n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, maja 01, 2011

H A A R P *

HAARP

E-mail Print
"Będą znaki na słońcu. księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte..."
Ewangelia według św. Łukasza

 

Projekt HAARP

HAARP (ang. High Frequency Active Auroral Research Program) jest programem prowadzonym na opuszczonym poligonie wojskowym w Gekona, Alaska. Według oficjalnych źródeł, celem programu jest badanie jonosfery przy użyciu fal o wysokiej częstotliwości. Instalacja składa się głównie z wielkich anten, które podczas działania, wysyłają małą wiązkę do jonosfery, po czym ta odbija je. Nagrzany obszar jonosfery działa podobnie jak zwierciadło.

Już na samym początku powstały ciekawe spostrzeżenia. Według niektórych, fale mają na tyle niską częstotliwość, że są zdolne do rezonansu (pochłanianie) z Ziemią. Częstotliwość rezonansu ziemskiego jest taka sama jak ludzkiego mózgu. Powstała więc teoria mówiąca, iż wysyłając małą wiązkę fal można także kontrolować mnóstwo osób na całym świecie. Działanie na człowieka odbywałoby się bez jego wiedzy i świadomości ponieważ informacje docierałyby wprost do mózgu.

Kiedy fale zostaną pochłonięte przez Ziemię, zamieniają się w tzw. fale stojące, które według niektórych są w stanie zatrzymywać na dłuższy czas obszary wysokiego lub niskiego ciśnienia, powodując tym samym susze, powodzie i inne kataklizmy. W ostatnich kilkunastu latach można zaobserwować ogromne anomalia pogodowe. Występują one falami. Na jednych terenach są upały nie do zniesienia, a na innych mrozy przez które ginie mnóstwo osób. Czy mają one coś w wspólnego z instalacją HAARP, tego jak na razie nie ma szans dowieść. Wiadomo jedynie, że technologię tą posiadają dwa największe mocarstwa świata, tj. Stany Zjednoczone i Rosja.

W roku 2005 na oficjalnej stronie projektu pojawił się komunikat o wytworzeniu sztucznej zorzy polarnej, dzięki falom o wysokiej częstotliwości.
Radzieckie pismo "Międzynarodowe Życie" z roku 1975, omawiając osiągnięcia w dziedzinie kontroli umysłu, podaje, że elektryczność atmosferyczną można stosować do "tłumienia aktywności umysłowej" dużych grup ludzkich. Pismo to głosi, że nastrojony na częstotliwości infradźwiekowej (poniżej granicy słyszalności) generator dźwięków może wytworzyć "uczucie depresji, strachu, paniki, grozy i rozpaczy".
Nikt, na dzień dzisiejszy nie jest w stanie powiedzieć jakie są granice nad manipulacja ludzkiego umysłu. Według spiskowców, kolejnym krokiem, może być wprowadzenie technologii HAARP do łączności satelitarnej. Jakie mogłyby być skutki dla całej ludzkości lub państwa posługującego się taką techniką walki?

W historii nauki i technologii powstało już kilka urządzeń zdolnych kontrolować umysł i podświadomość.

Silent Subliminal Presentation System, patent USA nr 5159703

Jego twórcą był Amerykanin, Oliver Lowery. Patent został opublikowany 27 października 1992 roku.

System cichego porozumiewania się, w którym niedostępne dla ucha nośniki zawarte w paśmie bardzo niskiej lub bardzo wysokiej częstotliwości audio bądź w sąsiadującym paśmie ultrasonicznych częstotliwości modulowane są amplitudowo lub częstotliwościowo, a następnie propagowane akustycznie lub wibracyjnie w celu wprowa­dzenia ich do mózgu.

Hearing System, patent USA nr 4877027

Twórca: Wayne Brunkan. Opublikowany 31 października 1989 roku.

Metoda bezpośredniego indukowania dźwięku do ludzkiej głowy przy zastosowa­niu mikrofal o częstotliwości od 100 do 10000 MHz modulowanych metodą częstot­liwościową.

Psycho-Aucustic Projector, patent USA nr 3568347
Twórca: Andrew Flanders. Opublikowany 23 lutego 1971 roku.

System wytwarzania słuchowych zakłóceń psychologicznych i częściowej głuchoty u nieprzyjaciela podczas walki.

Method and System for Altering Cons-ciousness, patent USA nr 5123899
Twórca: James Gali. Opublikowany 23 czerwca 1992 roku.

System służący do wywoływania zmian świadomości człowieka za pomocą jednocze­snego aplikowania różnych bodźców - naj­częściej dźwięków o różnych częstotliwoś­ciach.

Subliminal Message Generator, patent USA nr 5270800

Twórca: Robert Sweet. Opublikowany 14 grudnia 1993 roku.

Kombinowany generator przekazu powy­żej i poniżej poziomu percepcji zmysłowej do zastosowań z wykorzystaniem odbiornika telewizyjnego; pozwala na pełną kontrolę przekazów nie postrzeganych zmysłowo oraz ich prezentację. Można go wykorzystywać również w telewizji kablowej i komputerach.

Method of Changing a Person's Behavior, patent USA nr 4717343

Twórca: Alan Densky. Opublikowany 5 stycznia 1988 roku.

Metoda uwarunkowywania podświado­mości w celu uzyskania pożądanej zmiany w zachowaniu bez potrzeby angażowania wykwalifikowanego terapeuty.

Method for Inducing Mental, Emotional and Physical States of Consciousness, including Specific Mental Activity, in Human Beings, patent USA nr 5213562

Twórca: Robert Monroe. Opublikowany 25 maja 1993 roku.

Metoda wywoływania mentalnych, emocjonalnych i fizycznych stanów świadomości u ludzi. 
Broń końca czasów
Czy można sobie wyobrazić broń, przy której bomba atomowa wydaje się dziecinną zabawką? Oręż globalny, którego siła zdolna jest modyfikować pogodę - wywołać w wybranym regionach planety trzęsienia ziemi, huragany i wysokie na kilka pięter fale morskie, spowodować na przemian powodzie i długotrwałe susze, a nawet - gdy zajdzie potrzeba - zniszczyć wszelkie życie? Czy istnieje uzbrojenie, za pomocą którego unicestwić można każdy system łączności, przesyłania energii, unieszkodliwić lecące samoloty, rakiety lub pojazdy kosmiczne, zaglądać bez pośrednictwa satelity za horyzont lub pod powierzchnię ziemi, powodować samo-detonację amunicji lub gazociągu i - co najbardziej niewiarygodne - manipulować na ogromną skalę ludzkimi umysłami?
W Polsce o "broni geofizycznej" prawie się nie mówi, choć jej pojawienie się może zmienić świat w stopniu większym niż skonstruowanie broni palnej czy nuklearnej. Nie ma o niej nawet wzmianki w Wielkiej Encyklopedii PWN, choć prace nad jej skonstruowaniem trwają na świecie przynajmniej od potowy lat 60. Jedna z nielicznych, przetłumaczonych na język polski, pozycji książkowych poświęcona realizowanemu właśnie projektowi w tej dziedzinie - praca Jerego E. Smitha, HAARP broń ostateczna - jest nieosiągalna w Centralnej Bibliotece Wojska Polskiego...
O informacje na jej temat trudno też u źródła, czyli w krajach, które prawdopodobnie pracowały nad stworzeniem takiej broni. Naukowcy zaangażowani w prace badawcze przeważnie milczą zasłaniając się Ustawą o Bezpieczeństwie Narodowym, bądź wypowiadają się lakonicznie i uspokajająco. Twierdzą, że to, nad czym pracują, to cywilne projekty badawcze, mogące zostać wykorzystane co najwyżej do konstrukcji urządzeń o czysto defensywnym charakterze, np. monitorowania zagrożeń czy doskonalenia łączności. "Broni geofizycznej" nikt oficjalnie nie ma. Jej posiadania zabrania ONZ-owska konwencja ENMOD o zakazie militarnego używania technik modyfikacji środowiska naturalnego. Czy jest ona jednak przestrzegana, skoro nie przewidziano w niej możliwości inspekcji?

Rok Testów

W sierpniu 2000 roku Rosyjska Duma zwróciła się z dramatycznym apelem do ONZ i społeczności międzynarodowej o ustanowienie międzynarodowej kontroli nad prowadzonymi przez Stany Zjednoczone doświadczeniami zmierzającymi do skonstruowania ?broni geofizycznej". W apelu Dumy zawarta była informacja, że większość testów związanych z tym uzbrojeniem zaplanowana została na rok 2003. Rosyjscy parlamentarzyści ostrzegali, że niektóre z tych eksperymentów mogą mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla środowiska naturalnego, gdyż ich przedmiotem są jonosfera i magnetosfera Ziemi.

Działanie "broni geofizycznej" opiera się na idei oddziaływania na te ośrodki za pomocą dostatecznie silnych i skumulowanych fal ultrakrótkich. Mogą one podgrzewać fragmenty jonosfery - podobnie jak kuchenka mikrofalowa podgrzewa mrożonki. Powoduje to odkształcenie tej warstwy atmosfery. Można ją unosić, odginać, a nawet tworzyć z niej coś na kształt gigantycznych soczewek elektromagnetycznych skupiających promienie słoneczne w określonych punktach. Każdy, kto bawił się kiedykolwiek zwykłą soczewką i kartką papieru, wie, co oznacza taka możliwość. Siła sygnału emisyjnego (kilka do kilkunastu gigawatów) jest przez bombardowane ośrodki (zwłaszcza rejony zorzowe tzw. pasów Van Allena) wielokrotnie wzmacniana (nawet ponad 1000 razy) i przekierowywana w stronę powierzchni planety jako monstrualnej już mocy wiązka. Użycie takiej elektromagnetycznej broni wywołać może różnego rodzaju katastrofy ? trudne jest jednak do rozpoznania, bo impuls emisyjny trwa bardzo krótko i jest niewidoczny dla oka. Atakowany obiekt nie zdaje sobie nawet sprawy z dokonywanej agresji. Kataklizmy będące skutkiem "magnetycznego strzału" wydają się efektem działania zwykłych sił natury.

To, że siły te mogą być sztucznie wzbudzane i kierowane, nie mieści się jeszcze w wyobraźni wielu ludzi, którym wojna wciąż kojarzy się z konwencjonalnym polem walki - ruchem wojsk, artyleryjską kanonadą i bombami. Tymczasem już wkrótce może ona wyglądać zupełnie inaczej. Wzbudzane przez emitery potężne impulsy elektromagnetyczne są w stanie nie tylko modyfikować pogodę (poprzez odwracanie tzw. prądów strumieniowych odpowiedzialnych za przemieszczanie się układów atmosferycznych), ale także powodować awarie wszystkiego, co ma związek z elektrycznością, wywoływać sztucznie trzęsienia ziemi o ogromnej sile (poprzez wzbudzanie w płynnym jądrze ziemi tzw. fal stojących), niszczyć wybrane cele za pomocą plazmy oraz przesyłać impulsy bezpośrednio do ludzkich mózgów (emitery mają możliwość nadawania na tych samych częstotliwościach co mózg) wywołując odmienne stany emocjonalne. Za pomocą takich nadajników można nawet "wypalać" w jonosferze dziury, wystawiając wszystko co pod nimi na zabójcze działanie promieni kosmicznych. Ludzie ostrzegający przed skutkami rozwoju tej broni twierdzą, że jej zastosowanie może rzucić na kolana całe narody. Jeśli w porę nie ustanowi się skutecznej międzynarodowej kontroli, to skończy się era demokracji i zapanuje totalitaryzm. Rządzić będzie wąska grupa dysponująca tą nową technologią.

Diabelska Harfa

Wiele poszlak potwierdza obawy Dumy, że "oręż geofizyczny" nie jest już tylko wymysłem hollywoodzkich scenarzystów i pisarzy science fiction. Istnieje i wszedł właśnie w fazę intensywnych testów. W końcu ub. roku niedaleko miejscowości Gakona na Alasce zakończony został pierwszy etap realizacji programu HAARP (Highfreąuency Active Auroral Reserch Project) zakładającego budowę ogromnego (największego na świecie) jonosferycznego emitera fal ultrakrótkich, 73000 razy silniejszego od największego obecnie istniejącego nadajnika radiowego i dodatkowo skutmającego zdolność skupiania emisji w 1 punkcie. Drugi, mniejszy emiter istnieje w miejscowości Tromse w Norwegii, a trzeci - najsilniejszy z systemu - ma wkrótce powstać na Grenlandii.

Gdy na początku lat 80. rozpoczynano realizację tego projektu, był on częścią słynnej reganowskiej Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI) nazywanej ?programem gwiezdnych wojen". Obecnie twierdzi się, że jest to projekt cywilny, mający służyć badaniu górnych warstw atmosfery. Ale głównym jego udziałowcem nadal pozostaje Departament Obrony USA. Niepokój Rosjan jest w pełni zrozumiały. Rosyjski program badań w tej dziedzinie został w latach 90. wstrzymany, laboratoria zamknięte, a wielu naukowców biorących udział w doświadczeniach lat 80. wyemigrowała do USA. Niektórzy z nich, jak np. prof. Roland Zinurowicz Sagdiejew, b. dyr. Radzieckiego Instytutu Badania Przestrzeni Kosmicznej, czy prof. Troicka, kierująca w latach 80. analogicznym radzieckim programem "Araks", pracują obecnie w Stanach Zjednoczonych przy HAARP. Po ukończeniu projektu (ok. 2025 r.) w zasięgu działania amerykańskich nadajników znajdzie się w praktyce cała północna półkula do szerokości minimum 45 równoleżnika, a więc i całe terytorium Rosji.

Znaki na niebie

Nie trzeba być zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, by zwrócić uwagę na szereg dziwnych faktów, które miały miejsce w ostatnich dwóch latach. 4 sierpnia  2004r. o godz. 4.14 po południu, w normalny słoneczny i pogodny dzień miała miejsce największa w historii awaria sieci energetycznych, która na kilkanaście godzin pogrążyła w ciemności 1/4 Stanów Zjednoczonych i część Kanady. W chwili awarii nie było żadnego przeciążenia sieci. Pracowała ona na 75 procent swoich możliwości, kiedy nagle z niewiadomych powodów nastąpił monstrualny wzrost napięcia przeładowujący system. Nie było w tym czasie żadnych klasycznych przyczyn takich zdarzeń jak wzmożona aktywność słoneczna czy magnetyczna Ziemi. Zjawisko powstało nagle w kilka minut po włączeniu na pełną moc nadajnika w Gakona. Poza pozbawieniem prądu blisko 50 min ludzi, zdarzenie to nie miało żadnego prawie wpływu na amerykańską gospodarkę czy obronność. Nastąpiło w kilka chwil po zamknięciu nowojorskiej giełdy i objęło swym zasięgiem stany bez większego znaczenia ekonomicznego czy militarnego. Departament Obrony miał jednak okazję do dokładnego przeanalizowania skutków takiego ?blackoutu" dla systemu obrony kraju. W ciągu następnych 2 miesięcy na całej półkuli północnej miała miejsce cała seria podobnych zdarzeń. Oto ich zestawienie:
18.08 Gruzja
23.08 Helsinki
28.8 Londyn
18.8 Honduras
23.09 Szwecja/Dania
28.09 Włochy
7.10 Wiedeń
Nietrudno zauważyć zadziwiającą regularność tych "awarii". Prawdopodobieństwo, że jest to czysty zbieg okoliczności, jest równe temu, że ktoś dea razy z rzędu trafia szóstkę w Toto-Lotku. Kto więc i dlaczego je spowodował? Podobną serią dziwnych zdarzeń były w ubiegłych latach światowe zjawiska pogodowe. Od początku roku wielu obserwatorów widziało na niebie bardzo dziwne obłoki o regularnych geometrycznych kształtach. Ich zdjęcia można obejrzeć w Internecie na bardzo wielu stronach. Są to ewidentne ślady pozostawione przez potężne emisje elektromagnetyczne w atmosferze. Ilość tzw. anomalii pogodowych z ostatnich dwóch lat znacznie przewyższyła ich liczbę z ostatnich dekad. Wszyscy pamiętają kuriozalne obrazki przedstawiające Jerozolimę pod śniegiem, czy monstrualne, nie notowane od ponad 100 lat, letnie upały i susze w Europie (w ich wyniku zaczęły się topić alpejskie lodowce).
W ubiegłym roku te same regiony w tym samym okresie nawiedzone zostały przez potężne powodzie. Do tego ogromna liczba płonących lasów (pożarów wybuchających "samoistnie" od Arizony po Portugalię) oraz nagłych, niezwykle silnych tajfunów pustoszących np. Chiny czy Koreę Płn. Wielu ludzi wątpi w tłumaczenia, że za tak wielkie natężenie tych zjawisk odpowiedzialna była jedynie emisja do atmosfery gazów cieplarnianych. Niektórzy, jak np. ukraiński deputowany Jurii Salomotin, przewodniczący komisji d/s likwidacji skutków awarii elektrowni w Czernobylu, otwarcie oskarżają Amerykanów' o testowanie możliwości nowej broni budowanej w oparciu o HAARR Solomotin twierdzi również, że skutkiem "elektromagnetycznego strzału" była katastrofa supernowoczesnego myśliwca Su-27, podczas pokazów lotniczych na poligonie pod Lwowem. (Myśliwiec z niewyjaśnionych przyczyn spadł nagle jak kamień na tłum widzów, powodując śmierć ponad 80 osób).
Jako cywilny projekt naukowy HAARP omija wszelkie procedury kontroli zbrojeń, jakim podlegają wszystkie systemy broni. A jego potencjalna moc jest wprost niewyobrażalna. Wystarczy powiedzieć, że tropikalny sztorm może mieć siłę około 10000 jednomegatonowych bomb wodorowych. A kontrolowane trzęsienia ziemi mogą w ciągu kilku sekund zniszczyć wielomilionowe miasta i unicestwić każdą infrastrukturę. Bez prądu, energii i komunikacji nie jest dziś w stanie funkcjonować żadne państwo. Z drugiej strony światowe katastrofy ekologiczne (być może indukowane) są argumentem za poddaniem państw kontroli międzynarodowej i stworzeniem jednego światowego rządu czyli tzw. nowego światowego ładu zapowiadanego na rewersie jednodolarówki. Czy topniejące alpejskie lodowce i zaciemniony Nowy Jork są tylko wybrykami kapryśnej natury, czy może już zwiastunami nadchodzącej globalizacji?

http://www.iluminaci.pl/haarp

Sura Facility
HAARP Like Facility
Nizhniy Novgorod, Russia
+56° 7' 9.70", +46° 2' 3.66"
..
Image courtesy of Yuri Tokarev Antennas at Sura facility, Russia.

Co to jest HAARP?
HAARP będzie najpotężniejszym na świecie krótkofalowym nadajnikiem ra­diowym - tyle że nie będzie nadawał dla ludzkich uszu. Sygnał będzie przesyłany w górne warstwy atmosfery, gdzie spowoduje podgrzewanie fragmentu nieba, zu­pełnie tak jak kuchenka mikrofalowa podgrzewa mrożonki. Ten typ nadajnika jest nazywany ?podgrzewaczem jonosferycznym". Obecnie na świecie wykorzy­stuje się kilka podgrzewaczy jonosferycznych. Jednak HAARP będzie wielokrot­nie potężniejszy niż wszystkie one łącznie.
HAARP jest zarządzany przez Phillips Laboratory Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, którego wydział geofizyczny znajduje się w bazie sił powietrz­nych Hanscom, w stanie Massachusetts, oraz dwie instytucje Marynarki Wojen­nej z Dystryktu Kolumbia: Instytut Badawczy Marynarki Wojennej (Office of Naval Research- ONR) i Laboratorium Badawcze Marynarki Wojennej (Naval Research Laboratory - NRL). Chociaż HAARP jest finansowany przez Departament Obro­ny (Department of Defense - DOD), badania naukowe są koordynowane, i w znacz­nej mierze prowadzone przez instytucje naukowe. W eksperymentach HAARP udział biorą także firmy prywatne.
Jak można przeczytać w oficjalnych dokumentach, to wspólne przedsięwzię­cie jest prowadzone, by dowiedzieć się, w jaki sposób pogoda kosmiczna wpływa na komunikację, nawigację oraz system sieci energetycznych. Mianem pogody kosmicznej określa się zjawiska powodowane przez napływ cząsteczek ze Słońca i przestrzeni kosmicznej do górnych warstw atmosfery ziemskiej. Może ona wpły­wać na to, jak jonosfera przenosi fale radiowe, i zakłócać światową komunikację radiową. Oddziałuje również na satelity, powodując uszkodzenia systemów po­kładowych lub osłabiając łączność z nimi. Kosmiczne "burze" mogą prowadzić do przeładowania linii przesyłowych energii elektrycznej na Ziemi, powodując rozległe przerwy w dostawach energii.
Po ukończeniu konstrukcji HAARP będzie kompleksem 180 anten nadaw­czych wielkiej częstotliwości (HF), nazwanym instrumentem badań jonosferycz-nych (Ionospheric Research Instrument - IRI), i mnóstwa innych narzędzi nauko­wych. Obecnie wciąż znajduje się w budowie, wznoszony nieopodal Tok Cut-Off Highway (droga nr 1). Brama wjazdowa na teren projektu znajduje się przy słupie milowym 11.3 od skrzyżowania drogi nr 1 z Richardson Highway (droga nr 4), około 420 kilometrów na północnywschód od Anchorage i mniej więcej tyle samo na południowy wschód od Fairbanks.
Stanowisko HAARP, zajmujące powierzchnię około 24 hektarów, na której dawniej rósł dziewiczy las, jest własnością Departamentu Obrony (DOD). Po­czątkowo DOD zamierzał umieścić tam instalację radarową z tzw. radarem po-nadhoryzontalnym rozproszenia wstecznego (Over-The-Horizon Backscatter -OTH-B). W 1991 roku udostępnił ten teren dla projektu HAARP, długo po tym, jak w latach 80. przerwano projekt OTH-B wskutek federalnych cięć budżeto­wych. Stary obiekt przekazano wraz z pustą elektrownią i drogą żwirową.
Najbardziej rzucającym się w oczy elementem konstrukcji jest zestaw anten, nazywany IRI. Z 24 hektarów przeznaczonych dla HAARP prawie dziewięć zaj­mowały mokradła, które w większości wypełniono czarnym żwirem, tworząc po­ziome pole dla IRI. W momencie ukończenia projektu, przewidywanym na 2002 rok, ostateczny zestaw IRI (tzw. FIRI) będzie zajmował żwirowy plac o powierzchni około 13 hektarów i obejmie 180 wież antenowych, ustawionych w 15 kolum­nach i 12 rzędach. Obecnie istnieje już prototyp IRI (DP IRI), który składa się z 48 wież o wysokości 22 metrów i znajduje się na żwirowym placu o wymiarach 300 na 400 metrów.
Wieże DP IRI są rozmieszczone w odległości 24 metrów od siebie na prosto­kątnej siatce składającej się z ośmiu kolumn i sześciu rzędów. Na szczycie każdej wieży znajdują się dwie dipolowe anteny. Jeden z dipoli jest dostrojony do działa­nia w zakresie od 2,8 do 7 MHz, natomiast drugi w zakresie od 7 do 10 MHz. Dwa dipole są zamocowane poziomo, jak wielkie "X" na szczycie każdej wieży. W da­nym momencie może działać tylko jedna antena z każdej pary, w zależności od pożądanej częstotliwości wyjścio­wej. Oprócz tych anten, wieże pod­trzymują złożoną strukturę wzajem­nie połączonych przewodów i belek. W odległości pięciu metrów nad zie­mią, pomiędzy wieżami rozciąga się metalowy ekran. Tworzy on stały re­flektor dla anten. W czasie transmi­sji przechwytuje skierowaną w dół energię radioelektryczną (RF) i od­bija jaku górze. W ten sposób sygnał wzmacnia się, jednocześnie ochrania się ludzi i zwierzęta na ziemi przed silnym polem RF, które generuje się podczas działania nadajników.
a ziemi, pod zespołem anten, znajduje się 30 schronów z nadajnikami. Każ­dy skrywa 12 nadajników zasilanych generatorami Diesla. Można je ustawiać tak, żeby działały albo niskopasmowe, albo wysokopasmowe dipole. Każdy nadajnik może wytworzyć energię radioelektryczną o wartości 10 000 watów. Łącznie 360 nadajników może przesłać do anten 3 600 000 watów mocy wyjściowej. HAARP ma unikalną właściwość - potwierdzoną patentem zdolność skupiania transmisji w jednym punkcie, wysoko na niebie. Wzmacnia to sygnał wyjściowy tysiąckrot­nie, co daje HAARP moc efektywną ponad 3 600 000 000 watów. Dzięki temu urządzenie jest ponad 72 000 razy silniejsze niż największa komercyjna rozgło­śnia radiowa w Stanach Zjednoczonych!
Zgodnie z wersją wojska, zestaw anten HAARP ma służyć stymulowaniu, na niewielką skalę, zjawisk podobnych do tych, jakie zachodzą w naturze, kiedy ener­gia słoneczna wchodzi w reakcję z górnymi warstwami ziemskiej atmosfery. Po­zwoliłoby to naukowcom i inżynierom lepiej zrozumieć, w jaki sposób zachodzą tego rodzaju zjawiska i jakie wywołują skutki. Oficjalne dokumenty podkreślają, że zamierzeniem rządu jest uczynienie HAARP "głównym arktycznym ośrod­kiem badań górnych warstw atmosfery i zjawisk solarno-ziemskich". Dokumenty rządowe dotyczące HAARP często są sprzeczne i wydaje się, że celowo wprowa­dzają czytelnika w błąd. Naukowcy przyglądający się projektowi i powiązanym z nim technologiom podejrzewają, że amerykańskie społeczeństwo wie na temat HAARP znacznie mniej niż Kongres, który zatwierdza rachunki.
Konspiracja
Możliwe że nazwa i lokalizacja to jedyne, co wiadomo na pewno o projekcie HAARP. Skradziony list, klasyczne opowiadanie Edgara Allana Poego mówi, jak ukrywano pewną rzecz, pozostawiając ją na widoku. Program wysokoczęstotliwościowych aktywnych badań zorzy polarnej okazałby się kolejnym przykładem zamaskowania przez pozorne ujawnienie. Ten projekt nauko­wy, mimo że jest realizowany w alaskiej dziczy, z pewnością nie jest ukrywany. Teren pod urządzenia i część ich dokumen­tacji są raz na jakiś czas udostęp­niane publiczności. HAARP ma nawet własną stroną w Internecie (http://w3.nrl.navy.mil/pro-jects/haarp).
Być może HAARP jest, jak twierdzą jego zwolennicy, kolejnym zaawanso­wanym technologicznie narzędziem badawczym do ujawniania sekretów wszech­świata - w tym przypadku odkrywania tajemnic górnych warstw atmosfery. Jed­nak naukowcy dokładniej przypatrujący się temu projektowi natrafili na setki wskazówek świadczących, że istnieje jakieś ukryte dno, jakiś zagadkowy, nie­ujawniony cel, kryjący się za akademicką fasadą. Książka ta zawiera przegląd możliwych tajnych zastosowań tej technologii oraz grup spiskowców, które mo­głyby nią zawładnąć.
Trudno sobie wyobrazić, że projekt zarządzany wspólnie przez Siły Powietrz­ne i Marynarkę Wojenną jest przedsięwzięciem cywilnym, zwłaszcza, że uosabia zdumiewającą różnorodność potencjalnych systemów broni. Mimo to lokalni i fe­deralni uczestnicy tego projektu na każdym kroku robią, co mogą, żeby przedsta­wić go jako jeszcze jedno cywilne przedsięwzięcie naukowe.
Jak w przypadku innych cywilnych programów, pozwolili na publiczną kry­tykę i inspekcję. Przed ostatecznym zatwierdzeniem projektu HAARP poddano procedurze publicznych oględzin i badaniom wpływu na środowisko naturalne. Jednak czytając raport z ostatecznych badań wpływu na środowisko (Finał Envi-ronmental Impact Study - FEIS), stajemy twarzą w twarz albo z bezczelnym kłam­stwem, albo ze zdumiewającą głupotą.
FEIS stwierdza, że projekt nie będzie miał żadnego negatywnego wpływu na środowisko naturalne na powierzchni, ponieważ cała energia emitowana przez HAARP będzie skierowana w górę, ku atmosferze. Twórcy raportu zignorowali fakt, że nawet ich własna dokumentacja wspomina, iż część tej energii zostanie odbita z powrotem na Ziemię. Twierdzą nawet, że oddziaływanie na jeden rejon nieba nie będzie miało wpływu na pozostałe. Jest to jaskrawym kłamstwem.
Zlekceważyli też całą górę medycznych i naukowych dowodów na zagroże­nie zdrowia ludzkiego związane z oddziaływaniem promieniowania elektroma­gnetycznego i radiowego, twierdząc, iż nie jest to fakt ?powszechnie akceptowa­ny przez zdecydowaną większość naukowej społeczności". Może nie było to powszechnie akceptowane w 1991 roku, kiedy Siły Powietrzne rozpoczynały ba­dania, jednak wiele się od tamtego czasu zmieniło.
W rzeczywistości rząd nawet sam siebie nie jest w stanie oszukać w tej kwestii: Departament Handlu Stanów Zjednoczonych (U.S. Department of Commerce),
Narodowy Zarząd do Spraw Telekomunikacji i Informacji (National Telecom-munications and Information Administration), Międzywydziałowa Rada Dorad­cza do Spraw Łączności Radiowej (Interdepartment Radio Advisory Cornmit-tee) doszły do wniosku, że HAARP stanowi zagrożenie dla komunikacji radiowej. Jest to zagrożenie, które może mieć duże znaczenie dla ludności niezurbanizo-wanej Alaski, gdzie niezawodna łączność radiowa jest niekiedy sprawą życia i śmierci.
Poznawanie HAARP przypomina obieranie cebuli albo otwieranie rosyjskiej matrioszki, w której znajdują się kolejne, coraz mniejsze lalki. Napotykamy wiele warstw świadomego wprowadzania w błąd; jedno ukryte dno, pod którym kryje się następne. HAARP może spełniać wiele funkcji, tylko nieliczne z nich są oma­wiane w literaturze lub w gładkich kłamstwach promotorów projektu.
Broszura informacyjna zatytułowana Purpose and Objectives ofthe HAARP Program (Cele i zadania HAARP) została zamieszczona na stronie internetowej projektu. Oto co ona oznajmia:
HAARP to naukowe przedsięwzięcie mające na celu badanie właściwości i zachowania jonosfery, ze szczególnym uwzględnieniem zamiaru zrozumienia jej działania i wykorzystania jej do usprawnienia systemów łączności i obserwa­cji zarówno w zastosowaniach cywilnych, jak i obronnych.
Program HAARP ma doprowadzić do skonstruowania obiektu badańjono-sferycznych światowej klasy, składającego się z:
  • Instrumentu badań jonosferycznych (IRI) i nadajnika wysokiej mocy, działa­jącego w zakresie wielkich częstotliwości. IRI będzie wykorzystywany do krót­kotrwałego wzbudzania określonego obszaru jonosfery w celu badań naukowych.
  • Urządzeń diagnostycznych, które będą wykorzystywane do obserwacji fi­zycznych procesów zachodzących we wzbudzonym obszarze.
Obserwacja procesów wynikających z kontrolowanego użycia IRI pozwoli naukowcom lepiej zrozumieć zjawiska stale zachodzące w naturze pod wpływem promieniowania słonecznego.
Sprzęt diagnostyczny zamontowany w obiekcie HAARP będzie służył do­datkowo wielu innym naukowym celom, włącznie z badaniami nad zjawiskiem globalnego wzrostu temperatury oraz dziury ozonowej.
Rdzeń projektu HAARP stanowi IRI. Będzie to największy dotychczas zbu­dowany radionadajnik wysokiej częstotliwości. Zaprojektowano go tak, żeby kon­centrować kilka gigawatów mocy transmisyjnej w jeden potężny strumień o nie­wyobrażalnej sile. Dokonuje się tego przez sekwencyjne uruchamianie planarnego (rozmieszczonego w płaszczyźnie poziomej) układu dipolowych anten nadają­cych w paśmie fal krótkich.
Największa różnica pomiędzy HAARP a kilkunastoma innymi podgrzewa­czami jonosferycznymi na całym świecie polega na tym, że HAARP jest fazowa­nym układem antenowym. Fazowane lub sekwencyjne uruchamianie nadajników zestawu antenowego pozwala uzyskać funkcję skupiania energii, która zdecydo­wanie odróżnia HAARP od innych podobnych obiektów. Zdolność ta sprawia, że jest on "nielegalny", gdyby został wykorzystany jako radar ponadhoryzontalny (a do tego właśnie był początkowo przeznaczony).
Radar z układem fazowanym to bardzo nowoczesne urządzenie, które jest w stanie śledzić równocześnie setki obiektów. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Związek Radziecki opracowały radary z układem fazowanym jako sposób na wykrycie wrogiego ataku nuklearnego. Wykorzystywanie tego typu radaru zo­stało jednak ograniczone przez układ w sprawie pocisków antybalistycznych (ABM Treaty Anti-Balistic Missile) z 1972 roku, który zastrzega, iż radary te mogą być konstruowane tylko na peryferiach terytorium danego kraju i muszą być skierowane na zewnątrz, tak żeby jedyną ich funkcją było ostrzeganie przed atakiem wroga. W ten sposób radar z układem fazowanym nie mógłby zostać użyty jako część systemu obronnego do identyfikacji i zestrzeliwania atakują­cych pocisków.
Testowano też, dziś już zarzucony, projekt radaru rozproszenia wstecznego, który nie naruszał postanowień układu ABM - jedyny problem w tym, że nie sprawdził się praktycznie. Gdyby HAARP wykorzystano jako system radarowy, naruszałby układ ABM ze względu na zdolność sterowania promieniem energii, która pozwalałaby zastosować go do celów obronnych. W pierwszych publika­cjach na temat HAARP otwarcie dyskutowano takie zastosowanie urządzenia, podczas gdy nowsze materiały osobliwie przemilczają tę kwestię.



Rysunek Eastlunda ilustrujący ruch naładowanej cząsteczki w polu geomagnetycznym Ziemi, zaczerpnięty z jego patentu na globalną "tarczę" ochronną
Istnieją trzy zasadnicze etapy procesu rozwoju każdego systemu broni. Pierw­szy z nich składa się z dwóch elementów; początkowo jest to czysta nauka, funda­mentalne założenia, które prowadzą do bardziej dogłębnego rozumienia praw natury. Następnie ktoś wpada na genialny pomysł; rozwija wizję "co by było gdy­by", opierając się na próbach przystosowania czysto naukowych odkryć do po­trzeb wojska.
Drugi etap tego procesu nosi nazwę "dowodzenia słuszności koncepcji". Na­ukowcy, czy to w uniwersytetach, pracujący na kontraktach i stypendiach fundo­wanych przez wojsko albo jego kontrahentów, czy też w laboratoriach wojska lub jego kontrahentów opracowują odpowiedni sprzęt w celu przetestowania wizji "co by było gdyby". Celem tego etapu jest wykazanie, że koncepcję można dopra­cować, przekształcając ją w coś, co kiedyś może się okazać przydatne wojsku. Na tym etapie eksperymentalny sprzęt rzadko przypomina prawdziwą broń.
Często dopiero na trzecim i ostatnim etapie prototypu idea przybiera kształt w pełni sprawnego modelu. Po demonstracji prototypu projekt zazwyczaj opuszcza laboratorium i pojawia się na arenie politycznej, jego zwolennicy zaś walczą o po­kaźne finanse potrzebne do wyprodukowania i utrzymania nowego rodzaju broni.
Departament Obrony daje nam do zrozumienia, że HAARP to etap pierwszy, czysto naukowy projekt. Wielu jego krytyków uważa, iż w rzeczywistości jest to etap drugi, "dowodzenia słuszności koncepcji" tego modelu broni. Ponieważ układ anten IRI zaprojektowano tak, by móc go stopniowo rozbudowywać - część teraz, resztą później - krytycy sądzą, że HAARP zostanie przekształcony w pełnowy-miarową, działającą broń, jeśli faza "dowodzenia słuszności koncepcji" zakończy się sukcesem.
Niektórzy ludzie wierzą, że istnieje jakaś wielka konspiracja, grupa niesły­chanie potężnych osób, które chcą rządzić światem. Większość z nas odrzuca ist­nienie takiego tajnego stowarzyszenia, uznając je za wytwór chorej wyobraźni. Mimo to nie da się zaprzeczyć, że przez ponad sto lat wykształcał się pewien ruch wśród elity światowych intelektualistów, przemysłowców i zwolenników idei "glo­balnej wioski", mający na celu zakończenie wojny i rozwiązanie problemów spo­łecznych (takich jak przeludnienie, nierówny bilans handlowy i degradacja środo­wiska naturalnego) poprzez utworzenie jednego, światowego rządu. Czy ten globalistyczny ruch jest jakimś diabolicznym spiskiem garstki złych ludzi, czy też szerokim konsensusem przyzwoitej większości, prawdę mówiąc ma to niewielkie znaczenie. Jest to równie realne jak AIDS i potencjalnie tak samo zabójcze, a przy­najmniej zagrażające naszej indywidualnej wolności. Przekonamy się, że gdyby istniał jakiś spisek, HAARP okazałby się wręcz nieoceniony w realizacji planów konspiratorów.
Idea Ligi Narodów, która pojawiła się po pierwszej wojnie światowej, stano­wiła tylko jeden z przejawów tego ruchu. Organizacja Narodów Zjednoczonych powstała jako rozwinięcie tej koncepcji. ONZ stworzono, żeby położyć kres woj­nie - likwidując państwa. Kryje się za tym pewna logika -jeśli nie będzie państw, nie będą między nimi wybuchały wojny. Podkreślono to wyraźnie w "Światowej Konstytucji" Narodów Zjednoczonych: "Epoka państw musi się zakończyć. Rzą­dy narodowe postanowiły przekazać swoją odrębną suwerenność jednemu rządo­wi, któremu oddają zwierzchnictwo nad swoimi siłami zbrojnymi".
Nowy Porządek Świata (New Word Order - NWO) to tylko jedna z nazw nadanych tej inicjatywie utworzenia prawdziwego rządu światowego. Wielu jego zwolenników wyznaje ideologię zwaną technokracją, która oznacza rządy eks­pertów, naukowców czy techników. Nie jest to demokracja, z jaką identyfikują się Amerykanie. Jednym z najsłynniejszych orędowników Nowego Porządku Świata jest Zbigniew Brzeziński. Był on doradcą Jimmy'ego Cartera i innych prezyden­tów w sprawach bezpieczeństwa narodowego. Własną wersję technokracji okre­ślił on mianem "technetroniki". W swojej książce Between Two Ages (Na przeło­mie dwóch epok) Brzeziński napisał: "Epoka technetroniki pociąga za sobą stopniowe wyłanianie się bardziej kontrolowanego społeczeństwa. Takie społe­czeństwo byłoby zdominowane przez elitę, niepowstrzymywanąprzez tradycyjne wartości".
Taka "technetroniczna" unia narodów nawoływałaby do desuwerenizacji wszystkich istniejących państw. To "nowe uporządkowanie" zredukowałoby Stany Zjednoczone do zwykłego regionalnego rządu - Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Północnoamerykański Układ o Wolnym Handlu (North American Free Trade Agreement - NAFTA) postrzegany jest jako krok w kierunku wprowadze­nia Nowego Porządku Świata. W 1993 roku "Los Angeles Times Syndicate" za­mieścił następujące słowa byłego sekretarza stanu Henry'ego Kissingera: "NAF­TA reprezentuje najbardziej twórczy krok w kierunku wprowadzenia Nowego Porządku Świata". Wspólny Rynek w Europie i Unia Europejska są postrzegane podobnie - jako pomosty wiodące do ostatecznego utworzenia Stanów Zjedno­czonych Europy, które z kolei byłyby tylko jednym z regionów ogólnoświatowe­go państwa Narodów Zjednoczonych (lub globalnej plantacji, jak nazywają je niektórzy krytycy).
Konspiratorzy spod znaku NWO to tylko jedna z przypuszczalnych, ukrytych grup "władców marionetek", ciągnących za sznurki projektu HAARP. Do grup takich należą także zwolennicy programu Inicjatywy Obrony Strategicznej z wy­ższych szczebli dowództwa militarno-przemysłowo-naukowego kompleksu oraz zdradzieckie frakcje społeczności wywiadowczej. Problem ze zgadywaniem na temat jakiejś kwestii polega na tym, iż istnieje zaledwie kilka właściwych odpo­wiedzi i nieskończone morze błędnych. Oficjalne materiały dotyczące HAARP są wyraźnie sprzeczne i nie kryją prób wprowadzenia opinii publicznej w błąd odno­śnie do rzeczywistego celu projektu, dlatego spekulacje na temat tego, co się na­prawdę dzieje, rodzą się same. Z pewnością istnieje coś, o czym się nam nie mówi. HAARP niemal na pewno stanowi część jakiejś konspiracji. W tym momencie nie wiemy, czy ten spisek jest czymś tak banalnym, jak zmowa garstki ludzi ni­skiego szczebla w militarno-przemysłowo-naukowej społeczności, próbujących wyciągnąć od Ameryki kilka dolarów na bezużyteczny, wielki projekt naukowy. Czy też, popadając w drugą skrajność, HAARP jest częścią większego spisku, mającego na celu zniszczenie Ameryki i opanowanie świata. A może to jeszcze coś innego, o czym nie mamy pojęcia?
Kto?
Departament Obrony posiada prawa własności ziemi, na której mieści się HAARP. Philips Laboratory Sił Powietrznych z Massachusetts i Instytut Badaw­czy Marynarki Wojennej (ONR) z Waszyngtonu odpowiadają za nadzór technicz­ny i administrowanie tym, rzekomo cywilnym, projektem. Wszystkie trzy agencje upierają się, że HAARP nie stanowi żadnego zagrożenia, że to tylko kolejny przy­kład wielkiej nauki, całkowicie jawny i uczciwy. Z bólem informują, iż literatura dotycząca HAARP jest odtajniona i dostępna do tego stopnia, że można ją ścią­gnąć z Internetu. W projekt zaangażowało się także kilka uniwersytetów, prywat­nych ośrodków badawczych i korporacji z różnych krajów. Należą do nich: Uni-versity of Alaska, University of Massachusetts, University of California z Los Angeles (UCLA), Massachusetts Institute of Technology (MIT), Stanford Uni-versity, Clemson University, University of Tulsa, University of Maryland, Cornell University, SRI International oraz Geospace, Inc.
Dzięki temu wydaje się, że HAARP nie jest przedsięwzięciem trzymanym w tajemnicy i nie należy do skrytego świata badań nad bronią. Jednak jeden z klu­czowych dokumentów Departamentu Obrony stwierdza:
Sercem projektu będzie opracowanie unikalnej funkcji podgrzewania jonos-fery, pozwalającej na przeprowadzenie pionierskich eksperymentów, wymaganych, żeby adekwatnie oszacować możliwość wykorzystywania technologii modyfiko­wania jonosfery dla celów Departamentu Obrony.
Od kiedy to Departament Obrony ma jakieś niemilitarne cele?
Kolejną wskazówką, że HAARP nie jest cywilnym przedsięwzięciem, może być fakt, iż obecnym posiadaczem najważniejszego kontraktu na budowę HAARP jest firma Raytheon E-Systems, jeden z największych na świecie kontrahentów wojskowych.
Kluczową rolę w historii HAARP odgrywa senator Ted Stevens z Alaski. Był on gorącym poplecznikiem projektu zarówno w Waszyngtonie, jak i w swoim rodzinnym stanie. Wydaje się, że postrzega to przedsięwzięcie jako kolejny wspa­niały przykład wykorzystania funduszy państwowych na cele społeczne. Twier­dził, że projekt przyniesie nowe miejsca pracy i zyski dla tego regionu, jak rów­nież międzynarodowy prestiż dla University of Alaska. Jednak stworzono zaledwie kilka miejsc pracy i, jak dotąd, bardzo niewiele z ponad 58 000 000 dolarów wydanych na projekt trafiło na Alaskę. Czy jest to przykład politycznego wyko­rzystywania funduszy państwowych na cele społeczne (co wiele osób uznaje za wystarczający powód, żeby sprzeciwić się projektowi), czy też jest to tylko kolej­na przykrywka?
Następną osobliwą wskazówką, mówiącą coś na temat rzeczywistego celu HAARP, jest fakt, iż członkiem komitetu naukowego pracującego nad całą kon­cepcją, był jeden z najważniejszych rosyjskich naukowców Roald Zinurowicz Sagdiejew. Prace tego komitetu, podobnie jak sam HAARP, były finansowane przez Phillips Laboratory oraz Instytut Badawczy Marynarki Wojennej. Komitet został powołany przez East/West Space Science Center z University of Maryland, którego dyrektorem jest Sagdiejew.
Doktor Sagdiejew przez 15 lat pracował jako dyrektor radzieckiego Instytutu Badań Przestrzeni Kosmicznej (porównywalnego do amerykańskiego NASA). Na tym stanowisku kierował wieloma międzynarodowymi projektami wysokiej ran­gi, włączając w to wspólny radziecko-amerykański program Apollo-Sojuz oraz międzynarodowe misje zbadania komety Halleya, a następnie Fobosa, księżyca Marsa. Te dwa ostatnie projekty zostały zaplanowane i wdrożone przez Sagdieje-wa przy współpracy ponad 12 państw.
Przed otrzymaniem stanowiska w radzieckim Instytucie Badań Przestrzeni Kosmicznej w 1973 roku Sagdiejew zrobił imponującą karierę jako fizyk plaz­mowy. Został jednym z najmłodszych naukowców uhonorowanych przyjęciem do grona członków Akademii Nauk Związku Radzieckiego. Obecnie jest dyrek­torem honorowym rosyjskiego Instytutu Nauk Kosmicznych, natomiast w Stanach

W 1961 roku wysokościowy test nuklearny nad Wyspą Johnstona na Pacyfiku wywołał świetlne widowisko na Hawajach i usmażył wszystkie amerykańskie satelity szpiegowskie

(ilustracja z raportu agencji Associated Press z 1961 roku)
Zjednoczonych jest wybitnym profesorem fizyki na University of Mary land, jed­nej z uczelni biorących udział w projekcie HAARP. Ponadto Sagdiejew jest zagranicznym członkiem Narodowej Akademii Nauk Stanów Zjednoczonych oraz zasłużonym współpracownikiem Centrum Studiów Byłego Związku Ra­dzieckiego.
Człowiek ten może stanowić przykład na to, że konspiracja ?zjednoczonego świata" zakorzeniła się głęboko zarówno na terenie Rosji, jak i na Zachodzie. Jednym z celów ludzi dążących do wprowadzenia Nowego Porządku Świata jest konwergencja, połączenie Stanów Zjednoczonych i byłego Związku Radzieckie­go w jeden globalny organizm. Sagdiejew przez całą swoją karierę wyraźnie po­pierał taką politykę. Przez pierwszych pięć lat pierestrojki służył jako doradca Michaiła Gorbaczowa podczas spotkań na szczycie w Genewie, Waszyngtonie i Moskwie.
Tak na marginesie, "obywatel świata" Gorbaczow kieruje obecnie kilkoma organizacjami, takimi jak Fundacja Gorbaczowa i Zielony Krzyż, mieszczącymi się w Presidio, zamkniętej amerykańskiej bazie wojskowej w San Francisco, w Ka­lifornii. Jego głównym zadaniem jest stworzenie programu etycznego uzasadnie­nia dla ekologicznych dekretów Nowego Porządku Świata. Zadanie to przydzie­lono mu decyzją letniego szczytu w Rio de Janeiro w 1992 roku.
W 1995 roku Sagdiejew wraz z Jewgenijem P. Wielikowem otrzymał Na­grodę Leo Szilarda, przyznawaną w dziedzinie fizyki wykorzystanej dla dobra publicznego: ?Za szczególny wkład w radziecką głasnost, która była głównym czynnikiem powstrzymującym nuklearny wyścig zbrojeń pomiędzy Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi". Nagrodę tę przyznaje corocznie Ame­rykańskie Stowarzyszenie Fizyków ?...dla uhonorowania wybitnych dokonań fizyków przy próbach wykorzystania fizyki dla dobra społeczności w takich dzie­dzinach, jak ochrona środowiska, kontrola zbrojeń i polityka naukowa". Leo Szi-lard (1898-1945) był pierwszym fizykiem amerykańskim, który w latach 30. wpadł na pomysł zbudowania bomby atomowej. Za jego namową Albert Einstein (1879 - 1955) w 1940 roku napisał list do prezydenta Franklina D. Roosevelta, przeko­nując go do budowy broni nuklearnej. Doprowadziło to do utworzenia Projektu Manhattan, który zrealizował tę ideę.
Wielikow i Sagdiejew otrzymali Nagrodę Leo Szilarda za zorganizowanie Komitetu Radzieckich Naukowców dla Pokoju, sprzeciwiającego się układowi dotyczącemu broni nuklearnej z marca 1983 roku. Komitet ten trzy lata wcześniej opublikował opartą na zasadach fizyki krytykę amerykańskiej Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI). Osoba profesora Sagdiejewa stanowi bardzo interesujące po­wiązanie pomiędzy HAARP, SDI, fizyką plazmową (HAARP ma rzekomo służyć badaniom fizyki plazmy górnych warstw atmosfery), ochroną środowiska i kon­trolą zbrojeń. Tematy te pojawiać się będą stale w naszych rozważaniach prowa­dzących do zrozumienia, czym jest HAARP.
Dlaczego były wysoki urzędnik radziecki, naukowiec i ekspert SDI przyczy­nili się do utworzenia HAARP? Niektórzy uważają, że HAARP to technologia SDI dostosowana do nowych warunków. Prezydent Reagan obiecał, że udostępni technologię "gwiezdnych wojen" Rosjanom. Część osób uznała, że zachował się jak szaleniec, mówiąc coś takiego, inni natomiast przyjęli te słowa z entuzjaz­mem. Rosjanie byli przekonani, że SDI daje Stanom Zjednoczonym przewagę pierwszego uderzenia i sprzeciwiali się jej. Czy opracowujemy jakąś technologię SDI? Czy honorujemy zobowiązanie Reagana? Czy obecność naukowca Sagdie­jewa w tym komitecie dowodzi tego, iż HAARP to realizacja "gwiezdnych wo­jen", i że naprawdę udostępniliśmy ten projekt Rosjanom?
Dlaczego?
Co by było, gdyby wasz radar działał wysoko nad horyzontem, lokalizując wrogie samoloty i pociski odległe o setki, a nawet tysiące kilometrów? Co by było, gdyby po dostrzeżeniu zbliżających się pocisków można było unieść górną warstwę atmosfery? To niespodziewana przeszkoda w przestrzeni wskutek umiesz­czenia ?powietrza" tam, gdzie nie powinno się ono znajdować. Najprawdopodob­niej zmieniłoby to tor lotu pocisków lub nawet zniszczyło je. O takiej właśnie zdolności wspominają oryginalne patenty urządzeń podobnych do HAARP. A gdy­by można było zajrzeć głęboko pod powierzchnię ziemi i wykryć wszystkie zako­pane sekrety wrogów? To właśnie ze względu na tę funkcję Senat Stanów Zjedno­czonych sfinansował HAARP.
A gdyby, w ramach manipulowania górną częścią atmosfery, można było skie­rować prądy strumieniowe w dowolnym kierunku? Gdyby można było za do­tknięciem przycisku wywołać lokalne burze, zamieniając drogi na pola bitew w błotniste trzęsawiska, by powstrzymać wrogie oddziały i ich zaopatrzenie?
Departament Obrony potrzebował takiej technologii od czasów wojny wietnam­skiej. Podczas tego konfliktu próbowano sztucznie wytwarzać chmury nad głów­ną drogą zaopatrzeniową wroga, Szlakiem Ho Szi Mina. A gdyby można było przywołać szalejące nad całymi kontynentami burze, które wichrem i gradem rów­nałyby z ziemią uprawy wrogiego państwa lub sprowadzałyby na nie powodzie? Czyż w ten sposób nie wywołałoby klęski głodu? To także znajduje się w orygi­nalnych planach urządzeń takich jak HAARP.
A gdyby możliwe było kierowanie strumieni energii na zbliżające się oddzia­ły wrogich wojsk i poddawanie mózgów ludzi działaniu mikrofal, zupełnie tak samo jak mrożonek w kuchenkach? Czyż nie byłaby to doskonała broń - wrogo­wie zginęliby lub byliby niezdolni do walki wskutek zaburzeń umysłowych, jed­nak poza tym nic nie uległoby zniszczeniu, sprzęt byłby zdatny do użytku, miasta i obiekty przemysłowe pozostałyby nienaruszone przez wojnę? To także od dzie­sięcioleci było marzeniem projektantów broni i stało się impulsem do opracowa­nia broni neutronowej (przetestowanej po raz pierwszy w 1962 roku w Stanach Zjednoczonych). Bomba neutronowa emituje zabójcze promieniowanie wysokiej aktywności przy stosunkowo niewielkiej sile eksplozji, powodując minimalne zniszczenia majątku i maksymalne straty wśród ludzi.
Czy możliwa byłaby kontrola populacji, gdyby dokonać projekcji hologra-ficznych obrazów na niebie, takich jak wizerunek boga, którego ludzie czczą, lub demonów, których najbardziej się boją? Siły Powietrzne uważają, że tak, więc aktywnie dążą do wprowadzenia holograficznych projektorów jako broni. Co można zrobić z ludźmi, gdyby przekazywać słowa lub myśli bezpośrednio do ich mózgów? Czy nie skłoniłoby to ich do nieświadomego wykonywania poleceń lub nie doprowadziłoby do obłędu? Psychologowie zatrudnieni przez radzieckie KGB pracowali nad radiowym zdalnym sterowaniem ludźmi od lat 30. XX wieku. CIA prowadziła podobne programy badawcze od lat 50.
Naukowcy twierdzą, że HAARP (lub podobne urządzenie) może spełniać wszystkie powyższe funkcje, jeśli będzie odpowiednio duże i świadomie zapro­gramuje się je do tych zadań. Choć może to brzmieć jak obłęd lub fantastyka naukowa, już kilkadziesiąt lat temu szanowani naukowcy twierdzili, iż osiągnię­cie takich celów jest tylko kwestią czasu i pieniędzy. Czy HAARP jest kolejnym krokiem ewolucyjnym w rozwoju broni?
Kto chciałby posiadać taką broń? A któż by nie chciał! Wiele państw, organiza­cji, agencji i wszelkiego rodzaju despotów oddałby wszystko, żeby posiąść HAARP. Jeśli naprawdę ma takie możliwości, a są na to dowody, jak długo pozostanie on wcywilnych rękach? Nawet jeśli dziś jest czysto naukowym przedsięwzięciem, trudno sobie wyobrazić, by długo pozostał pod cywilną kontrolą, gdy tylko zostanie do­wiedziona jego moc. Wiele świadectw sugeruje, że HAARP od samego początku jest pod kontrolą jakiejś naukowo-wojskowej konspiracji. Nie tyle nawet sugeru­je, wręcz dowodzi - dowodzi istnienia spisku, który wspomaga realizację tajem­niczych celów jakiejś nieznanej frakcji pozostającej na utrzymaniu podatników. Dochodzenie, kim mogą być owi konspiratorzy, będzie częścią tej książki, tak samo jak odkrywanie tego, czym jest HAARP.
Podczas gdy zwolennicy HAARP podkreślają, że program jest odtajniony, jego ?cywilny" status może być kolejną fasadą- obmyśloną, żeby obejść porozu­mienia, które Stany Zjednoczone zawarły zarówno z ONZ, jak i z byłym Związ­kiem Radzieckim. HAARP może stanowić naruszenie układu ABM, jeśli będzie wykorzystywany przez wojsko. Ponadto HAARP ma prawdopodobnie wyjątko­wą zdolność zmieniania pogody, czy to nad polem walki, czy nad całym konty­nentem. Stany Zjednoczone są sygnatariuszem zaproponowanego przez ONZ ukła­du zakazującego modyfikacji środowiska naturalnego (kontrolowania pogody) jako narzędzia wojny. Wojsko nie może angażować się w badania tego typu, ale cywile nie mają takich ograniczeń.
Racjonalne i odpowiedzialne domysły na temat prawdy kryjącej się za HAARP dla osób niewtajemniczonych mogą brzmieć jak szaleństwo. Żyjemy w epoce, w któ­rej fantastyka naukowa staje się rzeczywistością szybciej, niż futuryści są w stanie przedstawić swoje wizje w druku. Na przykład kontrolowanie pogody może wyda­wać się szaloną ideą, jednak badacze na całym świecie opracowują technologie jej modyfikowania od ponad 50 lat. Mniej więcej w tym samym okresie byliśmy świad­kami prawdziwej rewolucji technicznej - od braci Wright do Neila Armstronga na Księżycu. Nie będąc w sprzeczności ze znanymi i akceptowanymi naukowymi zasa­dami, można śmiało powiedzieć, że literatura dotycząca HAARP pokazuje, iż niektó­re eksperymenty w ramach tego projektu mogą mieć ogromny wpływ na pogodę. A jeśli istnieje jakaś konspiracja w celu ofensywnego wykorzystania tej technologii? W tej książce zwrócę uwagę na pewne najbardziej wiarygodne, choć niekiedy nie­prawdopodobne spekulacje na temat HAARP i jego zamierzonych zastosowań.
Niektóre osoby zajmujące się rzeczywistym przeznaczeniem projektu doszły do intrygujących i nieco gorączkowych wniosków odnośnie do tego, kto jest odpo­wiedzialny za HAARP, i do czego będzie on służył. Choć wątpię, żeby zamieszane w to były anioły, diabły czy istoty pozaziemskie, przytoczę tu również niektóre tego typu spekulacje, choćby dlatego, że istnieje minimalne prawdopodobieństwo, iż są prawdziwe.
Czy ma miejsce jakiś wielki spisek, którego HAARP jest częścią? Pisarze zapełnili biblioteki, usiłując odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje konspiracja grupy potężnych ludzi rządzących światem. Prezentowano wiele teorii spisku, niekiedy bardzo przekonujących, choć czasem najwyraźniej będących wytwora­mi chorych umysłów. Ci z was, którzy są dobrze zaznajomieni z historią i śledzą bieżące wydarzenia oraz kształtujące je siły, znają wstrząsającą prawdę, że w rze­czywistości istnieje wielki i wpływowy ruch, pragnący utworzyć jeden światowy rząd. Nowy Porządek Świata to jedna z nazw tej inicjatywy wprowadzenia świa­towej hegemonii. Idea "hegemonii" oznacza rządy jednego narodu lub innej naj­wyższej władzy centralnej nad wieloma narodami, tak jak Watykan wiele stuleci temu lub Imperium Rzymskie w czasach Chrystusa. Celem "gradualistów", któ­rzy popierają Nowy Porządek Świata, jest uczynienie z ONZ albo jakiejś innej, jeszcze nie utworzonej organizacji, nowego Rzymu.
Pragnieniem utworzenia zjednoczonego światowego rządu przeniknięty jest cały, tak zwany, wschodni establishment liberalny. Mógłbym przytoczyć tysiące fragmentów książek i czasopism na poparcie tego twierdzenia. Mam nadzieję, że jeden reprezentatywny cytat wystarczy... Strobe Talbott był zastępcą sekretarza stanu (drugi rangą urzędnik Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych) przez okres rządzenia czterech ostatnich administracji. W 1992 roku stwierdził:
W ciągu następnych 100 lat państwowość, jaką znamy, zdezaktualizuje się; wszystkie państwa uznają jedną, światową władzę... Zasadniczo wszystkie pań­stwa stanowią pewne formy umowy społecznej. Niezależnie od tego, jak trwałe, a nawet święte mogą się w danym momencie wydawać, w rzeczywistości są one tworem sztucznym i chwilowym.
Jak się okaże, HAARP stanowi urzeczywistnienie wielu rozwiązań technolo­gicznych, jakie zwolennicy NWO mogliby wykorzystać do zapanowania nad świa­tem. Są nich wśród takie, jak sterowanie mikrofalami lub falami radiowymi skraj­nie niskiej częstotliwości w celu oddziaływania na ludzi. Transmisje tego typu mogłyby wywoływać dezorientację, choroby czy zaburzenia nastroju; być może umożliwiłyby nawet wydawanie ludziom słownych rozkazów. Jest rzeczą po­wszechnie wiadomą, że CIA i KGB (oraz ich następcy) pracowali nad takimi technologiami już od dawna. Nie sposób nie odczuwać przerażenia na myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ci, którzy pragną kontrolować i podporządko­wywać sobie ludzi, wreszcie dostali w swoje ręce sprawny model takiego urzą­dzenia.
Jednym z osobliwych faktów łączących HAARP z najbardziej skrajną prawi­cą polityczną jest powiązanie projektu z MJ-12. Niektórzy, jak choćby Bili Coo-per, autor książki BeholdA Pale Horse (Wstrzymać białego konia, Light Techno­logy Pub., 1991) i wydawca czasopisma "Veritas", oraz John Lear, były pilot CIA, rozpowszechniają opowieści o obecności wśród nas obcych istot z kosmosu. Utrzy­mują oni, że po katastrofie latającego spodka w okolicy Roswell, w Nowym Mek­syku, w 1947 roku, rząd powołał ściśle tajną komisję, "Majic 12" lub "Majestic 12", żeby ukryć prawdę. Podobno grupa MJ-12 w końcu przejęła kontrole nad rządem (po zawarciu układów z obcymi), stając się spiskiem wewnątrz spisku, i z głębokiego ukrycia kierując działaniami konspiratorów spod znaku NWO. Je­śli to prawda, w co wątpię, istnieje wiele zastosowań technologii HAARP, które mogłyby zostać użyte zarówno przez MJ-12 i nadzorców z kosmosu, jak i prze­ciwko nim. Niektórzy, dający wiarę tym opowieściom, sugerowali, iż HAARP mógł być zamierzony jako planetarna tarcza obronna przeciwko inwazji obcych!
Szalona nauka czy "gwiezdne wojny"?
Oprócz pytania, kto pociąga za sznurki projektu HAARP, zasadnicze znacze­nie mają jeszcze dwie kwestie. Skupiają się wokół nich setki innych. Oto pierw­sza grupa istotnych pytań: jeśli jest to zwykły program badań naukowych, czy oznacza to, że nauka wyrwała się spod kontroli? Jakie niebezpieczeństwa wiążą się z igraniem z potężnymi siłami natury? Życie na naszej planecie jest możliwe tylko dzięki temu, że jonosfera osłania nas przed zabójczym promieniowaniem kosmicznym, tak samo jak warstwa ozonowa ochrania nas przed promieniami ultrafioletowymi. Czy manipulowanie górnymi warstwami atmosfery zmieni lub być może nawet zniszczy życie na Ziemi? Wiele gatunków zwierząt wędrownych, takich jak łosoś czy karibu, w nie do końca poznany sposób wykorzystuje ziem­skie pole magnetyczne do orientowania się w trakcie swoich migracji. Co się z nimi stanie, gdy wprowadzi się zmiany w obrębie magnetosfery, które są prze­widziane w eksperymentach HAARP? Jak się przekonamy, HAARP ma zdolność drastycznego zmieniania wzorców pogodowych nad całymi kontynentami poprzez manipulowanie prądami strumieniowymi. Czy chcemy, żeby naukowcy przy tym majstrowali?
Druga grupa istotnych pytań dotyczy przede wszystkim kwestii: czy jest to broń? Jeśli tak, przeciwko komu będzie użyta? Czy nie narusza ona międzynaro­dowych porozumień? Czy technologia "gwiezdnych wojen" dostosowywana do nowych warunków zdestabilizuje, obecnie przyjacielskie, relacje pomiędzy Sta­nami Zjednoczonymi i byłym Związkiem Radzieckim? Stany Zjednoczone są sy­gnatariuszem konwencji Narodów Zjednoczonych zakazującej manipulacji śro­dowiskiem naturalnym dla celów militarnych lub wrogich. Czy zamierzamy złamać ten układ?
Dwie podstawowe funkcje HAARP (podziemna tomografia oraz komuniko­wanie się z łodziami podwodnymi) są oparte na wytwarzaniu fal radiowych skraj­nie niskiej częstotliwości (ELF) w jonosferze. Fale ELF, przekazywane za pośred­nictwem górnych warstw atmosfery, obejmą zasięgiem większą część północnej półkuli Ziemi.
Już dziś istnieje mnóstwo naukowych dowodów dotyczących zagrożeń zdro­wia w wyniku ekspozycji na fale ELF. Czy HAARP będzie używany do celowego zalewania pomocnej półkuli szkodliwym lub nawet zabójczym promieniowaniem? Jeszcze groźniejsze wydaje się to, że fale skrajnie niskiej częstotliwości dają HAARP bardzo realną możliwość manipulacji umysłami. Czy tajne plany dla HAARP obejmują jego wykorzystanie jako broni kontrolującej umysły, przeciw­ko ludności cywilnej, być może nawet przeciwko obywatelom Stanów Zjedno­czonych?
W tej książce przyjrzymy się tym dwóm najistotniejszym kwestiom i spróbu­jemy odpowiedzieć na wszystkie te pytania. Ponadto poruszymy trzecią sprawę: jeśli nie jest to narzędzie naukowe ani broń, to czym innym może być?
Dla niektórych naukowców HAARP stanowi ekscytujący krok w kierunku technologii XXI wieku. Dla większości z nas to przerażający wgląd w sekretne plany potencjalnych władców ludzkości. Na pustkowiach Alaski czai się bestia -mam nadzieję, że dam czytelnikom motywację, by pomogli ją unicestwić.


Aparat Tesli do transmisji energii elektrycznej

czwartek, kwietnia 28, 2011

z wsi



piątek, 25 marca 2011

Zakazane agregaty

Jeszcze w pierwszej połowie Anno Domini 2008 działało w kRaju kilka agregatów RSS. WSI wzięło je wszystkie za mordę i polikwidowało. Agregację zarezerwowano dla wybrańców układu.



Metodą Zasraela sploguje zatem wieszatiel FYM, cwana gapa Czarnecki a nawet katecheta Rolex. Zawodowy "ekspert" portalowy wmawia gawiedzi ekranowej, że automatyczna agregacja jest technicznie niemożliwa w Pomrocznej:
Z tym że mój portal jest agregatorem regionalnych blogów, a obecne polskie portale nie dają możliwości tworzenia takich agregatorów (brak możliwości dodawania np. 20 zewnętrznych kanałów RSS). Sami mamy z administratorem problem z technicznym stworzeniem takich serwisów, nie mówiąc o uzyskaniu zwrotu z inwestycji.
via Czy Nowy Ekran może być polskim Huffington Post? - Liberałowie - NowyEkran.pl.

Tymczasem każdy posiadacz konta gmail jest jednocześnie posiadaczem własnego agregatu RSS.


via komputipsy.blogspot.com on 1/16/11
Odsetek internautów czytających informacje za pośrednictwem kanałow informacyjnych RSS jest ciągle niezbyt wysoki – dzisiaj to prawdopodobnie kilkanaście procent użytkowników, a jeszcze kilka lat temu nie przekraczało to 10 procent.

via www.google.com on 1/16/11
7. Czy istnieją inne możliwości publikowania elementów w Czytniku Google?

Czytnik Google umożliwia przypisywanie tagów poszczególnym elementom. Aby otagować element, kliknij link dodaj tag i wprowadź odpowiedni tag. Następnie możesz przejść do strony ustawień i upublicznić tag. Powstaje niepowtarzalny adres URL, który łączy z najnowszymi elementami za pomocą Twojego tagu publicznego. Możesz następnie umieścić link w internecie albo wysłać go znajomym.

Nasze 0,03 zł w temacie RSS i tego jak dobry czytnik może pomóc w przeglądaniu ulubionych blogów:http://ardeum.pl/5-powodow-dla-ktorych-wpisy-na-blogach-powinny-byc-dostarczane-przez-czytnik-rss/ Również polecamy Google Readera.


 LINKUJMY! - akcja hipertextowa

środa, kwietnia 27, 2011

Heniu

Heniu, kur... Dlaczego Ty nie żyjesz??? :(
Właśnie dowiedziałem się, że zmarł jeden z najfajniejszych ludzi jakich miałem przyjemność znać. Heniu Zomerski, świetny muzyk i jeszcze lepszy człowiek. Wiem, że to komunały, ale on naprwdę był przeuroczym gościem, trochę spiętym w obyciu, ale umiał tak opowiadać, że wiele razy spadałem z krzesła słysząc o jego rock'n'rollowych wyczynach.
Ostatnio, przez wiele lat grał w zespole, który współtworzył, czyli Czerwonych Gitarach. Ale Heniu to w ogóle jest kawał historii polskiego rocka. Z Czerwono Czarnymi supportował Rolling Stones w Kongresowej (i przy tej okazji też było kilka opowieści), grał w Niebiesko Czarnych i... no każdy chciał mieć Henia, bo uznany był swego czasu (i słusznie) za najlepszego basistę w naszym kraju.
Heniu miał ciekawe, godne rockowej duszy życie. Najlepsze lata to te z początków rocka w Polsce. To od niego dowiedziałem się jak bardzo wesoło wtedy bywało.
Ale najbardziej się ożywiał jak opowiadał przygody, kiedy ukrywał się przed wojskiem. Miał bowiem Heniek duszę jak pisałem rockową, i świetnie grał na basie. Ale ludowa ojczyzna uparła się, żeby zrobić z niego żołnierza. No i wysyłała do niego co i rusz wezwania. Heniek nie chciał. I zamiast w kamasze dać się wbić, przemierzał Polskę całą z zespołem. Oczywiście wojskowi wiedzieli, że jeździ i bywało, że śledzili zespół, żeby Henia rockowi odebrać. Przebiegłość Zomerskiego Henia i jego kolegów była jednak równa jego determinacji by nie wojować. Stąd na przykład jego przebieranki. Wolał się bowiem Heniu przebierać na drogę np. za kobietę - a przy wszystkich Henryka zaletach, trzeba Wam wiedzieć, że nie był piękny, więc czynienie z niego kobiety nie było łatwe.
Ale najbardziej rozbawiała mnie zawsze opowieść o tym jak radził sobie w tych ciężkich czasach gdy go ścigano, na scenie. Bo dojechać na koncert to jedno, ale trzeba jeszcze zagrać przecież. A ze sceny zwinąć go łatwo. Zwłaszcza, że - i to jest świetne - trasa koncertowa obejmowała jednostki wojskowe ;)))) I wiecie jak zespół sobie z tym radził? Na teren jednostki dostawał się jako koieta, a koncert grał na swoim basie, schowany w... specjalnie zbudowanym dla takiej potrzeby podium pod perkusję ;)
Niezłe, prawda? Zespół specjalnie zbudował wyższe podium pod bębny, z którym jeżdził właśnie po to, żeby Henryk mógł się tam zmieścić i grać ;))) Zawsze jak mi to opowiadał - a robil to umajając opowieść kolejnymi detalami i swoimi przeżyciami - brzuch mnie bolał ze śmiechu. Zwłaszcza jak opowiadał o tym co przeżywał w przerwie występu. Zespół szedł sobie w kulisy pojeść i popić, a biedak leżał i pocił się pod perkusją.

Kurde! Szkoda, że Henryk nie żyje. To był naprawdę kawał fajnego faceta. A ja się z nim chyba ze trzy lata nie widziałem. Oj szkoda. Heniu. Byłeś wielki, i taki pozostaniesz. Baw się dobrze. I wreszcie trochę odpocznij, bo tylko to Ci jakoś w życiu nie wychodziło nigdy ;)))) Trzymaj się tam gdzie jesteś, albo gdzie Cię nie ma.
Heniu Zomerski
 Ku pamięci henia, jedna z jego kompozycji.

 Ku pamięci henia, jedna z jego kompozycji.
niedziela, 17 kwietnia 2011, jawojtko
niedziela, 17 kwietnia 2011, jawojtko

środa, kwietnia 20, 2011

Pani Ewa STANKIEWICZ

rp.pl »
Katastrofa smoleńska Pasmo upokorzeń i kłamstw


Ewa Stankiewicz 20-04-2011,
Panie prezydencie, pełnimy dyżury w namiocie na Krakowskim Przedmieściu. Ten namiot nie jest pełen nienawiści. Jest pełen nadziei na wolną, demokratyczną, normalną Polskę – pisze dokumentalistka
Ewa Stankiewicz

- UPOMINAMY się o normalność i demokrację metodami pokojowymi. Spotykam się z agresją fizyczną i inwektywami ze strony władzy. Domagam się elementarnych standardów, które funkcjonują w krajach demokratycznych. I sam fakt, że jest to nazywane przez niektórych "radykalnymi postulatami" albo "szaleństwem", sytuuje nasze państwo bliżej jakiegoś księstwa Trzeciego Świata rządzonego przez lokalnego, bezkarnego kacyka. Daleko od demokracji.



Te elementarne standardy to odpowiedzialność premiera i ministrów za podejmowane decyzje. Władza nie jest poza prawem. I jeśli pomiędzy wyborami złamie prawo lub umowę społeczną, do której została zobowiązana, demokracja przewidziała mechanizmy, aby tę władzę unieszkodliwić i osądzić. Zajmuje się tym konstytucyjny organ – Trybunał Stanu. Wystarczy wniosek posłów.



Kompletna lipa



Jest wiele działań rządu Donalda Tuska, które według mnie otwarcie szkodzą Polsce. Od umowy gazowej z Rosją, poprzez podżeganie do nienawiści przez członków partii PO, do podżegania do eksterminacji przeciwników politycznych.



Jednak skupię się na najbardziej oczywistych przykładach, które w każdym demokratycznym kraju skończyłyby się nie tylko natychmiastową dymisją, ale i surową karą.







W Polsce jest przecież konkretny minister odpowiedzialny za bezpieczeństwo obywateli, w tym bezpieczeństwo głowy państwa. Jak wiemy, prezydent RP zginął na terenie Rosji w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach podczas pełnienia obowiązków służbowych. Minister, który miał zagwarantować bezpieczeństwo prezydentowi, albo spartaczył robotę, albo dokonał sabotażu – innych możliwości nie ma. Albo jest amatorem, albo sprzeniewierzył się najistotniejszym interesom państwa, czyli dopuścił się zdrady stanu.



Tu nie trzeba żadnych kwalifikacji prawnych ani politycznych – wystarczy logika i zdrowy rozsądek. Sam fakt, że szef BOR wystawił 1 funkcjonariusza (słownie: jednego) na lotnisku w Smoleńsku, dyskwalifikuje całkowicie kompetencje obu panów, zarówno szefa BOR, jak i odpowiadającego za niego (i mianującego go) ministra spraw wewnętrznych. Dziś ów minister prowadzi śledztwo w swojej sprawie. To mamy nazywać demokracją?



Już widzę te szydercze uśmiechy po słowach "w do dziś niewyjaśnionych okolicznościach". To znaczy, że nie ufa pani prokuraturze rosyjskiej? Tak. Spotykam się także z tymi pytaniami przed Pałacem Prezydenckim. Nie ufam. Rosja nie jest demokratycznym krajem. Współczesna Rosja jest autorem wielu zamachów terrorystycznych na Czeczenów oraz na własnych obywateli. Odebrała życie 111 niezależnym dziennikarzom. W żadnym z tych wypadków prokuratura rosyjska nie znalazła sprawców.



Na 1000 osób pełniących w Federacji Rosyjskiej najważniejsze funkcje państwowe aż 700 wywodzi się bezpośrednio z KGB, tej organizacji, którą Jan Nowak-Jeziorański na łamach "Gazety Wyborczej" nazwał "szkołą zbrodni i fałszu". Ale nawet gdyby Rosja była najbardziej demokratycznym i wiarygodnym partnerem, oddanie śledztwa na tych warunkach w jej ręce w dalszym ciągu należałoby rozpatrywać w kategoriach zdrady stanu.



Do dziś niewyjaśnione okoliczności katastrofy jeszcze będą bardzo długo niewyjaśnione. Jeśli mówimy o polskim śledztwie, to nie ma na co czekać, ani spokojnie, ani niespokojnie, ponieważ w Polsce nie ma czego badać. Niemal wszystkie dowody są w Rosji. Sami prokuratorzy to przyznają. Student pierwszego roku prawa zna zasadę bezpośredniości dowodów. Na przykład dowodem są czarne skrzynki samolotu – już ich kopie mają mizerne znaczenie dla śledztwa, a stenogramy, czyli teksty spisane z czarnych skrzynek, to dla każdego śledczego kompletna lipa.



Raport jak prowokacja



Zresztą oba śledztwa, zarówno rosyjskie, jak i polskie, nie mają mocy prawnej, ponieważ konwencja chicagowska, na którą przystał nasz rząd, odnosi się do lotów cywilnych, a – jak wiemy – był to lot wojskowy, o czym dobitnie świadczy oznaczenie tego lotu w dokumentach. A polski premier dziesięć miesięcy po katastrofie przyznał na konferencji prasowej, że nie wie, czy istnieje dokument określający przyjęcie tej konwencji, a jeżeli nawet istnieje, to premier nie wie, kto z polskiej strony go podpisał. Przystanie wbrew prawu na tę niekorzystną dla Polski procedurę powinno posłać nasze władze pod sąd, a wierzę, że tak się stanie.



Nasz rząd swoim zachowaniem tuż po katastrofie nie zadbał o bezpieczeństwo Polski i – co może mniej ważne w kontekście powagi pierwszego zarzutu – kompletnie ośmieszył nas wobec NATO, kiedy pozwolił na przejęcie przez Rosjan wszystkich rzeczy osobistych ofiar katastrofy, włącznie z telefonami komórkowymi, laptopami, pendrive'ami ze wszystkim danymi wrażliwymi, kodami dostępu i pamięcią podręczną. A przecież tam mogły się znajdować dane kluczowe dla naszego bezpieczeństwa – na pokładzie samolotu było niemal całe dowództwo polskiej armii powiązanej sojuszami z NATO, szef banku polskiego, prezydent.



Wyjątkowo szkodliwym działaniem, a właściwie wyjątkowo szkodliwym zaniechaniem władz polskich, był brak szybkiej reakcji na rosyjski tendencyjny i kompletnie niewiarygodny raport MAK. Przeciętny obywatel Europy i Ameryki wie, że samolot z polskim prezydentem spadł, bo była mgła, a lądowanie w trudnych warunkach wymusił na pilotach pijany generał. Rosyjski raport, który miał się odnieść do zagadnień technicznych, zajął się w głównej mierze poziomem alkoholu we krwi jednego z pasażerów, co nie tylko nie ma znaczenia dla istoty rzeczy, ale czego już nigdy nie będziemy mogli zweryfikować.



Raport obarczający całkowitą winą Polaków, niepoparty wiarygodnymi dowodami, brzmiał jak prowokacja. Brak szybkiego polskiego sprostowania miał katastrofalne skutki dla wizerunku i wiarygodności Polski na arenie międzynarodowej. Opinia międzynarodowa nie została przez polską stronę poinformowana o tym, jak wyglądało rosyjskie śledztwo. Nikt na Zachodzie nie dowiedział się, że Rosjanie wycofali i zmienili zeznania kontrolerów lotu, że zniszczono główny dowód śledztwa, czyli wrak samolotu, że na lotnisku w Smoleńsku tuż po katastrofie wycięto drzewa, wymieniono światła, że stale odmawiano polskim śledczym dostępu do dowodów i akt.



Pedagogika wstydu



Rok czekaliśmy cierpliwie na jakiekolwiek skuteczne działania polskiego rządu, a byliśmy świadkami bezczynności i doświadczaliśmy pasma upokorzeń i kłamstw. Minister Kopacz zapewniała o dokładnym sprawdzeniu terenu na głębokość 1 metra, o obecności polskich patomorfologów przy wszystkich sekcjach zwłok. Te kłamstwa polskiego rządu wobec rodzin ofiar i kłamstwa polskiego rządu wobec Polaków również powinny się doczekać sprawiedliwego rozliczenia.



A jak tłumaczyć przesłuchanie przez polskich śledczych Marty Kaczyńskiej na wniosek rosyjskiej prokuratury i zadane jej pytania: "Co na pokładzie Tu--154M robił Lech Kaczyński, w jakim celu udawał się do Rosji?".



Tym jednym pytaniem urzędnik polskiego państwa, odrzucając empatię i zdrowy rozsądek, unieważnił wszystkie uzgodnienia na szczeblu dyplomatycznym poprzedzające tę wizytę, deprecjonując rangę prezydenckiej wizyty. I żadne wymogi dobrej współpracy prokuratorów nie mogą być tu wymówką. Przecież istnieje wiele dokumentów i pism polskich oraz rosyjskich, które mogłyby posłużyć za odpowiedź na to pytanie bez zadawania go córce zmarłego prezydenta.



Brat jednej z ofiar katastrofy usłyszał od polskich władz, że nie wolno mu otworzyć trumny, "bo nad trumnami rozciąga się rosyjska jurysdykcja". Czyli polskie władze w na terytorium RP wobec własnych obywateli powołują się na rosyjskie prawo. Czy może być bardziej jaskrawy przykład sprzeniewierzenia się służbie obywatelom własnego kraju?



Te wszystkie przykłady konkretnych działań pokazują w praktyce, gdzie ulokowana jest lojalność polskich władz. Żaden europejski demokratyczny kraj nie pozwoliłby sobie na takie działania władzy, na jawne godzenie w podstawowe interesy narodowe, na sprzeniewierzenie się swojej misji. Wolni obywatele wolnego kraju nie pozwoliliby minuty dłużej działać tym ludziom. Ale wolność powstaje w głowie.



A tu od lat trwa operacja na mentalności i zbiorowej wyobraźni, tzw. pedagogika wstydu. Jesteśmy gorsi, jesteśmy złodziejami, pijakami i antysemitami. To oczywiste, że przeciętny Anglik, Niemiec i Węgier by sobie nie pozwolił, żeby władza jego kraju tak jawnie sabotowała najistotniejsze interesy państwa. Ale Polacy to co innego. Otóż nie. Jesteśmy w stanie tyle wolności wywalczyć, ile jesteśmy jej sobie w stanie wyobrazić. I być może namiot na Krakowskim Przedmieściu wygląda niezbyt okazale. Ale wiem, że daje bardzo wielu ludziom nadzieję. Nadzieję na normalną Polskę.



Zabawa pod krzyżem



Gdyby Pan Michał Szułdrzyński w tekście "Poza granicami debaty" w "Rzeczpospolitej" nie wyrwał z kontekstu moich słów, to być może nie mógłby mnie tak instrumentalnie zdyskredytować. Zestawienie postulatów Solidarnych 2010 popartych argumentami i wynikających z pragmatyki i zdrowego rozsądku, z wypowiedzią pana Romana Kuźniara, który w tle mówi literalnie o piekle, uważam za poważne nadużycie. Tak, sądzę, że pod jednym względem dziś w Polsce jest gorzej niż w stanie wojennym: ludzie nie są świadomi propagandy mediów. Kiedyś wiadomo było, że telewizja kłamie, i ludzie byli uczuleni na manipulację. Teraz przez tę manipulację są bardzo skłóceni i podzieleni.



Każdy psychoterapeuta wie, że utrzymywanie pacjenta w złości rokuje ciągłość terapii. Od dawna panowie z Platformy budują swój elektorat niemal jedynie na bazie strachu i nienawiści wobec czarnego ludu, jakim jest PiS. Stosując agresywne chwyty socjotechniczne, zachowują się jak bardzo nieuczciwy psychoterapeuta, budując wokół siebie niemal sektę odporną na argumenty, wykrzykującą jedynie inwektywy pod adresem PiS.



Dziś większość wiodących mediów jest tubą propagandową władzy, czego dowodzi zgodny chór opinii oraz zgodne przemilczenie w sprawach, o których ulica aż huczy. Pozorny pluralizm ma swoje korzenie w kapitale i umowie z postkomunistami. I jeszcze to lansowane przekonanie że prywatnym mediom wolno wszystko – wolno kłamać i manipulować, bo są prywatne. Tak jakby prywatna fabryka butów mogła produkować buble – bo jest prywatna.



Ale brak rzetelnych mediów to jedno, a totalne zepsucie debaty publicznej – to drugie.



Otóż Polskę podzielono na pół – jedna jest ta oświecona, piękna, wykształcona, pełna miłości, która głosuje na PO, druga – ta ciemna, moherowa, z mniejszych miast, ta, która głosuje na PiS. Jedną należy popierać, druga co najmniej jest obciachem, ale przede wszystkim jest zagrożeniem, zieje nienawiścią, należy ją ośmieszać, zdelegalizować, eksterminować ("dorżnąć", "wypatroszyć", posłać "na stos").



W tych warunkach nie ma dyskusji w ogóle – nie ma argumentów – z góry rozdane są role. Wolność przekonań i poglądów jest fikcją. Demokracja schowała się w tym obszarze już dawno. Moim zdaniem znikała z każdym epitetem o zoologicznych antykomunistach, z każdym procesem Michnika o słowa, z każdym słowem premiera o moherach. Ale wraz ze słowami Władysława Bartoszewskiego o nekrofilii w kontekście żałoby w puste miejsce po demokracji wkroczyła dzicz, która mogła urządzić szyderczą zabawę Dominika Tarasa na stypie pod krzyżem.



Pogodna twarz dyktatora



Na Krakowskim Przedmieściu w ramach radosnego pikniku życzono śmierci pozostałemu przy życiu żałobnikowi okrzykami "jeszcze jeden", które towarzyszyły symbolicznie rozrywanej kaczce. Dwa miesiące później były działacz PO – w pełni władz umysłowych, jak zaświadczyli lekarze – zabił człowieka tylko dlatego, że ten pracował w biurze PiS.



Nic was panowie z Platformy to nie nauczyło i nie opamiętało. Nie przeszkadza wam, że żerujecie na kompleksach wyborców, że przyłączają się do was ludzie, którzy nie mają poczucia własnej wartości i chcą się stać światli i wykształceni z automatu, kiedy się pod was podczepią, a przy pierwszej wymianie zdań widać, że za sloganami i drwiną, wynikającą z uprawnionego teraz poczucia wyższości, nie kryje się żadna myśl. Wbrew wszelkiej logice, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew samodzielnemu myśleniu, wbrew temu, że nie ma na świecie takich liberałów, którzy podwyższają podatki. Wbrew własnemu interesowi. Bo jeśli wy nie potraficie zapewnić bezpieczeństwa pierwszemu obywatelowi naszego kraju, to czy potraficie upomnieć się o Jana Kowalskiego?



Wystarczy dwóch modnych błaznów, którzy w programach rozrywkowych będą karmili nas nachalnie polityką. Na pewno potraficie oczarować celebrytów, a nawet jak stracicie ich cierpliwość, to wiadomo, co połaskocze ich dumę, i zaraz znów przybiegną. Bo wyspecjalizowaliście się w grze na najniższych instynktach.



Propagandowa operacja zaprzyjaźnionych mediów, która każe utożsamiać PiS z najgorszym złem i zagrożeniem dla demokracji, sprawia, że obok w pełni poczytalnego zabójcy mogą się znaleźć w pełni poczytalni członkowie komisji wyborczych, którzy sfałszują wybory przekonani, że ratują Polskę przed reżimem Kaczyńskiego.



Nie wyobrażam sobie drugiego takiego państwa w Europie, które pozwoliłoby na tyle szkód swojej władzy. Tu wszystko jest postawione na głowie. I rzeczywiście coraz bardziej przypominamy prywatne skorumpowane księstwo niż wolny kraj.



Bo poza tym, że obywatele demokratycznego państwa są wolni i mogą mówić to, co myślą, a obywatele księstwa są zastraszeni i zobowiązani do wyrażania hołdu władzy, to właśnie odpowiedzialność i bezkarność władz jest tym, czym różni się demokracja od totalitaryzmu.



W księstwie też nie liczy się nic tak bardzo jak elegancja: złote guziki, frędzle i miła pogodna twarz dyktatora. Jak każdy zakompleksiony dwór boi się śmieszności. I kiedy książę układa w swojej komnacie szpital z klocków Lego (bo przecież szpitale są potrzebne), to dwór tym zajadlej zwalcza wszelkie próby autentycznej budowy szpitala – twierdząc że cały świat się z tego będzie śmiał.



Za działania na szkodę państwa kraje demokratyczne przewidują najwyższy wymiar kary – bronią się w ten sposób przed czymś, co jest bardzo niebezpieczne.



Nie oczekujemy herbaty



Panie prezydencie: pełnimy dyżury w namiocie. Nie mówię o sobie, obok mnie są także bardzo młodzi wykształceni ludzie z dużych miast. Przystojni jak diabli, więc piarowo też macie z nami kłopot. W przeciwieństwie do pana znają nie tylko polską ortografię, ale również języki obce. Zapewniam pana, że są patriotami, nikt im nie płaci, nie są aktorami, a jeśli nawet, to nie ma znaczenia, jaki zawód wykonują. Robią to, co uważają za potrzebne. Poświęcają swój czas, bo zależy im na Polsce.



Apelujemy, żeby pan powstrzymał swoje inwektywy: ten namiot nie jest pełen nienawiści. Jest pełen nadziei na wolną, demokratyczną, normalną Polskę. Z moich obserwacji wynika, że swoimi nierozważnymi słowami kilka miesięcy temu w "Gazecie Wyborczej" wywołał pan wzrost napięcia pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i w konsekwencji wzrost przestępczości, agresji i znęcania się nad obrońcami krzyża, osobami starszymi i bezbronnymi. Świadectwo tej agresji zostało zarejestrowane wieloma kamerami i przy odrobinie chęci można dotrzeć do tych materiałów.



Nawet przy biernej postawie straży miejskiej i policji padło kilka wyroków sądowych. Mamy powody się obawiać, że i w tym wypadku pana słowa mogą narazić nasze zdrowie i życie na niebezpieczeństwo.



Przypominam, że nasz kolega – dziennikarz "Gazety Polskiej" – został kilka dni temu brutalnie pobity przez straż miejską podległą prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz. Michał Stróżyk ma uszkodzony kręgosłup w dwóch miejscach, wybity ząb, wstrząśnienie mózgu, spędził pięć dni w szpitalu i następne cztery tygodnie będzie chodził w gorsecie ortopedycznym.



Zdjęcie jego pobitej twarzy jest dla mnie symbolem wolności słowa w Polsce. Można tę twarz zobaczyć na plakacie wywieszonym na ścianie naszego namiotu na Krakowskim Przedmieściu naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego w Warszawie.



Nie oczekiwaliśmy od pani prezydent miasta herbaty, którą donosiła pielęgniarkom w białym miasteczku, ale za takie potraktowanie naszego kolegi prędzej czy później pani prezydent Hanna Gronkiewicz -Waltz także odpowie, jeśli tu ma być demokratyczny kraj. No chyba że zostaniemy w księstwie, z zadowolonym, bezkarnym kacykiem, ze skłóconym społeczeństwem, bez autostrad, z najdroższym gazem w Europie, jednymi z najwyższych podatków, ale za to z propagandą sukcesu.



Autorka jest dziennikarką i dokumentalistką, autorką filmów "Trzech kumpli", "Solidarni 2010" i "Krzyż". Od 10 kwietnia 2011 wraz z grupą osób protestuje w namiocie przed Pałacem Prezydenckim, domagając się pełnego wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej



Rzeczpospolita

w pułapce po prl

2011-03-28 09:00  |  Adam Golański

"Komórka" albo prywatność? Niemiecki polityk ujawnia, co telekomy o nas wiedzą

"Komórka" albo prywatność? Niemiecki polityk ujawnia, co telekomy o nas wiedzą Trzydzieści lat temu w słowach piosenki „Computerwelt” muzycy kultowej formacji „Kraftwerk” snuli bezlitosną wizję przyszłości: „Interpol und Deutsche Bank, FBI und Scotland Yard | Flensburg und das BKA, Haben unsere Daten da” – „mają nasze dane”. BKA to niemiecki odpowiednik amerykańskiego FBI, a Flensburg to miasto, w którym mieści się centralny rejestr samochodów i kierowców. Wizja ta się spełnia na naszych oczach, z tym, że najwięcej danych o obywatelach zaczynają gromadzić nie urzędy państwowe, lecz telekomy.
Czy Richard Stallman miał rację, rezygnując z korzystania z urządzenia, bez którego większość z nas nie wyobraża już sobie życia? Zapytany o swój stosunek do telefonów komórkowych wódz ruchu Wolnego Oprogramowania stwierdził, że „komórki” nie ma i nie będzie jej nosił, ponieważ to „marzenie Stalina, narzędzia Wielkiego Brata”. „Nie zamierzam chodzić z urządzeniem zapisującym przez cały czas gdzie jestem, nie zamierzam nosić urządzenia podsłuchowego, które może być zdalnie włączone” – podsumował Stallman.
Paranoik czy człowiek, który widzi, co się święci? Ujawniona przez dziennik „Zeit” afera dotyczy przechowywania danych przez operatorów telefonii komórkowej. Niemcy, kraj, który szczyci się rzekomo ogromnym poszanowaniem prywatności obywateli, utrudniając w imię właśnie tej wartości świadczenie usług przez Google i innych internetowych potentatów, są miejscem, w którym telekomy bez żadnego problemu mogą gromadzić dane o obywatelach i przechowywać je prawie bez końca. Co zatem w innych krajach, gdzie prywatność wcale nie jest tak wynoszona na sztandary?
Większość osób była przekonana, że gdy hakerzy berlińskiego Chaos Computer Club przechrzcili telefony komórkowe na „urządzenia śledzące”, pokazując, jakiego rodzaju dane mogą być pobrane i wykorzystane w ramach obowiązującego w Niemczech prawa, to i tak jest to tylko coś w rodzaju political fiction. Jednak Malte Spitz, z niemieckiej Partii Zielonych, uwierzył hakerom – i wniósł pozew przeciwko Deutsche Telekom, o wydanie danych gromadzonych przez operatora, dotyczących jego numeru telefonu.
Gigant przegrał sprawę w sądzie i zmuszony został dane wydać. Zgromadzone w arkuszu Excela informacje pokazują, kiedy Spitz chodził po ulicy, kiedy jechał pociągiem, kiedy wsiadał do samolotu, kiedy pracował, kiedy wychodził do klubów (i do których), kiedy spał, kiedy telefon miał włączony, a kiedy zdecydował się być offline. 35 831 wierszy arkusza zostało teraz przez internetową wersję „Zeita” przekształcone w interaktywną mapę, dzięki której możemy zapoznać się dokładnie z życiem niemieckiego polityka w ciągu pół roku.
Gdzie byłeś? Z kim rozmawiałeś? Ile zajęło ci to czasu? Po co tego typu dane telekomom?
Mapa została uzupełniona o ćwierknięcia na Twitterze i blogowe wpisy Spitza, tworząc w ten sposób strukturę, którą zbudowałby każdy dobry śledczy, mający za zadanie dokładnie zbadać życie wskazanej osoby. Jednego jednak w niej brakuje, a mianowicie danych, które i tak dostępne są władzy: przedstawiona przez „Zeit” mapa nie zawiera informacji o tym, z kim rozmawiał i SMS-ował Spitz.
Moglibyście pomyśleć, że dane takie, jeśli już były zbierane, to dlatego, że polityk jest osobą publiczną, mogącą być na „widelcu” służb specjalnych. Lecz nie jest to prawdą. Sposób użycia przez niego telefonu był całkiem zwyczajny. Telefony, SMS-y, e-maile, surfowanie po Sieci – telekomy nie są wybiórcze, gromadzą dane o tych aktywnościach dla wszystkich. „Jako że jego telefon był rzadko kiedy wyłączany, ruchy Spitza były śledzone przez 78% czasu” – piszą dziennikarze niemieckiego dziennika.
To, że Spitz ujawnił dane z pół roku swojego życia to nie przypadek. O pół roku mówi właśnie nowa ustawa o retencji danych, którą chce przeforsować gabinet pani Merkel. Pół roku wystarczy każdemu śledczemu, by poznać dokładnie życie osoby, którą chce „prześwietlić”. Czy zatem faktycznie oddaliśmy swoją prywatność w imię wygody smartfonów, a jedyną wolną osobą jest dziś Richard Stallman?
źródło: zeit.de
http://webhosting.pl/Komorka.albo.prywatnosc.Niemiecki.polityk.ujawnia.ogrom.danych.zbieranych.o.nas.przez.telekomy

piątek, kwietnia 15, 2011

z Szkoły Polski

Blog  http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=4009

W obronie szkoły im. ks. Jancarza - ciąg dalszy   2011-04-15
 
Podpisałem się pod następującym oświadczeniem.
Oświadczenie
Mamy zaszczyt należeć do kręgu wspierającego honorowo Szkołę Podstawową nr 85 im. księdza Kazimierza Jancarza. To właśnie wybór księdza Kazimierza na patrona tej mistrzejowickiej placówki skupił nas wokół tej szkoły i prowadzonej w niej konsekwentnie przez jej Dyrekcję edukacji obywatelskiej. Ksiądz Jancarz jest bezspornie największym bohaterem nie tylko nowohuckiej, ale także krakowskiej, małopolskiej „Solidarności”. Prowadzona przez niego praca na rzecz budzenia ducha wolności i patriotyzmu w trudnym czasie stanu wojennego emanowała z mistrzejowickiego kościoła na cały Kraków. Tu – do księdza Kazimierza  – przyjeżdżał błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko. Tu  – na organizowanych przez księdza Kazimierza mszach za Ojczyznę – krakowianie spotykali się z Lechem Wałęsą, z Anną Walentynowicz, z innymi bohaterami „Solidarności”. Nie mamy w ostatnich trzydziestu latach w Krakowie bardziej wymownego przykładu patriotycznej postawy i obywatelskiego zaangażowania w obronie prześladowanych oraz w pomocy potrzebującym aniżeli właśnie ksiądz Kazimierz Jancarz. Jego Ołtarze Ojczyzny, wznoszone w kościele w Mistrzejowicach nie były tylko symbolami religijnymi, ale także – a może przede wszystkim – najważniejszym materialnym świadectwem przywiązania ludzi pracy, ludzi „Solidarności” do Polski. Pani dyrektor Barbara Nowak podjęła trud przypomnienia tego wielkiego dzieła, utrwalenia go w pamięci  nie tylko dzieci szkolnych, ale także pokolenia ich rodziców, tak łatwo niekiedy zapominającego o wielkim dziedzictwie „Solidarności”.
I oto teraz, za to właśnie, spotyka ją i nową, kontynuującą to dzieło dyrekcję Szkoły, szokująca nagonka prasowo-polityczna. Radni PO, pod wodzą przewodniczącej Komisji Edukacji radnej Marty Pateny, wspierani przez „Gazetę Wyborczą”, potępiają „piętrzenie patriotyzmu” w Szkole Podstawowej nr 85. Widzą „zagrożenie dla zdrowia dzieci” w (istniejącej już od trzech lat) ekspozycji historycznych pozostałości Ołtarzy Ojczyzny z okresu stanu wojennego. Nagonka szczuje część rodziców do akcji przeciw tej ekspozycji i lekcji obywatelskiego wychowania, jakie ona wyraża.
Jeśli przypomnienie najważniejszego dla całej Nowej Huty symbolicznego dziedzictwa „Solidarności” ma być w nowohuckiej szkole szkodliwym dla dzieci „upolitycznieniem”, „zawłaszczaniem przestrzeni symbolicznej” – to gdzie mamy się podziać z pamięcią „Solidarności”? Czy mamy się go wstydzić? Zrezygnować z imienia księdza Jancarza? Wymyślić jakiś nowy patriotyzm – wydezynfekowany z dziedzictwa „Solidarności” i pamięci o jej bohaterach? Czy nie wolno w rocznicę tragicznej katastrofy pod Smoleńskiem uczcić w szkole okazjonalną wystawą Prezydenta Rzeczypospolitej i grupy innych  polskich patriotów, którzy zginęli w misji polskiej pamięci, w drodze do Katynia? Może warto przypomnieć, że byli wśród nich reprezentanci wszystkich politycznych opcji, także dawni goście księdza Kazimierza Jancarza i nowohuckiej „Solidarności” – tacy jak Anna Walentynowicz, i tacy jak późniejszy polityk PO, Arkadiusz Rybicki.  Czy trzeba się ich wstydzić? Czy trzeba się wstydzić pamięci o tej tragedii, którą tak wielu Polaków, tak głęboko przeżyło?
Jeśli do tego ma doprowadzić ta bezprecedensowa nagonka, to trzeba będzie zaprosić media na uroczystość wyrzucenia mistrzejowickich Ołtarzy Ojczyzny na śmietnik  – najlepiej w rocznicę Sierpnia. Szkoła będzie wtedy „oczyszczona” i „bezpieczna” dla dzieci. Może wtedy inicjatorzy tej nagonki będą usatysfakcjonowani. Nam, i chyba nie tylko nam, jest jednak wstyd – że do takiej dyskusji, do takich żądań w ogóle mogło dojść w wolnej Polsce, 31 lat po Sierpniu.  Jesteśmy głęboko zażenowani, że musimy dziś, od wolnej prasy i przedstawicieli wolnego samorządu domagać się elementarnego szacunku dla tych, którzy swoje życie – jak ksiądz Kazimierz, jak wspierający go robotnicy z Nowej Huty – poświęcili walce o wolną Polskę.
podpisani
Członkowie Patronatu Honorowego Szkoły Podstawowej nr 85 im. Księdza Kazimierza Jancarza

ANEKS.
Informacje ze Szkoły Podstawowej nr 85
Życiorys ks. Kazimierza Jancarza Ks. Kazimierz Jancarz

Kazimierz Jancarz urodził się 09.12.1947 roku w Suchej Beskidzkiej. Tam też ukończył szkołę podstawową. W latach 1961- 1966 uczęszczał do Technikum Kolejowego w Krakowie .W 1972 r. ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Krakowie .
W 1978 r. ks. Kazimierz został wikariuszem parafii pw. św. Maksymiliana w Mistrzejowicach. Zaraz po przybyciu do parafii założył Konfraternię Akademicką , która skupiała studentów i pracowników naukowych krakowskich uczelni. Decyzją władz kościelnych, miała osobowość prawną i statut regulujący cele bractwa. Po ogłoszeniu stanu wojennego (13.12.1981r.) ks. Jancarz został duszpasterzem robotników. W 1982 r. , solidaryzując się z głodującymi internowanymi w Załężu , w mistrzejowickiej parafii dziewięciu mężczyzn rozpoczęło głodówkę . W głodówce oraz nabożeństwach brało udział coraz więcej osób . Widząc rosnącą aktywność robotników, ks. Kazimierz założył Duszpasterstwo Ludzi Pracy. Jego celem było organizowanie pomocy represjonowanym i poszkodowanym. Po zwolnieniu większości internowanych z Załęża , kontynuowano wspólne modlitwy i spotkania. W taki sposób narodziły się słynne czwartkowe Msze święte za Ojczyznę odprawiane przez ks. Kazimierza Jancarza . Gromadziły one tysiące ludzi z Nowej Huty, Krakowa, a nawet całej Polski. W nabożeństwach uczestniczyli m.in. ks. biskup Ignacy Tokarczuk- ordynariusz przemyski, ks. Jerzy Popiełuszko z Warszawy, ks. Edward Frankowski ze Stalowej Woli i ks. Henryk Jankowski z Gdańska. Czwartkowe Msze święte oraz Duszpasterstwo Ludzi Pracy miały za zadanie ugruntować wśród robotników etykę pracy, solidarność i patriotyzm.
Mistrzejowickie Duszpasterstwo organizowało wieczory poetyckie, festiwale piosenki religijnej „Sacrosong”, występy zespołów muzycznych i teatralnych ( m.in. „Grupy pod Budą”, „Teatru Ósmego Dnia”), regularne wystawy malarstwa, grafiki i fotografii. Działała księgarnia wydawnictw niezależnych ( w parafii wydawano czasopismo „Ślad”), a także Niezależna Telewizja Mistrzejowice , która rejestrował ważne wydarzenia , w tym strajki w Nowej Hucie . W 1983 r. powstały trzy nowe konfraternie ( Robotnicza-skupiająca robotników i pomagająca finansowo bezrobotnym , Samarytańska- prowadzono w niej apteką darów czyli bezpłatnie wydawano leki oraz odżywki mieszkańcom całego Krakowa i wielu ośrodkom Solidarności w Polsce; Nauczycielska – prowadzono korepetycje dla dzieci z krakowskich szkół).
Wszelkie inicjatywy mogły być prowadzone dzięki wsparciu ówczesnego proboszcza parafii św. Maksymiliana ks. Prałata Mikołaja Kuczkowskiego, Lecha Wałęsy, Stefana Bratkowskiego, Andrzeja Wajdy, Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Fedorowicza, Zbigniewa Romaszewskiego, Karola Modzelewskiego, Adama Macedońskiego i wielu innych ludzi dobrej woli.
W roku 1984 ks. Jancarz, wspólnie z m.in. Janem Franczykiem, powołał Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy im. ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jego celem było zaktywizowanie i dokształcenie robotników, aby w największych zakładach pracy Krakowa działało coraz więcej ludzi zdolnych do animacji społecznej i działalności patriotycznej. Wykłady prowadzili profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, Papieskiej Akademii Teologicznej oraz innych uczelni z całej Polski, a także znani politycy i działacze związkowi. Wykładano podstawy filozofii , katolickiej nauki społecznej, prawa, pedagogiki, historii kultury oraz zagadnień ekonomiki. Po roku działalności, na życzenie słuchaczy, program Uniwersytetu poszerzono o wykłady z zakresu etyki i życia duchowego.
Po pacyfikacji Huty im. Lenina ( noc z 4 na 5 maja 1988r.) , w której wiele osób zostało rannych , zwolnionych z pracy lub uwięzionych , ks. Kazimierz powołał Wikariat Solidarności z Potrzebującymi. Udzielał on pomocy materialnej poszkodowanym bezrobotnym, organizował transporty żywności i odzieży dla najuboższych oraz prowadził ewidencję osób, które ucierpiały podczas strajku.
Ukoronowaniem działalności ks. Kazimierza Jancarza i Duszpasterstwa była zorganizowana w parafii św. Maksymiliana Międzynarodowa Konferencja Praw Człowieka. Odbyła się ona w dniach 25-28 sierpnia 1988 roku. Organizatorami była Komisja Interwencji i Praworządności NSZZ „ Solidarność”, powstała w 1986 roku w Warszawie oraz Ruch „ Wolność i pokój” , powstał w 1985 roku w Krakowie. Był to protest przeciwko szykanom związanym z przypadkami odmowy służby wojskowej. W konferencji wzięło udział ponad 1000 osób , w tym 400 gości zagranicznych ( m.in. z USA, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Australii i Szwecji). Honorowy patronat sprawował Lech Wałęsa, a za stronę organizacyjną odpowiadał mistrzejowicki Wikariat „ Solidarności”. Referat wprowadzający wygłosił Jerzy Turowicz . Uczestnicy Konferencji w specjalnej deklaracji , poparli odbywające się w kraju akcje protestacyjne, które ze względu na brak możliwości negocjacji są ostatecznym słusznym środkiem dla osiągnięcia celu poprzez ludzi pracy. Odpowiadając na list Aleksandra Podrabinka – rosyjskiego publicysty i działacza , wyrażono nadzieję , że swobodna wymiana informacji miedzy Polakami i Rosjanami na temat obrony praw człowieka i tematy religijne zbliży obydwa narody i totalitarny reżim będzie musiał iść na ustępstwa. Podczas Konferencji pracowano w siedmiu grupach problemowych. Omawiano kwestie prawa międzynarodowego; sytuację mniejszości narodowych w Azji, Europie i Ameryce Środkowej; teorie prawa wewnętrznego; prawa dziecka ;ekologię. W wystąpieniach i dyskusjach wzięli udział m.in. prof. Andrzej Ajnenkiel, przedstawiciel Senatu USA – Michael E. Hammond, doc. Alicja Grześkowiak, rumuńska działaczka Doina Cornea oraz przedstawiciele pokojowych ugrupowań zajmujących się obroną praw człowieka ( m.in. Helsinki Watch). Na zakończenie , gospodarz Konferencji, ks. Kazimierz Jancarz powiedział: „Przedłużam tę Konferencję na każdy następny dzień naszego życia. Konferencja ta jest najbardziej zaszczytną z walk człowieka naszych czasów. Walką bez armii, bez czołgów, bez przemocy – walką, której orężem jest prawda i odwaga”.
W 1989 r. ks. Jancarz został proboszczem w podkrakowskiej Luborzycy. Założył tam m.in. Parafialne Gimnazjum Gospodarcze, zorganizował drukarnię, rozpoczął wydawanie pisma „Krzyż Luborzycki” oraz emisję własnego programu radiowego. Wybudował warsztat stolarski i samochodowy, dzięki czemu powstały nowe miejsca pracy dla bezrobotnych . W górach zbudował ośrodek wakacyjny dla dzieci z rodzin bezrobotnych .
Ks. Kazimierz Jancarz zmarł nagle, 25 marca 1993roku, w wieku 46 lat. Zastał pochowany w Makowie Podhalańskim . W jego pogrzebie uczestniczyli członkowie parlamentu, prezydent Lech Wałęsa, wojewodowie, pracownicy zakładów pracy i tysiące Jego przyjaciół. Mszę św. koncelebrował ks. kard. Franciszek Macharski. Wojewoda krakowski Tadeusz Piekarz mówił nad trumną : „ Trudno nam będzie odejść z tego miejsca. Jesteś nam potrzebny”. Na zakończenie uroczystości tłum odśpiewał : „Ojczyzno ma…”, śpiewane zawsze na zakończenie czwartkowych Mszy św. za Ojczyznę.

( W oparciu o artykuł „ Ks. Kazimierz Jancarz – duszpasterz robotników” autorstwa Jerzego Ridana z „Głosu Tygodnika Nowohuckiego”
Opracował Jarosław Klaś.

środa, kwietnia 13, 2011

die polnische - ddr Lustration

Lustracja w Polsce i w Niemczech - próba porównania
 





Po upadku komunizmu sytuacja we wszystkich krajach bloku wschodniego była podobna. Wszyscy stali przed podobnymi wyzwaniami: co zrobić z personelem starych struktur państwowych, co uczynić z aktami tajnych służb, jak potraktować ofiary? Wyzwania były podobne - rozwiązania odmienne.

NAUKA - Lustracja: karać czy przebaczać?

Okrągły Stół w Polsce stał się miejscem, gdzie dokonano faktycznego podziału władzy. W Niemczech natomiast Okrągły Stół był instytucją zajmującą się samą transformacją i od początku było wiadomo, że ma tylko doprowadzić do wolnych wyborów.

Decyzje podjęte przy niemieckim Okrągłym Stole dotyczyły ordynacji wyborczej i zapisów ustawy o partiach. Ale już podczas obrad rozmawiano o rozliczeniu „grzechów" przeszłości na wszystkich płaszczyznach. W Polsce kompromis wynegocjowany między demokratyczną opozycją a reformatorskim skrzydłem PZPR odsunął rozliczanie na bliżej nieokreśloną przyszłość. Potwierdził to Tadeusz Mazowiecki, który 24 sierpnia 1989 roku w expose powiedział słynne słowa: „Przeszłość oddzielamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu". Słowa premiera, choć nie wyrażały braku woli rozliczenia, stały się później jej synonimem.

Niemcy dokładnie rok później, 24 sierpnia 1990 roku, przyjęli (jeszcze w Izbie Ludowej NRD) ustawę, która miała umożliwić lustrację osób pracujących w służbach publicznych pod kątem ich oficjalnej lub nieoficjalnej współpracy z tajnymi służbami. Stworzono także instytucję pełnomocnika do spraw akt Stasi w celu uporządkowania i udostępnienia akt tajnej policji.

Ustawa przejmująca te same założenia została przyjęta przez Bundestag już po zjednoczeniu NRD i RFN w 1991 r. Niemców do tak szybkiego uregulowania zasad lustracji zmusiło społeczeństwo, które podczas narastającej fali demonstracji zaczęło przejmować budynki Stasi. Pierwsze przejęcie odbyło się w Erfurcie w Turyngii 4 grudnia, kolejne 5 i 6 grudnia 1989 roku w Rostocku, a 15 stycznia 1990 wzięto szturmem ostatni bastion komunistycznego państwa - centralę Stasi na Normannenstrasse w Berlinie.

Gdy w byłej NRD wybrano pierwszy wolny parlament, posłowie otrzymali od obywateli polityczne zobowiązanie-spuściznę w formie akt, do których nie mieli już dostępu byli tajni oficerowie i funkcjonariusze Policji Ludowej (Volkspolizei). Akta trafiły pod kontrolę komitetów obywatelskich, które uniemożliwiły ich zniszczenie. Przyjęto także jasne i klarowne rozwiązanie sposobu oceny komunistycznej służby bezpieczeństwa. Nie dzielono aparatu na „dobrą" Stasi i „złą" Stasi. Założono, że istnieje społeczna zgoda co do tego, że komunistyczna tajna policja zasłużyła w całości na negatywną ocenę.

W Polsce natomiast 20 marca 1990 r. powołano tzw. „komisję historyków" (w jej skład weszli: Adam Michnik, Andrzej Ajnenkiel, Jerzy Holzer, Bogdan Kroll), mającą dokonać przeglądu archiwów ówczesnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Komisja stworzyła raport, w którym stwierdziła, że akta są zniszczone bądź niepełne i nie należy ich udostępniać obywatelom. Decyzja „historyków" znacznie opóźniła rozpoczęcie procesu polskiej lustracji.

Być może dla ówczesnego premiera, Tadeusza Mazowieckiego, i jego otoczenia istotniejszym zadaniem była integracja podzielonego społeczeństwa na nowej drodze ku demokracji, natomiast dla Niemców ważniejszą stała się sprawa wiarygodności instytucji demokratycznych. Przyczyn i okoliczności wspierających niemiecką lustrację było znacznie więcej.

Czynnikiem odróżniającym sytuację niemiecką od polskiej było doświadczenie zdobyte przy rozliczaniu narodowego socjalizmu. Niemiecka „gruba kreska" to brak rozliczenia odpowiedzialności za wybuch II wojny światowej, za mordy dokonane na Żydach, na komunistycznych i socjaldemokratycznych opozycjonistach i innych. Stłumienie i wyłączenie problemu winy i odpowiedzialności z debaty publicznej pokazało, że brak rozrachunku prowadzi do wybuchania wciąż nowych sporów społecznych. Niemcy do dziś szukają oczyszczenia, o czym świadczy najnowsza fala filmów o II wojnie światowej: „Upadek", „Dziewiąty dzień" czy „Sophie Scholl. Ostatnie dni".

Kolejną różnicą miedzy procesami lustracji w Polsce i w Niemczech jest usunięcie ludzi Stasi ze stanowisk. Na ich miejsce sprowadzono nową kadrę z Niemiec Zachodnich. Nowi urzędnicy, sędziowie i nauczyciele sprawili, że przejście do nowego systemu odbyło się bez uszczerbku dla płynności funkcjonowania państwa. Państwo enerdowskie zostało dosłownie wtopione w stabilne struktury Republiki Federalnej. W miejsce Starsi wszedł zachodnioniemiecki wywiad, wschodnioniemieckich żołnierzy wcielono do Bundeswehry. Co istotne - RFN dysponowała nie tylko kadrą kierowniczą, ale i zasobami finansowymi, które wsparły rozwój nowo wcielonych landów wschodnich.

W Polsce natomiast przyjęcie zasady masowych czystek oznaczałoby natychmiastowe braki kadrowe w armii, wymiarze sprawiedliwości i policji, co mogłoby zrodzić znacznie większe trudności transformacyjne niż w Niemczech. W naszym kraju odsunięcie ludzi dawnego obozu władzy polegało głównie na opuszczaniu przez nich eksponowanych stanowisk, które zajmowali na podstawie umów koalicyjnych z początku procesu przekazywania władzy.

Niemcy konsekwentnie likwidowali struktury Stasi. W Polsce w tym samym czasie (czerwiec 1990 r.) gen. Czesław Kiszczak dokonywał reorganizacji struktur i kadr MSW. W miejsce zlikwidowanej Służby Bezpieczeństwa powołał Urząd Ochrony Państwa, w którym zatrudniono ponownie 7 tys. oficerów byłej SB. Drugie tyle nie zostało przyjętych do pracy z powodu braku pozytywnej weryfikacji.

Polska doczekała się unormowań prawnych w postaci ustawy lustracyjnej i ustawy powołującej Instytut Pamięci Narodowej dopiero dziesięć lat po wielkim przełomie. Wcześniej byliśmy świadkami erupcji dzikiej lustracji w postaci tzw. listy Macierewicza, spektakularnego upadku rządu Jana Olszewskiego, dymisji premiera Józefa Oleksego, teczki premiera Belki. Polska ustawa lustracyjna, karająca tylko za fałszywe oświadczenia lustracyjne, zaczęła obowiązywać dopiero 1 stycznia 1999 r., i to po wielu sporach spowodowanych kłopotami z powołaniem Sądu Lustracyjnego.

W Niemczech rok 2006 to formalny koniec lustracji. Odsunięci od pełnienia funkcji publicznych mogą ponownie ubiegać się o utracone stanowiska. Coraz rzadziej wpływają wnioski o udostępnienie akt. Niemcy zamykają za sobą drzwi i powoli chowają „trupa" Stasi w archiwalnych szafach. Marianne Birthler, nowa szefowa Urzędu Gaucka, koncentruje się obecnie na działalności informacyjno-dokumentacyjnej, z akcentem postawionym na edukację i zachowanie w pamięci wydarzeń z okresu NRD.

W Polsce odwrotnie. Temat lustracji znów powrócił na pierwsze stron gazet: lista Wildsteina, lustracja Niezabitowskiej, Przewoźnika, Karkoszy, sprawa ojca Hejmo i wiele innych wątków. Rządzące partie prześcigają się w przedkładaniu projektów lustracji. Na forum Sejmu rozpatrywane będą projekty PiS, LPR i Samoobrony. Projekty te zakładają powszechny dostęp do akt i rozszerzenie kręgu osób podlegających obowiązkowemu sprawdzeniu pod kontem współpracy z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa. Media prześcigają się w tropieniu kolejnych tajnych współpracowników, a pokrzywdzeni coraz częściej ujawniają nazwiska donosicieli.
Zamiast komentarza

Czy wreszcie przełamujemy strach, milczenie i wstyd? Według Gesine Schwan milczenie na temat winy jest rzeczą niebezpieczną w polityce. Nie ma społeczeństwa, które zostało uzdrowione przez milczenie. Być może odmienność sytuacji i specyfiki przełomu ustrojowego w Polsce nie pozwoliła pójść nam drogą procesu rozliczenia tak sprawnie jak Niemcom, ale czy to znaczy, że mamy tego procesu zaniechać?

Na zakończenie przytoczę słowa twórcy niemieckiego rozrachunku Joachima Gaucka: „Niemcy, którzy z otwartymi oczami i otwartymi aktami, ale także z otwartymi ustami umieli kłócić się o przeszłość, wydają się doroślejsi (...). Myślę, że możemy złożyć świadectwo, że opłaca się kroczyć skomplikowanymi drogami, podejmować skomplikowane decyzje i znosić kontrowersje. Kontrowersje powstają także wtedy, gdy najpierw nic się nie robi, a potem opiera się na przypuszczeniach i podejrzeniach, ale nie ma możliwości weryfikacji".

Agnieszka Opalińska
(doktorantka Instytutu Politologii UZ)

(Autorka książki „Lustracja w Polsce i w Niemczech. Próba porównania", wydawca: Oficyna ATUT-Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe, 2006)

źródło: www.puls.ctinet.pl
http://piotrwojcicki.com/?page_id=154

wtorek, kwietnia 12, 2011

znów P a m i ę ć

Obchody pamięci - mjr „Ognia”
Z inicjatywy Związku Więźniów Politycznych oraz Społecznego Komitetu Pamięci Żołnierzy Konfederacji Tatrzańskiej, Rocha i Zgrupowania „Błyskawica”, w sobotę 19 lutego br. odbyły się w Waksmundzie k. Nowego Targu obchody 64 rocznicy ostatniej walki i śmierci mjr Józefa Kurasia „Orła”-„Ognia”.

Jednym z największych w Polsce zgrupowaniem partyzanckim, po wkroczeniu Sowietów dowodził na Podhalu mjr Józef Kuraś ”Ogień”. Jego oddziały tylko w powiecie nowotarskim rozbroiły wszystkie posterunki MO oprócz Zakopanego i Szczawnicy. Niektóre kilkakrotnie. Strach przed nim paraliżował komitety PPR. Nakładał kontrybucje, na funkcjach sołtysów obsadzał swoich ludzi, likwidował konfidentów, funkcjonariuszy UB i NKWD oraz najgorliwszych sługusów nowego okupanta. Publicystyka peerelowska nie pozostawiła na nim i jego żołnierzach suchej nitki.

Oddział Ochrony Sztabu zgrupowania „Ognia” podzielony był na pięć drużyn, dowodzonych przez „Marnego”, „Skałę”, „Ponurego”, „Zająca” i „Śmigłego”. Liczba żołnierzy przebywających bezpośrednio przy sztabie dowództwa wahała się od 60 do 90 ludzi, którzy operowali głównie w rejonie Ochotnicy i masywu Turbacza. Sztab stacjonował najczęściej w szałasach, bacówkach i ziemiankach na Turbaczu, Kiczorze, Starych Wierchach oraz Lubaniu, a operował głównie na terenie Gorców i w okolicznych miejscowościach.

Śmierć bohaterskiego dowódcy

Atak na dom Józefa i Anny Zagatów, w którym przebywał „Ogień” rozpoczęto 21 lutego 1947 roku ok. godz. 13:00. Wcześniej otoczono cały kompleks zabudowań w trójkącie trzech dróg. W trakcie strzelaniny „Powicher” wraz z rannym „Harnasiem” zdołali się przebić i uciec. Zginęli „Zimny” i „Kruk”. „Szpakowi” udało się ukryć.

Partyzanci najpierw niepostrzeżenie przeniknęli do sąsiedniego budynku Michała Ostwalda. Podpalono zabudowania, ale „Ogień” wraz z „Hanką” zdołał przedostać się do kolejnego budynku Marii Kowalczyk – Pachowej. Otoczony tam, został wezwany do poddania się. Odmówił, polecając skorzystać z tej propozycji „Hance”. Po jej wyjściu z budynku „Ogień” próbował popełnić samobójstwo. Strzał w skroń nie spowodował jednak natychmiastowego zgonu – w stanie utraty przytomności został pojmany. Żołnierze obławy, po wdarciu się na strych, zrzucili nieprzytomnego „Ognia” po schodach, jednak UB-ecy, doceniając w pełni wagę informacji, jakie planowali uzyskać podczas przesłuchań, za wszelka cenę chcieli go ocalić. Przeniesiono go na ciężarówkę, sanitariusz KBW udzielił mu pierwszej pomocy i zawieziono go do nowotarskiego szpitala, który otoczył kordon KBW, a wewnątrz pilnowała „Ognia” obstawa UB i MO.

Próby uratowania życia okazały się nieskuteczne. Major Józef Kuraś „Ogień” zmarł dwadzieścia minut po północy, czyli już 22 lutego 1947 roku. Ciało zostało zabrane i złożone na podwórku WUBP w Krakowie i według niepotwierdzonych informacji, następnego dnia przekazano je Wydziałowi Lekarskiemu Akademii Medycznej, jako zwłoki nieznanego mężczyzny. Do dziś nie jest znane miejsce pochówku mjr. „Ognia”.

Więcej na temat bohaterskiego partyzanta z Podhala, patrz tutaj.

W programie dzisiejszych obchodów w Waksmundzie:

Godz.10 – plenerowa inscenizacja historyczna z udziałem Grup Rekonstrukcji Historycznej z Waksmundu, Trójmiasta i Warszawy zatytułowana: „Nam nie straszna sowiecka potęga”.

Godz.11 – Msza św. w kościele parafialnym św. Jadwigi Śląskiej - w intencji Podhalan poległych w walce o wolną Polskę z niemieckim i sowieckim okupantem w latach 1939-55.

Godz.12.30 – Modlitwa i Apel Poległych z udziałem kompanii reprezentacyjnej Straży Granicznej na cmentarzu, przy grobach Konfederatów Tatrzańskich, żołnierzy Ochrony Sztabu mjr ”Ognia” i mieszkańców Waksmundu poległych i pomordowanych przez obydwu okupantów. 

Polecam relację z obchodów 63 rocznicy, patrz tutaj.

Krótki film przedstawiający archiwalne zdjęcia oraz utwór pt. Epitafium dla majora "Ognia", patrz tutaj.

Krótki film o GRH Błyskawica, patrz tutaj.

Opracował: Mariusz A. Roman
roman.jpg

[Fot. M. Roman]