n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

niedziela, sierpnia 26, 2012

Reminscencje * o POpolszy * o Rassieji

Zazwyczaj nie obchodza mnie plagi, które sobie POlactwo na własne i Nadredaktora z rzędu Naczelnych życzenie sprowadza (zagłosuj przeciw Kaczyńskiemu i wyp***j na londyński zmywak), bo los POrąbańców totalnie mi zwisa. Są tak głupi i ograniczeni umysłowo, że należy im się to jak psu buda. Tym skumulowanym poszukiwaczom ostatniej szarej komórki w rodzinie, nawet benzyna po 7 złociszy nic nie powie. Zero refleksji. Przecież radio zgaga powiedziało że w Polandii jest dobrze, wzrost i takie tam, to o co kaman?
Ano o to, że za radosną twórczość tuskoidalnych będą musieli zapłacić ciężko chorzy ludzie.
Moja Mama nigdy by na takiego bydlaka jak Tusk czy paligłup nie zagłosowała. Nie, nie pytałem, nie rozmawiamy z rodziną o popieprzonej polskiej polityce, bo to raczej zajęcie dla psychiatry niż zwykłego człowieka. Nie wiem nawet czy Mama lub brat byli głosować, ale znam ich na tyle, że bydła do władzy by nie doprowadzili. Ale POlactwo z uśmiechem kopanego w dupę radosnego imbecyla - jak najbardziej...
Link jest z "wybiórczej" więc żaden POżałowania godny komentator mi nie zarzucił, że podsyłam jakieś niewiarygodne źródła: 

http://fakty.interia.pl/prasa/gazeta_wyborcza/news/chorzy-na-cukrzyce-zalamani-zmianami-na-liscie-lekow,1739443

Moja Mama ma cukrzycę. Od wielu lat. Po Tacie ma 1200 złotową emeryturę, wcześniej swojej miała ledwo 1000. Po 25 latach pracy na kopalni, gdy ja musiałem z kluczem na szyi zajmować się młodszym bratem. I Ona teraz za szaleństwa POmyleńców i naprawdę wyjątkowych sukinsynów typu Tusk/Rostowski - będzie musiała płacić około 500 złotych miesięcznie więcej za glukometry, zastrzyki itp. 
Sukinsyństwo tych bydlaków wami rządzących nie ma żadnych już granic przyzwoitości. Za zaciągnięte lekko rączką długi, za zatrudnienie setek tysięcy pociotków w półmilionowej biurokracji , za najdroższe w Europie autostrady widoczne tylko na mapach, za najdróższe na świecie stadiony - będą musieli płacić ciężko chorzy ludzie. BO KTOŚ PRZECIEZ MUSI ZA TE SZALEŃSTWA ZAPŁACIĆ! Na swoje szczęście moja Mama ma mnie i ja jej pomogę. Brat sam ledwo przędzie w tej "Zielonej Wyspie". Mimo, że oboje pracują to na trójkę dzieci ciągle brakuje.
 500 złotych to niecała dniówka mojej pracy w Anglii. Jakoś dam radę mimo, że muszę si ę tu utrzymać, opłacić z podatków sforę niezdolnych do żadnej pracy imigrantów, mimo że utrzymuję dwóch pasożytów w Polsce i spłacam jeszcze kredyt na nieudany biznes w Irlandii. Najwyżej wezmę więcej nadgodzin i nie pojadę wiosną na wakacje. Ale co z innymi??? Co z ciężko chorymi ludźmi o których POlactwo dawno zapomniało i ma ich w dupie? Oni będą musieli po cichutku, w samotności umierać. Tylko to im pozostało . Niestety. Oni nie wzniosą barykad, oni nie zastrajkują. Oni nawet gdyby zorganizowali jakiś protest, to Nadredaktor zorganizowałby szybko z Blumsztajnem kampanię nienawiści, nazwali by ich faszystami i spuścili ze smyczy tarasowców czy też zaprosili niemiecką Antifę...

Tylko niech mi ktoś, do ciężkiej cholery odpowie. Dlaczego pisząc POmylonym z rozumem oszołomom o złodziejskiej POlityce tego (nie)rządu. Dlaczego pisząc od lat do czego ta sprostytuowana POlityka antypolskich, antyludzkich sukinsynów prowadzi -  muszę ponosić jej konsekwencje??? A  nie tylko POrąbane glony o inteligencji gupika z akwarium, głosujące na tych bydlaków? Wiem, to dopiero początek. Rok 2012 będzie rokiem wyjątkowych podwyżek cen i usług. I na szczęście za to zapłacą równięż POpieprzonee lemingi, które tę zarazę na ziemie polskie przyniosły. Żadnej litości dla tych POmyleńców. Macie cośta chcieli ćwoki. Młode, niby wykształcone, ale totalnie niekumate matoły. Cieszta się, bo dawno wam to przepowiadałem...

Dlaczego jednak starzy, chorzy ludzie muszą w tym POgrążonym kraju ponosić konsekwencje wynaturzenia folksdojczy rządzących tą umęczoną krainą???
Czy chodzi temu (nie)rządowi o fizyczną eutanazję milionów pobierających ciężko wypracowaną emeryturę, bo ich nie stać będzie na dodatkowe wydatki? Myślę, że tak. Bowiem nie wszyscy mają synów ciężko zapierdzielających na Zachodzie, którzy te dodatkowe wydatki wezmą na siebie? I jak to zazwyczaj bywa wśród wynaturzonego i POmylonego POlactwa, nie wszyscy pamiętają że mają w ogóle jakichś starych, schorowanych rodziców. Wiem,o czym piszę, bo spotykałem na obczyźnie takie typu, że głowa mała...

Tak, to jest wściekłość. To jest ledwo tłumiona wściekłość Polaka, który z oddali musi na wyjątowe draństwo tych zaprzańców patrzeć . Bezradnie patrzeć, co boli mnie, człowieka czynu, wyjatkowo. Bo POlskie POpłuczyny moralne i etyczne i tak pójdą znowu do pieprzonych wyborów i znowu wybiorą do najwyższych władz bandytów, aferzystów i mafiozów, którzy będą z nich drzeć haracz aż miło. To już nawet nie jest postawa w dupę rżniętego fornala. To już jest postawa więziennego cwela, szczęśliwego, że może swoimi pośladami służyć największemu bydlakowi w stadzie...

Żal tych starych ludzi. Pani Mucha, obecnie w randze ministra czegoś tam, już w ubiegłym roku wyrwała się przed orkiestrę. Tylko mało kto załapał, że ona tak przypadkiemo walnęła o planach pozbycia się problemu starych ludzi, którzy :"z braku lepszych zajęć przesiadują w przychodniach zdrowia". Coś z tymi starymi ludźmi przecież trzeba zrobić. Są dla waaadzy utrapieniem, bo ZUS jest już bankrutem, dofinansowanie do niego i do KRUS-u przekraczają już 75 miliardów złotych rocznie. Jak się waaadza pozbędzie kilku milionów emerytów i rencistów, to tutaj zaoszczędzą miliardy. Uzyskają zresztą sukinkoty jeszcze jeden plus. Miliony emerytów i rencistów raczej wyborcami złodziei, mafiozów, aferałów czy narkotycznych "legalistów" nie są. Nie są więc obecnej waadzy do niczego potrzebni. Miliardy złotych zaoszczędzone na tych niepotrzenych waadzy scorowanych, starych ludziach, szybciutko przeleją na konta bankierów, bo odsetki już stanowią prawie 40 miliardów zł rocznie, a będą przecież tylko się zwiększać. Rostowski potrafi jedynie przelwać z pustego w próżne. A od tego jeszcze nikomu nie przybyło. Teraz przed końcem roku wykupuje jedne obligacje, aby je sprzedać w styczniu. Ciekawe jaki idiota je kupi.
No i ktoś musi przecież sfinansować już nie tylko dwukrotnie bogatszą Grecję, ale i czterokrotnie bogatsze Włochy. A kto to zrobi nie pytany i nie proszony, jak szef prezydĘcji unijnej?
...
Niedzisiejszy (23:10)
35 komentarzy



19 grudnia 2011

Wczorajsza wiadomość dnia, iż jedna z platform wiertniczych na morzu Ochockim, w pobliżu Sakhalina zatonęła i zaginęło kilkudzięciu członków załogi - spowodowała u mnie przypływ wspomnień. Nieodległych wspomnień. Cóż, znowu mi się udało. Mogłem i ja tam być z nimi, gdybym nie zrezygnował w maju ze swego kontraktu...
Jako, że blisko półtora roku pracowałem dla amerykańskiego koncernu naftowego w rejonie północnego Pacyfiku, chciałem trochę wam przybliżyć ten kraniec swiata. Poza krótkimi wizytami w Korei, Malezji i na Alasce, zdecydowaną większość czasu spędzałem w dalekowschodniej Rosji, szczególnie na wyspie Sakhalin i na Syberyjskim wybrzeżu Pacyfiku...

To widok na jedną z platfom, zdaje się, że wydobywczych w pobliżu Sakhalina. Słabo ją widać w oddali, trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć. Jest oddalona około 30 kilometrów od brzegu. Na platformie (i na wszystkich polach naftowych) był całkowity zakaz robienia jakichkolwiek zdjęć. Zresztą nie tylko na platformach czy na polach naftowych...
 
Nieco chaotycznie, ale tak mi się powklejały te zdjęcia. Żeby zmienić ich układ musiałbym wszystko zapisywać od nowa. Niestety Onet nie daje zbyt wiele miejsca, ani komfortu przy układaniu stron bloga...
Zacznijmy od tego, że mimo 70 lat bolszewickiego komunizmu, bardzo wielu Rosjan deklaruje się jako ludzie wierzący, co niedzielę chodzący do cerkwi. Jest to o tyle ciekawe, że również bardzo wielu z nich deklaruje sympatię do komunizmu, Lenina czy nawet Stalina niekoniecznie w tej kolejności....
To, co wyróżnia się w krajobrazie szarych, paskudnych blokowisk rosyjskiego Dalekiego Wschodu to właśnie pstrokatej urody, monumentalne cerkwie. Widać, że bardzo zadbane i odnowione....
 

Powyżej w Chabarowsku, ta poniżej na Sachalinie, w Juzno-Sachalinsku...
Najbardziej zaskoczyła mnie przed jedną z cerkwi - ławeczka. Dla żebraków. Widziałem jak żebracy siedzieli sobie na niej, a pop przynosił im wodę do picia...


 Tu jeszcze jedna w zimowej scenerii Chabarowska. W połowie kwietnia...
A obok tej cerkwi był jakiś pomnik i nazwiska budowniczych komunistycznej Rossiji z czerwoną gwiazdą...
  
W dzisiejszej dalekowschodniej Rosji powstało wiele butików i perfumerii z markowymi ciuchami i kosmetykami. Śmiesznie wyglądają światowe firmy w budynkach podobnych raczej do osiedlowego warzywniaka, niż ekskluzywnych magazynów....
Pamiętające lata komuny uniwermagi , gdzie lud roboczy dzięki wspaniałomyslności Komitetu Centralnego KPZR, zaopatrywał się w niezbędne do przeżycia artykuły, pozamieniały się w sieć wysokiej klasy butików z markową odzieżą, obuwiem, elektroniką, niesamowitym bogactwem złotej biżuterii i ogromnym wyborem markowych kosmetyków.

  
 To hotel Sapporo w Juzno-Sachalinsku. Stąd do Sapporo niespełna 100 kilometrów. 
Branża hotelowa jest jedną z niewielu dziedzin na Dalekim Wschodzie Rosji, która świetnie się rozwija. Przybywa tu wielu biznesmenów i naftowców z całego świata. Hotele z zewnątrz nie wyglądają jakoś szczególnie zjawiskowo, ale w środku pełen najwyższych standardów luksus. Zapewniam, bom w niejednym hotelu mieszkał, w niejednym kraju na świecie. W hotelu Gagarin w Juzno jest na 4 piętrze coś w rodzaju dżungli, gdzie można podziwiać tysiące papug i innych egzotycznych ptaków, motyli i różnych płazów. O standardach typu pełnowymiarowy basen, kryte korty tenisowe, sauny, jaccuzi, restauracje z kuchnią z całego świata itp typowe standardy nie będę nawet wspominał. Ceny w tych hotelach są horrendalne. Nam, zwykłym pracownikom wynajmowano najtańsze pokoje, w których standard nie odbiegał od europejskiej 5-cio gwazdkowego, kosztował około 200 euro za noc. Ile kosztowały i co było w pokojach dla biznesmenów i kadry zarządzającej - nie potrafię sobie nawet wyobrazić...
Hotele to gigantyczna pralnia pieniędzy miejscowych grup przestępczych. W hotelu , w którym zazwyczaj zatrzymywaliśmy się w drodze na pola naftowe lub z powrotem, kolega Irlandczyk był świadkiem strzelaniny. Już wracał po kolacji, gdy kilku facetów kaukaskiej urody wyciągnęło pistolety i zaczęło ostrzeliwać recepcję, za którą ukryli się koreańscy ochroniarze tegoż hotelu. Po tygodniu hotel poszedł do remontu, a otwarł się już pod nowym szyldem i nowym właścicielem. Tak się w dzisiejszej Rosji robi "przetarg" ograniczony...
  
A to centrum Chabarowska jeszcze zimową połową kwietnia, ale już reklama majowego "Dnia Zwycięstwa". Dzień 9 maja jest tu bowiem hucznie obchodzony jako :" zwycięstwo nad faszyzmem". Czemu akurat nad faszyzmem, a nie niemieckim Narodowym Socjalizmem? Zgodnie z instrukcjami wielkiego sowieckiego patrioty Józefa Stalina, tak poszło w świat i tak jest nadal w malutkich główkach, nie tylko przecież rosyjskich, kultywowane. Idee Stalina i jego gebelsowska propaganda - wiecznie żywe...
  
Jednak tęsknotę za czasami komunizmu najlepiej widać na ulicach Juzno-Sachalinska na wyspie Sachalin. Tu wciąż wiele ulic nosi nazwy związane z komunizmem. Poniżej tabliczka z nazwą : Kummunisticzeskij Prospiekt. Chyba nie trzeba tłumaczyć z rosyjskiego...
A przy okazji mozna sobie zobaczyć fragment rosyjskiej ulicy i szare, brudne automobile...
A w nich szarzy, przygnębiający ludzie. Wkurzające było, gdy trzeba było czekać na przejściu na zielone światło. W przejeżdżających samochodach czy autobusach WSZYSCY patrzyli się na ciebie badawczym , ponurym wzrokiem bez wyrazu. Było to nieprzyjemne...
Większość z tych nieco nowszych, czyli kilku, kilkunastoletnich samochodów ma kierownice z prawej strony. Zauważyłem wśród stojących na światłach samochodów, że średnio około 8 na 10 samochodów jest sprowadzonych z pobliskiej Japonii. Nie ma tu jednak importu prywatnego. Pytałem czasem rosyjskich kolegów pracujących na polach naftowych, posiadających japońskie bryki, jak je kupili. No kupili je od dilera. Pytałem czy sami mogliby pojechać i kupic sobie, że przecież byłoby dużo taniej. Śmiali się ze mnie. Pojechać tak, mogliby to żaden problem, ani jakoś zbyt drogie. Ale obrót samochodami jest zarezerwowany dla mafii samochodowej i nikt by nawet nie próbował pomysleć, żeby samemu sobie auto sprowadzić. Bowiem czysto teoretycznie każdy by mógł...
Nie przeszkadza to im absolutnie. Jednak natychmiast po zakupie auta przerabiają je na swój rosyjski sposób. Auto po pierwsze może być bez silnika, bez kół, bez kierownicy, bez dachu, ale musi mieć wszystkie przyciemniane szyby. To pierwsza rzecz jaką Rosjanie robią po zakupie samochodu. Zaciemniają szyby. Tego typu warsztatów jest tu multum i mają pełne ręce roboty. Drugą koniecznością jest tuning silnika polegajacy najczęściej na przedziurawieniu tłumika i auto już wydaje z siebie ulubiony dla rosyjskiego ucha głośny, warczący dźwięk. Bo te durne japońce to po cichutku jeżdżą....
  
W samym sercu tego wielkiego miasta "stait statuja".  Myślę, że oczytanym czytelnikom którzy zaszczycają swoją obecnością mojego bloga nie muszę wyjaśniać kto zacz. Młodym z dużych miast, nazwisko tego kryminalisty i tak nic nie powie, więc wyjaśniał nie będę...  Teraz o klimacie. Klimat jest tu dziwny. Są jakby dwie pory roku. Lato i zima. Wiosny i jesieni jest około 2-3 tygodni. I wbrew pozorom, lato jest tu całkiem gorące. Zima kończy się tytaj w połowie kwietnia i zaczyna wiosna. Wiosna trwa około 2 tygodni i przechodzi w lato. Zatem lata jest tu więcej niż w Europie srodkowej. Około 5 miesięcy. Zapewniam, że może nie tam na dalekiej Syberii, ale tereny na wysokości geograficznej podobnej do Polski są całkiem upalne. I to niemal całe 5 miesięcy! Sam nie mogłem uwierzyć, gdy wracając z po miesiącu z breaku (z miesięcznych wakacji)wylatując z zimowego ,wracałem do Chabarowska czy Juzno na Sachalinie w sam środek lata. temperatury już w połowie maja były rzędy 24-28 stopni. Od czerwca rzadkością były dni z temperaturą poniżej 26 stopni. Sam widziałem w okolicach Chabarowska ogromną (jak to w Rosji) plantację ... arbuzów. Oczywiście olbrzymich, rosyjskich arbuzów. W połowie września były żniwa tych owoców i przydrogowe plantacje były okupowane przez chętnych nabywców...
Za to zima również nadchodzi bardzo szybko. Jeszcze w połowie października, spotkaliśmy się wtedy całą grupą w Chabarowsku wracających na pola . Porozrzucani po różnych hotelach , nasz szef Amerykanin umówił nas wszystkich w jednej knajpce na kolację. Proszę sobie wyobrazić, że wracaliśmy z kolacji spokojnym spacerkiem zwiedzając miasto nocą. Była 22.00 i na termometrze widniało 22 stopnie! I naprawdę było cieplutko i przyjemnie sobie spacerować w koszulce z krótkimi rękawami. Pytałem Rosjan czy to jakaś anomalia? Twierdzili, że to normalna temperatura o tej porze roku. Ale że za 2 tygodnie będzie już padał śnieg!
I to jest w tym rejonie świata niesamowite. Tu nie ma jak u nas pytania jaka bedzie zima, jakie będzie lato. Tu nadchodzi po prostu nieuniknione i pewne jak smierć i podatki. Początek listopada zaczyna sypać śniegiem. Po kilku dniach przestaje topnieć, bo temperatury z małymi wahaniami coraz to nizsze, aż gdzieś od połowy listopada już jest ten snieg zimowy, który zostaje stopniowo zasypywany coraz świeższym. Od grudnia raczej trudno liczyć , że temperatura wzniesie się powyżej -10 w dzień, a nocą bywa różnie. Nawet blisko - 50.
Choć pamietam Jednego z mechaników na polu. Początek stycznia, piekne słoneczko i mróz jakby zalżał nieco. W słońcu było może z -8 stopni. A ten w rozpietej koszuli idzie jakby srodek lata. Tylko sapnął: "Żarko!". (gorąco)...
Pamiętam zeszłoroczny koniec grudnia w Chabarowsku. W dzień -38. Na szczęście nie wiało i szczękając zębami pod szalikiem dało się przejść od taksówki do hotelu. Gdy po 2ch godzinach chciałem dojść do sklepu po piwo na drogę, całe 100 metrów, myślałem , że nie dojdę. Chciałem zadzwonić po taksówkę, ale wizja wyciągania z kieszeni rąk na ten 40 stopniowy mróz i wybierania numeru spowodowała że zawziąłem się w sobie i doszedłem do sklepu. Nie kupiłem piwa, tylko mocny koniak. I jakoś dotarłem z powrotem do hotelu. Piwo zamarzłoby po drodze...
Za to wczesna wiosna jest okropna. Nad samym Amurem nie da się wysiąść z samochodu, bo w powietrzu krążą miliardy jakichś muszek, wpychających się wszędzie. Stare baby na wsiach chodzą z wiąchą jakiejś zieleniny i tym się bez przerwy wachlują. Inaczej się nie da...

A to widok parku latem w tymże Chabarowsku. Upał 30 stopniowy, a to połowa września...

  

Chabarowsk to do początku lat 90-tych miasto zamkniete, strefa wojskowa. Większość budynków wygląda w tym mieście jak zwykłe wojskowe koszary. Albo duże bunkry. Jednak i tu coś się zmienia, powstają nowocześniejsze budynki...
Chabarowsk leży zaledwie kilkanaście kilometrów od chińskiej granicy. Przy wyjeździe z miasta jedyną drogą federalną w stronę pobliskiego Komsomolska (bliziutko, jakieś 500 kilometrów) można zobaczyć przeogromny radar. Moznaby powiedzieć radarzysko. Jego wielkość widać dopiero wtedy, gdy ujrzymy go w asyście pobliskich bloków mieszkalnych ( a może koszar, trudno to tutaj odróznić) Wygląda to tak, jakby stały 3 pudełka zapałek obok wielkiego budzika. takie skojarzenia mi się nasunęło gdy widziałem ogrom czaszy tego radaru w porownaniu do 10 piętrowych wieżowców. A widziałem już przecież przeogromne czasze anten satelitarnych w Psarach koło Kielc. Czasze wielkości boiska piłkarskiego. Czasza tego rosyjskiego radaru była jeszcze większa. Wszystko po to, aby śledzić przyjaciół Chińczyków. Nie robiłem zdjęć , bo nie wolno. W Rosji wciąż wielu rzeczy nie wolno, nawet internet jest cenzurowany...
  
A to koszmarek architektury. Niby dla dzieci, ale architektonicznie szczyt kiczu...
Tego typu potworków jest w tym nowobogackim mieście znacznie więcej. 
W pobliżu tego sklepu z zabawkami jest poczta. Wchodzi się tam po 4 czy 5ciu schodkach. Wracając ze spaceru po mieście do hotelu, widzałem zabawną scenkę rodzajową. Trzech miejscowych meneli siedziało sobie przed budynkiem poczty i piło jakieś wynalazki z butelki. Spokojnie sobie wrzeszczeli do siebie, bo widocznie wynalazki rzucają się nie tylko na wzrok, ale i na słuch, gdy imprezę na schodach przerwało im przybycie radiowozu. Ruskie radiowozy to śmiech na sali. Jeszcze chyba z czasów Breżniewa. Mniejsza o to. Dwóch milicjantów wyszło z pojazdu i podeszło do degustatorów. Jeden z nich chyba nieco trzeźwiejszy, a może o zdrowszych nogach, próbował dać dyla. Niestety, nogi mu się na schodach poplątały i gdzieś od trzeciego schodka zaczął lecieć lotem koszącym. Koszącym wszystko na swej drodze. Podejście do niezwykle twardego lądowania wypadło mu na wysokości takiego postumentu pod kioskiem z gazetami. Robią takie postumenty, gdyż szybko topniejacy śnieg krótką wiosną, zalewa tu wszystko, a studzienki kanalizacyjne nie nadążają z odbieraniem wody. Gościu, jak to zwykle pijany, miał niezwykłe szczęście. Twardo lądując łbem jakoś tak wdzięcznie wszedł między pręty tego postumentu. Parę centymetrów wyżej lub nizej, a łeb by sobie powaznie rozwalił. Ciekaw byłem dalszego ciągu wydarzeń. Milicjanci odstąpili dwóch pozostałych niekontaktujących, a zajęli się uciekinierem. Niestety, nie było to proste. Facet zaklinował się na amen. Sprawdzili czy żyje, obracając go przy pomocy butów. Udało im sie go obrócić całego, z wyjątkiem zaklinowanej głowy. Facet nie reagował ani na prośby, ani na groźby, ani na uderzenia pałą. Zaklinował się i już. Dopiero wtedy milicjanci poszli do radiowozu i załozyli gumowe rękawice i zdecydowali się dotknąć łba delikwenta stopniowo go uwalniając z prętów. W tym czasie dwóch pozostałych delikwentów zaczęło jarzyć co się dzieje. Coś poszeptali do siebie i zaczęli schodzić powolutku ze schodów. Nie bardzo wypadało się przy Panach Władzy śmiać, ale myślałem, że pęknę, gdy widziałem tych dwóch cudaków. Spletli sobie wzajemnie rączki na przemian i zaczęli schodzić z ogromnych dla ich stanu schodów. Jeden schodek w dół, jeden schodek w górę. Z taką dozą nieśmiałości...
Wyglądali jak niezdarnie tańczący " Jezioro Łabędzie". 2 schodki w dół, balans ciała w tył , więc dwa schodki w górę. Tak próbowali zejść z tych kilku schodków chyba z 5 minut! W końcu im się udało zejść z tych schodków, poczuli pewny płaski grunt pod nogami, więc złapali się pod pachy i dreptali już pewniej, tylko chwiejąc się na boki i zataczając spore koła. Milicjantom w końcu udało się odklinować łeb delikwenta spod kiosku, złapali go za ręce i nogi , następnie rozbujali i wrzucili do śmiesznego radiowozu jak przycięzki dywan.

Dużo o mieszkańcach tego kraju powiedziało mi zachowanie ludzi widzących ten incydent. Ludzie obserwujący ukradkiem tę scenę, coś tam pomamrotali do siebie i czujnie się rozglądając rozeszli się. Nie było typowego w innych częściach świata zbiegowiska i żywego dyskutowania na ulicy w takich sytuacjach. Ludzie w tym kraju bardziej boją się milicji niż różnych grup mafijnych. Twierdzą zresztą, że milicja to najgorsza mafia w ich kraju...

 
Przybywając na pole naftowe na początku marca zastałem taki przygnębiający widok. Snieg, snieg, śnieg wszędzie. Biało i zimno. Zamknięty obszar, absolutny zakaz opuszczania obozowiska. Standard accommodation dobry, ale nie jakiś rewelacyjny, szczególnie pamiętając standard hoteli w dużych miastach. Niemniej Rosjanie byli zachwyceni. Żarcie różne, w różnych miejscach. najlepsze na platformach i w terminalu naftowym. Kiedyś cały miesiąc spędziłem na terminalu i takiej  wyżerki nie miałem nigdy i niegdzie w życiu! Nawet ciastka cały dzień do wyboru do koloru. Z tego dobrobytu przytyłem w miesiąc 8 kilogramów, a kawiorem, krewetkami i krabami rzucaliśmy się dla żartów...

Dziwaczne podejście do zycia Rosjan. Zupełnie nietypowe. Pewnego poranka wyczytałem w internecie, że na pobliskim lotnisku rozbił mały samolot , a chyba osiem osób zginęło, w małe dziecko. Pobliskim , bo to jakieś 700 kilometrów od nas. Mówię o tym w sekretariacie, gdzie byłem z jakimś papierem do podpisu. O! Tak? I tyle było dyskusji na ten temat. Mimo, że i nasi ludzie tam czasemprzez to lotnisko latali. Zero zainteresowania  , zero empatii czy współczucia. No cóż, mieli pecha. Bywa...
Któregoś ranka kierowca przywiózł Norwega pracującego u naxs w biurze. Opowiiada, że przejeżdżał obok przewróconego autobusu, który miał wystrzał opony w nocy. Wiózł ludzi do pracy w kopalni złota. 36 osób. Wszyscy zmarli z wyziębienia w 45 stopniowym mrozie. Na nikim w biurze poza mną , nie zrobiła wrażenia ta in formacja. W tak wielkim kraju katastrofy są nieodłączną częścią ich życia. Tu nikt zbyt długo nie rozpacza nad rozlanym mlekiem. Tak ja rozumiałem ich obojętne reakcje wobec różnych tragedii. To ja byłem dla nich dziwolągiem, przejmującym się cudzym nieszczęściem...
  
Z olbrzymich bezkresnych przestrzeni Syberii mozna zdać sobie sprawę dopierow czasie lotu samolotem. Latając często z Irlandii na Sachalin, leci się nad całą Europą. Widać z góry miasta, pola, lasy, większe wioski, drogi itp. infrastrukturę . Od Moskwy lecąc na wschód widać tylko gołą, nieskażoną, surową przyrodę, z rzadka jakieś ślady ludzkiej działalności. Za Uralem widać już tylko śnieg i lód. Latem jakieś rzeki, rachityczne lasy. ŻADNEJ cywilizacji. Żadnych miast, dróg. Niczego. I tak przez całe 9 godzin lotu wielkim Boeningiem. Dopiero ten obraz daje wyobrażenie o potędze ogromu syberyjskiej pustki. Sama Syberia to wielkość dwóch Europ. A ludzi tu mniej żyje niż w Warszawie. Ktoś, kto się boi w perspektywie dziesięcioleci globalnego ocieplenia i związanych z tym implikacji - powinien zobaczyć tę olbrzymią przestrzeń do zagospodarowania przez człowieka... 

Jadąc przez Syberię samochodem mija się bardzo rzadko jakiąś osadę czy wioskę. Tam chyba nic się nie zmieniło od czasów cara Mikołaja. Czarne, drewniane domy zrobione byle jak, z desek. Pokryte jakąś smołą czy cymś w ten deseń. Domki te zostają zasypane śniegiem zimą aż po sam dach i ten snieg je uszczelnia od zimna na zewnątrz. Jeśli ktoś jeszcze mieszka w tych chałupach, to wykopuje sobie ścieżkę do drogi tylkoi takie dziwne wnęki, które początkowo nie wiedziałem do czego służą. Dopiero, gdy przejeżdżając przez jedną z tych wiosek, powolutku, bo łatwo tam wpaść na wytaczającego się "farmera" nagrzanego od środka, zobaczyłem jak z jednej z chałup wyleciał gostek, zdjął spodnie i nawalił do jednej z tych wnęk. Przy 30 stopniowym mrozie! Może to niezbyt wygodna toaleta, ale na pewno tania i bez zadnych chemikalii czy nowoczesnego systemu odprowadzamnia scieków. I bez papieru toaletowego...

 
I znów wracamy do Sachalińska i uwielbienia tutejszych mieszkańców dla wszystkiego związaniego z komunizmem. Z niezwykłym pietyzmem ci ludzie kultywują tu pamięć o tej zbrodniczej ideologii. Próbowałem zrozumieć ten masochistyczny pęd do gloryfikowania zbrodniczej przeszłości. Pamiętam jeden z meetingów na polu, gdy szef, Amerykanin, oznajmił, że w dniu jutrzejszym jest święto rosyjskiej niezawistimosti (chyba w połowie listopada) i w związku z tym będzie krótszy dzień roboczy i kolacja połączona z występami jakiejś zaproszonej grupy tanecznej. Okazało się, że ta informacja nie wywołała spodziewanego entuzjazmu wśród Rosjan lubiących przecież nieróbstwo, dobre żarło i zabawę. Nieco skonfudowany szef pyta więc Rosjan o co chodzi? Pomylił daty, czy co? Jeden z Rosjan odpowiedział, że to dla nich żadne święto, bo wtedy Rosja została okrojona z innych części swego imperium, więc żaden powód do świętowania. Wielu wymruczało swą aprobatę dla tego poglądu. Tak, oni wciąż wspominają czasy świetności sowieckiego imperium. Wspominają czasy, gdy benzyna na stacji kosztował 6 kopiejek. teraz i tak o połowę tańsza niż w Polsce -  kosztuje 25 rubli! Któryś opowiadał jak raz w miesiącu latali na zakupy do Moskwy. Powrotny bilet kosztował 160 rubli, a tu, na Wostokie zarabiali prawie 900 rubli na miesiąc. 3 razy więcej niż w europejskiej części Rosji. Teraz powrotny bilet do Moskwy kosztuje 55 000 rubli i rzadko ktoś prywatnie leci. Zresztą służbowo też rzadko, bowiem większość rosyjskich pracowników mieszka w okolicznych miastach, w pobliżu. Najwyżej 1000 kilometrow od pola, więc niemal po sąsiedzku.... 
Kiedyś po porannym meetingu Ivan, jeden z tych twardogłowych Rosjan wzburzony relacjonował swym kumplom w biurze gdy wyczytał w internecie, że Afganistan domaga się odszkodowań za sowiecką inwazję i okupację. Z tego co zrozumiałem, to Afgańczycy powinni im być wdzięczni, że ich oswobodzili od kogoś tam. Ivan służył w Afganistanie...

  
Syberia bywa śliczna, szczególnie latem. Przepiekne zatoczki, góry, wąwozy, zakola rzek, jeziora. Niestety, są to tereny całkowicie poza jakąkolwiek strukturą. Skoro nawet drogi"naftowa" i trasa wzdłuż Amuru, ogromnej rzeki, są tylko wysypane jakimś żwirkiem. Nie ma mowy o asfalcie czy choćby utwardzeniu drogi, to o czym tu rozmawiać? Mafia rządząca tym krajem chce tylko zysków z ropy, a infrastruktura się przecież nie zwróci. Szefostwu w Moskwie, to do niczego niepotrzebne, a wydatki byłby wielkie....
To niedaleko tego miejsca, w małym paskudnym hoteliku przeżyłem swoje pierwsze trzęsienie ziemi. To znaczy solidne trzęsienie. Bo Sachalin należy do aktywnych sejsmicznie rejonów Ziemi. Słabsze wstrząsy i drgania są niemal bezustanne. Ale są to przeważnie drgania typu przejeżdżająca ciężarówka pod domem. Czasem nieco mocniejsze. Tamtego wieczoru siedziałem sobie spokojnie na krześle i coś tam robiłem na laptopie. I wtedy w ciszy najpierw dał się slyszeć jakby bardzo głośny szum wiatru. Nagle poczułem, że przechylam się w stronę okna. Musiałem się złapać stolika, bo bym upadł. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, to że miałem jakiś bardzo silny zawrót głowy. Ale po chwili poczułem wychylenie w drugą stronę, "szum wiatru" jeszcze głośniejszy i tym razem wyraźnie wzlot do góry i dołu. Bardzo szybki. I wtem wszystko momentalnie ucichło i się uspokoiło. W hoteliku żadnej paniki, zresztą  większość podróżnych pewnie pijana w sztok, więc nawet nie poczuli. Rano dowiedziałem się był to wstrząs o sile 5,9 w skali Richtera. Dość silny, ale nie jakiś zabójczy. Ten "wiatr" który słyszałem, to był chrzęst pracującego budynku i ruchy ścian....

  
Właśnie z alkoholem to dość dziwne historie. O ile na terenach naftowych alkohol czy narkotyki były absolutnie zabronione, to wystarczyło, że wyjechaliśmy na urlop , w drodze do Chabarowska czy Sachalinska pierwsza napotkana po drodze szopa zwana sklepem, to od razu każdy z tych Rosjan zakupywał przynajmniej litra i popijał nim obiad! Coś niesamowitego. Ale gdy po miesiącu postu, bo na polu codziennie badali alkomatem, a po campie wieczorem chodzili z psem węszacym narkotyki - nic w sumie dziwnego. Niemniej alkohol jest tu jak u południowców wino. Na wyspie Sachalin na tereny naftowe jeździ się pociągiem. Całą noc. Do stacji Nogliki jest ponad 700 kilometrów i po torach pamietających Lenina jedzie się 14 godzin. ALe wagony kuszetkowe są bardzo wygodne i bezpieczne. Tylko 2 miejsca leżące, dość szerokie, można spać jak misio. Czasem nie było nas zagraniczniaków do pary, toteż jechałem z Rosjaninem i ZAWSZE Rosjanin do podawanej w pociągu kolacji, wypijał darowanego nam przez kolej, butelkę gruzińskiego koniaku. Ot tak, jak wodę mineralną. Kiedyś jechałem sam z naszej firmy tym pociągiem i jako współpasażer trafiła mi się piękna , młoda dziewczyna. Cholera, dziwne uczucie... Czułem się trochę jak bohater " Seksmisji" grany przez Stuhra. Pamietacie? "JA w windzie. Sam z gołą babą. I nic ... !"....

Kiedyś nocując w jednym z hoteli, który obsługiwał głównie, choć nie wyłącznie naftowców, na polecenie koncernu zabroniono podawania i spożywania alkoholu. Kiedyś na kolacji wpada 3 facetów, widać że w trasie, może na delegacji. No to goście zamawiają kolację, kelnerka odeszła, a pan wyciąga pół litra, banc w denko , prk zakrętkę i już polewa do metalowego kubka. Kelnerka się wróciła żeby mu zwrócić uwagę, że w tym hotelu się nie pije alkoholu. TRZEBA BYŁO WAM WIDZIEĆ WYRAZ TWARZY TEGO GOŚCIA. Założę się, że gdyby zamiast kelnerki obsługiwał go marsjanin z wielkimi czułkami, to nie zdziwiłby się bardziej. Co więcej, myślę, że żaden aktor na swiecie nie potrafiłby odegrać aż tak bezdennego zdumienia i zaszokowania na twarzy tego Rosjanina. Brak normalnego napoju podczas posiłku był dla niego tak całkowicie absurdalny, że wyraził to tylko taką mimiką, iż myślałem, że ze śmiechu spadnę z krzesła....

Co 3 miesiące musieliśmy jechać do Youzno na badania stanu zdrowia. Do tego dochodziła kontrola alkoholowa i narkotykowa. Myślałem, że już mnie w zyciu niewiele zaskoczy, ale życie wymyśla takie scenariusze, że głowa mała. Pierwsze badania na zawartość narkotyków w organizmie. Kierowca zawiózł mnie do kliniki i kazał czekać na panią doktor. Zebrało się nas 3 delikwentów i wychodzi pani doktor. Jedna z bardzo nieiwelu Rosjanek, która była pozbawiona jakiejkolwiek urody, no może krzyżówki urody ropuchy za starą krową. Duża, barczysta, z wyraźnym wąsikiem i ogromnymi łapami. Głosem nie znoszącym sprzeciwu każe nam iść do toalety, daje słoiczki. Ale nie ma, że nasikasz do słoiczka i przyniesiesz! Pani(?) idzie z tobą pod pisuar i patrzy czy to aby na pewno z twojego penisa szczyny lecą!
Nie wiem jakie sztuczki Rosjanie musieli wyczyniać, że aż taka kontrola była konieczna. Niemniej z jakichś powodów, pewnie psychicznych, jakoś nie chciało lecieć. Mimo, zem natężął się jak mogłem, żeby już tenupokażający akt mieć za sobą, a tu ledwo parę kropelek kapnęło. Wtedy, z tą panią(?) doktor przy pisuarze, patrzącej pilnie czy to aby ja szczam do tego słoika zrozumiałem opiero, dlaczego praktycznie nie ma męskich prostytutek. Tak mnie olśniło w tej publicznej toalecie. Pani(?) doktor w końcu zniechęcona czekaniem na Godota, czy raczej na normalny odlew wzięła tych parę kropel w słoiczku i wrzuciła tam jakieś patyczki. Z pogardą spojrzała na mnie i rzekła : 'mało..". I kazała dolać jeszcze. Jeszcze się nigdy tak nie sprężałem. Bałem się, że jak nie będzie na tyle, żeby patyczkom było dość, to pani(?) doktor, własnymi łapami niczym bochny chleba - wyciśnie ze mnie ile jej trzeba. Organizm sprężył się maksymalnie i parę kropel poleciało. Wtedy pani(?) doktor westchnęła z ulgą " Nu...". Chyba też nie lubiła wyciskania...

A tak przygnębiająco wyglądają z okien samochodu syberyjskie lasy zimą. Karłowate drzewka wyglądają jakby były zmarznięte. I tak przez ponad tysiąc kilometrów drogi. 
Na północy Sachalina, jadąc codziennie z campu na pole, mijaliśmy niesamowite drzewa. Wielkie, ale rosły nie w górę, tylko w .... bok.! Wyglądały jak wielkie czarne pająki. Urosły gdzieś do pół metra, a później konary "kładły się" i rosły w poprzek! Miało to swój sens, bo przyroda inaczxej niż ludzie robi wszystko z sensem. Te dziwaczne drzewa w zimie przysypywał śnieg i drzewo miało w zimie jak w igloo, całkowicie pod śniegiem...
 Co ciekawe, mimo pewnych niewygód lepiej po drogach Syberii jeździło się zimą. Na odcinku 1500 km jest tylko kilka miejsc, gdzie jest jakaś ( z naciskiem na słowo "jakaś) cywilizacja, więc za potrzebą trzeba niestety iść obok drogi. Faceci jednak mają się dużo lepiej. Paniom można tylko współczuć...
Co ciekawe, przy mrozie typu 35-45 stopni wiatr nawiewa co prawda kryształki śniegu z okolicznych wzgórz i lasów na drogę. Bo śnieg z chmur przy takich temperaturach nie pada. Przechodząc przez drogę chciałem się na butach "ślizgnąć" jak w czasach dziecięcych  każdy uwielbiał to robić. Na Syberii zapomnij. Ten śnieg jest jak papier ścierny. Nic go nie rozpuści. Dopiero wiosna. Nawet wielkie ciężarówki po naciśnięciu hamulców nie wpadają w poślizg, tylko niemal stają w miejscu. Nie ma obaw o poślizg. Ten ubity śnieg przykryty cieniutką warstwą kryształków śniegu ma większe opory tarcia niż najlepszy asfalt...
  
Rosyjski kierowca powiedział jedyną frazę angielską jaką znał. "Russian extreme". Lepiej bym tego nie okreslił. Długa droga przez mękę. Dobrze, że nasze samochody prawie nowe ( co roku koncern wymieniał na nowe) z napędem na 4 koła i 3,5 litrowe potężne silniki, a i tak była to droga przez mękę. Ja mogłem tylko współczuć kierowcom tych ciężarówek. Gdy ciężarówka zsunęła się z niewidocznej przecież drogi, bo zawiewający śnieg szybko zacierał ślady - to wydostać ją było fizyczną niemożliwością. Na tych przeogromnych terenach nie było oczywiście zasięgu jakiejkolwiek sieci komórkowej, a tylko nasi kierowcy mieli telefony satelitarne, które i tak nie chciały działać. Gdy taki nieszczęśnik zsunął się z drogi nie pozostawało mu nic innego jak tylko prosić przejeżdżających kierowców o poinformowanie spedytora czy firmy o jego sytuacji. Nie mógł opuścić pojazdu i jechać z nami np bo nie miałby po co wracać. Ponoć całe brygady złodziei jeździły i polowały na takie okazje. A nawet największa ciężarówka mogła na ogromnej Syberii po prostu wyparować....

  
Tu można sobie obejrzeć jak wczesną wiosną wyglądają te drogi. Jechałem wtedy z wyjątkowo fajnym kierowcą, który zamiast jakichś smętów rosyjskich, słuchał starego dobrego rocka. Było to rzeczywiście jak stukanie, ale na pewno nie do nieba...


Amerykanie próbowali zmienić coś z tą trasą. Wymyślili, że będziemy latać przez Nogliki, a później pociągiem do Youzno i do swoich krajów. Rzecz w tym, że pogoda w tym zakątku świata jest wyjątkowo zmienna. Rano piękne słoneczko, a za godzinę śnieżyca. Lub odwrotnie. Kiedyś załapałem się na taki lot. Pilot marudził, nie chciał lecieć, mimo, ze pogoda niemal idealna. Słoneczko, kilka małych obłoczków na niebie. Twierdził, że czuje śnieżycę. Śmiali się z niego. Niestety, nie oni z nim lecieli tylko m.in. ja. Jak przewidział, 15 minut przed lotniskiem (małym niczym aeroklub) rozpętało się śnieżne piekło. Jakby ktoś zanurzył ten helikopetr w mleku. Nie wiem jakie tam były przyrządy w tym wiertaliocie, czy na lotnisku - dość, że w końcu wylądował. Na szczęście był to helikopter na kołach, bo okazało się że wylądowaliśmy na drodze. Około 300 metrów od pasa lotniska. Nie pozostało pilotowi nic innego jak .... dojechać do lotniska na tych kołach. Trzeba wam było widzieć miny kierowców mijanych samochodów... Widok wart sfotografowania. Acz jeden kierowca jakiejś przedpotopowej łady nie był absolutnie zdziwiony, ani zaskoczony. Chyba już nie takie numery tu widział, albo sam był rosyjskim pilotem....

Widziałem wiosną, gdy już spora część śniegów stopniała, jak wielkie dziurska się odsłaniały w tej, na mapie trasie federalnej, a de facto zapyziałej, wiejskiej drodze. Kiedyś w jednej dziurze w ostatniej chwili nasz kierowca zauważył całego Volkswagena transita! Oczom nie wierzyłem, ale takie to było dziursko przeogromne...
Jeden z rosyjskich elektryków opowiadał mi niesamowitą przygodę jaką miał jego szwagier - kierowca ciężarówki. Jechał tą "autostradą" i nagle wpadł całym potężnym Kamazem do przeogromnej dziury w drodze. Cały wielki Kamaz! I co teraz? Wyjechać bez szans. Stwierdził, że nikt nie ukradnie, bo musiałby miec dźwiga portowego co najmniej. To pójdzie do wsi, zna teren przecież. Jak pomyslał, tak zrobił. Do wsi bliziutko jakieś 20 kilometrów. Po kilku godzinach dotarł, zawiadomił firmę i milicję, żeby sprawdzili czy kto tam się nie kręci. Wrócił po następnych kilku godzinach do ciężarówki, a tu ciężarówki nie ma! Za to jest dwóch wściekłych milicjantów, że robi ich w bambuko. Parę pał załapał, zanim zdążył ich przekonać, że przecież nie zmyślał by sobie takiej historii. Oni, że ukradli pewnie. On twierdzi, że niemożliwe, jak ukradli jak cały kamaz w dziurze... I tak się droczą, gdy nadjechał pług śniezny. Pług w tamtej krainie jeździ jeden. Tydzień jedzie w jedną stronę, potem zmienia się kierowca i jedzie następny tydzień w drugą stronę. Milicja zatrzymuje pługa, choć tym razem nie za przekroczenie prędkości. Pytają się czy nie widział Kamaza po drodze. Zanim kierowca pługa zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wszyscy usłyszeli tylko taki chrobot zgrzytającego metalu i łuuup! Pług się zapadł aż po dach. Przerażony kierowca się drze, a milicjanci się śmieją. Pług stanął idealnie na wysokości szoferki Kamaza. Przez kilka godzin wiatr zasypał i dziurę i Kamaza. I tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności - Kamaz znalazł się szybciej niż mógłby się znaleźć w innych okolicznościach....

A tu ponownie Sachalinsk i ulica Karola Marksa...

  
Współczułem obcokrajowcom lecącym do Moskwy z Sachalińska. Terminal krajowy i NIKOGO mówiącego po angielsku. Napisy informacyjne tylko cyrylicą. Moje szczęście, żem kształcony za komuny to i rosyjskiego się uczył przez kilka lat. Bukwy znał i panimał. Amerykanie, Irlandczycy czy Anglicy za chiny. Jak oni trafiali do swojego samolotu - nie mam bladego pojęcia...
Na rosyjskich lotniskach panuje niepodzielnie pełen twórczego niepokoju bałagan. Nikt nigdy nic nie wie. Stoisz spokojnie, czekasz na odlot swojego samolotu - żadnej informacji. Nie wiadomo czy odleci, czy poleci z nami pilot.
Kiedyś stoję sobie spokojnie, czekam na odlot, a tu pani woła że do Moskwy to szybko nada, do awtobusow. No dobra, idę. Stoję w kolejce. Ludzi jakieś 300 osób. Jeden autobus pojechał, drugi, trzeci. I wtedy pani oznajmia, że już wiecej awtobusow nie budiet. I koniec! A tu samolot na płycie już odpala silniki. Co robić? No jak to co! Paszli! Idi w samaliotu, bystro! No to lecimy. Przez płytę lotniska, między kursującymi autobusami, trąbiącymi wściekle wózkami z bagażami, kołującymi samolotami , wreszcie między lądującymi samolotami. Ja pierdzielę. Brakowało tylko pikujących i bombardujących Messerschmittów....

Ulica Lenina i pozostałe jeszcze od maja życzenia z okazji dnia zwycięstwa nad faszyzmem...
  
Zawsze gdy mnie pyatają: a jacy są Rosjanie, jacy są Anglicy, Irlandczycy, Arabowie, Murzyni itp odpowiadam niezmiennie : różni. Niemniej rozmumiem, że bywają cechy narodowe, grupowe, które w różnyc sposób wyróżnia tę akurat grupę od innej. Rosjanie to dziwny naród. Niby naród mający gdzieś prawo i uwielbiający łamać przepisy. Większych wariatów w samochodach niż w Rosji to nie widziałem. Żeby na ostry zakręcie na podwójnej ciągłej wyprzedzać samochód? Trzeba być albo idiotą, albo samobójcą. Tym bardziej, że ruch nawet na jedynej asfaltowej drodze dalekiego wschodu z Komsomolska do Wladywostoku , jest niewielki. Wystarczyłoby kilka sekund poczekać aż się minie zakręt i wtedy bezpiecznie wyprzedzać. To nie jest nawet ułańska fantazja, tylko czysty debilizm dla kilku sekund...
Ale gdy przychodzi do spotakania z władzą, stają się potulni jak baranki. I nie chodzi o jakąś wielką władzę . To może być pani kasjerka czy ochroniarz w supermarkecie. To moze być nawet pani sprzątaczka. Pamiętam scenę, która mnie zbiła z nóg. Staliśmy w kolejce rano do alkomatu, a tu pani sprzątaczka przychodzi i wali szmatą tych, którzy n ie załozyli "vahiłkow" czyli takich plastikowych worków na buty, żeby nie nabrudzić. I te ruskie chłopy jak dęby uciekały jak uczniaki niemal po scianach, żeby ich ta kobiecina tą szmatą nie trafiła. Z przerażeniem w oczach. Żaden nie zaprotestował, bo to ona była tu władzą. Na tej podłodze to była jej placówka, jej władza. Kierowca autobusu jest panem życia i smierci pasażerów. Zatrzymuje się tam i jedzie tamtędy, gdzie mu akurat z jakichś względów pasuje. I nikt nie zaprotestuje. Jakakolwiek nawet najmniejsza władza nad innymi powoduje służbistowski stosunek do innych. Pamiętam już któryś pobyt na jednym z pól, małe pole, wszyscy się znali. Rano rozmawialem z ochroniarzem o jakichś duperelach, z moim rosyjskim to o niczym poważnym się nie dało, a ochroniarze innego języka nie znali. I spotykam tego ochroniarza 3 godziny później gdzieś na polu i chwilka rozmowy, a on się mnie pyta czy mam "bumagę i propusk" czyli w żargonie czy mam przepustkę i jakiś dokument. Słucham, a uszom nie wierzę. No przecież mnie zna, wie kim jestem, co tu robię i na cholerę mu sprawdzić moje papiery? On mówi że taka jego służba. Noż ręce opadają. Po co? Czyzby się coś od rana w moim statusie zmieniło? Nagle mi dłuższe włosy urosły, czy zmienił się kolor oczu?

Zaraz po pierwszym przyjeździe poszliśmy z kolegą Irlandczykiem, z którym podróżowałem, na zakupy do supermarketu. Miałem niezły ubaw. Irlandczyk, typowy luzak, idzie sobie po sklepie, ogląda towary, a za nim dwa kroki dalej ochroniarz. On go nie widzi. Widzę ja i widzę tego, który idzie za mną. On tam wybrał sobie parę rzeczy, trzyma je w ręce. Ochroniarz po rosyjsku oczywiscie, że musi mieć koszyk. Irlandczyk pokazuje, że nie rozumie. Tamten wkurzony jak jeżozwierz każe jednej z uczennic dać mu koszyk. I przy okazji mnie. Irlandczyk nie rozumie, ale z niepewną i mniej luźną miną bierze ten koszyk. Wrzuca do niego zakupy, czyli 2 jabłka i jakieś ciastka, coś tam jeszcze i idzie do kasy. Ja miałem wieksze zakupy, więc trochę mi zeszło. On wyłożył zakupy na taśmie i przychodzi do płacenia. On patrzy na odrócony z drugiej strony ekran i próbuje przeczytać ile ma zaplacić. Próbuje rozczytać ruble jakiej są wartości, bo pierwszy raz widzi takie banknoty. Kasjerce jakby kto w gębę dał. Drze się na niego, żeby się pospieszył bo klienci czekają (choć czekałem tylko ja, pokazując że spokojnie mam czas). Rozkłada bezradnie ręce wkurzona i zaskoczona bezczelnością takiego klienta z piekła rodem, do stojącego oczywiście w pobliżu ochroniarza. Fochy stroi jakby to był jej sklep, a klient był jakimś namolnym akwizytorem. Irlandczyk zaczął już blednąć o co tu chodzi, tym bardziej że ochroniarz go bacznie i bezczelnie lustrował wzrokiem bez przerwy. W końcu bezceremonialnie rzuciła mu te zakupy na drugie nieczynne stanowiska i zaczęła mnie obsługiwać....
Żyjąc jeszcze za komuny w Polsce, nie byłem jakoś zaszokowany zachowaniem ekspedientki, zresztą nawet teraz w osiedlowych sklepikach w Polsce różnie bywa. Jednak dla rodowitego Irlandczyka wychowanego na boskim kulcie klienta w sklepie był to ogromny szok. Słyszałem jak później jeszcze w szoku, ledwo mu ustawiłem skypa, on już się żalił swojej dziewczynie jak tu w tej Rosji nienawidzą cudzoziemców. Nie wyprowadzałem go z błędu, bo i tak by nie zrozumiał, że tu ekspedientka jest panem i władcą, a nie klient....

Mnie się któregoś razu na Szeremietiewie wyrwało "dobre utra" do jakiegoś pogranicznika kontrolującego mi dokumenty. Cały zdębiał, poczerwieniał i coś tam zaczął gadać. rzecz w tym, że było już dawno po ósmej wieczorem a w Rosji pozdrawia się w okoliczności pory dnia. Jakaś pani mnie uratowała, powiedziała że jestem przecież cudzoziemcem, a to jedyne słowa jakie znam po rosyjsku. Z ruskimi urzędasami się nie żartuje. Oni nie mają poczucia humoru...
Kiedyś meldując się w hotelu nie miałem jakieś karteluszka z pola naftowego, gdzie pisze dokładnie gdzie i kiedy byłem, ile dni itp. Oczywiście z oficjalnym stemplem. Papiery to tu święta rzecz. I meldunek musi się zgadzać co do minuty. Dla pani recepcjonistki było szokiem, że ja mogę nie mieć karteluszka z jakimś tam fragmentem mojego pobytu w tym kraju! Mógłbym zgubić portfel, paszport, , rękę czy głowę, ale nie potwierdzenie pobytu! Dała się przekonać, żeby zadzwoniła do naszego biura i tam na szczęście była akurat Tamara, jedyna osoba w biurze znająca angielski, która musiała przyjechać do tego hotelu, przywieźć stertę papierów z biura potwierdzających moje zatrudnienie w Rosji, moje wizy (bo musiałem mieć dwie w tym wizę pracy) itp. Dowiedziałem się od niej, że recepcjonistka w takim wypadku ma obowiązek zadzwonić na milicję, a ci by mnie zwinęli za włóczęgostwo...

Ci Rosjanie, ktorzy pracowali, nienawidzili wręcz tych "nowych Ruskich". Szczególnie tych bogatych. Bowiem wiedzieli doskonale jak się w tych czasach w Rosji dochodzi do wielkich pieniędzy. Podczas gdy oni musieli ciężko pracować, z dala od swych rodzin całymi tygodniami, tamci się bawili i rozbijali super furami. To frustrujące dla społeczeństwa przyzwyczajonego do egalitaryzmu przez kilka pokoleń. gdy płynęlismy statkiem na jedną z platform (swoją drogą przepiekne krajobrazy widziane z morza) , przygladałem się wędkarzom  łowiącym w zatoce pod lodem. Zagadał do mnie jeden z Rosjan, pracownik coś jak nasze BHP. Gościu z wyższym wykształceniem, kumaty, uprawnienia przeciwpożarowe robił w Stanach, świetny angielski. Mówi do mnie:" popatrz. To nowobogaccy Rosjanie. Oni są tak zadufani w sobie, że myślą że nawet przyroda im podlega. Zobacz jakimi autami przyjeżdżają na ten lód. A w tym roku łagodniejsza zima (może minimalnie, ja tam żadnej różnicy nie czułem) to lód cieńszy. Ale oni nie słuchają się zwykłych ludzi, bo oni mądrzejsi. I już 10 tych bogaczy zatonęło w tym roku w tej zatoce. Razem ze swoimi furami...". Mówił to nie kryjąc się ze swą satysfakcją....

Inny Rosjanin, choć pochodzenia mongolskiego. Timur. Mówił mi kiedyś w zaufaniu, że Rosja to przej***y kraj. Mówi: "wszędzie bandyci, mafie, mordercy. Tu się nie da żyć....".
Za to zupelnie odmienne zdanie miała Tamara. Piękna Rosjanka. Wysoka, szczupła, o idealnej figurze. Lubiąca się atrakcyjnie ubierać. Spotkaliśmy się pewnego razu w Chabarovsku na kolacji, w trójkę w, z szefem maintenace'u - Amerykaninem. Ona była 2 lata w Stanach, w Nowym Yorku. Mówiła świetnie po angielsku z wyraźnym amerykańskim akcentem . Na pytanie Amerykanina jak jej się podobało w Stanach odparła po prostu , że wcale. Amerykaninowi mało szczęka nie opadła. "Jak to wcale?" Spytał. Odparła, że owszem poza New Yorkiem nie była nigdzie, ale te miasto moloch to taka miniatura Ameryki. Stwierdziła , że nie rozumie jak tam ludzie mogą żyć i że ona za żadne pieniądze by tam nie wróciła. Nie chciała wyjaśnić dlaczego takie ma zdanie. Też mnie te wyznanie zdziwiło, bo na polu odnosiła się bardzo sympatycznie do Amerykanów i trzymała z nimi sztamę, co nie było zbyt dobrze widziane przez pozostałych Rosjan....

Na jednym z pierwszych meetingów sekcji maintenace'u na jednym z pól, szef Brian pyta czy wczoraj były jakieś problemy na polu. Jeden z elektryków mówi, że przechodził obok generatora i była wichura, która zdmuchnęła z dachu drabinę, którą on omal w łeb nie dostał. Brian zdębiał. A co w taką pogodę robiła drabina na dachu??? Aleksjej, facet od pomiarów,  metr czterdzieści w kapeluszu, ze szkłami w okularach jak denka od słoika, mówi że on tak wrzucił tę drabinę. A po co? Pyta zaskoczony Brian. No, żeby nie ukradli. Ale przecież mogła spaść, jak właśnie wczoraj spadła i kogoś nawet zabić! " no to co" stwierdził filozoficznie Aleksjej ;"wtedy na pewno by tej drabiny nie ukradł..."


To fragment Sachalinska i widok na piękne, okoliczne góry....



  

Ktoregoś razu Aeroflot zgubił mój bagaż. Najgorsze, że to przy wjeździe do nich. W Chabarowsku na lotnisku czekam, a bagaż wziął i nie wyjechał. Zgłaszanie szkody to było 4 godziny spisywania najróżniejszych protokołów, przez 6 różnych osób. najgorzej, że zostałem tylko z kilkoma parami skarpet, slipów, laptopa i tego co na sobie. Nie robiłem ponownych  zakupów, bo przecież bagaż się znajdzie. Znalazł się już na drugi dzień, gdy ja byłem juz w drodze na Syberię. Zadzwoniłem z pola, okazało się że mają mój bagaż, żebym sobie po niego przyjechał. Bo Aeroflot nie dostarcza pasażerom zagubionego bagażu. I już. Proste. Nie będą byle komu wozić jego zafajdanego bagażu. Nawet przysłali faksa potwerdzającego tę okoliczność, bo wierzyć mi się nie chciało. I co teraz? Mnie z pola nie puszczą, bo to 3 dni straty, koszta podróżóży, osobodzień kosztuje koncern krocie, zresztą znowu się wytrząść na tutejszych "autostradach"? dzieki. No to zaczął się cały korowód, aby ktoś z rosyjskiego staffu  koncernu mógł na lotnisku odebrać mój bagaż. Wiecie ile trwało? 3 tygodnie! 3 tygodnie codziennych korespondencji, maili, faksów z Aeroflotem, żeby zwrócili mi mój zafajdany bagaż. Trzeba było nawet iść do rejenta w pobliskim miasteczku, aby potwierdził autentyczność mojego podpisu!!!
Gdybym tego nie przeżył, nie uwierzyłbym nikomu...

Typowe rosyjskie miasto-blokowisko. Oprócz samochodów sprowadzonych z Japonii widać tylko stare rosyjskie gruchoty....

  

Najpiękniejsza strona Rosji - to .... Rosjanki. 
Szliśmy kiedyś z jednym z amerykańskich kumpli przez Chabarovsk późnym popołudniem. Przechodząc głównym deptakiem miasta trudno było nie zauważyć setek, a może tysięcy pięknych dziewcząt i kobiet idących czy to z pracy czy na zakupy. Nie wiem, czy robiły to specjalnie, że się te najładniejsze pojawiały, gdyśmy szli na spacer przed kolacją? 
Amerykanin stwierdził, że z koncernu pracował już w 17 różnych krajach na całym świecie, z wyjątkiem Antarktydy. Twierdził, że tylu naraz tak pięknych kobiet, w jednym miejscu jeszcze nie widział i wątpi czy gdzieś kiedykolwiek jeszcze zobaczy. "tylko nie mów tego mojej żonie...". Żart, oczywiście, bo podziwiać autentyczną urodę Rosjanek, to przecież nic złego...

Niezwykle hucznie i radośnie obchodzi się tu Dzień Kobiet. To dla wszystkich kobiet w Rosji wielkie święto i choć w ten jeden dzień mają się czuć królewnami. Na polach naftowych w ten dzień, faceci we wszystkim wyręczali kobiety. Panie miały tylko w ten dzien ładnie wyglądać i pachnieć...

Inne typowo rosyjskie święto to dzień wracającego z wojska czy jakoś tak, zwany dniem bohatera. W ten dzień odwrotnie, to panie nadskakiwały facetom w niemal każdej dziedzinie. A może i w każdej...


Na zdjęciu para nowożeńców "Nowych Ruskich" wybiera się w podróż poslubną. Co ciekawe, spora część weselników z nimi. Lecą ze mną do Seula, a później do Singapuru....

 

Rosję niszczy rak przestępczości i wyjątkowo niska demografia. Ten kraj w tym tempie zniknie za 100 lat. Przyczyn jest wiele, niemniej zorganizowana przestępczość niszczy ten kraj najbardziej. To straszna zaraza.Na jednym z pól sam widziałem, jak to działa. Piękna , nowoczesna oczyszczalnia scieków. Inwestycja koncernu ponad 1,5 miliona dolarów. Dla małego pola zatrudniającego tylko około 300 osób. Grubo przewymiarowana i o możliwościach oczyszczania, o jakich Rosjanom się nie sniło. Odpowiedni urząd orzekł jednak, że nie przystaje do wysokich rosyjskich standardów, mogłyby zanieczyszczać wodę w jeziorze odległym o 60 kilometrów . Muszą zatem wozić wszystkie ścieki do miejscowej oczyszczalni. Oczywiście nie mogą wozić tych ścieków nowiutkimi amerykańskimi cysternami, bo te cysterny nie przystają do wyśrubowanych rosyjskich standardów. Zatem firma przewozowa jednego z miejscowych cwaniaczków zakupiła w Japonii kilka starych, zdezolowanych, przeciekających cystern i za ogromne pieniądze wozili te ścieki do miejscowej oczyszczalni, która z powodu zapchania wszelkich filtów od kilku lat, przyjmowała ten "towar" za ogromne pieniądze i .... wypuszczała je prosto do przepływajacej w pobliżu rzeki...
Żeby jeszcze tylko wywozili, ale oni za każdym wywozem cysterny obiechali 2 razy całe pole. Zeby było więcej kilometrów do doliczenia i żeby Amerykańce poczuli smród swojego gówna...

Amerykanie musieli kupić 6 ogromnych ciężarówke do wywozu z pola .... śniegu! Jakiś urząd orzekł, że ten śnieg po amerykańskiej stronie może być zamnieczyszczony (czym???) i ma być wywożony do oczyszczalni ścieków, za stosowną, bardzo wysoką opłatą. I całą zimę tych 6 wielkich ciężarówek plus dwie ogromne ładowarki ładowały tysiące ton syberyjskiego śniegu i wywoziły go ruskiej oczyszczalni, która po prostu zrzucała ten snieg do rzeki...

Nikt tak naprawdę nie wie, skąd się bierze bajeczne bogactwo co niektórych Rosjan. Opowiadał mi jeden z kolegów, jak wrócił kiedyś z Korei do Chabarovska i miał tylko dolary przy sobie. Przeszedł całe miasto i w żadnym banku ani kantorze nie mógł wymienić dolarów na ruble. Nikt nie miał, albo nie chciał wymienić. Chciał wziąc taksówkę dojechać kilkadziesiąt kilometrów do domu, to go taksówkarz wyśmiał. na co mu dolary? On ma ich dość, on chce tylko ruble! Dopiero po kilku godzinach szukania po całym Chabarovsku dotarł do jednego ze starych kolegów, który się nad nim ulitował i pożyczył mu kilka tysięcy rubli....

Innym przekleństwem jest alkoholizm wielkiej części Rosjan. Alkoholizm i brak perspektyw dobijają tę część Rosjan, którzy chcieliby żyć jak normalni ludzie. Mimo, że to mniejszość, to i tak w tym kraju nie mają szans...
Niedzisiejszy (18:44)

Brak komentarzy: