( )
Córka śp. Zbigniewa
Wassermanna jedzie do Moskwy by zidentyfikować ciało ojca. Na miejscu zostaje
poddana impertynenckiemu przesłuchaniu przez klasycznego sowieckiego
prokuratora, obcesowo wypytującego o sprawy nie mające nic wspólnego ze śmiercią
ojca, natomiast wiele z wiedzą rosyjskiego wywiadu o zmarłym, byłym
koordynatorze polskich służb specjalnych. Podsuwa się zszokowanej kobiecie do
podpisu zgodę na zniszczenie pokrwawionej odzieży ojca (potencjalnie bezcennego
eksponatu do niezależnych badań kryminalistycznych i medycyny sądowej) oraz
oddaje się jej drobiazgi osobiste ojca, które wyglądają na świeżo wyczyszczone.
Przy tym wszystkim zdaje się nie jest obecny żaden polski dyplomata, a tłumacza
zapewniają Rosjanie.
Gdybym to ja siedział w
tych okolicznościach na krześle przed biurkiem rosyjskiego czynownika, nie
byłbym sam. Byłoby nas trzech. Po mojej lewej stronie siedziałby młody,
podejrzanie muskularny i dziwnie spostrzegawczy wicekonsul z biegłą znajomością
jezyka rosyjskiego i włączonym cyfrowym dyktafonem w kieszeni marynarki. Po
mojej prawej stronie siedziałby prawnik z ambasady, demonstracyjnie trzymający
na wierzchu notes i włączony dyktafon.
Po każdym pytaniu, wicekonsul po lewej bez pośpiechu tłumaczyłby mi pytanie rosyjskiego prokuratora na angielski, dając mi w ten sposób czas do namysłu. Na irytację czynownika, że on też zna angielski, więc tłumacz niepotrzebny, wicekonsul odparłby chłodno, że rosyjski zna tak samo dobrze jak prokurator, a angielski lepiej, więc rozmowa będzie przez niego albo wcale.
Prawnik po prawej szeptałby mi do ucha: - … to pytanie jest w porządku, może pan odpowiedzieć … to też w porządku … na to pan nie musi odpowiadać jeśli pan nie chce … stop, na to pytanie proszę nie odpowiadać … proszę nie podpisywać zgody na zniszczenie rzeczy … proszę zapytać, czy może pan to wszystko zabrać ze sobą … proszę zapytać, czy zawartość telefonu komórkowego została skopiowana … proszę dopisać na marginesie protokołu: "zawartość telefonu skopiowana przez prokuraturę federalną FR", datę i inicjały … proszę się uprzejmie pożegnać … następnie głośno do prokuratora: - spasiba, Iwan Wasiljewicz, do swidanja.
Gdybym poprosił, za dwa tygodnie dostałbym pocztą z ambasady spisany z nagrania stenogram rozmowy.
Po każdym pytaniu, wicekonsul po lewej bez pośpiechu tłumaczyłby mi pytanie rosyjskiego prokuratora na angielski, dając mi w ten sposób czas do namysłu. Na irytację czynownika, że on też zna angielski, więc tłumacz niepotrzebny, wicekonsul odparłby chłodno, że rosyjski zna tak samo dobrze jak prokurator, a angielski lepiej, więc rozmowa będzie przez niego albo wcale.
Prawnik po prawej szeptałby mi do ucha: - … to pytanie jest w porządku, może pan odpowiedzieć … to też w porządku … na to pan nie musi odpowiadać jeśli pan nie chce … stop, na to pytanie proszę nie odpowiadać … proszę nie podpisywać zgody na zniszczenie rzeczy … proszę zapytać, czy może pan to wszystko zabrać ze sobą … proszę zapytać, czy zawartość telefonu komórkowego została skopiowana … proszę dopisać na marginesie protokołu: "zawartość telefonu skopiowana przez prokuraturę federalną FR", datę i inicjały … proszę się uprzejmie pożegnać … następnie głośno do prokuratora: - spasiba, Iwan Wasiljewicz, do swidanja.
Gdybym poprosił, za dwa tygodnie dostałbym pocztą z ambasady spisany z nagrania stenogram rozmowy.
To byłaby, w
okolicznościach po tego rodzaju katastrofie, zwykła pomoc prawna mojego państwa
dla obywatela australijskiego, przesłuchiwanego przez władze lokalne w obcej
jurysdykcji, w niejasnym celu.
Dla p. Małgorzaty
Wassermann nie było takiej pomocy, a w praktyce nie było też dla pani Małgorzaty
jej państwa. Nie istniało. Przed biurkiem rosyjskiego czynownika była w zasadzie
bezpaństwowcem. Sytuację całkowicie kontrolował Rosjanin, pytał o co chciał,
udzielał takiej informacji jak mu się podobało, uchylał się od odpowiedzi na
pytania jak mu się podobało, rozgrywał scenariusz napisany całkowicie w Moskwie.
Dobrze, że nie groził. Zaś przy pani Wassermann, obywatelce polskiej, nie było
nikogo, kto przerwałby tą upokarzającą farsę i zadbał o jej interesy.
Nie lękajcie się
jednak. Może jest sposób na cudowną reanimację państwa?
Istnieją dwa niedawne precedensy międzynarodowe niezależnego badania tragicznych zdarzeń związanych ze śmiercią przywódców, które w zamyśle sprawców były przeznaczone do zamiecenia pod dywan. Oba przyniosły interesujące wyniki.
Istnieją dwa niedawne precedensy międzynarodowe niezależnego badania tragicznych zdarzeń związanych ze śmiercią przywódców, które w zamyśle sprawców były przeznaczone do zamiecenia pod dywan. Oba przyniosły interesujące wyniki.
1. United Nations International
Independent Investigation Commission established pursuant to Security Council
Resolution 1595 to investigate the assassination of Rafiq
Hariri, the former Prime Minister of Lebanon
on 14 February 2005.
http://www.un.org/apps/news/infocus/lebanon/tribunal/
http://www.un.org/apps/news/infocus/lebanon/tribunal/
2. United Nations Commission of
Inquiry into the facts and circumstances of the assassination of former
Pakistani Prime Minister Mohtarma Benazir Bhuttohttp://www.un.org/News/dh/infocus/Pakistan/UN_Bhutto_Report_15April2010.pdf
Co by zatem było. gdyby Polska powiedziała "sprawdzam"?
Co by było. gdyby rząd RP wystąpił formalnie do Rady Bezpieczeństwa ONZ o powołanie Niezależnej Międzynarodowej Komisji Śledczej dla przeprowadzenia dochodzenia w sprawie faktów i okoliczności śmierci Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej Lecha Aleksandra Kaczyńskiego?
Albo chociaż niższej rangą Komisji Śledczej ONZ?
3. The United Nations
International Independent Investigation Commission established pursuant
to Security Council Resolution XXXX to investigate the death of the
President of Poland, Lech Aleksander Kaczynski, on 10 April
2010..
albo
3. United Nations Commission of
Inquiry into the facts and circumstances ofdeath of the President of
Poland, Lech Aleksander Kaczynski.
Brzmi nieźle, nieprawdaż?
Oczywiście taka komisja nie powstanie w kotle ścierających się przeciwstawnych
interesów, jakim jest Organizacja Narodow Zjednoczonych.
Byłoby jednak pouczającym zobaczyć reakcję rządu Donalda Tuska na tego rodzaju propozycję. Rząd musiałby zostać do tego społecznie przymuszony, inaczej nie da się zrobić, ponieważ ONZ jest forum suwerennych podmiotów państwowych.
A jeśliby się udało rząd zmusić do złożenia takiego wniosku, to jak by glosowali Rosjanie? Z jednej strony, Rosja ma veto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Z drugiej strony, podobno Rosja nie ma nic do ukrycia, więc dlaczegóż miałaby wetować międzynarodową wentylację katastrofy smoleńskiej?
Byłoby jednak pouczającym zobaczyć reakcję rządu Donalda Tuska na tego rodzaju propozycję. Rząd musiałby zostać do tego społecznie przymuszony, inaczej nie da się zrobić, ponieważ ONZ jest forum suwerennych podmiotów państwowych.
A jeśliby się udało rząd zmusić do złożenia takiego wniosku, to jak by glosowali Rosjanie? Z jednej strony, Rosja ma veto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Z drugiej strony, podobno Rosja nie ma nic do ukrycia, więc dlaczegóż miałaby wetować międzynarodową wentylację katastrofy smoleńskiej?
Donaldzie Donaldowiczu, ja mam
nadzieję, że ten pomysł nie pójdzie spać. Myślę, że lepiej jest zająć się tym
teraz, mając jeszcze immunitet, niż gdyby kolejny rząd miał się tym zająć za
pięć, dziesięć, albo dwadzieścia lat.
PS.
Otczestwo Donalda
Donaldowicza nie jest w moich ustach szydercze.Ja po prostu ćwiczę, by się
przygotować do nadchodzącej ery braterstwa. Na razie mi zgrzyta, ale z czasem
się przywyczaję.
http://wtemaciemaci.salon24.pl/178992,dymiacy-nagan-poradnik-rusznikarza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz