n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

czwartek, lutego 10, 2011

Honor Wojska Polskiego -



Przemówienie gen. Gustawa  Orlicza – Dreszera
do Marsz. J. Piłsudskiego
z okazji 7 rocznicy
powrotu z Magdeburga
wraz z odpowiedzią Marszałka

15 listopada 1925 r. Sulejówek.
„Panie Marszałku, w rocznicę zaślubin Twych z państwem siedem lat temu, przybywamy do Pana Marszałka, by wspomnieć czasy, gdyś wrócił z więzienia niemieckiego i znalazł Polskę, zdawało się, niezdolną do nowego życia. Stargane w niewoli nerwy, złamane nieraz w zwątpieniach serca i mózgi – dawały przykład dla namiętności walk, swarów i gry małych ambicyj. W kilka dni po Twoim powrocie, zwiastującym odrodzenie, wziąłeś śmiało najwyższą, choć niepisaną władzę dyktatorską w swoje ręce.
Dałeś nam potem chwałę, tak dawno w Polsce nieznaną, okrywając nasze sztandary laurem wielkich zwycięstw.
Gdy dzisiaj zwracamy się do Ciebie, mamy także bóle i trwogi, do domu wraz z nędzą zaglądające. Chcemy byś wierzył, że gorące chęci nasze, byś nie zachciał być w tym kryzysie nieobecny, osieracając nie tylko nas, wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy Ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable.”
Odpowiedź marszałka J. Piłsudskiego:
„Kochani koledzy! Gdy przyszliście do mnie wspomnieć razem ze mną dzień – jak poetycznie wyraziciel waszych uczuć to nazwał – „zaślubin moich z państwem polski”, nie mogę nie być wzruszonym, a względem was wszystkich, niezmiernie wdzięcznym. Miłe, drogie nam wszystkim czasy, miłe, lecz połączone z wielkim ciężarem duszy.
Gdym, wracając z więzienia niemieckiego w pospiesznym pociągu z Berlina do Warszawy, w takt turkotu wagonu powtarzał sobie: „Do Polski! Do Polski!” – wiem, że również prawie wszyscy tu zebrani mieliście i przeżyliście taka chwilę gdy marzyliście i śniliście jak ja, że jedziecie do raju. Było to świadectwo jednego zjawiska, zjawiska, o którym przemyśliwałem pamiętnej mi zawsze nocy w wagonie.
Tyleśmy wszyscy przeboleli i tak przemęczyli swe dusze zgniecione cieniem mrocznej bezsilności w dobie po ostatnim powstaniu narodu, że gdy chwila odrodzenia przyszła – a przyszła jednak nagle i niespodziewanie – zdawało mi się, że na straży tego odrodzenia stoją wielkie dusze z epoki dawnej mocy Rzeczpospolitej i z mniej dawnych porywów do odrodzenia, które umiały ślady naszego bytowania w świecie ongiś znaczyć nie tylko dziełem miecza, lecz i wielką kulturą, szanowaną ongiś na świecie całym.
Zdawał mi się także, że gdy idzie odrodzenie bytu państwowego, o którym zaledwie zdołaliśmy marzyć w ciszy, – musi z tym formalnym odrodzeniem iść odrodzenie duszy Polaka, duszy, odrodzonej dla dania siły i mocy przy konieczności przetrwania i przewalczenia początków naszego życia.
Chciałem więc wierzyć mocy własnej naszej polskiej duszy, chciałem ufać, że zdołam zapomnieć w zawodach przeszłości i skrzepić siebie samego, widząc, jak słońce stapia lody duszy – zdawałoby się – już niezdatnej do życia i że dusza polska rozbłyśnie dawnym pięknem. Lecz i pan, generale (mowa tu o gen. Orlicz – Dreszerze – przyp. A.P.) w swym przemówieniu dotknął prawdy, że tak wy, jak i ja w raju odrodzenia spotkałem nowe zawody, gdym jak pan mówi, – został „niepisanym dyktatorem Polski”. Było to jakby odpowiedzią na podszepty zwątpień, które musiałem w sobie, gdy przemyśliwałem swą rolę i życie, jadąc z Magdeburga do Polski.
Rozum bowiem i rozwaga nakazywały mi myśleć nie tylko sentymentalnie, a mówiły mi, że życie tak łatwym nie jest, jak myśl ludzka i jak bicie gorączkowe serca. I nie wiem, czy wy, gdybyście swe wierne głowy żołnierza przy błysku wiernych szabel nieść pod kosę śmierci, dając świadectwo odrodzonej duszy polskiej, – myśleliście wtedy razem ze mną. Musiałem bowiem, jak każdy naczelny wódz, rachować i kalkulować nie tylko szabli bagnety, nie tylko wierne wasze ręce i głowy, lecz i siłę tych, co w rękach szabel nie mieli i żyli nie waszymi w polu głowami i pracowali nie waszymi, zbrojnymi w stal, rękami. I nie wiem czyście kiedy dłużej – zajęci swą pracą – rachowali i kalkulowali siły i moc całego państwa.
Pozostałem wierny swej sentymentalnej ufności w moc odrodzenia duszy polskiej przez czas cały, gdy musiałem się trzymać jednej i tej samej linii wytycznej, jako reprezentantem całego państwa, nie tylko siłę, lecz i tchórzliwą bezsilność, nie tylko cnotę, lecz i zbrodnię. I wy – wierne druhy miecza w walce – nie myśleliście wtedy, że swoboda bezsilnego i zdziczałego często w niewoli narodu daje jako skutek – nadużyciem tej swobody nie tylko w tym, co jest uniesieniem i przesadą uczuć wyższych, lecz i przesadą i nadmiarem tego, co jest grzechem przeciw odrodzeniu i pospolitym, a poziomym przestępstwem.
I gdy nieraz w bólach zawodu i mękach upokorzenia sentymentalnie miecz sprawiedliwości na haku zawieszałem, chcąc, by siła moralna cnoty i kultury duszy bez gwałtu leczyła rany niewoli, byłem wciąż wierny błyskowi odrodzenia, co mi duszę w pierwszych dniach Polski rozświecił. I teraz gdy razem z wami obchodzę siódmą rocznicę zaślubin naszych z szablą już polską, z wami, coście umieli w przeżyciach bojów być wiernymi tym błyskom – nieraz w zwątpieniach, już tyczących się historii - sądzę, iż bezsilność państwu daje ten, co karzącą dłoń sprawiedliwości zatrzymuje, a uczciwą i honorową pracę dla państwa przez to co najmniej osłabia, jeśli nie demoralizuje. Pozwólcie panowie, ze zakończę tym razem słowami jednego z was, którego tu widzę: „honor – to bóg wojska; nie masz go – kruszeje potęga wojska” (1).
Starałem się w obecnym kryzysie, przez jaki przechodzi państwo, stanąć w inny może sposób w obronie tej zasady przed Prezydentem Rzeczypospolitej, dając wyraz konieczności ochrony honoru naszych dziejów, honor naszej sławy i honoru naszej pracy. Dziękując panom, za pamięć o mnie, proszę zawsze o współpracę pomiędzy sobą dla takiej ochrony w drogiej nam służbie dla ojczyzny.”
Komentarz:
Oba powyższe przemówienie zostały wygłoszone podczas obchodów 7 rocznicy powrotu J. Piłsudskiego z Magdeburga do Warszawy, które odbyły się w Sulejówku 15 listopada 1925 r. (a więc z 5 dniowym opóźnieniem – Piłsudski przybył do stolicy 10 listopada 1918 r.). Na temat tła tych wydarzeń można przeczytać w innym miejscu (link do art. o przewrocie majowym), tu zaś ograniczę się tylko do paru uwag dotyczących samej treści obu oświadczeń.
Z okazji obchodów rocznicowych w siedzibie Piłsudskiego zebrało się około tysiąca oficerów, w tym wielu wysokich rangą (gen. L. Skierski, E. Kessler, D. Konarzewski, J. Krzemieński sam mówca Orlicz – Dreszer). Wszystkie te osoby (a była to grupa zróżnicowana), łączyło to, że ich losy w mniejszym bądź większym stopniu były związane z osobą marszałka Piłsudskiego. Wśród zebranych dominowali byli legioniści i peowiacy. Do swojego „Komendanta” mieli oni stosunek bardzo emocjonalny, co nie pozwala wątpić w szczerość przedstawionej deklaracji.
Choć nigdzie nie zostało to wyrażone wprost (bo i nie mogło być tak wyrażone), istotą wypowiedzi Dreszera było wezwanie Marszałka do powrotu do czynnej polityki, więcej, do przejęcia władzy, władzy dyktatorskiej (temu zapewne służyć miało wspomnienie roku 1918 zakończone fragmentem „wziąłeś śmiało najwyższą (…) władzę dyktatorską w swoje ręce (2)„). W staraniach o uzyskanie rządów zebrani oficerowie, jak wszyscy lojalni żołnierze, nie zamierzali pozostawić swojego wodza samemu sobie – oferowali wsparcie, przede wszystkim za pomocą „pewnych i w zwycięstwach zaprawionych szabli”. Była to deklaracja niezwykle odważna, intencje mówcy dla każdego postronnego obserwatora musiały być jasne. W większości państw cywilizacji zachodniej podobne zachowanie oficerów służby czynnej spotkało by się z silną reakcją władz cywilnych, dla których stanowiło ono poważne zagrożenie. W ówczesnej Polsce ograniczono się do dokonaniu kilku zmian kadrowych, przenosząc uczestników tego zgromadzenia „na prowincję” (sam gen. Dreszer z dowództwa stołecznej 2 Dywizją Kawalerii trafił do Poznania), jednak i ta łagodna sankcja miała krótkotrwały charakter. Już niedługo po opisanych wydarzeniach, jeden ze zwolenników Piłsudskiego, gen. L. Żeligowski, został ministrem spraw wojskowych, przywracając przeniesionych oficerów na ich wcześniejsze stanowiska, a następnie torując drogę dla zamachu majowego.
Motywem oficerów dla przeprowadzenia powyższej demonstracji, było niewątpliwie uwielbienie dla ich Marszałka, jednak nie tylko. Nie przypadkowo gen. Dreszer nawiązał do okresu, gdy „Dałeś (mowa tu oczywiście o Piłsudskim) nam chwałę (…) okrywając nasze sztandary laurem wielkich zwycięstw”. Nie przypadkowo użyto tu również zaimka „nam” (w domyśle „nam legionistom, peowiakom”), a nie Polsce, Polakom. Zebrani pamiętali początek lat dwudziestych, gdy pod kierownictwem swego „Komendanta” odgrywali najważniejsze role w armii i państwie. Teraz, w obliczu zagrożenia (3), zwrócili się do Marszałka, licząc na powrót dawnych czasów, na zaszczyty w wojsku, ale też w polityce. Można zaryzykować twierdzenie, że element „materialny” był tu niemniej ważny jak emocjonalny – przywiązanie do wodza. Zwrócić należy też uwagę, na utożsamianie przez gen. Dreszera (a zapewne też przez innych zebranych), dobra Marszałka i „grupu legionowej” z dobrem kraju, racją stanu – „…osieracając nie tylko nas, wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę…”
Jeśli chodzi o odpowiedź Marszałka, to zapewne nie spełniała ona oczekiwań zebranych oficerów. Piłsudski nie dał wyraźnego sygnału do działania, nie wskazał w jednoznaczny sposób kierunku, w którym wojskowi mają podążać i to mimo tego, że znał treść wystąpienia gen. Dreszera przed obchodami (4). Mowa Piłsudskiego, starannie dopracowana pod względem stylistyczny, literackim, w przeciwieństwie do wcześniejszej wypowiedzi gen. Orlicza – Dreszera, nie zawierała żadnych konkretnych, łatwych do odczytania informacji.
Mówca rozpoczął od rozważań historycznych, wspomnień wydarzenia, którego rocznicę właśnie obchodzono. Następnie dał wyraz swojemu rozgoryczeniu. W 1918 r. J. Piłsudski oczekiwał odrodzenia Polski, przy czym nie tylko „formalnego” (odzyskania niepodległości), ale także (a może przede wszystkim) duchowego, moralnego odrodzenia wszystkich Polaków. Do odrodzenia w tym sensie jednak nie doszło (stwierdzenia tego, w kontekście ówczesnej sytuacji politycznej nie można rozumieć inaczej, niż jako nawiązania do „sejmokracji”). Wprost przeciwnie, naród przez lata pozbawiony wolności, zaczął tej wolności nadużywać, dopuszczając się czynów niegodnych, przestępstw. Obserwując to wszystko Marszałek, choć dysponował „niepisaną władzą dyktatorską”, nie zdecydował się na to, by zło ukarać („Miecz sprawiedliwości na haku zawieszałem”), licząc, że „siła moralnej cnoty i kultura duszy” uzdrowi naród polski. W siódmą rocznicę swojego powrotu z Magdeburga zapowiada jednak, że jego cierpliwość się skończyła, że tym razem nie będzie zatrzymywał „karzącej dłoni sprawiedliwości” uderzającej w negatywne zjawiska. Słowa te można zrozumieć jako rodzaj przestrogi dla wszystkich osób odpowiedzialnych (w przekonaniu Marszałka) za złą sytuację w kraju.
Kończy zapowiedzią obrony honoru wojska polskiego. Do współpracy w tym dziele wzywa zgromadzonych w Sulejówku oficerów. Choć wezwanie to, jak i samo określenie „honor wojska” mogło być bardzo różnie rozumiane, to jednak brakowało tu jednoznacznego, jasnego określenia celu do którego należy zmierzać.
Tekst obu wypowiedzi przytaczam za: J. Piłsudski, „Pisma zbiorowe”, tom VIII, Warszawa 1937. Nie są one chronione prawami autorskimi majątkowymi, gdyż one wygasły.
* * * * * * * * * *

Brak komentarzy: