n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

środa, stycznia 02, 2013

Dzieło: Lwowska Panorama

... Praca podjęta w 1931r. trwala również podczas okupacji sowieckiej i niemieckiej. Mimo biedy, terroru okupacji, aresztowań i śmierci kilku osób z zespołu, w 1946 roku wykonano model warownego centrum miasta. W roku 1946 Witwickiemu udało się uzyskać zezwolenie na wywiezienie go z opanowanego przez Sowietów Lwowa. Niestety na dwa dni przed wyjazdem został zamordowany przez miejscowe NKWD. Panoramę przewiozła do Polski żona Janusza Witwickiego, Irena. Przez wiele lat przechowywano ją w Warszawie, potem trafiła do Wrocławia. 
 * * *
Janusz Witwicki
1903-1946 Panorama plastyczna dawnego Lwowa


Wydanie specjalne ukraińskiego czasopisma "Будуємо інакше"("Budujemy inaczej")" na 100-lecie urodzin Janusza Witwickiego, architekta, historyka sztuki, twórcy Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa.
(Lwów, 2004).
Opracował Michał Witwicki
Adres redakcji "Будуємо інакше":
Україна, 79005,Львів-5 Вул.Ш.Руставелі, 7/318 ,
Ukraina, 79005 Lwów-5,ul.Szota Rustaweli 7/318



WSTĘP
Ta publikacja, wydana w 100-tną rocznicę urodzin Janusza Witwickiego, jest poświęcona pamięci wybitnego architekta i historyka sztuki, który urodził się i wychował we Lwowie i który temu miastu poświęcił całe życie. Położył on wielkie zasługi dla wzbogacenia nauki o historii Lwowa, a szczególnie o rozwoju przestrzennym miasta do końca XVIII wieku.
Ostatecznym efektem wieloletniej pracy badawczej, oprócz naukowych publikacji, miała być Panorama Plastyczna Dawnego Lwowa, czyli plastyczny model, pokazujący Lwów w XVIII-wiecznym kształcie, znacznie odbiegającym od obecnego jego obrazu, pokazujący miasto nam nieznane, miasto-fortecę, opasaną potężnymi obwarowaniami, po których dzisiaj pozostały nikłe ślady, otoczone wokół drewnianą przeważnie zabudową przedmiejską. Praca nie została ukończona, a życie twórcy tragicznie przerwane przez skrytobójcze morderstwo w lipcu 1946 roku.
Polityczne zmiany, zaszłe na mapie Europy Środkowej i Wschodniej po II wojnie światowej, dominacja ideologii sowieckiej sprawiły, że przez następne dziesięciolecia osobę Janusza Witwickiego okryło całkowite milczenie i w Polsce, i na Ukrainie. Jego dzieło znalazło się w Polsce, ale musiało pozostawać w ukryciu. Dopiero po upadku Związku Radzieckiego mogły nastąpić starania o ujawnienie dzieła i o przywrócenie należnej pamięci o wielkim patriocie lwowskim, zasłużonym dla badań nad historią Lwowa.
Michał Witwicki


JANUSZ WITWICKI
    Skrót życiorysu
  • 10.IX.1903 - urodzony we Lwowie. Matka Euzebia z Popławskich. Ojciec Władysław Witwicki, (1878 -1948), profesor gimnazjalny, od 1919 r. prof. Uniw. Lwowskiego i Warszawskiego, psycholog, tłumacz Platona, artysta, rysownik i malarz, autor licznych dzieł z zakresu psychologii i sztuki
  • 1909-1913 - ewangelicka szkoła powszechna we Lwowie
  • 1913 - 1921 - VII Państw. Gimnazjum we Lwowie im. Tadeusza Kościuszki
  • 1920 - ochotniczy udział w wojnie polsko-bolszewickiej, ranny w nogę
  • 1921-1926 - studia wyższe na Wydziale Architektury Politechniki Lwowskiej
  • 1924-1925 - sekretarz Urzędu Konserwatorskiego we Lwowie
  • 1926-dyplom inżyniera architekta, dyplomowy projekt klauzurowy budynku Kasy Chorych 1927-? studia historii sztuki na Wydziale Humanistycznym Uniw. Jana Kazimierza we Lwowie
  • 1931 - studia własne uzupełniające w Paryżu i Rzymie
  • 1924-1934 - własna praktyka architektoniczna: projekty budynków użyteczności publicznej sakralnych i świeckich; konkursy, w tym wygrany i zrealizowany na pawilon Lwowa na Powszechną Wystawę Krajową w Poznaniu w 1929 r. projekty prywatnych domów mieszkalnych.
  • 1929 - pierwsze prace nad modelami architektury dawnego Lwowa, początek pracy nad Panoramą Plastyczną Dawnego Lwowa
  • 1932-1934 - pracownik Szefostwa Budownictwa w Toruniu
  • 1934-1944 - asystent nast. adiunkt Katedry Architektury Historycznej Wydziału Architektury Politechniki Lwowskiej
  • 1932 - utworzenie pracowni badawczo-modelarskiej
  • 1932-1939 - praca nad Panoramą, projektowe prace zarobkowe
  • 10.IX.1938 - małżeństwo z Ireną Christ
  • 1939-1946-ciągła praca nad „Panoramą", przerywana trzykrotnym aresztowaniem przez sowieckich i niemieckich okupantów, śmierć matki. Euzebia Witwicka uczestniczyła w walce podziemnej, była kurierką Delegatury Rządu, aresztowana w 1943 r. we Lwowie, zginęła w niemieckim obozie zagłady na Majdanku
  • 17.II.1940 - narodziny córki Zofii
  • 25.XII.1941 - narodziny córki Anny
  • 16.VII.1946 - w trakcie przygotowań do wyjazdu do Warszawy w ramach przesiedlenia zamordowany skrytobójczo, pochowany na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
    PRZEŁOMOWE OKRESY EWOLUCJI PRZESTRZENNEJ LWOWA
    Struktura przestrzenna Lwowa dzisiejszego jest wynikiem zasadniczych zmian urbanistycznych, zrealizowanych w XIX w., a polegających przede wszystkim na likwidacji fortyfikacji miejskich. Struktura Lwowa warownego powstała skutkiem rewolucyjnych przemian w 2-ej połowie XIV w.
    Najstarszy układ przestrzenny Lwowa, znany nam w ogólnych zarysach, pochodzi z okresu panowania księcia halickiego Daniły i jego syna księcia Lwa tj. z XIII w. Miasto Daniłowe rozciągało się na stoku wzgórza, nad którym wznosiła się góra, a na niej warowny gród książęcy. Zespół grodu i miasta również otoczonego obwarowaniami drewniano-ziemnymi stał się najważniejszym miastem księstwa.
    W XIII i XIV wieku Lwów był dużym i ważnym imperium handlowym na jednym z głównych, handlowych szlaków Europy, wiodącym od Saksonii przez Wrocław, Kraków, Lwów, Kijów do krajów Orientu. Dlatego Lwów znalazł się na hiszpańskiej mapie z końca XIII w., na tzw. karcie katalońskej jako „Ciudad de leo" z osobną wzmianką mówiącą, że do tego miasta przybywają kupcy z krajów Wschodu.
    Przejście ziem Rusi Czerwonej pod panowanie Polski w XIV w. spowodowało nowy impuls rozwoju miasta. Na mocy przywileju lokacyjnego króla Kazimierza Wielkiego z 1359 r. rozmierzono nowy teren pod miasto, zorganizowane w oparciu o miejskie prawo niemieckie, przyjmowane od XIII w. w całej Polsce. Była to prawdziwa rewolucja urbanistyczna. Na płaskim terenie nad Pełtwią, w oparciu o prostokątny układ ulic zwany szachownicowym, rozłożył się nowy Lwów. Od początku istnienia towarzyszyła mu budowa obwarowań, wznoszonych od XIV do XVII wieku. Stare miasto Daniłowe stało się przedmieściem, zwanym Krakowskim. Na miejscu grodu wzniesiono zamek, zwany Wysokim, w obrębie miasta znalazł się drugi zamek zwany Niskim, włączony w obręb miejskich obwarowań. Były one bardzo rozbudowane. Zabudowę miejską otaczał Mur Wysoki z wieżami, przed nim, na połowie obwodu, wznosił się Mur Niski z półokrągłymi basztami. Całość otaczały Wały z bastionami. W ramach fortyfikacji rozwijało się murowane miasto, pnąc się w górę w kolejnych wiekach. Przedmieścia, Krakowskie i Halickie, narażone na liczne najazdy, zabudowane były przeważnie budynkami drewnianymi. Lwów, najsilniej obwarowane miasto na wschodnich terenach I Rzeczypospolitej, wytrzymał liczne oblężenia, dopiero w 1704 roku zdobyli go Szwedzi. Odtąd jego fortyfikacje traciły na znaczeniu, a już w XVIII wieku stały się przeszkodą w dalszym rozwoju przestrzennym.
    Po rozbiorach Polski Lwów znalazł się pod panowaniem austriackim. W tym okresie miasta całej Europy zrzucały ciasny „gorset" fortyfikacji, łącząc ulice miasta z ulicami przedmiejskimi, tworzyły się nowoczesne śródmieścia. Ten sam proces przebiegł we Lwowie w początkach XIX wieku. Rozebrano mury obronne, wieże, baszty i bastiony, ziemią z wałów zasypano fosy. Tereny po zlikwidowanych fortyfikacjach stały się miejscem dla nowych inwestycji. Obraz historycznego ośrodka zmienił się całkowicie. Dawniej Stare Miasto, otoczone niską przedmiejską zabudową drewnianą, było wyraźnie wyodrębnione w terenie, opasane wałami i murami, z za których wystrzelały wieże kościołów i ratusza. Teraz nowo przebite ulice łączyły je z nową, wysoką zabudową dawnych przedmieść, oddzieloną tylko zielonymi bulwarami spacerowymi. Tak powstało współczesne śródmieście Lwowa, miasta otwartego, które, mimo budowy austriackiej cytadeli, nie miało już znaczenia militarnego. Lwów warowny przestał istnieć, a jego obraz zatarł się w świadomości mieszkańców. Nieliczne pozostałości: Arsenał Miejski, Arsenał Królewski, Baszta Prochowa, pozostawione bez pierścienia murów i wałów, nie mogły przywołać prawdziwego obrazu miasta XVIII-wiecznego.

    HISTORYCY POPRZEDZAJĄCY
    WITOLD DOLIŃSKI
    Badania naukowe historii Lwowa miały już długą tradycję. Rozwinęły się w XIX w. w którym działali m. inn.: Chodynicki, J. Schneider, M. Dzieduszycki, A. Petruszewycz, B.Janusz vel M. Karpowycz. W końcu XIX w. i na początku XX w. zasłużyli się szczególnie Władysłąw Łoziński, Aleksander Czołowski, Tadeusz Mańkowski, Majer Bałaban, Mieczysław Gębarowicz, W. Tomkiewicz. Zainteresowanie historyków architekturą Lwowa ograniczało się do pojedynczych obiektów (renesansowy ratusz, poszczególne świątynie i najznaczniejsze kamienice), nie zajmując się w całości architekturą i urbanistyką Lwowa z przed XIX w.
    Pierwsze próby przedstawienia fragmentu miasta z końca XVIII w. podjął inż. Witold Doliński. Opracowany przez niego obraz, (znajdujący się obecnie w Muzeum Historycznym Lwowa) przedstawiał widok Lwowa od południowo-zachodniego narożnika obwarowań tj. mniej więcej z okien dzisiejszego hotelu George'a. Obraz Dolińskiego w formie tzw. „dioramy" był eksponowany w jednym z pawilonów na wystawowym terenie tzw. Targów Wschodnich.
    JANUSZ WITWICKI
    Rodowód Witwickich sięga XIV wieku, kiedy na tereny Rusi Czerwonej Kazimierz Wielki sprowadził z Wołoszczyzny rycerski ród Dragów-Sasów. Osiedli na południe od Lwowa, między Sanokiem a Kołomyją. Zmieszani z miejscową ludnością, przyjęli jej język, obyczaje i wyznanie prawosławne, a od XVI wieku greckokatolickie. Wtedy też powstały nazwiska poszczególnych rodzin, wzięte od nazw miejscowości, a wspólnym herbem był herb „Sas". Byli to więc Rusini, ale cieszący się przywilejami polskiej szlachty. Witwicki pochodzą ze wsi Witwica, położonej niedaleko od miasta Dolina. Licznie rozrodzonym, ciasno i ubogo było w rodzinnej wsi, co energiczniejsi szli w szerszy świat. Niekiedy robili większe kariery, zwykle wiążące się z polonizacją języka i wyznania. Tak też stało się w linii przodków Janusza, osiadłych we Lwowie.
    Rodzinną wieś opuścił pradziad Janusza. Jego dziadek, skromny urzędnik sądowy, pod koniec życia osiadł we Lwowie. Ojciec Janusza Władysław Witwicki (1878-1948) poświęcił się psychologii, która w latach jego studiów na Uniwersytecie Lwowskim dopiero stawała się ważną dziedziną nauki. Słynną szkołę filozoficzną stworzył we Lwowie profesor Kazimierz Twardowski. Jednym z najwybitniejszych jego uczniów, obok Kotarbińskiego, Tatarkiewicza, Ingardena, był właśnie Władysław Witwicki. Powołany w 1919 roku na profesora Uniwersytetu Warszawskiego, stał się jednym z najwybitniejszych twórców filozoficznej szkoły lwowsko-warszawskiej okresu międzywojennego. Był wszechstronnie utalentowany. Oprócz wielu prac z dziedziny psychologii, do dziś aktualnych, napisał szereg książek z dziedziny sztuki i estetyki oraz przetłumaczył wszystkie dzieła Platona na język polski. Jako doskonały rysownik wszystkie prace ilustrował osobiście. Z małżeństwa z Euzebią Popławską miał dwóch synów, z których starszy Tadeusz został także psychologiem, młodszy Janusz swoje zainteresowania skierował ku architekturze.
    Janusz Witwicki urodził się 10 września 1903 roku we Lwowie. W latach 1909-1913 uczęszczał do powszechnej Szkoły Ewangelickiej, następnie w latach 1913-1921 do VII Państwowego Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki. Wiadomo, że w 1920 roku wraz ze swoim bratem, Tadeuszem, wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej jako żołnierz ochotniczego batalionu. W latach 1921-1926 odbył studia wyższe na Wydziale Architektury Politechniki Lwowskiej, uzyskując w 1926 roku dyplom inżyniera-architekta. W następnych latach studiował historię sztuki na Uniwersytecie Lwowskim, odbył też podróże zagraniczne do Włoch, Niemiec i Francji. Rozpoczął również pracę zawodową. W latach 1923-1924 był sekretarzem wojewódzkiego konserwatora zabytków we Lwowie. Pracował też jako indywidualny projektant różnorodnych budynków, mieszkalnych i użyteczności publicznej Niewątpliwym sukcesem była wygrana w konkursie na pawilon Lwowa na Powszechną Wystawę Krajową w Poznaniu w 1929 roku. Pawilon ze szkła i stali był niewątpliwie awangardowym dziełem. Szczególnie interesowała Witwickiego architektura dawna, zwłaszcza obronna. Zachowały się szkice zamków pomorskich, wykonane w Toruniu, gdzie w latach 1932-1934 pracował w Szefostwie Budownictwa. U podstaw różnorodności zainteresowań i podejmowanych prac były niewątpliwie wszechstronne zdolności humanistyczne, techniczne i plastyczne. Od 1934 roku związał się z Politechniką Lwowską, gdzie pracował do 1934 roku jako asystent, a potem adiunkt Katedry Architektury Historycznej, kierowanej przez prof. Mariana Osińskiego na Wydziale Architektury.
    IDEA I PROJEKT PANORAMY
    Według własnych słów Janusza Witwickiego „koncepcja Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa powstała w okresie studiów zagranicznych w czasie Paryskiej Wystawy Kolonialnej w 1931 roku. Na tle przeglądu sztuki różnych krajów, ludów i czasów autor doszedł do przekonania, ze w zakresie architektury tak prawdziwie interesujące jest to, co powstało do końca XVIII wieku". Jest rzeczą naturalną, że terenem szczególnych zainteresowań stała się dawna architektura Lwowa, miasta, które, położone na pograniczu wielu kultur, odznaczało się niezwyczajnym pięknem i różnorodnością architektury. Trzeba też dodać, że inspiracją bezpośrednią była, obejrzana w Paryżu, wystawa modeli miast w Hotel des Invalides. Jest to niezwykła ekspozycja, gromadząca kilkadziesiąt plastycznych modeli miast francuskich. Wykonano je w XVII i XVIII w. jako techniczną dokumentację nowożytnych fortyfikacji, którymi otoczono najważniejsze miasta, głównie pod kierunkiem słynnego fortyfikatora Vaubana. Modele te, wykonane w różnych skalach od 1:5000 do 1:100, tworzą do dziś Jedyny na świecie historyczny zbiór modeli miast.
    Koncepcję Panoramy poprzedziły, podejmowane od 1928 r. , rekonstrukcyjne prace nad modelami kilku wybitnych dzieł architektury lwowskiej : renesansowego ratusza, kamienicy Królewskiej, Arsenału Królewskiego. Modele te, po prezentacji na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu w 1929 r., były wystawiane w Muzeum Historycznym Miasta Lwowa.
    Panorama Plastyczna Dawnego Lwowa miała - w.g. zamierzeń Janusza Witwickiego - przedstawić w modelu, w skali 1:200, Lwów z 1775 r. tj miasto w obrębie fortyfikacji wraz z przedmieściami i najbliższą okolicą. Model w kształcie koła o średnicy 15 m miał być umieszczony w dawnej Baszcie Prochowej, odpowiednio przystosowanej.
    Model zaprasza do wędrówki po nieznanym Lwowie, który nie istnieje już od dwóch stuleci. Przyjeżdżającemu wtedy do Lwowa ukazywało się miasto zupełnie inne, skryte za pierścieniem wałów i murów. Jak więc wyglądał Lwów przy końcu XVIII wieku?
    Z północy na południe przecinała miasto główna arteria, zakończona bramami Krakowską i Halicką. Na zachód i wschód wyprowadzały dwie furty: Jezuicka i Bosacka. W centrum rozciągał się obszerny rynek, na nim wznosił się gotycko-renesansowy ratusz z gotycko-renesansową wieżą, górującą nad otaczającym rynek zespołem kamienic. Około połowy obszaru miasta zajmowały bogate kamienice mieszczańskie z oficynami w głębi podwórzy. Murowane domy budowano we Lwowie już w XV i XVI wieku. Wielki pożar w 1527 roku zniszczył większość budynków gotyckich, częściowo na ich murach powstały kamienice renesansowe (Czarna i Królewska, dawna Sobieskich), a potem barokowe.
    Oprócz zabudowy mieszczańskiej teren miasta zapełniały budowle sakralne, kościoły i klasztory. Od zachodu - katedra łacińska gotycka z XIV i XV w. z oryginalnym, barokowym hełmem i dobudowanymi renesansowymi kaplicami. Tuż przy kościele katedralnym stoi kaplica Boimów z początku XVII w., perła lwowskiego renesansu. Dalej ku północy stał kościół i szpital św. Ducha z XVII w. (nie zachowany), za nim barokowy kościół i klasztor Jezuitów z XII w., dalej kościół i klasztor Franciszkanów (nie zachowany), za nim zespół Trynitarzy : kościół (od XIX w. cerkiew Przeobrażeńska) i klasztor (nie zachowany). Na stronie północnej katedra ormiańska, wzniesiona w XIV w. w oryginalnym stylu kościołów ormiańskich. Od wschodu wznosi się kościół Dominikanów z XVIII w. z wcześniejszym klasztorem, dalej ku południowi cerkiew Wołoska (Uspieńska) z XVII w. z charakterystyczną wieżą Korniakta i piękną kaplicą Trzech Króli w dziedzińcu. Dalej wewnątrz kwartału zabudowy pod miejskim arsenałem stoi gotycko-renesansowa synagoga „Złotej Róży" z XVI w., obok niej tzw. Stara Synagoga z XVI w. Miasto otaczały rozbudowane obwarowania, które niegdyś stanowiły potężny system obronny, w XVIII w. już zaniedbany. Miasto otaczał mur Wysoki z licznymi wieżami. Podczas wrogich napadów każdą z nich obsadzał któryś z cechów rzemieślniczych. Na połowie obwarowań, od północy, wschodu i południa przed murem Wysokim biegł mur Niski z półokrągłymi, otwartymi basztami. Mury otoczone były obmurowanymi wałami ziemnymi z bastionami. Dwie fosy, jedna przed murami, druga przed wałami uzupełniały system obronny. Fosy wypełniała woda, spływająca od wschodu ze wzgórz okolicznych do rzeki Pełtwi.
    W północno-zachodniej części miasta wznosił się zespół zabudowań Niskiego Zamku, włączonego w obwarowania miasta, będącego własnością królewską. W północnym narożniku Niskiego Zamku wznosił się budynek rezydencjonalny z obronną wieżą zwany „Wielkie Pokoje", gdzie niejednokrotnie gościli polscy królowie. Zespół mieszkalny zamykał kościół św. Katarzyny, dalej wzdłuż murów znajdował się dansker (ówczesne miejsce ustępowe), za nim wznosiła się baszta Szlachecka. Już zrujnowana, niegdyś pełniła funkcję więzienia dla szlachty. Naprzeciw, po obu stronach wieży wjazdowej, mieścił się sąd grodzki (starostwa): kancelaria i areszt. Wokół dziedzińca znajdowały się stajnie, wozownie, inne pomieszczenia gospodarcze i służby oraz mieszkanie burgrabiego, zarządcy zamku.
    Miasto miało cztery bramy. Na północy w Wysokim murze stała Brama Krakowska, z której wychodziło się mostem i groblą do zewnętrznej bramy, bronionej barbakanem i basztą. Na grobli była się jeszcze jedna baszta, obok niej, na wałach, stał „celsztat" - budynek strzelnicy Bractwa Kurkowego, gdzie wzdłuż wałów mieszczanie ćwiczyli się w wojennym rzemiośle.
    Na południu wznosiła się Brama Halicka, czworoboczna wieża z dobudowanym, tak zwanym przedbramiem, skąd przez zwodzony most nad wewnętrzną fosą szło się do zewnętrznej bramy na wałach, objętej barbakanem i basztą. Od wschodu, obok cerkwi Wołoskiej, w murze Wysokim znajdowała się Brama Ruska, skąd skręcając trochę w lewo przejściem w baszcie Niskiego muru i mostkiem dochodziło się do furty Bosackiej na wałach i wyjścia z miasta. Na wzgórzu naprzeciw furty wznosił się kościół Karmelitów Bosych, od których wzięła ona swą nazwę. Z tej strony wzgórza górowały nad miastem, dlatego obwarowania wzmocniono budynkami dwóch arsenałów, Miejskiego z XVI w. i Królewskiego, zbudowanego w XVII w. kosztem króla Władysława IV. Przed arsenałem wznosiła się na wałach potężna Baszta Prochowa. Od zachodu przy kościele Jezuitów była Furta Jezuicka, niska wieża w Wysokim murze, przebudowana w stylu barokowym, w której Jezuici urządzili obserwatorium astronomiczne. Z niej mostem szło się do furty zewnętrznej na wałach i wychodziło na przedmieście. Od południa do miejskich wałów prztykał zespół kościoła i klasztoru Bernardynów, otoczony własnym murem obronnym, w którym od wschodu wznosiła się wieża Gliniańska, od południa otwarta baszta i obronna dzwonnica.
    Autor opracował koncepcyjny projekt architektoniczny. Model miał być otoczony kolistym tłem, wys. 1,5 m z namalowanym dalszym krajobrazem. Miał być oglądany z boku nieco ponad tłem z galerii biegnącej dookoła. Z górnego pomostu nad galerią byłoby widać Lwów z lotu ptaka. Wreszcie system peryskopów, rozmieszczonych w kilkunastu miejscach w modelu miał umożliwić bliski wgląd w ciekawsze fragmenty wewnątrz miasta, oglądane z pomieszczenia pod modelem. Projekty te pozostały w sferze autorskiej koncepcji, przed wojną nie podjęto żadnych prac adaptacyjnych.
    PRZEBIEG PRAC NAD PANORAMĄ DO 1939 r.
      Rekonstrukcja każdego obiektu w modelu była poprzedzona żmudnymi studiami naukowymi, na które składały się
    1. poszukiwania źródeł archiwalnych: przede wszystkim źródeł kartograficznych i ikonograficznych; archiwalnych źródeł opisowych; źródeł bibliograficznych.
    2. pomiary architektoniczne w terenie. Większość historycznych obiektów nie posiadała dokładnych i kompletnych inwentaryzacji pomiarowych,
    3. szczegółowa analiza materiałów, bezpośrednia i porównawcza (m. inn. Brama Halicka zawdzięcza swój czerwony kolor wzmiance w księdze wydatków miejskich: „pro rubeo de Szczirzec ad Haliciensiara portam flor..."), szkice, notatki i wypisy do obiektów i zespołów architektonicznych.
    4. historyczne dane kartograficzne były przenoszone na współczesny pomiar geodezyjny i konfrontowane z istniejącymi obiektami i fragmentami dawnej zabudowy.
    5. na podstawie tych i innych danych (szczególnie ikonograficznych) powstawały rysunki rekonstrukcyjne poszczególnych obiektów, ich rzutów, widoków i przekrojów, wykonywane w skali 1:50, a następnie techniczne rysunki robocze dla modeli w skali 1:200.
    Po paru latach okazała się potrzeba uzyskania pomieszczenia na zbiory i miejsce pracy. W 1932 roku Witwicki, dzięki poparciu prof. Osińskiego, dostał pokój przy ul. Ujejskiego w gmachu Politechniki, dawnym klasztorze przy kościele Marii Magdaleny. W 1934 roku otrzymał do dyspozycji 2-pokojowy lokal na pracownię w budynku, będącym własnością zarządu miasta, przy ul. Ormiańskiej 23, w domu zwanym „czterech pór roku". Dopiero tutaj, po żmudnych przygotowaniach naukowych i technicznych, powstawała „Panorama Plastyczna Dawnego Lwowa" Tutaj wykonywano rysunki rekonstrukcyjne i prace modelarskie dla modelu w skali 1:200.
    Po latach pracy Witwicki dysponował bogatymi zbiorami naukowymi w postaci książek, reprodukcji kartografii i ikonografii historycznej, wypisów i wyrysów, rysunków rekonstrukcyjnych i notatek. Nie sposób dziś odtworzyć nawet w przybliżeniu całego zasobu, który stanowił najpełniejszy ówcześnie zestaw materiałów dotyczących urbanistyki i architektury dawnego Lwowa. Nie dorównuje mu żaden z istniejących dziś w polskich zbiorach. Niestety zbiór ten został w 1948 r. przymusowo przejęty przez Akademie Nauk Ukraińskiej Republiki Radzieckiej, znajduje się w Kijowie.
      Szczęśliwie zachował się wykaz materiałów źródłowych, wykorzystanych do pracy nad modelem. Sporządził go autor w 1937 r. być może jako materiał pomocniczy dla członków komisji oceniającej naukowe podstawy pracy. Zestawienie wylicza :
    • 23 plany historyczne miasta i jego fragmentów w tym 3 z XVII w., 11 z XVIII w., 9 z XIX w.,
    • 17 widoków historycznych, w tym 2 z XVII w., 10 z XVIII w., 5 z XIX w.,
    • 7 rodzajów źródeł archiwalnych opisowych z XVII w., odnoszących się bezpośrednio do różnych obiektów, zestawienie wymienia 100 woluminów wykorzystanych.
    • 9 inwentaryzacji pomiarowych obiektów militarnych (arsenały) lub ich reliktów (baszty), z czego 6 stanowiły pomiary własne, wykonane specjalnie dla badań nad dawnym Lwowem.
    Zestawienie powyższe jest niekompletne, bowiem poszukiwania i analiza źródeł były prowadzone także w następnych latach. Do 1939 r. odbywały się one normalnie, w czasie wojny z dużymi trudnościami w dotarciu do zbiorów archiwalnych i muzealnych. Mimo to trwały nieprzerwanie. Suche zestawienie nie oddaje wielkiej i trudnej pracy analitycznej, jaka musiała być przeprowadzona na materiale archiwalnym drogą szczegółowej analizy oraz konfrontacji różnorodnych materiałów. W tej fazie pracy dokonał Janusz Witwicki szeregu cennych odkryć i stworzył nową syntezę urbanistyczną i architektoniczną rozwoju zabudowy Lwowa, a w szczególności całego systemu fortyfikacji lwowskich.
    Po latach pracownia była wyposażona we wszystkie potrzebne narzędzia, część z nich bardzo precyzyjnych oraz maszyny. Najwięcej miejsca zajmowała tzw. laubzega, poruszana silnikiem elektrycznym, której ramię miało długość płyty terenu tj. 2 metry. Całość skonstruowana z płyt grubej sklejki przypominała ster samolotu i niekiedy była pierwszym obiektem zainteresowania gości. Obok niej stały wiertarka stolikowa i nieduża szlifierka do drzewa. Wszystkie były wykonane według własnych projektów Janusza, który opracował również aparat fotograficzny specjalnie dla zdjęć z modelu i osobiście go wykonał. Aparat ten odznaczał się głębią ostrości od kilku centymetrów do kilku metrów. Fabryczne były tylko obiektywy, osadzone w drewnianym korpusie na nóżkach z giętkich pasków ołowianych, co pozwalało na dowolne ustawienie aparatu. Pracownia na Ormiańskiej 23 zajmowała dwa pomieszczenia na II piętrze, od frontu. Wejście z klatki schodowej prowadziło wprost do pierwszego, mniejszego pokoju, gdzie stał mały model w skali 1:500, obejmujący teren śródmieścia w obrębie murów, a na nim fortyfikacje i najważniejsze obiekty użyteczności. Zabudowa miejska nie była wykonana w tej skali. Mniej precyzyjny, ale dużo mniejszy (ok. 1,6x1,4 m) służył jako model poglądowy i reklamowy. W tym pokoju znajdowała się ciemnia, wydzielona, z niego ścianami ze sklejki, wyposażona we wszystkie najkonieczniejsze urządzenia. Jedyne okno wychodziło na niewielkie, wewnętrzne podwórko. Przez ten pokój przechodziło się do drugiego, dwukrotnie większego, jasnego pokoju, w którym powstawał duży model, liczący po zmontowaniu 4 x 3,6 m. Tutaj mieściły się też maszyny oraz kilka stolików do prac modelarskich. To była główna pracownia, oświetlona dwoma dużymi oknami. Otrzymanie od władz miejskich lokalu do wyłącznego użytku było dużym sukcesem.
    W grudniu 1935 r. zawiązało się „Towarzystwo Budowy Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa". Utworzyły go Lwowskie oddziały Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Stowarzyszenie Architektów RP oraz Kasyno i Koło Literacko-Artystyczne w wyniku z jednej strony usilnych starań Witwickiego o poparcie i pomoc dla realizacji dzieła, przekraczającej jego własne możliwości, a z drugiej strony zainteresowania. Wokół niego utworzyło się z biegiem czasu grono ludzi współpracujących nad Panoramą. W pierwszym folderze Towarzystwa, wydanym w 1936 r. zamieszczono podziękowanie wymieniając następujące osoby i dziedziny, w których „...poparły swą ofiarną i niejednokrotnie bezinteresowną pracą..." wysiłki autora: „pp. architekt Filip Feldmaus i Inż. Adam Domosławski przy robotach pomiarowo-technicznych w terenie, pp. Prof. Adam Lenkiewicz, Dr. Ludwik Zaturski, Mgr. Włodzimierz Tyss, Dr. Zygmunt Morwitz i Inż. Durst przy reprodukcji planów, p. Marja Schworm-Spotowska przy pracy rysunkowej, pp. Prof. Adam Lenkiewicz, Dr. Ludwik Zaturski. Mgr. Włodzimierz Tyss, Wanda Diamandówna. Dr. Jarosław Słoniewski i Leszek Biały przy pracy fotograficznej dla celów publikacji."
    Wymieniono również roboty pozłotnicze (bliżej nie określone które wykonał p. Władysław Mielniczek. Skądinąd wiadomo też o zdjęciach fotograficznych autorstwa Bohdana Czesaka.
    Należy dodać, że idea Panoramy zyskała poparcie i pozytywne opinie ze strony autorytetów naukowych i fachowych architektów i historyków. Uznanie wyraziła w 1937 r. większość członków specjalnie powołanej Komisji, w której znaleźli się m. in. Karol Badecki, Marian Osiński, Stanisław Łempicki, Tadeusz Mańkowski, Zbigniew Hornung. Ocenili oni pozytywnie naukowe podstawy prac rekonstrukcyjnych. Nie zabrakło też przeciwnika. Dr. Aleksander Czołowski, zasłużony skądinąd dyrektor Muzeów Miejskich wystąpił z gwałtownym atakiem na pomysł Panoramy i osobę twórcy w specjalnie wydanej broszurze twierdząc, ze nie jest możliwa wiarygodna, naukowa rekonstrukcja wyglądu Lwowa w XVIII w. Z perspektywy czasu trudno orzec, jakie motywy kierowały dr. Czołowskim. Wydaje się, że sprawa ta miała swe źródło nie tylko w temperamencie polemisty. Janusz Witwicki stał się na gruncie lwowskim pionierem maksymalnego wykorzystania i twórczej interpretacji źródeł kartograficznych i ikonograficznych, dotąd nie docenianych należycie przez historyków. Jest oczywiste, że architekt z przygotowaniem historycznym mógł więcej odczytać z rysunków niż historyk. W tym sensie autor Panoramy zajął pozycję wyjątkową zyskując sobie zresztą (poza incydentalnym wystąpieniem) coraz większe uznanie. Dyskusja dała pewien rozgłos idei Panoramy w oświeconych kręgach lwowskich. Niestety największe trudności sprawiały problemy finansowe, w których Towarzystwo nie zdołało odegrać pożądanej roli. W praktyce Janusz Witwicki sam ponosił koszta nieprzerwanej pracy nad Panoramą.
    Już w 1936 r. Witwicki rozpoczął budowę dużego modelu, zaczynając od konstrukcji podstawy pod zespół obiektów śródmieścia w obrębie fortyfikacji. Podstawa składała się z 6 płyt terenu, wyrobionego z kilku warstw sklejki. Każda płyta, o wymiarach 5x1,2 m. była ujęta we własna, drewnianą ramę. Zestawione razem płyty były sprzęgnięte w jedną całość za pomocą stalowej ramy, na której spoczywały. Rama składała się z elementów, skręcanych na śruby, była łatwa do montażu i demontażu, tworząc rodzaj jednolitego „rusztu". Całość ramy żelaznej wykonała lwowska firma Christ & Słoniewscy. Zespół 6-ciu płyt, ujętych ramą, był prowizorycznie ustawiony w pracowni na zwykłych, kreślarskich kobyłkach na poziomie ok. 1.20 m od podłogi, wygodnym do oglądania.
    Teren był wyrobiony w drewnie wg specjalnych rysunków rekonstrukcyjnych, wykonanych w oparciu o szczegółowe studia przeprowadzone przez dr. Uhorczaka, geografa, docenta UJK. Warstwice ze sklejki pokrył klej z trocinami, przez co uzyskano fakturę, doskonale imitującą naturalne pokrycie. Od nałożenia koloru zależało, czy przedstawiał on przestrzeń trawiastą czy drogę. Dno fos pokryto folią aluminiową, w której, jak w prawdziwej wodzie, odbijały się budynki i drzewa. Te z kolei wykonywano z kawałków przewodów elektrycznych, stopniowo rozkręcanych na coraz cieńsze sploty aż do pojedynczych włókien, tworząc sieć konarów i gałęzi, wyrastających z jednego pnia. Różne grubości użytych przewodów dawały możność wykonania drzew różnej wielkości, a łatwość operowania giętkim drucikiem pozwalało na udatne naśladowanie różnych kształtów zależnie od gatunku drzewa.
    Do wybuchu wojny powstał teren części śródmiejskiej. Zaczął się zapełniać modelami obiektów już w czasie okupacji, kiedy wokół Witwickiego zaczęło się tworzyć grono stałych współpracowników, początkowo ochotniczych, potem płatnych. Byli to młodzi ludzie bez zawodu, którym wojna odebrała możność kontynuowania nauki lub studiów. Zafrapowani ideą Panoramy z przyjemnością i zapałem uczyli się trudnej sztuki precyzyjnego modelarstwa.
    Podstawowym materiałem na modele obiektów była sklejka, obok niej cienka blacha miedziana na dachy oraz rożnej grubości blachy ołowiane, używane szczególnie na krenełaże baszt i bastionów. Ołów był też podstawowym materiałem dla odtworzenia elementów detalu architektonicznego jak hełmy wież i attyki, a także płaskorzeźby i rzeźby figuralne na elewacjach, m.inn. kaplicy Boimów. Cienkie druty były używane także na balustrady.
    Bryły budynków były utworzone przez cztery ściany ze sklejki, w większych obiektach wzmocnione przez dodatkowe ścianki poprzeczne. Otwory okienne w ścianach zewnętrznych były wyklejane kalką lub folią z narysowaną stolarką. W konstrukcji podstawy znajdowały się otwory na żarówki 1,5 voltowe oraz siec kabli zasilana z sieci elektrycznej. Pozwoliło to uzyskać efekty nocnego oświetlenia miasta. Poszczególne modele były mocowane do płyt terenu na stalowych szpilkach, bez użycia kleju tak, aby mogły być zdejmowane w razie potrzeby.
    Autor Panoramy narzucił samemu sobie i swoim współpracownikom niezwykłą precyzję w pracy modelarskiej, wykonując osobiście pierwsze modele m. in. cerkwi Wołoskiej, kościoła Dominikanów i ratusza. Bogate wykroje gzymsów były składane z kolejnych, poziomych części gzymsów, wycinanych z cienkiej sklejki lub grubego bristolu i nakładanych jedna na drugą, aby uzyskać ostrość załamań gzymsu. Kolumnada dziedzińca cerkwi Wołoskiej była wykonana z cienkich prętów ołowianych, średnicy ok. 2 mm. Kolumny kościoła Dominikanów były też z ołowiu, wytoczone z wyraźnym zaznaczeniem entasis. W pracowni trwał nieustanny wyścig między współpracownikami, a zaowocował niezwykłymi osiągnięciami modelarskimi, co przy niektórych obiektach, np. kaplicy Boimów, wymagało pracy przy użyciu zegarmistrzowskiej lupy.
    Szczególnie te miejsca, które były przeznaczone do oglądania przez peryskopy (których jeden prototyp Janusz wykonał, był on używany), stały się terenem współzawodnictwa, w którym dążono do uzyskania w miniaturze złudzenia rzeczywistości tak w kształcie jak i w kolorycie.
    Janusz Witwicki był człowiekiem niezwykle uzdolnionym, nie tylko w dziedzinie umiejętności technicznych, ale również artystycznych. Sam dużo rysował i malował, ulubioną przez niego techniką malarską był pastel, a częstym motywem - portrety. Z upodobaniem i maestrią zajmował się malowaniem modeli. Starał się malować je w sposób naturalistyczny a tak że jak najbardziej żywy, tak, aby żadna powierzchnie nie była pokryta jednakowym walorem jednego koloru. Mieszał kolory i odcienie, wprowadzał zacieki na ścianach, osmolenie kominów, często pęknięcia i ubytki tynku. Tak traktowane powierzchnie ścian wyglądały istotnie „jak żywe". Informacje źródłowe o spalonym domu lub domu w budowie były wykorzystane dla sugestywnego przedstawienia wypalonej ruiny lub ścian ceglanych oplecionych rusztowaniami . Szczególnie największe modele i najpiękniejsze kolorystycznie jak np. katedra Wołoska były małymi arcydziełami sztuki modelarskiej i malarskiej równocześnie. Tę wrażliwość na grę i żywość kolorów, a także umiejętność takiego malowania starali się naśladować współpracownicy, często z dużym powodzeniem. Pracownia na Ormiańskiej była szkołą wrażliwości artystycznej.
    Witwicki stosował dość prostą technikę malowania modeli. Drewniane ściany pokrywane były najpierw gruntowane, tj. pokrywane mieszaniną kredy i kleju, następnie malowane farbami temperowymi w tonacji bardzo jaskrawej. W krótkim czasie kolory patynowały się i uzyskiwały barwę naturalną. Miedziane dachy i kopuły były traktowane roztworami kwasów, co dawało piękną patynę. Kopuły i dachy ołowiane malowano farbami olejnymi, starając się naśladować naturalne różnice odcieni i natężenia patyny. Janusz wciągnął do współpracy nad Panoramą swego ojca Władysława Witwickiego. Przesyłał mu do Warszawy perspektywiczne rysunki rekonstrukcyjne widoków XVIII-wiecznych fortyfikacji w takich ujęciach, jak mogły przedstawiać się niegdyś oczom przechodnia. W oparciu o techniczne rekonstrukcje powstawały kolorowe obrazy, ożywione postaciami. Zachowało się ich kilkanaście. Kilka z nich prezentuje szersze ujęcia, w tym jeden z widokiem dziedzińca Niskiego Zamku, inny największy, na którym Władysław namalował scenę oblężenia Lwowa przez Chmielnickiego. Na pierwszym planie widać obozujących Kozaków, w tle miasto za murami, widziane od strony zachodniej. Na innych obrazach widać fragmenty obwarowań, ożywione scenami rodzajowymi.
    Dziełem Władysława było również tło do modelu śródmieścia, przedstawiające najbliższe okolice, łącznie z Wysokim Zamkiem, tak jak mogły wyglądać w XVIII wieku. Tło spełniało podwójną rolę, po pierwsze jako tło, używane do fotografowania modelu, a po drugie jako studium tła przed sporządzeniem właściwego obrazu otoczenia miasta, przewidziane go do umieszczenia w Baszcie Prochowej.
    Przez cały czas pracy nad Panoramą Janusz Witwicki borykał się z trudnościami finansowymi, sam opłacając latami wszystkie koszty z innych prac, jakie podejmował. Liczył na pomoc Towarzystwa Budowy PPDL oraz Zarządu Miasta.
    Od 1937 r. toczyły się pertraktacje z władzami miasta o ich bodaj częściowy udział w finansowaniu pracy, ale dopiero w 1939 roku została zawarta umowa z Gminą Miasta Lwowa, która zobowiązała się do pokrycia 1/3 kosztów śródmiejskiej części Panoramy, obliczonych skromnie na 180.000 zł (niewątpliwie zaniżonych). Wypłacono pierwszą ratę w sumie 10.000 złotych, z czego 2.000 przepadło już po wybuchu wojny przy zmianie waluty.
    OKUPACJA
    Okres okupacji to ciągła walka Janusza o przetrwanie i kontynuację pracy, prowadzona z fanatyczną wręcz determinacją, inwencją i pracowitością. Było to zadanie niezwykle trudne, zważywszy też na konieczność utrzymania żony z dwojgiem małych dzieci, pomocy matce, zaawansowanej wiekiem. Utrzymanie pracowni, zakupy materiałów i płace współpracowników, jakkolwiek niewielkie, razem pochłaniały znaczne sumy. Janusz zdobywał pieniądze w różny sposób. Grając na snobizmie kolejnych władców wydobywał dotacje, niewielkie i nieregularne, podejmował się innych prac architektonicznych. W 1943 r. wykonał własnoręcznie sgrafitto, przedstawiające widok XVIII-wiecznego Lwowa. Znalazło ono miejsce na ścianie w jednej z piwnic ratusza, gdzie Stadtbauamt urządził tradycyjną „Rathauskeller". Wreszcie jak większość dawnych mieszkańców, zmuszony był sprzedawać posiadane walory.
    We własnej notatce z 1946 r Janusz Witwicki przedstawił następujące wyliczenie: Dla porównania wysokości różnych zasiłków w złotych, rublach i markach przeliczono te waluty na walutę porównawczą w dolarach w złocie:
  • Wkład Gminy m. Lwowa 10.000 zł. przedwoj.; 1.000,00$ (w złocie)
  • Zasiłki w 1940 r. 9.626 rubli sow. 96,20$ (w złocie)
  • Zasiłki za czasów niem. 134.510 marek niem. 1.345,50$ (w złocie)
  • Razem 2.441,7$ (w złocie) W stosunku do sumy kosztorysu budowy modelu rekonstrukcji śródmieścia Lwowa 180.000 zł przedwojennych równa się 18.000 $, stanowiło to pokrycie dopiero w wysokości 13,6%. A w tym czasie powstały modele budynków publicznych i przeważna część modeli kamienic czyli 80% robót przewidzianych kosztorysem z 1937 r., i szereg robót, których kosztorys w ogóle nie przewidywał, jak oświetlenie budynków od wnętrza, prowizoryczne tło dla modelu... Kosztorys był raczej niedociągnięty - przewidziano 17 budynków publicznych - opracowano ich 52, przewidziano 271 budynków prywatnych - opracowano 291, przewidziano płacę pomiaru technicznego jednej kamienicy: 100 zł, zamiast przeciętnie 300 zł."
    Brak pieniędzy na kontynuację pracy nękał Witwickiego przez cały okres okupacji i tylko dzięki ogromnym wysiłkom jego samego, a niekiedy doraźnej pomocy, udawało się nieprzerwanie prowadzić robotę. „Prawie zawsze - pisał - znalazła się jakaś możliwość zaciągnięcia pożyczki na punktualne opłacenie pracowników..." Sprawy finansowe nie były jedynym cieniem okresu wojny i okupacji. Znów według własnych słów Witwickiego „dwa razy wyciągano robotę z pod gruzów zbombardowanego domu we wrześniu 1939 r. i w lipcu 1944 r. Sześciu współpracowników oraz Matka autora stracili życie wskutek aresztowania przez nowe władze. Autora trzy razy w różnych czasach (tj. okupacji niemieckiej i sowieckiej - przyp. M. W.) zwalniono z więzienia.
    Nieuchwytni sprawcy ... wyrabowali podczas, działań wojennych 60 pozycji inwentarza precyzyjnych aparatów i instrumentów..." Skromne przedwojenne zasoby okazały się szczególnie cenne po aresztowaniu przez Niemców w 1943 r. Było to związane z aresztowaniem matki Janusza, Euzebii Witwickiej. Była ona zaangażowana w działalność konspiracyjną, związaną z Delegaturą Rządu, przerwaną przez jakąś wpadkę. Osadzona w Brygidkach starsza pani została następnie przewieziona do obozu na Majdanku, którego Już nie przeżyła. W związku z tym aresztowano też Janusza. Jego żona i przyjaciele podjęli natychmiast starania o jego uwolnienie. Udało się za cenę 40 dolarów w złocie i kilku kuponów najprzedniejszego przedwojennego materiału na ubranie.
    Janusz Witwicki angażował się także w akcje cywilnego, polskiego ruchu oporu. T. Krzyżewski wspomina o jego udziale w walce o uratowanie pomników lwowskich, które niemieckie władze okupacyjne chciały w 1943 r. przeznaczyć na zniszczenie i użycie złomu dla potrzeb wojennych kruszejącej już potęgi Rzeszy.
    Podczas okupacji otaczało Janusza stale grono przyjaciół, wśród których należy wymienić przede wszystkim Franciszka Uhorczaka, geografa, po wojnie profesora UMSC w Lublinie. Bywali w pracowni prof. Marian Osiński, przedwojenny konserwator lwowski Zbigniew Hornung i inni. Spontanicznie utworzyło się grono współpracowników, złożone przeważnie z młodych ludzi, których zafascynowała ta praca, a którzy mogli jej poświęcić czas i cierpliwość. Mimo, że nie mieli przedtem nic wspólnego z modelarstwem, niektórzy z nich doszli do dużej umiejętności a nawet perfekcji.
    Do najzdolniejszych i najpracowitszych należał niewątpliwie Feliks Dańczak, szczupłej postaci, skromny, spokojny, ale duży „z cicha pęk", w pracy niezwykle systematyczny i solidny. Zapalił się do modelarstwa osiągnął wielką w nim perfekcję (m.in. wykonał jeden z najtrudniejszych modeli - kościół Dominikanów, złożony z 1943 części) w pracowni PPDL był chyba najdłużej. Obok niego najpłodniejszymi byli Karasiński, Urbanowski, oraz rodzina Hryniewieckich. Właśnie pracownia na Ormiańskiej skojarzyła małżeństwo Jerzego Hryniewieckiego z Aleksandrą Zdżańską a także Dańczaka z Danutą Link.
    W ciągu kilku lat okupacji przez pracownię na Ormiańskiej przewinęło się w sumie trzydzieści kilka osób, z których część pracowało przez czas dłuższy, stworzywszy wybitnie fachową ekipę modelarzy. Część znalazła się w pracowni z innych przyczyn. Wg. Ireny Hryniewieckiej „różni ludzie byli na liście płacy, a były to osoby, które z różnych powodów musiały się konspirować". Co jakiś czas następowały aresztowania i mordy. Pierwszą ofiarą padł jeden z modelarzy (nazwiska nie pomnę), którego Rosjanie aresztowali w 1941 r. i być może stracili na ulicy Łąckiego ?. Ofiarą Niemców padli najpierw Polacy pochodzenia żydowskiego potem także inni. Łącznie śmierć z ręki okupantów poniosło sześciu pracowników. Kilku z tych, którzy przeżyli okupację, wykorzystało po wojnie umiejętności, nabyte we Lwowie. Franciszek Christ jest autorem niezwykle precyzyjnego modelu Zamku Wawelskiego. Zawodową sławę zyskał sobie Feliks Dańczak. Osiedlił się w Krakowie, tam odbył studia architektoniczne i specjalizował się w konserwacji zabytków. Oprócz innych prac fachowych wykonał, razem z żoną Danutą, szereg wspaniałych modeli. Mimo, iż przedwcześnie zmarły, niewątpliwie oddziałał swoim kunsztem na środowisko krakowskie, gdzie nadal rozwija się modelarstwo zabytków architektury na wysokim poziomie precyzji. Jego źródłem jest tradycja pracowni Janusza Witwickiego, istniejącej aż do lipca 1946 roku.
    W 1946 r. zamiarem Janusza było przeniesienie się do Konstancina pod Warszawą, gdzie mieszkał we własnym domu jego ojciec Władysław, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Nie było mowy o pozostawieniu dzieła całego życia, rozwinął więc ogromne starania o zezwolenie wywozu modelu, natrafiając na kategoryczny sprzeciw lokalnych władz sowieckich. Odwołując się uparcie do coraz wyższych instancji, dotarł aż do Chruszczowa. W końcu uzyskał zezwolenie na wywóz modelu ku wściekłości lwowskich czynników, m. inn. przedstawicieli Ukraińskiej Akademii Nauk, która liczyła na przejęcie całości pracy.
    Na przełomie czerwca i lipca 1946 r. w tygodniach poprzedzających wyjazd, kiedy znany był już termin, przedstawiciele Akademii Nauk Ukraińskiej Republiki Radzieckiej zarekwirowali oficjalnie cały zbiór naukowy, w obecności Janusza Witwickiego pieczętując książki, rysunki i reprodukcje pieczątkami Akademii.
    Na trzy dni przed planowanym wyjazdem pracownię odwiedziło wieczorem kilku ludzi, którzy przedstawili się jako historycy sztuki i rozpoczęli rozmowę. Żona Janusza, nie mogąc doczekać się końca, wyszła wcześniej z pracowni. Tego wieczoru nie doczekała się męża, a na drugi dzień zawiadomiono ją o znalezieniu na ulicy ciała Janusza. Zwłoki pokazano jej przez szybę w drzwiach, a na korytarzu urzędu zobaczyła przez chwilę jednego z „historyków sztuki" w mundurze NKWD. Żadne bliższe szczegóły skrytobójczego, mordu nie są znane do dziś.
    POWOJENNE LOSY PANORAMY
    W dwa tygodnie po pogrzebie męża Irena Witwicka wyjechała z córkami do Warszawy, przewożąc również model, starannie opakowany w sześciu skrzyniach i kilkudziesięciu pudłach. Bagaż ten przez kilka tygodni przechowywał prof. Stanisław Lorenz na terenie Muzeum Narodowego, nie było to jednak miejsce bezpieczne. Istniała uzasadniona obawa, że ukraińskie władze lwowskie wystąpią z żądaniem wydania im modelu. Z nieocenioną pomocą przyszedł wtedy prof. Jan Zachwatowicz, kierownik Katedry i Zakładu Architektury Polskiej, na Wydziale Architektury. Zakład dysponował wtedy, oprócz naukowych i dydaktycznych sal na parterze Wydziału, także sporym pomieszczeniem w piwnicach gmachu. Tam złożono skrzynie i pudła. Wiedziało o tym kilka zaufanych osób, a bezpośrednią pieczę sprawowała p. Jadwiga Rydzewska, oddany pracownik Zakładu, nie dopuszczając do dekonspiracji depozytu. W 1975 r. prof. Zachwatowicz przeszedł na emeryturę, opuszczając Zakład. W zmienionych warunkach organizacyjnych i osobowych uznano, że model należy umieścić w innym miejscu. Staraniem Profesora opieki nad modelem podjął się prof. Olgierd Czerner, dyrektor Muzeum Architektury we Wrocławiu, dokąd z zachowaniem maksymalnej dyskrecji przewieziono model. W Muzeum Architektury model przeleżał aż do roku 1988, kiedy do rodziny dotarły niepokojące informacje iż z nieznanych bliżej przyczyn rozpakowano skrzynie, umieszczając całość modelu w pomieszczeniu łatwo dostępnym. W niewyjaśnionych okolicznościach zginęło pięć modeli, w tym cztery największe i najpiękniejsze, roboty także samego Janusza tj. Katedra łacińska, cerkiew Wołoska, Dominikanie, część główna z wieżą renesansowego ratusza oraz synagoga Złotej Róży. Okazało się także, że oprócz braków spowodowanych kradzieżą, model doznał wielu drobnych uszkodzeń, wynikłych z powodu rozpakowania i pozostawania bez odpowiedniego zabezpieczenia. W tej sytuacji, po stwierdzeniu na miejscu stanu faktycznego, rodzina odebrała model z Muzeum Architektury i zdeponowała go w 1989 r. w Muzeum Archidiecezjalnym we Wrocławiu. Było to możliwe dzięki życzliwości i wielkiemu zrozumieniu ze strony kustosza ks.dr. J. Patera oraz pomocy, jaką okazali p. Zofia Gunaris i p. dr. Zdzisław Ojrzyński.
    Niestety, charakter zbiorów i ekspozycji Muzeum Diecezjalnego nie pozwalał na trwałe włączenie modelu. Po kilkuletnich poszukiwaniach, rozmowach z różnymi instytucjami, konkretne zainteresowanie przejęciem modelu wyraził dyrektor Muzeum Historycznego Wrocławia dr. M. Łagiewski. W oddziale militariów w dawnym arsenale model znalazł trwałe schronienie, jako depozyt rodziny.
    Do tej pory kosztem rodziny wykonano dwie uzupełniające modele: katedrę i ratusz, wykonane przez doskonałego modelarza I.Pudełkę z Krakowa. Niewdzięczną i żmudną pracę naprawy uszkodzeń podjął ochotniczo architekt Zdzisław Pelz z Wrocławia, niestety przedwcześnie zmarły. Całkowita renowacja i szersze udostępnienie modelu wymaga dużej pracy i niemałych środków finansowych; niemożliwych do uzyskania w warunkach tymczasowego przechowania.
    W lutym 1994 r. została podpisana nowa umowa depozytowa między Ireną Witwicką a Muzeum Historycznym we Wrocławiu. Całość modelu została przewieziona do Arsenału wrocławskiego, oddziału Muzeum. Muzeum Archidiecezjalne, dzięki któremu model ponownie został ocalony od zniszczenia, zaskarbiło sobie najżywszą wdzięczność. Jednakże stała ekspozycja nie była tam możliwa. Natomiast zarówno warunki lokalowe, jak specjalistyczny profil Muzeum Historycznego i jego możliwości techniczne dawały największe gwarancje najlepszego wykorzystania dzieła życia Janusza Witwickiego.
    W dniu 9 maja 1994 roku został otwarty w Arsenale pierwszy publiczny pokaz modelu Janusza Witwickiego z udziałem rodziny, kierownictwa Muzeum i licznie przybyłych Lwowian, nie tylko z Wrocławia. Była to uroczystość wzruszająca, także dlatego, że stała się początkiem drugiego życia Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa. Po dwumiesięcznej ekspozycji model został zmagazynowany dla przeprowadzenia prac konserwatorskich.
    Doprowadzenie modelu do pożądanego stanu okazało się przedsięwzięciem trudnym, zakrojonym na kilka lat. Dyrekcja postanowiła więc eksponować model w stanie niekompletnym, podejmując jednocześnie prace remontowe. 15 stycznia 2001 roku otwarto wystawę w Muzeum Sztuki Medalierskiej (po reorganizacji oddział Muzeum Miejskiego Wrocławia, dawniej Historycznego) w zabytkowej kamienicy nr. 6. na Głównym Rynku Wrocławia. Przy modelu urządzono towarzyszącą wystawę, zawierającą na planszach zdjęcia i objaśnienia dotyczące osoby Janusza Witwickiego, pracy nad Panoramą oraz obrazujące przekształcenia struktury przestrzennej Lwowa wg planów rekonstrukcyjnych Witwickiego. W ramach prac konserwatorskich został odtworzony model synagogi „Złotej Róży" (zniszczonej we Lwowie przez Niemców). W zamierzeniach Muzeum jest dokonanie kompletnego remontu wraz z zainstalowaniem specjalnego oświetlenia, imitującego zmiany widoku miasta w ciągu doby, co wymaga czasu i znacznych nakładów finansowych.
    Wśród objaśnień do modelu znalazły się informacje o powojennych dokonaniach lwowskich naukowców w zakresie badań i rekonstrukcji fragmentów obwarowań. Niewątpliwie swój udział miały w tych działaniach materiały badawcze i rekonstrukcyjne Witwickiego. Za czasów sowieckich były one używane anonimowo, a nawet pod innymi nazwiskami, teraz znalazły należne miejsce w historiografii Lwowa. Obecnie liczne grono specjalistów prowadzi we Lwowie dalsze interesujące badania rozszerzające wiedzę o ewolucji historycznych struktur przestrzennych miasta.
    Panorama Plastyczna Dawnego Lwowa była najważniejszym dziełem życia Janusza Witwickiego, jednakże nie jedynym, działał również jako naukowiec-historyk (w dziedzinach historii architektury, urbanistyki i fortyfikacji), a także jako architekt-projektant budynków mieszkalnych i użyteczności publicznej.
    PUBLIKACJE
    Model Lwowa był owocem pasji nie tylko inżyniera architekta, ale także historyka sztuki. W tym charakterze Janusz Witwicki był współautorem pierwszej monografii naukowej na temat całego zespołu fortyfikacji lwowskich. W 1939 r. została wydrukowana w drukarni bydgoskiej nieduża książka, zawierająca dwa opracowania : Władysława Tomkiewicza o dziejach fortyfikacji lwowskich i Janusza Witwickiego pt. „Obwarowania śródmieścia Lwowa". Gotowy cały skład został 31 sierpnia załadowany na dworcu do wagonu z przeznaczaniem do Lwowa. Następnego dnia dworzec został zbombardowany a wagon spłonął z całą zawartością. Wszystkie klisze i teksty, pozostałe w drukarni, zostały zniszczone przez Niemców. Miała to być praca doktorska Janusza Witwickiego.
    Z całej pracy zachowały się dwie odbitki szczotkowe, z których jedna była kompletna, zawierała też ilustracje. Przez całe lata nie miało to żadnego znaczenia. Dopiero w 1971 r. dzięki staraniom historyka sztuki, obecnie profesora, Jerzego Kowalczyka, obie prace zostały wydane w Kwartalniku Architektury i Urbanistyki.
    W 1938 r. opublikował Witwicki dwa artykuły w Przeglądzie Krajoznawczym, wyjaśniające ideę Panoramy i przedstawiające jej projekt oraz postęp pracy. W tym samym roku wystąpił w lwowskim radiu z audycją na temat Panoramy, a w foyer Teatru Wielkiego miała miejsce wystawa, na której eksponowano mały model i zdjęcia fotograficzne.
      Wykaz publikacji:
    1. Obwarowania śródmieścia miasta Lwowa i ich przemiany do XVIII w., Część I. Władysław Tomkiewicz, Dzieje obwarowali miejskich Lwowa. Część II. Janusz Witwicki, Obwarowania śródmieścia Lwowa, art. w : Kwartalnik Architektury i Urbanistyki, 1971, zesz. 2-3.
    2. Witwicki J., Panorama Plastyczna Dawnego Lwowa, art. w: Przegląd Krajoznawczy, 1938, nr. 6-7.
    3. Witwicki J., Lwów odsłania swe mury obronne, art. w: Przegląd Krajoznawczy, 1938, nr. 8-9.
    4. Witwicki J., Schemat Lwowa z poł. XVIII w. w art. Marii Jarosiewicz pt. Lwów -Gród i miasto, w : Przegląd Krajoznawczy, 1937, nr. 1.
    5. Witwicki J., Zamek w Krasiczynie w 1. poł. XVII w. Rekonstrukcja 1939, rys. w i Guerquin B. Zamki w Polsce. Warszawa 1984, rys. 192, s. 183.
    PROJEKTY I INNE PRACE ARCHITEKTONICZNE Na polu projektowania Janusz Witwicki odniósł już na progu kariery znaczący sukces. Wygrał konkurs na projekt pawilonu Lwowa na Powszechną Wystawę Krajową w Poznaniu w 1929 roku. Projekt został zrealizowany.
    Oprócz tego wykonał Witwicki szereg innych projektów. Niestety w Warszawie znajdują się jedynie pojedyncze rysunki, w części niezidentyfikowane. Nie zachował się żaden spis i nie można go dziś kompletnie odtworzyć. Można natomiast sądzić, ze obejmowałby ponad 20 pozycji samych prac projektowych. Ponadto wykonał Witwicki szereg prac, związanych bezpośrednio z jego zainteresowaniami architekturą historyczną, a szczególnie architekturą zamków, m. inn. zamku w Krasiczynie, którego rekonstrukcja ukazała się w pracy B. Guerguina pt. Zamki w Polsce. Wykonał też kilka rozpoznawczych inwentaryzacji zabytków w kilku powiatach woj. stanisławowskiego. Z fragmentarycznego zbioru informacji, szkiców i rysunków, posiadanych przez rodzinę, zestawiono poniższy spis.
      Wykaz prac architektonicznych.
    1. Pawilon Lwowa na PWK w Poznaniu w 1923 r. Zrealizowany.
    2. Projekt kaplicy w Sawczynie (pow. Sokal) - 1930 r.
    3. Projekt dużego kościoła w Dubiecku . 1930 r. Niezrealizowany.
    4. "Projekt domu mieszkalnego JWP Stefana Rylskiego w Olszanicy, pow. Lesko - paźdz. 1935 r".
    5. "Szkic domu czynszowego JWP Dr. A. Grucy - luty 1936 r.".
    6. Dom Społeczny, Synowódzko Wyżnę, pow. Skole- 1936 r.
    7. "Dom mieszkalny jednorodzinny Kuratora Towarzystwa Patronatu nad Nieletnimi, Warszawa Królewska 33". Niedatowany.
    8. Projekt ławek do kościoła w Orłowie Murowanym, pow. Krasnystaw. Niedatowany.
    9. Inwentaryzacja pomiarowa synagogi w Łańcucie -1932r. Oryg.ZAPPW
    10. Inwentaryzacja zabytków pow. zaleszczyckiego -1935 r. Zachowane 93 karty ze szkicami rzutów w skali 1 :500, opisem kilkuwierszowym i zdjęciami do 32 obiektów przeważnie sakralnych w 24 miejscowościach. Oryginał w zbiorach d. Ossolineum we Lwowie.
    11. Sgrafitto, przedstawiające widok Lwowa w XVIII w., zaprojektowane i osobiście wykonane w 1943 r. na ścianie jednej z piwnic lwowskiego ratusza. Podobno nie istnieje. Przedstawiony spis uwzględnia tylko prace, do których zachowały się, choćby we fragmentach, materialne dowody. W tradycji rodzinnej istnieje też przekaz o projekcie przebudowy jakiegoś zamku czy pałacu w Lubelskiem na rezydencję marszałka Rydza-Śmigłego.
    Źródła opracowania:
      A. Archiwalia rodzinne. Zbiór dokumentów, notatek, obrazów, zdjęć, rysunków, będących w posiadaniu rodziny, a m.in.:
    • świadectwo z 3 klasy szkoły powszechnej we Lwowie za rok 1911/12, wyd. dn. 26.06.1912 r. przez Evangelische Schule in Lemberg,
    • dyplom inżyniera architekta, wydany 1926 r. przez Politechniką Lwowską,
    • notatka pt. Przebieg budowy Panoramy Plastycznej Dawnego Lwowa, niedatowana, 1946 r. (?), maszynopis,
    • notatka z rozmowy, datowana 4.11.1944 r., bez podania rozmówcy (N. Chruszczowa - przyp. M.W.).,ma-
    • zbiór opinii rzeczoznawców z 1937 r., kopia maszynopisu, oryg. DAŁO Lwów, fond 1., opis 25, sprawa 1696.
    • zbiór szkiców, rysunków architektonicznych prac studenckich i projektów zawodowych,
    • zbiór prywatnych prac rysunkowych i malarskich,
    • zbiór obrazów Władysława Witwickiego - widoków Lwowa z XVIII w.
    • spis modeli opr. w 1987 r. przez mgr, Zofię Gunaris.
    • zbiór zdjęć z modeli małego i dużego w różnych fazach i ujęciach, częściowo dubletów w przypadkowym wyborze.
  • poniedziałek, grudnia 31, 2012

    Miasta Widma, made by POPSLDUP. Grudziądz

    Joe Chal – „Grudziądz = Miasto widmo?”

    portret użytkownika Joe Chal

    Wymarlr miasto.
    Kraj Grudziądz jest jednym miastem spośród wielu o którym można powiedzieć, że jest klasycznym przykładem miasta „cofającego się w rozwoju”.
    W ciągu ostatnich dziesięciu lat duże miasto w woj. kujawsko- pomorskim nie bez przesady powiem – cofnęło się o ponad 100 lat.
    Największy boom przeżywał Grudziądz w okresie międzywojennym, bo krótko przed wojną populacja jego przekroczyła 103 tys. mieszkańców.
    Zawsze wraz z rozwojem jakiegoś regionu wzrasta populacja ze względu na potrzebne ręce do pracy w fabrykach.
    Nie da się utrzymać wzrostu a nawet nie da się ustabilizować na poziomie ilości mieszkańców jeśli w nim „umiera przemysł”!
    Przecież każdy zatrudniony płaci podatki i w ten sposób miasto się bogaci – czy tej prostej zależności nie rozumieją zarządzający miastami?
    Powinno im zależeć aby walka z bezrobociem była rodzajem inwestowania, ponieważ prawie natychmiast się zwraca i do kasy miejskiej /pośrednio/ zaczną wpływać większe środki finansowe.
    „Nie ma lepszej zapłaty dla Prezydenta Miasta jak prawdziwie uśmiechnięta i zadowolona twarz jego mieszkańca”.
    Najpiękniejszy Grudziądz to okres secesji, bo właśnie wtedy powstawały tu najpiękniejsze budowle architektoniczne, pięknie wkomponowane w ukształtowanie terenu, z wykorzystaniem jego naturalnych zasobów wodnych.
    Jest wiadomym, że wojna i zniszczenia jakie tu powstały na skutek działań wojennych utrudniły przywrócenie ponownej świetności tego miasta. Działo się to za sprawą głupoty czy celowego niszczenia miast polskich w czasie II wojny światowej. Zamiast okrążać miasta i iść dalej, Armia Radziecka za wszelka cenę zdobywała je, a kosztem były nie tylko życia ludności cywilnej ale wartości ponadczasowe, których już dziś przywrócić się nie da.
    Na dodatek zabrano z Grudziądza wiele milionów cegieł potrzebnych odbudowującej się Warszawie. Cegły te pochodziły z ruin miasta, resztek zamku grudziądzkiego i ze zniszczonej starej cytadeli.
    „Grudziądz powinien upomnieć się o te „cegły”, które w odbudowie miały wtedy cenę bardzo wysoką dla każdego miasta”!
    Jeszcze po wojnie napływali do Grudziądza i odbudowywali to miasto nowi emigranci z całej Polski. Ale coś w tym niewątpliwie najpiękniejszym mieście nad Wisła pękło i nie udało się nikomu tego naprawić.
    .
    W czasach PRL w sposób sztuczny utrzymywano jakąś tam produkcje i populacja pozostawała bez zmian. Potem decyzjami administracyjnymi doprowadzono do tego, że ilość mieszkańców nawet przekroczyła 101 tyś ale długo tego nie udało się forsować i zanurkowaliśmy poniżej 90 tyś.
    Dlaczego tak się dzieje?
    Myślę, że warto spotykać się z mieszkańcami i dyskutować, przedstawiać plany „Jak uzdrowić to miasto i nadać jemu „prawdziwego oddechu i wiatru w skrzydła” bo Grudziądz zasługuje na wiele więcej.
    Jest wielu „Maniaków” kochających Grudziądz a ja jestem jednym z nich.
    Ponieważ kończy się 2012 rok i chciałbym aby ta era za nami odeszła wreszcie do lamusa a nowy 2013 zapoczatkował nowy etap:
    Największej świetności naszego wspaniałego miasta Grudziądza!!!.
    Życzę tego wszystkim Mieszkańcom, Rajcom i samemu sobie.

    Joe Chal

    sobota, grudnia 29, 2012

    kRaj Popolsza w Polsce

    Krajobraz po bitwie

     Matactwo oparte zostało na zaledwie kilku prostych zasadach.
    1.      Tajność
    Dotyczyła każdego detalu związanego z przygotowaniami oraz z lotem Tupolewa. Opozycja polityczna w Polsce wyjątkowo łatwo pogodziła się z faktem objęcia ścisłą tajemnicą - niewytłumaczalną z perspektywy badania przypadkowej katastrofy – wszystkich okoliczności pamiętnego lotu. W tym szczegółów dowożenia każdego z Pasażerów na lotnisko Okęcie, wszelkich zdarzeń na warszawskim lotnisku, zarówno startu Tupolewa, jak i innych samolotów odlatujących tego poranka z Okęcia, relacji świadków z lotniska, zapisów radarów wojskowych, relacji świadków z rozmaitych ośrodków. Przede wszystkim tych, których zadaniem było śledzenie tak ważnego lotu. Wreszcie – korespondencji z międzynarodowymi instytucjami zajmującymi się monitorowaniem ruchu lotniczego; w tym bezpieczeństwem ruchu oraz ratownictwem lotniczym.
    Przypomnijmy, polska Prokuratura badała, jak sama twierdzi, przypadkową katastrofę, do której doszło w ostatnich sekundach lotu Tupolewa. Tajemnicą objęto jednak absolutnie wszystkie zdarzenia z poranka 10.04.2010 roku na warszawskim Okęciu. Także w centralach polskich sieci telefonii komórkowej, w polskim obszarze powietrznym, w polskim wojsku. Po co?
    Nie tylko po to, żebyśmy z całej tej sprawy zrozumieli jak najmniej, albo żeby od pierwszego dnia zasugerować nam zamach z udziałem specnazu i Tuska. Ale również po to, żeby dochodzeniem do prawdy o 10.04 nas jak najszybciej zmęczyć. Wreszcie po to, żeby nami jak najskuteczniej manipulować. Żeby nas jak najgłębiej podzielić.
    2.      Demokratyczne państwo prawa
    Pojęcie to było skutecznie wykorzystywane przez esbeków przed rokiem 1989-tym. Najczęściej w obronie państwa, które ludzie ci dzierżawili od sowieckich służb. W obronie PRL-u oraz własnych rządów.
    Obserwując dzisiejsze poczynania polskiej Prokuratury i polskich mediów łatwo dojść do przekonania, że nic się w mechanizmach władzy nie zmieniło. Ci sami ludzie, czasami ich potomkowie, w dalszym ciągu swoje wpływy opierają na obronie ładu, porządku i „legalnego rządu”. Ale przede wszystkim na obronie … tajemnic. Tych zwłaszcza, które dotyczą ich przestępstw, kłamstw oraz zbrodni. Prawo „ich” nie obowiązuje. W utrzymaniu bezkarności pomagają im prawnicy. Także agentura. Zresztą, dość często to jedno i to samo.
    3.      Prokuratura prowadziła postępowanie w oparciu o dowody zgromadzone(?) w Rosji
    Dzięki temu na żadne pytanie nie musiała odpowiadać. Otrzymała wieczne usprawiedliwienie każdej zwłoki, każdej luki w postępowaniu, każdego swojego zaniechania i każdego braku. Gdyby okazało się - za kilka lat - że w tzw. „aktach polskiej Prokuratury” na temat Tragedii 10.04. zachowały się niemal wyłącznie ścinki starych gazet wyniesionych z pierwszej lepszej dworcowej toalety, wymieszane z nic nie znaczącymi kserokopiami z nie istniejących, bądź preparowanych zdjęć, dokumentów, czy zeznań, to polska Prokuratura zostałaby usprawiedliwiona. Również przez obecną opozycję. Wszelkie oryginalne dowody zabrali nam wszak Rosjanie. I to oni nie pozwolili polskim bohaterom na prowadzenie normalnego postępowania. Zapewne już wkrótce się okaże, że polskie „akta” i „dowody” ktoś – bardzo nam przykro – ordynarnie sfałszował. Część oryginałów – o dziwo – zniknęła, świadków co prawda przesłuchano, ale protokoły poginęły. Będziemy za kilka lat musieli uwierzyć panom Prokuratorom na słowo.

    4.      Pełnomocnicy prawni rodzin okazali się niezbyt rozgarnięci

    Niekompetentni, nie ogarniający sytuacji, skoncentrowani na własnej karierze. Rzadko na rozwiązaniu zagadki popełnionej zbrodni. I to zbrodni, w którą niezwykle głęboko zamieszani byli od samego początku funkcjonariusze polskiego i rosyjskiego państwa. Pełnomocnicy prawni Rodzin siłą rzeczy wzięli udział w grach tajnych służb prowadzonych w ramach „demokratycznego państwo prawa”. Narzucając Rodzinom zasadę bezwzględnego podporządkowania się polskiej Prokuraturze. Narzucając tym samym posłuszeństwo i bierność osobom wyjątkowo wręcz zdezorientowanym i bezradnym. Wymagającym szczególnie troskliwej opieki i przemyślanych podpowiedzi.
    Skazało to owych pełnomocników na kontynuowanie wiecznej przepychanki z twardymi obrońcami ekipy Tuska, z mistrzami kłamstwa i manipulacji; na niekończącą się grę prowadzoną według przyjętych od początku reguł. Grę podlaną gęstym sosem Tajemnicy. Skutkującą łatwym do przewidzenia finałem – niczego nie udało się wyjaśnić, niczego nie udało się udokumentować, niczego pewnego w gruncie rzeczy nie ustalono.

    5.      Opozycja polityczna w Polsce okazała się niezbyt sprawna (delikatnie mówiąc)

    Dramatycznie niekompetentna, zagubiona, zaplątana we własne nogi, z mechanizmami finansowania w pełni kontrolowanymi przez służby. Polska opozycja dobrowolnie uczestniczyła - od początku III RP – w grach służb. Zawsze na ich warunkach. Spójrzmy na pierwszy z brzegu prosty mechanizm.
    Otóż niemal każdy zdolny polityk w Polsce, każdy wybitny, zaangażowany wolontariusz, bywał dopuszczony - w największym zaufaniu, w drodze absolutnego wyjątku - do wybranych fragmentów „prawdy” na temat Smoleńska. Zazwyczaj do jakiejś kolejnej mistyfikacji. Dawało to owemu politykowi/aktywiście poczucie ważności, wyjątkowości, uczestnictwa w elitarnej grupie. Dopuszczającymi do gry okazywali się najczęściej funkcjonariusze, podsuwający z potrzeby serca „dowody” na temat hipotezy dwuwybuchowej. Dowody, które za chwilę oczywiście znikną. Dopuszczonymi byli wybrańcy. Po niezbyt długim czasie obrońcami Tajemnicy stawały się obydwie strony opisanej wyżej zabawy.
    Skutecznie zindoktrynowani aktywiści mogli latami bredzić o mitycznych aktach polskiej Prokuratury. W których to aktach wszystko zostało – rzekomo - wyjaśnione i udokumentowane. Odnaleźli się świadkowie(?) oraz zdjęcia(?) z Okęcia, udało się zebrać tysiące(?) oryginalnych fotografii z lotniska Siewiernyj, wszystko jest w „aktach”. Nasi to badają i prawie wszystko wiedzą, ale na razie obowiązuje ich Tajemnica. Prokuratura nie pozwoliła im niczego ujawniać. Tusk także nie pozwala, bo jest we wszystko zamieszany. Do wyjaśnienia pozostały zaledwie cztery ostatnie sekundy tragicznego „lotu”.
    Naiwna bajka „o mitycznych aktach polskiej Prokuratury” - przez nikogo nigdy nie weryfikowanych – o dobrej woli funkcjonariuszy III RP, o ich skrywanym patriotyzmie, wielu osobom wystarczyła. Dały się wpuścić w maliny. I tam zostały.

                   Jak obecną sytuację w Polsce rozwiązać?

    Czy wyjście z równie zawikłanej sytuacji jest możliwe? Otóż ...   jest. Wymaga wyłącznie odwrócenia wyżej wymienionych zasad.

    1.      Jawność

    Na każdym etapie postępowania. Jeżeli do transparentności nie można dziś przekonać Prokuratury cywilnej, ani wojskowej, ani pozostałych instytucji państwa, czy mediów, należało ją wymuszać poprzez jawne działania opozycji:
    - poprzez systematyczne zapraszanie na obrady Zespołu Macierewicza możliwie najszerszego grona posłów z pozostałych partii, także dziennikarzy z najważniejszych mediów,
    - przez codzienne odświeżanie strony internetowej Zespołu; z wielomiesięcznym planem pracy, z publikowaniem wszelkich dokumentów i dowodów, jakie udało się dotychczas uzyskać,
    - przez publikowanie ekspertyz (o ile istnieją) i dowodów z przeprowadzonych już badań (o ile takimi dysponujemy),
    - przez zwoływanie systematyczne konferencji naukowych, na których naukowców nie selekcjonuje się według formułowanych poglądów, podczas których nikogo się nie cenzuruje, gdzie obowiązuje zasada nieskrępowanej wymiany poglądów,
    - przez publikowanie pełnych stenogramów oraz zapisów video z wysłuchań świadków; także przyjętego terminarza takowych wysłuchań, planowanych na wiele miesięcy do przodu.
    To chyba oczywiste, że nieobecność osób zapraszanych do Sejmu na publiczne wysłuchania, nieobecność nieusprawiedliwiona, powinna być równie skrupulatnie odnotowywana, co rozległe i publiczne relacje. Nieobecność stałaby się w tym wypadku równie wymowna.
    Jawność oznaczałaby wykonanie dziś energicznie tego wszystkiego, czego Zespół kierowany przez Antoniego Macierewicza do tej pory nie wykonał. Nagromadziło się takich zaniedbań – po ponad dwóch latach udawanek oraz brnięcia w rozmaite głupstwa – naprawdę dużo. 
    2.      Demokratyczne państwo prawa

    Funkcjonowanie takiego pojęcia w obiegu społecznym należało od początku twórczo wykorzystać. Z pełną świadomością, że przestępstwa w Polsce popełniają (również) premierzy i ministrowie, posłowie i politycy partii opozycyjnych, prokuratorzy cywilni i wojskowi, także dziennikarze, adwokaci i sędziowie. Każdą z wymienionych grup zawodowych można, a nawet należało od początku podejrzewać o systematyczne i bezczelne kłamstwa, o chorobliwe matactwo, o ukrywanie prawdy oraz dowodów. Zwłaszcza w odniesieniu do wydarzeń związanych z 10.04.2010.
    W celu zneutralizowania takiego procederu, ulubionej rozrywki establishmentu III RP, niezbędna była jawność. A skoro jawnością brzydzili się zarówno Tusk, jak jego Prokuratura, skoro absolutnej transparentności nie zażądał w tej sprawie polski Sejm, skoro takiej jawności nie zaproponował nawet Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza, to do jawności powinno dziś odwołać się społeczeństwo. Do transparentności, do sprawności prowadzonych postępowań, do przywołania zasad demokratycznego państwa prawa.
    3.     Zwrócenie szczególnej uwagi na dowody zgromadzone w Polsce
    Aktorskie, fałszywe do szpiku kości skomlenia polskich polityków – tuskowych i opozycyjnych - o zwrot dowodów zatrzymanych w Rosji nie zastąpią nam realiów. Fałszu żałosnego zawodzenia, w wykonaniu establishmentu III RP, ukryć się dłużej nie da. Skrupulatnego zbadania wymagają przede wszystkim te dowody, do których opozycja w Polsce uzyskała już dawno swobodny dostęp. W tym ważne zdjęcia, które wiele miesięcy temu opublikowano; na które zwolennicy dwóch podstawowych hipotez – Jerzego Millera i Antoniego Macierewicza - stale się powołują. Mam tu na myśli przede wszystkim wnikliwe przebadanie tzw. „zdjęć pani Kurtyki”, „zdjęć pani Seweryn”, filmiku „Koli” (1’24), filmu Wiśniewskiego, filmu „Ostrołęka” i Fomina, wreszcie ... zdjęć zamieszczonych na rosyjskiej stronie „gorojanin”, które to fotogafie A. Macierewicz skierował - jak publicznie zadeklarował - do ekspertyz w międzynarodowym gronie ekspertów. (i co dalej, chciałoby się zapytać?)
    Do tego dochodzą tysiące fotografii zgromadzonych rzekomo przez Zespół Parlamentarny. To samo dotyczyłoby relacji polskich świadków. Z konfrontowaniem owych świadków ze sobą nawzajem, z drążeniem najdrobniejszych szczegółów włącznie.
    4.     Pełnomocnicy prawni porządnie wykonujący swoją pracę
    Niech zaczną choćby od jawności. Od założenia własnej strony internetowej dotyczącej tego jednego postępowania. Na której znaleźlibyśmy zarówno wystąpienia pełnomocnika-autora strony do polskiej Prokuratury. Ale także jego wystąpienia do pozostałych polskich i międzynarodowych instytucji wraz z odpowiedziami. W tym wszelkie ponaglenia i zestawienia uzyskanych do tej pory przedmiotów, fotografii oraz dokumentów związanych z Tragedią. Na prywatnej stronie internetowej wybranego pełnomocnika powinniśmy mieć możliwość zapoznania się zarówno z jego wyjaśnieniami co do przyjętej linii postępowania, prowadzonego w imieniu pokrzywdzonych Rodzin, jak i z wytłumaczeniem podjętych kroków prawnych. Wreszcie, ze szczegółowymi wyjaśnieniami każdego z własnych zaniechań.
    5.      Sprawna opozycja polityczna
    Wystarczyłaby nam opozycja, która energicznie i z talentem organizowałaby struktury na wszystkich poziomach, zwłaszcza struktury lokalne. Nie tylko biura w Warszawie. Która potrafiłaby uruchomić potencjał społeczny, aktywizowany przy zagrożeniach dla Polski największych. Zwłaszcza takich, z jakimi mamy do czynienia po 10.04.2010 roku.
    Przydałaby się dziś Polsce opozycja, której źródła finansowania nie są w pełni kontrolowane przez agenturę, ani przez dawną esbecję; która nie poświęca prawdy o Smoleńsku w związku z kolejnym „sprytnym” manewrem taktycznym, i która nie tworzyłaby Zespołu Parlamentarnego spośród posłów zaledwie jednej partii, z istniejących w Sejmie. A wszystko tylko po to, aby zamarkować działania wyjaśniające, kanalizujące społeczne wzburzenie. Która nie tworzyłaby fikcji wyłącznie po to, żeby zasłużyć na banana. Bananem miało być utrzymanie się największej partii opozycyjnej w dziecinnym siodełku krajowej polityki. A może nawet ... ponowne dopuszczenie PiS-u – kiedyś, za kilka lat – do władzy. Czy establishment III RP, zamieszany po uszy w zamach 10.04, zdecyduje się dopuścić kiedykolwiek PiS do współrządzenia?  Wątpię.
    Miejmy nadzieję, że gdy społeczeństwo dotrze kiedyś do dowodów prawdziwego przebiegu wydarzeń nagłośnionych rankiem 10.04., do dowodów definitywnie kompromitujących elity III RP, to nie zderzy się w finale, niejako na deser, z frontalnym atakiem ze strony obecnej opozycji, ze strony PiS-u. Załóżmy optymistycznie, że dotychczasowy sposób prowadzenia wyjaśnień przez Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza, szokująco wręcz nieudolny, wynikał z serii nieszczęśliwych przypadków połączonych ze sporą naiwnością.
    Przypomnę - zginęła Para Prezydencka, Prezydent na uchodźstwie, 9 generałów, dowódców Wojska Polskiego, niemal setka najważniejszych postaci polskiej elity. Rankiem 10.04.2010 zniknęła na naszych oczach, w niesłychanie zagadkowych okolicznościach, reprezentacja polskiego społeczeństwa; niemal wszystkie żywe symbole polskiej niepodległości. To co stało się po 10.04. okazało się dla Polaków równie tragiczne.

    czwartek, grudnia 27, 2012

    Walka trwa

     

    Depesza

       Kiedy jakieś trzy lata temu po wielu przemyśleniach i doświadczeniach w mojej głowie ułożyły się
    kolejno słowa-idee: Wolność Pokój Świadomość, nie przeczuwałem, że trwanie przy nich może
    pozbawić mnie tego pierwszego. Pobyt w izolacji na Białołęce jest kolejną życiową nauką, która
    pokazuje, że nieprzypadkowo wolność jest pierwszą z tych idei, jest fundamentem, z którego wynikają
    pozostałe, bo dopiero gdy uwolnimy się od uprzedzeń, strachu i manipulacji możemy zrozumieć, że pokój
    jest najlepszą drogą i uzyskać świadomość. Świadomość tego, kim jesteśmy, czego chcemy i co nas otacza. Świadomość mankamentów systemu, ale też własnej tożsamości i indywidualnej autonomii oraz tego, z czym należy walczyć i czego należy bronić.

       Zostałem zatrzymany gdy stanąłem z rozłożonymi rękoma naprzeciw policjantom z bronią gładkolufową
    strzelającym w stronę tłumu nieagresywnych ludzi, świętujących rocznicę odrodzenia naszego kraju na arenie międzynarodowej po 123 latach niewoli. Chcących pochodem udowodnić, że Polska nie jest "bękartem traktatu wersalskiego", jak chciał tego Stalin -okrutny oprawca naszych przodków i bratnich narodów,
    ani rozmytym w medialnej papce zbiorowiskiem idiotów czy hodowlą wykształconego białego materiału genetycznego dla starzejących się i borykających z problemami imigracji zachodnich państw, ale energetyczną, pozytywną siłą chcącą budować Polskę wolną i silną, która nie będzie musiała już padać na kolana. Pamiętamy o naszych korzeniach i o wszystkich ludziach, dzięki którym nadal możemy wychowywać dzieci po polsku. Oddajemy im hołd i pamiętamy o nich, bo chcemy by i o nas pamiętano. Żyjemy w kraju, który w swej historii przebył wiele cierpień ukrzyżowany na mapie Europy zawsze między młotem a kowadłem. Jednak nie ma we mnie nienawiści do narodów, czuję ją jedynie do rządów wykorzystujących i eksploatujących obywateli. Ludzi nie powinno dzielić się na przedstawicieli narodów; ze względu na rasę; miejsce pochodzenia czy zamieszkania. Ludzie dzielą się tylko na dobrych i złych, a dobro i zło nie uznają politycznych granic.

       Jesteśmy nieustannie poddawani procesowi podziału i inżynierii społecznej. Lansuje się mody, trendy i tryb życia wyzuwający już od najwcześniejszych etapów edukacji z tożsamości. Ludzie poddają się amnezji. Widać to na każdym kroku, chociażby po wyborach do parlamentu. Mówi się, że jest źle i trzeba to poprawić, więc dlaczego wyborcy zapominają wciąż o niemających końca kłamstwach parlamentarzystów?! Słychać ciągłe narzekania, cały czas jest źle, więc powinno się ich wymienić, a od dwóch dekad wciąż są tam ci sami ludzie. Czas na świadomość. Czas na anamnezę.
       Podstawowe wartości uległy zachwianiu bądź wypaczeniu. Wystarczy spojrzeć na obecny styl życia, który lansowany jest za pośrednictwem oficjalnych szerokich mediów. Przedstawia się jako cel egzystencji opodatkowaną pracę dla dużej korporacji, wspinaczkę po finansowej drabinie, rozluźnienie więzi społecznych i rodzinnych, a jako remedium na pustkę wewnętrzną- nieskrępowany hedonizm. Poprzez idiotyczne seriale i teleturnieje, w których nagradzana jest głupota, celebryckie programy i sprzedaż prywatności sztucznie wypromowanych pseudo-autorytetów nie mających do zaoferowania zupełnie nic prócz samych siebie kształtuje się podatne umysły na niewolników poświęcających swe życie kredytom, portalom społecznościowym jako protezie relacji międzyludzkich i zabawie, gdy czas na to pozwoli. Zero rozwoju. Zero tożsamości. Wyrwane korzenie i brak wartości. Droga ku przepaści. Brak świadomości w głowie niewolnika.
       Wystarczy  rozejrzeć się dokoła,a wszystko stanie się jasne i klarowne. Media kłamią perfidnie. To, co dzieje się na ulicy wygląda zupełnie inaczej od prezentacji telewizyjnej. Gazetom brak dziennikarskiego obiektywizmu. System chce, by dzieci szły do szkolnej indoktrynacji od 6. roku życia, a wiek emerytalny przesunięto do 67. roku życia zmniejszając w tym samym roku listę leków refundowanych. To hodowla na rzeź, a nie dobre gospodarzenie. Makdonaldyzacja kultury i zacieranie się różnic w procesie globalizacji sprawiają, że cierpnie mi skóra, bo koszmarem wydaje się świat, w którym wszędzie jest tak samo i wszyscy myślą to samo. Sprzeciwiam się temu.
       Mogę wyrażać sprzeciw,bo tolerancja nie wyraża akceptacji. Wolność wyboru dana jest każdemu, wystarczy tylko uświadomić sobie, że mamy do niego niezbywalne, niezaprzeczalne prawo. Wolność manifestowania poglądów, ale i wolność sprzeciwu również. Wybór to nasza osobista sprawa, a jedynym jego hamulcem zawsze jest tylko strach. Pewne wybory są promowane, a inne-jak tradycja i patriotyzm-tępione.

       Dwa dni po zatrzymaniu, jadąc windą na posiedzenie sądu, na którym zadecydowano o zastosowaniu wobec mnie środka zapobiegawczego w postaci aresztu-oczywiście skuty kajdankami i w asyście dwóch policjantów po cywilu-usłyszałem od policjanta, który wszedł po drodze takie słowa : ,,Szkoda,że to nie 86`, bo wtedy nie wiadomo, czy byście stąd żywi wyszli". Funkcjonariusze 11 listopada mieli polecenie maksymalnie wypełnić radiowozy zatrzymanymi. Pierwszym pytaniem z ich strony -już na komendzie- było: ,,Czy jesteś z jakiegoś stowarzyszenia?''. Protokoły spisywane były z pominięciem wszelkich procedur, otwarcie mówiono o odgórnym ,,prikazie'', zarzuty przeczyły zdrowemu rozsądkowi. Na 176 zatrzymanych osób cztery nie przyznały się do winy i to wobec nas wyciągnięto konsekwencje, reszta zatrzymanych przyznała się do zarzucanych, a w większości niepopełnionych czynów. Sąd i prokuratura nie nadstawiały uszu na logiczne argumenty, a ich niezawisłość wobec władzy ustawodawczej to ordynarne oszustwo i pusty slogan. Żyjący w państwie autorytarnym i to ludzie uczestniczący w tej maskaradzie: ci, którzy to zaplanowali i ci, których nazwiska widnieją na papierach w naszej sprawie powinni tu być zamiast nas.

       Władza pokazuje na co ją stać: na strzelanie do zwykłych ludzi i osłanianie się w tym czasie tarczami przed racami i kamieniami. Czyżby policjanci nie chcieli strzelać do swoich kolegów? Jeśli teraz pozwolimy zapanować nad nami obawą przed zmianą i strachowi przed ostracyzmem i ośmieszaniem to nie będzie nigdy lepiej. Nie możemy pozwalać im na umieszczanie niewinnych ludzi w więzieniach bądź lokowanie ich tam przez poglądy, bo następnym krokiem będzie coś gorszego. Oni się tak łatwo nie cofną. Gdy dzieje się źle potrzebny jest bunt, bo "ludzie, którzy zamieniają swoją wolność na tymczasowe bezpieczeństwo nie zasługują ani na jedno ani na drugie". W obecnej sytuacji nie można chylić głowy, należy działać. Dla mnie wybór jest oczywisty: wybieram Wolność, wybieram Pokój, ponieważ jestem świadomy zagrożenia ze strony państwa. Nie chcę też usłyszeć kiedyś od dziecka- i co gorsza może nie po polsku- "tato a ty co zrobiłeś, żeby było lepiej?" i żeby jedyną moją odpowiedzią było milczenie i pusty wzrok.

       Jak już pisałem pobyt tutaj to kolejna nauka. Wiem, kto odczuwa mój brak, na kogo mogę liczyć i kto jest prawdziwym przyjacielem, bo poznaje się ich przecież w biedzie. Dziękuję Wam za wsparcie, za to, że działacie w mojej sprawie, za każdy akt pamięci i każdy czyn. Dziękuję wszystkim, których interesuje prawda, dla których ważne są inicjatywy wolnościowe i patriotyczne. Dziękuję.
            
             Nie bójcie się, walczymy o lepszą przyszłość.
             Wolność! Pokój! Świadomość!


                                                                                                           Sebastian Wasiak