niedziela, 16 września 2012
Ostatni lot Suma
Między Polską, a Litwą przez cały okres
dwudziestolecia międzywojennego panowały bardzo napięte stosunki. Dlatego też
droga ewakuacji wojsk polskich w kampanii wrześniowej nie prowadziła do granic
kraju leżącego najbliżej Warszawy (pomijając Prusy Wschodnie i Słowację)
- ale do
przychylniejszych nam Węgier i Rumunii. Na ucieczkę na Litwę zdecydowała się
tylko jedna załoga samolotu, która w ostatnich dniach września wyleciała z
Warszawy. Samolotem tym był jeden z najnowocześniejszych polskich bombowców
PZL-46 Sum.
Pierwszy prototyp nowego samolotu rozpoznawczo - bombowego PZL-46 Sum został oblatany w sierpniu 1938 roku przez Jerzego Widawskiego. Opinia pilota była jednoznaczna- nie nadaje się do niczego, a Widawski zaproponował, że lepszym rozwiązaniem będzie zakup licencji na samolot angielski. Zupełnie odmienną ocenę Sumowi wystawił Bolesław Orliński, który uznał, że samolot jest bardzo dobry...
Tak czy inaczej po dopracowaniu konstrukcji Suma, w marcu 1939 roku Minister Spraw Wojskowych wydał polecenie rozpoczęcia produkcji seryjnej nowego bombowca. Zamówienie opiewało aż na 300 egzemplarzy, z których pierwsze miały zostać dostarczone do jednostek wiosną 1940 roku.
Do wybuchu wojny powstały dwa prototypy, a trzeci był w fazie budowy. Na jednym z nich Stanisław Riess 5 września opuścił bombardowaną Warszawę i odleciał do Lwowa. Samolot przebywał tam do do 18 września, a w międzyczasie doznał niegroźnych uszkodzeń kiedy to podczas lądowania samolot PZL P.11g Kobuz zawadził skrzydłem o jeden ze stateczników Suma.
Gdy Polska została zaatakowana przez ZSRR zapadła decyzja o ewakuowaniu samolotu do Rumunii. Po wyremontowaniu usterzenia na Wołyniu maszyna odleciała w kierunku Bukaresztu. Tam pozostawała do 26 września skąd Riess odleciał do oblężonej Warszawy, pod pretekstem doprowadzenia samolotu do rumuńskiej fabryki IAR. Jednak prawdziwym celem tej wyprawy była Warszawa, a dokładniej przekazanie rozkazów dla gen. Rómmla. Podczas lądowania na lotnisku mokotowskim samolot doznał uszkodzeń podwozia po wpadnięciu do leju po bombie.
Następnego dnia Riess wraz z załogą wczesnym rankiem odleciał z Warszawy do Kowna. Najczęściej w tym miejscu kończone są polskie publikacje i artykuły dotyczące Suma. Jednak dzięki pamiętnikowi litewskiego pilota Jonasa Dovydaitisa możemy dowiedzieć się nieco więcej o ostatnim locie Suma w polskich barwach.
Tuż po minięciu przez Suma litewskiego miasta Kalwaria do jednostki myśliwskiej, w której dyżur pełnił Dovydaitis drogą telefoniczną dotarł meldunek o niezidentyfikowanym samolocie, który przekroczył granicę i leci w kierunku Kowna. Po dość czasochłonnym procesie rozruchu maszyn w powietrze wzbiła się para francuskich myśliwców Dewoitine 501L. Po osiągnięciu pułapu 600 m i obraniu kursu na Suwałki, litewskie myśliwce miały dogodną pozycję ze słońcem w plecy. Początkowo spodziewano się, że przestrzeń powietrzną ich kraju musiał naruszyć samolot niemiecki.
Po pewnym czasie para litewskich myśliwców dostrzegła samolot zmierzający spokojnie w stronę Kowna. Kiedy dwójka zbliżała się do obcego samolotu dostrzegła, że ma do czynienia z polską maszyną. Jonas Dovydaitis opisał to spotkanie w następujący sposób:
Jest! W oddali widzę ciemnozielony samolot. Białe i czerwone kwadraty. Polak! Sylwetka samolotu jest mi obca. Po czasie okazuje się, że to najnowszy, trzymiejscowy bombowiec. Dolnopłat, podwójny ogon i gwiazdowy silnik. Cała załoga siedzi pod zamkniętą, przeszkloną osłoną.
Widzę kogoś... kiedy byliśmy w połowie drogi ze stanowiska tylnego strzelca wychyla się człowiek, podnosi obie ręce krzyżuje je i znów podnosi. Zrozumiałem o co chodzi, oni poddają się! Po chwili pilot zmniejszył obroty silnika i ciężki samolot zaczął zniżać lot.
Polska maszyna posłusznie, bez żadnych sztuczek poleciała w towarzystwie myśliwców na lotnisko w Kownie. Po zatrzymaniu się litewscy piloci z zaciekawieniem oglądali Suma, który nosił na sobie ślady wojny. Kadłub pochlapany gorącym olejem, a dziury po pociskach w skrzydłach były prawdopodobnie wynikiem ostrzału samolotu przez Niemców, który miał miejsce w dniu poprzednim w rejonie Okęcia.
Pierwsze spotkanie z polskimi lotnikami litewski pilot podsumował następująco:
Po chwili z kabiny zaczęli wysiadać. Blade twarze, ponure, przygnębione. Trzech, czterech, pięciu...pięciu młodych mężczyzn! Do dzisiaj pamiętam polskiego majora w długim zielonym płaszczu. Jego twarz była okrągła, niegolona i w ziemistym kolorze(...) Następnie wyciąga z kieszeni malutki obrazek. -Matka Boska Ostrobramska- mówi major, całując obrazek. -To, że zawsze mi pomagała...
Dość komiczne sceny. Ale nie chcę się śmiać. Przed nami stoją ludzie,których ojczyzna właśnie legła w gruzach. Ludzie bez ojczyzny (...) Samolot przyleciał z otoczonej, płonącej i splądrowanej Warszawy. Była to ostatnia maszyna, która stała w fabryce. Pospiesznie zakończono instalację, a następnego dnia żołnierze jeszcze po ciemku opuścili miasto. Po drodze samolot został zaatakowany przez Messerschmitty, ale udało się uniknąć zestrzelenia dzięki ucieczce w chmury. Jedyny spadochron miał tylko pilot...Chętnych na lot było więcej, ale w samolocie zabrakło już miejsca.
Major Urbanowicz (w rzeczywistości wspomniany Urbanowicz miał stopień kaprala)ukrył święty obrazek. Jego wzrok stał się ciekawy i z zainteresowaniem oglądał nasze włoskie kombinezony i nowe pochwy kryjące rewolwery. On zapytał: -Czy widział pan w powietrzu moje znaki? Po przetłumaczeniu skinęliśmy głową twierdząco. Po chwili westchnął głęboko, spojrzał gdzieś na horyzont powiedział: -Warszawa...Moja Warszawa... Jego głos był drżący i zdawało się, że płacze.
Samolot i załoga została internowana, ale po pewnym czasie udało im się dostać do Wielkiej Brytanii. Co dalej stało się z samolotem? Niestety nie zachowały się dane na ten temat. Prawdopodobnie po zajęciu Litwy przez ZSRR maszyna dostała się w ręce agresorów. Czy w Kownie mogły zachować się jakiekolwiek pamiątki, a być może materialne ślady po polskim samolocie PZL-46 Sum?
Oryginalny tekst z pamiętnika Jonasa Dovydaitisa możecie zobaczyć >>>tutaj.
Tekst: samolotypolskie.blogspot.com, Źródła: A.Glass, Polskie konstrukcje lotnicze 1893-1939. E. Malak, Prototypy samolotów bojowych i zakłady lotnicze. Polska 1930-1939
Pierwszy prototyp nowego samolotu rozpoznawczo - bombowego PZL-46 Sum został oblatany w sierpniu 1938 roku przez Jerzego Widawskiego. Opinia pilota była jednoznaczna- nie nadaje się do niczego, a Widawski zaproponował, że lepszym rozwiązaniem będzie zakup licencji na samolot angielski. Zupełnie odmienną ocenę Sumowi wystawił Bolesław Orliński, który uznał, że samolot jest bardzo dobry...
Tak czy inaczej po dopracowaniu konstrukcji Suma, w marcu 1939 roku Minister Spraw Wojskowych wydał polecenie rozpoczęcia produkcji seryjnej nowego bombowca. Zamówienie opiewało aż na 300 egzemplarzy, z których pierwsze miały zostać dostarczone do jednostek wiosną 1940 roku.
Do wybuchu wojny powstały dwa prototypy, a trzeci był w fazie budowy. Na jednym z nich Stanisław Riess 5 września opuścił bombardowaną Warszawę i odleciał do Lwowa. Samolot przebywał tam do do 18 września, a w międzyczasie doznał niegroźnych uszkodzeń kiedy to podczas lądowania samolot PZL P.11g Kobuz zawadził skrzydłem o jeden ze stateczników Suma.
Gdy Polska została zaatakowana przez ZSRR zapadła decyzja o ewakuowaniu samolotu do Rumunii. Po wyremontowaniu usterzenia na Wołyniu maszyna odleciała w kierunku Bukaresztu. Tam pozostawała do 26 września skąd Riess odleciał do oblężonej Warszawy, pod pretekstem doprowadzenia samolotu do rumuńskiej fabryki IAR. Jednak prawdziwym celem tej wyprawy była Warszawa, a dokładniej przekazanie rozkazów dla gen. Rómmla. Podczas lądowania na lotnisku mokotowskim samolot doznał uszkodzeń podwozia po wpadnięciu do leju po bombie.
Następnego dnia Riess wraz z załogą wczesnym rankiem odleciał z Warszawy do Kowna. Najczęściej w tym miejscu kończone są polskie publikacje i artykuły dotyczące Suma. Jednak dzięki pamiętnikowi litewskiego pilota Jonasa Dovydaitisa możemy dowiedzieć się nieco więcej o ostatnim locie Suma w polskich barwach.
Tuż po minięciu przez Suma litewskiego miasta Kalwaria do jednostki myśliwskiej, w której dyżur pełnił Dovydaitis drogą telefoniczną dotarł meldunek o niezidentyfikowanym samolocie, który przekroczył granicę i leci w kierunku Kowna. Po dość czasochłonnym procesie rozruchu maszyn w powietrze wzbiła się para francuskich myśliwców Dewoitine 501L. Po osiągnięciu pułapu 600 m i obraniu kursu na Suwałki, litewskie myśliwce miały dogodną pozycję ze słońcem w plecy. Początkowo spodziewano się, że przestrzeń powietrzną ich kraju musiał naruszyć samolot niemiecki.
Po pewnym czasie para litewskich myśliwców dostrzegła samolot zmierzający spokojnie w stronę Kowna. Kiedy dwójka zbliżała się do obcego samolotu dostrzegła, że ma do czynienia z polską maszyną. Jonas Dovydaitis opisał to spotkanie w następujący sposób:
Jest! W oddali widzę ciemnozielony samolot. Białe i czerwone kwadraty. Polak! Sylwetka samolotu jest mi obca. Po czasie okazuje się, że to najnowszy, trzymiejscowy bombowiec. Dolnopłat, podwójny ogon i gwiazdowy silnik. Cała załoga siedzi pod zamkniętą, przeszkloną osłoną.
Widzę kogoś... kiedy byliśmy w połowie drogi ze stanowiska tylnego strzelca wychyla się człowiek, podnosi obie ręce krzyżuje je i znów podnosi. Zrozumiałem o co chodzi, oni poddają się! Po chwili pilot zmniejszył obroty silnika i ciężki samolot zaczął zniżać lot.
Polska maszyna posłusznie, bez żadnych sztuczek poleciała w towarzystwie myśliwców na lotnisko w Kownie. Po zatrzymaniu się litewscy piloci z zaciekawieniem oglądali Suma, który nosił na sobie ślady wojny. Kadłub pochlapany gorącym olejem, a dziury po pociskach w skrzydłach były prawdopodobnie wynikiem ostrzału samolotu przez Niemców, który miał miejsce w dniu poprzednim w rejonie Okęcia.
Pierwsze spotkanie z polskimi lotnikami litewski pilot podsumował następująco:
Po chwili z kabiny zaczęli wysiadać. Blade twarze, ponure, przygnębione. Trzech, czterech, pięciu...pięciu młodych mężczyzn! Do dzisiaj pamiętam polskiego majora w długim zielonym płaszczu. Jego twarz była okrągła, niegolona i w ziemistym kolorze(...) Następnie wyciąga z kieszeni malutki obrazek. -Matka Boska Ostrobramska- mówi major, całując obrazek. -To, że zawsze mi pomagała...
Dość komiczne sceny. Ale nie chcę się śmiać. Przed nami stoją ludzie,których ojczyzna właśnie legła w gruzach. Ludzie bez ojczyzny (...) Samolot przyleciał z otoczonej, płonącej i splądrowanej Warszawy. Była to ostatnia maszyna, która stała w fabryce. Pospiesznie zakończono instalację, a następnego dnia żołnierze jeszcze po ciemku opuścili miasto. Po drodze samolot został zaatakowany przez Messerschmitty, ale udało się uniknąć zestrzelenia dzięki ucieczce w chmury. Jedyny spadochron miał tylko pilot...Chętnych na lot było więcej, ale w samolocie zabrakło już miejsca.
Major Urbanowicz (w rzeczywistości wspomniany Urbanowicz miał stopień kaprala)ukrył święty obrazek. Jego wzrok stał się ciekawy i z zainteresowaniem oglądał nasze włoskie kombinezony i nowe pochwy kryjące rewolwery. On zapytał: -Czy widział pan w powietrzu moje znaki? Po przetłumaczeniu skinęliśmy głową twierdząco. Po chwili westchnął głęboko, spojrzał gdzieś na horyzont powiedział: -Warszawa...Moja Warszawa... Jego głos był drżący i zdawało się, że płacze.
Samolot i załoga została internowana, ale po pewnym czasie udało im się dostać do Wielkiej Brytanii. Co dalej stało się z samolotem? Niestety nie zachowały się dane na ten temat. Prawdopodobnie po zajęciu Litwy przez ZSRR maszyna dostała się w ręce agresorów. Czy w Kownie mogły zachować się jakiekolwiek pamiątki, a być może materialne ślady po polskim samolocie PZL-46 Sum?
Oryginalny tekst z pamiętnika Jonasa Dovydaitisa możecie zobaczyć >>>tutaj.
Tekst: samolotypolskie.blogspot.com, Źródła: A.Glass, Polskie konstrukcje lotnicze 1893-1939. E. Malak, Prototypy samolotów bojowych i zakłady lotnicze. Polska 1930-1939
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz