Ad vocem ILE KOMU ZA SMOLEŃSK?
Na wstępie, żeby nie było zarzutów, że jestem pazerny cham to uprzedzam, że choć jestem rodziną osoby, która zginęła w katastrofie i wraz z synem byłem przez dwa dni w Moskwie by zidentyfikować ciało osoby bliskiej to z odszkodowań w świetle prawa nic mi się nie należy i o to nie mam żalu. To, co zrobiłem, robię i będę robić jest dla mnie czymś naturalnym, wynikającym z więzów krwi i zasad wpojonych mi w domu rodzinnym.
A teraz do rzeczy
Panie Swieykowski mam już dość milczenia i owijania w bawełnę przesadziłeś waść i to grubo. Reprezentowany przez pana punkt widzenia to skurwysyństwo pierwszej próby, trudne do zaakceptowania w świetle tego, co wokół Rodzin Smoleńskich i wyjaśniania sprawy katastrofy się wyprawia.
Po pierwsze nie jestem w żaden sposób związany z osobami posiadającymi nazwiska, które waść wymieniasz niemal jednym tchem, a mimo to moje spojrzenie na świat w świetle, tego, co doświadczyła rodzina jest zbieżne z głosami wspomnianych przez Pana osób i publicznie dałem wyraz swojego niezadowolenia. Co więcej dla mnie to, co zrobił człowiek prezesujący Prokuratorii Generalnej świadczy o jego całkowitej indolencji umysłowej, a przedwczorajsza próba tłumaczenia swojej decyzji nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Kiedy Marcin Dziurda puszcza w eter, że „… nie było innego sposobu, żeby poinformować wszystkie rodziny ofiar o tym, że taką propozycję Skarb Państwa składa,…” zaczynam się zastanawiać na podstawie, jakiego prawa jego urząd wyłączył się ze struktur państwa. Bezradne tłumaczeniaDobrego Urzędnika Państwowej Administracji budzą śmiech, kiedy słucha się wywodów o tym, że Prokuratoria nie ma „prawa do tego żeby śledzić, inwigilować, szukać nazwisk rodziców, nazwisk dzieci tych osób” Ciekawe tylko, od czego w państwie jest MSWiA, które wraz z MON bez większych problemów już w kilka dni po katastrofie ustanowiły koordynatorów dla rodzin i znały wszystkie kontakty do nas. Co więcej, 4 dni (słownie: cztery dni) po medialnej wrzutce (wtorek następnego tygodnia) w sprawie zadośćuczynienia, koordynator naszej rodziny w sposób oficjalny (telefonicznie), jak rozumiem na zlecenie Prokuratorii, poinformował najbliższych o propozycji zawarcia ugody, co jednoznacznie wskazuje, że istniała możliwość indywidualnego dotarcia do rodziny w sposób cywilizowany Taką samą strategię można było przyjąć wobec rodzin posłów i senatorów, które są obsługiwane przez Kancelarię Sejmu i Senatu. W dobie telefonów bez drutu, faksów oraz internetowej poczty nie trzeba zatrudniać szpiegów agentów i TW by dysponować adresami rodzin wystarczy skierować pismo do szefa MSWiA by takie dane uzyskać. Podobne w treści pismo można było skierować też do Prokuratora Generalnego prosząc o pomoc w ustaleniu danych korespondencyjnych pełnomocników rodzin. (w aktach prokuratury leżą ich pełnomocnictwa) Ponadto, jeśli panu prezesowi tak trudno było znaleźć kanały do informacji indywidualnej, to w świecie cywilizowanym istnieje jeszcze instytucja wezwania do ugody, którą może wystosować każda ze stron. Oczywiście ogłasza się to w mediach, ale bez warunków wstępnych, a tym bardziej bez podania kwot. Do tego wyznacza się w wezwaniu czas na zgłoszenie się w sprawie ewentualnych roszczeń przez wszystkich zainteresowanych dopuszczonych prawem. Ale takiej instytucji facet z tytułem doktora nauk prawnych Instytutu Prawa Cywilnego UW pewnie nie zna. A tak na marginesie, to jak na ilość uzyskanych przez niego tytułów naukowych reprezentuje on wyjątkowo niski poziom wiedzy i wrażliwości spółecznej. Psuje tym samym opinię instytucji naukowych, które nadały mu te tytuły.
Kiedy czyta się dalsze wypowiedzi dziennikarza RP RWE „Przecież oni domagają się, by im wypłacono pieniądze pochodzące także z płaconych przeze mnie podatków” to smród prowokacji i złej woli ze strony dziennikarza unosi się w powietrzu i chyba tylko osoba z obciętym nosem tego nie czuje, a osoba bez mózgu tego nie rozumie. Tak jak wszystkie poprzednie brednie o katastrofie, które publicznie zostały obalone, tak i to stwierdzenie o odszkodowaniach jest kolejnym kłamstwem smoleńskim. Więc jeśli masz człowieku podstawowy poziom IQ powinieneś zrozumieć i przyjąć do wiadomości, że nikt z wymienianych przez pana osób niczego się nie domagał!!!.Jedyną osoba, o której wiem, że już w lipcu 2010 na spotkaniu w Kancelarii Premiera bez najmniejszej żenady, pytał się, kiedy będziemy rozmawiać o odszkodowaniach był Pan Deresz i pod jego adresem proszę kierować tego typu wycieczki słowne. Co więcej sam Marcin Dziurda przyznał w wywiadzie, że do chwili upublicznienia oferty zadośćuczynienia tylko 30 osób zgłosiło się do niego w tej sprawie. Zatem czekam, kiedy waść odwołasz swoje podłe insynuacje, w przeciwnym wypadku będę musiał uznać, że albo jednak masz pewne braki w głowie, albo chcesz czynnie z premedytacją uczestniczyć w rozpowszechnianiu kłamstw.
Tak, tak wiem…. Zaraz odezwą się głosy poparcia zatroskanych i sprawiedliwych demokratów w stylu:
Zastanawiam się tylko, dlaczego głosy zatroskanych obywateli słychać wyłącznie, gdy chodzi o wydawanie wspólnych pieniędzy na odszkodowania, a cichną, gdy Kancelaria Prezydenta dostaje wyższy budżet niż ten, którym dysponował śp. Lech Kaczyński, a miało być oszczędniej. Czemu milczycie zatroskani obywatele, gdy trzeba walczyć o dostęp do informacji publicznej zawartej w stenogramach ze spotkań rządu z Rodzinami Smoleńskimi, na które Premier nałożył embargo twierdząc, że było to spotkanie prywatne, ponieważ poruszano na nim sprawy prywatne. Zadaję, więc pytanie: czy idąc na umówione spotkanie z Donaldem Tuskiem zostałem zaproszony na imieninowy bal u cioci, czy może jednak na spotkanie z Premierem Rządu RP. A z czego sfinansowano spotkania? - z prywatnych pieniędzy, na które zrzucili się z własnych kieszeni ministrowie z Donaldem Tuskiem na czele, czy może jednak z pieniędzy podatnika? Czy za sporządzenie stenogramów ze spotkań zapłacił Pan Arabski z własnego portfela, czy jednak kancelaria Premiera pokryła wydatki z tym związane? Oczywiście tym nikt się nie interesuje, bo to jakieś drobne i nie istotne wydatki z publicznej kasy. Ja oczywiście nie odmawiam korzystania z prawa do informacji publicznej. Jednak nie mogę się zgodzić by o szczegółach ugody gadano w przysłowiowym maglu i to przed jej zawarciem i zatwierdzeniem przez Sąd, który w tym wypadku sprawuje nadzór w imieniu obywateli. Kiedy wyrok w sprawie ugody uprawomocni się, drogi zatroskany i sprawiedliwy obywatelu wysil się trochę i napisz pismo do odpowiedniego urzędu zakreślając, o czym chcesz wiedzieć, co dostać, a nade wszystko, w jakim celu o to się starasz. Jak już dostaniesz, co chcesz to się ciesz z kontroli nad wspólnym dobrem.
A tak na marginesie to podanie do publicznej wiadomości wysokości proponowanego zadość uczynienia to swoistego rodzaju zaproszenie dla wszelkiej maści zbirów lub dewiantów, co w konsekwencji może narazić na utratę zdrowia, a nawet życia członków rodzin. Czy Pan prezes Prokuratorii zastanowił się nad osobistą odpowiedzialnością w razie tzw. incydentu? I nie są to czcze obawy. Niektórzy z bliskich ofiar spotkali na swojej drodze nieznanych sprawców i odrobili lekcje współczucia i miłości na swojej skórze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz