- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"
Archiwum
-
►
2022
(56)
- ► listopada 2022 (2)
- ► października 2022 (5)
- ► września 2022 (2)
- ► sierpnia 2022 (4)
- ► lipca 2022 (8)
- ► czerwca 2022 (6)
- ► kwietnia 2022 (7)
- ► marca 2022 (5)
- ► lutego 2022 (6)
- ► stycznia 2022 (4)
-
►
2021
(30)
- ► grudnia 2021 (3)
- ► listopada 2021 (4)
- ► października 2021 (7)
- ► września 2021 (1)
- ► sierpnia 2021 (5)
- ► lipca 2021 (1)
- ► czerwca 2021 (1)
- ► kwietnia 2021 (3)
- ► marca 2021 (1)
- ► lutego 2021 (1)
-
►
2020
(12)
- ► grudnia 2020 (1)
- ► października 2020 (1)
- ► września 2020 (2)
- ► sierpnia 2020 (1)
- ► lipca 2020 (1)
- ► czerwca 2020 (4)
- ► marca 2020 (2)
-
►
2019
(5)
- ► grudnia 2019 (1)
- ► września 2019 (2)
- ► stycznia 2019 (1)
-
►
2018
(9)
- ► września 2018 (1)
- ► lipca 2018 (3)
- ► czerwca 2018 (3)
- ► kwietnia 2018 (1)
- ► marca 2018 (1)
-
►
2017
(24)
- ► grudnia 2017 (1)
- ► listopada 2017 (2)
- ► października 2017 (2)
- ► sierpnia 2017 (2)
- ► lipca 2017 (1)
- ► kwietnia 2017 (2)
- ► marca 2017 (2)
- ► lutego 2017 (6)
- ► stycznia 2017 (4)
-
►
2016
(38)
- ► grudnia 2016 (4)
- ► listopada 2016 (3)
- ► października 2016 (2)
- ► września 2016 (6)
- ► sierpnia 2016 (3)
- ► lipca 2016 (1)
- ► czerwca 2016 (2)
- ► kwietnia 2016 (4)
- ► marca 2016 (3)
- ► lutego 2016 (2)
- ► stycznia 2016 (4)
-
►
2015
(60)
- ► grudnia 2015 (2)
- ► listopada 2015 (3)
- ► października 2015 (1)
- ► września 2015 (9)
- ► sierpnia 2015 (6)
- ► lipca 2015 (5)
- ► czerwca 2015 (7)
- ► kwietnia 2015 (4)
- ► marca 2015 (11)
- ► lutego 2015 (4)
- ► stycznia 2015 (7)
-
►
2014
(123)
- ► grudnia 2014 (6)
- ► listopada 2014 (11)
- ► października 2014 (4)
- ► września 2014 (8)
- ► sierpnia 2014 (9)
- ► lipca 2014 (21)
- ► czerwca 2014 (9)
- ► kwietnia 2014 (20)
- ► marca 2014 (5)
- ► lutego 2014 (6)
- ► stycznia 2014 (12)
-
►
2013
(157)
- ► grudnia 2013 (5)
- ► listopada 2013 (10)
- ► października 2013 (9)
- ► września 2013 (11)
- ► sierpnia 2013 (9)
- ► lipca 2013 (5)
- ► czerwca 2013 (10)
- ► kwietnia 2013 (14)
- ► marca 2013 (10)
- ► lutego 2013 (28)
- ► stycznia 2013 (33)
-
▼
2012
(249)
- ► grudnia 2012 (19)
- ► listopada 2012 (23)
- ► października 2012 (26)
- ► września 2012 (11)
-
▼
sierpnia 2012
(20)
- Jutro - Wojna
- POpolsza m e m e n t o
- Reminscencje * o POpolszy * o Rassieji
- HUTA KATOWICE * Wspomnienie
- stan PO zapaści
- Silnik pneumatyczny - AUTA jutra
- Bund der polnischer Vertriebenen - k i e d y?
- Ks. dr Piotr Natanek. L i s t.
- PO'zostało z dorobku pokoleń ...
- Z widzeń bł. Rozalii Celakówny ...
- Ta Russia
- Remembering on Elvis Aaron Presley
- Donskije Kazaki contra bolschevismus
- blogi Wolnej Polski * Leopold
- coś o Polsce w RPrl
- Wojna 1920. Jeńcy Wojska Polskiego.
- London 1940
- z Blogów * R o n i n
- syndrom PPS*), post'Polsza1989
- do otchłani
- ► lipca 2012 (8)
- ► czerwca 2012 (27)
- ► kwietnia 2012 (8)
- ► marca 2012 (12)
- ► lutego 2012 (27)
- ► stycznia 2012 (35)
-
►
2011
(256)
- ► grudnia 2011 (10)
- ► listopada 2011 (54)
- ► października 2011 (8)
- ► września 2011 (5)
- ► sierpnia 2011 (23)
- ► lipca 2011 (13)
- ► czerwca 2011 (8)
- ► kwietnia 2011 (15)
- ► marca 2011 (22)
- ► lutego 2011 (52)
- ► stycznia 2011 (32)
-
►
2010
(133)
- ► grudnia 2010 (8)
- ► listopada 2010 (29)
- ► października 2010 (7)
- ► września 2010 (11)
- ► sierpnia 2010 (11)
- ► lipca 2010 (3)
- ► czerwca 2010 (1)
- ► kwietnia 2010 (15)
- ► marca 2010 (13)
- ► lutego 2010 (9)
- ► stycznia 2010 (7)
-
►
2009
(27)
- ► grudnia 2009 (7)
- ► listopada 2009 (2)
- ► października 2009 (3)
- ► września 2009 (5)
- ► sierpnia 2009 (1)
- ► lipca 2009 (2)
- ► kwietnia 2009 (4)
- ► marca 2009 (1)
- ► stycznia 2009 (2)
-
►
2008
(55)
- ► grudnia 2008 (5)
- ► listopada 2008 (2)
- ► października 2008 (6)
- ► września 2008 (16)
- ► sierpnia 2008 (18)
- ► lipca 2008 (1)
-
►
2006
(1)
- ► listopada 2006 (1)
LOKALIZATOR
A K T U E L L
piątek, sierpnia 31, 2012
poniedziałek, sierpnia 27, 2012
POpolsza m e m e n t o
4 kwietnia 2008 roku w płockim więzieniu w
monitorowanej pojedynczej celi znalezione zostało ciało
Sławomira Kościuka – drugiego mordercy Krzysztofa Olewnika. We krwi
miał psychotropy, połamane żebra i otarcia na ramionach. Pomimo tych
śladów prokuratura uznała, że było to samobójstwo. Przyczyna?
Nieznana. Oficjalnie chodziło o to, że Kościuk resztę życia miał
spędzić w więzieniu.
Cztery dni później głodową śmiercią zmarł w krakowskim więzieniu Rumun Claudiu Crulica. Crulica rozpoczął głodówkę jako protest przeciwko jego aresztowaniu. Dopiero po jego śmierci okazało się, że był niewinny a zastosowany wobec niego areszt całkowicie bezpodstawny. Była to szczególnie dramatyczna śmierć, która odbiła się echem w całej Europie, oczywiście z wyjątkiem tuskowych mediów.
Nieudaną, na szczęście, próbę samobójczą ma też za sobą dziennikarz śledczy Wojciech Sumiliński, który targnął się na życie 30 maja 2008 roku w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki – miejscu symbolicznym, bowiem to w tej świątyni msze za ojczyznę odprawiał bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Samobójcza próba dziennikarza była związana z wystawionym dzień wcześniej nakazem jego aresztowania na podstawie zeznań ppłk. Leszka Tobiasza, byłego oficera WSI i WSW, który nie został pozytywnie zweryfikowany przez Komisję Weryfikacyjną ds. WSI. Dziennikarskie śledztwo w tej sprawie wykazało, że Tobiasz dopuścił się pomówienia i prawdopodobnie działał na zlecenie WSI, służby z którą bliskie związki ma Bronisław Komorowski.
W listopadzie tego samego roku samobójstwo popełnił 34.letni funkcjonariusz CBŚ. Ciało policjanta w jego domu w Ostrowi Mazowieckiej znalazł przełożony. Przyczyna pozostaje nieznana.
2009 – wstęp do tragedii?
W nocy z 18 na 19 stycznia 2009 roku w monitorowanej całą dobę celi znaleziono powieszonego trzeciego mordercę Krzysztofa Olewnika – Roberta Pazika. I tym razem prokuratura uznała, że Pazik targnął się na swoje życie. Wątpliwości rodziny mordercy, która mówiła, że Pazik bał się przeniesienia do płockiego więzienia i mówił wprost, że to oznacza dla niego śmierć, nikt nie słuchał. Dziś już wiadomo, że wszyscy mordercy nocami byli wyprowadzani ze swoich monitorowanych cel i wywożeni w nieznanym kierunku. Przed świtem wracali za kratki. I chociaż po powołaniu Komisji Śledczej pojawiły się opnie biegłych wskazujące, że mordercom Olewnika ktoś mógł pomóc, nadal obowiązującą wersją jest „samobójstwo”.
Również 19 stycznia swym domku letniskowym w Owczygłowach koło Obornik powiesiła się oficer ABW – ppłk. Barbara P. W czerwcu tego samego roku prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie. Nikt nie zwrócił uwagi, że podpułkownik Barbara P. popełnia samobójstwo bezpośrednio po rozmowie z przełożonymi z delegatury ABW w Poznaniu i centrali w Warszawie. W liście pożegnalnym oskarżyła szefów o mobbing. Nieliczni dziennikarze podnieśli, że Barbara P. odpowiadała w służbach za sprawy finansowe. Dlatego miała być przesłuchiwana przez nowe kierownictwo służb, szukające dowodów na bezprawne działania szefów ABW w czasach rządów PiS: Witolda Marczuka i Bogdana Święczkowskiego. Opinia publiczna o jej śmierci a tym bardziej o przyczynach targnięcia się przez nią na życie praktycznie nie została poinformowana.
W nocy z 12 na 13 lipca 2009 „samobójstwo” popełnił Mariusz K. - strażnik, pilnujący w więzieniu Wojciecha Franiewskiego – mordercę Krzysztofa Olewnika, który zabił się jako pierwszy. Rzeczniczka Służby Więziennej Luiza Sałapa powiedziała, że według niej oba zdarzenia nie mają nic wspólnego. Bardzo szybko „okazało się”, że strażnik miał „problemy finansowe” – klasyczną „przypadłość” samobójców, którzy za dużo widzieli lub wiedzieli.
W sierpniu tego samego roku samobójstwo popełniło dwóch więźniów osadzonych we więzieniu w Toruniu. Niecały miesiąc później spacerująca grzybiarka znalazła w samochodzie zaparkowanym na leśnym parkingu ciało 41.letniego mężczyzny. Okazało się, że to zwłoki rzecznika prasowego toruńskiego więzienia. Miał podcięte żyły. Prokuratura uznała, że było to samobójstwo.
Do szczególnie bulwersującego samobójstwa doszło 23 grudnia. W swoim podwarszawskim mieszkaniu zabił się Grzegorz Michniewicz – dyrektor Kancelarii premiera Tuska, członek rady nadzorczej PKN Orlen. Przez jego ręce przechodziła cała korespondencja kierowana do premiera, w tym tajna. Według prokuratury Michniewicz „powiesił się sam” na kablu od odkurzacza – „przez nikogo nie zastraszony ani nie namówiony”. Co istotne, żaden śledczy nie zwrócił uwagi, że Michniewicz dosłownie na kilka godzin przed śmiercią planował wyjazd na święta do żony a jego nastrój zmienił się nagle – ostatni rozmówca Michniewicza twierdził, że był on czymś tak przerażony, że dosłownie szlochał. Tej śmierci nikt nie powiązał z faktem, że doszło do niej w trakcie badania przez prokuraturę ewentualnego przecieku z kancelarii premiera ws. afery hazardowej. Nikt też nie zwrócił uwagi na to, że właśnie 23 grudnia z zakładów w Samarze wrócił „wyremontowany” TU 154M, w którym 10 kwietnia zginął prezydent Lech Kaczyński.
Rok 2010 przyćmiony został jedną z największych tragedią w historii Polski od czasu II wojny światowej - ale również w nim miały miejsce liczne tzw. samobójstwa.
3 stycznia w gdańskim więzieniu zmarł Artur Zirajewski ps. „Iwan”- płatny morderca, jeden z głównych świadków w sprawie morderstwa gen. Marka Papały – według pierwszych informacji miał się otruć po otrzymaniu tajemniczego grypsu. Na łamach „Gazety Wyborczej” minister Krzysztof Kwiatkowski zdementował te doniesienia i powiedział, że przyczyną śmierci przestępcy był „zator płucny”.
7 kwietnia samobójstwo popełnił strażnik z więzienia w Malborku. Przyczyny tej śmierci nie zostały wyjaśnione a dramat strażnika został zapomniany po tragedii narodowej z 10 kwietnia.
27 kwietnia znaleziono ciało chorążego Stefana Zielonki – szyfranta polskiej armii. Początkowo społeczeństwu próbowano wmówić, że chorąży Zielonka popełnił samobójstwo, ale wersja ta do tego stopnia nie trzymała się kupy, że rychło ją zarzucono. Śmierć polskiego szyfranta ostatecznie pozostała niewyjaśniona. Dziś, po prawie dwóch latach od znalezienia jego ciała nie wiadomo czy Zielonka zabił się sam, czy ktoś mu „pomógł”, ani nawet, kiedy zgon nastąpił.
W pierwszych dniach czerwca przed jednym z marketów spożywczych w Opolu znaleziono wciśnięte pomiędzy przednie i tylnie siedzenia samochodu zwłoki dr. Dariusza Ratajczaka – historyka, zaszczutego za opisywanie poglądów naukowców kwestionujących holokaust. Policja uznała, że było to samobójstwo, pomimo licznych zeznań świadków a także nagrań z monitoringu przed sklepem, wskazujących, że Ratajczak mógł zostać zamordowany.
4 września pod krzyżem papieskim samospalenia usiłowała dokonać 72-letnia kobieta, która w ten sposób chciała zaprotestować przeciwko złemu leczeniu swojej córki. Tym razem próba samobójcza była nieudana, ale poparzeniu uległo aż 60 proc. jej ciała.
26 maja samobójstwo popełnił znany aktor Edward Żentara. Oficjalna przyczyna? „Rozterki sercowe” i problemy w teatrze, w którym pracował.
W czerwcu „powiesił się” oficer polskiego Kontrwywiadu Wojskowego. Sprawa jest o tyle niejasna, że posiadał on wysoką klauzulę dostępu do materiałów niejawnych. Również w czerwcu powiesił się sierżant żandarmerii wojskowej z jednostki w Dęblinie. W tym samym miesiącu samobójczą śmierć wybrał oficer z katowickiego oddziału CBŚ. Oficer miał za sobą dwudziestoletni staż pracy, zajmował się przestępczością narkotykową.
W lipcu samobójstwo popełnił doradca Andrzeja Leppera Wiesław Podgórski. Była to już trzecia śmierć osób związanych z Samoobroną w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. Jak się okazało te śmierci były tylko preludium – 5 sierpnia "powiesił się" Andrzej Lepper – prezes Samoobrony – polityk wielokrotnie wyszydzony przez Salon, który jak się okazało miał ogromną wiedzę, bardzo niewygodną dla wielu prominentnych polityków.
W połowie sierpnia powiesił się pięćdziesięcioczteroletni Marek Kozaczek – starosta Wschowy. Przyczyna pozostaje oczywiście nieznana.
We wrześniu próbę samobójczą poprzez samospalenie przed kancelarią premiera podjął czterdziestodziewięcioletni Andrzej Ż. Odratowali go borowcy, którzy ugasili płomienie. W pozostawionym liście opisał swe problemy finansowe oraz korupcję w warszawskiej skarbówce. Również we wrześniu znaleziono ciało 53-letniego mężczyzny, uczestnika strajku w PKS Białystok. Zwłoki leżały w jednym z autobusów zaparkowanych w bazie firmy. Jako przyczynę śmierci prokuratura podała samobójstwo. W tym samym miesiącu z okna na 11 piętrze jednego z łódzkich wieżowców wyskoczył dwudziestodziewięcioletni policjant – Marian L. Nie miał szans. Kilka godzin wcześniej policjant był przesłuchiwany w charakterze podejrzanego w Prokuraturze Okręgowej w Łodzi.
W październiku samobójstwo popełnił dwudziestoośmioletni Bartosz Zjawin – producent płyt muzycznych, bardzo znany i ceniony wśród polskich raperów.
W listopadzie 2011 strzelił do siebie Tadeusz Feder – burmistrz Strzelc Krajeńskich. Ciężko ranny został przewieziony do szpitala. Nie udało się go uratować. Prokuratura i policja uznały ten zgon za samobójstwo. Samobójstwo miało być przyczyną śmierci także piętnastoletniego pięściarza – Pawła Polskiego, który został znaleziony martwy 21 listopada 2011 roku.
W początkach grudnia samobójstwo popełnił Dariusz Szpineta – ekonomista, kapitan lotnictwa, prezes spółki Ad Astra Executive Charter – certyfikowanego i koncesjonowanego operatora lotniczego w obszarze przewozów czarterowych i szkoleń lotniczych oraz zarządzania i serwisu samolotów. W 2009 roku Szpineta zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu korupcji w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Wkrótce sam stał się oskarżonym. W dodatku często wypowiadał się w sprawie Smoleńska podając argumenty przemawiające za tym, że tragiczny lot 10 kwietnia 2010 był lotem wojskowym a nie cywilnym. Pomimo działań prokuratury w niego wymierzonych, udało mu się wyprowadzić swoją spółkę na giełdę. Jednak będąc na urlopie w Indiach… wybrał samobójczą śmierć. Szpineta miał tylko 39 lat. Jego śmierć została przemilczana w mediach. Nic nie wiadomo, by prokuratura prowadziła postępowanie w tej sprawie.
Cztery dni później głodową śmiercią zmarł w krakowskim więzieniu Rumun Claudiu Crulica. Crulica rozpoczął głodówkę jako protest przeciwko jego aresztowaniu. Dopiero po jego śmierci okazało się, że był niewinny a zastosowany wobec niego areszt całkowicie bezpodstawny. Była to szczególnie dramatyczna śmierć, która odbiła się echem w całej Europie, oczywiście z wyjątkiem tuskowych mediów.
Nieudaną, na szczęście, próbę samobójczą ma też za sobą dziennikarz śledczy Wojciech Sumiliński, który targnął się na życie 30 maja 2008 roku w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki – miejscu symbolicznym, bowiem to w tej świątyni msze za ojczyznę odprawiał bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Samobójcza próba dziennikarza była związana z wystawionym dzień wcześniej nakazem jego aresztowania na podstawie zeznań ppłk. Leszka Tobiasza, byłego oficera WSI i WSW, który nie został pozytywnie zweryfikowany przez Komisję Weryfikacyjną ds. WSI. Dziennikarskie śledztwo w tej sprawie wykazało, że Tobiasz dopuścił się pomówienia i prawdopodobnie działał na zlecenie WSI, służby z którą bliskie związki ma Bronisław Komorowski.
W listopadzie tego samego roku samobójstwo popełnił 34.letni funkcjonariusz CBŚ. Ciało policjanta w jego domu w Ostrowi Mazowieckiej znalazł przełożony. Przyczyna pozostaje nieznana.
2009 – wstęp do tragedii?
W nocy z 18 na 19 stycznia 2009 roku w monitorowanej całą dobę celi znaleziono powieszonego trzeciego mordercę Krzysztofa Olewnika – Roberta Pazika. I tym razem prokuratura uznała, że Pazik targnął się na swoje życie. Wątpliwości rodziny mordercy, która mówiła, że Pazik bał się przeniesienia do płockiego więzienia i mówił wprost, że to oznacza dla niego śmierć, nikt nie słuchał. Dziś już wiadomo, że wszyscy mordercy nocami byli wyprowadzani ze swoich monitorowanych cel i wywożeni w nieznanym kierunku. Przed świtem wracali za kratki. I chociaż po powołaniu Komisji Śledczej pojawiły się opnie biegłych wskazujące, że mordercom Olewnika ktoś mógł pomóc, nadal obowiązującą wersją jest „samobójstwo”.
Również 19 stycznia swym domku letniskowym w Owczygłowach koło Obornik powiesiła się oficer ABW – ppłk. Barbara P. W czerwcu tego samego roku prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie. Nikt nie zwrócił uwagi, że podpułkownik Barbara P. popełnia samobójstwo bezpośrednio po rozmowie z przełożonymi z delegatury ABW w Poznaniu i centrali w Warszawie. W liście pożegnalnym oskarżyła szefów o mobbing. Nieliczni dziennikarze podnieśli, że Barbara P. odpowiadała w służbach za sprawy finansowe. Dlatego miała być przesłuchiwana przez nowe kierownictwo służb, szukające dowodów na bezprawne działania szefów ABW w czasach rządów PiS: Witolda Marczuka i Bogdana Święczkowskiego. Opinia publiczna o jej śmierci a tym bardziej o przyczynach targnięcia się przez nią na życie praktycznie nie została poinformowana.
W nocy z 12 na 13 lipca 2009 „samobójstwo” popełnił Mariusz K. - strażnik, pilnujący w więzieniu Wojciecha Franiewskiego – mordercę Krzysztofa Olewnika, który zabił się jako pierwszy. Rzeczniczka Służby Więziennej Luiza Sałapa powiedziała, że według niej oba zdarzenia nie mają nic wspólnego. Bardzo szybko „okazało się”, że strażnik miał „problemy finansowe” – klasyczną „przypadłość” samobójców, którzy za dużo widzieli lub wiedzieli.
W sierpniu tego samego roku samobójstwo popełniło dwóch więźniów osadzonych we więzieniu w Toruniu. Niecały miesiąc później spacerująca grzybiarka znalazła w samochodzie zaparkowanym na leśnym parkingu ciało 41.letniego mężczyzny. Okazało się, że to zwłoki rzecznika prasowego toruńskiego więzienia. Miał podcięte żyły. Prokuratura uznała, że było to samobójstwo.
Do szczególnie bulwersującego samobójstwa doszło 23 grudnia. W swoim podwarszawskim mieszkaniu zabił się Grzegorz Michniewicz – dyrektor Kancelarii premiera Tuska, członek rady nadzorczej PKN Orlen. Przez jego ręce przechodziła cała korespondencja kierowana do premiera, w tym tajna. Według prokuratury Michniewicz „powiesił się sam” na kablu od odkurzacza – „przez nikogo nie zastraszony ani nie namówiony”. Co istotne, żaden śledczy nie zwrócił uwagi, że Michniewicz dosłownie na kilka godzin przed śmiercią planował wyjazd na święta do żony a jego nastrój zmienił się nagle – ostatni rozmówca Michniewicza twierdził, że był on czymś tak przerażony, że dosłownie szlochał. Tej śmierci nikt nie powiązał z faktem, że doszło do niej w trakcie badania przez prokuraturę ewentualnego przecieku z kancelarii premiera ws. afery hazardowej. Nikt też nie zwrócił uwagi na to, że właśnie 23 grudnia z zakładów w Samarze wrócił „wyremontowany” TU 154M, w którym 10 kwietnia zginął prezydent Lech Kaczyński.
2010 – rok przeklęty
Rok 2010 przyćmiony został jedną z największych tragedią w historii Polski od czasu II wojny światowej - ale również w nim miały miejsce liczne tzw. samobójstwa.
3 stycznia w gdańskim więzieniu zmarł Artur Zirajewski ps. „Iwan”- płatny morderca, jeden z głównych świadków w sprawie morderstwa gen. Marka Papały – według pierwszych informacji miał się otruć po otrzymaniu tajemniczego grypsu. Na łamach „Gazety Wyborczej” minister Krzysztof Kwiatkowski zdementował te doniesienia i powiedział, że przyczyną śmierci przestępcy był „zator płucny”.
7 kwietnia samobójstwo popełnił strażnik z więzienia w Malborku. Przyczyny tej śmierci nie zostały wyjaśnione a dramat strażnika został zapomniany po tragedii narodowej z 10 kwietnia.
27 kwietnia znaleziono ciało chorążego Stefana Zielonki – szyfranta polskiej armii. Początkowo społeczeństwu próbowano wmówić, że chorąży Zielonka popełnił samobójstwo, ale wersja ta do tego stopnia nie trzymała się kupy, że rychło ją zarzucono. Śmierć polskiego szyfranta ostatecznie pozostała niewyjaśniona. Dziś, po prawie dwóch latach od znalezienia jego ciała nie wiadomo czy Zielonka zabił się sam, czy ktoś mu „pomógł”, ani nawet, kiedy zgon nastąpił.
W pierwszych dniach czerwca przed jednym z marketów spożywczych w Opolu znaleziono wciśnięte pomiędzy przednie i tylnie siedzenia samochodu zwłoki dr. Dariusza Ratajczaka – historyka, zaszczutego za opisywanie poglądów naukowców kwestionujących holokaust. Policja uznała, że było to samobójstwo, pomimo licznych zeznań świadków a także nagrań z monitoringu przed sklepem, wskazujących, że Ratajczak mógł zostać zamordowany.
4 września pod krzyżem papieskim samospalenia usiłowała dokonać 72-letnia kobieta, która w ten sposób chciała zaprotestować przeciwko złemu leczeniu swojej córki. Tym razem próba samobójcza była nieudana, ale poparzeniu uległo aż 60 proc. jej ciała.
2011 – naznaczony samobójstwami i tajemniczymi
zgonami „z przyczyn naturalnych”
26 maja samobójstwo popełnił znany aktor Edward Żentara. Oficjalna przyczyna? „Rozterki sercowe” i problemy w teatrze, w którym pracował.
W czerwcu „powiesił się” oficer polskiego Kontrwywiadu Wojskowego. Sprawa jest o tyle niejasna, że posiadał on wysoką klauzulę dostępu do materiałów niejawnych. Również w czerwcu powiesił się sierżant żandarmerii wojskowej z jednostki w Dęblinie. W tym samym miesiącu samobójczą śmierć wybrał oficer z katowickiego oddziału CBŚ. Oficer miał za sobą dwudziestoletni staż pracy, zajmował się przestępczością narkotykową.
W lipcu samobójstwo popełnił doradca Andrzeja Leppera Wiesław Podgórski. Była to już trzecia śmierć osób związanych z Samoobroną w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. Jak się okazało te śmierci były tylko preludium – 5 sierpnia "powiesił się" Andrzej Lepper – prezes Samoobrony – polityk wielokrotnie wyszydzony przez Salon, który jak się okazało miał ogromną wiedzę, bardzo niewygodną dla wielu prominentnych polityków.
W połowie sierpnia powiesił się pięćdziesięcioczteroletni Marek Kozaczek – starosta Wschowy. Przyczyna pozostaje oczywiście nieznana.
We wrześniu próbę samobójczą poprzez samospalenie przed kancelarią premiera podjął czterdziestodziewięcioletni Andrzej Ż. Odratowali go borowcy, którzy ugasili płomienie. W pozostawionym liście opisał swe problemy finansowe oraz korupcję w warszawskiej skarbówce. Również we wrześniu znaleziono ciało 53-letniego mężczyzny, uczestnika strajku w PKS Białystok. Zwłoki leżały w jednym z autobusów zaparkowanych w bazie firmy. Jako przyczynę śmierci prokuratura podała samobójstwo. W tym samym miesiącu z okna na 11 piętrze jednego z łódzkich wieżowców wyskoczył dwudziestodziewięcioletni policjant – Marian L. Nie miał szans. Kilka godzin wcześniej policjant był przesłuchiwany w charakterze podejrzanego w Prokuraturze Okręgowej w Łodzi.
W październiku samobójstwo popełnił dwudziestoośmioletni Bartosz Zjawin – producent płyt muzycznych, bardzo znany i ceniony wśród polskich raperów.
W listopadzie 2011 strzelił do siebie Tadeusz Feder – burmistrz Strzelc Krajeńskich. Ciężko ranny został przewieziony do szpitala. Nie udało się go uratować. Prokuratura i policja uznały ten zgon za samobójstwo. Samobójstwo miało być przyczyną śmierci także piętnastoletniego pięściarza – Pawła Polskiego, który został znaleziony martwy 21 listopada 2011 roku.
W początkach grudnia samobójstwo popełnił Dariusz Szpineta – ekonomista, kapitan lotnictwa, prezes spółki Ad Astra Executive Charter – certyfikowanego i koncesjonowanego operatora lotniczego w obszarze przewozów czarterowych i szkoleń lotniczych oraz zarządzania i serwisu samolotów. W 2009 roku Szpineta zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu korupcji w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Wkrótce sam stał się oskarżonym. W dodatku często wypowiadał się w sprawie Smoleńska podając argumenty przemawiające za tym, że tragiczny lot 10 kwietnia 2010 był lotem wojskowym a nie cywilnym. Pomimo działań prokuratury w niego wymierzonych, udało mu się wyprowadzić swoją spółkę na giełdę. Jednak będąc na urlopie w Indiach… wybrał samobójczą śmierć. Szpineta miał tylko 39 lat. Jego śmierć została przemilczana w mediach. Nic nie wiadomo, by prokuratura prowadziła postępowanie w tej sprawie.
Maciej Ka 09.06.2012
niedziela, sierpnia 26, 2012
Reminscencje * o POpolszy * o Rassieji
Autor: Niedzisiejszy
Zazwyczaj
nie obchodza mnie plagi, które sobie POlactwo na własne i Nadredaktora z
rzędu Naczelnych życzenie sprowadza (zagłosuj przeciw Kaczyńskiemu i
wyp***j na londyński zmywak), bo los POrąbańców totalnie mi zwisa. Są
tak głupi i ograniczeni umysłowo, że należy im się to jak psu buda. Tym
skumulowanym poszukiwaczom ostatniej szarej komórki w rodzinie, nawet
benzyna po 7 złociszy nic nie powie. Zero refleksji. Przecież radio
zgaga powiedziało że w Polandii jest dobrze, wzrost i takie tam, to o co
kaman?
Ano o to, że za radosną twórczość tuskoidalnych będą musieli zapłacić ciężko chorzy ludzie.
Moja
Mama nigdy by na takiego bydlaka jak Tusk czy paligłup nie zagłosowała.
Nie, nie pytałem, nie rozmawiamy z rodziną o popieprzonej polskiej
polityce, bo to raczej zajęcie dla psychiatry niż zwykłego człowieka.
Nie wiem nawet czy Mama lub brat byli głosować, ale znam ich na tyle, że
bydła do władzy by nie doprowadzili. Ale POlactwo z uśmiechem kopanego w
dupę radosnego imbecyla - jak najbardziej...
Link jest z "wybiórczej" więc żaden POżałowania godny komentator mi nie zarzucił, że podsyłam jakieś niewiarygodne źródła:
http://fakty.interia.pl/prasa/gazeta_wyborcza/news/chorzy-na-cukrzyce-zalamani-zmianami-na-liscie-lekow,1739443
Moja
Mama ma cukrzycę. Od wielu lat. Po Tacie ma 1200 złotową emeryturę,
wcześniej swojej miała ledwo 1000. Po 25 latach pracy na kopalni, gdy ja
musiałem z kluczem na szyi zajmować się młodszym bratem. I Ona teraz za
szaleństwa POmyleńców i naprawdę wyjątkowych sukinsynów typu
Tusk/Rostowski - będzie musiała płacić około 500 złotych miesięcznie więcej za glukometry, zastrzyki itp.
Sukinsyństwo
tych bydlaków wami rządzących nie ma żadnych już granic przyzwoitości.
Za zaciągnięte lekko rączką długi, za zatrudnienie setek tysięcy
pociotków w półmilionowej biurokracji , za najdroższe w Europie
autostrady widoczne tylko na mapach, za najdróższe na świecie stadiony -
będą musieli płacić ciężko chorzy ludzie. BO KTOŚ PRZECIEZ MUSI ZA TE SZALEŃSTWA ZAPŁACIĆ!
Na swoje szczęście moja Mama ma mnie i ja jej pomogę. Brat sam ledwo
przędzie w tej "Zielonej Wyspie". Mimo, że oboje pracują to na trójkę
dzieci ciągle brakuje.
500 złotych to niecała dniówka mojej
pracy w Anglii. Jakoś dam radę mimo, że muszę si ę tu utrzymać, opłacić z
podatków sforę niezdolnych do żadnej pracy imigrantów, mimo że
utrzymuję dwóch pasożytów w Polsce i spłacam jeszcze kredyt na nieudany
biznes w Irlandii. Najwyżej wezmę więcej nadgodzin i nie pojadę wiosną
na wakacje. Ale co z innymi??? Co z ciężko chorymi ludźmi o których
POlactwo dawno zapomniało i ma ich w dupie? Oni będą musieli po
cichutku, w samotności umierać. Tylko to im pozostało . Niestety. Oni
nie wzniosą barykad, oni nie zastrajkują. Oni nawet gdyby zorganizowali
jakiś protest, to Nadredaktor zorganizowałby szybko z Blumsztajnem
kampanię nienawiści, nazwali by ich faszystami i spuścili ze smyczy
tarasowców czy też zaprosili niemiecką Antifę...
Tylko
niech mi ktoś, do ciężkiej cholery odpowie. Dlaczego pisząc POmylonym z
rozumem oszołomom o złodziejskiej POlityce tego (nie)rządu. Dlaczego
pisząc od lat do czego ta sprostytuowana POlityka antypolskich,
antyludzkich sukinsynów prowadzi - muszę ponosić jej konsekwencje??? A
nie tylko POrąbane glony o inteligencji gupika z akwarium, głosujące na
tych bydlaków? Wiem, to dopiero początek. Rok 2012 będzie rokiem
wyjątkowych podwyżek cen i usług. I na szczęście za to zapłacą równięż
POpieprzonee lemingi, które tę zarazę na ziemie polskie przyniosły.
Żadnej litości dla tych POmyleńców. Macie cośta chcieli ćwoki. Młode,
niby wykształcone, ale totalnie niekumate matoły. Cieszta się, bo dawno
wam to przepowiadałem...
Dlaczego jednak
starzy, chorzy ludzie muszą w tym POgrążonym kraju ponosić konsekwencje
wynaturzenia folksdojczy rządzących tą umęczoną krainą???
Czy
chodzi temu (nie)rządowi o fizyczną eutanazję milionów pobierających
ciężko wypracowaną emeryturę, bo ich nie stać będzie na dodatkowe
wydatki? Myślę, że tak. Bowiem nie wszyscy mają synów ciężko
zapierdzielających na Zachodzie, którzy te dodatkowe wydatki wezmą na
siebie? I jak to zazwyczaj bywa wśród wynaturzonego i POmylonego
POlactwa, nie wszyscy pamiętają że mają w ogóle jakichś starych,
schorowanych rodziców. Wiem,o czym piszę, bo spotykałem na obczyźnie
takie typu, że głowa mała...
Tak, to jest
wściekłość. To jest ledwo tłumiona wściekłość Polaka, który z oddali
musi na wyjątowe draństwo tych zaprzańców patrzeć . Bezradnie patrzeć,
co boli mnie, człowieka czynu, wyjatkowo. Bo POlskie POpłuczyny moralne i
etyczne i tak pójdą znowu do pieprzonych wyborów i znowu wybiorą do
najwyższych władz bandytów, aferzystów i mafiozów, którzy będą z nich
drzeć haracz aż miło. To już nawet nie jest postawa w dupę rżniętego
fornala. To już jest postawa więziennego cwela, szczęśliwego, że może
swoimi pośladami służyć największemu bydlakowi w stadzie...
Żal
tych starych ludzi. Pani Mucha, obecnie w randze ministra czegoś tam,
już w ubiegłym roku wyrwała się przed orkiestrę. Tylko mało kto załapał,
że ona tak przypadkiemo walnęła o planach pozbycia się problemu starych
ludzi, którzy :"z braku lepszych zajęć przesiadują w przychodniach
zdrowia". Coś z tymi starymi ludźmi przecież trzeba zrobić. Są dla
waaadzy utrapieniem, bo ZUS jest już bankrutem, dofinansowanie do niego i
do KRUS-u przekraczają już 75 miliardów złotych rocznie. Jak się
waaadza pozbędzie kilku milionów emerytów i rencistów, to tutaj
zaoszczędzą miliardy. Uzyskają zresztą sukinkoty jeszcze jeden plus.
Miliony emerytów i rencistów raczej wyborcami złodziei, mafiozów,
aferałów czy narkotycznych "legalistów" nie są. Nie są więc obecnej
waadzy do niczego potrzebni. Miliardy złotych zaoszczędzone na tych
niepotrzenych waadzy scorowanych, starych ludziach, szybciutko przeleją
na konta bankierów, bo odsetki już stanowią prawie 40 miliardów zł
rocznie, a będą przecież tylko się zwiększać. Rostowski potrafi jedynie
przelwać z pustego w próżne. A od tego jeszcze nikomu nie przybyło.
Teraz przed końcem roku wykupuje jedne obligacje, aby je sprzedać w
styczniu. Ciekawe jaki idiota je kupi.
No i ktoś musi przecież
sfinansować już nie tylko dwukrotnie bogatszą Grecję, ale i
czterokrotnie bogatsze Włochy. A kto to zrobi nie pytany i nie proszony,
jak szef prezydĘcji unijnej?
...
|
19 grudnia 2011
| |
Wczorajsza
wiadomość dnia, iż jedna z platform wiertniczych na morzu Ochockim, w
pobliżu Sakhalina zatonęła i zaginęło kilkudzięciu członków załogi -
spowodowała u mnie przypływ wspomnień. Nieodległych wspomnień. Cóż,
znowu mi się udało. Mogłem i ja tam być z nimi, gdybym nie zrezygnował w
maju ze swego kontraktu...
Jako, że blisko półtora roku
pracowałem dla amerykańskiego koncernu naftowego w rejonie północnego
Pacyfiku, chciałem trochę wam przybliżyć ten kraniec swiata. Poza
krótkimi wizytami w Korei, Malezji i na Alasce, zdecydowaną większość
czasu spędzałem w dalekowschodniej Rosji, szczególnie na wyspie Sakhalin
i na Syberyjskim wybrzeżu Pacyfiku...
To widok
na jedną z platfom, zdaje się, że wydobywczych w pobliżu Sakhalina.
Słabo ją widać w oddali, trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć. Jest
oddalona około 30 kilometrów od brzegu. Na platformie (i na wszystkich
polach naftowych) był całkowity zakaz robienia jakichkolwiek zdjęć.
Zresztą nie tylko na platformach czy na polach naftowych...
Nieco
chaotycznie, ale tak mi się powklejały te zdjęcia. Żeby zmienić ich
układ musiałbym wszystko zapisywać od nowa. Niestety Onet nie daje zbyt
wiele miejsca, ani komfortu przy układaniu stron bloga...
Zacznijmy
od tego, że mimo 70 lat bolszewickiego komunizmu, bardzo wielu Rosjan
deklaruje się jako ludzie wierzący, co niedzielę chodzący do cerkwi.
Jest to o tyle ciekawe, że również bardzo wielu z nich deklaruje
sympatię do komunizmu, Lenina czy nawet Stalina niekoniecznie w tej
kolejności....
To, co wyróżnia się w krajobrazie szarych,
paskudnych blokowisk rosyjskiego Dalekiego Wschodu to właśnie pstrokatej
urody, monumentalne cerkwie. Widać, że bardzo zadbane i odnowione....
Powyżej w Chabarowsku, ta poniżej na Sachalinie, w Juzno-Sachalinsku...
Najbardziej
zaskoczyła mnie przed jedną z cerkwi - ławeczka. Dla żebraków.
Widziałem jak żebracy siedzieli sobie na niej, a pop przynosił im wodę
do picia...
Tu jeszcze jedna w zimowej scenerii Chabarowska. W połowie kwietnia...
A obok tej cerkwi był jakiś pomnik i nazwiska budowniczych komunistycznej Rossiji z czerwoną gwiazdą...
W
dzisiejszej dalekowschodniej Rosji powstało wiele butików i perfumerii z
markowymi ciuchami i kosmetykami. Śmiesznie wyglądają światowe firmy w
budynkach podobnych raczej do osiedlowego warzywniaka, niż ekskluzywnych
magazynów....
Pamiętające lata komuny uniwermagi , gdzie lud
roboczy dzięki wspaniałomyslności Komitetu Centralnego KPZR, zaopatrywał
się w niezbędne do przeżycia artykuły, pozamieniały się w sieć wysokiej
klasy butików z markową odzieżą, obuwiem, elektroniką, niesamowitym
bogactwem złotej biżuterii i ogromnym wyborem markowych kosmetyków.
To hotel Sapporo w Juzno-Sachalinsku. Stąd do Sapporo niespełna 100 kilometrów.
Branża
hotelowa jest jedną z niewielu dziedzin na Dalekim Wschodzie Rosji,
która świetnie się rozwija. Przybywa tu wielu biznesmenów i naftowców z
całego świata. Hotele z zewnątrz nie wyglądają jakoś szczególnie
zjawiskowo, ale w środku pełen najwyższych standardów luksus. Zapewniam,
bom w niejednym hotelu mieszkał, w niejednym kraju na świecie. W hotelu
Gagarin w Juzno jest na 4 piętrze coś w rodzaju dżungli, gdzie można
podziwiać tysiące papug i innych egzotycznych ptaków, motyli i różnych
płazów. O standardach typu pełnowymiarowy basen, kryte korty tenisowe,
sauny, jaccuzi, restauracje z kuchnią z całego świata itp typowe
standardy nie będę nawet wspominał. Ceny w tych hotelach są horrendalne.
Nam, zwykłym pracownikom wynajmowano najtańsze pokoje, w których
standard nie odbiegał od europejskiej 5-cio gwazdkowego, kosztował około
200 euro za noc. Ile kosztowały i co było w pokojach dla biznesmenów i
kadry zarządzającej - nie potrafię sobie nawet wyobrazić...
Hotele
to gigantyczna pralnia pieniędzy miejscowych grup przestępczych. W
hotelu , w którym zazwyczaj zatrzymywaliśmy się w drodze na pola naftowe
lub z powrotem, kolega Irlandczyk był świadkiem strzelaniny. Już wracał
po kolacji, gdy kilku facetów kaukaskiej urody wyciągnęło pistolety i
zaczęło ostrzeliwać recepcję, za którą ukryli się koreańscy ochroniarze
tegoż hotelu. Po tygodniu hotel poszedł do remontu, a otwarł się już pod
nowym szyldem i nowym właścicielem. Tak się w dzisiejszej Rosji robi
"przetarg" ograniczony...
A
to centrum Chabarowska jeszcze zimową połową kwietnia, ale już reklama
majowego "Dnia Zwycięstwa". Dzień 9 maja jest tu bowiem hucznie
obchodzony jako :" zwycięstwo nad faszyzmem". Czemu akurat nad
faszyzmem, a nie niemieckim Narodowym Socjalizmem? Zgodnie z
instrukcjami wielkiego sowieckiego patrioty Józefa Stalina, tak poszło w
świat i tak jest nadal w malutkich główkach, nie tylko przecież
rosyjskich, kultywowane. Idee Stalina i jego gebelsowska propaganda -
wiecznie żywe...
Jednak
tęsknotę za czasami komunizmu najlepiej widać na ulicach
Juzno-Sachalinska na wyspie Sachalin. Tu wciąż wiele ulic nosi nazwy
związane z komunizmem. Poniżej tabliczka z nazwą : Kummunisticzeskij
Prospiekt. Chyba nie trzeba tłumaczyć z rosyjskiego...
A przy okazji mozna sobie zobaczyć fragment rosyjskiej ulicy i szare, brudne automobile...
A
w nich szarzy, przygnębiający ludzie. Wkurzające było, gdy trzeba było
czekać na przejściu na zielone światło. W przejeżdżających samochodach
czy autobusach WSZYSCY patrzyli się na ciebie badawczym , ponurym
wzrokiem bez wyrazu. Było to nieprzyjemne...
Większość z tych
nieco nowszych, czyli kilku, kilkunastoletnich samochodów ma kierownice z
prawej strony. Zauważyłem wśród stojących na światłach samochodów, że
średnio około 8 na 10 samochodów jest sprowadzonych z pobliskiej
Japonii. Nie ma tu jednak importu prywatnego. Pytałem czasem rosyjskich
kolegów pracujących na polach naftowych, posiadających japońskie bryki,
jak je kupili. No kupili je od dilera. Pytałem czy sami mogliby pojechać
i kupic sobie, że przecież byłoby dużo taniej. Śmiali się ze mnie.
Pojechać tak, mogliby to żaden problem, ani jakoś zbyt drogie. Ale obrót
samochodami jest zarezerwowany dla mafii samochodowej i nikt by nawet
nie próbował pomysleć, żeby samemu sobie auto sprowadzić. Bowiem czysto
teoretycznie każdy by mógł...
Nie przeszkadza to im
absolutnie. Jednak natychmiast po zakupie auta przerabiają je na swój
rosyjski sposób. Auto po pierwsze może być bez silnika, bez kół, bez
kierownicy, bez dachu, ale musi mieć wszystkie przyciemniane szyby. To
pierwsza rzecz jaką Rosjanie robią po zakupie samochodu. Zaciemniają
szyby. Tego typu warsztatów jest tu multum i mają pełne ręce roboty.
Drugą koniecznością jest tuning silnika polegajacy najczęściej na
przedziurawieniu tłumika i auto już wydaje z siebie ulubiony dla
rosyjskiego ucha głośny, warczący dźwięk. Bo te durne japońce to po
cichutku jeżdżą....
W
samym sercu tego wielkiego miasta "stait statuja". Myślę, że oczytanym
czytelnikom którzy zaszczycają swoją obecnością mojego bloga nie muszę
wyjaśniać kto zacz. Młodym z dużych miast, nazwisko tego kryminalisty i
tak nic nie powie, więc wyjaśniał nie będę... Teraz
o klimacie. Klimat jest tu dziwny. Są jakby dwie pory roku. Lato i
zima. Wiosny i jesieni jest około 2-3 tygodni. I wbrew pozorom, lato
jest tu całkiem gorące. Zima kończy się tytaj w połowie kwietnia i
zaczyna wiosna. Wiosna trwa około 2 tygodni i przechodzi w lato. Zatem
lata jest tu więcej niż w Europie srodkowej. Około 5 miesięcy.
Zapewniam, że może nie tam na dalekiej Syberii, ale tereny na wysokości
geograficznej podobnej do Polski są całkiem upalne. I to niemal całe 5
miesięcy! Sam nie mogłem uwierzyć, gdy wracając z po miesiącu z breaku
(z miesięcznych wakacji)wylatując z zimowego ,wracałem do Chabarowska
czy Juzno na Sachalinie w sam środek lata. temperatury już w połowie
maja były rzędy 24-28 stopni. Od czerwca rzadkością były dni z
temperaturą poniżej 26 stopni. Sam widziałem w okolicach Chabarowska
ogromną (jak to w Rosji) plantację ... arbuzów. Oczywiście olbrzymich,
rosyjskich arbuzów. W połowie września były żniwa tych owoców i
przydrogowe plantacje były okupowane przez chętnych nabywców...
Za
to zima również nadchodzi bardzo szybko. Jeszcze w połowie
października, spotkaliśmy się wtedy całą grupą w Chabarowsku wracających
na pola . Porozrzucani po różnych hotelach , nasz szef Amerykanin
umówił nas wszystkich w jednej knajpce na kolację. Proszę sobie
wyobrazić, że wracaliśmy z kolacji spokojnym spacerkiem zwiedzając
miasto nocą. Była 22.00 i na termometrze widniało 22 stopnie! I naprawdę
było cieplutko i przyjemnie sobie spacerować w koszulce z krótkimi
rękawami. Pytałem Rosjan czy to jakaś anomalia? Twierdzili, że to
normalna temperatura o tej porze roku. Ale że za 2 tygodnie będzie już
padał śnieg!
I to jest w tym rejonie świata niesamowite. Tu
nie ma jak u nas pytania jaka bedzie zima, jakie będzie lato. Tu
nadchodzi po prostu nieuniknione i pewne jak smierć i podatki. Początek
listopada zaczyna sypać śniegiem. Po kilku dniach przestaje topnieć, bo
temperatury z małymi wahaniami coraz to nizsze, aż gdzieś od połowy
listopada już jest ten snieg zimowy, który zostaje stopniowo zasypywany
coraz świeższym. Od grudnia raczej trudno liczyć , że temperatura
wzniesie się powyżej -10 w dzień, a nocą bywa różnie. Nawet blisko - 50.
Choć
pamietam Jednego z mechaników na polu. Początek stycznia, piekne
słoneczko i mróz jakby zalżał nieco. W słońcu było może z -8 stopni. A
ten w rozpietej koszuli idzie jakby srodek lata. Tylko sapnął: "Żarko!".
(gorąco)...
Pamiętam zeszłoroczny koniec grudnia w
Chabarowsku. W dzień -38. Na szczęście nie wiało i szczękając zębami pod
szalikiem dało się przejść od taksówki do hotelu. Gdy po 2ch godzinach
chciałem dojść do sklepu po piwo na drogę, całe 100 metrów, myślałem ,
że nie dojdę. Chciałem zadzwonić po taksówkę, ale wizja wyciągania z
kieszeni rąk na ten 40 stopniowy mróz i wybierania numeru spowodowała że
zawziąłem się w sobie i doszedłem do sklepu. Nie kupiłem piwa, tylko
mocny koniak. I jakoś dotarłem z powrotem do hotelu. Piwo zamarzłoby po
drodze...
Za to wczesna wiosna jest okropna. Nad samym Amurem
nie da się wysiąść z samochodu, bo w powietrzu krążą miliardy jakichś
muszek, wpychających się wszędzie. Stare baby na wsiach chodzą z wiąchą
jakiejś zieleniny i tym się bez przerwy wachlują. Inaczej się nie da...
A to widok parku latem w tymże Chabarowsku. Upał 30 stopniowy, a to połowa września...
Chabarowsk
to do początku lat 90-tych miasto zamkniete, strefa wojskowa. Większość
budynków wygląda w tym mieście jak zwykłe wojskowe koszary. Albo duże
bunkry. Jednak i tu coś się zmienia, powstają nowocześniejsze budynki...
Chabarowsk
leży zaledwie kilkanaście kilometrów od chińskiej granicy. Przy
wyjeździe z miasta jedyną drogą federalną w stronę pobliskiego
Komsomolska (bliziutko, jakieś 500 kilometrów) można zobaczyć
przeogromny radar. Moznaby powiedzieć radarzysko. Jego wielkość widać
dopiero wtedy, gdy ujrzymy go w asyście pobliskich bloków mieszkalnych (
a może koszar, trudno to tutaj odróznić) Wygląda to tak, jakby stały 3
pudełka zapałek obok wielkiego budzika. takie skojarzenia mi się
nasunęło gdy widziałem ogrom czaszy tego radaru w porownaniu do 10
piętrowych wieżowców. A widziałem już przecież przeogromne czasze anten
satelitarnych w Psarach koło Kielc. Czasze wielkości boiska
piłkarskiego. Czasza tego rosyjskiego radaru była jeszcze większa.
Wszystko po to, aby śledzić przyjaciół Chińczyków. Nie robiłem zdjęć ,
bo nie wolno. W Rosji wciąż wielu rzeczy nie wolno, nawet internet jest
cenzurowany...
A to koszmarek architektury. Niby dla dzieci, ale architektonicznie szczyt kiczu...
Tego typu potworków jest w tym nowobogackim mieście znacznie więcej.
W
pobliżu tego sklepu z zabawkami jest poczta. Wchodzi się tam po 4 czy
5ciu schodkach. Wracając ze spaceru po mieście do hotelu, widzałem
zabawną scenkę rodzajową. Trzech miejscowych meneli siedziało sobie
przed budynkiem poczty i piło jakieś wynalazki z butelki. Spokojnie
sobie wrzeszczeli do siebie, bo widocznie wynalazki rzucają się nie
tylko na wzrok, ale i na słuch, gdy imprezę na schodach przerwało im
przybycie radiowozu. Ruskie radiowozy to śmiech na sali. Jeszcze chyba z
czasów Breżniewa. Mniejsza o to. Dwóch milicjantów wyszło z pojazdu i
podeszło do degustatorów. Jeden z nich chyba nieco trzeźwiejszy, a może o
zdrowszych nogach, próbował dać dyla. Niestety, nogi mu się na schodach
poplątały i gdzieś od trzeciego schodka zaczął lecieć lotem koszącym.
Koszącym wszystko na swej drodze. Podejście do niezwykle twardego
lądowania wypadło mu na wysokości takiego postumentu pod kioskiem z
gazetami. Robią takie postumenty, gdyż szybko topniejacy śnieg krótką
wiosną, zalewa tu wszystko, a studzienki kanalizacyjne nie nadążają z
odbieraniem wody. Gościu, jak to zwykle pijany, miał niezwykłe
szczęście. Twardo lądując łbem jakoś tak wdzięcznie wszedł między pręty
tego postumentu. Parę centymetrów wyżej lub nizej, a łeb by sobie
powaznie rozwalił. Ciekaw byłem dalszego ciągu wydarzeń. Milicjanci
odstąpili dwóch pozostałych niekontaktujących, a zajęli się
uciekinierem. Niestety, nie było to proste. Facet zaklinował się na
amen. Sprawdzili czy żyje, obracając go przy pomocy butów. Udało im sie
go obrócić całego, z wyjątkiem zaklinowanej głowy. Facet nie reagował
ani na prośby, ani na groźby, ani na uderzenia pałą. Zaklinował się i
już. Dopiero wtedy milicjanci poszli do radiowozu i załozyli gumowe
rękawice i zdecydowali się dotknąć łba delikwenta stopniowo go
uwalniając z prętów. W tym czasie dwóch pozostałych delikwentów zaczęło
jarzyć co się dzieje. Coś poszeptali do siebie i zaczęli schodzić
powolutku ze schodów. Nie bardzo wypadało się przy Panach Władzy śmiać,
ale myślałem, że pęknę, gdy widziałem tych dwóch cudaków. Spletli sobie
wzajemnie rączki na przemian i zaczęli schodzić z ogromnych dla ich
stanu schodów. Jeden schodek w dół, jeden schodek w górę. Z taką dozą
nieśmiałości...
Wyglądali jak niezdarnie tańczący " Jezioro
Łabędzie". 2 schodki w dół, balans ciała w tył , więc dwa schodki w
górę. Tak próbowali zejść z tych kilku schodków chyba z 5 minut! W końcu
im się udało zejść z tych schodków, poczuli pewny płaski grunt pod
nogami, więc złapali się pod pachy i dreptali już pewniej, tylko
chwiejąc się na boki i zataczając spore koła. Milicjantom w końcu udało
się odklinować łeb delikwenta spod kiosku, złapali go za ręce i nogi ,
następnie rozbujali i wrzucili do śmiesznego radiowozu jak przycięzki
dywan.
Dużo o mieszkańcach tego kraju
powiedziało mi zachowanie ludzi widzących ten incydent. Ludzie
obserwujący ukradkiem tę scenę, coś tam pomamrotali do siebie i czujnie
się rozglądając rozeszli się. Nie było typowego w innych częściach
świata zbiegowiska i żywego dyskutowania na ulicy w takich sytuacjach.
Ludzie w tym kraju bardziej boją się milicji niż różnych grup mafijnych.
Twierdzą zresztą, że milicja to najgorsza mafia w ich kraju...
Przybywając
na pole naftowe na początku marca zastałem taki przygnębiający widok.
Snieg, snieg, śnieg wszędzie. Biało i zimno. Zamknięty obszar, absolutny
zakaz opuszczania obozowiska. Standard accommodation dobry, ale nie
jakiś rewelacyjny, szczególnie pamiętając standard hoteli w dużych
miastach. Niemniej Rosjanie byli zachwyceni. Żarcie różne, w różnych
miejscach. najlepsze na platformach i w terminalu naftowym. Kiedyś cały
miesiąc spędziłem na terminalu i takiej wyżerki nie miałem nigdy i
niegdzie w życiu! Nawet ciastka cały dzień do wyboru do koloru. Z tego
dobrobytu przytyłem w miesiąc 8 kilogramów, a kawiorem, krewetkami i
krabami rzucaliśmy się dla żartów...
Dziwaczne
podejście do zycia Rosjan. Zupełnie nietypowe. Pewnego poranka
wyczytałem w internecie, że na pobliskim lotnisku rozbił mały samolot , a
chyba osiem osób zginęło, w małe dziecko. Pobliskim , bo to jakieś 700
kilometrów od nas. Mówię o tym w sekretariacie, gdzie byłem z jakimś
papierem do podpisu. O! Tak? I tyle było dyskusji na ten temat. Mimo, że
i nasi ludzie tam czasemprzez to lotnisko latali. Zero zainteresowania
, zero empatii czy współczucia. No cóż, mieli pecha. Bywa...
Któregoś
ranka kierowca przywiózł Norwega pracującego u naxs w biurze.
Opowiiada, że przejeżdżał obok przewróconego autobusu, który miał
wystrzał opony w nocy. Wiózł ludzi do pracy w kopalni złota. 36 osób.
Wszyscy zmarli z wyziębienia w 45 stopniowym mrozie. Na nikim w biurze
poza mną , nie zrobiła wrażenia ta in formacja. W tak wielkim kraju
katastrofy są nieodłączną częścią ich życia. Tu nikt zbyt długo nie
rozpacza nad rozlanym mlekiem. Tak ja rozumiałem ich obojętne reakcje
wobec różnych tragedii. To ja byłem dla nich dziwolągiem, przejmującym
się cudzym nieszczęściem...
Z
olbrzymich bezkresnych przestrzeni Syberii mozna zdać sobie sprawę
dopierow czasie lotu samolotem. Latając często z Irlandii na Sachalin,
leci się nad całą Europą. Widać z góry miasta, pola, lasy, większe
wioski, drogi itp. infrastrukturę . Od Moskwy lecąc na wschód widać
tylko gołą, nieskażoną, surową przyrodę, z rzadka jakieś ślady ludzkiej
działalności. Za Uralem widać już tylko śnieg i lód. Latem jakieś rzeki,
rachityczne lasy. ŻADNEJ cywilizacji. Żadnych miast, dróg. Niczego. I
tak przez całe 9 godzin lotu wielkim Boeningiem. Dopiero ten obraz daje
wyobrażenie o potędze ogromu syberyjskiej pustki. Sama Syberia to
wielkość dwóch Europ. A ludzi tu mniej żyje niż w Warszawie. Ktoś, kto
się boi w perspektywie dziesięcioleci globalnego ocieplenia i związanych
z tym implikacji - powinien zobaczyć tę olbrzymią przestrzeń do
zagospodarowania przez człowieka...
Jadąc
przez Syberię samochodem mija się bardzo rzadko jakiąś osadę czy wioskę.
Tam chyba nic się nie zmieniło od czasów cara Mikołaja. Czarne,
drewniane domy zrobione byle jak, z desek. Pokryte jakąś smołą czy cymś w
ten deseń. Domki te zostają zasypane śniegiem zimą aż po sam dach i ten
snieg je uszczelnia od zimna na zewnątrz. Jeśli ktoś jeszcze mieszka w
tych chałupach, to wykopuje sobie ścieżkę do drogi tylkoi takie dziwne
wnęki, które początkowo nie wiedziałem do czego służą. Dopiero, gdy
przejeżdżając przez jedną z tych wiosek, powolutku, bo łatwo tam wpaść
na wytaczającego się "farmera" nagrzanego od środka, zobaczyłem jak z
jednej z chałup wyleciał gostek, zdjął spodnie i nawalił do jednej z
tych wnęk. Przy 30 stopniowym mrozie! Może to niezbyt wygodna toaleta,
ale na pewno tania i bez zadnych chemikalii czy nowoczesnego systemu
odprowadzamnia scieków. I bez papieru toaletowego...
I
znów wracamy do Sachalińska i uwielbienia tutejszych mieszkańców dla
wszystkiego związaniego z komunizmem. Z niezwykłym pietyzmem ci ludzie
kultywują tu pamięć o tej zbrodniczej ideologii. Próbowałem zrozumieć
ten masochistyczny pęd do gloryfikowania zbrodniczej przeszłości.
Pamiętam jeden z meetingów na polu, gdy szef, Amerykanin, oznajmił, że w
dniu jutrzejszym jest święto rosyjskiej niezawistimosti (chyba w
połowie listopada) i w związku z tym będzie krótszy dzień roboczy i
kolacja połączona z występami jakiejś zaproszonej grupy tanecznej.
Okazało się, że ta informacja nie wywołała spodziewanego entuzjazmu
wśród Rosjan lubiących przecież nieróbstwo, dobre żarło i zabawę. Nieco
skonfudowany szef pyta więc Rosjan o co chodzi? Pomylił daty, czy co?
Jeden z Rosjan odpowiedział, że to dla nich żadne święto, bo wtedy Rosja
została okrojona z innych części swego imperium, więc żaden powód do
świętowania. Wielu wymruczało swą aprobatę dla tego poglądu. Tak, oni
wciąż wspominają czasy świetności sowieckiego imperium. Wspominają
czasy, gdy benzyna na stacji kosztował 6 kopiejek. teraz i tak o połowę
tańsza niż w Polsce - kosztuje 25 rubli! Któryś opowiadał jak raz w
miesiącu latali na zakupy do Moskwy. Powrotny bilet kosztował 160 rubli,
a tu, na Wostokie zarabiali prawie 900 rubli na miesiąc. 3 razy więcej
niż w europejskiej części Rosji. Teraz powrotny bilet do Moskwy kosztuje
55 000 rubli i rzadko ktoś prywatnie leci. Zresztą służbowo też rzadko,
bowiem większość rosyjskich pracowników mieszka w okolicznych miastach,
w pobliżu. Najwyżej 1000 kilometrow od pola, więc niemal po
sąsiedzku....
Kiedyś po porannym meetingu Ivan, jeden z tych
twardogłowych Rosjan wzburzony relacjonował swym kumplom w biurze gdy
wyczytał w internecie, że Afganistan domaga się odszkodowań za sowiecką
inwazję i okupację. Z tego co zrozumiałem, to Afgańczycy powinni im być
wdzięczni, że ich oswobodzili od kogoś tam. Ivan służył w
Afganistanie...
Syberia
bywa śliczna, szczególnie latem. Przepiekne zatoczki, góry, wąwozy,
zakola rzek, jeziora. Niestety, są to tereny całkowicie poza jakąkolwiek
strukturą. Skoro nawet drogi"naftowa" i trasa wzdłuż Amuru, ogromnej
rzeki, są tylko wysypane jakimś żwirkiem. Nie ma mowy o asfalcie czy
choćby utwardzeniu drogi, to o czym tu rozmawiać? Mafia rządząca tym
krajem chce tylko zysków z ropy, a infrastruktura się przecież nie
zwróci. Szefostwu w Moskwie, to do niczego niepotrzebne, a wydatki byłby
wielkie....
To niedaleko tego miejsca, w małym paskudnym
hoteliku przeżyłem swoje pierwsze trzęsienie ziemi. To znaczy solidne
trzęsienie. Bo Sachalin należy do aktywnych sejsmicznie rejonów Ziemi.
Słabsze wstrząsy i drgania są niemal bezustanne. Ale są to przeważnie
drgania typu przejeżdżająca ciężarówka pod domem. Czasem nieco
mocniejsze. Tamtego wieczoru siedziałem sobie spokojnie na krześle i coś
tam robiłem na laptopie. I wtedy w ciszy najpierw dał się slyszeć jakby
bardzo głośny szum wiatru. Nagle poczułem, że przechylam się w stronę
okna. Musiałem się złapać stolika, bo bym upadł. Pierwsza myśl jaka
przyszła mi do głowy, to że miałem jakiś bardzo silny zawrót głowy. Ale
po chwili poczułem wychylenie w drugą stronę, "szum wiatru" jeszcze
głośniejszy i tym razem wyraźnie wzlot do góry i dołu. Bardzo szybki. I
wtem wszystko momentalnie ucichło i się uspokoiło. W hoteliku żadnej
paniki, zresztą większość podróżnych pewnie pijana w sztok, więc nawet
nie poczuli. Rano dowiedziałem się był to wstrząs o sile 5,9 w skali
Richtera. Dość silny, ale nie jakiś zabójczy. Ten "wiatr" który
słyszałem, to był chrzęst pracującego budynku i ruchy ścian....
Właśnie
z alkoholem to dość dziwne historie. O ile na terenach naftowych
alkohol czy narkotyki były absolutnie zabronione, to wystarczyło, że
wyjechaliśmy na urlop , w drodze do Chabarowska czy Sachalinska pierwsza
napotkana po drodze szopa zwana sklepem, to od razu każdy z tych Rosjan
zakupywał przynajmniej litra i popijał nim obiad! Coś niesamowitego.
Ale gdy po miesiącu postu, bo na polu codziennie badali alkomatem, a po
campie wieczorem chodzili z psem węszacym narkotyki - nic w sumie
dziwnego. Niemniej alkohol jest tu jak u południowców wino. Na wyspie
Sachalin na tereny naftowe jeździ się pociągiem. Całą noc. Do stacji
Nogliki jest ponad 700 kilometrów i po torach pamietających Lenina
jedzie się 14 godzin. ALe wagony kuszetkowe są bardzo wygodne i
bezpieczne. Tylko 2 miejsca leżące, dość szerokie, można spać jak misio.
Czasem nie było nas zagraniczniaków do pary, toteż jechałem z
Rosjaninem i ZAWSZE Rosjanin do podawanej w pociągu kolacji, wypijał
darowanego nam przez kolej, butelkę gruzińskiego koniaku. Ot tak, jak
wodę mineralną. Kiedyś jechałem sam z naszej firmy tym pociągiem i jako
współpasażer trafiła mi się piękna , młoda dziewczyna. Cholera, dziwne
uczucie... Czułem się trochę jak bohater " Seksmisji" grany przez
Stuhra. Pamietacie? "JA w windzie. Sam z gołą babą. I nic ... !"....
Kiedyś
nocując w jednym z hoteli, który obsługiwał głównie, choć nie wyłącznie
naftowców, na polecenie koncernu zabroniono podawania i spożywania
alkoholu. Kiedyś na kolacji wpada 3 facetów, widać że w trasie, może na
delegacji. No to goście zamawiają kolację, kelnerka odeszła, a pan
wyciąga pół litra, banc w denko , prk zakrętkę i już polewa do
metalowego kubka. Kelnerka się wróciła żeby mu zwrócić uwagę, że w tym
hotelu się nie pije alkoholu. TRZEBA BYŁO WAM WIDZIEĆ WYRAZ TWARZY TEGO
GOŚCIA. Założę się, że gdyby zamiast kelnerki obsługiwał go marsjanin z
wielkimi czułkami, to nie zdziwiłby się bardziej. Co więcej, myślę, że
żaden aktor na swiecie nie potrafiłby odegrać aż tak bezdennego
zdumienia i zaszokowania na twarzy tego Rosjanina. Brak normalnego
napoju podczas posiłku był dla niego tak całkowicie absurdalny, że
wyraził to tylko taką mimiką, iż myślałem, że ze śmiechu spadnę z
krzesła....
Co 3 miesiące musieliśmy jechać do
Youzno na badania stanu zdrowia. Do tego dochodziła kontrola alkoholowa i
narkotykowa. Myślałem, że już mnie w zyciu niewiele zaskoczy, ale życie
wymyśla takie scenariusze, że głowa mała. Pierwsze badania na zawartość
narkotyków w organizmie. Kierowca zawiózł mnie do kliniki i kazał
czekać na panią doktor. Zebrało się nas 3 delikwentów i wychodzi pani
doktor. Jedna z bardzo nieiwelu Rosjanek, która była pozbawiona
jakiejkolwiek urody, no może krzyżówki urody ropuchy za starą krową.
Duża, barczysta, z wyraźnym wąsikiem i ogromnymi łapami. Głosem nie
znoszącym sprzeciwu każe nam iść do toalety, daje słoiczki. Ale nie ma,
że nasikasz do słoiczka i przyniesiesz! Pani(?) idzie z tobą pod pisuar i
patrzy czy to aby na pewno z twojego penisa szczyny lecą!
Nie
wiem jakie sztuczki Rosjanie musieli wyczyniać, że aż taka kontrola
była konieczna. Niemniej z jakichś powodów, pewnie psychicznych, jakoś
nie chciało lecieć. Mimo, zem natężął się jak mogłem, żeby już
tenupokażający akt mieć za sobą, a tu ledwo parę kropelek kapnęło.
Wtedy, z tą panią(?) doktor przy pisuarze, patrzącej pilnie czy to aby
ja szczam do tego słoika zrozumiałem opiero, dlaczego praktycznie nie ma
męskich prostytutek. Tak mnie olśniło w tej publicznej toalecie.
Pani(?) doktor w końcu zniechęcona czekaniem na Godota, czy raczej na
normalny odlew wzięła tych parę kropel w słoiczku i wrzuciła tam jakieś
patyczki. Z pogardą spojrzała na mnie i rzekła : 'mało..". I kazała
dolać jeszcze. Jeszcze się nigdy tak nie sprężałem. Bałem się, że jak
nie będzie na tyle, żeby patyczkom było dość, to pani(?) doktor,
własnymi łapami niczym bochny chleba - wyciśnie ze mnie ile jej trzeba.
Organizm sprężył się maksymalnie i parę kropel poleciało. Wtedy pani(?)
doktor westchnęła z ulgą " Nu...". Chyba też nie lubiła wyciskania...
A
tak przygnębiająco wyglądają z okien samochodu syberyjskie lasy zimą.
Karłowate drzewka wyglądają jakby były zmarznięte. I tak przez ponad
tysiąc kilometrów drogi.
Na północy Sachalina, jadąc
codziennie z campu na pole, mijaliśmy niesamowite drzewa. Wielkie, ale
rosły nie w górę, tylko w .... bok.! Wyglądały jak wielkie czarne
pająki. Urosły gdzieś do pół metra, a później konary "kładły się" i
rosły w poprzek! Miało to swój sens, bo przyroda inaczxej niż ludzie
robi wszystko z sensem. Te dziwaczne drzewa w zimie przysypywał śnieg i
drzewo miało w zimie jak w igloo, całkowicie pod śniegiem...
Co
ciekawe, mimo pewnych niewygód lepiej po drogach Syberii jeździło się
zimą. Na odcinku 1500 km jest tylko kilka miejsc, gdzie jest jakaś ( z
naciskiem na słowo "jakaś) cywilizacja, więc za potrzebą trzeba niestety
iść obok drogi. Faceci jednak mają się dużo lepiej. Paniom można tylko
współczuć...
Co ciekawe, przy mrozie typu 35-45 stopni wiatr
nawiewa co prawda kryształki śniegu z okolicznych wzgórz i lasów na
drogę. Bo śnieg z chmur przy takich temperaturach nie pada. Przechodząc
przez drogę chciałem się na butach "ślizgnąć" jak w czasach dziecięcych
każdy uwielbiał to robić. Na Syberii zapomnij. Ten śnieg jest jak
papier ścierny. Nic go nie rozpuści. Dopiero wiosna. Nawet wielkie
ciężarówki po naciśnięciu hamulców nie wpadają w poślizg, tylko niemal
stają w miejscu. Nie ma obaw o poślizg. Ten ubity śnieg przykryty
cieniutką warstwą kryształków śniegu ma większe opory tarcia niż
najlepszy asfalt...
Rosyjski
kierowca powiedział jedyną frazę angielską jaką znał. "Russian
extreme". Lepiej bym tego nie okreslił. Długa droga przez mękę. Dobrze,
że nasze samochody prawie nowe ( co roku koncern wymieniał na nowe) z
napędem na 4 koła i 3,5 litrowe potężne silniki, a i tak była to droga
przez mękę. Ja mogłem tylko współczuć kierowcom tych ciężarówek. Gdy
ciężarówka zsunęła się z niewidocznej przecież drogi, bo zawiewający
śnieg szybko zacierał ślady - to wydostać ją było fizyczną
niemożliwością. Na tych przeogromnych terenach nie było oczywiście
zasięgu jakiejkolwiek sieci komórkowej, a tylko nasi kierowcy mieli
telefony satelitarne, które i tak nie chciały działać. Gdy taki
nieszczęśnik zsunął się z drogi nie pozostawało mu nic innego jak tylko
prosić przejeżdżających kierowców o poinformowanie spedytora czy firmy o
jego sytuacji. Nie mógł opuścić pojazdu i jechać z nami np bo nie
miałby po co wracać. Ponoć całe brygady złodziei jeździły i polowały na
takie okazje. A nawet największa ciężarówka mogła na ogromnej Syberii po
prostu wyparować....
Tu
można sobie obejrzeć jak wczesną wiosną wyglądają te drogi. Jechałem
wtedy z wyjątkowo fajnym kierowcą, który zamiast jakichś smętów
rosyjskich, słuchał starego dobrego rocka. Było to rzeczywiście jak
stukanie, ale na pewno nie do nieba...
Amerykanie
próbowali zmienić coś z tą trasą. Wymyślili, że będziemy latać przez
Nogliki, a później pociągiem do Youzno i do swoich krajów. Rzecz w tym,
że pogoda w tym zakątku świata jest wyjątkowo zmienna. Rano piękne
słoneczko, a za godzinę śnieżyca. Lub odwrotnie. Kiedyś załapałem się na
taki lot. Pilot marudził, nie chciał lecieć, mimo, ze pogoda niemal
idealna. Słoneczko, kilka małych obłoczków na niebie. Twierdził, że
czuje śnieżycę. Śmiali się z niego. Niestety, nie oni z nim lecieli
tylko m.in. ja. Jak przewidział, 15 minut przed lotniskiem (małym niczym
aeroklub) rozpętało się śnieżne piekło. Jakby ktoś zanurzył ten
helikopetr w mleku. Nie wiem jakie tam były przyrządy w tym
wiertaliocie, czy na lotnisku - dość, że w końcu wylądował. Na szczęście
był to helikopter na kołach, bo okazało się że wylądowaliśmy na drodze.
Około 300 metrów od pasa lotniska. Nie pozostało pilotowi nic innego
jak .... dojechać do lotniska na tych kołach. Trzeba wam było widzieć
miny kierowców mijanych samochodów... Widok wart sfotografowania. Acz
jeden kierowca jakiejś przedpotopowej łady nie był absolutnie zdziwiony,
ani zaskoczony. Chyba już nie takie numery tu widział, albo sam był
rosyjskim pilotem....
Widziałem wiosną, gdy już
spora część śniegów stopniała, jak wielkie dziurska się odsłaniały w
tej, na mapie trasie federalnej, a de facto zapyziałej, wiejskiej
drodze. Kiedyś w jednej dziurze w ostatniej chwili nasz kierowca
zauważył całego Volkswagena transita! Oczom nie wierzyłem, ale takie to
było dziursko przeogromne...
Jeden z rosyjskich elektryków
opowiadał mi niesamowitą przygodę jaką miał jego szwagier - kierowca
ciężarówki. Jechał tą "autostradą" i nagle wpadł całym potężnym Kamazem
do przeogromnej dziury w drodze. Cały wielki Kamaz! I co teraz? Wyjechać
bez szans. Stwierdził, że nikt nie ukradnie, bo musiałby miec dźwiga
portowego co najmniej. To pójdzie do wsi, zna teren przecież. Jak
pomyslał, tak zrobił. Do wsi bliziutko jakieś 20 kilometrów. Po kilku
godzinach dotarł, zawiadomił firmę i milicję, żeby sprawdzili czy kto
tam się nie kręci. Wrócił po następnych kilku godzinach do ciężarówki, a
tu ciężarówki nie ma! Za to jest dwóch wściekłych milicjantów, że robi
ich w bambuko. Parę pał załapał, zanim zdążył ich przekonać, że przecież
nie zmyślał by sobie takiej historii. Oni, że ukradli pewnie. On
twierdzi, że niemożliwe, jak ukradli jak cały kamaz w dziurze... I tak
się droczą, gdy nadjechał pług śniezny. Pług w tamtej krainie jeździ
jeden. Tydzień jedzie w jedną stronę, potem zmienia się kierowca i
jedzie następny tydzień w drugą stronę. Milicja zatrzymuje pługa, choć
tym razem nie za przekroczenie prędkości. Pytają się czy nie widział
Kamaza po drodze. Zanim kierowca pługa zdążył cokolwiek odpowiedzieć,
wszyscy usłyszeli tylko taki chrobot zgrzytającego metalu i łuuup! Pług
się zapadł aż po dach. Przerażony kierowca się drze, a milicjanci się
śmieją. Pług stanął idealnie na wysokości szoferki Kamaza. Przez kilka
godzin wiatr zasypał i dziurę i Kamaza. I tylko dzięki szczęśliwemu
zbiegowi okoliczności - Kamaz znalazł się szybciej niż mógłby się
znaleźć w innych okolicznościach....
A tu ponownie Sachalinsk i ulica Karola Marksa...
Współczułem
obcokrajowcom lecącym do Moskwy z Sachalińska. Terminal krajowy i
NIKOGO mówiącego po angielsku. Napisy informacyjne tylko cyrylicą. Moje
szczęście, żem kształcony za komuny to i rosyjskiego się uczył przez
kilka lat. Bukwy znał i panimał. Amerykanie, Irlandczycy czy Anglicy za
chiny. Jak oni trafiali do swojego samolotu - nie mam bladego pojęcia...
Na
rosyjskich lotniskach panuje niepodzielnie pełen twórczego niepokoju
bałagan. Nikt nigdy nic nie wie. Stoisz spokojnie, czekasz na odlot
swojego samolotu - żadnej informacji. Nie wiadomo czy odleci, czy poleci
z nami pilot.
Kiedyś stoję sobie spokojnie, czekam na odlot, a
tu pani woła że do Moskwy to szybko nada, do awtobusow. No dobra, idę.
Stoję w kolejce. Ludzi jakieś 300 osób. Jeden autobus pojechał, drugi,
trzeci. I wtedy pani oznajmia, że już wiecej awtobusow nie budiet. I
koniec! A tu samolot na płycie już odpala silniki. Co robić? No jak to
co! Paszli! Idi w samaliotu, bystro! No to lecimy. Przez płytę lotniska,
między kursującymi autobusami, trąbiącymi wściekle wózkami z bagażami,
kołującymi samolotami , wreszcie między lądującymi samolotami. Ja
pierdzielę. Brakowało tylko pikujących i bombardujących
Messerschmittów....
Ulica Lenina i pozostałe jeszcze od maja życzenia z okazji dnia zwycięstwa nad faszyzmem...
Zawsze
gdy mnie pyatają: a jacy są Rosjanie, jacy są Anglicy, Irlandczycy,
Arabowie, Murzyni itp odpowiadam niezmiennie : różni. Niemniej
rozmumiem, że bywają cechy narodowe, grupowe, które w różnyc sposób
wyróżnia tę akurat grupę od innej. Rosjanie to dziwny naród. Niby naród
mający gdzieś prawo i uwielbiający łamać przepisy. Większych wariatów w
samochodach niż w Rosji to nie widziałem. Żeby na ostry zakręcie na
podwójnej ciągłej wyprzedzać samochód? Trzeba być albo idiotą, albo
samobójcą. Tym bardziej, że ruch nawet na jedynej asfaltowej drodze
dalekiego wschodu z Komsomolska do Wladywostoku , jest niewielki.
Wystarczyłoby kilka sekund poczekać aż się minie zakręt i wtedy
bezpiecznie wyprzedzać. To nie jest nawet ułańska fantazja, tylko czysty
debilizm dla kilku sekund...
Ale gdy przychodzi do spotakania
z władzą, stają się potulni jak baranki. I nie chodzi o jakąś wielką
władzę . To może być pani kasjerka czy ochroniarz w supermarkecie. To
moze być nawet pani sprzątaczka. Pamiętam scenę, która mnie zbiła z nóg.
Staliśmy w kolejce rano do alkomatu, a tu pani sprzątaczka przychodzi i
wali szmatą tych, którzy n ie załozyli "vahiłkow" czyli takich
plastikowych worków na buty, żeby nie nabrudzić. I te ruskie chłopy jak
dęby uciekały jak uczniaki niemal po scianach, żeby ich ta kobiecina tą
szmatą nie trafiła. Z przerażeniem w oczach. Żaden nie zaprotestował, bo
to ona była tu władzą. Na tej podłodze to była jej placówka, jej
władza. Kierowca autobusu jest panem życia i smierci pasażerów.
Zatrzymuje się tam i jedzie tamtędy, gdzie mu akurat z jakichś względów
pasuje. I nikt nie zaprotestuje. Jakakolwiek nawet najmniejsza władza
nad innymi powoduje służbistowski stosunek do innych. Pamiętam już
któryś pobyt na jednym z pól, małe pole, wszyscy się znali. Rano
rozmawialem z ochroniarzem o jakichś duperelach, z moim rosyjskim to o
niczym poważnym się nie dało, a ochroniarze innego języka nie znali. I
spotykam tego ochroniarza 3 godziny później gdzieś na polu i chwilka
rozmowy, a on się mnie pyta czy mam "bumagę i propusk" czyli w żargonie
czy mam przepustkę i jakiś dokument. Słucham, a uszom nie wierzę. No
przecież mnie zna, wie kim jestem, co tu robię i na cholerę mu sprawdzić
moje papiery? On mówi że taka jego służba. Noż ręce opadają. Po co?
Czyzby się coś od rana w moim statusie zmieniło? Nagle mi dłuższe włosy
urosły, czy zmienił się kolor oczu?
Zaraz po
pierwszym przyjeździe poszliśmy z kolegą Irlandczykiem, z którym
podróżowałem, na zakupy do supermarketu. Miałem niezły ubaw. Irlandczyk,
typowy luzak, idzie sobie po sklepie, ogląda towary, a za nim dwa kroki
dalej ochroniarz. On go nie widzi. Widzę ja i widzę tego, który idzie
za mną. On tam wybrał sobie parę rzeczy, trzyma je w ręce. Ochroniarz po
rosyjsku oczywiscie, że musi mieć koszyk. Irlandczyk pokazuje, że nie
rozumie. Tamten wkurzony jak jeżozwierz każe jednej z uczennic dać mu
koszyk. I przy okazji mnie. Irlandczyk nie rozumie, ale z niepewną i
mniej luźną miną bierze ten koszyk. Wrzuca do niego zakupy, czyli 2
jabłka i jakieś ciastka, coś tam jeszcze i idzie do kasy. Ja miałem
wieksze zakupy, więc trochę mi zeszło. On wyłożył zakupy na taśmie i
przychodzi do płacenia. On patrzy na odrócony z drugiej strony ekran i
próbuje przeczytać ile ma zaplacić. Próbuje rozczytać ruble jakiej są
wartości, bo pierwszy raz widzi takie banknoty. Kasjerce jakby kto w
gębę dał. Drze się na niego, żeby się pospieszył bo klienci czekają
(choć czekałem tylko ja, pokazując że spokojnie mam czas). Rozkłada
bezradnie ręce wkurzona i zaskoczona bezczelnością takiego klienta z
piekła rodem, do stojącego oczywiście w pobliżu ochroniarza. Fochy stroi
jakby to był jej sklep, a klient był jakimś namolnym akwizytorem.
Irlandczyk zaczął już blednąć o co tu chodzi, tym bardziej że ochroniarz
go bacznie i bezczelnie lustrował wzrokiem bez przerwy. W końcu
bezceremonialnie rzuciła mu te zakupy na drugie nieczynne stanowiska i
zaczęła mnie obsługiwać....
Żyjąc jeszcze za komuny w Polsce,
nie byłem jakoś zaszokowany zachowaniem ekspedientki, zresztą nawet
teraz w osiedlowych sklepikach w Polsce różnie bywa. Jednak dla
rodowitego Irlandczyka wychowanego na boskim kulcie klienta w sklepie
był to ogromny szok. Słyszałem jak później jeszcze w szoku, ledwo mu
ustawiłem skypa, on już się żalił swojej dziewczynie jak tu w tej Rosji
nienawidzą cudzoziemców. Nie wyprowadzałem go z błędu, bo i tak by nie
zrozumiał, że tu ekspedientka jest panem i władcą, a nie klient....
Mnie
się któregoś razu na Szeremietiewie wyrwało "dobre utra" do jakiegoś
pogranicznika kontrolującego mi dokumenty. Cały zdębiał, poczerwieniał i
coś tam zaczął gadać. rzecz w tym, że było już dawno po ósmej wieczorem
a w Rosji pozdrawia się w okoliczności pory dnia. Jakaś pani mnie
uratowała, powiedziała że jestem przecież cudzoziemcem, a to jedyne
słowa jakie znam po rosyjsku. Z ruskimi urzędasami się nie żartuje. Oni
nie mają poczucia humoru...
Kiedyś meldując się w hotelu nie
miałem jakieś karteluszka z pola naftowego, gdzie pisze dokładnie gdzie i
kiedy byłem, ile dni itp. Oczywiście z oficjalnym stemplem. Papiery to
tu święta rzecz. I meldunek musi się zgadzać co do minuty. Dla pani
recepcjonistki było szokiem, że ja mogę nie mieć karteluszka z jakimś
tam fragmentem mojego pobytu w tym kraju! Mógłbym zgubić portfel,
paszport, , rękę czy głowę, ale nie potwierdzenie pobytu! Dała się
przekonać, żeby zadzwoniła do naszego biura i tam na szczęście była
akurat Tamara, jedyna osoba w biurze znająca angielski, która musiała
przyjechać do tego hotelu, przywieźć stertę papierów z biura
potwierdzających moje zatrudnienie w Rosji, moje wizy (bo musiałem mieć
dwie w tym wizę pracy) itp. Dowiedziałem się od niej, że recepcjonistka w
takim wypadku ma obowiązek zadzwonić na milicję, a ci by mnie zwinęli
za włóczęgostwo...
Ci Rosjanie, ktorzy
pracowali, nienawidzili wręcz tych "nowych Ruskich". Szczególnie tych
bogatych. Bowiem wiedzieli doskonale jak się w tych czasach w Rosji
dochodzi do wielkich pieniędzy. Podczas gdy oni musieli ciężko pracować,
z dala od swych rodzin całymi tygodniami, tamci się bawili i rozbijali
super furami. To frustrujące dla społeczeństwa przyzwyczajonego do
egalitaryzmu przez kilka pokoleń. gdy płynęlismy statkiem na jedną z
platform (swoją drogą przepiekne krajobrazy widziane z morza) ,
przygladałem się wędkarzom łowiącym w zatoce pod lodem. Zagadał do mnie
jeden z Rosjan, pracownik coś jak nasze BHP. Gościu z wyższym
wykształceniem, kumaty, uprawnienia przeciwpożarowe robił w Stanach,
świetny angielski. Mówi do mnie:" popatrz. To nowobogaccy Rosjanie. Oni
są tak zadufani w sobie, że myślą że nawet przyroda im podlega. Zobacz
jakimi autami przyjeżdżają na ten lód. A w tym roku łagodniejsza zima
(może minimalnie, ja tam żadnej różnicy nie czułem) to lód cieńszy. Ale
oni nie słuchają się zwykłych ludzi, bo oni mądrzejsi. I już 10 tych
bogaczy zatonęło w tym roku w tej zatoce. Razem ze swoimi furami...".
Mówił to nie kryjąc się ze swą satysfakcją....
Inny
Rosjanin, choć pochodzenia mongolskiego. Timur. Mówił mi kiedyś w
zaufaniu, że Rosja to przej***y kraj. Mówi: "wszędzie bandyci, mafie,
mordercy. Tu się nie da żyć....".
Za to zupelnie odmienne
zdanie miała Tamara. Piękna Rosjanka. Wysoka, szczupła, o idealnej
figurze. Lubiąca się atrakcyjnie ubierać. Spotkaliśmy się pewnego razu w
Chabarovsku na kolacji, w trójkę w, z szefem maintenace'u -
Amerykaninem. Ona była 2 lata w Stanach, w Nowym Yorku. Mówiła świetnie
po angielsku z wyraźnym amerykańskim akcentem . Na pytanie Amerykanina
jak jej się podobało w Stanach odparła po prostu , że wcale.
Amerykaninowi mało szczęka nie opadła. "Jak to wcale?" Spytał. Odparła,
że owszem poza New Yorkiem nie była nigdzie, ale te miasto moloch to
taka miniatura Ameryki. Stwierdziła , że nie rozumie jak tam ludzie mogą
żyć i że ona za żadne pieniądze by tam nie wróciła. Nie chciała
wyjaśnić dlaczego takie ma zdanie. Też mnie te wyznanie zdziwiło, bo na
polu odnosiła się bardzo sympatycznie do Amerykanów i trzymała z nimi
sztamę, co nie było zbyt dobrze widziane przez pozostałych Rosjan....
Na
jednym z pierwszych meetingów sekcji maintenace'u na jednym z pól, szef
Brian pyta czy wczoraj były jakieś problemy na polu. Jeden z elektryków
mówi, że przechodził obok generatora i była wichura, która zdmuchnęła z
dachu drabinę, którą on omal w łeb nie dostał. Brian zdębiał. A co w
taką pogodę robiła drabina na dachu??? Aleksjej, facet od pomiarów,
metr czterdzieści w kapeluszu, ze szkłami w okularach jak denka od
słoika, mówi że on tak wrzucił tę drabinę. A po co? Pyta zaskoczony
Brian. No, żeby nie ukradli. Ale przecież mogła spaść, jak właśnie
wczoraj spadła i kogoś nawet zabić! " no to co" stwierdził filozoficznie
Aleksjej ;"wtedy na pewno by tej drabiny nie ukradł..."
To fragment Sachalinska i widok na piękne, okoliczne góry....
Ktoregoś
razu Aeroflot zgubił mój bagaż. Najgorsze, że to przy wjeździe do nich.
W Chabarowsku na lotnisku czekam, a bagaż wziął i nie wyjechał.
Zgłaszanie szkody to było 4 godziny spisywania najróżniejszych
protokołów, przez 6 różnych osób. najgorzej, że zostałem tylko z kilkoma
parami skarpet, slipów, laptopa i tego co na sobie. Nie robiłem
ponownych zakupów, bo przecież bagaż się znajdzie. Znalazł się już na
drugi dzień, gdy ja byłem juz w drodze na Syberię. Zadzwoniłem z pola,
okazało się że mają mój bagaż, żebym sobie po niego przyjechał. Bo
Aeroflot nie dostarcza pasażerom zagubionego bagażu. I już. Proste. Nie
będą byle komu wozić jego zafajdanego bagażu. Nawet przysłali faksa
potwerdzającego tę okoliczność, bo wierzyć mi się nie chciało. I co
teraz? Mnie z pola nie puszczą, bo to 3 dni straty, koszta podróżóży,
osobodzień kosztuje koncern krocie, zresztą znowu się wytrząść na
tutejszych "autostradach"? dzieki. No to zaczął się cały korowód, aby
ktoś z rosyjskiego staffu koncernu mógł na lotnisku odebrać mój bagaż.
Wiecie ile trwało? 3 tygodnie! 3 tygodnie codziennych korespondencji,
maili, faksów z Aeroflotem, żeby zwrócili mi mój zafajdany bagaż. Trzeba
było nawet iść do rejenta w pobliskim miasteczku, aby potwierdził
autentyczność mojego podpisu!!!
Gdybym tego nie przeżył, nie uwierzyłbym nikomu...
Typowe rosyjskie miasto-blokowisko. Oprócz samochodów sprowadzonych z Japonii widać tylko stare rosyjskie gruchoty....
Najpiękniejsza strona Rosji - to .... Rosjanki.
Szliśmy
kiedyś z jednym z amerykańskich kumpli przez Chabarovsk późnym
popołudniem. Przechodząc głównym deptakiem miasta trudno było nie
zauważyć setek, a może tysięcy pięknych dziewcząt i kobiet idących czy
to z pracy czy na zakupy. Nie wiem, czy robiły to specjalnie, że się te
najładniejsze pojawiały, gdyśmy szli na spacer przed kolacją?
Amerykanin
stwierdził, że z koncernu pracował już w 17 różnych krajach na całym
świecie, z wyjątkiem Antarktydy. Twierdził, że tylu naraz tak pięknych
kobiet, w jednym miejscu jeszcze nie widział i wątpi czy gdzieś
kiedykolwiek jeszcze zobaczy. "tylko nie mów tego mojej żonie...". Żart,
oczywiście, bo podziwiać autentyczną urodę Rosjanek, to przecież nic
złego...
Niezwykle hucznie i radośnie obchodzi
się tu Dzień Kobiet. To dla wszystkich kobiet w Rosji wielkie święto i
choć w ten jeden dzień mają się czuć królewnami. Na polach naftowych w
ten dzień, faceci we wszystkim wyręczali kobiety. Panie miały tylko w
ten dzien ładnie wyglądać i pachnieć...
Inne
typowo rosyjskie święto to dzień wracającego z wojska czy jakoś tak,
zwany dniem bohatera. W ten dzień odwrotnie, to panie nadskakiwały
facetom w niemal każdej dziedzinie. A może i w każdej...
Na
zdjęciu para nowożeńców "Nowych Ruskich" wybiera się w podróż poslubną.
Co ciekawe, spora część weselników z nimi. Lecą ze mną do Seula, a
później do Singapuru....
Rosję
niszczy rak przestępczości i wyjątkowo niska demografia. Ten kraj w tym
tempie zniknie za 100 lat. Przyczyn jest wiele, niemniej zorganizowana
przestępczość niszczy ten kraj najbardziej. To straszna zaraza.Na jednym
z pól sam widziałem, jak to działa. Piękna , nowoczesna oczyszczalnia
scieków. Inwestycja koncernu ponad 1,5 miliona dolarów. Dla małego pola
zatrudniającego tylko około 300 osób. Grubo przewymiarowana i o
możliwościach oczyszczania, o jakich Rosjanom się nie sniło. Odpowiedni
urząd orzekł jednak, że nie przystaje do wysokich rosyjskich standardów,
mogłyby zanieczyszczać wodę w jeziorze odległym o 60 kilometrów . Muszą
zatem wozić wszystkie ścieki do miejscowej oczyszczalni. Oczywiście nie
mogą wozić tych ścieków nowiutkimi amerykańskimi cysternami, bo te
cysterny nie przystają do wyśrubowanych rosyjskich standardów. Zatem
firma przewozowa jednego z miejscowych cwaniaczków zakupiła w Japonii
kilka starych, zdezolowanych, przeciekających cystern i za ogromne
pieniądze wozili te ścieki do miejscowej oczyszczalni, która z powodu
zapchania wszelkich filtów od kilku lat, przyjmowała ten "towar" za
ogromne pieniądze i .... wypuszczała je prosto do przepływajacej w
pobliżu rzeki...
Żeby jeszcze tylko wywozili, ale oni za
każdym wywozem cysterny obiechali 2 razy całe pole. Zeby było więcej
kilometrów do doliczenia i żeby Amerykańce poczuli smród swojego
gówna...
Amerykanie musieli kupić 6 ogromnych
ciężarówke do wywozu z pola .... śniegu! Jakiś urząd orzekł, że ten
śnieg po amerykańskiej stronie może być zamnieczyszczony (czym???) i ma
być wywożony do oczyszczalni ścieków, za stosowną, bardzo wysoką opłatą.
I całą zimę tych 6 wielkich ciężarówek plus dwie ogromne ładowarki
ładowały tysiące ton syberyjskiego śniegu i wywoziły go ruskiej
oczyszczalni, która po prostu zrzucała ten snieg do rzeki...
Nikt
tak naprawdę nie wie, skąd się bierze bajeczne bogactwo co niektórych
Rosjan. Opowiadał mi jeden z kolegów, jak wrócił kiedyś z Korei do
Chabarovska i miał tylko dolary przy sobie. Przeszedł całe miasto i w
żadnym banku ani kantorze nie mógł wymienić dolarów na ruble. Nikt nie
miał, albo nie chciał wymienić. Chciał wziąc taksówkę dojechać
kilkadziesiąt kilometrów do domu, to go taksówkarz wyśmiał. na co mu
dolary? On ma ich dość, on chce tylko ruble! Dopiero po kilku godzinach
szukania po całym Chabarovsku dotarł do jednego ze starych kolegów,
który się nad nim ulitował i pożyczył mu kilka tysięcy rubli....
Innym
przekleństwem jest alkoholizm wielkiej części Rosjan. Alkoholizm i brak
perspektyw dobijają tę część Rosjan, którzy chcieliby żyć jak normalni
ludzie. Mimo, że to mniejszość, to i tak w tym kraju nie mają szans...
|
sobota, sierpnia 25, 2012
HUTA KATOWICE * Wspomnienie
-
GRUDZIEŃ 1981 - STRAJK W HUCIE KATOWICE
http://www.dabrowa.pl/dg_historia_1981_grudzien_strajk_huta-katowice.htm
GRUDZIEŃ 1981 - STRAJK W HUCIE KATOWICE
http://www.dabrowa.pl/dg_historia_1981_grudzien_strajk_huta-katowice.htm
* HISTORIA |
|
* SPIS < STRONA GŁÓWNA < NOWOŚCI |
|
|: JAK DOSZŁO DO STRAJKU |: |: KALENDARIUM STRAJKU |. DZIEŃ 01 ; DZIEŃ 02 ; DZIEŃ 03 ; DZIEŃ 04 ; DZIEŃ 05 ; DZIEŃ 06 ; |. DZIEŃ 07 ; DZIEŃ 08 ; DZIEŃ 09 ; DZIEŃ 10 ; DZIEŃ 11 ; DZIEŃ PO |: |: WOLNY ZWIĄZKOWIEC HUTY KATOWICE |: OFIARY STRAJKU |: POMNIKI PAMIĘCI |: |: OPINIE I KOMENTARZE |: MULTIMEDIA O STRAJKU |: |: HUMOR Z TAMTYCH LAT |: HUMOR Z TAMTYCH LAT O RAMTYCH LATACH |: KLASYKA STANU WOJENNEGO |: |: WWW |
|
KALENDARIUM STRAJKU |
|
- 13.12.1981 - DZIEŃ 01 ->> Wczesnym rankiem Antoni Kusznier wraz z kolegami ze związku, proklamuje strajk okupacyjny na terenie Huty Katowice. Powołano do życia 11-osobowy ZKS (Zakładowy Komitet Strajkowy) do którego weszli: Andrzej Sulewski i Roman Sopek z kolejowego (ZTK), operator granulacji Grzegorz Patyk, elektryk Wiesław Koniusz, nagrzewnicowy Andrzej Zieja, Wojciech Marusiński, Ryszard Bidziński, Markiewicz. Powstaje również 6-osobowe Kolegium Redakcyjne "Wolnego Związkowca" z dziennikarzem Zbigniewem Kupisiewiczem jako redaktorem naczelnym w okresie strajku. O godzinie 5.40 przystąpiono do barykadowania bram wjazdowych na teren huty. Użyto do tego celu cysternę i dźwig kolejowy oraz samochody ciężarowe. O godzinie 8.00 podejęto decyzję powiadomienia dyrekcji Kombinatu o strajku okupacyjnym i rozpoczęciu przygotowań do zatrzymania Wielkiego Pieca. Powołano pierwsze Wydziałowe Komitety Strajkowe oraz wydano pierwszy komunikat, w którym żąda się natychmiastowego uwolnienia wszystkich zatrzymanych działaczy związku oraz przywrócenia łączności z krajem. Prokuratura Rejowona oraz Komenda Miejska Milicji Obywatelskiej w Dąbrowie Górniczej zostają powiadomione przez Dyrektora Naczelnego Huty Katowice, o podjęciu strajku okupacyjnego na terenie zakładu przez część załogi. Godzina 13.00. Masówka na stołówce Wydziału elektrycznego E-34. Wybory Komitetu Strajkowego. Załoga wybrała: przewodniczący Mieczysław Zapora, członkowie: Marian Ulmaniec (operator turbodmuchawy), Janusz Gatz (ślusarz), Andrzej Werner i Mirosław Flaczyński (elektrycy). Po długiej naradzie strategiczny dla kombinatu obiekt zaopatrujący całą hutę w energię elektryczną, dmuch ciepłego powietrza do Wielkiego Pieca a przede wszystkim dostarczając ciepło zakładowym osiedlom w Gołonogu, zostaje wyjęty spod kontroli zarządzających. W porozumieniu z załogą Stalowni P-03 Zakładowy Komitet Strajkowy podejmuje decyzję o zatrzymaniu Wielkiego Pieca. Ostatnie wytopy wywożone są na składy wlewków. O godzinie 22.20 zaczęto wygaszać wielki piec. O godzinie 23.50 był już przygotowany do postoju. |
|
- <<- 14.12.1981 - DZIEŃ 02 ->> W nocy zostaje przeniesiona redakcja "Wolnego Związkowca" z budynku administracyjnego Głównego Mechanika na halę M-32. Zabierano w pośpiechu wszystko, co stanowiło wartość i co mogło się przydać: maszyny do pisania, kserografy, dokumentację, papier. Ewakuował się również Komitet Strajkowy. Ukryto dokumentację NSZZ "Solidarność" HK. Ogłoszenie Komitetu Strajkowego: od godziny 5.00 wszystkie osoby wchodzące na teren Huty traktowane będą jako przystępujacy do strajku. Wszyscy, którzy strajku nie popierają proszeni są o powrót do domu. Wyjątkiem są kobiety, sprawujące opiekę nad dziećmi i osobami niepełnosprawnymi. Powinny one udać się do domów w celu pełnienia swych obowiązków rodzinnych. Uruchomiono funkcję łączników, za pomocą których próbowano się kontaktować z innymi zakładami w okolicy. W wyniku ich pracy, do strajku dołącza kilkadziesiąt osób z pobliskiego HPR-4 oraz przedsiębiorstw budowlanych z obrzeży huty. Około południa przed główną bramą oraz przy pozostałych bramach wjazdowych na hutę, wojsko ustawia kilkanaście czołgów T-55 i wozów bojowych typu transporter. O 14.00 zjeżdżają na parking przed dyrekcją huty. Demonstracja siły. O godzinie 14.50 dochodzi do próby odblokowania bram huty przez oddzialy ZOMO i WP. Próba wejścia na teren zakładu w celu ujęcia i zatrzymania działaczy Komitetu Strajkowego nie udaje się. Dopiero przy użyciu czołgu utorowano drogę dla pozostałych pojazdów. Główne siły w ilości 3 kompanii MO, 1 kompani WP i 1 Plutonu Specjalnego skierowano na halę remontową Głównego Mechanika i budynek Głównego Mechanika. Zomowcy zaatakowali budynek biurowy M-32, w którym jeszcze parę godzin wcześniej funkcjonowała redakcja. Niszczono wszystko, co napotkano na drodze. Około 15.00 do działań przystąpiła grupa likwidacyjna w sile 1 kompani WP i MO. Z łaźni wyciągnięto na mróz tych, którzy zeszli z I zmiany. Paradoks polegał na tym, że w większości były to osoby, które posłuchały wezwań o zaprzestanie strajku i miały zamiar iść do domu. Kierujący działaniami z-ca Komendanta wojewódzkiego MO ds. Służby Milicji ppłk. M. Okrutny polecił dowódcy operacji płk. J Wilczyńskiemu spenetrować i przeczesać obiekty wszystkich Wydziałów huty. Zaatakowano ponownie od strony Drogi Królewskiej. Pomimo silnej barykady, w końcu oddziałom ZOMO udaje się ją sforsować. Kiedy brama została otwarta, strajkujący spotkali się oko w oko z zomowcami. Jakiś oficer z pałą wybiegł przed szereg, ale reszta się zatrzymała. Hutnicy zaintonowali "Rotę", "Hymn Polski"i "Boże coś Polskę" oraz bili brawa. Efekt był piorunujący. Nastąpiła kilkuminutowa konsternacja, po czym oddział ZOMO wycofał się zabierając zatrzymanych wcześniej, pobitych robotników. Do wieczora dochodzi do licznych konfrontacji strajkujących z oddziałami militarnymi. Około godziny 17.00 rozchodzi się po wydziałach informacja o tym, że milicja wraz z wojskiem wkroczyła na hutę. Na wydzialach A-55 i M-32 doszło do pobicia robotników huty. Późnym wieczorem oddziały ZOMO i WP wraz z czołgami, wycofują się z terenu huty. "Wolny Związkowiec" w numerach 2, 3 i 4 publikuje listę aresztowanych przez SB działaczy. Nocą strajkujący ponownie barykadują bramy wjazdowe na hutę i wydziały ciężkim sprzętem. Powołano służby porządkowe mające na celu niedopuszczenie do przedostania się z zewnątrz osób mogących szpiegować lub doprowadzić do zakłucenia trwajacego strajku. Z terenu zakładu zostają usunięci członkowie PZPR oraz członkowie branżowych związków zawodowych. Zakładowy Komitet Strajkowy przekształca się w MKS (Międzyzakładowy Komitet Strajkowy). Dziennik Telewizyjny w wieczornym programie informacyjnym podał, że sytuacja w hucie zostala opanowana, a produkcja odbywa się zgodnie z planem. Oczywiście to było kłamstwo. |
|
- <<- 15.12.1981 - DZIEŃ 03 ->> Trzej księża z parafii w Sosnowcu Zagórzu przybywają na teren huty, by podtrzymać na duchu strajkującą załogę. Odprawiają msze na większych wydziałach. Załoga postanawia w pobliżu bramy głównej postawić krzyż. Rano łącznik Zygmunt Kloryga przedarł się do obozowiska wojskowego w lasach koło Pogorii I. W rozmowie z wartownikiem dowiedział się, że stacjonuje tam 10 Sudecka Dywizja Pancerna. Dowiedział się, że wojsko nie jest nastawione wrogo do strajkujących. Przygotowano Wielki Piec do zatrzymania. Szykowano się do stanu oblężenia. W tym celu zaspawano bramy hali lejniczej. Komitet Strajkowy wydaje "Apel do społeczeństwa miast z terenu Śląska i Zagłębia". Do dwóch wcześnij napisanych punktów, dopisano dwa kolejne: Usuniecie ZOMO z terenu huty i jej okolic, oraz cofnięcie stanu wojennego wprowadzonego w kraju. Na bramie pojawiają się studenci z Krakowa, którzy dostarczyli informację o pacyfikacji przez ZOMO i spadochroniarzy Huty im. Lenina w Nowej Hucie. |
|
- <<- 16.12.1981 - DZIEŃ 04 ->> W okolicę bramy głównej przychodzą ludzie, rodziny i przynoszą żywność dla strajkujących. Załoga jest informowana o strajkach w innych zakładach rejonu i kraju. Chociaż wiadomości jest niewiele i nie zawierają konkretów, podtrzymują ich na duchu, że inni też walczą o słuszną sprawę. Wielki piec został przygotowany do obrony. Obecnie to prawie twierdza z jedynym małym wejściem na wysokości drugiego piętra. Przy pomocy trzech lokomotyw udaje się ekipie z Bazy Przeładunku Rudy przedostać na teren huty. Około godziny 21.00 rozpoczęła się całkowita blokada huty przez ZOMO. Tramwaje już nie docierały do pętli, w okolicy bramy głównej zostało ustawionych pięć czołgów i wozy bojowe milicji. Panował duży ruch, co mogło świadczyć o tym, że coś się może niedługo wydarzyć. Strajkujący na hucie nie wiedzą jeszcze o wydażeniach w katowickim "Wujku". |
|
- <<- 17.12.1981 - DZIEŃ 05 ->> Informacja o pacyfikacji kopalni "Wujek" dociera do huty "Katowice" około godziny 11.00. Zaproszono księży z parafii Św. Antoniego z Gołonoga, którzy po odprawieniu Mszy Św. na wydziale Walcowni Średniej, wyspowiadali większość strajkujących, jak przed regularną bitwą. Strajkujący składają przysięgę, że nie opuszczą swoich posterunków do ostatniej kropli krwi. Zostają również zebrane pieniądze dla rodzin ofiar w Katowicach. W mieście rozniosła się wiadomość, że w przypadku ataku na Hutę Katowice, strajkujący wysadzą w powietrze tlenownię i "zamrożą" Wielki Piec. Pojawiały się takie informacje, ale miały one na celu wywołanie paniki wśród ludności. Było wręcz odwrotnie. Strajkujący dbali bardziej niż w normalnych warunkach o wszystkie urządzenia. Wydziałowe komitety strajkowe utworzyły grupy patrolowe, które miały za zadanie chronić wszystkie obiekty przed uszkodzeniem bądź kradzieżą. Obawiano się sabotażu. Zaczęło napływać więcej sygnałów na temat strzelaniny i mordu na kopalni Wujek. Strajkujący przygotowywali się do walki. Wydział Mechaniczny M-32 stał się zabarykadowaną fortecą nie do zdobycia. Na suwnicach ustawiono worki z kruszywem, stały też palety z cegłami, które w łatwy sposób można było zepchnąć na atakujące oddziały ZOMO. W kuźniach rozpoczęto kucie kos i innej białej broni, która mogła być użyta w razie ewentualnego ataku siłowego. Na drogi prowadzące do strajkujących wylany zostały olej, a z boku hal czekali ludzie z wężami z wodą pod wysokim ciśnieniem. Na dachach czuwały patrole. Przygotowywano się do obrony. Nastąpił atak zomowców od strony niewielkiego wejścia usytuowanego w górnej części hali. Pilnowało go zaledwie 2 pracowników. Grupa około 50-u zomowców w pełnym rynsztunku doszła do pierwszej hali. Po zorientowaniu się jak dużymi siłami dysponowali strajkujący na M-32, po pięciu minutach w pośpiechu grupa wycofała się na rozkaz wydany przez dowództwo. Do starć nie doszło, zomowcy zarządzili szybki odwrót. Sztandar "Solidarności" został ewakuowany z terenu huty do kościoła w Strzemieszycach. Sygnały od patroli mówią o wzmożonej aktywności nocnej i koncentracji zmechanizowanych sił wokół huty. Zomowcy nie dopuszczali rodzin z paczkami żywnościowymi dla strajkujących. Ilość strajkujących na M-32 zaczęła maleć. Część udała się do swoich rodzin, a część przeszło na inne wydziały huty. |
|
- <<- 18.12.1981 - DZIEŃ 06 ->> Godzina 9.30. Major Wojska Polskiego w asyście dwóch żołnierzy, idzie w towarzystwie kierownika wydziału na masówkę wewnątrz huty. To zobaczyli wojskowi będący na terenie huty. Brama do hali ewakuacji żużla przy wielkim piecu była obłożona butlami z gazem. Pomiedzy nimi plątanina kabli prowadzacych od butli w głąb budynku. Kable nie były podłaczone, ale ten kto o tym nie wiedział musiał odnieść wrażenie ogromnego zagrożenia w przypadku eksplozji takiego ładunku. Około godziny 11.00 od strony Łośnia, teren huty został otoczony przez czołgi i wozy bojowe. Major poinformował, że wojsko gwarantuje bezpieczne opuszczenie terenu huty przez strajkujących do godziny 14.00. Później wkracza milicja i ZOMO, by przeprowadzić czystkę na zakładzie. Major zaproponował strajkującym delegację do katowickiego "Wujka", by zobaczyli na własne oczy co może się wydarzyć w Hucie Katowice. Pojechało troje wydelegowanych strajkujących. Wrócili około godziny 17.00 i opowiedzieli kolegom co widzieli. Po wydarzeniach na "Wujku" wszystko wskazuje na to, ze oficer wie co mówi. Wśród strajkujących zapanowało zamieszanie. Strajk na wydziale M-32 rozleciał się. Pozostali przechodzą na Wydział Walcowni Średniej. Ultimatum wojskowych zostaje przedłużone do północy. W wyniku tej akcji propagandowej, udaje im się wyprowadzić z terenu huty 1200 osób. Na terenie zakładu nadal jednak pozostaje 5000 osób, które postanowiły kontynuować strajk. Do tego celu zostają wytypowane wydziały: Walcowni Półwyrobów, Walcowni Średniej i Dużej oraz Wielki Piec nr 2 i Stalownia. Coraz większe zmęczenie, strach i obawa o dalszy rozwój wypadków. Czy noc przebiegnie spokojnie, czy też zaraz po upłynieciu czasu ZOMO i Wojsko rozpoczną akcję? Na szczęscie w nocy nic się nie wydarzyło. |
|
- <<- 19.12.1981 - DZIEŃ 07 ->> Rozchodzi się pogłoska o zmilitaryzowaniu wydziałów. Sabotażysta przecina taśmę przenośnika węgla. Awaria groziła przerwaniem dopływu paliwa. Nadchodzi wiadomość, że w kierunku huty nadciągają duże siły milicji, ZOMO i sprzętu zmechanizowanego. Godziny południowe. Nad terenem huty pokazał się nisko latający milicyjny śmigłowiec. Rozrzucał ulotki. Prawdopodobnie również robił zdjęcia strajkującym. Po południu pojawił się jeszcze raz, tym razem w towarzystwie śmigłowca wojskowego. Strajkujący zabarykadowani w Wielkim Piecu zaczęli rozmyślać nad taktyką, jaką chcą użyć oddziały ZOMO w wypadku ataku. Brama główna zostala odblokowana dla odwiedzających. Byla to zagrywka psychologiczna, bowiem rodziny namawiały uczestników strajku do wyjścia na zewnątrz. Bali się o swoich bliskich po tym, co się zdarzyło w Katowicach. Ta taktyka zastosowana przez milicję była ich sukcesem. Wielu dało się namówić rodzinom na wyjście z huty. Pozostali wzmacniali linie obronne i barykady. Ważnym elementem przetargowym było to, że strajkujący nie posiadali broni palnej. Kucie bialej broni nie bylo poleceniem wychodzącym od góry. Ludzie robili to sami, bowiem to wydawało się słuszne. Takie metalowe elementy osadzone na drzewcach, stanowiły poważne zagrożenie dla ZOMOwców, bowiem bez problemu mogły przebić ich tarcze i chełmy. Na spotkanie z ciężkim sprzętem zmechanizowanym przygotowano lance tlenowe. Strajkująca załoga zostaje zasilona w żywność od rolników. Dowiaduja się też o poparciu przez rolników akcji strajkowej oraz licznych demonstracjach przed ambasadami PRL w krajach europejskich i amerykańskich. |
|
- <<- 20.12.1981 - DZIEŃ 08 ->> Tuż po północy trafia na teren huty drogą kolejową wraz z węglem do elektrociepłowni, transport 50-u kartonów węgierskiego salami. Przesyłkę taką przygotowali strajkującym kolejarze ze stacji Strzemieszyce, dołączając do składu wagon lodówkę. Przesyłka była bardzo trafiona, bowiem od kilku dni było ciężko z żywnością. Zbliżały się święta. Nikt nie wiedział jak długo jeszcze będzie trwała akcja strajkowa. Do Wojewody Katowickiego gen. dywizji Romana Paszkowskiego, Komisarza Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego płk Edmunda Barwińskiego oraz Dyrektora Naczelnego Huty dr Stanisława Bednarczyka, zostaje wystosowane pismo MKS-u z propozycją spotkania. Strajkujący w odpowiedzi, na spotkaniu MKS-u z Komisarzem WRON dla Huty Katowice, zostają poinformowani o warunkach zaprzestania strajku oraz dobrowolnemu opuszczeniu zakładu, oddaniu się w ręce władz organizatorów strajku. Terminem wyznaczonym na spełnienie wymogów WRON, była godzina 1.00 21-go grudnia 1981 roku. O 18.00 przybył ksiądz-robotnik Jerzy Dezor. Przez cały okres robotniczego buntu, odprawiając posługę świętą na Wielkim Piecu, Walcowni Dużej, Zgniataczu, Walcowni Średniej i Stalowni, swą obecnością podnosił na duchu strajkujących. |
|
- <<- 21.12.1981 - DZIEŃ 09 ->> Międzyzakładowy Komitet Strajkowy konsultuje z załogami poszczególnych wydziałów otrzymane od Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) warunki. Postanawiają je odrzucić i dalej prowadzić strajk w Hucie Katowice. Coraz więcej wydziałów jest opuszczonych przez strajkujących, które sukcesywnie są obsadzane ludźmi dyrekcji w towarzystwie mundurowych. Milicyjne i wojskowe UAZ-y poruszaja się po terenie huty już bez trudu. Przewaga oddziałów militarnych staje się widoczna. Strajkujący postanawiają uruchomić Wielki Piec, by nie doszło do jego zniszczenia poprzez zastygnięcie surówki wewnątrz, co byłoby odebrane na równi ze zniszczeniem instalacji, a co za tym idzie poważnego aktu sabotażu. Jednak obiekt Elektrociepłowni został już opanowany przez oddzialy milicji i wojska po opuszceniu go przez strajkujących hutników. Huta Katowice jest już zakładem zmilitaryzowanym. Strajkujący zostali powiadomieni o militaryzacji zakładu, a co za tym idzie odmówienie podjęcia pracy wiąże się już z poważnymi konsekwencjami. Wszyscy mieli odebrać karty mobilizacyjne w budynki dyrekcji huty znajdującym się poza bramą. By rozpalić Wielki Piec, musieli dostać przedmuch z Elektrociepłowni. Teraz karta przetargowa należała jednak już nie do strajkujących. A Ci odmowili podania koniecznego nadmuchu. W nocy cały czas czuwali wyznaczeni ludzie, na wypadek zmiany decyzji w sprawie nadmuchu. Koniec strajku wydawał się bliski. |
|
Fragmenty planu operacji kryptonim "GWAREK" Kontynuowany od dnia 12.12.1981 roku na terenie huty Katowice strajk okupacyjny przez byłych działaczy NSZZ Solidarność uniemożliwia pojęcie normalnej pracy. Podjęto decyzję zamknięcia huty oraz wyprowadzenia z jej terenu wszystkich osób, które biorą udział w strajku poprzez przeprowadzenie akcji GWAREK z użyciem sił wojska i organów MO. Na dowódcę operacji GWAREK wyznacza się Dowódcę Zmotoryzowanego Obwodu MO w Katowicach płk. K. Wilczyńskiego. Operację GWAREK planuje się przeprowadzić po negatywnym wyniku działań propagandowych z użyciem urządzeń rozgłaszających i ulotek oraz przedsięwzięć pouczających przez przedstawicieli dyrekcji zakładu. W ramach działań wyprzedzających, oddziały Wojska Polskiego zajmują i zabezpieczają teren przyległych do tlenowni i hali Głównego Mechanika. Rozwinięcie operacji przebiegać będzie w dwóch fazach: FAZA I - obejmuje wspólne i równoczesne działania pododdziałów wojska i milicji związane z wejściem na teren huty i rozwinięciem sił. W fazie tej realizowane będą następujące przedsięwzięcia: w czasie ok. 10 min. Przed wejściem do akcji z helikoptera z zamontowanymi urządzeniami rozgłaszającymi emitowane zostaną nagrania z pozorowanym atakiem wojsk pancernych i naloty helikopterów. W tym samym czasie cztery inne helikoptery wykonują na sygnał radiowy pozorowany desant w południowo-wschodnim rejonie huty wykonanie wyłomów w ogrodzeniu i obejść w bramach wejściowych 1, 9 i 8. Oddziały wojska odcinają teren obiektów walcowni od obiektów stalowni. Po zajęciu pozycji wyjściowych do działań właściwych ponownie skierowany zostanie przez urządzenia rozgłaszające apel o dobrowolne zaprzestanie akcji strajkowej i wyjście z obiektu. FAZA II - obejmuje działania pododdziałów MO związanych z wyprowadzeniem osób strajkujących z obiektów. W przypadku negatywnego skutku apelu zostaną przeprowadzone działania oczyszczające przez pododdziały milicji. W ramach tych działań, aby uniknąć wejścia do obiektów walcowni i bezpośredniej styczności ze strajkującymi, użyty zostanie samochodowy agregat do tłoczenia środków chemicznych "WUZ". Przewiduje się, że po nasyceniu odpowiednią ilością środków chemicznych hali walcowni nastąpi wyjście strajkujących, W czasie wychodzenia osób prowadzących strajk, w drodze operacyjnej zostaną zatrzymani organizatorzy strajku, następnie przeprowadzone są działania poszukiwawcze wewnątrz obiektu walcowni przez pododdziały MO celem sprawdzenia czy wszyscy ze strajkujących opuścili obiekt. Po wykonaniu czynności sprawdzająco- oczyszczających następuje przemieszczeniem zabezpieczenia zewnętrznego wojska i milicji z walcowni na obiekty stalowni konwertorowej, gdzie ponownie zostają wtłaczane środki chemiczne do hali i przeprowadzane czynności poszukiwawczo-oczyszczające. IV POSTANOWIENIA KOŃCOWE Naczelnik Wydziału śledczego o Dochodzeniowo-Śledczego rozpracuje system przejmowania osób zatrzymanych i wykonania czynności procesowych oraz zapewni niezbędne siły i środki do wykonania zadań związanych z konwojowaniem tych osób. W działaniach stosownie do potrzeb i decyzji użyte zostaną następujące środku przymusu: siła fizyczna, strumienie wody, chemiczne środki obezwładniające, broń palna. Broń palną w operacji pododdziały mogą użyć wyłącznie na rozkaz dowódcy za zgodą Komendanta Wojewódzkiego MO |
|
- <<- 22.12.1981 - DZIEŃ 10 ->> Dochodzi do ponownych rozmów przedstawicieli MKS z Komisarzem WRON oraz grupą oficerów WP. Ponownie proponowane warunki zostają odrzucone. Nad terenem huty kolejny raz pojawił się milicyjny śmigłowiec rozrzucający ulotki nawołujace do dobrowolnego opuszczenia terenu huty oraz o sankcjach, jakie czekają na tych, ktorzy tego nie zrobią. |
|
- <<- 23.12.1981 - DZIEŃ 11 ->> Godzina 5.00. Rozpoczyna się ostatnie zebranie MKS-u. Pół godziny później, Przewodniczący Antoni Kusznier rozwiązał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Strajk w Hucie Katowice dobiegał końca. Zakład opuszcza ostatnie 3000 strajkujących. Część strajkujacych opuszca teren huty poprzez dziury w plotach, inni dumnie podążają w kierunku bramy głównej przy której cekają na nich milicyjne suki. Odpowiedzialni za sprzęt pozostają na miejscu, by przekazać go zgodnie z zasadami. Oddziały ZOMO i WP przewyższają ilością ludzi i środkami technicznymi możliwości obrony przez strajkującą załogę Huty. O godzinie 13.00 wkraczają na teren Huty Katowice. "Za bramą czekały więźniarki, do których nas zapakowali - mówi Zbyszek Kupisiewicz. Po kilkugodzinnym postoju na parkingu Huty, gdy zebrał się odpowiedni transport, rozwozili nas po całym terenie. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia gdzie nas wiozą. Dopiero w nocy, z okien celi, któryś ze współwięźniów odgadł, że to Będzin. Po zatrzymaniu samochodów usłyszeliśmy krzyk - Wyłazić! Biegiem! I w tej chwili poczułem się jak uczestnik akcji filmu o gestapo. Przed nami szpaler milicjantów z pałami i psami. Opluwanie, krzyki, przekleństwa, ujadanie psów i od czasu do czasu odgłos pały na czyichś plecach. Później długi korytarz, na którym staliśmy twarzą do ściany. Dwudziestu kilku więźniów w celi czteroosobowej. Ciągły ruch i hałas." 23 grudnia 1981 roku, ppłk K. Kudybka o zestawieniu sił i środków własnych i wspierających w operacji odblokowania Huty Katowice, czyli rozbicia strajku trwającego od 13 grudnia: "W działaniach użyto 4250 funkcjonariuszy MO, w tym 1673 własnych i 2583 wydelegowanych kraju (.). 1978 żołnierzy WP dysponujących 240 jednostkami wozów pancernych, czołgi, BWP, BRDM. Użyto też 3 śmigłowców, 3 reflektorów przeciwlotniczych, 3 IRS-ów, 1 WUZ, 4 samochodów bojowych SP, 2 dźwigów samochodowych Coles, 86 szt. Broni palnej, 5 aparatów fotograficznych i 1 kamery foto". |
|
- <<- DZIEŃ PO W wigilię Bożego Narodzenia Zbyszek Kupisiewicz przewieziony został do Komendy Dąbrowie Górniczej. Przesłuchania trwały z przerwami przez całe Święta. 28 grudnia późnym wieczorem, razem z innymi aresztowanymi znalazł się w areszcie na Mikołowskiej w Katowicach. Tej samej nocy nadeszły jakieś dokumenty, które okazały się aktami oskarżenia a już rano odbyła się pierwsza rozprawa. Później były kolejne i wyrok w ciągu kilku dni. Redagujących Wolnego Związkowca skazano w trybie doraźnym na wyroki od 3,5 do 6,5 roku pozbawienia wolności, choć prokurator żądał nawet 10 lat. Następuje okres masowych przesłuchań, aresztowań, internowań oraz zwolnień z pracy. Wielu ze strajkujących otrzymuje wieloletnie wyroki pozbawienia wolności, inni muszą opuścić terytorum PRL w trybie natychmiastowym. |
|
HUMOR Z TAMTYCH CZASÓW O TAMTYCH
CZASACH |
|
Limonadovy 2,16 |
Emilian Kamiński - "Wrona pierdolona" Teatr Domowy, koncert 13 grudnia http://www.youtube.com/watch?v=8L4t3xGE0l8 |
Limonadovy 1,58 |
Emilian Kamiński - "Bluzg" czyli Życzenia dla Generała Teatr Domowy, koncert 13 grudnia http://www.youtube.com/watch?v=cPy4_P5j9ow |
KLASYKA STANU WOJENNEGO |
|
karolkamas 3,52 |
Ballada o Janku Wisniewskim Ballada opowiada o gdynskich wydarzeniach Grudnia '70 http://www.youtube.com/watch?v=16k4FYgqpWU |
wendetta1234 3,10 |
Ballada o Janku Wiśniewskim Mieczysław Cholewa http://www.youtube.com/watch?v=lxpAvsY8Gos |
INTERNET |
|
www.solidarnosc.mittal.net.pl |
NSZZ Solidarność Mittal Steel Poland Huta Katowice |
www.13grudnia81.pl |
13 grudnia '81 |
www.encyklopedia-solidarnosci.pl |
Encyklopedia Solidarności |
http://incipit.home.pl |
BIBUŁA - Polskie wydawnictwa niezależne |
aktualizacja: wtorek, 16 luty 2010.
Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i powielanie wyłącznie za zezwoleniem autora.
Uwaga: to tylko ramka - idź do strony głównej
Subskrybuj:
Posty (Atom)
2008 – początek