(foto. ) Słowo Powstanie – pisane z najwyższym szacunkiem – narzucało się samo. Był to zryw zbrojny w imię niepodległości, wymierzony przeciw obcym najeźdźcom i rodzimym kolaborantom – jak Powstanie Listopadowe czy Styczniowe. Liczebnością, skalą strat i bohaterstwa najbardziej przypominało to ostatnie. Także sposobem walki – w rozproszeniu. Jednak w zbiorowej pamięci nie zaistniało. A jeśli już, to jako okres walk władzy ludowej z „bandami”. Mówię o Powstaniu Antysowieckim. Od tamtych – uznanych – powstań różniło się tym, że jego żołnierze zostali zabici niejako dwa razy: po raz pierwszy dosłownie – przez wrogów, po raz drugi symbolicznie – przez rodaków.
Nazwy powstań wywodzą się u nas albo od daty, albo od miejsca wybuchu. W przypadku Powstania Antysowieckiego mamy do czynienia z pożarem, który wybuchł w kilku miejscach i kilku czasach jednocześnie. Więc jego nazwę wyprowadzić można tylko od wrogów, przeciw którym zostało skierowane. To rosyjscy i polscy organizatorzy półkolonii sowieckiej w miejsce Polski. Jeśli zaś poszukujemy daty nadającej się na symbol wybuchu tego powstania, najbardziej wymowną wydaje się data tragicznego boju mjr. Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza” z NKWD pod Surkontami, 21 sierpnia 1944 r. To były Polskie Termopile. Uczestnicy tej walki wiedzieli, że jest to powstanie i że zginą.
Sowiecka wunderwaffe: oszustwo i skrytobójczy mord
Na Wileńszczyźnie Powstanie Antysowieckie zaczynało się od zdradzieckich napaści rosyjskich partyzantów na Polaków. Tak było w przypadku oddziału ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”, który walczył z Niemcami w rejonie jeziora Narocz, współdziałając kilkakrotnie z dowodzoną przez Fiodora Markowa sowiecką Brygadą Partyzancką im. Woroszyłowa. 26 sierpnia 1943 r. dowództwo AK zostało zaproszone na narady o wspólnych walkach przeciw Niemcom i uwięzione; oddział AK – otoczony i zmasakrowany. Sowieci zamordowali ponad 50 jeńców, wśród nich – po torturach – samego „Kmicica”.
Kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”, dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK
Polski oddział został odtworzony przez por. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” jako 5. Wileńska Brygada AK, zwana także Brygadą Śmierci. Walczył z Niemcami, ich litewskimi sojusznikami i z partyzantką sowiecką. Na żadną „braterską” ucztę ani naradę nie dał się zaprosić. Gdy latem 1944 r. nasiliły się obławy NKWD, „Łupaszka” rozproszył swoją Brygadę i odtworzył ją po raz drugi – we wrześniu 1944 r. – już na Białostocczyźnie. W 1946 r. „Łupaszka” powołał też 6. Brygadę, której dowódcą został kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”. Na obszar PRL przeszli także żołnierze innych oddziałów – przenosząc ze sobą powstanie.
Ataki na Polaków i czystki przeprowadzane przez Rosjan nie były unikatowymi aktami bandytyzmu. Były następstwem podjętej 22 czerwca 1943 r. w Moskwie uchwały KC BP (b) Białorusi nakazującej „wszystkimi sposobami zwalczać oddziały i grupy nacjonalistyczne” (tj. polskie). Decyzja o tym kresowym holocauście została podjęta odgórnie, przez władze sowieckie – jak decyzja o mordzie w Katyniu. Podstęp i skrytobójczy mord zostały oficjalnie wprowadzone do arsenału walk z Polakami. Fakt ten znajduje potwierdzenie w korespondencji sztabów partyzanckich z władzami politycznymi. 4 listopada 1943 r. dowódcy Zgrupowania Baranowickiego, gen. Czernyszow i płk. Armianow, meldowali I Sekretarzowi KC KP (b), Ponomarience: „Tajnie likwidujemy niektórych kierowników organizacji nacjonalistycznych (tj. polskich), prowadzimy działalność demoralizacyjną” . Podobnie pisał 23 listopada kombryg Manochin, dowódca Brygady im. Nikołaja Gastello: „Liczę, że teraz należy z Polakami umówić się o wspólnych działaniach przeciwko Niemcom, a kiedy przyjdzie czas, uderzyć na nich”. Strącony lotnik, któremu propaganda przypisała samobójczy atak na kolumny niemieckich czołgów, nadawał się znakomicie na patrona sowieckiej brygady. Kombryg Manochin planował podstępem zlikwidować właśnie oddział Szendzielarza. Jako skuteczny chwyt stosowane bywało też „słowo honoru sowieckiego oficera” – oczywiście łamane. Wspomniana „działalność demoralizacyjna” polegała na rozpowszechnianiu pogłosek o współpracy polskich dowódców z gestapo, bandyckich napaściach na ludność, aferach finansowych i miłosnych etc. Ten arsenał enkawudyści przekażą polskim ubekom, ci esbekom. Po latach takie zarzuty przeciwko „Ogniowi” i innym polskim partyzantom wysuwać będą Kuroń i jego drużyna. A na 50-lecie Powstania Warszawskiego w Michnikowej „Gazecie Wyborczej” rozpęta się dyskusja o Akowcach mordujących i rabujących Żydów ocalałych z getta.
Żołnierze oddziału Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, dowódca siedzi przy rkm, styczeń 1946 r. - po Zienkach i Górkach
Branka i ucieczki do lasu
Na drugim krańcu Polski, na Rzeszowszczyźnie, zaczęło się od branki. 2 sierpnia 1944 r. samoloty I Frontu Ukraińskiego rozrzuciły ulotkę podpisaną przez marsz. Koniewa, ogłaszającą pobór na rzecz PKWN. W ulotce złowieszczo brzmiało zdanie: „Na zlecenie PKWN mobilizację może przeprowadzić także dowództwo Armii Czerwonej”. Podobnie jak w 1863 r. część młodzieży wolała uciec do lasu. Jako ukrywających się przed branką Sowieci traktowali też żołnierzy z leśnych oddziałów AK.
Obławy były przeprowadzane z zastraszającą brutalnością. Zachowały się raporty m.in. o spaleniu 12 września 1944 r. chat gospodarzy z Boratynia, których synowie nie stawili się do poboru, o otwarciu ognia (16 września 1944 r.) do mężczyzn ukrywających się w lesie pod Przemyślem. Największą grupę 300 mężczyzn porwano nocą z 21 na 22 września 1944 r. w pacyfikowanych wsiach Rzeszowszczyzny i odstawiono pod bronią do punktu w Jarosławiu.
Bunty w armii Berlinga
12 października 1944 r. w stacjonującym w Białce k. Krasnegostawu 31. pp odbywała się kolejna libacja kadry składającej się głównie z „popów” (pełniących obowiązki Polaka). Warunki bytowe tej jednostki były wyjątkowo złe (brak jedzenia i umundurowania), rozeszły się też pogłoski o skierowaniu pułku na front japoński. W libacji nie uczestniczył dowódca kompanii szkolnej ppor. Studziński, który zarządził wymarsz z bronią na nocne ćwiczenia. Jednocześnie kpr. Lipiński zorganizował i wyprowadził drugą grupę. W sumie pułk opuściło dwóch oficerów i 665 podoficerów i żołnierzy. Niektórych z nich potem złapano, niektórzy sami wrócili. Niektórym władze podziemia wydały... zaświadczenia o niepełnoletności.
Warto przy tej okazji odnotować reakcję polskiej propagandy. W rozkazie Naczelnego Dowództwa z 16 października 1944 r. Berling stwierdził, iż dezercja 31. pp i inne pojedyncze i grupowe dezercje dowodzą, że hitlerowsko-akowska agentura działa niezmordowanie na szkodę narodu polskiego i Rzeczypospolitej. Nie skończyło się na potwarzach. 30 października PKWN wprowadził dekret grożący karami (do kary śmierci włącznie) za przynależność do konspiracji, „nielegalne” posiadanie broni, a nawet radioodbiornika.
Burza zmienia kierunek
Główny trzon sił Państwa Podziemnego stanowiły oddziały broniące rodzinnych ziem. Jednostek, które zachowały w nazwie litery AK, było 55, do tego dochodziły oddziały poakowskie – z ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej) i WiN, które tworzyły nurt niepodległościowy. Nurt narodowy reprezentowały formacje NSZ, NOW i NZW.
O oddziałach Powstania Antysowieckiego pisałem już w kolejnych wydaniach „Czerwonej mszy” i w „Encyklopedii Białych Plam”. Tu przypomnę tylko najsławniejsze:
WARSZYC – popularna nazwa oddziałów Konspiracyjnego Wojska Polskiego obejmującego Okręg Łódzki i Wydzielony Okręg Śląski. Organizacja była namiastką państwa podziemnego – z sądownictwem, pionem legalizacji i propagandy. Twórcą i komendantem (do aresztowania w czerwcu 1946 r.) był nauczyciel z zawodu, słynny dowódca antyniemieckiej partyzantki – kpt. Stanisław Sojczyński „Warszyc”. KWP wsławił się zajęciem Radomska z 19 na 20 kwietnia 1946 r. i odbiciem więźniów. Po aresztowaniu i śmierci Sojczyńskiego (19.02.1947 r.) dowództwo nad partyzantką KWP objął Jan Małolepszy „Murat”, który walczył do 9 listopada 1948 r. Otoczony w bunkrze w Budach k. Skrzynna „Murat” poddał się na słowo honoru gwarantujące życie jemu i jego żołnierzom. Skazany na śmierć, odwoływał się od wyroku, zamordowany w celi 13 marca 1949 r.
Na Śląsku działał Oddział VII (Śląskiego) Okręgu NSZ „Bartek” (260 żołnierzy w 9 grupach bojowych), którym dowodził pilot, uczestnik wojny 1939 r. – kpt. Henryk Flame „Bartek”, zwany przez ludność „Królem Podbeskidzia”. Przeprowadził ponad 300 akcji, a wsławił się opanowaniem Wisły i urządzeniem w niej defilady z okazji 3 maja 1945 r. Ujawnił się podczas amnestii, po czym został skrytobójczo zamordowany przez milicjanta Rudolfa Dadaka (Dudka?).
ROAK – RUCH OPORU, (czasem: RUCH OBRONY) ARMII KRAJOWEJ. Nazwę tę przyjmowały liczne oddziały poakowskie (ogółem ponad 30), które mimo rozkazu o rozwiązaniu postanowiły nadal walczyć. Szczególnie aktywne były na Mazowszu.
BRUZDA – Oddział Inspektoratu Łomżyńskiego Obywatelskiej AK podległy formalnie komendantowi Okręgu Białostockiego (i założycielowi OAK) ppłk. Władysławowi Liniarskiemu „Mścisławowi”. Dowódcą był mjr Jan Tabortowski „Bruzda”. Najważniejsze akcje: rozbicie grupy operacyjnej UB/MO w Wyrzykach (11.05.1945 r.), rozbicie więzienia w Łomży (21.05.1945 r.), opanowanie Grajewa (8/9.05.1946 r.), rozbicie siedziby MO/UB w Przytułach (23.08.1954 r.). Ostatnia akcja oddziału była zarazem ostatnią akcją zaczepną antysowieckiego powstania. Podczas walki zginął sam „Bruzda”. Po jego śmierci topniejącą grupką dowodził Stanisław Marchewko „Ryba”. Zginął w bunkrze w Jeziorku, walcząc z obławą KBW.
ORLIK – zgrupowanie Inspektoratu Pułaskiego WiN; dowódcą był mjr Marian Bernaciak „Orlik”. Formacja liczyła ponad 300 żołnierzy w kilku oddziałach. Najważniejsze akcje: rozbicie grupy pacyfikacyjnej KBW/UB w Woli Zadybskiej (13.04.1945 r.), zdobycie siedziby i więzienia UB w Puławach (24.04.1945 r.), opanowanie Kocka (1.05.1945 r.), rozbicie obławy NKWD/KBW w Lesie Stockim (24.05.1945 r). „Orlik” został zabity przez żołnierzy, których sprowadził donosiciel – wiejski kowal (23.06.1946 r.)
OGIEŃ – właśc. Oddział Partyzancki „Błyskawica”. Dowódcą był mjr Józef Kuraś „Ogień”, nazywany „Królem Podhala”. Słynny partyzant po nieudanej próbie współpracy z nowymi władzami rozpoczął „walkę o Polskę bez komunistów”. Zginął otoczony 21 lutego 1947 r. w Ostrowsku – ostatnim strzałem próbując popełnić samobójstwo. Nie jest pewne, czy rana okazała się śmiertelna, czy został zastrzelony przez UB w Nowym Targu.
Obóz oddziału partyzanckiego Józefa Kurasia „Ognia” nad Przełęczą Borek, lato 1946 r.
ODDZIAŁ, nast. ODDZIAŁY OJCA JANA – popularna nazwa oddziałów Okręgu Rzeszowskiego NOW utworzona od pseudonimu dowódcy tej jednostki – kpt. AK, następnie NOW Franciszka Przysiężniaka. Największa akcja: bitwa z oddziałami sowieckimi pod Kuryłówką (7.05.1945 r.), w czasie której poległo 40–72 czerwonoarmistów.
Zgrupowanie mjr Heronima Dekutowskiego - "Zapory" - lato 1946
ZAPORA – 1944–1954, Zgrupowanie Oddziałów Partyzanckich ROAK, nast. WiN Inspektoratów Puławy i Lublin. Dowódcą był cichociemny mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”. Oddział liczył 300 żołnierzy w 9 grupach bojowych. Największe akcje: opanowanie Janowa Lub. (26.04.1945 r.) i odbicie uczestniczek Powstania Warszawskiego z więzienia; rozbicie siedzib MO/UB w Kazimierzu Dolnym (19.05.1945 r.), akcje na Parczew, Bychawę i pacyfikacja Moniak – wsi ormowców (26/27.09.1946 r.). 40 komunistów ukarano chłostą, jeden zginął w czasie strzelaniny.
ŻUBRYD – 1945–1946, dowódcą był kpt. Antoni Żubryd „Zuch”; formacja zbudowana na bazie oddziałów NSZ i AK, w szczytowym okresie – 200 żołnierzy. 24 października 1946 r. Żubryd i jego żona zostali skrytobójczo zamordowani przez agenta UB Jerzego Vaulina. Morderca robił w PRL karierę dziennikarską – a i w II RP żyje dostatnio i bezczelnie. Opublikował nawet list, z którego wynika, że zbrodni nie żałuje, sprawa się przedawniła, więc...
Armaty i kłamstwa
Nie sposób tu wyliczyć wszystkich oddziałów Powstania. Według ubeckich danych przeszło przez nie 99 991 oficerów i żołnierzy walczących w 1364 oddziałach. Liczba ta robi wrażenie zaniżonej, by nie przekroczyć psychologicznej granicy 100 tys. Niektórzy badacze uważają, iż liczba powstańców była wyższa – np. Jerzy Marcinkiewicz przyjmuje, że w pierwszym roku było ponad 80 tys. zorganizowanych w 1057 oddziałów, w latach następnych przeszło jeszcze 30–40 tys. Powstanie Antysowieckie miało przeciwko sobie najpierw trzy dywizje Armii Czerwonej: 62., 63. i 64. Ta ostatnia miała liczebność armii: 35 tys. żołnierzy, sprzęt ciężki, lotnictwo. Zastąpiły ją siły „polskie”: KBW, LWP, MO, które w czasie wyborów w lutym 1947 r. przekroczyły liczbę 300 tys. Tyle liczyły siły Rosjan likwidujących Powstanie Styczniowe.
A jednak żołnierze Powstania Antysowieckiego nie zostali pokonani w polu. Siły powstania złamała oszukańcza „amnestia” z 22 lutego 1947 r. Część żołnierzy uwierzyła w możliwość kontynuowania walki w sposób demokratyczny, w możliwość wygrania wyborów. Te odbyły się 19 stycznia 1947 r. w atmosferze terroru i zostały, oczywiście, sfałszowane. Te oszustwa nie miałyby szans, gdyby kłamstwo amnestii nie było wspierane innymi. Główną rolę odegrała zależna od władz publicystyka. To ona upowszechniała poczwórne kłamstwo „założycielskie” PRL: wyzwolenia, niepodległości, demokracji i socjalizmu. W rzeczywistości Polska przeszła spod okupacji niemieckiej pod sowiecką, była krajem rządzonym przez władzę namiestniczą, nie działały podstawowe wolności demokratyczne (słowa, druku, zgromadzeń etc.), z socjalizmu zostały frazesy. Gospodarka PRL była kapitalizmem nie tyle państwowym, ile grupowym (podmiot zbiorowy równa się nomenklatura partyjna); PRL zamieniała się w filię przedsiębiorstwa o nazwie ZSRR.
W atmosferze kłamstwa zawiodły autorytety. Kościół próbował grać z władzą i zdawał się nie dostrzec powstania (angażowali się tylko pojedynczy kapłani), wszyscy uczciwsi politycy siedzieli w więzieniach albo na emigracji. Z braku laku za autorytet moralny i polityczny uchodził Mikołajczyk. Zapomniano, że dostał się do władzy dzięki zdradzeniu rządu RP. Jeszcze w Londynie wydał oświadczenie (15.04.1945 r.), w którym poparł pojałtańską granicę Polski. Za to został zaproszony do Moskwy i dołączony do powstającego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Zostawszy wicepremierem i przywódcą PSL, cieszył się zaufaniem nieproporcjonalnym do zdolności i inteligencji i chyba rzeczywiście wierzył w wyborcze zwycięstwo. Jego kompromisowość szła tak daleko, że 26 września 1946 r. na posiedzeniu Rady Ministrów nie tylko poparł wniosek Michała Roli-Żymierskiego o odebranie obywatelstwa polskim wyższym oficerom pozostającym na emigracji, ale nawet zażądał dopisania „głównego winowajcy” – gen. Andersa. To była druga zdrada Mikołajczyka, Trzecią stanowiła ucieczka z kraju w październiku 1947 r. Dał się po prostu „wystraszyć z Polski” i uciekł – zostawiając swą partię na łup komunistów.
Ostatnie bitwy, ostatni bohaterowie
Z końcową datą Powstania Antysowieckiego jest taki sam problem, jak z początkową. Amnestia 1947 r. nie zakończyła walk, powstańcy przeszli od taktyki działania brygadami do taktyki walk małych patroli i walczyli jeszcze kilka lat. Komunistom nie udała się likwidacja partyzantki dla uczczenia Konstytucji 1952 r. Jeśli za koniec Powstania uznać utratę zdolności do przeprowadzania działań zaczepnych, to datą końcową byłoby zdobycie siedziby MO/UB w Przytułach 23 sierpnia 1954 r. przez mjr. Jana Tabortowskiego. Ale jeszcze w 1955 r., według sprawozdań milicyjnych, walczyło 54 partyzantów w 18 grupach oraz 36 samotników.
Dowódca ubeckich akcji pacyfikacyjnych Stanisław Wałach zaproponował znacznie późniejszą finalną datę. Ostatni rozdział swych wspomnień „Świadectwo tamtym dniom” zatytułował „Koniec »Ryby«, koniec zbrojnego podziemia”. Wspominany Stanisław Marchewka „Ryba” zginął w walce 4 marca 1957 r.
Sierż. Józef Franczak „Lalek”, ostatni żołnierz niepodległościowego
podziemia, poległ z bronią w ręku 21 października 1963 r.
Szacunek dla odwagi i wytrwałości nakazuje także przypomnieć, że ostatni partyzant Józef Franczak „Lalek”, uczestnik kampanii wrześniowej i walk przeciw obydwu okupantom, przebywał w polu do 21 października 1963 r. Prawie 24 lata! Zginął w walce z „grupą likwidacyjną” – 35 żołnierzy prowadzonych przez dwóch esbeków. Dzięki IPN wiemy, że wydał go TW „Michał” – krewny matki jego syna, Stanisław Mazur. Rodzinie Franczaka wydano zwłoki pozbawione głowy.
Amnestia ujawniła rozmiary i charakter powstania. Skorzystało z niej 54 621 osób, w tym 33 915 chłopów, 14 178 robotników i tylko 2 915 inteligentów. Resztę stanowiła „młodzież”. Odpowiadało to ówczesnej strukturze klasowej w Polsce i zadawało kłam propagandowym twierdzeniom, jakoby powstanie było sprawą odchodzącej w przeszłość szlachty i reakcyjnej inteligencji. Powstanie miało po prostu – po raz pierwszy w naszej historii – charakter ogólnonarodowy.
Wierność i zdrada elit
Byli bohaterscy dowódcy: „Kotwicz”, „Łupaszka”, „Warszyc”, były bohaterskie bitwy i potyczki – Kuryłówka, Las Stocki, zajęcie Kazimierza Dolnego, Janowa, Radomska, był wiec w Kocku i defilada w Wiśle. Ważny i militarnie, i symbolicznie charakter miało rozbijanie więzień: Brzozów, Puławy, Rembertów, Kielce, Pułtusk – w sumie rozbito ponad 70 więzień i aresztów. A jednak czyny te nie doczekały się nie tylko Sienkiewicza, ale nawet swojego Konwickiego czy Brandysa. Bo Konwicki opowiedział się po stronie oprawców z UB, podobnie jak Brandys, Ważyk, Lewin, Wirpsza, Bocheński, Woroszylski, jak większość PRL-owskich „eliciarzy”. Nim opowiemy o ich zdradzie, cofnijmy się na chwilę w czasy XIX-wiecznych powstań.
Podwójny wymiar walki
Pierwszym Polakiem, który zauważył, że walka o polskość toczy się nie tylko w wymiarze materialnym, był Słowacki. Pisząc „Kilka słów odpowiedzi na artykuł pana Z.K.”, stwierdził z dumą: „pracowałem jedynie dlatego, aby literaturę naszą, ile jest w mojej mocy, silniejszą i trudniejszą do złamania wichrom północnym uczynić. Kordjan świadczy o tem, żem jest rycerzem tej nadpowietrznej walki, która się o narodowość naszą toczy”.
Słowacki był bardem Powstania Listopadowego, autorem utworów tak popularnych, jak: „Hymn”, „Kulik”, „Pieśń legionu litewskiego”, ale także „Grób Agamemnona” – tragiczny, pełen wstydu za siebie i Polaków („pół rycerzy żywych”). Słowacki przeniósł też do mitologii narodowej gen. Sowińskiego, który walczył i zginął w okopach Woli. I choć krytycy się spierają, w którym miejscu naprawdę zginął, wiemy, że zginął „Oparłszy się na ołtarzu, Na białym bożym obrusie” – w kościele
św. Wawrzyńca.
Mickiewicz też był rycerzem walki nadpowietrznej i w tej walce dopełnił obowiązku. Przypomniał bohaterów powstania tak przejmująco, że wciąż jesteśmy przekonani, iż kapitan Ordon rzeczywiście zginął, wysadzając się wraz z redutą. Mickiewicz przeniósł także w sferę patriotycznego sacrum Emilię Plater – bohaterkę Śmierci Pułkownika.
Postać bohatera, który walczył pod Iganiami, Ostrołęką i w obronie Warszawy – Józefa Bema – uwiecznił genialny rapsod Norwida. Pogrzeb zmienia się w marsz wolności i może od czasów Bema zaczęła się przyszłość.
Powstanie Styczniowe doczekało się hołdu m.in. od Orzeszkowej, która w utworze „Gloria victis” zrównała Traugutta z Leonidasem. Ważnym w tworzeniu narodowego sacrum utworem jest też powieść „Nad Niemnem”: powstanie jawi się tu jako czas święty, Mogiła Powstańców – jako Miejsce Święte. Wspominał o Powstaniu 1863 – mimo cenzury – Prus; Żeromski poświęcił tamtym wydarzeniom utwory tak wstrząsające, jak: „Rozdziobią nas kruki, wrony” czy „Wierna rzeka”. Wypada też przypomnieć „Zakuwaną Polskę” Jana Matejki, „Patrol powstańczy” Maksymiliana Gierymskiego czy cykle Artura Grottgera „Polonia” i „Lithuania”. Te dzieła dostarczały form, symboli i postaci dla wyobraźni sakralnej Polaków.
Powstanie 1863 r. doczekało się też hołdu ze strony największego z naszych mężów stanu – Józefa Piłsudskiego. Nie tylko poświęcił tamtym wydarzeniom kilka prac jako historyk , lecz także jako Naczelnik Państwa otoczył specjalną opieką. Powstańcom 1863 r. przyznano specjalne renty, prawo noszenia munduru, żołnierze i oficerowie byli zobowiązani oddawać im honory. Pogrzeby odbywały się na koszt państwa, z asystą wojskową.
Kilka słów o czerwonych błaznach i jeszcze czerwieńszych kapłanach
Była już mowa o tym, że propaganda PRL nazywała powstańców bandytami, zarzucała im współpracę z Hitlerem i zbrodnie na ludności cywilnej. Wynalazkiem komunistów był nowy rodzaj kłamstwa: kłamstwo tak monstrualne, że już niepodobne do kłamstwa. Aż trudno było podejrzewać, że faszystą nazywano kogoś, kto walczył z Niemcami, że mordowanie Żydów można przypisać oddziałowi, który ich ratował. Ten nowy rodzaj kłamstwa stosowały nasza propaganda i literatura, która stała się jej przedłużeniem. Oto kilka przykładów.
Brygada Świętokrzyska NSZ nie brała udziału w Powstaniu Antysowieckim; stoczyła kilka bitew z Niemcami, potem wymaszerowała na Zachód – po drodze wyzwalając obóz w Holišovie i ratując od śmierci kilkaset Żydówek. Andrzej Mandalian w „Balladzie o Brygadzie Świętokrzyskiej” połączył ten oddział w jedną formację z Oddziałem „Ojca Jana” i przedstawił jako sojuszników Niemiec, do tego mordujących i grabiących Żydów.
O przesłuchaniach, torturach, obławach dokonywanych na powstańcach przez UB wiadomo było od początku „utrwalania władzy ludowej”. Wiktor Woroszylski poświęcił ubekom „Czuwającym w noc noworoczną” wiersz, w którym podziwia ich pracę (często nocną, męczącą) i składa życzenia zwycięstwa. Arnold Słucki w wierszu „Tatrzańska pieśń” przedstawił z kolei ubeków jak bard. Wiersz zakończył z lirycznym wzruszeniem: „Nie wyryto nawet nazwiska, górski kwiat/ zdobi kamień, gdzie prosty Ubowiec, w boju padł”.
W lipcu 1954 r. ukazała się antologia „Wiersze i pieśni poświęcone Pracownikom Bezpieczeństwa”, w której czołowi polscy poeci złożyli hołd mordercom, pogromcom Antysowieckiego Powstania. Prócz wspomnianego wiersza Słuckiego, znalazły się tam wiersze Mandaliana (jako Kowalskiego), Fiszera, Stillera, Dobrowolskiego, Urgacza, Wygodzkiego, Pasternaka, a także pieśń Lewina zatytułowana „Czuwamy”, a pomyślana jako hymn UB. Muzykę do niej napisało aż dwóch gorliwych kompozytorów: pierwszy wariant zaproponował Aleksander Barchacz, drugi – Edward Olearczyk.
Propaganda pierwszych lat PRL narzuciła wyobraźni narodowej stereotyp „band leśnych” – polskich faszystów, żydożerców i niemal żydopijców. Nie było polemik, gdyby były – nie przebiłyby się przez cenzurę. Honor polskiej poezji ratował krążący w odpisach wiersz Kazimierza Wierzyńskiego „Na rozwiązanie Armii Krajowej’.
W późniejszych latach ten stereotyp nie był już tak nachalnie narzucany, był jednak utrwalany. Pojawił się i w powieści (Brandys, Konwicki), i w dramacie („Do piachu” Różewicza), i w filmie, który najmocniej kształtuje zbiorową wyobraźnię. Przypomnijmy: 1951 r. – „Piątka z ulicy Barskiej” Aleksandra Forda (scen. Kazimierza Koźniewskiego). Rzecz dzieje się w Warszawie, ale zjawia się też „podziemie”, które pcha młodzież do zbrodni; 1961 r. – „Ogniomistrz Kaleń”, w którym Ewa i Czesław Petelscy postawili na równi z bandytami z UPA polskiego bandytę – Żubryda; 1975 r. – „Znikąd donikąd” w reżyserii Kazimierza Kutza. Akowcy pokazani jako psychopaci walczący przeciw całemu społeczeństwu, nawet ksiądz jest przeciwko AK! Autorem scenariusza nagrodzonego na konkursie 30-lecia PRL był Ryszard Kłyś.
Po stronie „utrwalaczy” opowiadali się także reprezentanci sztuk plastycznych – np. Marian Konieczny, który zainstalował w Nowej Hucie Lenina; Władysław Hasior i „Organy” poświęcone Poległym o utrwalenie władzy ludowej na Podhalu, czyli mordercom partyzantów „Ognia”. Po stronie morderców opowiadał się też w „PRL dla początkujących” Jacek Kuroń, dla którego „ogniowcy” byli po prostu bandytami, i wielu publicystów z kręgu „Wyborczej”.
Podobnych przykładów można znaleźć setki. Wszystkie zdają się dowodzić jednego, zdrady elit. Czasem jest ona bardziej ostentacyjna, czasem bardziej dyskretna. W pierwszym przypadku przejawia się w formie bluźnierstw i kpin, polega na niszczeniu polskiego sacrum. O zwycięstwie można jednak mówić nie z chwilą powalenia przeciwnika, nawet nie z chwilą obrzucenia go błotem, ale dopiero z chwilą narzucenia mu swojego obrazu świata. I tutaj główną rolę odgrywają ci „szlachetniejsi” z poetów – nie szydercy, tylko kapłani. Oni nie kpią, oni w miejsce polskich wartości i wzorców wprowadzają sowieckie. Budują antysacrum. Tu pojawa się w roli nieśmiertelnego Boga mumia Lenina czuwająca w mauzoleum i Stalin jako Bóg wcielony, Wielki Marzyciel z wiersza Wirpszy. Rolę lokalnych świętych odgrywają działacze komunistyczni – od Bieruta z wiersza Słonimskiego czy Iwaszkiewicza, przez Dzieżyńskiego opiewanego przez Lewona, do Findera z panegiryku Jastruna i gen. Waltera z pieśni Stillera. Nowa Wiara ma też swoje święta stałe (Rewolucja, 1 Maja) i ruchome – jak wstąpienie do partii ze wzruszeniem opisywane przez Szymborską czy Lewina, Woroszylskiego. Ma swoje miejsca święte, enklawy przyszłości – np. Nową Hutę, którą ze wzruszeniem opiewali Międzyrzecki z Różewiczem. Jeżeli literacki błazen mógł tylko bluźnić i popluwać, literaccy kapłani łudzili nowym rodzajem świętości i to oni utrwalali zwycięstwo sowietyzmu.
1) „Zarys historii militarnej powstania styczniowego”, „22 stycznia 1863”. „Rok 1863”. „Wpływ wschodu i zachodu na Polskę w epoce 1863 roku”, „Stosunek wzajemny wojska i społeczeństwa w 1863 roku”.