. O tym, jak ważną rolę w podtrzymaniu nadziei, woli przetrwania odgrywał humor i śmiech, świadczyć może fakt, że od pierwszych numerów swoistą giełdę dowcipów politycznych prowadziło pismo "Wytrwamy", publikujące w każdym niemal numerze aktualnie krążące po Lwowie dowcipy. We Lwowie miało się nawet pod okupacją radziecką ukazywać podziemne pismo humorystyczne "Szpilki"122.
1 Armia Krajowa..., t.6: Uzupełnienia, Londyn 1989, s. 1-2. 2 ibidem, s. 51. 3 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 7, 72, 84-85. 4 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 90, k.7; sygn. 97, k. 167; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym,.., k. 64. 5 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 90, k.7; BOss., sygn. 16710/II, ]. Rogowski, Przeżycia..., k. 29; BUW rkp., sygn. akc. 3308a, k. 20; A. Wat, op.cit., s. 277-278. 6 BOss., sygn. 16709/II, .1. Rogowski, W czerwonym..., k. 63. 7 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 74. 8 Ibidem, sygn. 89, k. 252. 9 "Służba Państwu", 15 XII 1941. 10 W. Wasilewska, op.cit., s. 341,353,355; A. Wat, op.cit., s. 255-256; B. Fijałkowska, op.cit., s. 71-72; M. Turlejska, Prawdy i fikcje. Wrzesień 1939-grudzień 1941, Warszawa 1968, s. 308. 11pCDAHOU, sygn. f. l, op. 16, s. 20. k. 173. 12 Ibidem, op.6, s. 589, k. 65-66; s. 645, k. 30-33, 51-53; s. 649, k. 21-28; DAŁO, sygn. f. P-3, op.l,s. 19, k.17,74;s. 21, k.25. 13 Dochodziło przy tym jednak do nadużyć i fałszerstw - umieszczania nazwisk znanych, cieszących się autorytetem osób pod materiałami i deklaracjami, z którymi nie miały one nic wspólnego. Zob.: AAN, sygn. 203/XV-47, k. 45. 14 Cz. Szt., IV 1940; WU, 18 III 1941; Istorija Lwowa..., s. 245. 15 CDAHOU, sygn. f. l, op, 16, s. 20, k.l 75-182; s. 21, k. 97-117. 16 K. Żygulski, op.cit., s. 123, 138. O zjawisku kolaboracji we Lwowie obszernie piszą w swoich nie pozbawionych jednak uproszczeń i błędów faktograficznych pracach publicystycznych Jacek Trznadel i Bohdan Urbankowski. J. Trznadel, Kolaboranci. Tadeusz Boy-Żeleński i grupa komunistycznych pisarzy we Lwowie 1939-1941, Warszawa 1998; B. Urbankowski, Czerwona msza albo uśmiech Stalina, Warszawa 1995, s. 37-102. 17 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 2; sygn. 15402/11, Ludwik ze Skrzynna Dunin, Obrazki..., k. 20; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 286; L. Dzięgiel, op.cit., s. 43. 18 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 296. 19 L. Dzięgiel, op.cit., s.84; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s.19; W czterdziestym..., s. 103; J. Kowalewski, op.cit., s. 163; por. też: T. Tomaszewski, Lwów 1940-1944. Pejzaż psychologiczny, Warszawa 1996, s. 46. 20 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 78-79; L. Dzięgiel, op.cit., s. 43; W. Szolginia, op.cit., s.177; W czterdziestym..., s. 103-104. 21 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 267. 22 Zachidnia Ukrajina..., s. 75-76; BOss., sygn, 16180/II, K. Brończyk, op.cit., k. 10. 23 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 175-1.76. Por. też opinię Wandy Ossowskiej: W. Ossowska, op.cit., s. 29. 24 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 15, 53, 177; sygn. 16180/11, K. Broriczvk, op.cit., k. 10; H. Steinhaus, op.cit., s. 168; Zachidnia Ukrajina, s. 20, 75. 25 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k.267; BOss., sygn. 16709/11, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 177; L. Dzięgiel, op.cit., s. 40; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 265, 278; H. Stcinhaus, op.cit., s. 168, 189; W. Szolginia, op.cit., s. 169; "Wytrwamy", 28 IX 1940. 26 AW, sygn. MID 7/5, Wyciąg z komunikatu ogólno-informacyjnego o sytuacji na terenie okupacji sowieckiej x 17 V 1941; Cz.Szt., 25 V 1941, nr 121. Szerzej o klasyfikacji i różnych formach sprzeciwu wobec okupanta radzieckiego: T. Strzembosz, Opór wobec okupacji sowieckiej w Zachodniej Białorusi 1939-1941, [w:] Studia z dziejów: okupacji sowieckiej (1939-1941). Obywatele polscy na kresach północno-wschodnich II Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecka w latach 1939-1941, pod red. T. Strzembosza, Warszawa 1997, s. 105-219. 27 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 89; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, IV czerwonym..., k. 143, 170; sygn. 16603/II, k. 10; sygn. 15947/11, S. Stipal, op.cit., k. 4; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 16-17, 268. 28 BOss., sygn. 16594/11/6, notatki Danuty Pachulicz, k. 181. 29 Ibidem; sygn. 15587/1/2, M. Banach, op.cit., k. 170. 30 BOss., sygn. 16709/11, J. Rogowski, W czerwonym..., k.196; L. Jeżowski, Lwów-Stanisławów-Turka czyli jak byłem lwowskim paczkarzem, "Semper Fidelis", 1992, nr l (11), s. 17-18; H. Steinhaus, op.cit., s. 197; J. Węgierski, Lwów..., s. 75-76. 31 AW, sygn. MID 7/5, Wyciąg z komunikatu ogólno-informacyjnego o sytuacji na terenie okupacji sowieckiej z 17 V 1941; BOss., sygn. 16603/II, k.30; sygn. 16594/II/6, Notatki Danuty Pachulicz, k. 181; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 36; J. Węgierski, Lwów..., s. 75-76. 32 LBN, sygn. f. 9, o/n 3834, Listy T. Brzeskiego do T. Mańkowskiego z 3 II 1941 r. i 19 IV 1941 r.; S. Ciesielski, Polacy w Kazachstanie 1940-1946. Zesłańcy lat wojny, Wrocław 1996, s. 75, 91-92; E. Syzdek, Działalność Wandy Wasilewskiej w latach drugiej wojny światowej. Warszawa 1981, s. 81-82. 33 BOss., sygn. 16603/II, k.30; sygn. 15587/1/2, M. Banach, op.cit., k. 170. 34 Wierne płomienie. Poezje bezimiennych poetów lwowskich, Londyn 1946, s. 22-23. 35 S. Stipal, Harcerki Chorągwi lwowskiej w walce s okupantem w l. 1939-1941, [w:] Leopolis. Dzieje i kultura Lwowa, Warszawa 1988, s. 79. 36 BLIW rkp., sygn. akc. 3308a, k.34; [.BN, sygn. f.9, o/n 3834, listy T. Brzeskiego do T. Mańkowskiego z 3 II 1941 r. i 19 IV 1941; H. Steinhaus, op.cit., s. 186. 37 BOss., sygn. 16710/11, J. Rogowski, Przeżycia..., k.l9; W. Szolginia, op.cit., s. 169. 38 BOss., sygn. 16710/II, J. Rogowski, Przeżycia..., k.71-73. Por. też: .1. Dabulewicz-Rutkowska, op.cit., s. 122; F. Tomaszewski, op.cit., s. 34-35. 39 AZHRL, Materiały S. Kora, sygn. 89, k. 267; Polskie Podziemie 1939-1941, t. l, Lwów-Kołomyja-Stryj-Złoczów, Warszawa-Kijów 1998, s. 924-927. 40 BOss., sygn. 16709/11, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 111-112, 148. 41 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 90, k. 9; sygn. 97, k. 75; BOss., sygn. 16209/II, Z. Stiebcr, Wspomnienia lwowskie, k. 3. 42 AAN, sygn. 202/1II-199, k. 46-47; sygn. 202/III-200, k. 15; AW, sygn. MID 88/4, Komunikat z Czerniowiec na podstawie meldunków z 21-28 I 1940; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 103-104; sygn. 89, k. 153, 178; BOss., sygn. 16209/II, Z. Stieber, op.cit., k. 3; sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 104. 43 AW, sygn. MID 88/4, Komunikat z Czerniowiec na podstawie meldunków z 21-28 l 1940; Meldunek z 3 XII 1940, k. 2-4; Raport konsulatu w Czerniowcach x kwietnia 1940 r.; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 233; sygn. 97, k. 76, 104-105, 175. 44 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 76-77. 45 A. Żbikowski, Lokalne pogromy Żydów w czerwcu i lipcu 1941 roku na wschodnich rubieżach li Rzeczypospolitej, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego (dalej: BŻIH) 1992 nr 2-3 (162-163), s. 9, 46 W czterdziestym..., s. 31. 47 AW, sygn. MINI7 135 Lwów relacje, rel. Mieczysława Jasińskiego, k. 159; rei. Emila Dobrzańskiego, k.442; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 179; sygn. 90, k. 8; sygn. 97 k. 79, 158, 175; BOss., sygn. 16603/II, k. 71; Armia Krajowa..., t. l, s. 107. 48 H. Reiss, Z deszczu pod rynnę... Wspomnienia polskiego Żyda, Warszawa 1993, s. 41. 49 AW, sygn. MID 88/4, Sprawozdanie z 3 XII 1940, k.4; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 105. Por. też: AZHRL, Materiały S.Kota, sygn. 97, k. 175; AW, sygn. MID 88/4 Komunikat z Czerniowiec 21-28 I 1940, k. 2; BOss., sygn. 16603/II, k. 71. 50 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 77. 51 T. Szarota, Okupowanej Warszawy dzień powszedni. Studium historyczne. Warszawa 1988, s. 455, 457-458. 52 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 115. 53 "Ziemie Wschodnie Rzeczypospolitej", IX 1942, nr 5; A. Wat, op.cit., s. 256; Instytut Historyczny PAN (IH PAN), A 412/67, L. Sadowski, Organizowanie lwowskiego obszaru Z.W.Z. -A.K. na przełomie lat 1941-1942, k. 6 54 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 52; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k.l9; R. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXV, zapis z 22 IX 1939; H. Steinhaus, op.cit., s.169. B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 264; W. Piechowska, op.cit., s. 112. 55 Armia Krajowa..., t. l, s. 106; BOss., sygn. 16709/II,.l. Rogowski, W czerwonym..., k. 60, 62; S. Hartman, op.cit., s. 45; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 272. 56 E. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXV, zapis z 12 XII 1939. 57 J. Kowalewski, op.cit., s. 169. 58 Kulturne..., s. 79. 59 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 117-118. 60 "Pobudka", 18 II1940. 61 AW, sygn. MID 6/4, Zestawienie nr 14 wiadomości o sytuacji w Polsce pod okupacją sowiecką, k. 5. 62 B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 282, 283, 284. 63 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 153. 64 M B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 284-285. Zob. też: E. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXV, zapisy z 30 V i 10 VI 1940; A. Fabiańska, op.cit., s. 94; 65 E. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXVI, zapis z 14 VI 1940. 66 H. Steinhaus, op.cit., s. 190. 67 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k.164; E, Rybka, Dziennik..., zeszyt XXVI, zapis z 17 VI 1940. 68 BOss., sygn. 16603/II, k. 38. 69 BOss., sygn. 16709/11, J. Rogowski, IV czerwonym..., k. 196, 237. Zob. też: AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 62; KW, 23 IX 1941. 70 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k.68-69. 71 AW, sygn. MID 91/2, Wiadomości z Kraju 4 XII 1940, k. 2-3. 72 BOss., sygn. 16709/11, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 247; LBN, sygn. f.198, 20/P.3, zapisy z 21 XII 1940 i l V 1941;. E. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXVI, zapisy z 12 I, 4 III, 10 III, 28 III, 6 IV, 27 IV, 30 IV, 13 V 1941; S. Bizuń, op.cit., s. 103, 105; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 291, 293-294; J. Putrament, op.cit., s. 53. 73 Definicja pogłoski i plotki: D. Jarosz, M. Pasztor, W krzywym zwierciadle. Polityka władz komunistycznych w Polsce - w świetle plotek i pogłosek z lat 1949-1956, Warszawa 1995, s. 10-11. W niniejszej pracy autor posługuje się pojęciem pogłoski, niekiedy jednak używając także terminu "plotka" jako wymiennego, synonimicznego. 74 CDIAUL, sygn. f. 859, op. l, s. 10, k. 50; Cz. Szt., 15 X 1939. 75 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 288; Cz. Szt., 15 X 1939. 76 BOss., sygn. 16603/II, k.5; sygn. 16709/11, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 77; A. Fabiańska, op.cit., s. 47-49. 77 A. Fabiańska, op.cit., s. 54, 58. 78 AW, sygn. MID 6/4, Zestawienie nr 14 wiadomości o sytuacji w Polsce pod okupacją sowiecką, k.3; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89. k.119; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 103. 79 AW, sygn. MID 6/7, Komunikat nr 6 z 17 XII 1940,: k.31; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k.153; "Pobudka", 10 III 1940; "Wytrwamy", 3 III, 7 III, 23.-26 III 1940;,W przededniu Nowego Jutra..., s. 19. . 80 BOss., sygn. 15402/II, Ludwik ze Skrzynna Dunin, Obrazki..., k. 66. 81Pobudka", 25 II 1940. 82 BOss., sygn.16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 96; "Przemówienie gen. Sikorskiego z 12 sierpnia 1940" [druk ulotny]. 83 "Wytrwamy", 20 V 1940. 84 E. Rybka, Dziennik-..., zeszyt XXV, zapis z 10 VI 1940; zeszyt XXVI, zapis z 5 X 1940; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k.168; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k.194. 85 LBN, sygn. f.198, 20/p.3, zapisy z 25-27 I 1941; T. Tomaszewski, op.cit., s. 52. 86 E. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXVI, zapis z 14 VI 1941. 87 LBN, sygn. f.198, 20/p.3, zapis z czerwca 1941. 88 B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 267. 89 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 74-76; M. Celt, Biali kurierzy, Monachium 1986, s. 69; L. Dzięgiel, op.cit., s. 98. , , 90 "Przepowiednia słynnej wróżki węgierskiej z dnia 22 XII 1939 zamieszczona w dzienniku "B.N."" [druk ulotny]; "Wytrwamy", 16-17 III 1940. 91 LBN, sygn. f. 198, 20/p.3, zapis z 27 X 1940. 92 L. Dzięgiel, op.cit., s. 98-99. 93 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 74. 94 "Cyt. za: Zachidnia Ukrajina..., s. 113. 95 W przededniu Nowego Jutra..., s. 28; W. Urban, archidiecezja lwowska, [w:] Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939-1945. Metropolie wileńska i lwowska, zakony. Praca zbiorowa pod red. Z. Zielińskiego, Katowice 1992, s. 104. Por. też: CDAHOU, sygn. f. l, op. 16, s. 18, k. 42-45. 96 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k.293; AW, sygn. MID 84/6, Meldunek z 22 II 1940 z Bukaresztu, k.3; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 41; S. Bizuń, op.cit., s. 68-70. 97 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 298. 98 Ibidem, k. 298-299; S. Bizuń, op.cit., s. 83. 99 AW, sygn. MID 84/6, Wiadomości o kościele w Polsce, b.p.; AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k.117, 295; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 296; Z. Mazur, Dominikanie we Lwowie, "Tygodnik Powszechny", 23 IX 1990. 100 S. Bizuń, op.cit., s. 92-93, 112. 101 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k.300-301; LBN, sygn. f. 9, o/n 1251 a, k. 699-703; Cz. Szt., 25 Xli 1940, 31 I 1941, 5 IV 1941. 102 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 97, k. 183. 103 Ibidem, sygn. 89, k. 295; LBN, sygn. f. 9, o/n 1192. 104 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 91, k. 21; S. Bizuń, op.cit., s. 56-57, 76-78, 87, 90, 103. 105 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 301. 106 S. Bizuń, op.cit., s. 93; W. Urban, Archidiecezja..., s. 127. 107 E. Rybka, Dziennik..., zeszyt XXV, zapis z 23 III 1940. 108 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 91, k. 21; BOss., sygn. 16603/II, k. 85; sygn. 16709/ II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 268. 109 AZHRL, Materiały S. Kota, sygn. 89, k. 153; sygn. 97, k. 98; sygn. 91, k. 21; BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 245, 302, 306; LBN, sygn. f. 198, 20/p.3, zapis z 11 XI 1940; S.Bizuń, op.cit., s. 57, 67, 81; A. Fabiańska, op.cit., s. 55, 58-59; B. Mękarska-Kozłowska, op.cit., s. 269; W. Urban, Archidiecezja..., s. 119. 110 BOss., sygn. 16709/11, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 297. 111 BOss., sygn. 15587/1/2, M. Banach, op.cit., k. 167; W.Urban, Archidiecezja,.., s. 127; 112 BOss., sygn. 16709/II, J.Rogowski, W czerwonym..., k. 303. 113 Ibidem, k. 78. 114 "Wytrwamy", 4 III 1940; 11 III 1940; 26-27 VI 1940; "Gazeta Lwowska" (dalej: GL), 27 VIII 1941. 115 "Wytrwamy", 8 III 1940; KW, 7 II 1942. 116 "Wytrwamy", l III, 16-17 III, 26-27 VI 1940; GL, 30 VIII 1941; KW, 7 II 1942. 117 "Wytrwamy", 13 IV, 4 IX 1940. 118 LBN, sygn. f.198, 20/p.3, zapis z 17 IV 1941. Zob.: "Wytrwamy", 28 IX 1940. 119 B. Mękarska-Kozlowska, op.cit., s. 276; BOss., sygn. 15587/1/2, M. Banach, op.cit., k. 170. 120 BOss., sygn. 16608/II, k. 45a; "Wytrwamy", l IV, 14 IV, 13 IX 1940; B. Mekarska-Kozłowska, op.cit., s. 281. 121 KW, 7 II 1942. 122 BOss., sygn. 16709/II, J. Rogowski, W czerwonym..., k. 96. Copyright 2000 by Książka i Wiedza Korekta: Anna Varisella Hanasz i Andrzej Malina |
i wysoką kulturę osobistą. Aż chce się po tym popatrzeć w
górę, na Niebo i rozejrzeć się za Bogiem, który dopiero, co tu
wśród zebrnych gościł. Po uasłyszeniu czegoś takiego, zebrani
prostują się, pogodnieją, biorą głęboki oddech by dalej trwać w
swojej dumnej postawie dla Tego Krzyża – Krzyża Pamięci.
Tak też odczuwa to piszący. Dziękuję.
Byłem 6 razy na Krakowskim P. i modliliśmy się razem, słuchałem i rozmawialiśmy po drodze…
Po każdym pobycie czułem jakąś radość ze wspólnego bycia RAZEM! Pomyślałem kiedyś wracając spod Krzyża: JAKIE TO SZCZĘŚCIE BYĆ RAZEM W NIESZCZĘŚCIU!
I obserwując postawę Księdza przypomina mi się przypowieść o dobrym samarytaninie… Zawsze mam trudności, aby ukryć wzruszenie słuchając tego wątku!
TAK PRZEMAWIA DO NAS EWANGELIA!
Dziś miało być pod pałacem o nas trzech więcej.Od godziny bylibyśmy w drodze. Ból w Krzyżu /jestem unieruchomiony/,ale jak mówił św.brat Albert:
ZA WSZYSTKO DZIĘKUJMY BOGU!
PS.Od poniedziałku 1 dnia Nowenny do św.Michała Archanioła trwa nieustająca adoracja NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU w Gietrzwałdzie w kaplicy Domu Pielgrzyma. Modlimy się także w intencjach MIŁUJĄCYCH KRZYŻ!Pierwsza adoracja trwała od 11czerwca do 16sierpnia tj.67 dni.Darem jaki DOBRY BÓG nam zesłał jest rozpoczęcie prac i zbierania funduszy na miejsce Wieczystej Adoracji Różańcowej w Gietrzwałdzie.
Pozdrawiam serdecznie Księdza Jacka,Ks.Jerzego i ks.Stanisława i wszystkich OBROŃCÓW KRZYŻA…br.w
brat waldemar z Olsztyna
taki list wysłać faxem na nr 22 597 3180