Inspiracją do stworzenia tego tekstu była wypowiedź Rafała Ziemkiewicza, którą znalazłem w jego „Michnikowszczyźnie”, szydząca z polskiej maniery przedstawiania bohaterów historycznych. Ziemkiewicz porównał ten styl do pornografii.
W pornograficznym filmie „bohater” wchodzi do baru i po pierwszych słowach (albo i bez nich) wyrywa trzy napalone kobiety, które wyglądają jakby właśnie wyszły od fryzjera, manikiurzystki, wizażystki i krawca jednocześnie i zaspakaja je wszystkie trzy na miejscu. One zaś nie mają ani PMS, ani „tych” dni, ani nie „boli ich głowa”, nic z tych rzeczy. A w dodatku nie mają lepszego zajęcia, niż oddawać się facetowi wyglądającemu jak wycięty z reklamy siłowni. Na dokładkę gość ma takie możliwości, ze ma erekcję za erekcją bez jakichkolwiek przerw. Świat idealny.
Podobnie w polskiej tradycji przedstawiani są wybitni ludzie z naszej historii. Same chodzące świetliste ideały. Zero problemów. Zero wątpliwości. Zero wad. Uczyli się pilnie. Zdawali na piątkach, wszystkie bitwy wygrywali i ogrywali politycznie wszystkich. Nigdy nie popełnili żadnego błędu.
Samo wspomnienie o niedoskonałościach bohaterów brzmi jak kalumnia, kamień obrazy i herezja połączona z bluźnierstwem. W takim systemie myślenia nie ma miejsca ani na załamanie nerwowe Piłsudskiego w przeddzień Bitwy Warszawskiej – załamanie takie jest czymś normalnym w sytuacji silnego stresu przed decydującą rozgrywką, wie to każdy, kto się jedynie oświadczał – ani na błędne i per saldo szkodliwe dla Polski koncepcje Dmowskiego w późniejszym wieku, choć przecież każdy wie, że wybitnym umysłom nieraz zdarzyło się palnąć bzdurę.
Takie rozumowanie skutkuje przede wszystkim jego odwrotnością, czyli całkowitą negacją każdego, kto stanowi przeciwieństwo bohatera uznanego przez nas aż do takich absurdów, jak kwestionowanie w ogóle udziału Piłsudskiego w zwycięstwie pod Warszawą, czy dezawuowanie całego dorobku umysłowego i politycznego Romana Dmowskiego. Jeśli ktoś jest dobry, to idealny, dotknięty geniuszem i palcem Bożym, mąż stanu i Opatrzności (nie wiem, czy to nie bigamia) i w ogóle niekrytykowalny ideał. Jeśli zły, to całkowicie i zupełnie bez jakiegokolwiek prawa do racji i słuszności w najmniejszej choćby sprawie. Jeśli powie, że Ziemia jest kulista i wiruje wokół Słońca, to natychmiast odezwie się chór udowadniający, że wprost przeciwnie.
Takie chore podejście zero-jedynkowe uniemożliwia prawdziwą i rzeczową dyskusję o koncepcjach politycznych i gospodarczych, problemach i wydarzeniach historycznych. Nie można przy tak totalnym stosunku do postaci historycznych wyłowić ich błędów i racji i poddać analizie, bo ich po prostu nie widać.
Tyle koncepcja Ziemkiewicza. Ma ona jednak szerszy kontekst, który pozwolę sobie nazwać generalnie „pornografią sukcesu”. Jest to – w ślad za powyższym opisem – takie przedstawianie rzeczywistości, które generuje jej fałszywy i w istocie demoralizujący obraz.
Pornografia sukcesu polega zatem na prezentacji bohaterów jako herosów bez skazy, którym wszystko przychodzi bez wysiłku, którzy nie muszą w zasadzie się starać i którzy zawsze odnoszą sukcesy, nie ponosząc porażek. Mają same zalety i żadnych wad, a ich przeciwnicy, to samo zło wcielone.
Najbardziej znanym w Polsce serialem prezentującym pornograficzne podejście do kwestii sukcesu jest… amerykański serial „Dynastia”. Młodsi mogą nie pamiętać, więc w skrócie: jest to historia rodziny teksańskiego potentata naftowego. Człowieka przystojnego, bogatego, szlachetnego, który ma piękną i czarującą żonę oraz gromadkę brojących dzieci popełniających błędy, ale przecież mających złote serca, ble, ble, ble, bleeeee….
Oczywiście, jest też czarny charakter, a jest nim pierwsza żona głównego bohatera knująca przeciw niemu wraz z jego głównym rywalem w interesach. Hm, jest rysa na postaci głównego bohatera, bo rozwiódł się z pierwszą żoną, żeby poślubić sekretarkę. A nie, on jest idealny, bo to była jej wina.
Szczytem perwersji w serialu był dialog między głównym bohaterem, a jego (drugą) żoną, kiedy on oświadcza jej, że nie boi się stracić dla niej majątku, bo jeśli zostanie mu jeden dolar, to za rok będzie znowu miał milion. No permanentna erekcja.
To samo dotyczy innych dziedzin. Jeśli mamy dowódcę, to takiego „co się kulom nie kłaniał”, jak rzekomo niejaki generał „Walter”. Jeśli polityka, to tylko takiego, któremu w osiągnięciu celu przeszkodził „niedojrzały naród”, choćby cała jego polityka była totalną katastrofą, jak w przypadku margrabiego Wielopolskiego.
Słowem, pornografia.
Oczywiście, może się zdarzyć, że jakiś szczególnie obdarzony facet trafi w przydrożnej knajpie trzy napalone laski, które zechcą oddać mu się tu i teraz, bo właśnie czekały na kogoś takiego wiedząc, że dość często się tu pojawia. I niewątpliwie takie sytuacje się zdarzają. Kto był na szkoleniach w służbach mundurowych, może potwierdzić, że to najlepsza wylęgarnia rozwodów z powodu zdrad. Zresztą, taka sytuacja może zdarzyć się też, kiedy kobiety znajdują się w kryzysie, mają problemy z samoakceptacją, czy też zostały poddane działaniu środków odurzających, a facet jest na wspomaganiu np. narkotykowym.
Może też się zdarzyć, że ktoś w krótkim czasie zarobi dużo pieniędzy. W jednym z reportaży Wiesław Górnicki opisywał jak w czasie blackoutu na Wschodnim Wybrzeżu USA, kiedy z powodu awarii małego przekaźnika padł prąd od Zatoki Bafina w Kanadzie do Miami w USA, w Nowym Jorku czternastoletni chłopak w ciągu kilku godzin zarobił fortunę. Pożyczył od matki dwadzieścia dolarów i kupił partię latarek z bateriami, które natychmiast sprzedał dwa razy drożej przy najbliższym wyjściu z metra. Wrócił do sklepu, kupił dwa razy więcej latarek i znowu sprzedał. Gdy popłynął prąd był właścicielem ponad 200 dolarów. Podobnie wielkie fortuny powstały w Polsce w czasie tzw. afery Banku Śląskiego, gdy na giełdę trafiły akcje tej instytucji mocno niedoszacowane (sprzedawane znacznie poniżej faktycznej wartości). W ciągu kilku dni na giełdzie wartość akcji skoczyła 200 krotnie. Ci, którzy je wtedy sprzedali, zarobili na czysto 199 złotych za każdą zainwestowaną złotówkę, a inwestowano po kilka, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ponieważ osób, które tak zagrały sprzedając akcje kilka dni po wejściu banku na giełdę, było niewiele i stanowiły dość zwartą grupę powiązaną towarzysko, powstało podejrzenie, że niedoszacowanie było celowe, a osoby te wiedziały, że ich cena gwałtownie wzrośnie.
Może być też tak, że jakiś dowódca ma tak znakomite rozeznanie dzięki wywiadowi, albo stosuje tak nowatorskie metody walki, że rzeczywiście nie ma na niego mocnych. Dariusz, Hannibal, Gajusz Mariusz, Cezar, Atylla, Napoleon, Guderian, Żukow… Wielu było takich. To zresztą Cezar swoim „VENI, VIDI, VICI” zapoczątkował pornograficzne traktowanie sukcesu. Ale jeśli się przyjrzymy, to w istocie ich sukcesy wynikały przede wszystkim z kompletnego nieliczenia się z ludźmi i traktowania ich jak mięso armatnie faszerowane afrodyzjakami obietnic, co będzie, jeśli wygrają. Hannibal w każdej z bitew tracił większość swojego wojska, aż w ostatniej bitwie na terenie Italii miał pod komendą zdemoralizowaną zbieraninę, a nie armię. Cezar obiecywał za zwycięstwo dosłownie wszystko z nadaniem ziemi (której w Italii nie było) włącznie. Napoleon ględził o chwale, ale w przypadku odwrotu potrafił pod Waterloo rozstrzelać z armat swoją wierną gwardię. Żukow cofającym się strzelał w plecy. Ich zwycięstwa nie były ani łatwe, ani błyskotliwe.
Może też zdarzyć się, że mały oddział pokona znacznie większe siły, jak polska husaria choćby pod Kircholmem, czy Kłuszynem, nasi szwoleżerowie pod Somosierrą, czy Spartanie (o mały włos) Persów pod Termopilami. Ale w każdym z tych przypadków mamy do czynienia albo ze sprzyjającym ukształtowaniem terenu (Termopile), albo ze zdemoralizowanym przeciwnikiem i słabą widocznością ograniczającą możliwości (Somosierra), albo z zastosowaniem nietypowej, nieznanej przeciwnikowi taktyki (husaria) czasem w połączeniu ze skłóceniem i brakiem dyscypliny w obozie przeciwnika (Kłuszyno).
Zdarzyło się też parę razy w historii uzyskanie maksymalnego wyniku przy minimalnych nakładach, jak w przypadku rewolucji bolszewickiej, kiedy kilkunastu zdeterminowanych bandytów w kilka dni opanowało ogromną Rosję, czy w przypadku odzyskania niepodległości Polski w 1918 roku, gdy od października do grudnia uwolniono znaczną część ziem polskich i ustanowiono rząd w zasadzie bez strzału. Do walk doszło tam, gdzie nałożyły się na siebie dążenia różnych narodów, jak we Lwowie. Ale we wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z ludźmi zdeterminowanymi działającymi w warunkach jakiegoś kryzysu, przeciw zdemoralizowanemu przeciwnikowi, który zupełnie nie zamierza podejmować przeciwdziałania.
I to jest to, co łączy wszystkie opisane powyżej przypadki. Z jednej strony mamy determinację (wyposzczonego, napalonego faceta, żądnego sukcesu wodza lub biznesmena, czy też gotowych na wszystko walczących o swoją przyszłość ludzi), a z drugiej jakiś kryzys, demoralizację, upadek, przy czym często znaczenie mają różne wspomagacze (narkotyki, afrodyzjaki, działalność szpiegów, korupcja, „przecieki” itp.). Jednym słowem strona zdeterminowana w jakiś sposób wykorzystała słabość strony będącej w stanie kryzysu i demoralizacji czasem stosując dodatkowe wspomaganie.
Łączy te przypadki też to, że są szczególne, nietypowe i właściwie niepowtarzalne. Budowanie na nich jakiejkolwiek reguły jest więc błędem prowadzącym do katastrofy.
W rzeczywistości zarówno skuteczny podryw, jak i zrobienie dobrego interesu, wygranie bitwy, czy osiągnięcie celu politycznego wymaga wielokierunkowych działań i wielokierunkowych inwestycji, zabiegów, starań, uwodzenia. Zasada „VENI, VIDI, VICI” po prostu nie działa na co dzień.
Mężczyzna chcący uwieść kobietę po pierwsze musi wiedzieć, że mało która zechce się nim dzielić, więc poderwanie trzech na raz jest raczej mało prawdopodobne. A już podołanie trzem kłóci się z biologią. Musi więc zacząć od wyboru „celu” (przepraszam panie za to porównanie). Musi też określić, czego chce: „numerka”, przelotnego romansu, czy trwałego związku. Następnie musi zainwestować przynajmniej w AXE, a na poważnie w kolacje, imprezy, taksówki, ewentualnie benzynę, odpowiednie ubranie, fryzjera, kino, teatr, koncerty i cały czas prowadzić dialog będący niczym innym, niż rozpoznaniem połączonym z negocjacjami. O sukcesie nie będzie decydować to, czy uda mu się wciągnąć kobietę do łóżka, tylko czy cel jaki osiągnął jest adekwatny do zastosowanych nakładów. Jeśli facet musiał czarować kobietę przez dwa lata, żeby spędzić z nią jedną noc, to zdecydowanie poniósł porażkę, bo nakłady były niewspółmierne do osiągniętego celu, choć zgodnie z filozofią pornograficzną cel osiągnął, czyli powinien mówić o sukcesie.
Ale jeśli po miesiącu czarowania udało mu się nakłonić kobietę do zwierzenia się ze swoich uczuć i zadeklarowania zainteresowania nim, to mimo, że nie osiągnął celu, ma sukces, bo stosunkowo niedużym nakładem środków uzyskał jeden z celów pośrednich prowadzących do sukcesu ostatecznego.
Podobnie w biznesie. Można szybko zdobyć nawet miliard złotych wypełniając odpowiednią ilość kuponów Lotto i wyczerpując w ten sposób wszystkie możliwości wyników losowania. Tylko, że koszt tej operacji będzie kilka razy wyższy, niż wygrana. Każdy biznes wymaga inwestycji, nakładów, zabiegów, starań, negocjacji, rozpoznania. O tym, czy w biznesie osiąga się sukces decyduje nie zarobienie konkretnej kwoty, tylko bilans przychodów i kosztów, który musi zakończyć się jakimś zyskiem. Od tego, czy ten zysk jest i czy wystarcza na przeżycie i rozwój firmy zależy, czy biznes jest opłacalny, czy nie, a więc, czy jest sukcesem.
To samo dotyczy działań wojennych. Znowu nakłady, zabiegi, negocjacje, rozpoznanie. O zwycięstwie decyduje nie ilość wygranych bitew, a wynik finałowy (mawia się nawet, że armia brytyjska przegrywa wszystkie bitwy z wyjątkiem ostatniej) oraz… bilans zysków i strat (istnieje takie pojęcie jak pyrrusowe zwycięstwo, czyli sukces okupiony stratami uniemożliwiającymi dalszą walkę). I to nie tyle wynik militarny, ile… polityczny, bo wojna, to polityka prowadzona innymi metodami. Przykładem przegranej bitwy wygranej politycznie tak, że do dziś jest symbolem zwycięstwa jest… bitwa pod Płowcami między wojskiem Władysława Łokietka a Krzyżakami (przegraliśmy, ale tak, że Krzyżacy się wycofali i nabrali respektu).
To samo dotyczy działań ogólnie politycznych. Wymagają tego samego: nakładów, zabiegów, negocjacji, rozpoznania, a o sukcesie decyduje, czy posunęliśmy się do przodu i o ile w konteście bilansu zysków i strat. W tym też kontekście Wiktor Suworow kwestionuje zwycięstwo ZSRR w II wojnie światowej, bo mimo militarnego pokonania Niemiec korzyści uzyskane przez sowietów były nieznacznie większe od tego, co mieli w 1941 roku, a w stosunku do planów i kosztów były w zasadzie nieznaczne. Podobnie Wielka Brytania nie traktuje zakończenia wojny euforycznie, bo w 1945 roku, w wyniku wojny, zaczął się rozpad Imperium. Odwrotnie, po wojnach napoleońskich na Kongresie Wiedeńskim udało nam się uzyskać więcej, niż mieliśmy przed wkroczeniem Napoleona do Polski. To był majstersztyk polskiej dyplomacji, a konkretnie Adama Czartoryskiego: być po przegranej stronie i zyskać więcej, niż dwaj ze zwycięzców (Austria i Prusy na rzecz Rosji straciły część ziem polskich zagarniętych w III rozbiorze).
Oczywiście, w ogólnym bilansie ma znaczenie odległość między wyznaczonym celem, a realnym osiągnięciem. Ale ma to znaczenie tylko w kontekście poniesionych kosztów. Im bliżej jesteśmy ostatecznego celu przy niskich kosztach, tym sukces większy. Rok 1918 był witany euforią, bo spełnił marzenie Polaków, które szyderczo tak podsumował Józef Piłsudski: Polacy chcą mieć wolność, ale chcą, by kosztowała grosz i kroplę krwi. W 1918 roku wolność kosztowała grosz i kroplę krwi. Ilość ofiar zarówno obrony Lwowa, jak i pierwszych dni Powstania Wielkopolskiego była nieznaczna w porównaniu ze stratami, jakie przyniosły wojny z sowietami, Niemcami i Czechami w latach 1919-1922.
Z drugiej strony, nie ceni się tego, co przychodzi łatwo.
Skutki pornografii są ze wszech miar negatywne zarówno w wymiarze towarzyskim, jak i ekonomicznym, wojskowym, politycznym i każdym innym.
Chłopak wykształcony na pornografii nie rozumie żadnej części słowa „nie”. Nie rozumie, że marzeniem kobiet wcale nie jest bycie zaspokojonymi przez niego i że bardziej cenią sobie one możliwość porozmawiania i zwierzenia się oraz znalezienia w kimś oparcia i budowy relacji, niż „przygody” łóżkowe. Nie potrafi nawiązywać i budować relacji w normalny sposób, nie umie negocjować, ani rozpoznawać nastrojów kobiety. Jedyna droga jaką zna, to wykorzystanie słabości lub sprowokowanie jej przez alkohol i jakaś forma ostrzejszego lub łagodniejszego gwałtu. Kobieta jest tylko po to, żeby zapewnić mu spełnienie jego pożądań i powinna – jego zdaniem – być szczęśliwa, że on zechciał łaskawie ją wykorzystać.
Człowiek wychowany na pornografii biznesu będzie aferzystą „kręcącym lody” dzięki niejasnym przepisom i korupcji (ciekawa zbieżność nazw z obu dziedzin pornografii: kręcić lody-robić loda). Rynek jest dla niego nie miejscem równorzędnej gry równych przedsiębiorców, ale miejscem, gdzie można się nachapać. Im szybciej, tym lepiej. Tacy ludzie stoją za większością afer w Polsce i na świecie. To oni stworzyli system bankowy, który doprowadził do obecnego kryzysu.
Wychowani na pornografii sukcesu dowódcy marnują życie żołnierzy na osiągnięcie celów nieosiągalnych lub takich, które wymagają żmudnej, delikatnej pracy i nakładów powiązanych z dobrym rozpoznaniem i negocjacjami. Nie rozumieją tej prawdy, że o sukcesie nie decyduje osiągnięcie celu militarnego, ale rachunek zysków i strat. Nie inwestują więc np. w siły specjalne zdolne małym kosztem sparaliżować całe dywizje, a podniecają się paradami i pokazowymi ćwiczeniami jak erotoman swoim libido. Chcą być napoleonami i cezarami, ale bliżej im do Pyrrusa.
Wreszcie pornograficzni politycy nie potrafią budować normalnych relacji międzyludzkich. Wyborców traktują jak stado baranów zgodnie ze słowami najsłynniejszego politycznego pornografa w historii, Adolfa H., ze lud jest jak kobieta, a kobieta lubi, gdy ją gwałcić (nawiasem mówiąc, problemy erotyczne Hitlera świadczą, że mógł on być wychowany na pornografii). Nie umieją ograniczać się w swoich żądaniach. Jak władza, to całkowita. Jak sukces w wyborach, to 100%. Żadnego oporu, żadnego sprzeciwu. Pełne oddanie ludu wszechwiedzącej władzy. Podobnie nie potrafią oni budować partnerskich relacji między państwami albo usiłując gwałcić partnerów wymuszając swoje racje, albo ulegając gwałtowi w zamian za zapewnienia o swojej wartości.
Wychowani na pornografii zwykli ludzie nie potrafią dokonywać realnej oceny rzeczywistości biorąc fantazje za realia i oczekując błyskotliwych sukcesów przy minimalnym lub żadnym nakładzie kosztów. Jak zwycięstwo, to całkowite. Jak sukces, to absolutny. Żadnej finezji, żadnego cieniowania, żadnego odniesienia do realiów.
Oceniają przez ten pryzmat historię bredząc o jednym wygranym powstaniu, choć tylko na Wielkopolsce wygranych powstań było co najmniej trzy, a jeśli się uprzeć, to dałoby się doliczyć pięciu. A jak doliczyć Śląsk, Lwów, Galicję, Sejny, Warszawę (dwa razy!) i inne udane zrywy, to było ich więcej.
Nie mają szacunku do mrówczej i zapobiegliwej pracy oczekując iście pornograficznego sukcesu dla niepoznaki nazywanego cudem. Jeśli z dnia na dzień nie osiągną stuprocentowego zysku, twierdzą, że przegrali.
Podobnie od sportowców oczekują rzeczy niemożliwych, jak wygranie w meczu piłkarskim z trzecią drużyną świata, której drugi skład przewyższa nasz pierwszy i marudzą, gdy naszym piłkarzom z 36 miejsca w rankingu uda się uzyskać remis.
Cóż, skutki pornografii.
Krótko przed zamachem majowym Józef Piłsudski powiedział, że polskie życie publiczne zżera prostytucja powodująca, że wszystko, łącznie z ustawami, można kupić. Obecnie nasze życie zżera pornografia.
1 komentarz:
Thiѕ рaragraph will hеlp the internet visіtorѕ for
cгeating new websіtе or even а blog
from stаrt to еnd.
Ηerе is my web pаge; Same Day Payday Loans
Prześlij komentarz