WSTĘP.
ARTUR SCHOPENCHAUER
ARTUR SCHOPENCHAUER
ALEGORIE, PRZYPOWIEŚCI I BAJKI
Zwierciadło wklęsłe można wykorzystać do różnorodnych alegorii, np. - jak czyniliśmy to ubocznie
powyżej - można porównać je z geniuszem, o tyle, że i ten koncentruje swą siłę na jednym punkcie, aby - tak
jak ono - rzutować na zewnątrz łudzący, ale upiększony obraz rzeczy, lub by w ogóle akumulować ciepło i
światło dla zdumiewających efektów. Wytworny polihistor natomiast przypomina rozpraszające zwierciadło
wypukłe, które - nieco tylko pod swą powierzchnią - pozwala widzieć wszystkie przedmioty równocześnie, do
tego zaś pomniejszony obraz słońca, i takie właśnie rzutuje ku każdemu we wszystkich kierunkach; podczas
gdy zwierciadło wklęsłe, oddziałuje tylko w jednym kierunku i wymaga określonego ustawienia jednego tylko
widza.
Po drugie, także każde prawdziwe dzieło sztuki daje siły porównać ze zwierciadłem wklęsłym, o tyle, że to,
co ono właściwie przekazuje, nie jest jego własnym, namacalnym „ja", jego empiryczną treścią, lecz leży poza
nim - niepochwytne rękoma, a raczej ścigane wyobraźnią, jako właściwy, trudny do ujęcia duch rzeczy.
Zajrzyjmy w tej kwestii do mego głównego dzieła, rozdz. 34, s. 407 (3 wyd., s. 463), t. II.
Wreszcie zaś nieszczęśliwy kochanek może satyrycznie porównać swą okrutną piękność ze zwierciadłem
wklęsłym, które - tak jak ona - błyszczy, rozpala i niszczy swym ogniem, samo jednak pozostaje przy tym zimne.
Szwajcaria przypomina geniusza: piękna i wzniosła, jednak raczej niezdatna do wydawania pożywnych owoców.
Natomiast Pomorze i mokradła Holsztynu są nader płodne i pożywne, ale płaskie i nudne, jak pożyteczny filister.
Stałem przed wydeptaną bezwzględną stopą przecinką w dojrzewającym łanie zboża, I oto ujrzałem między
niezliczonymi, całkiem do siebie podobnymi, prościutkimi, dźwigającymi pełne ciężkie kłosy źdźbłami całą
gamę niebieskich, czerwonych i fiołkowych kwiatów, które w swej naturalności, obsypane wdzięcznym
listowiem, nader były piękne dla oczu. Ale - pomyślałem sobie - są one nieprzydatne, niepłodne; są właściwie
zwykłym zielskiem zaledwie tu tolerowanym, ponieważ trudno go się pozbyć- Jednakże to tylko one użyczają
owemu pejzażowi piękna i uroku. Tak więc pełnią pod każdym względem tę samą rolę, jaką poezja i sztuki
piękne odgrywają w poważnym, pożytecznym i owocodajnym życiu mieszczańskim. Stąd też mogą uchodzić
za ich symbol.
Istnieją rzeczywiście na ziemi bardzo piękne krajobrazy, ale sztafaż wszędzie kuleje; dlatego też nie musimy
się nad nim zatrzymywać.
Miasto z architektonicznymi dekoracjami, pomnikami, obeliskami, ozdobnymi studniami etc., do tego
zaś z kiepskimi brukami ulicznymi, jak to bywa zazwyczaj w Niemczech, przypomina kobietę, przystrojoną w
złoto i klejnoty, i odzianą przy tym w brudną, obdartą suknię. Jeśli chcecie dekorować swe miasta na wzór
włoskich, to wybrukujcie je najpierw tak jak miasta włoskie. I nawiasem mówiąc, nie stawiając posągów na
olbrzymich postumentach, lecz tak, jak to czynią Włosi.
Jako symbol bezczelności i bezwstydności winniśmy przyjąć muchę. Podczas gdy bowiem wszystkie
zwierzęta unikają nade wszystko człowieka i już z daleka przed nim pierzchają, ona siada mu wprost na nosie.
Dwu bawiących w Europie Chińczyków było po raz pierwszy w teatrze. Jeden z nich starał się usilnie
pojąć mechanizm urządzeń do zmian dekoracji, co też mu się udało. Drugi zaś usiłował - mimo swej
nieznajomości języka - odgadnąć sens sztuki. - Astronom przypomina tego pierwszego, filozof zaś drugiego.
Stojąc przy rtęciowej wanience pneumatycznego aparatu zaczerpnąłem z niej żelazną łyżką kilka kropli,
podrzuciłem do góry i znowu schwytałem na łyżkę;
gdyby się to nie udało, spadłyby z powrotem do wanienki, i nic by nie przepadło, poza tylko ich chwilową
formą. Stąd też powodzenie i niepowodzenie pozostawiły mnie raczej w stanie obojętności. - Tak też natura
naturans,
czyli wewnętrzna istota wszystkich rzeczy, ma się do życia i śmierci jednostek.
Mądrość, która istnieje w formie czysto teoretycznej, nie stając się praktyczna, przypomina pełną różę, która
cieszy innych swą barwą i wonią, lecz opada, nie zawiązując owoców. - Nie ma róży bez cierni. - Ale niektóre
ciernie są bez róż.
Pies jest całkiem słusznie symbolem wierności; pośród roślin zaś symbolem takim winna być jodła. Ona
jednak bowiem trwa przy nas tak w złym, jak i w dobrym czasie, i nie opuszcza nas wraz z promieniami słońca,
jak czynią to wszystkie inne drzewa, rośliny, owady i ptaki - by powrócić, gdy niebo znowu się do nas
uśmiecha.
Za rozłożystą w swym pełnym kwietnym przepychu jabłonią wznosiła swój ciemny spiczasty wierzchołek
prosta jodła. Jabłoń rzekła do niej: „Spójrz na tysiące pięknych, jędrnych kwiatów, jakimi jestem cała
obsypana. Czym możesz się w zamian wykazać? Ciemnozielonymi igłami". - „Zapewne to prawda -
odpowiedziała jodła -ale z nadejściem zimy będziesz tu stała ogołocona z liści, ja zaś pozostanę taka, jak teraz".
Gdy niegdyś zbierałem pod dębem rośliny, znalazłem między pozostałymi ziołami ciemnobarwną roślinkę -
tej samej co i one wielkości - o skurczonych liściach i prostej wyprężonej łodydze. Gdy jej dotknąłem,
odezwała się dźwięcznym głosem: „Nic ruszaj mnie! Nie jestem zielem do twego zielnika, jak te inne, którym
natura wyznaczyła rok życia. Me życie będzie się mierzyło w stuleciach; jestem małym dąbkiem". - Tak też i
ten, którego oddziaływanie ma się rozciągać na stulecia, stoi pozornie - jako dziecko, młodzieniec, często
jeszcze jako mężczyzna, ba, w ogóle jako istota żywa - na równi z pozostałymi, wydając się tak jak i oni
nieznaczący. Ale niech tylko przyjdzie właściwa pora, a wraz z nią znawcy! Nie umiera on tak jak pozostali.
Znalazłem kwiatek polny, podziwiałem jego piękno, jego doskonałość we wszystkich częściach, i
wykrzyknąłem: „Ależ to wszystko, w nim i tysiącu jemu podobnych, lśni i przekwita, przez nikogo nie
kontemplowane, ani nawet nie dostrzeżone przez choćby jedno oko". Kwiatek jednak odrzekł: „Ty głupcze!
Sądzisz, że kwitnę po to, aby być widzianym? Rozkwitam przez wzgląd na siebie, nie zaś na innych - kwitnę,
ponieważ takie mam upodobanie. Na tym, że kwitnę i jestem, polega ma radość i ma rozkosz".
W czasie, gdy powierzchnia ziemi składała się jeszcze
z jedno kształtnej, równej powłoki granitowej, i nie było jeszcze żadnego impulsu do powstania jakiejkolwiek
istoty żywej, wzeszło pewnego ranka słońce. Posłanka bogów Iris, która właśnie tędy na polecenie Junony
przelatywała, zawołała w swym pospiesznym locie do słońca: „Po co zadajesz sobie trud, by wzejść? Nie ma
przecież żadnego oka, które by cię postrzegło, ani kolumny Memnona, która by wydawała z twym wzejściem
dźwięczne tony!" Odpowiedź brzmiała: „Lecz ja jestem słońcem, i wschodzę, gdyż takim jestem; niechże mnie
ogląda, kto może!"
Piękna, zieleniejąca i kwitnąca oaza rozejrzała się wokół i niczego nie dojrzała poza dookolną pustynią;
daremnie się starała spostrzec podobne sobie miejsce. Narzekała więc gorzko: „O ja nieszczęsna osamotniona
oaza! Jestem skazana tylko na siebie! Nigdzie nie ma mnie podobnej! Ba, nie ma nigdzie choćby jednego oka,
które by mnie widziało i radowało się mymi łąkami, źródłami, palmami i krzewami. Nic wokół poza smutną,
piaszczystą, skalistą, martwą pustynią. Na cóż mi wszystkie zalety, uroki i bogactwa w tym osamotnieniu!"
Rzekła wtedy stara zszarzała matka pustynia: „Dziecko, gdyby rzecz się miała inaczej, gdybym nie była
smutną, jałową pustynią, lecz kwitnącą, zieloną i tętniącą życiem taką, wtedy nie byłabyś żadną oazą, żadnym
wyposażonym przez naturę miejscem, sławionym jeszcze z oddali przez wędrowca. Byłabyś tylko mą matą
cząstką i jako taka skazana na znikomość i niezauważenie. Dlatego też znoś cierpliwie to, co jest warunkiem
twego wyróżnienia i twej stawy".
Ten, kto wzlatuje balonem, nie widzi siebie, jak się wzbija w górę, lecz jak zapada mu się coraz głębiej pod
stopami ziemia. Cóż to ma znaczyć? Misterium, które pojmują tylko pokrewne umysły.
W odniesieniu do oceny wielkości jakiegoś człowieka, inna reguła obowiązuje przy wielkości duchowej,
całkiem inna zaś przy fizycznej: ta ostatnia ulega pomniejszeniu, ta pierwsza zaś powiększeniu poprzez
odległość.
Natura osnuła wszystkie rzeczy zewnętrznym polorem piękna, niczym delikatną rozperloną na niebieskich
śliwkach rosą. Malarze i poeci dokładają wszelkich starań, by go zdjąć, a potem - osobno nagromadzony -
ofiarować nam do wygodnego i przyjemnego użytkowania. Wtedy spijamy go łapczywie, już przed swoim
wkroczeniem w realne życie. Gdy jednak później w nie wkraczamy, staje się oczywiste, że rzeczy są teraz w
naszych oczach ogołocone z owego poloru piękna, jakim osnuła je natura: artyści bowiem go całkowicie zużyli,
my zaś mieliśmy już jego przedsmak. Wskutek tego rzeczy wydają się nam teraz przeważnie nieprzyjazne i
niepowabne, ba, często budzą w nas wstręt. Przeto byłoby chyba lepiej pozostawili na nich ów polor, abyśmy
go sami znajdowali; wprawdzie nie cieszylibyśmy się nim w tak dużych dawkach, skumulowanym i podanym
za jednym zamachem w formie obrazów czy wierszy, w zamian jednak widzielibyśmy wszystkie rzeczy w
owym jasnym i radosnym świetle, w jakim widzi je jeszcze od czasu do czasu tylko człowiek pierwotny, który
nie rozkoszował się z góry - za pośrednictwem sztuk pięknych - estetycznymi radościami i powabem życia.
Katedra w Moguncji, tak osłonięta szczelną zabudowę domów, że znikąd nie da się ogarnąć w całości
wzrokiem, stanowi dla mnie symbol wszelkiej wzniosłej i pięknej rzeczy na tym świecie, która winna by istnieć
tylko przez wzgląd na siebie samą, wkrótce jednak zostaje nadużyta dla zaspokojenia zgłaszającej się zewsząd
potrzeby, aby się o nią oprzeć, wesprzeć się na niej, tak że się ją w ten sposób zakrywa i niszczy. Nie jest to
oczywiście nic osobliwego w tym świecie niedoli i potrzeby, którym przecież wszystko musi wszędzie
niewolniczo shiżyć, i które wszystko sobie przywłaszczają, by uczynić z tego swe narzędzie; nie wytaczając
nawet tego, co mogło być tylko wytworzone przy ich chwilowej nieobecności: piękna i poszukiwanej dla niej
samej prawdy.
Wyjaśnienie i potwierdzenie tego znajdujemy zwłaszcza rozważając instytuty - małe i wielkie, bogate i
biedne -które zakładano w różnych krajach i epokach dla zachowywania i wspierania ludzkiej wiedzy, i w
ogóle uszlachetniających nasz ludzki ród dążności intelektualnych. Wszędzie tu wkrada się niezabawem
brutalna zwierzęca potrzeba, by pod pozorem chęci służenia owym celom zawładnąć przeznaczonymi na to
środkami. Jest to źródło szarlatanerii, jaką można często znaleźć we wszystkich dziedzinach; istota jej -
jakkolwiek różne byłyby jej formy - polega na tym, iż nie troszcząc się o rzecz samą . uganiamy się tylko za jej
pozorem, a to dla naszych własnych, osobistych, egoistycznych celów materialnych.
Każdy bohater jest Samsonem: siłacz ulega chytrości tłumu słabych. Jeśli traci w końcu cierpliwość,
przygniata ich oraz siebie; lub też jest po prostu Guliwerem wśród Liliputów, których przeważająca liczba go
ostatecznie przeciąga.
Pewna matka dała do czytania swym dzieciom - dla ich edukacji i ulepszenia - bajki Ezopa. Wkrótce jednak
zwróciły one książkę, przy czym najstarsze odezwało się przemądrzale: „To nie książka dla nas! Jest o wiele za
głupia i dziecinna. Nie damy się już nabrać, jakoby lisy, wilki i kruki umiały mówić; już dawno wyrośliśmy z
takich żarcików!" Któż nie rozpozna w tych obiecujących chłopcach przyszłych oświeconych racjonalistów?
Stado Jeżozwierzy stoczyło się pewnego mroźnego dnia zimowego w zbitą gromadkę, aby przez wzajemne
ogrzanie ustrzec się przed przemarznięciem. Wkrótce jednak odczuty nawzajem swe kolce, co kazało im się
znowu od siebie oddalić. Gdy potrzeba ogrzania znowu je ku sobie przywiodła, to drugie zło się powtórzyło,
tak że miotały się między oboma cierpieniami, aż odkryły w końcu pośrednia odległość, w jakiej mogły
najlepiej znosić swą obecność. - Tak leż potrzeba towarzyskości, wynikła z pustki i monotonii własnego
wnętrza, popycha ludzi do wzajemnych kontaktów; ale cała wielość odrażających cech i nieznośnych wad
odpycha ich znowu od siebie. Pośrednie odległością, Jaką w końcu odkrywają, i przy której możliwe jest
współżycie, jest uprzejmość oraz dobre obyczaje. Kogoś, kto nic trzyma się w tej odległości, napomina się w
Anglii słowami: keep your distance - Na mocy tej odległości potrzeba wzajemnego ogrzania znajduje
wprawdzie tylko niepełne zaspokojenie, w zamian jednak nic odczuwa się ukłucia kolców. Ten wszakże, kto
ma dużo własnego, wewnętrznego ciepła, woli się trzymać z dala od towarzystwa, by nie sprawiać sobą ani też
nie doświadczać samemu uciążliwości.
*******************************************************************Piramida Cheopsa otwiera listę Siedmiu Cudów Świata i jest największą budowlą na Ziemi. Pomimo, że została wybudowana w czasach antycznych tym, co w sobie zawiera, zadziwia astronomów, matematyków, historyków i mistyków. Już choćby zastosowane w niej rozwiązania matematyczne, geometryczne i astronomiczne są tak dalece wyrafinowane, że nie do pomyślenia jest, aby wybudowało ją prymitywne społeczeństwo z epoki obróbki miedzi, które w tym czasie składało hołd chrabąszczom, kozłom i bykom.
Historia Egiptu datuje się od połączenia w jedno państwo Dolnego i Górnego Egiptu przez pierwszego króla (faraona) Menesa (wg Encyklopedii Powszechnej ok. 2850-2052 p.n.e.). w tych czasach król (faraon) posiadał władzę absolutną i uważano go za boga. Ten zamierzchły okres osnuty jest dla nas mgłą tajemnicy, ponieważ wszelkie zapisy na temat dawnych cywilizacji spłonęły wraz z największą na świecie Biblioteką Aleksandryjską w roku 51 n.e., która odbudowana i uzupełniona, spłonęła niestety ponownie w roku 398 n.e.
Pierwszymi współczesnymi badaczami tej piramidy byli Francuzi, którzy po podbiciu Egiptu zorganizowali w roku 1798 ogromną ekspedycję naukową z udziałem 150 uczonych. Inicjatorem tej wyprawy naukowej był sam Napoleon Bonaparte, który uległ urokowi tej największej na świecie budowli. Francuzi nie ograniczyli się do badania tylko piramidy, ale rozpoczęli także prowadzenie na szeroką skalę badań archeologicznych i założyli pierwszą instytucję do rejestrowania i systematyzowania prac archeologicznych pod nazwą Instytut Egipski w Kairze.
Plonem ich działalności, obejmującej całokształt zagadnień, było wydanie 24 tomowego dzieła ,,Opisanie Egiptu" (Description de l'Egypte), który po dziś dzień stanowi niezbędny podręcznik dla podejmujących studia nad Egiptem.
Pierwszymi odkrywcami sekretów Wielkiej Piramidy byli Anglicy - John Taylor i Piazzi Smyth. Pierwsi oni rozpoznali niezwykłą mądrość i ogromny zasób wiedzy, jaki został zakodowany w kształcie piramidy, jej komnat i przejść, a także w kierunkach tych na pozór irracjonalnie wykonanych korytarzy. Przekonani o konieczności przekazania ludziom prawdy o tym niezwykłym obiekcie, na badanie piramidy poświęcili całe swoje życie. w czasie tych wieloletnich dociekań często dokonywali odkryć, które szokowały historyków, astronomów i matematyków.
Ta mnogość niewiadomych znacznie się powiększa, jeżeli zaczniemy się zastanawiać, w jaki sposób piramida została wybudowana, bowiem dokładność dopasowania bloków kamiennych, których ilość szacuje się na około 23000000 sztuk, wykazuje niezbicie, że budowniczowie piramidy posiadali ogromną umiejętność i łatwość w wykonywaniu obróbki i transportu wielotonowych bloków kamiennych.
Absolutnie nie do przyjęcia są już wielokrotnie obalane hipotezy historyków o ciągnięciu po piachu na drewnianych klocach bloków kamiennych o wadze średnio 2 do 3,5 ton przez tysiące robotników. Okazało się to po prostu technicznie niemożliwe. A cóż dopiero mówić o blokach najcięższych, których waga dochodzi do 72 ton! Pewnym usprawiedliwieniem braku wiarygodnych informacji o sposobie wykonania piramidy może być fakt, że w okresie kiedy historycy: Maneton i Herodot - opisywali kto, kiedy i jak wybudował Wielką Piramidę, stała ona już co najmniej 2500 lat! I to w czasach, kiedy wiedza o przeszłości opierała się głównie na przekazach ustnych, a mity i legendy miały siłę wiarygodnej prawdy. Powyższe podaje w wątpliwość datę zbudowania tej piramidy, która zdaniem historyków przypada na epokę kamienną, a co najwyżej na okres początków znajomości obróbki miedzi, tj. na koło 3000 lat przed Chrystusem.
Trzy piramidy dumnie stojące na płaskowyżu w Gizie wyróżniają się pod wieloma względami spośród ponad 90 pozostałych znajdujących się w Egipcie. Nie są grobowcami, co się im często przypisuje, nie posiadają napisów tzw. Tekstów Piramid, posiadają natomiast niezwykłą, solidną konstrukcję, co sprawia, że pomimo zaliczania ich do najstarszych są w najlepszym stanie, podczas gdy później od nich wybudowane za panowania piątej dynastii przypominają niekiedy zwaliska kamieni, lub niewielkie kopce.
Obliczono, że piramida Cheopsa, zwana Wielką, Wspaniałą Piramidą (The Great Pyramid), waży ponad 6 miliardów ton, co obrazowo można porównać do 30 budynków Empire State Building (do niedawna największego budynku świata). Pomimo wielu tysięcy lat, które upłynęły od jej budowy, jest jak na swój wiek w bardzo dobrym stanie, chociaż została ograbiona z zewnętrznego poszycia, które było jej ozdobą. Część tego oblicowania można ujrzeć przy wierzchołku piramidy Chefrena. Jest to gładka powierzchnia z kamienia wapiennego wykonana z doskonale dopasowanych płyt kamiennych.
Źródło: www.kosmos.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz