Bonicki: W obronie pięknej Julii czy własnych gardeł?
7 stycznia 2012 | Publicystyka
Temat skazania Julii Tymoszenko za zawarcie niekorzystnego kontraktu gazowego z Rosją na karę siedmiu lat więzienia nie schodzi z pierwszych stron gazet. W jej obronie przemawiają zachodni politycy i po jej stronie stają zachodnioeuropejskie media. Czy zastanawialiście się Państwo dlaczego?
Pierwsze możliwe i zarazem najprostsze wytłumaczenie to solidarność z osobą niesłusznie skazaną. Fakt niesłusznego skazania jest oczywiście prawdopodobny, choć mam wątpliwości czy polityczni obrońcy byłej premier Ukrainy dysponują pełną wiedzą o sprawie, w której zabierają
głos. Innymi słowy, czy mają dowody pozwalające jednoznacznie orzec, że wyrok narusza ukraińskie prawo i został wydany pod dyktando urzędującego prezydenta, w celu pozbycia się lidera opozycji. Osobiście przyznaję się do niewiedzy pozwalającej na zajęcie jednoznacznego stanowiska w tej kwestii.
Druga ewentualność to również solidarność, ale motywowana zupełnie innymi względami niż słuszność bądź niesłuszność wyroku. Obronę Julii Tymoszenko można bowiem tłumaczyć tym, że w odróżnieniu od Wiktora Janukowycza jest (była) ona politykiem przez Europę Zachodnią
akceptowanym, uznanym za swego. A swego, wiadomo, należy wspierać, bo takie są reguły gry. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, coś w rodzaju towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Wszak ci, którzy dziś stają w szeregu obrońców byłej premier kiedyś sami mogą potrzebować
pomocy. Więc na pomoc - nomen omen - towarzystwa trzeba sobie zasłużyć.
Moim zdaniem, sprawa ma jednak i trzecie dno. Julia Tymoszenko to jeden z nielicznych (jeśli w ogóle nie jedyny) w ostatnich dekadach polityk europejskiego kraju, który poniósł odpowiedzialność karną za działania podejmowane w ramach sprawowanego urzędu. Oczywiście
zdarzają się przypadki skazania tego lub innego polityka za korupcję (Belgia, Francja, Włochy, Wielka Brytania), gwałt (Izrael) czy inne przestępstwa pospolite. Ale żeby karać za działanie na niekorzyść interesu państwa? - to rzecz niesłychana. Nie daj Boże, aby takie pomysły zakiełkowały w głowach obywateli innych państw. Kryzys u bram, model europejskiego państwa dobrobytu lada moment runie z hukiem, ludzie wyjdą na ulicę z żądaniami rozliczenia winnych i kartka wyborcza może im nie wystarczyć. Trzeba więc zawczasu wpoić obywatelom, że skazanie prezydenta, premiera, ministra za to jaką prowadził politykę to rzecz niegodna cywilizowanego człowieka, zdarzająca się jedynie w krajach niedemokratycznych i nieprzestygających praw człowieka, wymagająca bezdyskusyjnego potępienia. I nie można wykluczyć, że to jest faktyczny powód, który popycha do działania politycznych obrońców Julii Tymoszenko.
Marcin Bonicki
głos. Innymi słowy, czy mają dowody pozwalające jednoznacznie orzec, że wyrok narusza ukraińskie prawo i został wydany pod dyktando urzędującego prezydenta, w celu pozbycia się lidera opozycji. Osobiście przyznaję się do niewiedzy pozwalającej na zajęcie jednoznacznego stanowiska w tej kwestii.
Druga ewentualność to również solidarność, ale motywowana zupełnie innymi względami niż słuszność bądź niesłuszność wyroku. Obronę Julii Tymoszenko można bowiem tłumaczyć tym, że w odróżnieniu od Wiktora Janukowycza jest (była) ona politykiem przez Europę Zachodnią
akceptowanym, uznanym za swego. A swego, wiadomo, należy wspierać, bo takie są reguły gry. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, coś w rodzaju towarzystwa ubezpieczeń wzajemnych. Wszak ci, którzy dziś stają w szeregu obrońców byłej premier kiedyś sami mogą potrzebować
pomocy. Więc na pomoc - nomen omen - towarzystwa trzeba sobie zasłużyć.
Moim zdaniem, sprawa ma jednak i trzecie dno. Julia Tymoszenko to jeden z nielicznych (jeśli w ogóle nie jedyny) w ostatnich dekadach polityk europejskiego kraju, który poniósł odpowiedzialność karną za działania podejmowane w ramach sprawowanego urzędu. Oczywiście
zdarzają się przypadki skazania tego lub innego polityka za korupcję (Belgia, Francja, Włochy, Wielka Brytania), gwałt (Izrael) czy inne przestępstwa pospolite. Ale żeby karać za działanie na niekorzyść interesu państwa? - to rzecz niesłychana. Nie daj Boże, aby takie pomysły zakiełkowały w głowach obywateli innych państw. Kryzys u bram, model europejskiego państwa dobrobytu lada moment runie z hukiem, ludzie wyjdą na ulicę z żądaniami rozliczenia winnych i kartka wyborcza może im nie wystarczyć. Trzeba więc zawczasu wpoić obywatelom, że skazanie prezydenta, premiera, ministra za to jaką prowadził politykę to rzecz niegodna cywilizowanego człowieka, zdarzająca się jedynie w krajach niedemokratycznych i nieprzestygających praw człowieka, wymagająca bezdyskusyjnego potępienia. I nie można wykluczyć, że to jest faktyczny powód, który popycha do działania politycznych obrońców Julii Tymoszenko.
Marcin Bonicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz