III RP – z burdelu do lasu?
Obleśność stała się w III RP stylem „państwowym” do tego stopnia, że Tusk
z trybuny sejmowej mówił: „skoro za mało dzieci, to nie trzeba pisać ustaw, tylko wziąć się do zupełnie innej roboty.” i nie został okrzyknięty uczestnikiem wspólnoty lepperowsko-węgrzynowego chamstwa.
Cały świat oburza się rozpustą premiera Berlusconiego, który miał wykorzystywać seksualnie (za pieniądze) siedemnastoletnią dziewczynę. Ale gdy brylujący w mediach psychoterapeuta Samson został aresztowany pod zarzutem pedofilii, jego zawodowe koleżeństwo hurmem krzyczało o niezrozumieniu dla szczególnych form terapii, a niedawno pół świata protestowało przeciw represjonowaniu filmowca Polańskiego za wykorzystanie (za pomocą alkoholu i środków odurzających) dziecka trzynastoletniego.
Widać politykom wolno mniej. I słusznie. Ale czy wszystkim? Gdy wicepremier Lepper zarechotał z mniemanego paradoksu – „czy można zgwałcić prostytutkę” – wszystkie media bawiły się tym bez końca. Nie dlatego, żeby napiętnować wulgarność, ale żeby osłabić koalicjanta PiS (ten sam Lepper po wyrzuceniu z rządu, mimo procesu o wymuszanie seksu za pracę, jest do dzisiaj wyświetlany w TVN24, jeżeli tylko pluje na Kaczyńskiego). Dlatego, gdy poseł Węgrzyn regularnie obrażał posłankę PiS, traktowano tę wulgarność z należną członkowi rządzącej partii wyrozumiałością.
Postawiły go pod pręgierzem dopiero jego obleśne dowcipy o homoseksualistach. Widać rację ma Warzecha pisząc: „Gdyby zażartował sobie z katastrofy smoleńskiej, z Jarosława Kaczyńskiego, z jego nieżyjącego brata, gdyby rzucił coś rubasznego w stylu posła Niesiołowskiego /…/ to nie tylko nie miałby problemów, ale jeszcze by go klepali po plecach.” Jednak nawet wobec homofobii znalazł się wesołek, który usiłował wybryk Węgrzyna lekceważyć. Widać bycie członkiem Rady Gospodarczej przy premierze zmusza do większej lojalności wobec Platformy, niż wobec samego siebie.
Węgrzyn demonstrował swoje chamstwo od dawna, gdy walczył z „kaczyzmem” w komisji pod przewodnictwem Andrzeja Czumy. Teraz Węgrzyn sam wskazał Czumę, jako swojego nauczyciela różnicowania gejów od lesbijek, co wskazuje, że takie nastroje są w Platformie czymś powszechnym. Czym różni się wulgarność Węgrzyna od wulgarności prezydenta Komorowskiego z jego „Dunki to kaszaloty”, który tym epitetem poniżył też własną żonę? I co? I nic. Czy z twarzy Komorowskiego zniknęła lepperowska radość z przekazania Obamie rady, że żonie należy wierzyć, ale trzeba jej wierność sprawdzać? Czy z kręgu jego przyjaciół zniknął chamuś z wibratorem i świńskim ryjem? Co w kraju doświadczonym przez Hitlera spotkało go za obnoszenie się z eugenicznymi poglądami, a eugenika miała zlikwidować problem homoseksualizmu metodą „endlosung”?
W czasach komunizmu homoseksualizm „nie istniał” i podobnie udawano, że nie istnieje pedofilia. Gdy „towarzysze” oglądali występy, powstałego jeszcze za Stalina, harcerskiego zespołu „Gawęda” (w swoim czasie śpiewał tam Wojtuś Mann), nikt nie śmiał powiedzieć o podejrzeniu perwersji seksualnej wobec dzieci. Obecnie małe tancerki uczone są pokazów z wystawianiem krocza nawet w siedzibie Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski (vide – szokujące zdjęcie z gali konkursu „Proboszcz Roku” zamieszczone w „Tygodniku Powszechnym” z 30 stycznia 2011 r., które zdobi … artykuł wytykający księżom m.in. „przypadki deprawowania seksualnego dzieci”!). Ten rodzaj obleśności nie spotkał się z krytyką mediów i nie jest to dziwne choćby dlatego, że obleśność w ogóle stała się za sprawą niektórych redaktorów telewizyjnych (Prokop, Durczok i lider tej kategorii Kuźniar) charakterystycznym znakiem tego rodzaju gwiazdorstwa. Obleśność stała się w III RP stylem „państwowym” do tego stopnia, że Tusk z trybuny sejmowej mówił: „skoro za mało dzieci, to nie trzeba pisać ustaw, tylko wziąć się do zupełnie innej roboty.” i nie został okrzyknięty uczestnikiem wspólnoty lepperowsko-węgrzynowego chamstwa.
W tej sytuacji nie dziwi milczenie wobec książki popularnego prezentera muzycznego zawierającej szokujące frazy pedofilsko-rasistowskie (dziękuję nieznanej magistrantce, która wskazała problem): „mam pewną słabość do małych Arabek /…/ dziewczynka może dwunastoletnia, z figlarnie opartą na biodrze ręką patrzyła /…/ z żarem, przed którym nie ma ucieczki. /…/ odnalazłem wśród oblepiających mnie dzieci takie śliczne małe zwierzątka. /…/ za dwudziestkę mógłbym taką pachnącą miodem, śniadą dziewczynkę wziąć do swojego hotelu i pieścić przez wiele godzin. /…/ Widzę tę siłę (czarnych kobiet) raczej jako atawizm. Jako sublimację żądzy spółkowania ze zwierzętami. /…/ Czarne dziewczyny w Afryce są prawie zawsze dzikie. /…/ Tak żyją lwy i goryle, tak żyją plemiona Czarnej Afryki. Ich dziewczęta /…/ Są płochliwe jak małe antylopy, choć urodę dziedziczą po wielkich kotach. Nie nadają się do oswojenia. /…/ Łaszą się. Albo polują, jak lwice. Takim polowaniem jest afrykańska prostytucja. /…/ Nie sądzę, by znalazł się zdrowy mężczyzna, który umie oprzeć się ich urokowi. Nie jest to bowiem wdzięk ludzki, do którego przywykliśmy, ale zwierzęcy. Te dziewczyny proszą, by je pokryć. /…/ Długo na nią patrzyłem myśląc, że chciałbym ją wypuścić z powrotem do lasu, bo tu, w wojskowym burdelu, nie ma dla niej miejsca.”
Krzysztof Wyszkowski • wzzw.wordpress.com
[km]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz