Frantic 7. Amerykańska pomoc dla Powstania Warszawskiego
Po wypełniającym cały poprzedni wieczór pogotowiu, w poniedziałek 18 września od wczesnych godzin porannych na stanowiskach samolotów trwała wytężona praca. Mechanicy dokonywali pośpiesznie ostatnich przeglądów samolotów, tankowano paliwo oraz zaopatrywano uzbrojenie bombowców w amunicję. W tym czasie załogi, wyrwane ze snu o godzinie trzeciej, zjadły śniadanie, pobrały wyposażenie składające się z masek tlenowych, spadochronów oraz zestawów na wypadek awaryjnego lądowania i już gotowe udały się na odprawy, prowadzone oddzielnie dla poszczególnych członków załóg: pilotów, bombardierów, nawigatorów oraz radiooperatorów.
Wstępna odprawa należących do 355 Grupy Myśliwskiej pilotów odbyła się jeszcze w dniu 12 września. Omówione zostały między innymi: ogólna sytuacja polityczna i militarna w Warszawie oraz oczekujące grupę zadania. Pilotom polecono pozostawienie broni bocznej, niewdawanie się w dyskusje polityczne z Rosjanami, a w przypadku awaryjnego lądowania na terytorium będącym w ich posiadaniu zakazano podejmowania dalszych samodzielnych akcji oraz zalecono pozostanie w kabinie samolotu. Załogi uprzedzono także o spodziewanej obecności myśliwców rosyjskich, które miały operować poniżej bombowców.
Aby służyć ewentualną pomocą, do 100 Grupy Bombowej dołączyli oficerowie wywiadu z 355 Grupy Myśliwskiej Danny M. Lewis oraz por. E. H. Mc Millan.
Przebieg tego, co działo się rankiem 18 września w jednej z anonimowych baz amerykańskich bombowców, relacjonuje w reportażu zamieszczonym w „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza” kpt. pilot M. W. Kowalski. Wspominając ten dzień, autor reportażu zanotował, że na początku prowadzący odprawę kapitan informacyjny zaprezentował cel i trasę wyprawy, a następnie powiedział:
Dzisiejsza ekspedycja jest bezpośrednim wynikiem konferencji naszego Prezydenta z premierem Churchillem w Quebec. Doszli oni do wspólnego wniosku o konieczności wzmożenia pomocy Warszawie. Nasza dywizja bombowa już trzykrotnie brała udział w operacjach tego rodzaju, dokonując zrzutów broni i amunicji dla francuskiego Maquis. Pamiętacie jak szczodrze byliście wynagrodzeni zyskanymi wynikami za pomoc, jaką daliście francuskiej Armii Podziemnej. Dziś podobnej pomocy oczekuje od was Warszawa, która od wielu tygodni walczy z Niemcami i odczuwa dotkliwie brak broni i amunicji. Nad Warszawą spotkacie lotnictwo myśliwskie sowieckie, a po dokonaniu lotu lądować będziecie w Rosji51.
Później oficer poinformował zebranych, że zrzuty mają być dokonywane w dwóch miejscach, a samoloty zostały podzielone na odpowiednie grupy, którym przydzielono po jednym z tych rejonów. W tym czasie załogom zaprezentowano mapę Warszawy, podając, które części miasta znajdują się aktualnie w rękach AK oraz w jaki sposób dokonać ich skutecznej identyfikacji. W dalszej części odprawy ten sam oficer przedstawił przewidywaną sytuację meteorologiczną. Według prognoz jedyne trudności miały występować wyłącznie nad Anglią, gdzie spowijająca lotnisko mgła mogła utrudniać kołowanie i start maszyn. Przewidywane dotarcie wyprawy nad cel miało nastąpić pomiędzy godziną trzynastą i czternastą, a samo lądowanie w Rosji o godzinie szesnastej52.
Chociaż przytaczana relacja o tym nie wspomina, w trakcie odprawy nie zabrakło także na pewno standardowych informacji o czasie uruchomienia silników, kolejności kołowania, używanych częstotliwościach radiowych, trasie dolotu, punktach początkowych i samym kursie.
Po zakończeniu spotkania zebranym członkom załóg przedstawiono dowódcę Polskich Sił Powietrznych, gen. bryg. pil. Mateusza Iżyckiego, który przemówił do zgromadzonych:
W imieniu Rządu Polskiego i Lotnictwa Polskiego przyszedłem Was odwiedzić w dniu, w którym Ameryka niesie pomoc Warszawie. Dzień ten oczekiwany przez miliony w Polsce jest niewątpliwie historycznym. Warszawa walczy od 48 dni i jest już u kresu swoich sił. Pomoc, jaką zawieziecie, może zadecydować o uratowaniu wielu istnień ludzkich i przyczynić się do ostatecznego zwycięstwa. Jestem przekonany, że zrobicie to dobrze. Życzę wam w oczekującym was zadaniu – good luck!53
Słowa generała zostały przyjęte oklaskami. Jak podaje reporter: załogi zabierały się do tej wyprawy z ogromnym zapałem i z wielkim sercem. Przygoda ich ciągnęła wielkością swego zadania i swoją niezwykłością. Na zakończenie spotkania głos zabrał nieokreślony z nazwiska dowódca wyprawy, który powiedział:
Nie jestem historykiem (…). Ale wszyscy znamy nazwisko Kościuszko, który był Polakiem i wziął udział w wojnie wyswobodzenia Ameryki. Dzisiaj macie sposobność odwdzięczenia się Polsce za to, co on dla nas wtedy zrobił. Jestem przekonany, że z tej sposobności wszyscy chętnie skorzystamy.
Po zakończeniu odprawy załogi zostały rozwiezione do miejsc postoju swoich bombowców. Ubrani w wiele warstw ubrań i obciążeni spadochronami lotnicy nie bez trudu zajmowali miejsca w samolotach. Wkrótce potem rozpoczęła się rutynowa procedura uruchamiania silników i sprawdzania radia. Wreszcie, sunąc wolno po pasach startowych, bombowce ustawiały się kolejno na drogach kołowania i startowały w 30-sekundowych odstępach.
Tego dnia pomiędzy godziną 6:00 i 6:20 rano z angielskich lotnisk 8 Armii Lotniczej wystartowało łącznie 110 bombowców Boeing B-17 „Flying Fortress” należących do 13 Skrzydła Bombowego, 3 Dywizji Bombowej, 8 Armii Lotniczej USAAF. Skład formowanej nad Anglią wyprawy tworzyły trzy Grupy Bombowe:
• 95 Grupa Bombowa
Dowódca: płk Karl Truesdell Jr. – dowodzący całością wyprawy.
Baza 119, Horham, hrabstwo Suffolk. Dywizjony: 334, 335, 336, 412 – 36 samolotów.
• 100 Grupa Bombowa (The Bloody Hundredth)
Dowódca: ppłk Thomas S. Jeffrey.
Baza 174, Thorpe Abbotts, hrabstwo Suffolk. Dywizjony: 349, 350, 351, 418 – 38 samolotów.
• 390 Grupa Bombowa
Dowódca: mjr William J. Jones (dowódca 570 Dywizjonu, 390 Grupy Bombowej).
Baza 153, Framlingham (Parham), hrabstwo Suffolk. Dywizjony: 568, 569, 570, 571 – 36 samolotów.
Użyte w misji bombowce Boeing B-17 „Flying Fortress” były podstawowym typem ciężkiego bombowca amerykańskiego, a jego odmiana G, która weszła do eksploatacji we wrześniu 1943 roku, stanowiła najliczniej produkowaną wersję tego samolotu. Zbudowana zgodnie z amerykańską koncepcją bombardowania dziennego w dużych formacjach, była to – wykonana w całości z metalu – potężna, licząca blisko 32 metry rozpiętości skrzydeł i około 23 metrów długości czterosilnikowa maszyna. Jej uzbrojenie składało się z 12 karabinów maszynowych kalibru 0,5 cala (12,7 mm), rozmieszczonych w ośmiu stanowiskach. Zasięg samolotu wynosił około 3000 km, a prędkość maksymalna 486 km/h. W obszernej komorze bombowej, mieszczącej przeciętnie 2700 kg bomb, znajdowało się od 6 do 12 typowych zasobników brytyjskich. Sądząc na podstawie wykonanych podczas misji zdjęć, mogły to być składające się z pięciu oddzielnych sekcji, zakończone charakterystycznym amortyzatorem metalowe pojemniki zrzutowe typu H. Ich liczba uzależniona była m.in. od tego, czy był to samolot prowadzący poszczególne dywizjony w Grupie Bombowej, nazywany Pathfinderem54 , zwykły bombowiec, czy też samolot, w którego komorze bombowej obok zasobników znajdowały się także bagaże. Użyte zasobniki miały blisko 180 cm długości, 40 cm średnicy i ważyły około 100 kg każdy. W ich wnętrzach rozmieszczono przygotowany ładunek/55:
pistolety maszynowe Sten – 2976 sztuk;
karabiny maszynowe Bren – 211 sztuk;
rewolwery – 545 sztuk;
amunicja do pm. Sten – 1 691 400 sztuk;
amunicja do km. Bren – 548 600 sztuk;
amunicja do rewolwerów – 27 250 sztuk;
ręczne granatniki przeciwpancerne Mk. I Piat – 110 sztuk;
pociski do granatników przeciwpancernych Piat – 2200 sztuk;
granaty Gammon – 2490 sztuk;
inne granaty – 4360 sztuk;
materiał wybuchowy Plastyk – 7865 kilogramów;
lonty wybuchowe – 54 400 metrów;
lonty prochowe – 8720 metrów;
detonatory – 21 990 sztuk;
puszki mięsa – 23 520 sztuk;
puszki sucharów – 2016 sztuk;
margaryna – 915 kilogramów;
amerykańskie porcje żywnościowe (K rations56) – 5820 sztuk;
amerykańskie porcje mleka – 5820 sztuk;
sprzęt medyczny – 12 zasobników.
____________________________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz