Tovmasyan: Nie chodzi tylko o ACTA. To globalna rewolucja
07.02.2012Istnieje delikatna nić, która łączy protesty Okupuj Wall Street, protesty antyputinowskie w Moskwie, arabskie rewolucje, polski ruch anty-ACTA i inne. Wszyscy buntownicy bronią swoich elementarnych wolności. Mają jeden wspólny cel: obalenie establishmentu. I jeden główny środek: wolny Internet.
Wszystko zaczęło się 18 stycznia, gdy anglojęzyczna Wikipedia na 24 godziny zawiesiła swoje funkcjonowanie w proteście przeciwko amerykańskiemu SOPA (projekt amerykańskiej ustawy dot. praw autorskich w Internecie). Komunikat zobaczyło 162 mln osób na świecie, w tym bardzo wielu Polaków.
Tego dnia powiew rewolucji przyleciał do nas z Ameryki. Mimo, iż na początku nie rozumiano, jakie SOPA ma przełożenie na nasze polskie podwórko, to jednak nastąpiło realne uszczuplenie „wolności” w Internecie w postaci zamknięcia Megavideo, bardzo popularnego dostarczyciela darmowych filmów i seriali. Problem wolności w Internecie stał się dla wielu namacalny. Znalazł się też polski odpowiednik amerykańskiego „demona”, było to ACTA (umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi).
Już następnego dnia wydarzenia za oceanem, doczekały się swojej odpowiedzi nad Wisłą. 19 stycznia powstaje na Facebooku profil "Nie dla ACTA w Polsce", który dzisiaj liczy 225 tys. fanów. W ciągu tygodnia powstają dziesiątki tego rodzaju stron i profili, z który korzysta od tysiąca do nawet 100 tys. użytkowników.
W dniach 20-23 stycznia miały miejsce niespotykane dotąd, zmasowane ataki na strony rządowe. „Hakerzy” – czyli zwykli użytkownicy potrafiący posługiwać się DDoS, obnażyli żenujące wręcz zabezpieczania wirtualnych zasobów państwa polskiego. Jeżeli strony rządowe są czymś w rodzaju wirtualnych urzędów, to w tych dniach nastoletni miłośnicy amatorskiego hackingu weszli do KPRMu i posadzili na biurku Premiera Panią Basię z „Klatki B”.
Oprócz protestów wirtualnych miały miejsce największe od 1968 roku protesty młodzieży i, biorąc pod uwagę fakt, jak wielki mróz panował w drugiej połowie stycznia, skala tego wydarzenia była absolutnie wyjątkowa. W Krakowie na ulice wyszło 15 tys. osób, niewiele mniej w Warszawie, dziesiątki tysięcy ludzi w wielu miastach w Polsce. Te liczby może nie są imponujące dla pamiętających protesty Solidarności, ale dla mojego pokolenia, wyjście na ulice jest czymś naprawdę trudnym i wymagającym determinacji. Myślę, że rząd miał ogromne szczęście, że to wszystko dzieje się w środku największych mrozów. Gdyby temperatura była inna, ludzie wyszliby na ulicę w setkach tysięcy, protestów nie dało by się powstrzymać.
Rewolucja Polski.pl ujawniła coś o czym mówi się od dawna, ale dopiero w ostatnich dniach mieliśmy szansę zaobserwować to na własnych oczach. Upada na naszych oczach polityczno-medialny porządek, który powstał w latach 90-tych i ukształtował elity naszego państwa. Media, które przez ostatnie 20 lat swobodnie kreowały i pogrążały liderów politycznych, w zatrważającym dla nich tempie tracą kontrolę nad demosem. Dziś już nie tylko wieczorne wydanie "Wiadomości", "Faktów" czy programy Tomasza Lisa i Moniki Olejnik kształtują poglądy wyborców, ale też giganci internetowej rozrywki tj. wykop.pl, demotywatory.pl, kwejk.pl. Kwejk zalicza ok. 330 tys. unikalnych użytkowników dziennie, demotywatory.pl to 360 tys., wykop.pl to 225 tys. [źródło: speedtest.pl/wycena]. Najpopularniejszy program publicystyczny w Polsce -„Tomasz Lis na żywo” ogląda zaś 2.1 mln osób, raz w tygodniu. [źródło: Nielsen Audience Measurement].
Dziś media nie są w stanie już samodzielnie wykreować lub przygasić polityczny event, wszelkie błędy i wypaczenia mediów są bardzo szybko ujawniane za pośrednictwem portali społecznościowych. Nowe środki przekazu utworzą także nowe elity polityczne albo zmuszą istniejące do respektowania także innych niż dotąd interesów. Politycy, którzy nie rozumieją świata Internetu, muszą się go szybko nauczyć albo ustąpić miejsca młodszym, którzy potrafią posługiwać się nowymi mediami.
Jeżeli zatem rozpoczyna się jakaś rewolucja, to ma ona swoje medium - wolny Internet w obronie którego rozpocznie się zmiana rzeczywistości.
Ta rewolucja ma też swoje nurty i swoich „wojowników”, w ostatnich dniach w wyobraźni Polaków pojawiła się mityczna grupa „hakerów” nazywająca siebie Anonymous. Jest to jedna z największych wydmuszek styczniowych wydarzeń. Bo Anonimowi nie są żadną zorganizowaną grupą, jest to swego rodzaju brand, którym posługują się bardzo różne osoby bez żadnego związku z konkretnym celem lub ideologią. W pewnym stopniu ich funkcjonowanie można porównać do Al-Qaidy, różni internetowi chuligani z bardzo różnych powodów, włamują się na strony internetowe umieszczając tam maskę Guya Fawkesa i tak powstają „ataki” Anonymous. Anonimowym może być każdy z nas, wystarczy że wykradnie hasło na stronę domową swojej wspólnoty mieszkaniowej i umieści na niej zdjęcie postaci z maską i żądaniem obniżenia czynszu za wywóz śmieci. Warte podkreślenia jest, że najśmielszy atak na strony rządowe, gdy na „głównej” KPRMu pojawiła się Pani Basia, był przeprowadzony nie przez Anonimowych, a grupę Polish Underground.
Czynienie z tej Anonimowych bohaterów jest o tyle niebezpieczne, że jej działania są absolutnie poza kontrolą i stwarzają okazję do wielu nadużyć i manipulacji. Nie wszyscy pamiętają, że to właśnie osoby korzystające z brandu Anonymous, włamały się na stronę domową Zakonu Marianów, „w obronie” ks. Bonieckiego.
Czego chce nowa rewolucja? W opinii publicznej panuje przeświadczenie, że protesty i ruch społeczny wokół ACTA dotyczą wyłącznie wolności w Internecie. Nic bardziej mylnego. Istnieje pewna delikatna nić, która łączy protesty Occupy Wall Street w USA z protestami opozycji w Moskwie z polskim protestami przeciw ACTA aż do krwawych rewolucji w państwach arabskich. Wszystkie grupy bronią swoich podstawowych wolności, tylko dla każdej z tych grup co innego stanowi ową „podstawę”.
Dla polskiego rewolucjonisty podstawą jest wolny Internet, dla rosyjskiego wolne media i uczciwe wybory, dla arabskiego to wolność od krwawego i niesprawiedliwego reżimu. Jeden jest cel wszystkich tych rewolucji: obalenie istniejącego establishmentu, rozumianego najszerzej jak to możliwe. Jeden jest też środek do osiągnięcia tego celu, taki sam jak w Egipcie, Nowym Jorku i Warszawie – portale społecznościowe i wolny Internet.
Rację mają ci eksperci, którzy mówią, że reakcja społeczeństwa no podpisanie umowy międzynarodowej nie zmieniającej polskiego porządku prawnego jest histeryczna i nieuzasadniona. Należy zrozumieć, że ACTA są zaledwie pretekstem dla rewolucji Polski.pl. Wystarczy wsłuchać się i wczytać w postulaty tych, którzy protestują w realu i wirtualu. To nie jest żaden protest jakieś tam wyimaginowanej grupy społecznej, którą Jarosław Kaczyński i Donald Tusk nazywa „internautami”. Internauci to obywatele, używanie tego określenia jest równie uprawnione jak nazywanie pewnej części społeczeństwa telewidzami albo słuchaczami.
Internauci, czyli obywatele, domagają się zmiany całej klasy politycznej, która oderwała się od społeczeństwa, najważniejsi liderzy polityczni w Polsce żyją jeszcze w epoce sekretariatów i notesików z telefonami, nie rozumieją mediów społecznościowych. Taki polityk nie zasłuży na szacunek obywateli-internautów. „Afera Admina1” to jest dla mojego pokolenia najważniejsza kompromitacja rządu Tuska, która przykrywa Smoleńsk, hazardową i wszystko inne.
Nawałnicy nie da się zatrzymać, polityka w dzisiejszym wydaniu będzie musiała ustąpić nowej polityce partycypacyjnej, dzięki Internetowi obywatele będą mieli większe możliwości wpływania on-line na decyzje swoich przedstawicieli. Rozumieją to niektórzy posłowie i osiągają dzięki temu niewymierne korzyści. Wschodząca gwiazda PiSu –Przemysław Wipler - codziennie za pośrednictwem Facebooka i Twittera rozmawia ze swoimi wyborcami, pyta ich o pomysły na interpelacje poselskie oraz konsultuje swoje decyzje. Rozumie to także posłanka PO – Agnieszka Pomaska, która nigdy nie rozstaje się z Twiterem i opisuje skrupulatnie każde swoje poselskie działania. Tacy politycy będą docenieni przez nowe pokolenie, dla którego demokracja przedstawicielska w obecnym rozumieniu jest nie do zaakceptowania.
Tego rodzaju protestów będzie jeszcze bardzo wiele. Gdy zrobi się cieplej, ludzie wyjdą na ulice, a rząd Donalda Tuska czeka jeszcze bardzo wiele trudnych dni. Ta rewolucja nie ma barw partyjnych ani ideologicznych, to jest rewolucja nowych mediów i nowego modelu partycypacji obywatelskiej. I dopiero się zaczyna.
Petros Tovmasyan
Fot. Izabella Tomasiewicz
http://rebelya.pl/post/799/tovmasyan-nie-chodzi-tylko-o-acta-to-globalna-r
Tego dnia powiew rewolucji przyleciał do nas z Ameryki. Mimo, iż na początku nie rozumiano, jakie SOPA ma przełożenie na nasze polskie podwórko, to jednak nastąpiło realne uszczuplenie „wolności” w Internecie w postaci zamknięcia Megavideo, bardzo popularnego dostarczyciela darmowych filmów i seriali. Problem wolności w Internecie stał się dla wielu namacalny. Znalazł się też polski odpowiednik amerykańskiego „demona”, było to ACTA (umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi).
Już następnego dnia wydarzenia za oceanem, doczekały się swojej odpowiedzi nad Wisłą. 19 stycznia powstaje na Facebooku profil "Nie dla ACTA w Polsce", który dzisiaj liczy 225 tys. fanów. W ciągu tygodnia powstają dziesiątki tego rodzaju stron i profili, z który korzysta od tysiąca do nawet 100 tys. użytkowników.
W dniach 20-23 stycznia miały miejsce niespotykane dotąd, zmasowane ataki na strony rządowe. „Hakerzy” – czyli zwykli użytkownicy potrafiący posługiwać się DDoS, obnażyli żenujące wręcz zabezpieczania wirtualnych zasobów państwa polskiego. Jeżeli strony rządowe są czymś w rodzaju wirtualnych urzędów, to w tych dniach nastoletni miłośnicy amatorskiego hackingu weszli do KPRMu i posadzili na biurku Premiera Panią Basię z „Klatki B”.
Oprócz protestów wirtualnych miały miejsce największe od 1968 roku protesty młodzieży i, biorąc pod uwagę fakt, jak wielki mróz panował w drugiej połowie stycznia, skala tego wydarzenia była absolutnie wyjątkowa. W Krakowie na ulice wyszło 15 tys. osób, niewiele mniej w Warszawie, dziesiątki tysięcy ludzi w wielu miastach w Polsce. Te liczby może nie są imponujące dla pamiętających protesty Solidarności, ale dla mojego pokolenia, wyjście na ulice jest czymś naprawdę trudnym i wymagającym determinacji. Myślę, że rząd miał ogromne szczęście, że to wszystko dzieje się w środku największych mrozów. Gdyby temperatura była inna, ludzie wyszliby na ulicę w setkach tysięcy, protestów nie dało by się powstrzymać.
Rewolucja Polski.pl ujawniła coś o czym mówi się od dawna, ale dopiero w ostatnich dniach mieliśmy szansę zaobserwować to na własnych oczach. Upada na naszych oczach polityczno-medialny porządek, który powstał w latach 90-tych i ukształtował elity naszego państwa. Media, które przez ostatnie 20 lat swobodnie kreowały i pogrążały liderów politycznych, w zatrważającym dla nich tempie tracą kontrolę nad demosem. Dziś już nie tylko wieczorne wydanie "Wiadomości", "Faktów" czy programy Tomasza Lisa i Moniki Olejnik kształtują poglądy wyborców, ale też giganci internetowej rozrywki tj. wykop.pl, demotywatory.pl, kwejk.pl. Kwejk zalicza ok. 330 tys. unikalnych użytkowników dziennie, demotywatory.pl to 360 tys., wykop.pl to 225 tys. [źródło: speedtest.pl/wycena]. Najpopularniejszy program publicystyczny w Polsce -„Tomasz Lis na żywo” ogląda zaś 2.1 mln osób, raz w tygodniu. [źródło: Nielsen Audience Measurement].
Dziś media nie są w stanie już samodzielnie wykreować lub przygasić polityczny event, wszelkie błędy i wypaczenia mediów są bardzo szybko ujawniane za pośrednictwem portali społecznościowych. Nowe środki przekazu utworzą także nowe elity polityczne albo zmuszą istniejące do respektowania także innych niż dotąd interesów. Politycy, którzy nie rozumieją świata Internetu, muszą się go szybko nauczyć albo ustąpić miejsca młodszym, którzy potrafią posługiwać się nowymi mediami.
Jeżeli zatem rozpoczyna się jakaś rewolucja, to ma ona swoje medium - wolny Internet w obronie którego rozpocznie się zmiana rzeczywistości.
Ta rewolucja ma też swoje nurty i swoich „wojowników”, w ostatnich dniach w wyobraźni Polaków pojawiła się mityczna grupa „hakerów” nazywająca siebie Anonymous. Jest to jedna z największych wydmuszek styczniowych wydarzeń. Bo Anonimowi nie są żadną zorganizowaną grupą, jest to swego rodzaju brand, którym posługują się bardzo różne osoby bez żadnego związku z konkretnym celem lub ideologią. W pewnym stopniu ich funkcjonowanie można porównać do Al-Qaidy, różni internetowi chuligani z bardzo różnych powodów, włamują się na strony internetowe umieszczając tam maskę Guya Fawkesa i tak powstają „ataki” Anonymous. Anonimowym może być każdy z nas, wystarczy że wykradnie hasło na stronę domową swojej wspólnoty mieszkaniowej i umieści na niej zdjęcie postaci z maską i żądaniem obniżenia czynszu za wywóz śmieci. Warte podkreślenia jest, że najśmielszy atak na strony rządowe, gdy na „głównej” KPRMu pojawiła się Pani Basia, był przeprowadzony nie przez Anonimowych, a grupę Polish Underground.
Czynienie z tej Anonimowych bohaterów jest o tyle niebezpieczne, że jej działania są absolutnie poza kontrolą i stwarzają okazję do wielu nadużyć i manipulacji. Nie wszyscy pamiętają, że to właśnie osoby korzystające z brandu Anonymous, włamały się na stronę domową Zakonu Marianów, „w obronie” ks. Bonieckiego.
Czego chce nowa rewolucja? W opinii publicznej panuje przeświadczenie, że protesty i ruch społeczny wokół ACTA dotyczą wyłącznie wolności w Internecie. Nic bardziej mylnego. Istnieje pewna delikatna nić, która łączy protesty Occupy Wall Street w USA z protestami opozycji w Moskwie z polskim protestami przeciw ACTA aż do krwawych rewolucji w państwach arabskich. Wszystkie grupy bronią swoich podstawowych wolności, tylko dla każdej z tych grup co innego stanowi ową „podstawę”.
Dla polskiego rewolucjonisty podstawą jest wolny Internet, dla rosyjskiego wolne media i uczciwe wybory, dla arabskiego to wolność od krwawego i niesprawiedliwego reżimu. Jeden jest cel wszystkich tych rewolucji: obalenie istniejącego establishmentu, rozumianego najszerzej jak to możliwe. Jeden jest też środek do osiągnięcia tego celu, taki sam jak w Egipcie, Nowym Jorku i Warszawie – portale społecznościowe i wolny Internet.
Rację mają ci eksperci, którzy mówią, że reakcja społeczeństwa no podpisanie umowy międzynarodowej nie zmieniającej polskiego porządku prawnego jest histeryczna i nieuzasadniona. Należy zrozumieć, że ACTA są zaledwie pretekstem dla rewolucji Polski.pl. Wystarczy wsłuchać się i wczytać w postulaty tych, którzy protestują w realu i wirtualu. To nie jest żaden protest jakieś tam wyimaginowanej grupy społecznej, którą Jarosław Kaczyński i Donald Tusk nazywa „internautami”. Internauci to obywatele, używanie tego określenia jest równie uprawnione jak nazywanie pewnej części społeczeństwa telewidzami albo słuchaczami.
Internauci, czyli obywatele, domagają się zmiany całej klasy politycznej, która oderwała się od społeczeństwa, najważniejsi liderzy polityczni w Polsce żyją jeszcze w epoce sekretariatów i notesików z telefonami, nie rozumieją mediów społecznościowych. Taki polityk nie zasłuży na szacunek obywateli-internautów. „Afera Admina1” to jest dla mojego pokolenia najważniejsza kompromitacja rządu Tuska, która przykrywa Smoleńsk, hazardową i wszystko inne.
Nawałnicy nie da się zatrzymać, polityka w dzisiejszym wydaniu będzie musiała ustąpić nowej polityce partycypacyjnej, dzięki Internetowi obywatele będą mieli większe możliwości wpływania on-line na decyzje swoich przedstawicieli. Rozumieją to niektórzy posłowie i osiągają dzięki temu niewymierne korzyści. Wschodząca gwiazda PiSu –Przemysław Wipler - codziennie za pośrednictwem Facebooka i Twittera rozmawia ze swoimi wyborcami, pyta ich o pomysły na interpelacje poselskie oraz konsultuje swoje decyzje. Rozumie to także posłanka PO – Agnieszka Pomaska, która nigdy nie rozstaje się z Twiterem i opisuje skrupulatnie każde swoje poselskie działania. Tacy politycy będą docenieni przez nowe pokolenie, dla którego demokracja przedstawicielska w obecnym rozumieniu jest nie do zaakceptowania.
Tego rodzaju protestów będzie jeszcze bardzo wiele. Gdy zrobi się cieplej, ludzie wyjdą na ulice, a rząd Donalda Tuska czeka jeszcze bardzo wiele trudnych dni. Ta rewolucja nie ma barw partyjnych ani ideologicznych, to jest rewolucja nowych mediów i nowego modelu partycypacji obywatelskiej. I dopiero się zaczyna.
Petros Tovmasyan
Fot. Izabella Tomasiewicz
http://rebelya.pl/post/799/tovmasyan-nie-chodzi-tylko-o-acta-to-globalna-r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz