WOKÓŁ RELACJI WIŚNIEWSKIEGO Z 10.IV | | | |
sobota, 02 października 2010 21:33 |
Fragment 1. Słyszę głos silnika, tylko ten silnik był... jakiś ten dźwięk... trochę inny. Patrzę w mgle idzie samolot bardzo nisko, lewym skrzydłem prawie że w dół. Normalnie słychać taki huk. Miałem otwarte okno. Coś jakby coś było niszczone, tak tratowane. Za chwilę było, wiesz, huk, dwa, proszę ciebie, błyski ognia. Mówię, wywalił się samolot...
Fragment 2. Biegiem. Przeleciałem przez te błoto i patrzę, polski samolot.
Fragment 3. To były dwa takie wybuchy, to nie była kula ognia (?) Ja myślałem, że to jakiś mały samolot. No ale jak pobiegłem już na miejsce, patrzę, a to jest nasz. (?) Wbrew pozorom nic wielkiego nie było. Nie palił się, nie było wielkiego ognia. Takie małe jakby ognisko, powiedzmy sobie. Zaraz chwila przyjechała jedna straż, ale bardzo miernie im to szło. (?) Myślałem, że to jakiś pusty samolot: piloci, obsługa i tak dalej (?) ale chyba raczej nie było tam siedemdziesięciu dziewięć osób. (?) Potworna cisza jak po katastrofie.
Fragment 4. Jakby nie to, że wpadłem w błoto, to bym uciekł i z drugiej strony zrobił zdjęcia. (?) A że była jakaś potworna ilość zwłok czy szczątków jak to przy katastrofach - nic takiego nie widziałem. Może po prostu nie zdążyłem jeszcze tam dojść.
Fragment 5. Jaki tam ogień! Troszeczkę drzew się paliło i potworna, zwyczajna cisza po katastrofie. (?) Coś musiałem im powiedzieć, żeby mnie nie zastrzelili.
Ad 1. Uwaga 1. Wiśniewski na pewno nie widział z okna swego hotelu, że to był polski samolot. O tym dowiedział się dopiero z pobojowiska, na które przybył (por. też fragmenty 2 i 3).
Ad 1. Uwaga 2. Gdy jest burza, to błyskawica poprzedza grzmot. Z fizyki wiadomo każdemu, że światło przemieszcza się szybciej niż dźwięk. Wiśniewski mówi, że dwa błyski ognia zostały poprzedzone przez huk. Z kolei huk drugi poprzedzony był przez odgłos tratowania, niszczenia, czyli huk pierwszy. Zanim samolot został wysadzony, działo się więc coś jeszcze.
Telewizje rosyjska i polska niemal równocześnie (od godz. 10:27 naszego czasu) zaczynają nadawać materiały Wiśniewskiego (w TVP Info po materiałach operatora towarzyszącemu P. Kraśce i przebitkach na Las Katyński (http://www.youtube.com/watch?v=bewl-QtbTZ8&feature=fvw)), zmieniając trochę chronologię ich kręcenia. W ros. TV pokazywany jest od razu statecznik z szachownicą, co dowodzi, że przed emisją materiał został ?przeredagowany?. W polskiej pokazany jest statecznik z pewnej odległości, a potem jest ?panorama pobojowiska?. Emisja ta jest więc jakieś dwie godziny po samej katastrofie, zauważmy. Wywiad z autorem zaś nadany jest bodaj raz i nikt już do montażysty tego dnia nie wraca, choć zdawałoby się, że jest najważniejszym polskim świadkiem katastrofy (zwłaszcza że wnet jego materiały obiegają cały świat), którego dziennikarze powinni wprost rozchwytywać. Z drugiej jednak strony wiemy, że
Wiśniewski już wtedy momentami konfabuluje. Nie ma żadnego ganiania się z bezpieczniakami (?oni mnie a ja ich?). Nie ma też specjalnej gorączki filmowania na pobojowisku. Nie ma też straży pożarnej, która przybywa po Wiśniewskim, lecz to on przybywa w chwili, gdy ?strażacy? już od jakiegoś czasu są i smętnie polewają to w lewo, to w prawo. Wszystko to widać też na tzw. trzecim filmie ze Smoleńska, nakręconym najwyraźniej przez jednego z ruskich funkcjonariuszy obserwującego Wiśniewskiego (historia trochę jak z jednej z powieści F. Duerrenmatta, w której ludzie obserwują się nawzajem nieustannie).
Ad 3. Wiśniewski dokładnie nie widział maszyny, skoro myślał, że to mały samolot. Mówiąc ściśle, widział tylko skrzydło. Jak już kiedyś zasugerował El Ohido Siluro ? to, co widział Wiśniewski, po prostu mogło być transportowaniem skrzydła. Straż, o której mówi Wiśniewski, już była na miejscu. Oczywiście można się zastanawiać, czy gasiła to, co się paliło po katastrofie, czy raczej to, co podpalili sami funkcjonariusze, by stworzyć wrażenie jakiegoś drobnego pożaru (no bo co to by był za wypadek lotniczy bez pożaru?).
Katastrofa wydarzyć się mogła tuż po 8.20, niedługo po rozmowie Prezydenta z bratem. W jednym z komentarzy postawiłem pytania dot. pracy Wiśniewskiego. Są one następujące:
1) dlaczego Wiśniewski w ogóle filmuje, skoro na terenie już jest bezpieka i "strażacy"?
2) dlaczego pozwala mu się filmować bez przeszkód przez ileśtam minut (do końca nie wiemy, przez ile)?
3) dlaczego jego film trafia od razu do rosyjskiej telewizji? (zrobiłem sobie kadrowanie materiału z ros. telewizji i jestem przekonany, że wycinano poszczególne klatki filmu; większość ujęć jest zresztą wyjątkowo nieostra, rozchwiana, a przecież Wiśniewski spaceruje, zatrzymuje się i filmuje)
4) (i chyba najważniejsze) dlaczego jest to jedyny materiał z pobojowiska (nie licząc "nielegalnego" filmu Koli i innych amatorskich materiałów)?
W związku z tym:
5) czy to faktycznie było miejsce katastrofy, czy tylko jeden z obszarów WYZNACZONYCH DO FILMOWANIA "miejsca katastrofy"?
Z relacji (słownej i filmowej) Wiśniewskiego z 10 kwietnia możemy bowiem przypuszczać, że było w pobliżu jeszcze inne miejsce katastrofy (koło komisu, jak uparcie sugeruje bloger FaktySmoleńsk?). Niestety, nie pokazano go nam do tej pory na żadnym zdjęciu ani filmie. Oczywiście, słyszeliśmy relacje, że ciała były przygniecione częściami samolotu, ale przecież trudno oczekiwać, by pod tymi zgoła drobnymi (jak na masę całego kadłuba tupolewa) kawałkami wraku, które są pokazane na filmie Wiśniewskiego znajdowało się blisko 100 osób. Co więcej nie widać ani foteli, ani żadnych osobistych rzeczy ofiar.
Jeśliby bowiem nie było innego miejsca oprócz tych dwóch, które widać na filmach Koli i Wiśniewskiego, to by znaczyło, że większość ciał ofiar uległo całkowitej dezintegracji w wyniku bardzo silnej eksplozji na pokładzie.ciąg dalszy: |
DWÓCH WOSZTYLI W SMOLEŃSKU | | | |
sobota, 02 października 2010 13:38 |
Ponieważ rozgorzała na nowo dyskusja wokół dość zagadkowych zeznań por. A. Wosztyla, chciałbym zwrócić uwagę na jedną podstawową kwestię, która z nimi się wiąże. W wywiadzie dla ?GW? Wosztyl mówi: ?To było słychać. Siedziałem w jaku jakieś 700-800 metrów od miejsca katastrofy?, natomiast w wywiadzie dla TVN na pytanie dziennikarki: ?Pan nie był w samolocie, pan był na płycie lotniska?? odpowiada: ?Tak, byłem na płycie lotniska i nasłuchiwałem jak tupolew podchodzi do lądowania?. Po chwili zresztą dodaje: ?Cała załoga była razem ze mną?. Oba wywiady pochodzą z maja tego roku i jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości, czy można podejrzewać (skądinąd sympatycznego porucznika) Wosztyla o mijanie się z prawdą, ma teraz ewidentny dowód. Oczywiście Wosztyl nie jest pierwszym ?zagubionym? świadkiem tego, co się działo 10 kwietnia, pamiętamy wszak, jak zmieniały się z wywiadu na wywiad zeznania montażysty S. Wiśniewskiego, który od opowieści o brawurowej ucieczce przed ruskimi bezpieczniakami i przystawianiu makarowa do głowy doszedł do sielskiej atmosfery żartowania przez tychże bezpieczniaków, że do tiurmy pójdzie i ich wyrazów współczucia wobec polskich ofiar.
Wosztyl w wywiadzie dla ?GW? stwierdza wyraźnie: ?Na lądowanie tupolewa czekaliśmy w jaku, bo musieliśmy dotankować samolot?. Potwierdza trzykrotne łączenie się z jaka z załogą tupolewa i to, że osobiście raz podawał warunki pogodowe drugiemu pilotowi prezydenckiej delegacji. Te łączenia się załogi jaka były ponoć w godzinach 8.25, 8.30 i 8.37, choć sam Wosztyl wyznaje, że ?nie patrzył na zegarek?. Trzymając się jednak tych danych czasowych, to o 8.25 widoczność miałaby być 4 tys. metrów, parę minut później 1,5 tys., a chwilę dosłownie później ?poniżej minimum?. Oczywiście tak wielkie kroki stawiać może wyłącznie ruski generał Mgła, chadzający zwykle w siedmiomilowych butach ze swymi spec-pododdziałami. Jeśli faktycznie wszyscy z drugiej załogi siedzieli w zamkniętym jaku i ? sam Wosztyl to przyznaje ? słyszeli rozmowy z wieżą, to jedynie w szczątkowy sposób mogło docierać do nich to, co działo się blisko 1 km dalej od nich. W związku z tym zeznania te trzeba także brać w spory nawias, niestety.
A propos tego, co było słychać, Wosztyl w wywiadzie dla TVN opowiada tak: ?O, to jest ciągle trudne, naprawdę, powiem szczerze. Słyszałem pracujące silniki samolotu, który podchodził, zbliżał się do lotniska. Nagle usłyszeliśmy, bo nie tylko ja tam byłem (?) usłyszeliśmy jak dodają obrotów maksymaln... ? znaczy inaczej: obroty zaczęły narastać do maksymalnych, następnie po kilku sekundach trzask i huk, a następne kilka sekund... dźwięk...? (i ten uśmiech zagadkowy pilota).
Można by się nawet też uśmiechnąć, gdyby nie kwestia tego, że o tym, co najistotniejsze Wosztyl mówi najmniej. Jaki dźwięk? Co się dokładnie działo? Kiedy to było? Czy to na pewno był dźwięk tupolewa?
Na koniec zagadka lotniczo-logiczna ze szczególną dedykacją dla niezmordowanego, sceptycznego rexturbo :) Proszę znaleźć część z tej fotografii na zdjęciach wraku tupolewa z kwietnia lub z września bieżącego roku.
ciąg dalszy: |
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz